Nigdy się nie przyjaźniłam z Renatą, ani jej bratem. Nawet kiedy dużym wysiłkiem woli udało się cała rodzinę namówić na leczenie psychiatryczne w czasach podstawówki i wydawali się mili, nie byliśmy zaprzyjaźnieni. Byliśmy w trójkę tylko znajomymi ze szkoły. Taka była moja decyzja, nie chciałam z nimi utrzymywać kontaktów, już wtedy zbyt mnie zniszczyli. Z takimi ludźmi człowiek się nie trzyma, zbyt duża trauma.
Niestety wkroczyła w to prześladująca mnie zakonnica i jej znajomy egzorcysta, który sterroryzował cała rodzinę Renaty i zostali zmuszeni – ludzie poddają terrorowi zaczynają wykonywać polecenia prześladowcy – do zrezygnowania z leków.
Moi rodzice ani moja siostra nie wiedzieli o tym, że nikt z nich się już nie leczy. Znalazłam się w potrzasku, pomiędzy moją rodziną, która uważała, że leczących się chorych nie należy odrzucać i nie chciała mi uwierzyć, że nie jest z nimi dobrze, a wariatami, którzy mnie nękali, bo nie brali leków. A bardzo szybko przestali się leczyć.
W pewnym momencie moja mama uwierzyła zapewnieniom Renaty, która ją nękała telefonicznie, że jest moją przyjaciółką. Schizofrenik nastawia rodzinę przeciwko swojej ofierze, czyli osobie, na której punkcie ma obsesję, więc nic dziwnego. O mało nie umarłam z przerażenia, gdy dowiedziałam się, że potwierdziła jej wersję o wielkiej przyjaźni pewnej osobie. Ale i tak uważam, że ta osoba powinna najbardziej i przede wszystkim słuchać tego, co ja mam do powiedzenia na temat ludzi, którzy się podają za moich znajomych czy wręcz przyjaciół. Szkoda tylko, że nie zapytała ta osoba mojej mamy o Rafała i to urojone przez niego dziecko, które niby miałam mieć przed studiami, byłoby jasne, że ta rodzina się nie leczy.
Właśnie wtedy, kiedy moja mama potwierdziła coś, co zniszczyło mi życie, ze złości na nią zaczęłam się wyprowadzać z domu, bo chciałam zupełnie zerwać kontakty z durną rodziną(1), ale zostałam tak brutalnie zaatakowana przez wariatów i Kościół, że ze stresu zaczęłam mieć problemy z pamięcią.
Moje podejście do rodziny Renaty i Rafała jest takie, że za dużo przez nich przecierpiałam, żebym chciała ich oglądać, nawet jeśli jakimś cudem zaczną się leczyć. Żałuję, że nie mieszkam na przykład w Arizonie. Jest to jeden ze stanów, gdzie stosuje się zasadę prawną stand your ground, czyli że mogę skutecznie się bronić przed napadem w domu, tym bardziej, że ci wariaci grozili mi śmiercią za to, że nie chcę wyjść za Rafała i byłam za karę duszona. Rafałowi na lekach mija chęć do żeniaczki ze mną. Więc niech ktoś go w końcu namówi do leczenia. Proponowane mi przez kler wyjście za niego nie jest rozwiązaniem, bo nudny, głupi i bez wykształcenia. Nie jest też moim typie, bo nie jest metalem. Poza tym wiem, że co grozi zdrowej osobie w takim związku.
Ostrzegam, naruszenie miru domowego i w Polsce też jest osądzane bardzo srogo, chociaż rzeczywiście mniej mi wolno niż w Stanach. Zamierzam się bronić przed tą rodziną z piekła skutecznie. Gaz pieprzowy jest dozwolony wszędzie. I biorąc pod uwagę moją traumę i cała historię wcześniejszych nękań, mogę swobodnie stracić panowanie nad sobą i liczyć, że sąd orzeknie co najwyżej czasową niepoczytalność.
Nie pozwalam ani Renacie ani Rafałowi się do mnie zbliżać, to samo dotyczy Nycza, pierdolniętej zakonnicy, czyli mojej dawnej katechetki lub jej zaprzyjaźnionego egzorcysty. To są ludzie, którzy mnie zniszczyli oraz zniszczyli wiele innych osób, często ze skutkiem śmiertelnym.
Nie mam zamiaru już kiedykolwiek ponawiać prób namówienia tych ludzi na leczenie się. Robiłam to sama, robiłam to w towarzystwie psychiatrów oraz psychologów. Nikt nie dał rady. Nie mam już na to zdrowia. Mają się ode mnie odpierdolić. Zbyt dużo stresów wywołuje ich pojawienie się gdzieś w moim towarzystwie.
⛧⛧⛧
(1) Nie chcę wyliczać dokładnie ile, ale powiem tylko , że w sumie durnota moich bliskich kosztowała mnie praktycznie całe życie cierpień i uciekania przed wariatami oraz imbecylami z Kościoła, podczas gdy ja słyszałam wypowiedziane ze słodkim uśmiechem coś w rodzaju „ale trzeba umieć żyć w zgodzie ze wszystkimi”, lub „ale przecież oni się już leczą”. Albo zaprzeczano, że kiedykolwiek byłam atakowana. Też nie zamierzam pisać o robieniu ze mnie wariatki, bo komuś coś nie mogło się zmieścić w głowie. No, niestety, narcyz jest w stanie z głupoty zabić własne rodzeństwo lub własne dziecko, bo uwierzy wariatowi, albo imbecylowi. Na całe szczęście żaden narcyz już nie będzie nigdy decydował w moich sprawach. I oczekiwanie wariatów i imbecyli, że „moja siostra im pomoże” są – przynajmniej mam taką nadzieję – płonne w obecnej sytuacji.