Moja schizofreniczna koleżanka z czasów podstawówki przedstawia się norweskim nazwiskiem Haraldson i opowiada, że jej rodzina przybyła z Norwegii. Zabawne są tutaj dwie rzeczy. Po pierwsze całkowicie serio potrafi powiedzieć, że Norwegia leży na południu Europy i jest tam ciepło.
Podejrzewam, że to wynik mojej dezinformacji sprzed lat, kiedy nie spodobało mi się, że tak mnie wypytuje o wszystko, co dotyczy mojego szlachectwa. Gdy dorosłam i zaczęłam studiować kryminologię, dowiedziałam się, że schizofrenik uczy się od ofiary swojej obsesji wszystkiego, co jest mu potrzebne, żeby ją udawać. Tak było wtedy z Renatą.
Drugą zabawną rzeczą jest, że Renata przedstawia się jako Haraldsson i twierdzi, że forma Haralsdottir jest niepoprawne, co jednoznacznie wskazuje, że jej rodzina nie mogła przybyć z Norwegii. Końcówka „son” oznacza mężczyznę, a „dottir” kobietę. To tak jakby jakaś Amerykanka upierała się, że jest Polką i nazywa się Kraszewski, a nie Kraszewska. Jest to coś, co pochodzi ze staro norweskiego i każdy wielbiciel sag zainteresowany epoką wikingów wie o co chodzi. Te formy nazwiska pozostały w użyciu na Islandii, bo ten kraj posługuje się bardziej językiem, który jest pewną lingwistyczną skamieliną.
Problem ze schizofrenią jest taki, że chory może prawie bezobjawowo funkcjonować, szczególnie jeśli ktoś nie zadaje niewygodnych pytań i uchodzić za zdrowego. Wystarczy jednak pojawienie się obiektu zawiści schizofrenika lub skuteczne udowadnianie choremu, że mówi nieprawdę, żeby jego urojenia wystrzeliły pod sufit, bo bez leków objawy nie miną. Widać to była lata temu na Warszawskich Targach Książki przy norweskim stoisku zorganizowanym przez Ambasadę Norwegii, która jak co roku obchodziła Święto Flagi. Natknęłam się tam też na mojego krewnego ze strony mamy mojego taty i razem obserwowaliśmy Renatę udającą kogoś, kto tam pełni oficjalne książęce funkcje. Zapytałam Ambasadora o nią, ale oczywiście nie była w żaden sposób związana z Ambasadą, czy poproszona o pomoc. Ambasador patrzył na Renatę, jak na idiotkę, a schizofreniczka przeżywała swój sen na jawie, udając norweską królową. Przedstawiłam się Ambasadorowi i powiedziałam, że moi przodkowie ze strony taty mieli norweskie korzenie i że dla niego było to bardzo ważne. Pośmieliśmy się chwilę z Renaty i tego, że uważa, że nazywa się Haraldsson (z domu, z tego co wiem, to ta schizofreniczka nazywa się Nowak) i poszłam dalej oglądać książki.
Zastanawiam się, jak Renata i jej enabler Nycz wytłumaczą, że jednak z domu jest Nowak, a nie Haraldsson. Ta, już widzę jak ten jej ojciec pedofil jest szlachcicem i to na dokładkę norweskim, a ona sama utalentowaną pływaczką, której niby miałam zniszczyć karierę. Jak do tej pory opowiadają o mnie tak głupie bajki, że już wszystkim znudziło się ich słuchać. Ciekawe czy wymyślą coś nowego i jeszcze bardziej zabawnego.
A jak na razie, nikt nie powinien tej schizofreniczce ufać i wierzyć, że przekazuje wiadomości od jakiś zakochanych w jej przyjaciółkach mężczyzn. Tylko największy jełop jest w stanie uwierzyć, że w czasie Internetu, natychmiastowych wiadomości – nie tylko tekstowych – FaceTime’a, emaila i innych tego typu udogodnień, jakiś człowiek potrzebuje pośrednictwa schizofreniczki, żeby się oświadczać jakiejś idiotce. Ciekawe jak ta schizofreniczka wyjaśni, że wspomniany facet nie wziął od niej numeru kobiety, w której podobno ma być po uszy zakochany? Oraz ciągnie tę szaradę przez dekady?
Zaręczam, że ani wcześniej Michał, ani później Adam, nie znali wspomnianej powyżej schizofreniczki, ani nie prosili jej o przekazywanie informacji o ich głębokich uczuciach do kogoś. Renata naprawdę nie jest przyjaciółką wszystkich ludzi na planecie. Jej słowa to urojenia i celowe zmyślenia, które rozpowszechnia, aby przeprowadzić swoje schizofreniczne intrygi. Gdy ona wysiada, bo jest za głupia i niewiarygodna, rusza do ataku jej enabler i zaciera ślady, lub mówi jej, co ma powiedzieć, żeby wybrnąć.
Z enayblerem Renaty też nie mam nic wspólnego, jestem ateistką od dziecka i proszę mnie odpowiednio traktować. Na blogu wisi gdzieś moja apostazja, nie ma powodu w nią wątpić.
Nie chce mi się nawet wymieniać wszystkich kłamstw Nycza oraz Renaty, ale jest ich całe morze. Z większości ich „rewelacji”, jakie rozprowadzili na mój temat, ludzie się po prostu śmieją.
Nycz i Renata to ludzie śmieszni i godni ubolewania. Ich fani również. Nie mówiąc o paniach, które uznały po wysłuchaniu ich bajd, że jestem niebezpieczna, i że one „się mnie boją”. Są tak samo śmieszne. Jedyne, co mogę komuś zrobić, to doprowadzić do czyjegoś słusznego skazania w sądzie. W odróżnieniu od Renaty i jej brata nie atakuję ludzi fizycznie, nie mam urojeń i nie kłamię.
A już pomysł, że jakieś beztalencie zostanie największą pisarką świata, bo, będąc dzieckiem, jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, „poznało Yennefer” (czyli schizofreniczkę, której prośbę zaczęło mnie zaszczuwać), jest tylko zabawną dziecięcą przechwałką. Ani Renata nie jest „Yennefer”, ani to dziecko nie ma tego czegoś, co sprawia, że chce się je czytać. Dziecko powinno się było pilnie uczyć, a nie brać udział w intrygach i zaszczuwaniu dorosłych.
Ta schizofreniczka z nikogo nie zrobi pisarza, niepotrzebnie przysięgaliście jej wierność jako „szlachetnie urodzeni rycerze”. Niepotrzebnie mnie rozjebaliście na jej polecenie w czasie, gdy byłam studentką. Na nic też wam przyszły kolejne późniejsze ataki na mnie w fandomie.
Macie się po prostu ode mnie odpierdolić.
Powiedziałam dokładnie to samo wcześniej już wiele razy, ale gang Renaty – jak przystało na osoby niezrównoważone i głupie – postanowił ponownie mnie zaszczuć, licząc na skutek śmiertelny, żeby postawić na swoim i ukryć prawdę. Ciekawe jak im się spodoba, co osiągnęli do tej pory? Bo ja zawsze dzięki moim prawdziwym przyjaciołom staję na nowo na nogi i mówię dokładnie to samo. Jedyna zmiana jest taka, że moi prześladowcy mają coraz gorszą sytuację prawną, bo syndrom sztokholmski połknął mi kolejne lata życia. I nigdy już nie urodzę dzieci, nawet jeśli wyjdę za mąż.
Prawda jest jedna i niezmienna. Syndrom sztokholmski, amnezja oraz fałszywe wspomnienia jej nie zmienią. Nie zaszczułam nikogo, nikogo nie zniszczyłam. To ja i moi przyjaciele byliśmy ofiarami Renaty oraz Nycza. Oni zostali zniszczeni za to, że mnie znali i zweryfikowali różne stwierdzenia Renaty oraz jej rodziny.
No więc, nie – nic, co mówi Renata nie jest prawdą. Andrzej się do niej nie przyznaje. Ja też nie chcę jej znać.