Palma jej odbiła

Od dziecka uciekam przed wariatami oraz imbecylami związanymi z Kościołem Katolickim. Pod wpływem mojej schizofrenicznej koleżanki z podstawówki „rozpoznali” u mnie chorobę psychiczną, która objawiała się głównie tym, że nie potwierdziłam ani słowa z urojeń Renaty czy Rafała na mój temat.

Nic się nie zgadzało z jej urojeniami, więc każde słowo prawdy było wzięte za dowód „choroby”, więc imbecyle bez żadnego przygotowania medycznego czy psychologicznego zaczęli mnie leczyć. I zaleczyliby mnie tak na śmierć (mam za sobą trzy próby samobójcze, w dzieciństwie mnie odratowano, dwa razy sama się cofnęłam), gdyby nie ludzie, którzy naprawdę mnie znają, także moje przygotowanie kryminologiczne mi nie zaszkodziło. Zaszczucie przez schizofrenika zawsze kończy się śmiercią ofiary, ja ratuję się ledwo-ledwo, i tylko dlatego, że mam wiedzę i istnieją media społecznościowe, więc mogłam szybko alarmować ludzi i informować, co się dzieje. Zna mnie też sporo osób, które wiedzą, jak bzdurny bełkot wydali z siebie kościelno-fandomowi schizofrenicy.

Przy okazji – nic nie chcę od fandomu, przekonanie ludzi z otoczenia Renaty, że uniemożliwienie mi zrobienia „kariery” pisarskiej sprawi, że mnie złamią i zacznę za nich pisać, żeby mogli chodzić w chwale, jest całkowicie fałszywe. Już dawno odeszłam z fandomu, napisałam konkursowy, wygrany tekst na prośbę Piotra i tylko dla niego to napisałam. Bardzo chciał, żebym nie rzucała pisania. Żadna schizofreniczka nie miała nic wspólnego z żadnym z moich tekstów, to nie ja jestem plagiatorką. Imbecyle kierują się przekonaniem, że pisarze są jak krowy na hormonach, że teksty muszą płynąć jak mleko i że ja muszę pisać. WIęc się złamię i będę im dostarczać teksty. Jest to przekonanie całkowicie fałszywe, pisanie jest na ostatnim miejscu moich priorytetów. Więc tępe schizofreniczne pizdy nie będą udawać pisarek i autorek moich pomysłów. Ich wielbicielki też mogą się odpierdolić. Bardzo proszę, jaki tekst czy samodzielny pomysł kiedykolwiek miała Renata?

Mój ojciec miał swoje powody, żeby wyjechać z Francji. Wcale mu się nie dziwię. Przewiduję, że wariaci z Opus Dei nie będą się leczyć, więc też będę dużo czasu spędzać za granicą. Nękali mnie i nadal nękają idioci, którzy nie byli w stanie sobie wyobrazić, że mój norweski przodek ożenił się z Polką i tu osiadł, co wcale nie jest dziwne dla norweskiej arystokracji. Ludzie naprawdę mają prawo mieszkać, gdzie chcą. Do kompletu mój tata był naturalizowanym Francuzem, więc to też zostało uznane za dowód mojej „choroby”, bo przecież ma polskie nazwisko.

Cała ta sekta skupiona wokół „świętej” Renety (uznali, że bo „wie rzeczy, których nie może wiedzieć”, ergo w ich przekonaniu wizje jej zsyła Bóg – nie dziwcie się, to prymitywy i ludzie chorzy psychicznie) tropi wszelkie świadectwa tego, że jestem chora psychicznie, a Renata wszystko wie i nigdy się nie myli. Oczywiście, że się myli, jej urojenia już nawet nie są zabawne, tak bardzo są za to typowe.

Oczywiście miało być moim urojeniem ciągnięcie psychologii jako drugiego kierunku. Ba! W pewnym momencie zadręczano mnie wmawiając, że mojego pierwszego kierunku anglistyki też nie studiuję. Miałam też nie mieć matury i być w ukryciu mężatką. Za to miałam podobno być sprzedawczynią. Za to Renata, sklepowa bez matury, z chorym uporem podawała się za studentkę obu moich wydziałów. W czym oczywiście nadal wspiera ją sekta, z uporem pielęgnując jej wszystkie urojenia.

Na początku lat dziewięćdziesiątych mój facet zabierał mnie często na działkę rodziców. Mój ówczesny nieformalny teść, nieżyjący już Profesor Psychiatra, kochał rośliny i za duże pieniądze kupił egzemplarze, które nie są typowe dla naszego klimatu. Czyli między innymi mrozoodporną palmę (są podgatunki, które wytrzymują do -20, a przynajmniej tak zapewnia sprzedawca z Allegro) czy opuncję. Oprócz typowo ogrodowej juki karolińskiej (naprawdę popularnej w polskich ogrodach i działkowicze uważają ją za coś oczywistego) była też juka wyglądająca bardziej egzotycznie. (Ameryka Południowa to nie tylko subtropikalne rejony, wystarczy spojrzeć na mapę i widać, jak w bardzo odmiennych strefach klimatycznych tamtejsza roślinność daje sobie radę.) Opowiedziałam o tym ogrodzie mojej koleżance pani Szkwał, więc oczywiście opis tych mrozoodpornych roślin też stał się „dowodem” na mojej szaleństwo. Ciekawe jak bardzo ludzie, którzy nic nie wiedzą o świecie, upierają się udowodnić swoją głupotę. Fakt, że niektóre panie czy panowie o czymś nie słyszeli, nie znaczy, że tego nie ma. Świadczy to tylko o tym, że mają bardzo ograniczoną wiedzę.

Od dwóch lat trzymam na balkonie mini sadzonkę jednego z mrozoodpornych gatunków opuncji i jakoś przeżyła, chociaż był to bardzo niewielki egzemplarz. Wystarczy opuncję zasuszyć, oraz w ogrodzie na czas zimy i jesiennych słot zakryć folią – mnie wystarczył daszek balkonu powyżej. Idealna roślina na balkon.

Przypomniawszy sobie o tym konkretnym incydencie, w czasie którego próbowano mi wmówić chorobę psychiczną, ponieważ wiem więcej o roślinach niż schizofreniczka z mojej podstawówki, postanowiłam uzupełnić kolekcję egzotycznych roślin, które można hodować w naszym klimacie, chociaż z naszym klimatem się nie kojarzą.

Na Allegro można znaleźć bardzo dobre oferty i rośliny są solidnie pakowane. Wysadzę je w pewnym ogródku (już ja wiem, gdzie), albo będę trzymać na balkonie i cieszyć się nimi latami. Nawet małe egzemplarze świetnie sobie dadzą radę w zimę, szczególnie, jeśli je postawię przy drzwiach balkonowych, ani nie będzie na nie padać, ani nie będzie za zimno. Kupiłam sobie mrozoodporną palmę oraz inny gatunek opuncji. Czekam teraz na rechot imbecyli, którzy mi będą wmawiać, że takie rośliny nie istnieją.

A oto moje mrozoodporne opuncje oraz mrozoodporna palma (która wcale mi nie odbiła):

Palma (która mi nie odbiła i wcale źle jej nie będzie w donicy na balkonie):

Dodaj komentarz