Od wielu lat nie mam domowego telefonu i posługuję się tylko komórką. Zlikwidowałam naziemną linię nie dlatego, że chciałam uciec narzeczonemu, który według Opus Dei miał być moim gwałcicielem, a nie narzeczonym, co jest jawnym pomówieniem i bzdurą. Telefon został wyłączony już na zawsze, bo wariaci z sekty Renaty zaczęli mnie nękać nie tylko na konwentach, ale też przez telefon.
Wariaci dzwonili do mnie uparcie obrzucając wyzwiskami i przekleństwami. Musiałam znosić bełkot wariata, czyli Rafała. Zawiadomiłam też o tym nękaniu Policję. W końcu zaczęłam się bać, że powtarzające się na mnie napady przez telefon doprowadzą dodatkowo do mojego rozstroju nerwowego. W końcu nie należy się bać rozmów telefonicznych. Numer już od dziesięcioleci jest nieaktywny. I nie przewiduję, że można go odzyskać.
Zabawne jest, że dla wariatów brak linii naziemnej oznacza, że nikt nie mieszka w moim mieszkaniu. Bardzo cieszę z tego, że kościelne świry nie wiedzą, gdzie mieszkam i sądzą, że mieszkanie jest puste. Jakby co, nie informujcie ich o tym, że jest inaczej, nigdy.
Część ludzi nie zorientowała się, kto rzeczywiście w fandomie jest kościelnym świrem. Składa się na to kilka czynników. Schizofrenia Barbary, która opowiada o mnie rzeczy, które są jej pobożnym (omen nomen) życzeniem, a nie prawdą. Podobnie działają schizofrenicy z mojej podstawówki. Jak to schizofrenicy przypisują osobie, którą prześladują swoje, cechy, a cechy ofiary próbują przejąć, strojąc się w nieswoje piórka.
Schizofrenicy, którzy się nie leczą, są bardzo przebiegli i trzeba wiedzieć, jak ich podejść, żeby odsłonili się ze swoją psychozą. Psychiatra powinien to wiedzieć, a nie przyłączać się do zaszczuwania, sądząc, że zmusi mnie do „rozwodu”, albo zaszczuje mnie na śmierć, żeby córunia miała wolną drogę do łoża „księcia” (oczywiście po kościelnym ślubie) i jego „majątku”, który oczywiście jest żaden. Schizofrenicy uwielbiają żyć z oszustw i jeśli się da, nie pracują, więc jeśli ten znany w fandomie „norweski książę” daje jakieś pieniądze naiwnym ludziom, to znaczy, że po skoku dzieli się łupem, żeby kupić lojalność.
Powtarzam jeszcze raz, żaden to książę, żaden to Norweg. Raczej oszust matrymonialny, bo jednocześnie jego sekta cały czas nalega na mnie, żebym za niego wyszła, a zakusy na mnie w tym względzie trwają od podstawówki. Nienawidzę gnoja tak samo jak wtedy i nigdy za niego nie wyjdę, chociaż jest to ambicja również jego siostry oraz Nycza.
Schizofrenicy – jacy jak Rafał i jego siostra – zrobią wszystko, żeby uniemożliwić weryfikacje ich stwierdzeń. Nie łudźcie się więc, że dostaniecie od nich jakikolwiek dokument. Mam na blogu moje zaświadczenie o stanie cywilnym, gdzie wyraźnie napisano „panna”. Przedstawianie mnie jako „żonę” Rafała służyło dwóm celom – mógł łatwiej wyciągać kasę (już ja wiem, od których osób), a jednocześnie szczuć na mnie swoje podrywki, który wykorzystywał, bo nigdy nie miał zamiaru się z nimi żenić. Nie mówiąc o tym, że ten „potajemny ślub” (tak tajny, że nikt o nim nie wie, nawet ja) jest jego hodowanym od lat urojeniem. U schizofreników to zawsze idzie dwutorowo – urojenia zawsze w jakiś sposób pomagają im w popełnianiu oszustw, bo charakter w takiej chorobie ludzie mają niczym Gollum.
Dodatkowo Nycz, który widział moje zaświadczenie o stanie cywilnym w Prokuraturze, jest tak zabobonnym draniem, że uważa, że takie urojenia (wraz z urojeniam Barbary, że była na czym ślubie) nawet jeśli nie przedstawiają prawdy, są „znakiem od Boga”, jego „wolą” przekazaną idiotce Barbarze, że trzeba do takiego ślubu doprowadzić. Uważa też, że terrorem i zastraszeniem w końcu doprowadzi do tego, że syndrom sztokholmski weźmie górę i zrobi ze mną co będzie chciał. Po moim trupie!!!
Powtórzę, schizofrenicy zrobili wszystko, żebym nie mogła wyciągnąć tego dokumentu z moim stanem cywilnym wcześniej. Schizofrenik zawsze stanie na głowie, żeby uniemożliwić weryfikację jego stwierdzeń. Zostałam zaatakowana tak brutalnie, że znowu wystąpiły zaburzenia pamięci związane ze stresem i traumą. Unika się miejsc, gdzie zostało się zaatakowanym. Oraz osób, które skrzywdziły.
Więc nie dziwcie się, że nie ma mnie na żadnym warszawskim konwencie. To nie na moje zdrowie. Wyrzuciłam fandom z mojego życia, tak samo jak naziemny telefon. I wolę nie pisać w ogóle, niż pisać i pracować na schizofreników, żeby mogli udawać, że to ich teksty. Bo też i takie żądania zaczęli mi stawiać – ja mam pisać, a oni publikować jako swoje.