Piana

Biję pianę na blogu, aby nikt mnie nie łączył z chorym psychicznie wielbicielem z Opus Dei, Rafałem, ani jego protektorem Nyczem. Nigdy nie byłyśmy parą i nie będziemy. On i jego bliscy to ludzie, którzy zniszczyli mi życie.

Ale oczywiście nie udałoby mu się, gdyby nie moja matka i jej imbecylizm moralny także. Jako krańcowy narcyz zachwyciła się tymi wariatami i bez weryfikacji czegokolwiek u mnie zaczęła wierzyć im w każde kłamstwo (szczególnie te, które pochodziło z ust schizofreniczki Renaty, która już wtedy była doświadczoną zabójczynią, bo już w podstawówce kogoś zaszczuła na śmierć) i postanowiła przemocą układać mi życie.

Jest ograniczona ilość sytuacji, jaka może wywołać taki zły stan psychiczny, jakiego ja doświadczam. Jednym z nich jest zdrada rodziny – czyli coś, co mnie spotyka od dzieciństwa. Już wtedy moja narcystyczna matka stanęła po stronie moich schizofrenicznych oprawców i gwałcicieli i mnie razem z nimi zaszczuła. Całe moje życie pilnowała, żebym nie była szczęśliwa, co chwila się ich radząc. Oczywiście, że jako schizofrenicy, wszystko co nie zgadzało się z ich urojeniami, albo potrzebami (a Renata bardzo potrzebowała i potrzebuje udowodnić, że jestem nikim) określała jako moją chorobę psychiczną.

Jeżeli byłam szczęśliwa w czasie studiów, to dlatego, że miałam Michała i jego rodziców, którzy w tej sytuacji byli moimi prawdziwymi rodzicami i postawili mnie na nogi tak dobrze, że naprawdę bez większych problemów ciągnęłam trzy kierunki studiów. Moja matka za to mi zniszczyła wszystko. Zostałam zaszczuta we własnym domu i oskarżona o chorobę psychiczną. Przemocą chciała mnie wydać za schizofrenika Rafała, którego nienawidzę od dziecka. Niestety wychowała sobie pogrobowców, którzy wypełniają jej wolę. Michał naprawdę nie był moim urojeniam i moim urojeniem nie było studiowanie na kilku kierunkach. Naprawdę jestem wyjątkowo utalentowana, nawet jeżeli moja matka uwierzyła schizofreniczce, że a) ledwo radzę sobie na Anglistyce, czy b) że wyrzucili mnie ze studiów. Oczywiście, że nic takiego nie miało miejsca.

Inna sytuacja, która wywołuje takie zniszczenia w psychice, że człowiek się próbuje zabić lub kończy z poważną amnezją o podłożu psychicznym jest zaszczucie przez schizofrenika w miejscu pracy lub uczelni. Też mnie to spotkało. I też nikt mi nie pomógł, zostałam wydana na pastwę potworów, który mnie zniszczyli i próbowali zamordować, nakłaniając do samobójstwa jako jedynej drogi ucieczki przed nim. Dodatkowo Renata tryumfowała, oświadczając mi, ile osób urobiła, włącznie z moją rodziną, że już nikt mi nigdy nie uwierzy. I że ona jest najpiękniejsza i najcudowniejsza. (A gówno mnie obchodzi, co o sobie myślisz! I tak wiem, że jesteś durną kurewką i wiem z kim sypiasz za pieniądze, żeby ciebie „bronili” – sami mi się pochwalili, bo są durni.)

Niszczące dla psychiki są sytuacje, z których nie można się łatwo wycofać. Nie można, szczególnie jeśli nie mieszka się samodzielnie, opuścić rodziny. (Obecnie mam ten luksus, że sama kontroluję moje pieniądze – przy okazji renta po moim ojcu, to też były moje pieniądze, więc miałam prawo je wziąć i się wyprowadzić do rodziców Michała – sama też mieszkam, więc osoby znajdujące się pod wpływem sekty mogą mi naskoczyć, nikt nie napadnie na mnie w domu z mieszkańców, koty mnie nie zaatakują.) Podobnie trudno jest uwolnić się od napastników w miejscu pracy, szczególnie jeśli szefowie staną po stronie schizofreników i nagle zaczną wraz z nimi pracownika „leczyć”. Wywołuje to też syndrom sztokholmski, bo nie można z pracy uciec. Znaczy się, planowałam ucieczkę do Szwecji i porzucone pracy, żeby uratować zdrowie psychiczne, ale mi się nie udało zwiać na czas. (Obecnie mam tak dobrą sytuację, że na razie nie muszą bać się ponownego ataku sekty i ich kłamstwa na mój temat.)

Każdy człowiek ma obowiązek uciec z traumatyzujących sytuacji, żeby ratować swoje zdrowie psychiczne. Z reguły to się udaje i człowiek nie ponosi aż tak dużych kosztów psychicznych. Nie mogłam uciec z własnej rodziny, bo moja matka od dzieciństwa robiła ze mnie swojego niewolnika i podkopywała mi wiarę w moje siły, była toksyczna jak najgroźniejszy psychopatyczny narcyz. Oczywiście odpowiadała za to Renata, która nią sterowała, ale dać się sterować takiej idiotce, może tylko ktoś, kto chyba jednak ma złe zamiary wobec własnego dziecka. A przynajmniej tak to wygląda z punktu ofiary skrajnie narcystycznej szui.

Z pracy lub rodziny człowiek się wcale łatwo nie wypisuje. Największe obrażenia psychiczne odnosi się w tych miejscach, mam na myśli zakasowywanie na śmierć lub wywołanie syndromu sztokholmskiego. Oraz niszczenie wszystkich snów oraz planów osobistych, bo narcyz postanowił ręcznie sterować życiem swojego zdolniejszego dziecka – które ma ten pech, że urodziło się jako drugie, wiec narcyz zawsze je będzie uważał za wybrakowane i traktował je jak śmieć.

Chociaż może, ustępuje mi syndrom sztokholmski i odzyskuję pamięć, więc przypominam sobie, kim jestem i mam zamiar zmienić pracę. Rodzinę też mogę zmienić wraz z krajem zamieszkania, jakby co. Ale na pewno nie jestem kimś z opowieści Nycza, mojej matki, pani Barbary, czy schizofreniczki Renaty.

Potrzebuję wsparcia moim prawdziwych przyjaciół, czyli ludzi, którzy podobnie jak ja od lat są celem ataku wścieklej sekty Opus Dei i nie liżą dupy Renacie czy Nyczowi. I napewno nie będę konfrontować się z żadnym narcyzem poza salą sądową, bo kończy się to obrażeniami psychicznymi. Moja matka była buldożerem. Inne osoby z tej opowieści wcale nie są delikatniejsze.

Padłam jednocześnie ofiarą schizofrenika i narcyza. Mordercze połączenie, z którego nie miałam prawa wyjść żywa, ale jednak nadal się jakoś trzymam.

Friends are family you can choose.

Dodaj komentarz