Falka

Mam w domu nieszczęśliwą kotkę, którą niechcący skrzywdziłam. Kotka ma za sobą epizod podwórkowy, ktoś ją jako kocie mini dziecko (miała jeszcze problemy z jedzeniem) wywalił do kolonii zdziczałych kotów z pustostanu z mojej okolicy. Bardzo zachorowała, ale na całe szczęście dała się podnieść karmicielce kotów (ta pani to jeszcze osobna historia ludzkiej głupoty) i została odtransportowana do weterynarza, gdzie spędziła trochę czasu, aż zgodziłam się ją adoptować. Karmicielka kotów zagroziła mi, że inaczej ją wyrzuci z powrotem do stadka dzikusów.

Moja kotka, Falka jest domowym kotem, widać to było po jej zachowaniu – zero agresji wobec człowieka, tylko olbrzymi smutek i lęk. Miała ten pech, że musiałam przynieść jajeczka glisty kociej z podwórka na butach i kicia, jeszcze jako kilkumiesięczny kotek, zachorowała. Była na tyle mała, że musiała dostać pastę odrobaczającą, inne formy leku nie wchodziły w grę. Pierwszą porcję podała weterynarz, drugą ja w domu. Niestety była to tortura dla Falki i straciła do mnie zaufanie, widziałam w jej oczach złamane serce, bo ją zdradziłam i próbowałam otruć i robiłam to przemocą, wykorzystując swoją siłę. Niestety taka pasta, szczególnie podana nieumiejętnie, jest bardzo gorzka, a w świecie zwierząt taki smak oznacza truciznę. Moja kotka do tej pory nie odzyskała zaufania do mnie. Zaczęło się sikanie na łóżko i unikanie mnie. Bardzo rzadko daje się dotknąć.

Falka została zbadana na wszystkie strony i nic jej nie jest fizycznie. Jest to problem psychiczny i kotka nie jest ze mną szczęśliwa. Gdy wyjeżdżam i ma mieszkanie tylko dla siebie, nie ma żadnych problemów z sikaniem na łóżko.

Był plan, że wraz z jej ukochanym kocurem Błędkiem (podejrzewam, że tylko jego wsparcie i miłość pomogło jej nie wpaść w głęboką depresję) przejmie ją rodzina mojego byłego, Michała. Jego ojciec, który już wiedział, że umrze wkrótce na raka, bardzo się w to zaangażował. Ściągnął behawiorystę, który zdalnie kicię diagnozował. Niestety napadli na mnie schizofrenicy oraz Krystyna i Nycz. Razem doprowadzili mnie na skraj samobójstwa. Tak jak Piotr zaczęłam porządkować swoje sprawy, co jest znanym psychologom i psychiatrom zachowaniem przed zabiciem się. Powstrzymano mnie dzięki profesjonalnej interwencji psychologicznej, ale gang idiotów doprowadził do amnezji oraz załamania psychicznego. Przestałam pamiętać o planie oddania Falki i zostałam tak zastraszona, że bałam się ją komukolwiek powierzyć. Żaden mój kot czy pies nie był skrzywdzony, a to mi ci psychopaci i wariaci z Opus Dei zarzucali i w efekcie prania mózgu i syndromu sztokholmskiego postanowiłam zostawić sobie Falkę. Męczymy się obie latami. Zaspokajam jej wszystkie potrzeby, ale i tak się mnie boi i mnie nie kocha.

Ojciec Michała zmarł nie mogąc przytulić Falki, co było jego marzeniem, a bardzo chciał jej pomóc. Wiedział, że przede mną jest jeszcze wiele lat wychodzenia z problemów, w które mnie wpędził gang Renaty oraz Krystyna. Ale jestem pewna, że z opóźnieniem zrealizujemy nasz plan zapewnienia szczęścia Falce. Jest to kot, nie da rady pójść z nią na terapię i leczyć ran psychicznych zadanych przez człowieka, którego już zaczęła kochać, a który ją zdradził i próbował ją w jej rozumieniu zabić, bo podał jej gorzką „truciznę”. Nie jeden kot tak reaguje.

Bycie zdradzonym przez rodzinę to standard z podręcznika psychoterapeuty. Niestety bardzo często to się dzieje, bo schizofrenik zawsze chce dotrzeć do rodziny swojej ofiary i podając się fałszywie za psychologa czy lekarza, zasypuje poleceniami, wedle których jego ofiarę trzeba „leczyć” – a jak już opisałam gdzieś wcześniej, cała energia schizofrenika skupia się na doprowadzeniu realnego świata do stanu, jaki się będzie zgadzał z jego urojeniami, stąd też liczne akcje „informacyjne” czy naleganie, że ofiara, która przed nim ucieka, powinna się leczyć. Naprawdę nie chcę znać ani Rafała, ani Renaty, ani Krystyny. Z przyjaciółmi z fandomu wolę spotkać się w parku.

Moja matka mnie brutalnie mnie zdradziła w latach siedemdziesiątych, a także kilka razy też później, właśnie wierząc w opowieści schizofrenicznej rodziny oraz innych imbecyli czy wariatów z Opus Dei. Była na tyle głupia, że poinstruowała moją siostrę, a także jej dzieci, wymuszając na nich przysięgi, że będą kontrolować moje życie, tak jak ona sobie życzy. Wmówiłam im też, że mam jakąś diagnozę psychiatryczną, zupełnie nie przyjmując do wiadomości, ze pochodzi z dupy schizofreniczki.

Postępowanie mojej matki to standard z podręcznika psychoterapeuty, takie akcje prowadzą pacjentów psychoterapeutycznych do grobu, jeśli nie dostaną prawidłowej pomocy. To co robił Nycz nie było prawidłową pomocą. Nie ufam i nie kocham mojej rodziny, uważam, że powinni byli lepiej się mną opiekować po ataku wariatów na mnie i podobnie jak mój ojciec nie będę miała w razie czego problemów z wyjazdem z kraju już na zawsze. Ratowali mnie tylko przyjaciele. Są to prawdy, z którymi kilka osób musi się zmierzyć. Nycz i jego działanie tylko to wzmocniły, bo upierał się, że moja siostra i jej dzieci są po jego stronie. Biorąc wszystko pod uwagę, to jednak śmiem wątpić i myślę, że te zapewnienia pochodzą z urojeń Renaty, a moje rodzina nie odważy się wystąpić ponownie przeciwko mnie po stronie schizofreników. Ale jakby co, to dam sobie radę, jestem wolnym agentem, jak każdy zdrowy psychicznie człowiek.

Jestem kimś takim jak Falka – też mnie zdradziły osoby, które powinny były mnie chronić. Tylko nikomu nie sikam na łóżko.

Dodaj komentarz