Jak już wspomniałam miałam pecha urodzić się jako druga córka narcystycznej matki, która gdy tylko mogła, uzależniła się od schizofreniczki Renaty, która całkowicie fałszywie – jak to schizofrenicy – podawała się za moją przyjaciółkę. Przeszłam piekło w dzieciństwie, próbowałam popełnić samobójstwo przez intrygi tej schizofreniczki oraz jej schizofrenicznego brata (nie zapominajmy tez o sekcie, która ich otacza i chroni), ale nie nauczyło to mojej matki niczego. Do końca życia – pomimo zakazu mojego ojca, sam przeszedł to samo, co ja we Francji i wiedział, co to znaczy być zaszczutym przez gang schizofreniczki – utrzymywała kontakt z Ryszardem oraz Renatą, donosiła im na mnie oraz realizowała ich durne plany niszczenia mi życia, święcie przekonana, że Renata jest cud miód i orzeszki.
Moja matka, jak to narcyzy, wychowała swoją starszą córkę też na narcyza, a ta swoje najstarsze dziecko. I wiecie, mając matkę-narcyza, można być geniuszem, ale i tak taka matka prędzej uwierzy w chorobę psychiczną własnego dziecka niż, że ma jakieś sukcesy. Niestety, narcyz kocha tylko swoje najstarsze dziecko, a już zupełnie sekuje dziecko odmiennej płci. Inne dzieci są wybrakowane i tylko to najstarsze odpowiedniej płci może liczyć na jakieś pozytywne emocje. Następca jest rozpieszczony do granic możliwości i karany tylko za sprzeciwianie się rodzicowi narcyzowi.
Moja siostra i jej córka odziedziczyła sprawę Renaty i Rafała. Została – jak mi powiedziano – do upewnienia się, że wyjdę tylko za Rafała. Nie zamierzam się podporządkować. Narcyzi z mojej rodziny rozmawiają z Renatą przekonani, że mają do czynienia z jakąś wybitną panią psycholog, chociaż to nigdy nie była żadna moja koleżanka z Wydziału Psychologii, jest to duran sklepowa bez matury.
Moja siostrzenica chociaż korzystała z mojej pomocy i doświadczenia psychologicznego oraz kryminologicznego, lekceważy moje umiejętności. Gdy jeszcze była dzieckiem po pewnym konwencie radośnie mi oświadczyła, że poznała „Yennefer” czyli „współtwórczynię Wiedźmina”. Bardzo się zdziwiłam, bo jako żywo schizofreniczka Renata nigdy nie przyjaźniła się z Sapkowskim i całkiem dobrze pamiętam, że to ja rozmawiałam z nim o tym, co ma napisać i uważałam się za jego nieformalną redaktorkę. Jako jego fanka chciałam więcej tekstów o Wiedźminie. Po założeniu wydawnictwa, które miał sfinansować Piotr, chciałam przejąć Andrzeja jako mojego pisarza.
Nie dało się mojej siostrzenicy wytłumaczyć, jak bardzo się myli. Jak to narcyz – chyba że ma kłopoty – zlekceważyła wszystkie moje ostrzeżenia i okazała się być całkowicie nielojalna. Chyba nadal opowiada, że Renata to Yennefer. Wiem, że Andrzej sterroryzował Nycza za nazywanie schizofreniczki Renaty jego przyjaciółka i ten już pamięta, że nie wolno tego robić, uważam teraz, że kolej na moją siostrzenicę. Po jej różnych występach nie mam ochoty się z nią konfrontować. Z własną matką i młodszą siostrą napadły na mnie razem z sektą i gangiem schizofreników w mojej pracy. Porem wmawiała mi, że mam jakieś problemy w pracy. Nie miałam żadnych problemów w pracy poza atakami wściekłych wielbicieli schizofreniczki Renaty, czy też atakami mojej własnej rodziny, których wrzaski musiałam wysłuchiwać przez telefon Rafała (chyba). Co ja mogę w tej sytuacji zrobić? Zostałam tak sterroryzowana, że boję się już z nimi konfrontować. Jestem przez własną rodzinę zaszczuwana pod dyktando chorych psychicznie ludzi od dzieciństwa. Proszę więc o pomoc. Myślę, że dobrze zrobi mojej siostrzenicy, jeśli dostanie pismo przedprocesowe od Andrzeja z żądaniem przeprosin dla siebie za nazywanie Renaty „współtwórczynią Wiedźmina”. Okłamała tyle osób w fandomie i zrobiła mi tak czarny PR, powtarzając urojenia Renaty na mój temat, że należy jej się takie niemiłe przebudzenie.
Wiem, że moja siostrzenica okłamała wiele osób na temat Adama. W życiu nie był kimś, kto mnie skrzywdził. Skrzywdziła mnie schizofreniczna rodzina Renaty i Rafała oraz Nycz wraz ze swoim imbecylem Ryszardem, który jest podobno u niego służącym – ale podaje się za kogoś innego, bo ta szajka lubi się kierować powiedzeniem, że nie ważna jest prawda, ale ważne w co kto wierzy. Ja jednak uważam, że prawda jest ważna. I dlatego, sądzę, że Adam powinien też poprosić swojego prawnika o wystosowanie pisma przedprocesowego, w którym będzie się domagać przeprosin za nazwanie go schizofrenikiem oraz moim gwałcicielem.
Moja rodzina (mam na myśli narcyzów i sterowanych przez nich ludzi) ze mną nie rozmawia. Oba narcyzy obraziły się, bo śmiałam mówić coś innego niż gang schizofreników, bo próbowałam im wytłumaczyć, jak naprawdę wygląda sytuacja. Wiem też, że od pewnego momentu nie czytają mojego blogu, tak więc, pretty please, skomunikujcie się z nimi za mnie. Szczególnie moja siostrzenica musi zobaczyć, jak to jest po raz pierwszy w życiu nie mieć parasola ochronnego. Bo tym razem ciocia kryminolog nie będzie jej doradzać. Niech wypije, co naważyła.
Poza tym nadal mam syndrom sztokholmski po tym, co mi zrobiono i mogę tylko pisać. Zupełnie nie mam siły na konfrontacje z którymkolwiek z moich rodzinnych narcyzów. Idioci!