Gate crasher

Jednym z numerów jakie wycięła mi schizofreniczka Renata, było „zaproszenie” w moim imieniu Barbary na przyjęcie zaręczynowe, jakie urządzili dla nas rodzice Piotra. Chyba nie muszę dodawać, że Barbara nigdy nie była zaproszona.

Muszę tutaj zaznaczyć kilka rzeczy – nigdy nie utrzymywałam (i nie utrzymuję) żadnych kontaktów z tą schizofreniczką, więc nic jej nie mówiłam o sobie. Nie wiem, skąd się dowiedziała o tym przyjęciu, ale schizofrenicy są sprawni w zdobywaniu informacji o obiektach swojej obsesji. Nie tylko nie rozmawiałam ze schizofreniczką Renatą, w ogóle nie wiedziałam, kim jest Barbara. Domyślam się, że schizofreniczka Renata utrzymywała z nią kontakty z nią w „moim imieniu”, tak samo jak Nyczowi „spowiadała się” za mnie.

Dla przypomnienia – gdzieś na blogu jest moja apostazja sprzed kilku lat. Jestem ateistką i nienawidzę Kościoła od dziecka właśnie za ich numery ze schizofrenikami. Nie znam Barbary, Nycza oraz ich schizofrenicznych podopiecznych i nie chcę znać. Nie życzę sobie być zmuszana do rozmowy z nimi.

Barbara przyszła w zasadzie tylko po to, aby mnie obrzucić wyzwiskami. Wszyscy potraktowali ją jako wariatkę i nadal tak traktują. Babsko uwierzyło w szlochy paranoidalnej schizofreniczki, która jej wmówiła, że „ukradłam” jej mężczyznę oraz „karierę” filmową, więc postanowiło „zrobić ze mną porządek”. Jest osobą, która mnie śledzi i zaszczuwa swoimi kalumniami już blisko pięćdziesiąt lat – przypominam sobie tę głupią intrygantkę z czasów podstawówki, kiedy zaczęła zaszczuwać mnie na prośbę chorej psychicznie katechetki z Opus Dei.

Barbara wyszła z przyjęcia zaręczynowego wyprowadzona przez Policję. Żałuję, że były to czasy bez smartfonów i nikt nie zrobił z tego filmowej relacji na Facebooka. Chociaż z drugiej strony przypominam sobie teraz, że był tam jakiś filmowiec z kamerą, więc może jeszcze znajdzie się nagranie tego wiekopomnego wydarzenia i wszyscy będą mogli zobaczyć, jak się ośmieszyła. Bywaliśmy potem razem z Piotrem w wielu miejscach, więc wygłupy Barbary nie zniszczyły naszego związku. Prawda jest taka, że rzuciłam go później dla Michała.

Tutaj mały rys historyczny. Poznałam Piotra, gdy miał czternaście lat w czasie konwentu. Chodził za mną trzy lata, aż w końcu owinął mnie sobie dookoła palca i zgodziłam się za niego wyjść. To ja byłam starsza od Piotra, a nie Piotr ode mnie. Wszelkie stwierdzenia, że miał kogoś przede mną i że tę osobę skrzywdziłam, są czystymi urojeniami schizofreniczki, która w życiu Piotra nie poznała wcześniej. Piotr też nie wiedział, o kogo babsku chodzi.

Nie jestem też kimś, kto nagle i znikąd wziął się w fandomie. Już mój tata pokochał spotkania fanów fantastyki w latach siedemdziesiątych, pamiętam że kiedyś mnie wziął na takie spotkanie. Do śmierci był stałym bywalcem. Ja sama na pierwszym konwencie byłam dekadę później i przekonałam się, że ludzie mojego tatę oraz mnie zapamiętali. Mój tata był też metalem i kochał każdy rodzaj muzyki.

Piotr został bardzo skrzywdzony przez Barbarę oraz jej intrygi. Gdyby nie chciała koniecznie postawić na swoim, to w tamten fatalny weekend Piotr ja i jeszcze kilka osób bylibyśmy na obiedzie u jego rodziców. Niestety mój stan psychiczny uniemożliwił mi to spotkanie i zorganizowanie narady rodzinnej, bo zostałam krańcowo zaszczuta i sterroryzowana. Gdyby Piotr został w Warszawie, nie rozbiłby się o pień na jeziorze. W czasie wypadku był w towarzystwie kelnerki, którą odwoził do domu, bo uciekł jej ostatni autobus. Gdyby jej nie odwoził, nie trafiłby na ten pień, który znajdował się w części jeziora, którego nie znał. Nie miał z tą kelnerką romansu, po prostu wolał spędzić ten czas z dala od rodziny i się zasiedział w restauracji, bo się zamyślił. Wolał spędzać czas w restauracji, a nie sam w chałupie. Był w bardzo złej formie psychicznej i bardzo się martwił wszystkim, co się stało. Niestety lata wcześniej został zmuszony przez intrygantów i ich kłamstwa do zrobienia rzeczy, których żałował i potrzebował trochę „me time”.

Piotr się ugiął, ja nie, więc nie wyszłam za kogoś, kogo mi przeznaczyła sekta skupiona wokół schizofreniczki Renaty. Nadal są na mnie naciski – tym razem mam innego mężczyznę komuś „oddać”, jakby był rzeczą – ale się nie poddam. Facet ma prawo decydować o sobie i nie będę z niego robić niewolnika, wystarczy już, że Opus Dei uznało mnie za swoją „własność”.

Wyśmiejcie idiotkę Barbarę, gdy tylko ją gdzieś zobaczycie. Do tej pory terroryzuje mnie i szantażuje, grożąc że upubliczni urojenia Renaty na mój temat i wszyscy „się dowiedzą”, że „jestem prostytutką”, moja matka też i że wszyscy w rodzinie mnie „nienawidzą”. Jakby co, bardzo proszę każdy taki jej wyczyn raportować Policji. Ja naprawdę nie jestem właścicielką jakiegokolwiek mężczyzny, więc nie mogę go „oddać” Renacie, Krystynie, czy innej Basi. Naprawdę, co ta baba ma w głowie, to ja nawet nie wiem… Moim zdaniem jest wariatką. W moim świecie wszyscy są wolni i sami podejmują decyzję.

I naprawdę nie kłamię na temat swojego stanu cywilnego – nie jestem mężatką i na blogu jest moje całkiem niedawne zaświadczenie o stanie cywilnym. I powtarzam, moja siostrzenica nie nazywa się Michalina i nie jest moją córką. Macie przestać rozpowszechniać te kłamstwa.

Bardzo brzydkim zwyczajem są próby odbicia faceta przez wmówienie mu, że jego wybranka jest dzieciatą mężatką, by potem rzucić mu się na szyję i wpić w usta. Równie brzydkie jest mściwe zaszczuwanie rywalki z zamiarem doprowadzenia do samobójstwa, żeby się jej pozbyć. Takie kłamstwa i zaszczucie to są już sprawy kryminalne i tym razem nikt nie będzie czekał na przeprosiny.

Sami wiecie, o kim piszę…

Dodaj komentarz