Wbrew własnej chęci musiałam odbyć długie dyskusje z imbecylami z Opus Dei, którzy praktycznie doprowadzili mnie do szaleństwa. Tutaj zaznaczę, że Opus Dei ma dwie warstwy. Zewnętrzna to użyteczni idioci, którzy nie mają do końca informacji, jak ta sekta naprawdę działa. Warstwa wewnętrzna to schizofrenicy i „opiekujący się” nimi duchowni.
Moja dawna katechetka była z Opus Dei i była właśnie z tej wewnętrznej warstwy. Pokłóciłam się nią straszliwie jako dziecko nie tylko o rolę kobiet i ich prawa, ale także o ludzi chorych psychicznie. Mój tata miał zmarnowane swoje francuskie życie z powodu wariatki i świadomość chorób psychicznych w moim domu była zawsze wysoka. Katechetka zaś bredziła o świętych, którym Bóg mówi wszystko. Dla mnie oczywiste było, że opisuje choroby psychiczne.
W rezultacie tej kłótni napuściła na mnie rodziców Renaty i Rafała. Od początku było wiadomo, że są chorzy psychicznie, którzy – jak to głosiła sekta – zostali „uratowani” przez księdza z Opus Dei. Przestań brać leki na tę swoją schizofrenię, więc „cudownie ozdrowieli” i odblokowali swoją „łączność z Bogiem”. Schizofrenicy bez leków stali się potworami, a sekciarze zaś mieli i mają swoją radość, że mają swoich „świętych”. Założyciel tej chorej organizacji miał taką właśnie swoją „świętą” i wszyscy chcą go naśladować. Takie „ratowanie” schizofreników jest w DNA tej sekty, która jest oficjalna przybudówką Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Podejrzewam, że akurat tych zadań sekty Opus Dei nie ma w oficjalnym statucie, jeśli w ogóle taki powstał. Każdą sektę charakteryzują odstępstwa od realnych zasad głównej religii, bo sekta ma swoje własne zasady i swoje własne cele. Nie mam żadnej wątpliwości, że Opus Dei to sekta, jest tak zresztą opisana w podręcznikach psychiatrii.
To właśnie tacy „święci” od tej katechetki oraz ich ksiądz zaczęli mnie i moją rodzinę „diagnozować”. Od tamtej pory wszędzie pojawiają się nieprawdziwe plotki o mnie, a sekta coraz szerzej rozpościera swoje demoniczne skrzydła i coraz bardziej niszczy mi życie.
Problem z Opus Dei polegana tym, że nie tylko odciągają chorych od leczenia, ale też – jak już wspomniałam – „opiekują się” nimi. W praktyce oznacza to, że podtrzymują wszystkie ich urojenia i zaszczuwają ludzi, którzy pojawili się w tych urojeniach, a którzy nie chcą potwierdzić prawdziwości urojeń tych „świętych” wariatów. Bo – jak chce sekta – nikomu nie wolno podważać objawień świętych. Otoczenie Renaty i Rafała kradnie duże ilości kasy dla swoich „świętych”, którzy zachowują się jak klasyczni schizofrenicy, czyli chcą przejąć wszelkie materialne oznaki luksusu należące do innych osób, ale też sobie przypisują dokonania innych. Sekta walczy o to, żeby wszyscy inni też byli przekonani, że „święci” nie kłamią. Sekta stara się też o promowanie osób, które im pomagają, a niszczenie osób które jej przeszkadzają.
Nie jestem jedyną osobą zaszczucia i prania mózgu, którymi posługuje się Opus Dei. Nie tylko mnie próbowano zmusić do samobójstwa, bo nie chciałam potwierdzić słów ich „świętych” schizofreników. Moi przyjaciele nie żyją przez takie zabiegi. Osoby z Opus Dei naprawdę wierzą, że wyrywy mózgów opętanych przez schizofrenię, to wyroki żywych Bogów i że nie należy im się sprzeciwiać. Mam ich dosyć i każda osoba, która im pomaga ląduje na mojej osobistej shit list. Zbyt dużo mi ukradli, zbyt dużo z życia mi zniszczyli. W życiu się nie ukorzę i nie zacznę odgrywać roli, jaką mi napisała schizofrenia Renaty, Rafała oraz ich rodziców. Sprawa toczy się od lat siedemdziesiątych i naprawdę już wystarczy.
Teraz ja i moi przyjaciele zaczniemy walczyć o zmianę prawa w Polsce, dzięki którego chorzy psychicznie są świętymi krowami. Mój norweski przyjaciel, gdy już wiedział, że różne oskarżenia wysuwają osoby chore psychicznie, błyskawicznie dostał odpowiednią pomoc i jego schizofrenicy z Opus Dei wylądowali w psychiatryku. Stało się ku wielkiemu żalowi polskiej części Opus Dei, bo ludzi którzy zaczną się znowu leczyć, nie chcą z nimi już nigdy więcej „współpracować”.
Ofiara prześladowana przez schizofrenika nie ma w Polsce żadnej możliwości obrony. Policja nie ma żadnej wiedzy, jak postępować w takich przypadkach. Tylko rodzina schizofrenika może złożyć w Sądzie Opiekuńczym wniosek o przymusową hospitalizację, ale jest to coś, co tylko teoretycznie jest możliwe. Najczęściej zdrowe osoby w rodzinie schizofrenika same walczą o życie, podobnie jak ofiara prześladowań. Mój znajomy z rodziny Renaty nie dał rady przeprowadzić procedury, bo został zaszczuty. Niestety zdrowi członkowie rodziny schizofrenika albo są zabijani w takiej sytuacji, albo nękani do momentu, gdy sami się zabiją. Nic się nie da zrobić, szczególnie, gdy schizofrenik jest częścią Opus Dei i ma za sobą tą całą, oplatającą cały świat, organizację. Są to terroryści, a terror i pranie mózgu wywołuje problemy z pamięcią oraz celowo wywołany syndrom sztokholmski, który ma być dowodem, że schizofrenik mówi prawdę.
Jedyne, co można zrobić, to informować, jaka jest prawda i karać osoby, które pomagając schizofrenikom, posunęły się za daleko i złamały prawo. Wolałabym, żeby ta upiorna rodzina trafiła przymusowo do szpitala w latach siedemdziesiątych i miała swojego kuratora, ale wystarczy mi wychowywanie chamów oraz idiotów, którzy nie raczą niczego zweryfikować i próbują zamordować niewinne osoby. Powinni iść do więzienia, szczególnie jeśli dostali łapówki, które miały ich przekonać, że urojenia wariatki są prawdą i że naprawdę jest bogaczką z Norwegii. Bo wariatka i wariat rozdają hojną ręką wszystko, co dla nich ukradło Opus Dei. A że schizofrenicy zachowują się jak Gollum, to tej kasy przepalają mnóstwo i żądają coraz to nowej.