Nieleczący się schizofrenicy wybierają sobie ofiary, które potem nękają całe życie. Dwoje moich przyjaciół straciło w wyniku zaszczucia przez schizofreników życie, ja sama ledwo wegetuję i walczę z syndromem sztokholmskim. Niestety wywołać ten syndrom jest łatwo, szczególnie w miejscu pracy. Wystarczy zmusić ofiarę schizofreników do rozmów z gwałcicielem, lub gwałcicielami, a z reguły schizofrenicy gwałcą swoje ofiary. Schizofrenik ma wtedy carte blanche i robi, co chce. Pierze ofierze swojej obsesji mózg, blokuje prawdziwe wspomnienia, wmawia nieprawdę, żeby doprowadzić do takiego stanu, żeby ofiara potwierdziła w końcu jego urojenia.
Schizofrenicy podają się bardzo często całkowicie fałszywie za rodzinę swoich ofiar, ich spowiedników czy też mężów lub żony. Są bardzo aktywni i gromadzą wokół siebie cały gang idiotów, którym wmawiają, że ich ofiara jest groźna i trzeba błyskawicznie interweniować. Oczywiście jest wręcz przeciwnie – agresywne i groźne są jednostki wspierające schizofreników, którzy tabunami gromadzą się wokół, a także w samym Kościele. Także wjazdy schizofreników w miejsca pracy ofiar ich obsesji to codzienność psychiatrii. Bardzo ważne jest w takich sytuacjach, żeby ludzie z otoczenia ofiar zachowali się odpowiednio, a nie dołączali do grupy schizofreników z pochodniami i widłami. Podtrzymują w ten sposób wszystkie urojenia schizofreników i wcale im nie pomagają, niweczą też wysiłki osób, które próbują przekonać schizofreników, że powinni się leczyć. W Polsce jest dobrowolność leczenia, także pacjenci psychiatryczni muszą wyrazić zgodę. Rodzina schizofrenika może złożyć wniosek w Sądzie Opiekuńczym, ale bardzo często sami są tak wyczerpani psychicznie, że nie mogą temu sprostać. Ofiary muszą zeznawać, ale bardzo często kontakty z niebezpiecznymi schizofrenikami kończą się amnezją, związaną ze stresem. Mamy bardzo kiepski system prawny w Polsce, a Policja nie jest przygotowana na radzenie sobie z licznymi donosami schizofreników na zdrowe osoby.
Nikt ze schizofreników, którzy przyłazili do mojej pracy, nie jest ani kimś z mojej rodziny, ani też żadnym moim „spowiednikiem” – jestem ateistką od dziecka oraz poganką. Rafał nie jest moim „mężem”, a Renata nie jest „profesor psychologii”, jest durną sklepową z rozwiniętą schizofrenią. Schizofrenicy bardzo często podają się za psychologów czy psychiatrów, pewnie dlatego że mieli kontakt z tymi specjalistami, którzy namawiali ich na leczenie. Schizofrenicy też czują przymus „leczenia” osób, które nie potwierdzają ich urojeń.
Renata ma za sobą historię ludzi, których zniszczyła podając się za psychologa i prowadząc ich „terapię”. Znam jej ofiary. Naprawdę nie należy jej nikomu polecać, bo kończy się to czasem bardzo tragicznie, nawet samobójczą śmiercią, nie tylko problemami z psychiką. Widziałam kiedyś na konwencie, jak próbowała swoje własne dziecko „uczyć pływać”, trzymając je pod wodą i ucząc oddychania wodą jak powietrzem. Jest skrajnie niebezpieczna. Sama nie potrafi pływać, ani nigdy nie chciała się nauczyć. Nigdy też nie była moją przyjaciółką. Usunęli ją z podstawówki za to, co mi robiła razem ze swoim gangiem. Szkoda, że Avangarda jest pod wpływem schizofreników, którzy rządzą warszawskim klubem. Ale cóż, od bardzo dawna wiadomo mnie i moim przyjaciołom, że w Warszawie nie ma żadnego klubu miłośników fantastyki. Tylko desperaci i ludzie niezorientowani przychodzą na spotkania Avangardy.