Archiwum miesiąca: wrzesień 2025

Ruch Obrony Muzyki

O Ruchu usłyszałam jeszcze przed studiami. Wiele razy byłam wcześniej ze swoją przyjaciółką Iwoną na koncertach metalowych, ale nigdy wcześniej nie byłam na koncercie sama. Ale na szczęście byłyśmy znane z widzenia wielu metalom, szczególnie ekipie z Gdyni.

Iwona była bardzo zajęta w tamtym czasie, tak samo Piotr. Mój facet kupił mi bilet, bo nie chciał, żebym straciła koncert Motorhead, a rzadko się trafiała taka okazja – i już się nigdy nie trafi. Jednym ze zwyczajów zaciekłych fanów muzyki jest przychodzenie na koncert o wiele wcześniej, żeby się pokręcić przed budynkiem, bo jest wtedy szansa zobaczyć muzyków. Byłam sama i z mocno podkreślonymi oczyma i z tego powodu zaczepił mnie Lemmy Kilmister z pytaniem, kto może za mnie poręczyć. Dowiedziałam się wtedy o zasadach the Movement, który chroni muzyków przed kurwami z Opus Dei, które nie tylko wykańczają artystów, ale przede wszystkim niszczą dobre kobiety oraz zabijają dzieci. Brzmi to wszystko wręcz nieprawdopodobnie, ale nic nie jest nieprawdopodobne czy przesadzone, gdy w grę wchodzi Opus Dei oraz uwielbiane przez nich „święte” kurwy, które cierpią na schizofrenię, więc w efekcie ich choroba psychiczna kieruje tą sektą. Jednym z zadań, jakie postawiło przed sobą Opus Dei to walka z heavy metalem oraz fantastyką, więc ta organizacja stara się infiltrować oba środowiska.

Na swoje nieszczęście założyłam na koncert długą spódnicę i t-shirt bez dekoltu, co okazało się być problemem, bo tak ubierają się kurwy z Opus Dei. Porządne kobiety odsłaniają dekolt i noszą krótkie spódnice, chociaż się nie malują. Istnieją jeszcze inne zalecenia, ale zostawię te dodatkowe reguły dla siebie. Ważne jest, że zawodowe „święte” kurwy-schizofreniczki nie założą mini czy t-shirtu odsłaniającego obojczyki. Na całe szczęście poręczyła za mnie znajoma ekipa z Gdyni i tylko skończyło się na pouczeniu, jak powinnam się ubierać, a nie na wygonieniu z koncertu przez Lemmy’ego. Byłam tym zajściem autentycznie przerażona. A wydarzyło się to całkiem szybko po pobiciu mnie przez Opus Dei przed koncertem Megadeth. Zrobili to wtedy ci sami wariaci co zawsze, bo uważają mnie za swój „obiekt” od czasów podstawówki i ich zdaniem nie wolno mi chodzić na koncerty.

Poznałam przed koncertem Motorhead nie tylko Lemmy’ego, ale też Michała, którego przez jakiś traktowałam jako kumpla od koncertów (Piotr mnie przywoził, dawał bilet, a Michał wchodził na koncert ze mną). Chociaż myślę, że metale dobrze wiedzieli, jak to się skończy, bo ich zdaniem Piotr zostawiając mnie przed koncertem zachowywał się bardziej jak „brat” niż mój facet. Zresztą świry z Opus Dei też potrafią zapuścić włosy, więc to, że darował sobie wcześniej koncert Motorhead, też było podejrzane. Podpadłam Lemmy’emu nie tylko moim czarnym ubraniem z długą spódnicą… A czułam się tak bardzo Goth.

Moimi znajomymi z koncertu Motorhead są także metale z Norwegii oraz Szwecji. Wszyscy są w Ruchu i bardzo nie lubią kurw z Opus Dei. Boją się ich (i słusznie, bo te świry potrafią człowieka wykończyć i doprowadzić do samobójstwa), więc spotykają się tylko z osobami, za które ktoś poręczy. Jeden z Norwegów, z którym się w pewnym momencie zaczęłam spotykać, dał się zrobić w bambuko, ponieważ uwierzył, że Ryszard i Barbara z Opus Dei są moimi rodzicami. Niestety „poręczyła” za nich schizofreniczka z mojej podstawówki, która wszędzie się przedstawia jako moja „siostra” i przypadkowo ma na imię Anna, jak moja rzeczywista siostra.

Pisarze fantasy na równi z muzykami są atakowani przez Opus Dei i czas, żeby oba środowiska połączyły siły. Niestety kurwy z Opus Dei z łatwością zawsze znajdują sobie kolejne ofiary, które wciągają w swoje intrygi i które potem są obiektami zemsty członków Ruchu, ale to już zupełnie inna historia. Powinny być ostrożniejsze. Kurwy z Opus Dei też są karane.

Szon patrol

Od jakiegoś czasu krążą po ulicach debile w odblaskowych kamizelkach z napisem „Szon Patrol”. Pisała o nich nawet prasa. Słowo szon jest skróconym słowem, które utworzono od określenia „kurwiszon”. Patrole wyszukujące te „kurwiszony” sekują dziewczyny ubrane w krótkie spódniczki i wprowadzają atmosferę szariatu.

Poprawka – nie jest to atmosfera szariatu, tylko naszej katolickiej zjebanej Opus Dei. Słowo „szon” usłyszałam pierwszy raz od schizofreników, z którymi chodziłam do podstawówki. Żeby było zabawniej są to osoby z marginesu, które zajmują się kradzieżami i właśnie prostytucją. Socjologa badającego przestępczość to nie zdziwi, bo większość świata przestępczego to ludzie głupi, którzy przy okazji są też mniej lub bardziej chorzy psychicznie i właśnie tacy nie potrafią utrzymać żadnej uczciwej pracy, ani podjąć decyzji o leczeniu. W podjęciu decyzji o leczeniu przeszkadza im zresztą Kościół Rzymsko-Katolicki, szczególnie Opus Dei, który z całym zabobonnym przekonaniem wmawia im, że nie należy się leczyć, bo wtedy przestaje się słyszeć „słowa Boga i nie ma się wizji, które od niego pochodzą”. Oczywistym jest, że stoją za tym księża, którzy sami są mniej lub bardziej chorzy i otępiali.

Kryminologia (czyli część socjologii zajmującej się społecznym zjawiskiem przestępczości) opisuje świat przestępczy, jego metody wychowania dzieci oraz zwyczaje. Wiadomo też bardzo dużo o przestępstwach, jakie typowo popełniają nieleczący się schizofrenicy, kierujący się zawiścią i chęcią zniszczenia osoby, której zazdroszczą. Przypisują wszystkie swoje złe uczynki i wszystko, czego się wstydzą, swojej ofierze.

Ani ja ani moja mama nie byłyśmy nigdy prostytutkami, chociaż schizofreniczne koleżanki z podstawówki tak o nas mówią. To one zajmowały się prostytucją, którą usprawiedliwić miał głód, chociaż tak naprawdę nie o tylko to chodziło, bo lubią za pomocą seksu wpływać na ludzi.

Ludzie Kościoła sami bardzo często cierpią na schizofrenię, a nieleczący się schizofrenik to najprawdopodobniej pedofil i gwałciciel, który ma znormalizowaną nie tylko pedofilię, ale też prostytucję i uważa, że „wszystkie ładne kobiety to prostytutki”. Czepiają się też wszystkich ładnych pań, szczególnie jeśli są to osoby z kontrkultury, która nienawidzi prostytucji i z nią walczy. Ta kontrkultura kocha za to inteligentne laski.

Jest grupa społeczna, w której nie wypada się malować, żeby nie uchodzić za dziwkę. Niepomalowane laski są traktowane z szacunkiem i nikt ich nie zaczepia. Z drugiej strony w tej kulturze nie wypada nosić spódnic czy sukienek, które są długie. Wszystkie laski powinny nosić tylko mini, bo nie są katolickimi prostytutkami.

Moje znajome schizofreniczne prostytutki (które są tak bardzo uwielbiane przez Opus Dei) noszą zapięte pod szyje bluzki i koszule oraz się malują. Uważają, że „szony” noszą krótkie spódnice oraz dekolty odsłaniające obojczyki. Ich poglądy zgodne są z tym, co można wyczytać na temat psychologii prostytucji w podręcznikach kryminologii. Tak bardzo się wstydzą swojego zajęcia, że muszą się zakrywać oraz są na wskroś religijne. Za tą religijność odpowiada nieleczona schizofrenia oraz kompleksy, które rozwijają się już u kurwiących się dzieci.

Niestety schizofrenicy usuwają z rodzin ludzi zdrowych, którzy są albo zabijani, albo uciekają gdzie pieprz rośnie. Jedna z tych pań, o których piszę, zabiła dwie swoje zdrowe córki, chociaż zdrowy psychicznie ojciec starał się przejąć nad nimi kontrolę. Zginęły, ponieważ „Bóg do nich nie mówił”. Przy tak silnej schizofrenii nic się dało zdziałać, chociaż zaalarmowani kryminolodzy wiedzieli, co z cała pewnością się stanie.

Tak bardzo sarkastycznie proszę, dalej utrzymujcie przepisy, które uniemożliwiają prokuraturze wysłanie wniosku do Sądy Opiekuńczego, które by takie panie zmusił do leczenia psychiatrycznego. Bardzo nie dziękuję politykom, którzy wciąż pozostają głusi na wnioski i prośby kryminologów badających przestępczość ludzi chorych psychicznie.

Mam propozycję dla młodocianych inceli, tworzących szon patrole – odpierdolcie się od uczciwych dziewczyn, a zamiast tego zacznijcie śledzić i terroryzować zapięte pod szyje i ubrane w długie sukienki prawdziwe kurwy. Od miniówek się odczepcie, warto je nosić i należy im się szacunek.