O Ruchu usłyszałam jeszcze przed studiami. Wiele razy byłam wcześniej ze swoją przyjaciółką Iwoną na koncertach metalowych, ale nigdy wcześniej nie byłam na koncercie sama. Ale na szczęście byłyśmy znane z widzenia wielu metalom, szczególnie ekipie z Gdyni.
Iwona była bardzo zajęta w tamtym czasie, tak samo Piotr. Mój facet kupił mi bilet, bo nie chciał, żebym straciła koncert Motörhead, a rzadko się trafiała taka okazja – i już się nigdy nie trafi. Jednym ze zwyczajów zaciekłych fanów muzyki jest przychodzenie na koncert o wiele wcześniej, żeby się pokręcić przed budynkiem, bo jest wtedy szansa zobaczyć muzyków. Byłam sama i z mocno podkreślonymi oczyma i z tego powodu zaczepił mnie Lemmy Kilmister z pytaniem, kto może za mnie poręczyć. Dowiedziałam się wtedy o zasadach the Movement, który chroni muzyków przed kurwami z Opus Dei, które nie tylko wykańczają artystów, ale przede wszystkim niszczą dobre kobiety oraz zabijają dzieci. Brzmi to wszystko wręcz nieprawdopodobnie, ale nic nie jest nieprawdopodobne czy przesadzone, gdy w grę wchodzi Opus Dei oraz uwielbiane przez nich „święte” kurwy, które cierpią na schizofrenię, więc w efekcie ich choroba psychiczna (aka wizje/przekazy od Boga) kieruje tą sektą, oraz ich popędem seksualnym czy też metodami zdobywania pieniędzy. Jednym z zadań, jakie postawiło przed sobą Opus Dei to walka z heavy metalem oraz fantastyką, więc ta organizacja stara się infiltrować oba środowiska i niszczą też pisarzy, nie tylko metali.
Na swoje nieszczęście założyłam na koncert długą spódnicę i t-shirt bez dekoltu. Okazało się to być problemem, bo tak ubierają się kurwy z Opus Dei, które wstydzą się swojego ciała (co – podobnie jak przesadna, ostentacyjna religijność i nienawiść do innych kobiet i dzieci – jest psychiczną reakcją na zajmowanie się nierządem). Porządne kobiety odsłaniają dekolt i noszą krótkie spódnice, chociaż się nie malują, bo nie muszą cały czas uwodzić. Istnieją jeszcze inne zalecenia, ale zostawię te dodatkowe reguły dla siebie. Ważne jest, że zawodowe „święte” kurwy-schizofreniczki nie założą mini czy t-shirtu odsłaniającego obojczyki. Na całe szczęście poręczyła za mnie znajoma ekipa z Gdyni. Opowiedziałam muzykom o swoich problemach z Opus Dei oraz inaczej wystylizowałam t-shirt, żeby nie wyglądać jak ktoś z Opus Dei, więc tylko skończyło się na pouczeniu, jak powinnam się ubierać, a nie na wygonieniu z koncertu przez Lemmy’ego, który miał swoje własne bardzo tragiczne doświadczenia z Opus Dei, bardzo podobne do tego, co spotkało mnie, moich rodziców, siostrzenicę oraz Varga, czy też innych znajomych. Byłam tym zajściem autentycznie przerażona. A wydarzyło się to całkiem szybko po pobiciu mnie przez Opus Dei przed koncertem Megadeth. Zrobili to wtedy ci sami wariaci co zawsze, bo uważają mnie za swój „obiekt” od czasów podstawówki i ich zdaniem nie wolno mi chodzić na koncerty – za to mam zgodzić się „pokutę” za jakieś urojone grzechy i niewolniczą pracę dla Opus Dei (co ma oznaczać, że stanę się praktycznie niewolnicą Renaty).
Poznałam przed koncertem Motörhead nie tylko Lemmy’ego, ale też Michała, którego przez jakiś traktowałam jako kumpla od koncertów (Piotr mnie przywoził, dawał bilet, a Michał wchodził na koncert ze mną). Chociaż myślę, że metale dobrze wiedzieli, jak to się skończy, bo ich zdaniem Piotr zostawiając mnie przed koncertem zachowywał się bardziej jak „brat” niż mój facet. Zresztą świry z Opus Dei też potrafią zapuścić włosy, więc to, że darował sobie wcześniej koncert Motörhead, też było podejrzane. Podpadłam Lemmy’emu nie tylko moim czarnym ubraniem z długą spódnicą… A czułam się tak bardzo Goth.
Moimi znajomymi z koncertu Motörhead są także metale z Norwegii oraz Szwecji, którzy wykorzystali okazję obejrzenia na żywo tego zespołu, który nie miał zaplanowanych koncertów na północy Europy. Wszyscy fani wiedzieli, że Motörhead rzadko się pojawiał po naszej stronie Dużej Wody i z powodów osobistych frontmana dawno nie grał w ogóle. Moi znajomi Norwedzy i Szwedzi są w Ruchu i bardzo nie lubią kurw z Opus Dei. Boją się ich (i słusznie, bo te świry potrafią człowieka wykończyć i doprowadzić do samobójstwa), więc spotykają się tylko z osobami, za które ktoś poręczy. Jeden z Norwegów, z którym się w pewnym momencie zaczęłam spotykać, dał się zrobić w bambuko, ponieważ uwierzył, że Ryszard i Barbara z Opus Dei są moimi rodzicami. Niestety „poręczyła” za nich schizofreniczka z mojej podstawówki, która wszędzie się przedstawiała jako moja „siostra” i przypadkowo ma na imię Anna, jak moja rzeczywista siostra. Niestety schizofrenicy wszędzie i zawsze podają się jako najlepsi przyjaciele swoich ofiar lub ich rodzina i dbają o to, aby zamknąć wszelkie kanały komunikacji, jakie posiada ofiara i ją izolować od ludzi, którzy są okłamywani przez schizofreników.
Pisarze fantasy na równi z muzykami są atakowani przez Opus Dei i czas, żeby oba środowiska połączyły siły. Niestety kurwy z Opus Dei z łatwością zawsze znajdują sobie kolejne ofiary, które wciągają w swoje intrygi i które potem są obiektami zemsty członków Ruchu, ale to już zupełnie inna historia. Ludzie powinni być ostrożniejsi i kierować się uczciwością. Kurwy z Opus Dei też są karane.
Jedną z zasad społecznych jest nakaz weryfikowania wszystkiego, szczególnie jeśli ofiara zaszczuwana przez schizofreniczny gang upiera się, że jest inaczej.
Istnieje w takich sytuacjach obowiązek weryfikacji, ponieważ najwyższym autorytetem we własnych sprawach jest zawsze konkretny człowiek, na temat którego są rozpowszechniane schizofreniczne bzdury. Dotyczy to także Wikipedii, która już dawno powinna kilka wpisów poprawić, ale to jeszcze inna historia, bo mojego artykułu na całe szczęście jeszcze nie ma. A przynajmniej nie było, kiedy ostatnio sprawdzałam.