Marketing

Z punktu widzenia marketingu pisarze nie powinni tracić czasu, występując w czasie konwentów. Całkowita strata zasobów – bo nie tylko to kwestia zmarnowanego czasu (a tego nikt nam nie zwróci), ale też pisarze sami najczęściej kupują sami sobie bilety i płacą za nocleg. Oceniam, że w czasie całego roku konwentowego można sprzedać w ten sposób – czyli stojąc przy swoim stoliczku i opowiadając o swojej powieści publiczności – co najwyżej około trzystu sztuk. Dochód nie wystarczy nawet na pokrycie opłat za stoiska.

Bezsensowne zatem z punktu widzenia marketingu jest bycie prelegentem, co jest ulubionym zajęciem Krystyny i dzięki czemu roi sobie, że jest popularną pisarką. Każda sala pomieści co najwyżej kilkudziesięciu widzów, co naprawdę nie przekłada się na decyzje zakupowe, bo ludzie przychodzą tam, żeby miło spędzić czas, a nie coś kupić.

Z punktu widzenia biznesu jedyne, co ma sens, to właśnie marketing oraz odpowiednio duże zasoby wydawnictwa przeznaczone na reklamę. Pisarze, którzy mają szczęście, bywają zapraszani do studia telewizyjnego i w tym przypadku wydawnictwo nie musi ponosić żadnych kosztów. Ale najczęściej też sam pisarz musi uruchomić swoje kontakty, żeby się pojawić w studio. Brak nakładów na reklamę jest zresztą standardem w przypadku polskich bieda wydawnictw z rynku fantastycznego, które skąpią na wszystkim, co najwyżej wykupią sobie reklamę w takim miesięczniku jak Nowa Fantastyka.

Wydałam sama swoją powieść, ponieważ Opus Dei (oraz ich sprzymierzeńcy z Avangardy) zablokowali mi możliwość wydania jej w jakimkolwiek innym wydawnictwie. Wiem, bo mi to zapowiedzieli. Stanęłam sama z krewnymi przy stoliku z tą powieścią w czasie Warszawskich Targów Fantastyki, więc mogę powiedzieć, jak to wygląda od strony finansów. Za stoisko zapłaciłam około 800 złotych (plus krzesła), sprzedałam około trzydziestu egzemplarzy. Marketingowcy czasem robią coś takiego bez jakiejkolwiek reklamy, żeby ocenić potencjał danego produktu na rynku, więc powiem, że jest całkiem nieźle. Oczywiście nie zwróciły mi się nakłady finansowe, ale nie o to chodziło w tym ćwiczeniu. Nawet płacąc 400 złotych jako powracający wystawca też bym nie zarobiła dosyć, żeby wyjść na swoje. Nie ma więc sensu tam się wystawiać, jeśli ktoś coś takiego robi, to tylko jako miły gest wobec fanów, a na to mnie nie stać.

Miałam pewną umowę z Piotrem. W momencie, kiedy wydam swoją powieść – a była dostępna w czasie Targów oraz księgarniach internetowych – oraz napiszę pierwsze dziesięć rozdziałów kolejnej części, miał przelać mi na konto znaczną sumę pieniędzy, którą mogłabym przeznaczyć na założenie wydawnictwa. Niestety te plany przerwała jego śmierć. Ale pomimo tego wypełniłam wszystkie warunki.

Bo umów zawsze się dotrzymuje. Nawet jeśli druga strona z powodów obiektywnych nie może dotrzymać swojej części paktu.

Dodaj komentarz