Zaszczucie z wynikiem śmiertelnym

Zgodnie z tym, co mi powiedział mój dawny nieformalny teść, psychiatrzy nie zajmują się ofiarami swoich pacjentów, więc niewiele wiedzą o mechanizmach zaszczucia przez schizofreników. Ofiarami przestępstw popełnianych przez osoby chore psychiczne zajmują się kryminolodzy, powinni psychoterapeuci, ale bardzo często polskie intelektualne lenistwo sprawia, że zamiast zająć się sprawą odpowiednio robią to, co jest wyraźnie zabronione przez podstawowy podręcznik – czyli kierują się tym, co mówi im schizofrenik i sami zaszczuwają ofiary schizofreników. A schizofrenicy, jak to schizofrenicy, radośnie rozkwitają i rozwijają demoniczne skrzydła, kiedy podtrzymuje się ich urojenia.

Mój dawny niedoszły teść, który niestety już zmarł na raka, był biegłym sądowym i takich durniów, którzy nigdy nie powinni byli zostawać psychiatrami czy psychoterapeutami, wsadzał do więzień i pozbawiał prawa do wykonywania zawodu. Wiem, że ma godnego zastępcę, który jest zaznajomiony ze sprawą, więc nie podejrzewam, żeby jeszcze komuś z profesjonalistów uszło na sucho zaszczuwanie osób prześladowanych przez Opus Dei.

Ludzi jest bardzo łatwo zniszczyć, szczególnie jeśli się posługuje autorytetem psychoterapeuty czy psychiatry. Ludzie zdrowi łatwo zaczynają wierzyć, że są chorzy i się rozpadają, szczególnie jeśli jednocześnie są atakowani przez zwyrodniałych schizofreników. Najgorszemu wrogowi tego nie życzę przechodzenia przez coś takiego. A syndrom sztokholmski jest łatwo wywołać w sytuacji, kiedy nie można łatwo uciec – nie musi być to być piwnica, w której jest się uwięzionym, wystarczy chodzić do szkoły czy do pracy, bo z takich miejsc się łatwo nie ucieka. Praca jest jednym z miejsc, gdzie syndrom sztokholmski jest bardzo częsty, a nauczyciele bardzo często dopuszczają się najgorszych przypadków zaszczucia. Dodam też, że pół godziny terroru w czasie konwentu też wystarczy, żeby kogoś zniszczyć. Tak więc – nie zobaczycie mnie na żadnym polskim konwencie, zbyt cenię swoje życie.

Wszystko, co opisuję, to dane z badań socjologów, którzy zajmują się społecznym zjawiskiem przestępczości, czyli są kryminologami. Nie rozumiem, jak można kogoś takiego pomylić z prawnikiem i wymagać podawania konkretnych przepisów.

Za to bardzo chętnie, jeśli trzeba, podam wam równe zasady społeczne, które zostały złamane przez osoby, które mnie nękały. Prawnicy na podstawie tych zasad mogą mi podać konkretne przepisy, bo prawodawstwo powinno (i najczęściej tak robi) uwzględniać łamanie konkretnych zasad społecznych, które przekazywane są z pokolenia na pokolenie w czasie wychowania. I to one z punktu widzenia socjologii są podstawą dla uchwalania odpowiednich przepisów. (Jednym słowem tak zwane „prawo naturalne” Kościół może sobie wsadzić w dupę. Należy wyśmiewać wszelkie próby powoływania się na nie, bo to katolicki humbug i bzdura. Nie dajcie sobie wyprać mózgów, Kościół nie jest prawoznawcą.) Sądy w swoich orzeczeniach oprócz konkretnych przepisów czasem powołują się też na ogólnie obowiązujące społeczne zasady, które też są spisywane i badane przez socjologów.

Nie odpowiadam za nieuctwo ludzi, którzy z całym narcyzmem i uporem przekonywali mnie, że nie znając konkretnych przepisów, nigdy nie studiowałam w Instytucie Kryminologii UW. Przy okazji – Szkoła Policyjna szkoli podstawowy personel Policji. Te osoby mogą potem iść na kurs profilera, który jest organizowany przez Instytut Kryminologii. A zajęcia – bardzo intensywne – odbywają się po południu i wieczorem. Niektórzy studenci kryminologii też korzystają z możliwości skorzystania z takiego kursu, bo dostają – jeśli są zdolni – zaproszenie. Mój tata też kiedyś skorzystał z takiego zaproszenia (bo studiował nie tylko na Politechnice, ale też UW) i wrócił do pracy w Policji. Moja mama była bardzo dumna, że idę w jego ślady. Chciałam zawiesić Anglistykę i miałam iść do pracy w Policji. Niestety napadł na mnie schizofreniczny gang Renaty i Krystyny oraz kilku innych imbecyli, którzy byli zachwyceni, że mogą pomóc schizofrenikom. Ich działania wywołały wtedy u mnie również amnezję związaną ze stresem oraz syndrom sztokholmski. A schizofrenicy z zachwytem obserwowali, jak moje odpowiedzi zbliżają się coraz bardziej do tego, co chcieli usłyszeć.

Tak więc powtórzę ponownie, pierdolcie się. Mam dosyć ludzi, którzy nie znając mnie zupełnie, chcą mnie „leczyć”, bo jakiś schizofrenik im coś nagadał.

Schizofrenicy obiecali swoim enablerom, że będę dziękować po ich interwencji w moje życie. Więc nie, kurwy, nie dziękuję wam. Powtórzę, macie się odpierdolić i w życiu się już do mnie nie odzywać.

Dodaj komentarz