Mój pech, jeśli chodzi o życie osobiste (a to jest najważniejsze, bo jeśli wszystko jest ok w tej sferze, to inne rzeczy też przychodzą same, tak było w moim przypadku ze studiami gdy byłam z nieochrzczonym ateistą) ma na imię Adam.
Ma ten skurwysyn i kłamca zamknąć ryja, i w życiu nikomu o mnie nic nie mówić. A jeśli otwiera ryj, to tylko przepraszać, że kiedykolwiek uważał, że ma prawo o mnie kłamać i powtarzać urojenia Nycza oraz jego towarzystwa, chociaż go ostrzegałam przed tą sektą i przed schizofrenikami z mojej podstawówki.
I nie miał kutas prawa układać mi życia i wypowiadać się na temat, w kim jestem zakochana, a w kim nie.
No, po prostu, kurwa, nie.
W życiu nie byłam z Vargiem w związku, nigdy nie byłam w nim zakochana. Współpracowaliśmy tylko. Nic innego nie miało miejsca. Nocował z kolegami i miałam przyzwoitkę. Byłam wtedy w związku z Piotrem. I niespecjalnie chcę ludzi z tamtego okresu oglądać na oczy.
I nadal nie jestem w Vargu zakochana. Psychiczne zniszczenie mojego amerykańskiego adoratora tym, że kocham Varga jest czymś, czego polskiemu fandomowi nigdy nie wybaczę.
Tak więc, ten tego. Odpierdolcie się, kurwy. Niszczyliście mi po kolei wszystko, każdy aspekt życia, każdy związek, a i tak nigdy nie byłam żoną schizofrenika Romana z mojej podstawówki i nigdy z nim nie będę.
Mam nadzieję, kurwy, że się dobrze bawiliście.