Schizofrenik jest najgorszym rodzajem wariata. Doskonale się potrafi maskować i trudno się zorientować, z kim ma się do czynienia. Trzeba znać konkretne urojenia schizofrenika, żeby go na nich przyłapać. Dlatego też najlepiej potrafią schizofrenika diagnozować jego ofiary, które wiedzą, gdzie i jak się rozmija z rzeczywistością. Z tym, że trzeba pamiętać, że schizofrenik też lubi podawać się za ofiarę. Praktycznie nie można diagnozować bez zajrzenia do dokumentów i pomocy Policji. Wszystkie sprawy związane z zaszczuwaniem ofiar schizofrenicznych pomówień powinny lądować w końcu na Policji i być weryfikowane przez biegłych sądowych. Policja najlepiej wie, kto jest niebezpiecznym i bardzo chorym schizofrenikiem. Niestety nic nie może dalej z tym zrobić, bo w Polsce i na świecie jest pełna dobrowolność leczenia schizofrenicznego. Można tylko osłaniać ofiary schizofreników.
Nieleczący się schizofrenik kieruje się zazdrością i szybko przypisuje sobie atrybuty ofiary, którą sobie upatrzył i którą najpierw wypytuje o wszystko, co zaczyna sobie przypisywać, a potem zaczyna ją zaszczuwać. Jedna z prześladujących mnie schizofreniczek z podstawówki nadal wierzy, że Norwegią rządzi Olaf i nie potrafi się przestawić na Haralda V, bo tak ode mnie usłyszała w latach siedemdziesiątych.
Nieleczący się schizofrenik przeżywa urojenia tak intensywnie i emocjonalnie, że odczuwa potrzebę udowodnienia, że ma rację i nie jest chory. O chorobę psychiczną oskarża za to wszystkie osoby, które albo nie potwierdzają jego urojeń, albo są obiektami jego zawiści i obsesji. Tak bardzo chce takie osoby leczyć, że zaczyna roić sobie, że jest psychologiem, lub psychiatrą. W moim przypadku schizofreniczki z mojej podstawówki zaczęły też zazdrościć moich dodatkowych studiów – czyli psychologii. Śmiech mnie ogarnia, gdy słyszę, że pewna schizofreniczka u wielu osób uchodzi za psychologa z tytułem profesora.
Tacy schizofrenicy uwielbiają ludzi zaszlachtować psychicznie i doprowadzić do samobójstwa. Przeżywają wtedy wręcz orgazm, bo uważają, że dowidzi to ich wyższości i że ofiara zabijając się, przyznała im rację. Dla psychoterapeuty i psychiatry równoznaczne jest to z morderstwem, nie mają wątpliwości, że taka ofiara prania mózgu i syndromu sztokholmskiego została z zimną krwią zabita. Nie jest ważne, że był to człowiek już mający problemy z alkoholem. To tylko ułatwiło zabicie go. Typowym zachowaniem samobójcy jest zamknięcie się w motelu i zachlanie na śmierć, lub połknięcie tabletek, szczególnie jeśli wcześniej to zapowiadał i dostał czy zdobył środki przeciwwymiotne.
Prowadziłam podobną rozmowę na temat planowanego samobójstwa z pewnym Amerykaninem i nie udało mi się go odwieść od targnięcia się na swoje życie. Przeżywałam wtedy traumę też sama i źle zniosłam to, że nie udało mi się go uratować. Niestety został tak dokładnie urobiony przez enablerów (pomocników) schizofreników, że był przekonany, że jeśli coś do niego czuję, to skontaktuję się z nim przez schizofreniczkę Dorotę, która mnie kojarzyła z Anglistyki. Ja ją o wiele mniej kojarzyłam, pamiętam tylko że to jest ta chora psychicznie baba, która przypisywała sobie urojony romans z Piotrem i mnie z tego powodu zaczęła tępić. Nigdy nie była moją przyjaciółką, podobnie jak nikt z tego gangu schizofreników, który ma korzenie w mojej podstawówce. Z powodu zaszczuwania przez tych chorych psychicznie ludzi sama zaczęłam mieć coraz problemy z utratą pamięci. Dlatego nie mogłam tego człowieka uratować, a nie dlatego, że jestem „żoną” jakiegoś schizofrenika Romana. (Zaświadczenie o moim stanie cywilnym na blogu.) Schizofrenicy próbowali mnie później namówić, żebym sama również się zabiła, i dołączyła do samobójcy, „bo na mnie czeka i jest sam”.
Ktoś kto przypadkiem wypije za dużo po prostu umiera w domu, bo się dławi wymiocinami. Nie melduje się w motelu, gdzie jest pewność, że go szybko znajdą i nie sprawi nikomu problemów rozkładającym się ciałem.
Ostrzegałam przed tymi ludźmi tak wiele razy. Opisywałam ze szczegółami, co mi zrobili. Więc nie chcę widzieć osób, które nigdy nie reagowały na prośby o to, aby się opamiętały i niczego nie raczyły ich stwierdzeń weryfikować.
Zniszczono mi w życiu zbyt wiele, żebym to tak łatwo puściła w niepamięć.