Archiwum miesiąca: wrzesień 2025

Potłuczone lustro

Nie zamierzam przepraszać za rozbieżności moich wspomnień z rzeczywistością. Po tak dużej traumie, jaką przeszłam, nie tylko większość pamięci przypomina rozbite lustro z pojedynczymi fragmentami, które z trudem składa się w całość. Niestety zostałam napadnięta przez schizofreników tak boleśnie, że wtłoczyli mi do głowy cała masę swoich urojeń i fałszywych wspomnień. Chociaż muszę przyznać, że używali często prawdziwych plotek o osobach, które spotkałam przy różnych okazjach do tworzenia swoich urojonych wersji wydarzeń. Dlatego też nie używam nazwisk.

Nie zamierzam za wszelkie rozbieżności z rzeczywistością przepraszać.

Nie zamierzam też powracać w miejsca, gdzie wiem, że mogę schizofreników spotkać.

Mogę za to powiedzieć, że z osobami, które wymieniłam w kilku wpisach, nic mnie nie łączy. Nie mam męża ani dzieci. Żaden schizofrenik nie jest moim mężem, bo żadnego męża nie mam.

I nikogo nie skrzywdziłam, wbrew temu, co schizofrenicy rozpowiadają.

Uncanny Valley

W psychologii istnieje pojęcie Uncanny Valley, Doliny Niesamowitości. Wedle tej teorii istoty, dokładniej roboty, które są bardzo podobne do ludzi, wywołują niepokój. Jest przedział na ile robot może być podobny do człowieka, żebyśmy nie odczuwali czegoś, co nawet może zbliżyć się do paniki.

Z reguły pojęcie Uncanny Valley odnosi się do robotyki i budowania maszyn coraz to podobniejszych do ludzi. W moim przypadku Uncanny Valley związana jest ze schizofrenią prześladujących mnie osób z rodziny Ryszarda. Są bardzo podobni do ludzi, ale dostrzegam w ich oczach nieludzkie szaleństwo i złośliwość. A także radość z zadawanego bólu. Są osoby, które też zauważają, jak bardzo są dziwni. Nie tylko ja doświadczam tego fenomenu w kontaktach z nimi.

Gatunek ludzki ma zaszyte w swoim genomie podstawowe zasady, dzięki których tworzymy stada. Owszem wychowanie na przykład w rodzinie przestępczej może sprawić, że ktoś nie przestrzega naszym zdaniem żadnych reguł, ale pomimo tego – jak powiedział mi znajomy policjant – udaje się zawsze osiągnąć jakieś porozumienie nawet z najgorszym bandziorem. Nawet przestępcy pozostają ludźmi. Schizofrenicy nie.

Schizofrenicy nie są ludźmi, bo nie przestrzegają żadnych reguł społecznych. Są złośliwymi stworami, z którymi nie można osiągnąć porozumienia, bo cieszy ich tylko czyjaś śmierć (dzięki której tryumfują jako władcy życia czy śmierci , co udowadnić ma ich wyższość), albo przejęcie czyjegoś majątku, czy jakiś innych cech, którymi mogą się szczycić. Moi znajomi schizofrenicy nigdy nie były osobami, w których towarzystwie czułam się bezpiecznie, czy którzy mi pomogli. Stawiali mnie na nogi inni ludzie. Schizofrenicy tylko mi zaszkodzili.

Choroby psychicznie nie dotyczą tylko ludzi. Mój pies miał kumpla na podwórku, który był w zbliżonym wieku. Gdy podrośli, bardzo się zdziwiłam, bo mój pies nie chciał się z nim przywitać, tak jakby nigdy go wcześniej nie spotkał. Nie chciał go nawet powąchać. Zaczęłam się przyglądać tamtemu psu i zauważyłam, że rzeczywiście zachowywał się bardzo dziwnie. NIe tylko łapał rzeczy, których nie było w powietrzu, ale też wydawało się, że wodzi głową, jakby obserwował nieistniejącą piłkę lub rozmowę niematerialnych osób. Weterynarze potwierdzili, że był chory psychicznie. Sąsiedzi próbowali wszystkiego, także leków psychiatrycznych przepisywanych przez lekarza weterynarii, ale w końcu gdy pies stał się za bardzo agresywny, musieli go uśpić.

Jest wiele teorii skąd się bierze zjawisko Uncanny Valley. Niektórzy uważają, że chodzi o rozpoznawanie innych ludzkich gatunków – jak na przykład neandertalczyków – którzy mieli niby nam zagrażać. Nie wiem, czy to prawda, skoro mamy podobno w naszym genomie geny neandertalczyków. Podejrzewam, że istnienie doliny niesamowitości sprawiłoby, że seks pomiędzy oboma gatunkami byłby niemożliwy. Inne gatunki nam nie zagrażają. POtrafimy ułożyć sobie życie z kotami, psami czy końmi. Dogadujemy się pomiędzy-gatunkowo też z małpami.

Moim zdaniem Uncanny Valley jest naszą obroną przed wpadnięciem w łapy schizofreników, którzy, jeśli się nie leczą, nie są w pełni ludźmi. Uciekamy przed nimi, nie chcemy mieć z nimi dzieci. To mechanizm wypracowany przez ewolucję. Lęk przed zbyt podobnymi do ludzi robotami jest tylko przypadkową sprawą w takim ujęciu. Człekokształtne roboty przypadkowo wyglądają jak osoby chore psychicznie, które posiadają nieludzką mimikę.

Roman czy jego krewni nigdy mi się nie podobali. Seks czy miłość nigdy nie była możliwa.

Mordercy

Psycholog może rozmawiać praktycznie z każdym oprócz morderców. Jeśli psycholog nie chce z kimś rozmawiać, to znaczy, że uważa tę osobę za mordercę. Kilka osób z fandomu to w moim rozumieniu mordercy.

Oczywiście definicja prawna morderstwa nie istnieje, bo w naszym prawodawstwie jest wymienione tylko zabójstwo. Jest to język prawniczy. I niestety w rozumieniu prawa nie da się udowodnić, że ktoś, kto odebrał sobie życie, został zabity. Dla psychologa za to zaszlachtowanie czyjejś psychiki i namawianie bezbronnej ofiary do odebrania sobie życia jest morderstwem. W sposób, jaki opisałam w poprzednim wpisie, zabito wiele osób w fandomie. Można zbudować czyjeś poczucie winy tak dokładnie, że człowiek zabije się, żeby tylko „ratować” ukochaną(1), ofiarowując siebie w ofierze za czyjeś szczęście. Dodatkowo schizofrenicy (ale nie tylko oni, przestępcy w podobny sposób działają) używają metod terroru, które sprawiają, że człowiek przestaje samodzielnie myśleć i staje się marionetką. W efekcie tworzą w głowie nieszczęśnika, na którego napadli, stan umysłu, jaki można określić jako chorobę i odklejenie od rzeczywistości. Człowiek tak zaatakowany i zakochany, łatwo zostaje doprowadzony do stanu, jaki psychologia określa jako widzenie tunelowe – przestaje przyjmować, co się do niego mówi i widzi tylko to, co popycha go dalej i potwierdza w decyzji zabicia się. W przypadku znanego mi gangu schizofreników ten stan został wywołany przez nich celowo i w taki sposób te osoby doprowadzają celowo ludzi do samobójstwa.

Żaden samobójca nie może liczyć na to, że po jego śmierci prawo skaże winnych zaszczucia z wynikiem śmiertelnym. Zawsze pozostaną jakieś wątpliwości, co zaważyło na tej decyzji o zabiciu się. Szczególnie jeśli dorabia się ofierze gębę alkoholika, który po prostu się zapił. Nieważne, że schizofrenik dostarczył ofierze środki przeciwwymiotne i poinstruował dokładnie, jak je przyjmować i ile alkoholu wypić. Jedyna szansa na ukaranie winnych, to przeżyć – bo wtedy biegli sądowi mogą ocenić zakres szkód w psychice, jakich dokonano.

Niezwykłą traumą jest obserwowanie kogoś w takim stanie, do jakiego doprowadzono mojego znajomego Amerykanina. Ktoś z przygotowaniem psychologicznym widzi człowieka, który się żegna i przygotowuje do popełnienia samobójstwa. Szczególnie, jeśli to wcześniej już zapowiedział. Był to przypadek jak z Aliena – nikt nie słuchał mądrej kobiety i wszyscy zginęli. Znaczy się, wiele osób zginęło i to zupełnie niepotrzebnie. Na całe szczęście ja przeżyłam i moje koty. I tylko o siebie, oraz o nie dbam.

Tak więc, gratuluję różnym jełopom tulenia do piersi schizofreników z bardzo niebezpiecznego schizofrenicznego gangu, w sytuacji gdy prawo jest bezsilne, bo nie można tych ludzi zmusić do leczenia, a chorych się nie zamyka. Są dla mnie mordercami, z którymi się już nigdy nie rozmawia.

Więcej nic chyba już nie mam do powiedzenia. Ostrzegałam od zawsze, od 1988 roku, gdy schizofrenik Nycz pierwszy raz się uaktywnił u mnie na uczelni, bo bardzo chciał mnie dymać, a schizofrenik Ryszard Nowak chciał mnie mu sprzedawać. No cóż, nie odpowiadam za to, co schizofrenicy robią pod wpływem swoich typowych urojeń. A to że jakaś kobieta jest prostytutką jest typowym urojeniem wprost z podręcznika. Jest wielu psychoterapeutów w Warszawie, którzy znają Ryszarda, bo go tropią i ratują jego ofiary.

Tak więc, odmaszerować i odpierdolić się ode mnie oraz mojego życia.

⛧⛧⛧

(1) Oczywiście atakujący schizofrenik wcale nie ma na celu poprawy bytu zakochanej dziewczyny. Po samobójstwie jej ukochanego ona sama dla odmiany zaczyna być namawiana do samobójstwa. Jest często gwałcona i zakatowana psychicznie, podlega terrorowi. Schizofrenicy wmawiają jej, że ma zabić, żeby dołączyć do samobójcy i że będą w Niebie szczęśliwi, bo on tak jest samotny i na nią czeka. Sama podlegałam takim naciskom, ale na całe szczęście jestem wredną ateistyczną suką, które wie, że po śmierci nic nie ma. Przeżyłam tylko dlatego, że potrafię zdiagnozować takie sytuacje i pisałam mejle opisujące, co się dzieje. Tak więc, z całą odpowiedzialnością za słowa mogę powiedzieć, że nikt z tego gangu ani nie jest moim przyjacielem, ani terapeutą, ani nigdy nie był w przyjaźni z moimi rodzicami. Ani mi nie pomógł. Jestem wrakiem człowieka, przeszłam piekło na Ziemi i nadal idę przez ogień, pamiętając, że udało mi się wyrwać dobrego człowieka, z którym bardzo chciałam być, ze szpon schizofreników, z którymi się nigdy nie przyjaźniłam. Za to – jak to robią schizofrenicy – przechwycili wszystkie moje kontakty i manipulowali ludźmi, jak chcieli, bezprawnie przemawiając w moim imieniu oraz oskarżając niewinne osoby o to, co sami robili. A wiele osób ostrzegałam przed nimi, przed tym co potrafią innym zrobić i na czym polega taka „opieka” schizofreników nad ich ofiarami. Tacy schizofrenicy przeżywają orgazm, gdy tylko uda im się kogoś zmusić do samobójstwa. To najgorszy rodzaj szumowin jednocześnie chroniony przez prawo jako „biedni” chorzy ludzie. Jedyne co można zrobić, to złamać milczenie i zaszczuć ich tak jak zaszczuli wiele innych osób.

⛧⛧⛧

A Andrzeja, który w moich oczach również należy do tego gangu, także wypieram się, ma się odpierdolić. Jest dla mnie obcą osobą. Będzie traktowany jak reszta tego gangu schizofrenicznych morderców. Mój tata miał zły gust do ludzi – nie tylko wobec Andrzeja się pomylił, ojciec Adama też okazał się być narcystycznym imbecylem, który dołączył do gangu schizofreników. Nie należało z nimi utrzymywać kontaktów. A Adam jeszcze musi udowodnić, że jest kimś lepszym od własnego ojca. Uważam, że mój znajomy Amerykanin był do uratowania, gdyby tylko mnie polscy metale słuchali, a nie pobiegli za gangiem Nycza, bo zdecydowali się tylko członków tego gangu słuchać. A mówiąc dokładniej Andrzeja, który jest proszony, żeby zamknął ryja i zniszczył mi całe życie, które mogło być kalifornijską bajką. A zmieniło się w piekło, które wypełniały próby przemówienia różnych ludziom do rozumu i sprawienia, żeby niewinna ofiara schizofreników się nie zabiła. Co w końcu facet zrobił przekonany, że jestem mężatką i nie ma innego sposobu, żeby mi pomóc odzyskać pamięć.

Nigdy nie „byłam” z Romanem, ani nigdy do niego nie „wróciłam”. Nadal jestem bezdzietną panną i walczę na polu psychiki o przetrwanie. Dopiero teraz, po zgrubnym odzyskaniu pamięci i najważniejszych faktów, mogę zacząć wychodzić z traumy i jak to się mówi potocznie – „zbierać się do kupy”. Więc radosny rechot nabijającego się ze mnie Andrzeja, który uznał, że mi „pomógł”, bo ważniejsze są dla niego słowa schizofreników, a nie moje zaprzeczenia i prawda, był całkowicie nie na miejscu. Nabrał manier najgorszych wycieruchów i kurew z tego gangu schizofreników i nie chcę go widzieć. To ja lepiej wiem, kto jest kim w moim życiu i powinien był to kutas uszanować. Jest takim chamem, że zabrakło mi skali.

Wszystkie osoby, które pomogły Nyczowi oraz Ryszardowi zaszczuć mnie oraz moich amerykańskich i polskich przyjaciół są dla mnie współwinni morderstwa.

Nadal wkurwiona.

Miłość według Kościoła

Wierni czytelnicy mojego bloga wiedzą, jak bardzo negatywną mam opinię o chrześcijaństwie. Jak wszystkie religie zostało stworzone przez schizofreników, którzy zdominowali ludzi w swoim otoczeniu, wmówiwszy im wcześniej, że mają jakiś kontakt z absolutem i wiedzą, co Bóg lub bogowie chcą od swoich niewolników – czyli osób, które bogowie podobno stworzyli i niby traktują z miłością.

Schizofrenicy uwielbiają zakatować psychicznie innych ludzi i przerobić ich na swoich niewolników. Tak też działa Kościół, dążący wszędzie do władzy absolutnej. Mam od dzieciństwa na karku różnych kościelnych idiotów oraz schizofreników, czasem o bardzo wysokiej pozycji, więc bywałam zmuszona z nimi o tym rozmawiać. Nie kryli, że dążą do przejęcia władzy oraz zaprowadzenia teokracji. Rolą państwa jest im to nie umożliwić. Niestety nadal nasze władze, także ludzie obryci w marketingu politycznym i politologii, nie dostrzegają, że konsekwentnie wyniki exit pollu w czasie naszych wyborów różnią się od wyników podanych po przeliczeniu głosów w komisjach. Zdaniem mojego amerykańskiego znajomego jest to całkowicie niemożliwe. A już na pewno nie za każdym razem i nie w takim stopniu, jak ostatnio zdarza się w Polsce.

Zapytałam o to prześladujących mnie schizofreników z Opus Dei. Jak mi powiedzieli, wszyscy zgłaszają się do pracy w komisjach i manipulują liczbą policzonych głosów. „Liczą” w taki sposób, że wyniki są takie, jak – ich zdaniem – „powinny być”. W celu odwrócenia uwagi rozsypują głosy. Liczą ponownie, twierdzą, że to oni policzyli dobrze, wmawiają ludziom „odpowiednie” liczby i tak dalej. Rozmawiałam z wariatami, więc nie są to osoby najwiarygodniejsze, ale akurat to mogło nie być ich urojeniem. Potrzebujemy większej kontroli nad tym, co się dzieje w komisjach i kto wchodzi w ich skład. Na pewno nie powinni to być ludzie z Opus Dei. Nie wystarczy, że są bezpartyjni.

Bardzo często powtarzam, że Kościół to świat na opak. Śmierć na przykład nazywają „życiem wiecznym”, a nienawiść „miłością”. Kościół nienawidzi miłości tak naprawdę. Podobnie jak schizofrenicy lubi ludzi krzywdzić. Księża nie tylko kierują się własnymi zaburzeniami popędu oraz problemami z własną seksualnością. Chrześcijaństwo jest przepełnione filozofią strachu oraz cierpienia. Ludzie od dzieciństwa są zastraszani, oraz uczeni tolerancji dla swojego i czyjegoś cierpienia. Cierpienie jest stawiane najwyżej na postumencie, a przyjemność została uznana za grzech. Szczególnie seksualność (którą Kościół wykorzystuje do kontrolowania ludzi, bo wydaje konkretne zalecenia oraz licencje komu i ile się wolno bzykać) jest znienawidzona przez kler.

Powiedzmy sobie szczerze, miłość – szczególnie miłość fizyczna, dzięki której ludzie łączą się w pary – jest czymś, co jest znienawidzone przez kler. Pamiętam nauki z czasów, kiedy jeszcze chodziłam na religię. Z cała pewnością nie wolno ludziom, szczególnie kobietom, doświadczać orgazmu. Mają wypełniać „obowiązki małżeńskie” z zagryzionymi zębami i zmuszać się do tego, aby mieć dzieci. Bo wtedy nie mają „grzechu”. Oczywiście spełnienie seksualne jest czymś, co wolno osiągnąć tylko wybrańcom z Kościoła, czyli schizofrenicznym „świętym”.

Psycholodzy i seksuolodzy są przerażeni takimi praktykami. Na poziomie biologii jesteśmy zwierzętami, monogamicznymi zwierzętami. Wszelkie akty seksualne, które nie są oparte na popędzie seksualnym to gwałt, jaki ludzi sami sobie zadają. Musimy czuć pożądanie, musimy kłaść się do łóżka z ludźmi, z którymi połączył nas dobór seksualny, który sprawia, że z tysiąca osobników, tylko kilku jesteśmy w stanie zaakceptować jako partnerów i mieć dużo frajdy ze współżycia.

Z reguły ludzie idą przez życie latami czekając na miłość – czyli na kogoś, na czyj widok szybciej bije im serce. Za tym stoi dobór seksualny. To on sprawia, że przez lata nie widzieliśmy nikogo atrakcyjnego, aż nagle na widok kogoś zaczynamy szaleć. Jeśli do kompletu ta osoba jest fajna i inteligentna (bo spotkanie gbura i imbecyla odrzuca i hamuje pociąg seksualny), to mamy taki zestaw cech, że te osoby muszą być razem, chociażby się waliło i paliło.

Jeśli ktoś straci swojego partnera, z którym został połączony dzięki doborowi seksualnemu, co potocznie nazywa się wielką szaleńczą miłością, która spada jak grom z nieba, długimi latami cierpi i nie jest w stanie nawet pomyśleć o tym, aby wejść w inny związek. Ja z trudem przeżyłam stratę dwóch tak silnie zakochanym we mnie facetów, z którymi nawet nie miałam szansy pójść do łóżka, bo byłam dopiero na etapie uwodzenia mnie. Nie potrzebne mi było do kompletu pranie mózgu, jakie zaserwował mi Nycz oraz schizofreniczny gang Nowaków czy wariatka Dorota. Nie mówiąc o działaniach Krystyny czy Avangardy jako takiej.

Księża, gdy dowiadują się o wielkiej miłości, z reguły dostają furii, bo nie zgadza się z ich przekonaniem, że ludzie powinni cierpieć. Nienawidzą szczęśliwych par, które łączy namiętny seks. Szczęśliwe pożycie to grzech, któremu muszą zapobiec. Wiele osób idzie z problemami sercowymi do księży. Jest to błąd, bo ten człowiek z reguły zrobi wszystko, aby zniszczyć psychicznie zakochaną parę, bo doznaje zaostrzenia własnych problemów psychicznych. Dochodzi do wniosku, że lepiej wie, kto z kim powinien być. Słuchanie takiego księdza unieszczęśliwi zawsze, szczególnie jeśli duchowny odeśle do jakiegoś schizofrenika na „terapię”.

Coś takiego spotkało w fandomie jedną z moich przyjaciółek. Jej ukochany stracił życie, został zaszlachtowany psychicznie i zmuszony do samobójstwa „żaby pomóc w problemach psychicznych ukochanej”. Szok wywołany jego śmiercią miał jej pomóc „przypomnieć sobie”, że to co mówi schizofrenik to prawda i że dziewczyna ma kogoś innego. „Przypomnienie sobie”, że ma się „męża” miało spowodować ekstatyczną radość i wdzięczność „uratowanej” ukochanej. Takie rzeczy dzieją się w polskim fandomie, gdzie szaleje Opus Dei wraz z moimi znajomymi schizofrenikami. Dziewczyna w opisywanym przeze mnie przypadku przeżyła. Oczywiście poświęcenie się zakochanego faceta, którego doprowadzono do takiego stanu, że sam przestał być zdrowy psychicznie i się zabił, nic nie dało, bo nadal nie potwierdziła słów schizofrenika. Bo takich urojeń się nie da potwierdzić. Odbudowała sobie życie, wbrew temu wszystkiemu, co jej zrobił Nycz ze schizofrenicznym gangiem. Ja też żyję, chociaż spotkało mnie dokładnie to samo. Z tym, że nadal tylko liczę straty, a niczego jeszcze nie odzyskałam z życia.

Ostatnia osoba, do której należy chodzić po poradę sercową, to ksiądz. Uchwycił to świetnie Szekspir. W przypadku Romea i Julii świetnie widać, jak zręcznym manipulantem jest taki duchowny, najpewniej sam schizofrenik. Zresztą literatura jest pełna takich obrazów wziętych z obserwacji ludzi, którzy nie mieli wykształcenia psychoterapeutycznego, ale sięgali do doświadczeń ludzi ze swoich środowisk i opisywali w mniej lub bardziej przetworzony sposób to, o czym słyszeli i co stanowiło dla nich tak duży problem psychiczny, co tak bardzo ich uwierało, że musieli to pleść w swoją fabułę.

Nigdy się nie dowiemy, kto i jakie wydarzenia zainspirowały Szekspira do wykorzystania wątku księdza mordującego zakochanych podczas pisania jednej z jego najbardziej znanych tragedii, ale akurat psycholodzy nie mają wątpliwości, że uchwycił tutaj często powtarzający się schemat. Psychoterapeuci znają go z obowiązkowego podręcznika. Tak bardzo typowe jest takie postępowanie duchownych, że żaden psychoterapeuta nie powinien mieć wątpliwości, co się dzieje, gdy w sprawy sercowe miesza się jakikolwiek ksiądz. Oraz schizofrenicy twierdzący, że są „rodziną”, czy że sami są „psychiatrami”, czy „psychoterapeutami”. Takie twierdzenia schizofreników to też standard wprost z podręcznika.

No, ale spotyka się ludzi, którzy zdobywają kolejne dyplomy i nadal nic nie rozumieją z tego, co mieli w podstawowym podręczniku.

Andrzej

Nie rozmawiam z Andrzejem od wieków. Obraziłam się na niego w momencie, gdy zaczął słuchać Nowaków i wziął – bez jakiejkolwiek weryfikacji tego, co mówią – ich stronę i mnie zniszczył psychicznie. To niszczenie powtarzało się to na tyle często, że muszę coś wyraźnie zaznaczyć.

Nic co Andrzej mówi o mnie, mojej rodzinie, czy znajomych, nie pochodzi ode mnie, nic nie ma pokrycia w faktach. Opowiada bzdury wzięte wprost z wyobraźni schizofreniczek oraz Nycza. Doskonale się przy tym bawiąc oraz nabijając ze mnie. Nich więc idzie na drzewo i się nigdy do mnie nie odzywa. Dokonał zbyt dużych zniszczeń w życiu wielu osób, żebym kiedykolwiek chciała z nim rozmawiać.

Jeśli chcecie poznać prawdę, zapytajcie autorkę tego bloga, a nie imbecyla, którego wyłącznym zajęciem jest wysłuchiwanie i podawanie dalej urojeń zjebanych schizofreniczek i schizofreników z mojej podstawówki oraz równie pierdolniętej i niebezpiecznej Doroty z mojej dawnej uczelni.

Mam nadzieję, że to zamyka kwestię prawdomówności Andrzeja i jego towarzystwa. Niech sobie dalej łazi po konwentach wszędzie z psychopatą Nyczem oraz Nowakiem.

Takich ludzi ciąga się po sądach cywilnych za to co zrobili. Szkoda, że wcześniej nie miałam okazji się tym zająć. Ale i przyjdzie i na to czas.

Dorota

Największą winą Adama jest, że bez konsultacji ze mną, przedstawił wszędzie moją koleżankę z Anglistyki jako moją najlepszą przyjaciółkę. Nie przyjaźniłam się praktycznie z nikim z Instytutu. A już na pewno nie ze schizofreniczką Dorotą. Niestety, jak to robią z reguły schizofreniczki, dostała bardzo silnych urojeń, w których występowałam, bo już od samego początku studiów zwijała się z zawiści o Piotra. Nie pomogło to, że z Piotrem zerwałam i zaczęłam spotykać się z kimś innym. Nic, co o mnie opowiedziała, nie jest prawdą.

Bardzo źle się stało, że Adam przedstawił również pewnemu Amerykaninowi Dorotę jako kogoś, kto mnie zna. W życiu nie popełnił większego błędu, bo ta schizofreniczka skontaktowała Amerykanina dla odmiany z Nyczem, co w końcu doprowadziło do katastrofy i takich zniszczeń psychiki, że nie udało się człowieka odwieść od samobójstwa. Powinien być hospitalizowany z tak groźną depresją, a nie poddawany kolejnym falom prania mózgu. Został z zimną krwią zaszlachtowany psychicznie przez gang schizofreników, a ja nic nie potrafiłam zrobić, bo jego rozmowy ze mną odbywały się przez telefon, który do mnie nie należał i były monitorowane przez schizofreników. A schizofrenicy manipulowali Amerykaninem jak chcieli i oczywiście, że nie umożliwili mi wyjazdu do Stanów. I nie miałam jak porozmawiać z Dorotą, bo się, kurwa, nie znamy.

Moja opinia o Nyczu nie jest pochlebna. Jest wykwalifikowanym mordercą, a jak sam czegoś nie potrafi osiągnąć, to posługuje się Nowakami. I tylko tyle mam o nim do powiedzenia, bo mnie też próbował doprowadzić do śmierci samobójczej. Wiadomo, że to zawsze osoba zdrowa psychicznie wykorzystuje chorą. I tak jest też w przypadku Nycza. To on wykorzystuje ten gang i trzeba na to uważać, bo zawsze woła Ryszarda, jako kogoś, kto za niego załatwi różne sprawy i zaszczuje niewygodne osoby. Sam też robi wszystko, co tylko w jego mocy, żeby niszczyć kolejne ludzkie życia.

Więc proszę go nie wskazywać nigdzie jako „przyjaciela” mojej rodziny. Jest osobą, która jest całkowicie niewiarygodna. I jak dla mnie jest wyrafinowanym przestępcą, posługującym się terrorem.

Nie wiem, skąd Andrzej wziął to swoje przekonanie, że ta zgraja schizofreników jest w jakikolwiek sposób związana z moją rodziną, czy mną samą. Miał obowiązek, tak nakazują dobre zwyczaje, przyjąć do wiadomości, co mu tłumaczyłam na ich temat. Ostrzegałam przed tą sektą schizofrenicznych Nowaków. Zamiast tego, błyskawicznie po tym, jak tylko dostał pomoc ode mnie i Piotra, dołączył się do zaszczuwania mnie. Powinien pamiętać, jak mu tłumaczyłam, że sam powinien się leczyć. Zamiast tego złośliwie okłamywał na mój temat cały fandom, także światowy. Za to takie coś należy go pozwać. W języku prawniczym to, co robi, określa się jako „rażącą niewdzięczność” i jak najbardziej istnieją odpowiednie paragrafy. I zamierzam ich użyć, chociaż są ludzie, którzy mnie wstrzymują. Ale to ja decyzję o tym, co będą robić prawnicy.

Więc, co mogę mu powiedzieć? Tylko jedno, staroamerykańskie Fuck off!!!

Wedle tego, co usłyszałam, mam nadal możliwość częstego bywania w Stanach. Zamierzam z tego skorzystać. Amerykański fandom powinien być milszy od nadętych narcyzów, którzy rzucają się niszczyć ludzi, którzy im pomogli. Andrzej się nie hamował, ani nie odczekał jakoś dłużej od uzyskania pomocy. Mam więc go w dupie.

Miała być cała prawda na blogu, to jest. Ale nie jest miła dla kilku osób. Ostrzegałam.

Niektóre manuskrypty nie płoną

Tak się składa, że w czasie mojego życia wciągano mie do paru zespołów heavymetalowych. Wystarczy żeby mnie znienawidziły osoby z Opus Dei. Moje sprawy z metalowcami sprawiają, że takie osoby jak Nycz są moimi naturalnymi wrogami, bo skurwysyny uważają, że heavy metal czy fantasy pochodzą od diabła.

Nie zostałam wokalistką heavymetalową, nie zostałam pisarką. Nie miałam żadnej pomocy od środowiska, wręcz przeciwnie zostałam zniszczona za to, czym jestem, a raczej czym nie jestem – czyli autorką pewnego listu do Dyrektora Opus Dei.

Wszystko rozegrało się zgodnie z podręcznikiem – Kościół znalazł sobie schizofreników, z których postanowił zrobić „świętych”, bo taki Kościół ma business plan. Interes musi się kręcić, a ów obrót interesu zawdzięcza Kościół kolejnym beatyfikacjom i potwierdzonym „cudom”, które zresztą potrzebne są takim osobom jak Nycz do awansu. Zresztą Nycz wykorzystuje schizofreników do skłócania i niszczenia fantastów i metali, wspierając ich w kolejnych aferach.

Schizofrenicy, jak to schizofrenicy bardzo chcieli zrobić wrażenie, więc z lubością nakarmili kilkoro osób swoimi opowieściami. Szczególnie takimi o cudownych nawróceniach lub uzdrowieniach, które miałyby dotyczyć mojej rodziny oraz mnie. Oczywiście nic się w tych opowieściach nie zgadza z rzeczywistością, więc Nycz i jego egzorcysta niszczą mnie od bardzo dawna. Zamieszanym w sprawę był też poprzedni biskup. Mam to szczęście, że nie mogli mnie dorwać w miejscu, z którego bym nie mogła uciec, bo by mnie związali. (Takie ma pojęcie Kościół o wolności osobistej, że wystarczyły słowa obcego dla mnie człowieka, Ryszarda Nowaka, znanego schizofrenika, żeby mnie zaczęto katować).

Podręczniki niestety norują przypadki ludzi zakatowanych na śmierć lub konających z wycieczenia podczas egzorcyzmów, bo nie potrafili potwierdzić słów schizofrenicznych „świętych”. Zostałam zakatowana tak dokładnie, że uniemożliwiono mi założenia rodziny, czy normalne kreatywne życie. Straciłam całe życie walcząc z tą chołotą spod znaku krzyża o siebie. Nawet wiedząc, że list do Dyrektora Opus Dei został sfałszowany (zresztą prawdopodobnie inspiratorem fałszerstwa był Nycz), bo wysłałam skan swojego kontr-listu do kurii z prośbą o porównanie charakteru pisma, Kościół postanowił mnie dalej katować. Celowo prano mi mózg i wywoływano syndrom sztokholmski, abym podjęła rolę, jaką mi wyznaczył mój kat. Na całe szczęście psychoterapeuci potrafią pomóc takim osobom jak ja, a postanowiłam nie oddać łatwo skóry.

Tortury psychiczne oraz celowe wywoływanie syndromu sztokholmskiego Kościół nazywa „dochodzeniem do prawdy” lub też „nawracaniem”. Kij im w oko!!! To że schizofrenik bełkocze o sobie, że jest „święty”, nie jest powodem, żeby mu wierzyć i umożliwiać mu mordowanie swoich ofiar. Bądźmy zresztą szczerzy – prawie każdy szczególnie katolicki kapłan boi się biologii oraz miłości. Mają niezłe zaburzenia na tle seksualnym i naprawdę nie należy chodzić do nich z problemami sercowymi. Z reguły można się spodziewać, że tak zmanipulują człowieka, że będzie się chciał zabić. Wmówią mu wtedy, że jedynym uznawanym przez Kościół samobójstwem, które ma nie być traktowane jako samobójstwo, jest zapicie się na śmierć, bo wtedy to jest „przypadek”.

Więc nie, przypadkiem nie było, że mój znajomy całkowicie niepijący facet z premedytacją wypił morze mocnego alkoholu, jednocześnie przyjmując środki przeciwwymiotne. Nie robi się takich rzeczy, jakie Nycz zrobił mojemu znajomemu Amerykaninowi, który już próbował popełnić samobójstwo kilka lat wcześniej. Sama też byłam uczona na religii, że mogę ze sobą tak skończyć i nie trafię wtedy do Piekła. No cóż, na całe szczęście wiem, że moi bliscy trafiliby wtedy do świata, który stałby się dla nich piekłem. WIem też, że mam obowiązek się zemścić.

Dodam tylko, że doskonale uchwycił takie działania księży Szekspir. Przypomnijcie sobie, kto tym dzieciakom zaplątanym w aferę miłosną proponuje truciznę? Oczywiście, że ksiądz. Bard, jak go nazywają Anglicy, dobrze to uchwycił.

Nie pogodzę się też nigdy z tym, że Kościół postanowił wyznaczyć mi schizofrenika na męża. Jest to człowiek, którego nienawidzę od dzieciństwa. Jedyny nasz związek jest elementem jego urojeń. Nie przeszkadza to jednak Nyczowi w niszczeniu mi wszystkich związków, a wiadomości o mnie czerpie z urojeń moich chorych psychicznie koleżanek z podstawówki.

Tępe kurwy z Kościoła nie rozumieją, ze za pomocą doboru seksualnego seksualnego (a nie z rozkazu księdza) ludzie łączą się na całe życie. Zamiast tego wyobrażają sobie, że mogą lepiej decydować, kto ma być z z kimś. Przemocą wrzucali sobie ludzi w jakieś przegródki.

Zrobiono mi bardzo wielką krzywdę i tylko tyle mogę powiedzieć,

Mam nadzieję, że zdechną wszyscy lidzie, którzy zdecydowali, że lepiej ode mnie wiedzą z kim mam być, a z kim nie wolno mi rozmawiać.

Mam nadzieję, że kurwy zdechnięcie, tym bardziej, że pewnej osobie nie przywrócicie już życia.

Każdy odpowiada za siebie, to jest jedna z podstawowych zasad. Kryminologicznych i psychologicznych.

Kłamstwa i pech

Mój pech, jeśli chodzi o życie osobiste (a to jest najważniejsze, bo jeśli wszystko jest ok w tej sferze, to inne rzeczy też przychodzą same, tak było w moim przypadku ze studiami gdy byłam z nieochrzczonym ateistą) ma na imię Adam.

Ma ten skurwysyn i kłamca zamknąć ryja, i w życiu nikomu o mnie nic nie mówić. A jeśli otwiera ryj, to tylko przepraszać, że kiedykolwiek uważał, że ma prawo o mnie kłamać i powtarzać urojenia Nycza oraz jego towarzystwa, chociaż go ostrzegałam przed tą sektą i przed schizofrenikami z mojej podstawówki.

I nie miał kutas prawa układać mi życia i wypowiadać się na temat, w kim jestem zakochana, a w kim nie.

No, po prostu, kurwa, nie.

W życiu nie byłam z Vargiem w związku, nigdy nie byłam w nim zakochana. Współpracowaliśmy tylko. Nic innego nie miało miejsca. Nocował z kolegami i miałam przyzwoitkę. Byłam wtedy w związku z Piotrem. I niespecjalnie chcę ludzi z tamtego okresu oglądać na oczy.

I nadal nie jestem w Vargu zakochana. Psychiczne zniszczenie mojego amerykańskiego adoratora tym, że kocham Varga jest czymś, czego polskiemu fandomowi nigdy nie wybaczę.

Tak więc, ten tego. Odpierdolcie się, kurwy. Niszczyliście mi po kolei wszystko, każdy aspekt życia, każdy związek, a i tak nigdy nie byłam żoną schizofrenika Romana z mojej podstawówki i nigdy z nim nie będę.

Mam nadzieję, kurwy, że się dobrze bawiliście.

I had a dream

Mam marzenie, że ludzie przestaną wyznawać jakiekolwiek religie. Zapanuje wtedy szczęście i pokój na świecie, bo religie są winne temu, w jak opłakanym świecie przyszło nam żyć.

Wychowywał mnie ateista, jeden z najlepszych ludzi na świecie. Już zanim poszłam na religię, mój światopogląd oparty był na regułach społecznych oraz zinternalizowanych zasadach, a nie na jakiejkolwiek religii. Wręcz przeciwnie, poznawszy religijnych ludzi, uznałam, że są najgorszymi osobami, jakich można spotkać i postanowiłam się od nich odsunąć. Za to mam tego pecha spotykać ludzi bardzo religijnych, w tym też facetów, którzy próbowali mnie uwodzić, bo się we mnie zakochali.

Bardzo często powtarzam, że nie mam sumienia, tylko zinternalizowane normy postępowania i wierzę, że ludziom należy pomagać. Jako gatunek mamy empatię oraz altruizm zaszyty w genach. Nie potrzebujemy, żeby być dobrzy, Kościoła, tylko starannego wychowania przez rodziców. Uważają też tak ateiści, których poznałam. Za to wszyscy religijni ludzie, których kiedykolwiek poznałam, zmówili się i zniszczyli mi całe życie. Nie znam praktycznie nikogo, kto by mi pomógł i był religijny. Nie tylko mi pomogli, ale też złamali wszystkie swoje normy etyczne i popełnili wiele przestępstw. Mam zero tolerancji wobec ludzi religijnych, bo religia jest czymś zupełnie niepotrzebnym społecznie i szkodliwym. Najczęściej jest sposobem w jaki hieny zarabiają na życie, a jeśli im się spodoba, nawet posuwają się do niszczenia ludzi i podsuwania im samobójstwa jako rozwiązania. Spotkało to mnie, spotkało też mojego adoratora. Nie tylko Kościół Rzymsko-Katolicki ma za uszami.

Mam na to wszystko argumenty także spoza mojego życia, studiowałam na kilku wydziałach i zebrałam całe morze argumentów. Przede wszystkim jesteśmy istotami biologicznym, tworzącymi społeczności. Człowiek jako gatunek biologiczny jest monogamiczny, więc to nie nauki pastora czy jakiegoś księdza sprawia, że ludzie się nie puszczają się na około. Nie jesteśmy schizofrenicznymi kurwami, żeby tak działać. To akurat moje wielce religijne koleżanki z podstawówki, które są schizofreniczkami, robią i zawsze rzucają się na różne osoby po pijaku. To właśnie kościelne środowisko uważa, że kobieta i mężczyzna nie może przebywać sam na sam w jednym pomieszczeniu, bo inaczej facet się na kobietę rzuci. W rzeczywistości jest inaczej. Ludzie bardzo długo wybierają sobie osoby, z którymi chcą uprawiać seks, bo potrzebują poczucia bezpieczeństwa. I z reguły następuje faza zalotów. Nikt od razu nie chodzi do łóżka. Gwałty też nie są normą, chociaż dla Kościoła są. To jeden z księży polecił mężowi mojej koleżanki, żeby w czasie nocy poślubnej nie bał się żony zgwałcić (niektórzy nawet dodają, że inaczej nie będzie się słuchać).

Jesteśmy istotami biologicznymi i seksuolog wie, że powinniśmy słuchać instynktu. I gdy już znaleźliśmy odpowiednią osobę, trzeba iść za biologią i nie dać się nikomu zatrzymać. Takie rzeczy łączą ludzi na całe życie, a nie pokropek księdza.

Zrobiłam tak z facetem, który nie był ochrzczony. Poszłam za seksem, rzuciłam gościa z rezydencji i byłam szczęśliwa. Okazało się, że mój nowy facet, z którym jednocześnie straciliśmy dziewictwo, i który nie miał oporów przed seksem, ma cudownych rodziców i nie jest głupi. Myślałam, że spędzę z nim już całe życie. Niestety wolał fandom ode mnie, a ja nie chciałam być z kimś, kto biega na prelekcje i nie chce zrozumieć, że w czasie konwentów przeżywam piekło, bo atakują mnie schizofrenicy z mojej podstawówki oraz równie chory Nycz.

Mój związek z ateistą nie był urojeniem. Urojenia to ma Roman i kilka innych osób. Za to mogłam przyjrzeć się dalszym losom mojego nieformalnego męża z dawnym lat i z cała odpowiedzialnością mogę podkreślić, że ateizm wcale nie prowadzi do rozwiązłości. Powtórzę jeszcze raz, jesteśmy gatunkiem monogamicznym i Kościół wcale nie jest gwarantem trwałości małżeństwa, tylko dobór seksualny. Jest to siła, która łączy na zawsze. I zawsze trzeba iść za seksem. Z tym, że w razie pomyłki, gdy się okaże, że się nie może z tym człowiekiem być, należy się rozstać. Ale trzeba iść z nim do łóżka, pozwolić działać biologii, dopiero potem się zastanowić.

Mój nieochrzczony ateista się na tyle pozbierał, że się ponownie ożenił i ma fajne dzieci. Ale znalezienie kogoś, z kim może być, zajęło mu mnóstwo lat. Powtórzę, ludzie to monogamiczny gatunek.

Mój dawny adorator niestety był produktem swojego Kościoła i to też jemu zniszczyło życie, bo poleciał pytać o wszystko schizofrenika Nycza, uważając go za kogoś, z kim należy się konsultować. Nie chciał „chorej psychicznie” laski, która według kłamstw schizofreników miała mieć „męża” i „dzieci”. Oczywiście przyczyniła się też głupota Adama, ale gdyby mój adorator wszedł w związek, wbrew swoim oporom, to dowiedziałby się, jak bardzo to, co opowiada Adam jest nieprawdziwe. Z tego, co wiem, mój dawny adorator w przeciwieństwie do mojego byłego ateisty, nie dał rady ułożyć sobie życia. Więc powtórzę, zawsze idzie się za doborem seksualnym. Nie zrealizowane związki z dużym pociągiem kosztują psychicznie o wiele więcej niż nieudane romanse. Wiedza o tym jest z powodów dlaczego jestem satanistką i nigdy nie będę o cokolwiek pytać jakiejkolwiek małpy z Kościoła, która sama rezygnuje z ważnej sfery życia i często z zawiści nie daje ludziom żyć i wmawia, że muszą być z jedną osobą przez całe życie. Przy czym bardzo często, jak Nycz, otacza się schizofrenicznymi kurwami, z których próbuje robić święte.

Niestety karierę kościelną wybierają zawsze ludzie najgłupsi oraz chorzy psychicznie. Schizofrenicy tworzą wszystkie religie. Nieszczęściem jest, że jednocześnie narzucają ludziom swoją władzę, wmawiając, że są gwarantem ładu społecznego. Prawda jest taka, że wiedza i normy społeczne, które istnieją niezależnie od Kościoła, są gwarantem ładu. Wszystkie osoby kościelne albo bardzo religijne dopuściły się takich rzeczy, że można je tylko potępić, a nie uważać, że jakieś autorytety moralne. To psychoterapeuci i kryminolodzy powinni decydować, co ludziom wolno, a czego nie. Ich należy pytać, jak żyć.

Bardzo często księża uczą, że zapicie się na śmierć to nie samobójstwo, tylko przypadek. I należy skończyć w ten sposób nieudane życie, jeśli się nie może być z kimś, kto kocha innego. Każdą osobę, która powtarza te bzdury i doradza taki rodzaj samobójstwa, należałoby zamknąć w więzieniu i nigdy nie wypuszczać. Jest nieodpowiedzialnym skurwysynem. Nie byłam z Vargiem, nie kocham go, nikt nie prawa za mnie mówić w kim się kocham, czy kochałam. Mam za to wielu przyjaciół, często bardzo atrakcyjnych. Nie należy mnie łączyć z każdą osobą, z którą się gdzieś pojawiłam, czy ze schizofrenikiem, który się gdzieś uaktywnił i z którymi rozmawiam.
A ewentualne wykończenie w ten sposób konkurenta już na zawsze powinno usuwać z ludzkiego gatunku. Potrafię zrozumieć zwierzęta, ale niektórych ludzi nigdy nie zrozumiem.

Nycz w życiu nigdy nie poznał mojego taty, który zmarł w roku 1985, więc nie może mówić, że „zastępuje mi ojca” i że „wie, co mój ojciec chce”.

Adam

Poznałam Adama, gdy miał cztery lata. Jego rodzice przyjechali do Warszawy i chcieli się spotkać z moimi. Ugryzł go wtedy mój pies, pekińczyk. Uważam, biorąc pod uwagę różne dużo późniejsze wydarzenia, że miał sporo racji. Zaznaczę, że schizofreniczki Krystyny wtedy nie było jeszcze na świecie, więc niech z przyjaciółmi z Opus Dei sobie nie przypisuje tej anegdoty.

Miałam szansę wyjść za mąż i osiąść w Kalifornii. Pewnie tak by się stało, gdyby nie macki Opus Dei, które sięgnęły nawet zagranicznych muzyków metalowych i nastawiły ich przeciwko mnie. Obaj Kalifornijczycy zaczęli mi wmawiać chorobą psychiczną i to że mam męża. Bardzo nie dziękuję osobom, które zainspirowały Adama do rozpuszczenia tych plotek wszędzie, gdzie się dało. Adamowi też nie dziękuję, bo z całym uporem i tępotą (nie wiem, kto rozpuścił nieprawdziwe opowieści jakoby był geniuszem, bo on i jego ojciec to durnie) pomagał tym świrom mnie zniszczyć.

Tak się składa, że jestem osobą, którą wychowano w taki sposób, że jeśli widzę sposób, aby komuś pomóc, staję na głowie, żeby tylko innym ludziom zaczęło być lepiej w życiu. Ani Adam, ani Andrzej mi nie pomogli, chociaż pomogłam im obu. Wręcz przeciwnie, wspólnym wysiłkiem, wciągając w swoje chore intrygi coraz to nowe osoby, zniszczyli mi wszystko, co tylko kobiecie można zniszczyć w życiu, zawodowym i osobistym. Bardzo żałuję, że kiedykolwiek prosiłam różne osoby o pomoc dla nich.

Mój tata spierdzielił przed gangiem schizofreników z Francji do Polski, mnie się nie udało uciec do Kalifornii. Śmierć i przekleństwa na głowy zdrowych psychicznie osób, które bez żadnej weryfikacji zrobiły wszystko, żeby tylko schizofrenikom wygodniej i sprawniej mnie się niszczyło. Przeżyłam takie fale zaszczuwania i niszczenia w pracy, że żyję tylko cudem. Zawdzięczam to, że przetrwałam, wyłącznie pomocy polskich i amerykańskich psychiatrów i psychoterapeutów. Oczywiście, nie wszystkich, bo byli też tacy, którzy za łapówki Nycza, bez weryfikacji, łamiąc zasady diagnostyki, zrobili wszystko, żebym się tylko zabiła (bo przecież w życiu bym nie przyznała, że jestem „żoną” znienawidzonego psychotyka).

Nie tylko mnie zniszczono życie. Moi amerykańscy znajomi uważają, że ich życie też powinno wyglądać zupełnie inaczej. Nie pochowaliby też przyjaciela, który już po wszystkim, gdy w końcu zweryfikował odpowiednie fakty, stwierdził, że nie może żyć z tym, co się okazało i co zostało mi zrobione. Nie mógł istnieć, jak stwierdził. Próbował psychoterapii, ale jego psychoterapeuta odmówił współpracy z nim, bo stwierdził, że facet jest winny i nie chciał się nim zajmować. Psychoterapeuci mają prawo odmówić ciągnięcia czyjejś terapii. Byłam wściekła, gdy się o tym dowiedziałam, bo to znaczy, że został potraktowany jak morderca. Psychoterapeuta uznał tak, bo wiedział, jak poważne obrażenia psychiczne odniosłam – a psycholog jest w stanie zorientować się, co mi zrobiono z samego opisu działań.

Niestety schizofrenicy, którzy uparli się mnie „leczyć” i przedstawiali się nieprawdziwie jako „psychoterapeuci” narzucali głównie jeden schemat działania. Różnym poznanym przede mnie interesującym mężczyznom nakazywali mnie uwodzić, a potem gdy już się otworzyłam na możliwość związania z którymś z nich, sprawiali, że faceci zakatowali mnie psychicznie za każdym razem, nakazując „przypomnienie sobie”, że mam „męża” i „dzieci”.

Tak więc mam w dupie romanse, czy zakładanie rodziny. Pogodziłam się z tym, że zawsze będę sama i nie mam dzieci. Nie jestem kimś, kto jest w stanie komukolwiek zaufać. Psychoterapeutom też już nie chcę już dać szansy.

Używając Adam i jego rodziny, schizofrenicy zrobili mi cancelling w środowisku muzyków metalowych. W środowisku miłośników fantastyki pomógł im Andrzej w zniszczeniu mnie oraz mojej kariery. Mnie nigdy nie pomógł.

Tak wiec nie, proszę wszystkich zamieszanych w tę aferę, nie interesuje mnie żadna kariera, ani muzyczna, ani pisarska. Mam zamiar za to zająć się tym, co robię zawodowo od lat – czyli uczeniem angielskiego, nawet jeśli ta kariera została mi narzucona przemocą przez schizofreników – myślę, że już opłakałam dostatecznie wszystko „co tylko mogło być” w moim życiu zawodowym. Może uczenie nie jest czymś, co stanowi spełnienie moich marzeń, ale jest to coś pewnego, co zapewniało mi utrzymanie przez te wszystkie lata i coś na czym zawsze mogłam polegać. Jest to jedyny prawidłowy wniosek zdrowej psychicznie osoby, która nie ma zwyczaju gonić za jakimiś urojeniami i mrzonkami, tylko trzyma się twardo ziemi. Tym bardziej, że w ramach „terapii” schizofrenicy machali mi różnymi ciekawymi mężczyznami czy kontraktami przed nosem, tylko po to, aby mi je zabrać i narazić na olbrzymie rany psychicznie oraz ataki idiotów.

Dodam jeszcze tylko, że z wyłudzonych pieniędzy, które niby miały pójść na spłaty mojej karty kredytowej, nie zobaczyłam nigdy ani grosza. Bo przecież nie po to schizofrenik dopuszcza się różnych oszustw, aby dzielić się łupem z ofiarą, którą okrada.

A ja jestem jak Lannister i sama spłacam swoje długi i nie boję się pracy.

Nie mam dzieci i nie będę mieć, bo w szpitalu wycięto mi macicę po mojej długiej i ciężkiej walce z mięśniakami. Więc bardzo proszę się ode mnie odpierdolić i nie nazywać przypadkowych osób moimi dziećmi, a różnych psychotyków mężami, czy kochankami. Możliwe, że mają takie urojenia, ale cała sprawa odbywała się tylko w ich głowach.

Mam nadzieję, że to zamyka już na zawsze kwestię tego, jak się pan Andrzej „zaopiekował” córką kogoś, z kim podobno był kiedyś w przyjaźni. Mam nadzieję, że kutasa nigdy nie zabaczę. Tak samo jak Adam był ostrzegany przed tymi ludźmi. Niech dalej rozpieszcza schizofreników i szczyci się swoją „szlachetnością” oraz jak mi bardzo „pomógł”.

Nikt z tego gangu schizofreników nie był nigdy ani moim przyjacielem, ani kochankiem.

Z radością daję się więc wyrzucić z fandomu, bo tym mi zagroziliście, jeśli nie zacznę wam przytakiwać. Nigdy mnie więcej, kurwy, nie zobaczycie!

Jedyne, co mogę powiedzieć, to – Kiedy i skąd wylatuje najbliższy lot z Polski? Przeniosę się gdziekolwiek. I skoro Kalifornia już nie aktualna, to może da radę Norwegia? Mam prawo pobytu, a angielskiego mogę uczyć w każdym państwie świata, nawet nie znając lokalnego języka. Mam w tym przewagę nad moim ojcem, który nie mógł wykorzystać, że jego dziadek był Norwegiem, bo nie znał języka, i nie mógł nas wywieść do kraju, który byłby schronieniem przed Opus Dei i związanymi z nimi schizofrenikami.