Archiwum miesiąca: wrzesień 2025

Schizofrenicy

Od dziecka jestem prześladowana przez rodzinę schizofreników, którzy – jak to schizofrenicy – lubią się podawać za osoby, którymi nie są. Od dziecka mam na głowie między innymi Renatę, która, jak już napisałam wcześniej, od samego początku podawała się za mnie i przedstawiała jako Małgorzata Wieczorek, znana w szkole pływaczka. Ja sama zostałam napadnięta przez nią i jej rodzinę tak dotkliwie, jak tylko może zostać napadnięta ofiara zawistnego schizofrenika. I z powodu przyczyn psychicznych już dwa razy porzucałam treningi – raz dzieciństwie, raz jako studentka. Marzeniem klubu i moim był powrót do sportu, ale gdy tylko odzyskiwałam formę, ponownie pojawiali się Nowacy wraz ze zwolennikam i byłam za każdym razem brutalnie zakatowana.

Niestety Nowacy i ich wielbiciele robią w fandomie, co chcą i wszędzie rozwija się przed nimi czerwony dywan, podczas gdy ja stałam się obiektem kpin oraz zaszczucia – również w miejscu pracy.

Błędem moich rodziców było, że nasze kłopoty ze schizofrenikami pozostawały prywatną tajemnicą, ja wiem, że należy z takich rzeczy robić sprawy publiczne. Przestudiowałam na własną rękę dostatecznie wiele podręczników psychiatrii, żeby wiedzieć, czym się kierują moi prześladowcy. Wiem również, że się nie zatrzymają – bo schizofrenicy zawsze się kierują się swoją obsesją i ścigają swoimi urojeniami swoje ofiary, aż je zaszczują na śmierć. Fatalne jest też, że z reguły sobie tworzą całe gangi, które w tym pomagają. „Moi” schizofrenicy są na tyle starzy i zdemoralizowani, że nie namówi się ich na leczenie, więc jedyne co mi pozostaje to tak jak mój ojciec wyjechać z kraju (przypominam uciekł z Francji przed innym schizofrenicznym gangiem) i zatrzeć za sobą ślady. Moja koleżanka z podstawówki też przed nimi uciekła. Też ją zakatowali w dzieciństwie.

Jedną z przyczyn, dlaczego mnie prześladuje Opus Dei, jest pochodzenie mojego dziadka. Był Serbem, który wykorzystał prababcię Polkę, żeby uciec z zawsze gorących Bałkanów i znaleźć szczęście w Polsce. Był wyznawcą Allaha, ale w życiu nie był tego powodu prześladowany. A jego żona była bardzo religijną katoliczką. Niestety już w dzieciństwie wariaci z mojej dzielnicy z powodu jego południowej urody uznali, że jest moim ojcem i Żydem. Od tamtego momentu próbowali mie „ratować” oraz „nawracać”.

Zresztą nawet jeśli byłby Żydem w życiu nie powinnam z takich powodów być zaszczuwana i poddawana praniu mózgu, czy też egzorcyzmom. Nie powinnam być też nękana całe mojego życie.

Mam dosyć. Nie pojawię się na żadnym fandomowym spotkaniu jeśli ci schizofrenicy nadal są tam mile widziani, a ich zwolennicy oraz „rycerze” nadal wmawiają wszystkim, że to ci schizofrenicy zostali skrzywdzeni. Jest wręcz przeciwnie. To ja i para innych pisarzy zostałam skrzywdzona i zaszczuta. Prawda jest taka, że schizofreniczka Renata, żeby tylko udowodnić, że jest mną, kradnie ludziom konspekty. W dwóch przypadkach porwała ze stolika konspekt, nad którym pracował pisarz. W moim przypadku skradziono mi całą teczkę, także z moimi notatkami oraz pracą, która miała być wtedy pracą magisterską. Oprócz tego włożyłam do teczki dokładny konspekt oraz dopracowany początek powieści. Wszystkie kradzieże zostały zgłoszone Policji. Zawartość mojej teczki na całe szczęście została wcześniej skserowana i, jak mi powiedziano, mój były kopię zachował – jej zawartość jest teraz materiałem dowodowym.

Osoba, która dostała konspekty była za każdym ostrzegana, że została obdarowana przez schizofreniczkę, która dokonała kradzieży i że nie powinna tych materiałów wykorzystywać. Kurwa mać, Renata nie nazywa się Małgorzata Wieczorek i nie jest tą osobą, o której Sapkowski mówi Yennefer. Ale owszem Renata przyjaźni się z Krystyną, która próbuje zostać „największą pisarką fantasy”, zachwycona, że ta schizofreniczka ją popiera. Ciekawe, jak jej w tym dalej będzie pomagać Opus Dei.

Czas żeby odpowiednie kluby wyjęły głowy z dup.

Jeśli o mnie chodzi, to sytuacja wraca do sporu poprzedniego. Nie jeżdzę na konwenty, nie interesuję się tym, co dzieje się w fandomie. Zresztą nikomu przechwałki w czasie konwentów nie zbudowały pozycji pisarskiej, sportowej czy muzycznej. To osiąga się pracą praz talentem. Ja na pewno nie posuwałam się do plagiatowania innych ludzi. Mam dosyć własnych pomysłów, które chętnie rozdaję, ale nigdy w życiu niczego nie podarowałam Krystynie, ani się z nią nie przyjaźnię.

Jedyne czym się zajmuję to mój powrót do zdrowia psychicznego i fizycznego, bo nadal odczuwam skutki poprzedniego napadu na mnie gangu Krystyny i Renaty w mojej pracy. Bardzo nie dziękuję za zniszczenie moich wysiłków, dzięki którym mogłam zostać po raz pierwszy i jedyny w życiu matką czy wrócić do sportu. Wcale nie zamierzałam związać się wtedy Adamem, więc Krystyna nie powinna była być aż tak zazdrosna.

Nie zamierzam nawet komentować kłamstw tego towarzystwa, które złośliwie rozpowiadało wszystkim, że jestem żoną schizofrenika Romana i koniecznie chciało nas „godzić”. Macie na blogu moje zaświadczenie o moim stanie cywilnych i się zamknijcie. Nie dziękuję wam też za wciągnięcie w swoje intrygi Andrzeja. Szkoda, że dawny przyjaciel mojego taty dał się tak zrobić w chuja, że uwierzył, że mnie cokolwiek z tym groźnym wariatem łączy..

Jesteście – mówię to radosnym imbecylom, którzy mnie psychicznie i fizycznie zniszczyli – psychopatycznymi skurwysynami, z którymi nie chcę mieć nic wspólnego. Macie się ode mnie wszyscy odpierdolić, a Krystyna ma przestać kłamać, że jest moją przyjaciółką.

Bo kurwa nie jest.

Nikt z tego gangu nie ma prawa kiedykolwiek ponownie zakłócić mojego miejsca pracy. Ja ze swojej strony robię wam tę uprzejmość, że nie ma mnie na żadnym konwencie. Róbcie sobie co chcecie z tymi schizofrenikami. Nie obchodzi mnie to.

I tak już pozostanie, bo jestem tak obrażona na środowisko, że nigdy nie zmienię zdania.

Złośliwość schizofrenika

Napisałam już wcześniej o zawiści schizofrenika-Golluma, która objawia się między innymi tym, że schizofrenik przypisuje sobie dokonania lub cechy swojej ofiary, a ofiarę oskarża o wszystko, co sam robi, wcześniej nauczywszy się wszystkiego, co mu jest potrzebne, żeby podawać się za taką osobę, jaką niszczy. Zajmijmy się teraz złośliwością schizofrenika.

Schizofrenik nie ma przyjaciół wśród ludzi zdrowych, tylko udaje przyjaźń. Najczęściej w celu złośliwego niszczenia osoby, której podobno pomaga. Wynika to z wyjątkowej złośliwości schizofrenika. Gabinety psychoterapeutów są pełne osób, które uwierzyły w zapewnienia osób chorych psychicznie, że wszystkich znają i mogą mówić w czyimś imieniu, bo najlepiej orientują się w czyiś uczuciach.

Gwarantuję, że nikt z Nowaków nie zna Adama, ani nikogo innego z moich znajomych czy przyjaciół. Wszelkie ich zapewnienia o tym, że wszyscy mnie nienawidzą lub, że wiele osób zniszczyłam, można sobie wsadzić w dupę, bo są schizofrenicznym wymysłem. Schizofrenicy uwielbiają tworzyć sobie gangi idiotów, których szczują na swoją ofiarę, by potem radośnie cieszyć się konsekwencjami i zniszczonym całym życiem.

Jednym z ulubionych numerów schizofreniczki Renaty jest wskazywanie nierealnych celów miłosnych i szczucie lasek na facetów, którzy ich w ogóle nie znają. Ma w tym dwa cele – ośmieszenie osoby, która rzuca się całować obcego faceta, a także zniszczenie życia zamieszanym w taką aferę ludziom. Powiedzmy sobie szczerze – zdrowy psychicznie facet nie zakocha się w kobiecie, która zaczyna znajomość od tego, że po pijaku wpija mu się w usta, jednocześnie oskarżając jego laskę o chorobę psychiczną i posiadanie męża. Ludzie – jak też cała reszta gatunków monogamicznych – potrzebuje czasu i zalotów, żeby być gotowymi na takie naruszenie sfery intymnej. Po prostu nie lubimy dotyku obcych. Wszelkie akcje typu one night stand, czy chodzenie do łóżka na pierwszej randce to odstępstwa od normy. Powiedzmy sobie też szczerze, jest to też powód, dlaczego większość prostytutek to schizofreniczki, jak moje koleżanki z podstawówki, czyli Renata i Anna.

Schizofreniczki, które same prowadzą bujne życie seksualne, bardzo cieszy, że swoimi intrygami czy wręcz praniem mózgu doprowadzają do tego, że ich znajome oraz „przyjaciółki” są same, nieszczęśliwe i nie mają dzieci. Gabinety psychoterapeutów są również pełne osób, które nie wiedzą, dlaczego są samotne. Prawda jest taka, że bardzo często są ofiarami schizofreników, którzy się ich życiem „zaopiekowali”. czyli wyznaczyli im „męża” czy „żonę”, o której ofiara nawet może nie wiedzieć, za to wszyscy wiedzą, że ofiara jest zajęta, czy też szczują nieświadomych na obiekty, które nigdy nie odpowiedzą pozytywnie na brutalne awanse zrobionych w chuja idiotek czy idiotów. Schizofrenicy uwielbiają się bawić ludźmi.

Nigdy nie przyjaźniłam się z nikim z Nowaków. Nie nazywam się Nowak z domu, Ryszard i Barbara są dla mnie obcymi ludźmi, byli obcymi ludźmi także dla moich rodziców. To schizofrenicy, którzy uparli się, że po tym, jak zniszczą mi życie, odziedziczą po mnie mój majątek. Biorąc pod uwagę, że mają za sobą chorego psychicznie duchownego, który gotowy jest poświadczyć każde gówno (jak na przykład „list do Dyrektora Opus Dei”, który mnie ta sekta zaczęła przypisywać), to nawet mogłoby im się udać ) i dlatego też ogłaszają wszędzie, jak bardzo jesteśmy zaprzyjaźnieni (tylko, że nie jesteśmy). Należy ich unikać i traktować gaśnicą na szkodniki.

Bardzo często osoby, które uwolnią się spod wpływu schizofreników i opowiedzą, jak bardzo są wolni i samotni, doświadczają cudownego naprawienia losów, czego też życzę kilku idiotom i idiotkom z fandomu.

Ruch Obrony Muzyki

O Ruchu usłyszałam jeszcze przed studiami. Wiele razy byłam wcześniej ze swoją przyjaciółką Iwoną na koncertach metalowych, ale nigdy wcześniej nie byłam na koncercie sama. Ale na szczęście byłyśmy znane z widzenia wielu metalom, szczególnie ekipie z Gdyni.

Iwona była bardzo zajęta w tamtym czasie, tak samo Piotr. Mój facet kupił mi bilet, bo nie chciał, żebym straciła koncert Motörhead, a rzadko się trafiała taka okazja – i już się nigdy nie trafi. Jednym ze zwyczajów zaciekłych fanów muzyki jest przychodzenie na koncert o wiele wcześniej, żeby się pokręcić przed budynkiem, bo jest wtedy szansa zobaczyć muzyków. Byłam sama i z mocno podkreślonymi oczyma i z tego powodu zaczepił mnie Lemmy Kilmister z pytaniem, kto może za mnie poręczyć. Dowiedziałam się wtedy o zasadach the Movement, który chroni muzyków przed kurwami z Opus Dei, które nie tylko wykańczają artystów, ale przede wszystkim niszczą dobre kobiety oraz zabijają dzieci. Brzmi to wszystko wręcz nieprawdopodobnie, ale nic nie jest nieprawdopodobne czy przesadzone, gdy w grę wchodzi Opus Dei oraz uwielbiane przez nich „święte” kurwy, które cierpią na schizofrenię, więc w efekcie ich choroba psychiczna (aka wizje/przekazy od Boga) kieruje tą sektą, oraz ich popędem seksualnym czy też metodami zdobywania pieniędzy. Jednym z zadań, jakie postawiło przed sobą Opus Dei to walka z heavy metalem oraz fantastyką, więc ta organizacja stara się infiltrować oba środowiska i niszczą też pisarzy, nie tylko metali.

Na swoje nieszczęście założyłam na koncert długą spódnicę i t-shirt bez dekoltu. Okazało się to być problemem, bo tak ubierają się kurwy z Opus Dei, które wstydzą się swojego ciała (co – podobnie jak przesadna, ostentacyjna religijność i nienawiść do innych kobiet i dzieci – jest psychiczną reakcją na zajmowanie się nierządem). Porządne kobiety odsłaniają dekolt i noszą krótkie spódnice, chociaż się nie malują, bo nie muszą cały czas uwodzić. Istnieją jeszcze inne zalecenia, ale zostawię te dodatkowe reguły dla siebie. Ważne jest, że zawodowe „święte” kurwy-schizofreniczki nie założą mini czy t-shirtu odsłaniającego obojczyki. Na całe szczęście poręczyła za mnie znajoma ekipa z Gdyni. Opowiedziałam muzykom o swoich problemach z Opus Dei oraz inaczej wystylizowałam t-shirt, żeby nie wyglądać jak ktoś z Opus Dei, więc tylko skończyło się na pouczeniu, jak powinnam się ubierać, a nie na wygonieniu z koncertu przez Lemmy’ego, który miał swoje własne bardzo tragiczne doświadczenia z Opus Dei, bardzo podobne do tego, co spotkało mnie, moich rodziców, siostrzenicę oraz Varga, czy też innych znajomych. Byłam tym zajściem autentycznie przerażona. A wydarzyło się to całkiem szybko po pobiciu mnie przez Opus Dei przed koncertem Megadeth. Zrobili to wtedy ci sami wariaci co zawsze, bo uważają mnie za swój „obiekt” od czasów podstawówki i ich zdaniem nie wolno mi chodzić na koncerty – za to mam zgodzić się „pokutę” za jakieś urojone grzechy i niewolniczą pracę dla Opus Dei (co ma oznaczać, że stanę się praktycznie niewolnicą Renaty).

Poznałam przed koncertem Motörhead nie tylko Lemmy’ego, ale też Michała, którego przez jakiś traktowałam jako kumpla od koncertów (Piotr mnie przywoził, dawał bilet, a Michał wchodził na koncert ze mną). Chociaż myślę, że metale dobrze wiedzieli, jak to się skończy, bo ich zdaniem Piotr zostawiając mnie przed koncertem zachowywał się bardziej jak „brat” niż mój facet. Zresztą świry z Opus Dei też potrafią zapuścić włosy, więc to, że darował sobie wcześniej koncert Motörhead, też było podejrzane. Podpadłam Lemmy’emu nie tylko moim czarnym ubraniem z długą spódnicą… A czułam się tak bardzo Goth.

Moimi znajomymi z koncertu Motörhead są także metale z Norwegii oraz Szwecji, którzy wykorzystali okazję obejrzenia na żywo tego zespołu, który nie miał zaplanowanych koncertów na północy Europy. Wszyscy fani wiedzieli, że Motörhead rzadko się pojawiał po naszej stronie Dużej Wody i z powodów osobistych frontmana dawno nie grał w ogóle. Moi znajomi Norwedzy i Szwedzi są w Ruchu i bardzo nie lubią kurw z Opus Dei. Boją się ich (i słusznie, bo te świry potrafią człowieka wykończyć i doprowadzić do samobójstwa), więc spotykają się tylko z osobami, za które ktoś poręczy. Jeden z Norwegów, z którym się w pewnym momencie zaczęłam spotykać, dał się zrobić w bambuko, ponieważ uwierzył, że Ryszard i Barbara z Opus Dei są moimi rodzicami. Niestety „poręczyła” za nich schizofreniczka z mojej podstawówki, która wszędzie się przedstawiała jako moja „siostra” i przypadkowo ma na imię Anna, jak moja rzeczywista siostra. Niestety schizofrenicy wszędzie i zawsze podają się jako najlepsi przyjaciele swoich ofiar lub ich rodzina i dbają o to, aby zamknąć wszelkie kanały komunikacji, jakie posiada ofiara i ją izolować od ludzi, którzy są okłamywani przez schizofreników.

Pisarze fantasy na równi z muzykami są atakowani przez Opus Dei i czas, żeby oba środowiska połączyły siły. Niestety kurwy z Opus Dei z łatwością zawsze znajdują sobie kolejne ofiary, które wciągają w swoje intrygi i które potem są obiektami zemsty członków Ruchu, ale to już zupełnie inna historia. Ludzie powinni być ostrożniejsi i kierować się uczciwością. Kurwy z Opus Dei też są karane.

Jedną z zasad społecznych jest nakaz weryfikowania wszystkiego, szczególnie jeśli ofiara zaszczuwana przez schizofreniczny gang upiera się, że jest inaczej.

Istnieje w takich sytuacjach obowiązek weryfikacji, ponieważ najwyższym autorytetem we własnych sprawach jest zawsze konkretny człowiek, na temat którego są rozpowszechniane schizofreniczne bzdury. Dotyczy to także Wikipedii, która już dawno powinna kilka wpisów poprawić, ale to jeszcze inna historia, bo mojego artykułu na całe szczęście jeszcze nie ma. A przynajmniej nie było, kiedy ostatnio sprawdzałam.

Szon patrol

Od jakiegoś czasu krążą po ulicach debile w odblaskowych kamizelkach z napisem „Szon Patrol”. Pisała o nich nawet prasa. Słowo szon jest skróconym słowem, które utworzono od określenia „kurwiszon”. Patrole wyszukujące te „kurwiszony” sekują dziewczyny ubrane w krótkie spódniczki i wprowadzają atmosferę szariatu.

Poprawka – nie jest to atmosfera szariatu, tylko naszej katolickiej zjebanej Opus Dei. Słowo „szon” usłyszałam pierwszy raz od schizofreników, z którymi chodziłam do podstawówki. Żeby było zabawniej są to osoby z marginesu, które zajmują się kradzieżami i właśnie prostytucją. Socjologa badającego przestępczość to nie zdziwi, bo większość świata przestępczego to ludzie głupi, którzy przy okazji są też mniej lub bardziej chorzy psychicznie i właśnie tacy nie potrafią utrzymać żadnej uczciwej pracy, ani podjąć decyzji o leczeniu. W podjęciu decyzji o leczeniu przeszkadza im zresztą Kościół Rzymsko-Katolicki, szczególnie Opus Dei, który z całym zabobonnym przekonaniem wmawia im, że nie należy się leczyć, bo wtedy przestaje się słyszeć „słowa Boga i nie ma się wizji, które od niego pochodzą”. Oczywistym jest, że stoją za tym księża, którzy sami są mniej lub bardziej chorzy i otępiali.

Kryminologia (czyli część socjologii zajmującej się społecznym zjawiskiem przestępczości) opisuje świat przestępczy, jego metody wychowania dzieci oraz zwyczaje. Wiadomo też bardzo dużo o przestępstwach, jakie typowo popełniają nieleczący się schizofrenicy, kierujący się zawiścią i chęcią zniszczenia osoby, której zazdroszczą. Przypisują wszystkie swoje złe uczynki i wszystko, czego się wstydzą, swojej ofierze.

Ani ja ani moja mama nie byłyśmy nigdy prostytutkami, chociaż schizofreniczne koleżanki z podstawówki tak o nas mówią. To one zajmowały się prostytucją, którą usprawiedliwić miał głód, chociaż tak naprawdę nie o tylko to chodziło, bo lubią za pomocą seksu wpływać na ludzi.

Ludzie Kościoła sami bardzo często cierpią na schizofrenię, a nieleczący się schizofrenik to najprawdopodobniej pedofil i gwałciciel, który ma znormalizowaną nie tylko pedofilię, ale też prostytucję i uważa, że „wszystkie ładne kobiety to prostytutki”. Czepiają się też wszystkich ładnych pań, szczególnie jeśli są to osoby z kontrkultury, która nienawidzi prostytucji i z nią walczy. Ta kontrkultura kocha za to inteligentne laski.

Jest grupa społeczna, w której nie wypada się malować, żeby nie uchodzić za dziwkę. Niepomalowane laski są traktowane z szacunkiem i nikt ich nie zaczepia. Z drugiej strony w tej kulturze nie wypada nosić spódnic czy sukienek, które są długie. Wszystkie laski powinny nosić tylko mini, bo nie są katolickimi prostytutkami.

Moje znajome schizofreniczne prostytutki (które są tak bardzo uwielbiane przez Opus Dei) noszą zapięte pod szyje bluzki i koszule oraz się malują. Uważają, że „szony” noszą krótkie spódnice oraz dekolty odsłaniające obojczyki. Ich poglądy zgodne są z tym, co można wyczytać na temat psychologii prostytucji w podręcznikach kryminologii. Tak bardzo się wstydzą swojego zajęcia, że muszą się zakrywać oraz są na wskroś religijne. Za tą religijność odpowiada nieleczona schizofrenia oraz kompleksy, które rozwijają się już u kurwiących się dzieci.

Niestety schizofrenicy usuwają z rodzin ludzi zdrowych, którzy są albo zabijani, albo uciekają gdzie pieprz rośnie. Jedna z tych pań, o których piszę, zabiła dwie swoje zdrowe córki, chociaż zdrowy psychicznie ojciec starał się przejąć nad nimi kontrolę. Zginęły, ponieważ „Bóg do nich nie mówił”. Przy tak silnej schizofrenii nic się dało zdziałać, chociaż zaalarmowani kryminolodzy wiedzieli, co z cała pewnością się stanie.

Tak bardzo sarkastycznie proszę, dalej utrzymujcie przepisy, które uniemożliwiają prokuraturze wysłanie wniosku do Sądy Opiekuńczego, które by takie panie zmusił do leczenia psychiatrycznego. Bardzo nie dziękuję politykom, którzy wciąż pozostają głusi na wnioski i prośby kryminologów badających przestępczość ludzi chorych psychicznie.

Mam propozycję dla młodocianych inceli, tworzących szon patrole – odpierdolcie się od uczciwych dziewczyn, a zamiast tego zacznijcie śledzić i terroryzować zapięte pod szyje i ubrane w długie sukienki prawdziwe kurwy. Od miniówek się odczepcie, warto je nosić i należy im się szacunek.