Od dzieciństwa jestem prześladowana nie tylko przez cały gang schizofreników (moje źródła twierdzą, że biegli sądowi doliczyli się w tym przypadku około pięćdziesięciu współpracujących wariatów, to rekord wielkości), ale też ich pomagierów oraz przez panie, które zawsze są bardzo chętne uwolnić mnie od kolejnych narzeczonych czy sympatii i się za nich korzystnie wydać.
Problemy ze schizofrenikiem, który twierdzi, że jest moim mężem oraz, że mam jakieś dzieci, przerabiałam już w roku 1990, jeśli nie wcześniej. Ratowałam wtedy mój związek z Michałem i wyciągnęłam zaświadczenie o stanie cywilnym. Zrobiłam kopie i kazałam niektórym ze zjebów pokwitować na drugiej kopii, że dostali ksero mojego zaświadczenia, gdzie wyraźnie widniało jako stan cywilny „panna”. Nic się nie zmieniło w kwestii mojego stanu cywilnego do tej pory i mam identyczny stan cywilny na zaświadczeniu z obecnego roku, które znajduje się na blogu. Nie będę umieszczać kolejny raz, jeśli ktoś tego jeszcze nie widział, proszę się cofnąć i poszukać we wcześniejszych wpisach.
Problem w tym, że schizofrenicy, których się zmusza do weryfikacji czegoś i podsuwa dowody, błyskawicznie wypierają to, co widzą, i zaczynają przeżywać swoje urojenia jeszcze intensywniej. Wiem, że bredzą, że „widzieli” to zaświadczenie i widniał tam zupełnie inny stan cywilny. Niektórzy z nich nawet twierdzą, że byli na „ślubie” czy „weselu”, które urządził mój „mąż” dla mnie.
Konfrontowanie się ze schizofrenikami nie ma zatem sensu. Jedyne, co miało sens w tej sytuacji, to zdobycie tego podpisu, świadczącego, że Nycz widział zaświadczenie, dla sądu cywilnego i sądzić się o duże odszkodowanie za te pomówienia i intrygi. Te osoby są mi winne bardzo duże odszkodowanie. Nie tylko zniszczyły mojej życie, ale zniszczyły też życie Adama oraz Breta. Kilka innych osób nie straciłoby życia i nie przechodziło piekła, gdyby tylko pan Andrzej raczył przyjąć do wiadomości, że ma do czynienia z niebezpiecznymi schizofrenikami, a nie z moimi przyjaciółmi. Nowacy byli powodem, dlaczego mój tata chętnie by opuścił Polskę ze mną, tak jak wcześniej uciekł z Francji przed innym schizofreniczny gangiem. Ale skończyły nam się kraje, do których można było uciec, bo chociaż po pradziadku jestem Norweżką, to nikt nie mówił po norwesku w rodzinie (oczywiście oprócz dalekich kuzynów Norwegów, z którymi nie mam kontaktu).
Ja w pewnym momencie chętnie bym uciekła do Stanów, albo do Szwecji. Nadal mogę to zrobić, szczególnie jeśli chodzi o Stany. Amerykański fandom, z tego co słyszałam, jest mi życzliwszy. Mam oko do lokacji, mam wyobraźnię filmową, całkiem ładnie też wychodzę na filmach. Wiele osób mieszkającym po drugiej stronie Wielkiej Kałuży od dawna namawia na karierę aktorską lub modeling – są też aktorki czy modelki, które pracują nawet po osiemdziesiątce. Pisać też mogę po angielsku.
I całkowicie nie dziękuję za rozpuszczanie wszem i wobec kłamliwych plotek jakobym była ciężko chorą osobą, która nie pamięta, że ma „męża”. Nie mam męża, nie mam dzieci z powodu takich zagrań. Ale nawet jakbym była mężatką, to ludzie, którzy chcieli mieć ze mną romanse, powinni mieć szansę przekonać się na własnej skórze, czy rzeczywiście jestem taka bardzo chora. Nawet jeśli bym miała jakiegoś „męża”, miałabym prawo od niego odejść i układać sobie życie, jak chcę. A osoby z amnezją nie bywają nigdy ubezwłasnowolnione i nie wolno im tego robić. Nie wolno praniem mózgu, czy syndromem sztokholmskim, zmuszać do zrobienia tego, co ktoś chce, żeby zrobiły. Nie ma tłumaczenia, że robi się to „dla ich dobra” – to zawsze jest gwałt. Kierują ludźmi z amnezją emocje, które się zgadzają z tym, kto naprawdę jest im bliski, rozpoznają również ludzi, którzy ich skrzywdzili i ich unikają. Wiedzą to psychoterapeuci, więc są świadomi, że nie wolno robić czegokolwiek wbrew woli pacjenta, bo ten najczęściej nadal najlepiej wie – chociaż nie na świadomym poziomie – kto go skrzywdził i od kogo powinien uciekać. Niestety osoba, która wywołała traumę (z powodu której wystąpiła amnezja) z reguły nadal chce kontrolować życie swojej ofiary. I wcale nie jest dla tej ofiary kimś bliskim.
Szkoda, że schizofreniczka Dorota uznała, że mnie prawo mnie niszczyć swoimi kłamstwa na mój temat. Nikt nie powinien powtarzać jej urojeń jako faktów. Nigdy się nie przyjaźniłyśmy. Za to pomogła schizofrenicznemu gangowi zaszczuć wielu z moich przyjaciół. Najczęściej z wynikiem śmiertelnym. Jedyne, co mogę zrobić, to ostrzegać przed nią i ludźmi, którzy chorzy psychicznie ze względu na kontakt z nią.
Ci enablerzy bardzo dużo mają „na sumieniu.”
Znaczy się, są też ludzie tacy jak ja, którzy nie mają sumienia, bo to koncept katolicki. Ja mam zamiast tego zinternalizowane zasady moralne i etycznie, bo nie identyfikuję się jako chrześcijanka – potwierdzenie apostazji też na blogu. Łamanie zinternalizowanych zasad wywołuje dyskomfort psychiczny czasem większy niż jakieś „nieczyste sumienie” u katolika, które jest – jakby to powiedzieć – bardzo giętkie, bo katolik cyklicznie je czyści w czasie spowiedzi i dostaje nową carte blanche, żeby dalej mógł „grzeszyć”. Przy czym pojęcie „grzechu” nijak się nie ma do pojęcia „przestępstwa” czy „krzywdy”, to zupełnie coś innego, coś co nie podstaw prawnych i nie opiera się na żadnych zasadach społecznych – orgazm na pewno nie powinien być definiowany jako coś nagannego i „grzesznego”. Nauka nie stwierdziła istnienia czegoś takiego jak „sumienie” czy „grzech”. Jest to całkowicie potoczne określenie. To co napisałam zgadza się z tym, co sądzą psycholodzy na temat istnienia lub nieistnienia sumienia.
I żadna ze schizofrenicznych kurew schizofrenika Nycza, żadna Anna czy Renata, nawet przez chwilę nie studiowała niczego, Ryszard też nie. To bardzo niebezpieczni schizofrenicy bez matury. Z tym, że ich działania są możliwe tylko dlatego, że ludzie są głupi, narcystyczni oraz decydują się nie przestrzegać żadnych zasad społecznych. Wśród zasad społecznych jest też nakaz weryfikowania różnych oskarżeń na prośbę osoby zaszczuwanej, a nie nabijanie się z niej. Oczywiście, jeśli jest to możliwe, a było możliwe cały czas.