Muzyka

Dorastałam w domu pełnym muzyki – moja siostra grała na pianinie, pamiętam przychodzącą do niej nauczycielkę, mną się też trochę zajmowała, ale byłam bardzo mała wtedy, jestem od siostry młodsza o trzynaście lat. Podejrzewam, że te wspomnienia z dzieciństwa sprawiły, że gdy byłam smarkulą moją najlepszą przyjaciółką została klasyczna pianistka, obecnie mieszkająca w Arizonie.

Jeszcze zanim ją poznałam, koledzy z Reytana wciągnęli mnie do zespołu. Metalowego, a jakże. Mój tata zrobił swój „research” tej muzyki, a potem z Bartkiem wymieniał się nazwami zespołów. Słuchał sobie metalu na słuchawkach i bardzo mu się podobało. Zespół mi się skończył po atakach Opus Dei i intrygach schizofreników z rodziny Ryszarda, którzy postanowili się już zawsze mną „opiekować”. Szczególnie im zależało na połączeniu mnie przemocą z wariatem, który miał urojenia, że w wieku jedenastu lat stracił ze mną dziewictwo. Ja miałam wtedy niby mieć lat dziewięć. Oczywista bzdura i nie zamierzam już do tego wracać.

Niestety Ryszard i jego znajomi nie odpuszczają. Część z nich podobno jest zdrowa psychicznie, ale załgana i dlatego do urojeń Romana dołączyli swoje kłamstwa, Święcie będąc przekonanymi, że ich przywódca religijny nie może kłamać, użyli czegoś, co uważają za „białe kłamstwo” – czyli coś, co ma pomóc innym zrozumieć, że ja nie mam racji i wytrącić mi argumenty z ręki. No cóż – człowiek, którego tak wielbią, jest schizofrenikiem jak Ryszard i na pewno nie jest moim spowiednikiem, tylko radośnie spowiada jedną ze schizofrenicznych córek Ryszarda, która – co jest częste u schizofreników – czuje przymus wyznawania księdzu podobno moich „grzechów”, które sobie uroiła. Mogą to być też rzeczy, które sama zrobiła i się ich wstydzi. I to drugie jest nawet bardziej prawdopodobne.

Ludzie naprawdę powinni byli rozmawiać ze mną spokojnie, a nie terroryzować zgodnie z życzeniami schizofreników. Doprowadzili do bardzo niebezpiecznego stanu, kiedy każdy gwałtowny stres i pojawienie się moich prawdziwych, wykorzystanych przez schizofreników, przyjaciół wiązał się z utratą pamięci ze stresu.

Ryszard nigdy nie był przyjacielem mojego ojca, ani moim chrzestnym (zresztą zaczął mieć urojenia, że chrzczono mnie w Gdańsku), nie jest też moim „opiekunem prawnym” z ramienia Kościoła. Ludzie, któ mu wierzyli zniszczyli mi życie i brali udział w zaszczuwaniu ludzi z wynikiem śmiertelnym.

Z Adamem się przyjaźnię od zawsze. Nigdy, przenigdy nie powinniśmy się spotykać, bo byliśmy tylko dwójką przyjaciół, którzy nic do siebie nie czują. Musiałam Adama poprosić, żeby zrobił się na blond, żeby zaczął mi się choć trochę podobać, ale było to wypracowane podczas tańca i musiał się zrobić na blond.

Przeszłam pranie mózgu, jakie zaserwował mi Ryszard ze swoimi znajomymi z Opus Dei. Widywali mnie tak często z Adamem, że uznali, że chcielibyśmy być razem. W swoich chorych umysłach wymyślili sobie schemat „terapii” – wmawianie mi, że kocham Adama i że chcę z nim być. Ale oczywiście nie chodziło im o Adama, tylko miałam go w jakiś sposób zrozumiały tylko dla schizofreników pomylić Adama z Romanem i „przypomnieć” sobie, że Roman to mój „mąż”. Podejrzewam, że Adam był traktowany analogicznie i prano mu mózg w próbie uświadomienia mu, że powinien sobie przypomnieć sobie, że jest „mężem” Krystyny.

(Przy okazji – ta druga Krystyna całowała Romana, a nie Adama, tylko mi Nycz i Ryszard zrobili pranie mózgu i ich zaczęłam rzeczywiście mylić, ale na całe szczęście tak naprawdę nie kocham żadnego z nich.)

W efekcie tego wszystkie wsiadłam do samolotu do Kanady w stanie po praniu mózgu, już funkcjonując w ramach syndromu sztokholmskiego i całe moje życie wzięło się spierdoliło.

Seksuolodzy znają pojęcie szalonej miłości. Przeżyłam coś takiego z Michałem i wiem, że potrafi bardzo mocno połączyć. Ludzie, którzy nagle poczują bardzo silne pożądanie, powinni być razem, inaczej głowy im się psują (a przynajmniej mnie po praniu mózgu). Oprócz Michała podziałało na mnie w taki sposób dwóch facetów, ale z żadnym z nich nie weszłam w związek z powodu syndromu sztokholmskiego i lęku przed prześladującymi mnie schizofrenikami, którzy mi zabronili żyć, jak ja chcę, tylko nazywali mi być z „Adamem” (co w schemacie ich pseudo-terapii miało oznaczać Romana). Nie dziękuję tym schizofrenikom, nie dziękuję ich sprzymierzeńcom. Mam nadzieję, że będą konać długo i boleśnie. Zablokowałam się na tylu poziomach, że moje życie to katorga i wegetacja, szczególnie w porównaniu z tym, co mogłam robić, zawodowo i osobiście. Ukradziono mi życie prywatne, ukradziono mi sport, ukradziono mi moje pasje zawodowe – przy czym pisanie to najmniej kochane przeze mnie zajęcie. I jedyne, co mogę powiedzieć tym ludziom, to – „spierdalaj czym prędzej i nigdy nie mi się na oczy nie pokazuj!”

Nie dziękuję różnym idiotom z fandomu sf-f za okłamanie Janiego czy Breta i sprzedanie im samych kłamstw na mój temat. Moi znajomi metale chcieli mi pomóc, także zawodowo, a spierdolenie w tamtym momencie do Stanów przed gangiem schizofreników uratowałoby mi życie.

Ci wszyscy kłamcy z fandomu mają się ode mnie odpierdolić, ale muszą wiedzieć, co zrobili.

Ale wróćmy do rzeczy wcześniejszych, czyli okresu, kiedy chodziłam na koncerty heavy metalowe z Piotrem. Byłam na tyle ładna w tamtym okresie, że budziłam zainteresowanie. W pewnym momencie zaczepił mnie Lemmy tekstem, że mogłabym zostać jego kochanką. Odpowiedziałam mu, że nie jest w moim typie, bo moim ideałem męskiej urody jest Bret Micheals. (No co ja poradzę, już w dzieciństwie, mając kilka lat, podpełzłam do telewizora i oświadczyłam, że blondyni są najpiękniejszymi mężczyznami świata i już mi tak zostało. Wszyscy ludzie, którzy mnie znają lepiej, to wiedzą.) Lemmy się roześmiał i dopiero wtedy zorientowałam się, że Bret stoi za mną. To właśnie przed tamtym koncertem zamówiłam go sobie u Bogów, rzucając czary jako wiedźma Wicca, żeby mi się gdzieś pojawił, najlepiej w jakimś samolocie, gdy już będzie wolny.

Piotr wściekł tak, że stał się cały purpurowy. Nie byłam dobrą dziewczyną, czy narzeczoną. A Bret ponownie wpadł wiele lat później w moją linię czasową i był wolny, ale byłam złamana praniem mózgu, które mi zaserwowali schizofrenicy. Nie pamiętałam wcześniejszego spotkania i byłam zablokowana psychicznie.

Wśród mężczyzn, którzy mnie w tamtym okresie zaczepiali, był również jeden z polskich wokalistów black metalowych (ale brunet, co ja poradzę). Wykorzystałam to, że ze mną rozmawia i zapytałam go, jak się wydobywa growl. Nauczył mnie, okazało się nie być to trudne. Podziękowałam i poszłam dalej. Norwedzy chodzili od tamtej pory za mną, tym bardziej że zauważyli, że potrafię zaimprowizować jakieś melodyjki, które sobie nuciłam bezwiednie. Powiedzieli mi, że muszę znaleść sobie jakiś zespół.

Po paru latach zgłosili się do mnie, gdy ich wokalista i lider zginął zabity przez wariata. Zaczęliśmy razem pracować, a ja przybrałam na użytek black metalu nazwisko Haraldsdottir. Stawiam na to, że zabił ich dawnego wokalistę schizofrenik. Niestety ten facet nie był jedyną ofiarą schizofreników, czy innych wariatów. Zamordowany przez fana został nie tylko Lennon, ale też na przykład Dimebag (z którym też w pewnym momencie rozmawiałam). Varg też o mało co nie został zabity przez zjeba, który wziął pierwszy nóż do ręki. Varg obronił się zabijając napastnika w zbiegu okoliczności, który nazywa wypadkiem. Obciążyło go to, że nosił nóż ze sobą, ale biorąc pod uwagę ataki wariatów na metali, to nikt mu się nie dziwi. Norweski zespół ma olbrzymiego pecha, który związany jest z atakami schizofreników czy ogólnie wariatów, a składa się z poważnym i solidnych ludzi. Nigdy nie doszliśmy do etapu prób, utknęliśmy z powodów losowych na aranżowaniu kompozycji.

A ja mam zamiar wrócić do roku 1991 i mieć znów dwadzieścia kilka lat. Nawet jeśli kalendarz coś innego pokazuje. I w końcu zacząć znowu żyć.

Wbrew wariatom z Opus Dei. Nie będę nigdy pokutować za heavy metal i fantasy.

Dodaj komentarz