Kłamstewka, kłamstewka

Czas opisać kłamstwa Nycza, czyli to co mi do reszty zniszczyło życie.

Oprócz tego, że wmówił rodzicom pewnego polskiego gitarzysty, że ma być nowym liderem pewnego norweskiego zespołu, co oczywiście było wymysłem Nycza, bo chciał mnie wykopać z zespołu, to postanowił również do reszty na mnie zemścić za to, że nie potwierdziłam słów jego schizofrenicznego gangu.

Wymyślił sobie, że jednak umożliwi działanie Ryszarda i innych schizofreników na terenie mojej pracy. Okłamał Rektora, że są to moi bliscy (chociaż dobrze wie, że nie). Kolejnym kłamstwem było, że działa w porozumieniu z Policją oraz profilerem. Ryszard miał być niezwykle utytułowanym psychoterapeutą i bardzo „bliską” dla mnie osobą (znaczy się można tak powiedzieć, jeśli nieznany morderca jest ofierze bliski – no w pewnym sensie jest, bo coś ich połączyło). Tylko że żaden z niego psychoterapeuta – przyznał mi się, że nie skończył nawet podstawówki, bo musiał się przenieść do szkoły specjalnej. Mam dosyć już tego prześladującego mnie schizofrenika oraz Nycza.

To, co nastąpiło później, do reszty zniszczyło mi życie i kosztuje co najmniej piętnaście lat życia i nadal zegar bije. Są to lata, których nikt mi nie odda, szczególnie że był to ostatni moment w życiu, w którym mogłam ułożyć sobie życie i urodzić chociaż jedno dziecko. W tym mi jeszcze przeszkodziło to, że Nycz postanowił okłamywać wszystkich i wmawiać im, jak bardzo jestem zakochana w Adamie. Więc, nie, nie jestem. Za mało go na to znam. Przy Michale bardzo długo mówiłam, że to tylko seks, zanim stwierdziłam, że wolę go od Piotra. A i tak wcale nie chciałam wychodzić od razu za mąż. Zmuszanie mnie do takiego związku na cito też mi zaszkodziło.

Jestem za stara, żeby – nawet gdybym mogła mieć dzieci – bawić się w pieluchy i wiem, że terapię takich osób jak ja prowadzi się w inny sposób. Przede wszystkim po tym, co mnie spotkało, mam prawo już tylko bawić się w życiu. Bez żadnych więzów i obarczenia zachowywać się jak dwudziestolatka. To naprawdę nie jest czas w życiu, kiedy się wychowuje dzieci. To jest czas na ponowną zabawę. Zniszczono mi dzieciństwo, bardzo dużą część młodości, większość wieku średniego. Mam prawo robić to, co chcę. Nikt nie może podejmować za mnie żadnych decyzji, tym bardziej że amnezja nie oznacza, że ktoś dokonuje złych wyborów – emocje nie kłamią. No chyba, że ktoś został jak ja zastraszony i sterroryzowany, więc bał się komuś podać numeru telefonu, jak mi się już kilka razy przydarzyło.

Jedyne co tutaj nastąpiło z woli Nycza, to niekończący się festiwal prania mózgu i wmawiania mi nieprawdy. Przez lata uwalniałam się od wmówionych mi przez schizofreników bzdur. To też jest czas, którego mi nikt nie odda. Niestety potrzeba czasu, żeby wmówione fałszywe wspomnienia i przekonania ulotniły się z mózgu. Nadal jestem tylko cieniem siebie i nie wyszłam z traumy.

Mam dosyć środowiska i ludzi, którzy uważają, że z powodu amnezji mogą traktować mnie bez szacunku i za mnie decydować z kim mam być i co mam robić. Nie kocham Adama. Nie wiem nawet czy go lubię. Zawsze , jak się okazało w pewnym momencie, tylko się przyjaźniliśmy.

Nikt mi nie odda życia mogłam mieć, gdyby Andrzej nie postanowił okłamać Breta, aby mnie w ten sposób uwolnić od niego. Bo lepiej wiedział z kim powinnam być. Uważam, że Adam lepiej by wyszedł, gdybym ja była wyszła za kogoś innego, a on w końcu hajtnął się z kimś innym.

Kilku innych wersji mojego życia też mi nikt nie odda. Mam dosyć już bycia zabawką narcyzów, psychopatów oraz schizofreników. Dlatego znikam z fandomu na zawsze. Jakby co to ludzie wiedzą, gdzie mnie znaleźć – na tym blogu też jest kontakt do mnie.

Zamierzam się nie poddać i nie robić rzeczy, które wymyślili sobie psychopaci, że mam robić. Nie jestem ich zabawką, ani marionetką. Jest ze mną tak źle, że najpierw muszę sobie odbudować sferę związaną z pracą zawodową. Czyli robić sobie grounding polegający na koncentracji na tym, za co mi płacą. Mogę najwyżej rozmawiać o zmianie pracy i nowych związanych z nią planach. Ale nie jestem w stanie rozmawiać o romansach. Odmawiam, nie jestem emocjonalnie dostępna w tej kwestii. Nie po tym, gdy mi zniszczono wszystko po dziesięć razy, łącznie z zabiciem kogoś, w kim już zaczęłam się zakochiwać.

Doliczyłam się już trzech martwych wielbicieli/byłych. Mam dosyć. Nie jestem dostępna emocjonalnie.

Piszę ten blog między innym po to, aby radosny kutas okłamujący wszystkich na temat moich uczuć i z kim „muszę” być, dowiedział się jak mnie skrzywdził, a także aby nikt mu już w nic uwierzył. Nic co o mnie mówi i sądzi, nie jest prawdą.

Znaczy się, pewnie mu już nic nie zostało do zniszczenia w moim życiu, bo prawie już życia nie mam. Ale może się okazać, że go nie doceniłam. Więc pewnie się lepiej zabezpieczyć. I właśnie takim zabezpieczeniem jest mój blog.

Będę robić tylko to, co mnie bawi. A nie bawi mnie obecnie pisanie. Niszczenie mnie za to, że chciałam być wokalistką black metalową, podczas gdy zdaniem Andrzeja powinnam pisać, nie miało sensu w momencie, gdy schizofrenicy, których nazywał fałszywie moimi przyjaciółmi, opętali cały fandom swoimi urojeniami na mój temat i robili wszystko, żeby mnie zniszczyć psychicznie i uniemożliwić karierę. Napady na mnie po wygranym konkursie tylko mnie upewniły, że pisanie to był zły wybór.

Wróciłam do pisania i wygrałam konkurs, tylko dlatego że Piotr nie chciał, żebym rezygnowała. Ale on już nie żyje, a ja zostałam za ten tekst zaatakowana przez Nycza oraz jego schizofreników tak bestialsko, że lepiej by było, żebym nic wtedy nie napisała. Najlepiej wariatom o sobie nie przypominać i ich unikać.

Pisanie jako kariera nie miało sensu, tylko black metal miał. Naprawdę potrafię po kontaktach z kościelnymi schizofrenikami bardzo malowniczo warczeć, bo nadal mnie wkurwiają. Tą drogą powinnam była pójść. Tylko to się komuś nie spodobało. Ta osoba nie miała prawa za mnie wybierać i razem z Nyczem ręczyć za schizofreników z Opus Dei. Nie miała prawa razem z nimi mnie zastraszać i robić prania mózgu. Ale cieszę się, wracając do starej kłótni, że to ja miałam rację. Mówiłam Andrzejowi, że to właśnie tak się skończy.

Mam nadzieję, że już nigdy go nie zobaczę. I niech nie liczy, że mu ludzie z Opus Dei chociaż jedno słowo prawdy o mnie powiedzieli. Ale proszę bardzo, niech się dalej tylko z nimi przyjaźni.

Jest szansa, że pierwszy raz w życiu będę mieć spokój.

Jak już wspomniałam, pisanie nie jest zabawne. A na pewno nie w tym klimacie i nie w tym fandomie.

Dodaj komentarz