Dzikie dzieci

Jak już wiedzą czytelnicy mojego bloga, wbrew własnej woli (i wbrew woli moich rodziców) byłam „umoralniana” oraz „kształtowana” przez ludzi Kościoła. Oczywiście z mojej strony wyglądało to na intensywną demoralizację, ale cóż, zawsze będę powtarzać, że Kościół Rzymsko-katolicki to organizacja przestępcza, która na mnie napadała ze praniem mózgu i zastraszaniem nielegalnie w szkołach i innych miejscach, także w pracy. Wciągnęli w to też otoczenie. Mają też nielegalne zapisy w Katechizmie, który podobno obowiązuje wszystkich katolików.

Byłam przez lata tak zastraszona, że trzymałam buzię na kłódkę, żeby tylko nie dostać pozwu za obrazę uczuć religijnych. Ale już się nie boję, bo mnie obrażono bardziej i wszystkie moje stwierdzenia oparte są na prawdziwych wydarzeniach oraz dokumentach.

Jedną z rzeczy, które tak bardzo niepokoje Opus Dei, że jej członkowie uznali, że muszą mnie torturować psychicznie, jest moja miłość do zwierząt. Przy czym nie jestem weganką, żrę mięso, chociaż nie uważam, że zawsze trzeba jeść mięso. Fanatycy kościelni kierują się zaleceniem, że zwierzęta mają służyć ludziom i że nie mają duszy. Nie wiem, co do duszy, bo nikt jej nie widział, to koncept chrześcijański, ale mogę się trochę wypowiedzieć na temat behawioryzmu zwierząt i dlaczego nie przerażają mnie polowania – oczywiście zakładając, że ludzie trafiają do celu i nie jest to polowanie na lisa, które jest bezsensownym okrucieństwem.

Dzikie zwierzęta są głupsze. Tak samo zdziczali ludzie. Nauka notuje przypadki tak zwanych „dzikich dzieci” – czyli takich, które się zgubiły, gdy były tak małe, że nie potrafiły jeszcze mówić. W tych przypadkach, kiedy przeżyły w dżingli czy lesie i ludzie zdołali je odnaleźć lata później, okazywało się, że zachowywały się jak dzikie zwierzęta. Nie dawało się już ich nauczyć mowy i były bardzo nisko inteligentne. Dlatego tak ważne jest, żeby odpowiednio stymulować mózgi dzieci, gdy się rozwijają – rozwija się wtedy też mózg. Na tej samej zasadzie jest ważne, żeby małe dzieci miał odpowiedni klimat emocjonalny do rozwoju. Katolicki (serio, księża tak uczą) zwyczaj ignorowania potrzeb dzieci i zamykania ich bez żadnych bodźców w pokoju, powoduje wychowanie kogoś, kto jest nie tylko głupszy, ale też ma cechy psychopaty bez empatii i uczuć wyższych. Dla mnie jest to ktoś zdziczały. Nie bez powodu trzy miesiące po porodzie uważane są za czwarty „trymestr” ciąży – okres kiedy dziecko potrzebuje być bardzo blisko ciała rodzica. Kangurować może też ojciec.

Z drugiej strony zwierzęta domowe są rozpieszczane i uczą się naśladować ludzi. Przeciwnie do zdziczałych dzieci z lasu uczą się rozpoznawać pojedyncze słowa i rozumieć krótkie zdania. Naprawdę można kotu lub psu coś czasem wytłumaczyć, chociaż te niewielkie możliwości kognitywne znikają, gdy pies lub kot jest przerażony. Trzeba wtedy uspokoić zwierzę i próbować wytłumaczyć. Jeden z moich kotów idealnie zareagował na spokojne tłumaczenie, że jest chora i musi pozwolić weterynarzowi na zabieg. Autentycznie zrozumiała i się uspokoiła. Spojrzała na mnie później, żeby się upewnić, że jest dobrze. WIdać było ulgę, gdy ją zapewniłam, że już będzie ok.

Terroryzowanie, szczególnie kotów, które w panice i walce wydają bardzo głośne dźwięki, to tortury, na które nie mogę się zgodzić. Opus Dei namawiało mnie na potwierdzenie, że takie koty są opętane. Więc, kurwa, nie są. Są nieszczęśliwymi, torturowanymi biedakami, które trafiły w niewłaściwe ręce. W życiu nie pozwolę takim ludziom dotknąć jakiegoś kota, jeśli mam na to wpływ. Najgorzej, że ci ludzie uważają, że ich religia daje im podkładkę, żeby oprócz kobiet i dzieci torturować też zwierzęta. Nie będę już tego szukać w Katechizmie, żeby się upewnić, ale chyba rzeczywiście to tam jest i fanatycy mają używanie.

Nie jestem weganką, ale jeśli będzie dostępne w sklepach mięso z hodowli tkankowej to je wybiorę w sklepie. Na razie się pocieszam tym, że zwięrzęta hodowlane są głupsze od zwierząt domowych. A dzikie nieszczęśliwe.

Moi znajomi katoliccy schizofrenicy są bardzo nieszczęśliwi, bo jak dzikich zwierząt nikt n=ich nie leczy, a wręcz przeciwnie są odciągani od prawidłowego leczenia. Ale nie są dzikimi, niebezpiecznymi zwierzętami, tylko dzikimi, niebezpiecznymi ludźmi, więc nie mogę ich odstrzelić.

Niestety ich prawo do nieleczenia się kłóci się z moimi prawami człowieka. Odmówiono mi prawa do dobrego życia, co jest jednym z podstawowych praw człowieka. Kościół skazał mnie na tortury psychiczne i fizyczne, bo nie chciałam potwierdzić statusu „świętości” pewnej schizofreniczki. Nie tylko z powodu tego prawa nie mogłam zrealizować się jako kobieta, ale też nie mogłam wykonywać takiego zawodu, jaki chciałam, nie mogłam być z mężczyzną, z którym chciałam być.

Odpowiada za to wszystko Kościół Rzymsko-Katolicki i tę organizację winię za wszystko. To dzicy ludzie, którzy nigdy nie powinni byli mieć na cokolwiek wpływu. I nadal muszę się przed nimi ukrywać, bo ich schizofrenicy (aka „święci”) zagrozili mi śmiercią, jeśli wrócę do fandomu.

Zostałam przez kościelnych schizofreników wygnana. Dostałam ultimatum, co się będzie działo, jeśli po napisaniu powieści nie wypełnię pewnych poleceń Renaty. Co mogę powiedzieć? Przyjęłam wygnanie, ale obiecałam zemstę na blogu.

(Renata to ta z tych schizofreniczek, która udaje wielką pisarkę i zażądała, żebym napisała za nią pewien konspekt. Niech spierdala, wolę w ogóle nie pisać. Druga ze schizofreniczek udaje wielką wokalistkę. Ta też może spierdalać. Niech tylko odda mi mój pierścionek, muszę go oddać Kristianowi. Ta pipa ma też mój pentagram, który mi ściągnęła z szyi, gdy byłam studentką, też go chcę z powrotem.)

Dodaj komentarz