Na moje nieszczęście Kościół Rzymsko-Katolicki, w którym zostałam pechowo ochrzczona, uprawia kult świętych. Większość ludzi nie wie, na czym polega i nawet jeśli przeczytało Katechizm, to uważa określenie niektórych ludzi jako wybrańców, którym Bóg objawia różne rzeczy, za niewinną i romantyczną metaforę. Ja z kolei wiem, że to szkaradny i obraźliwy kult schizofreników. A schizofrenicy, szczególnie zdemoralizowani pozycją świętych krów, są czymś, co można określić jako przeciwieństwo świętości.
Ryszard i jego żona w młodości się leczyli, a przynajmniej tak głoszą opowieści lepiej zorientowanych ode mnie, ale lokalny ksiądz z mojej parafii namówił ich, a w zasadzie sterroryzował, żeby przestali brać leki. Argumentem było, że grzechem jest blokowanie Boga i że jego słowa i wola powinna być słyszana w ich głowach.
Od tamtej pory Ryszard był lokalnym mokotowskim „świętym” i korzystał z przywilejów osoby „świętej”, czyli dostawał pieniądze za nic i nauczył się, że wystarczy, że na coś pokaże palcem, a to dostanie. Wszak nikt nie śmiał się sprzeciwić woli „Boga”, który mówił do niego w głowie. Rozbestwił się straszliwie.
Piekielne duo schizofreników zrobiło sobie dzieci i to katolickim zwyczajem całkiem dużo. Wszyscy schizofrenicy. Z kilkoma osobami z tej rodziny, a także z dziećmi jego brata chodziłam do podstawówki. W pewnym momencie, dzięki głupocie mojej katechetki, piekielny Ryszard z małżonką wpadli na mój trop i odwiedzili mnie w szkole, oświadczając, że są „moimi nowymi rodzicami” i że od pory mam tylko ich słuchać. Co było oczywiście całkowicie nielegalne.
Jedna z córek Ryszarda zaśmiewając się, powiedziała mi w pewnym momencie w szkole, że też będzie święta. Bardzo ją cieszyła ją perspektywa dostawania wszystkiego za nic. I możliwość zaszczucia kogo tylko będzie mogła. W pewnym momencie ona sama i jej krewna wypytały mnie o zasobność mojego mieszkania i czy jest własnościowe. W tym momencie jak myślę, ruszyły ich urojenia i stwierdziły, że „Bóg” chce, żeby to było ich mieszkanie. Niestety każdy nieleczący się schizofrenik to Gollum, któremu starczy coś pokazać, a on dochodzi do wniosku, że to jego własność.
Od tamtej pory rodzina Ryszarda i jego córka realizują plan zmuszenia mnie, abym poszła do klasztoru. Według ich urojenia jestem jakąś wioskową kurwą, która została nawrócona, przez córeczkę Ryszarda. Ta rodzina uroiła sobie, że za „opiekę” oraz „nawrócenie” zostawię im w podzięce wszystko, co posiadam, w także moje mieszkanie. A więc, nie. Gówno dostaną.
Nie jest to tak rzadkie urojenie. Kryminolodzy znają takie akcje wraz z mordowaniem całych rodzin, żeby przyspieszyć przejęcie majątku i mieszkania. Bardzo często ludzie zostają zamordowani, a schizofrenicy oczekują na spadek, którego się nigdy nie doczekują, bo naprawdę nie są osobami, które po kimś powinny i mają dziedziczyć. I żaden magiczny przelew bankowy nie następuje, chociaż sobie uroili prawo do niego. Zaczyna się psychotyczne szukanie winnych i debata, kto ukradł te pieniądze. Byłam o takie rzeczy też oskarżana.
Przeżyłam wiele napadów schizofreników na mnie, ale to co spotkało mnie w ostatniej pracy przerosło wszystko, co miało miejsce wcześniej. Jak w licum przeżyłam śmierć faceta, z którym chciałam się związać, bo schizofrenicy go zaszczuli i zrobili mu pranie mózgu, i praktycznie zmusili go do samobójstwa. Przypomina to czasy liceum, kiedy w podobny sposób rozprawili się z moim zespołem. Przeżyłam też napady durnych lekarzy, którzy chcieli mnie zaprowadzić do szpitala psychiatrycznego w pobliżu mojej pracy. Myślałby kto, że będą uważnie diagnozować schizofreników, którzy – zresztą zgodnie z ostrzeżeniami z podręcznika diagnostyki – przyszli do nich skarżyć się na „chorą”, która im ukradła mieszkanie. Przeżyłam też liczne napady współpracowników, którzy uwierzyli wariatom ich ofiarom oraz enablerom. Ogólnie nie jestem najlepiej nastawiona do życia i ludzi. I to delikatnie mówiąc. Tym bardziej, że psychiatrzy i psychoterapeuci w takich sytuacjach mogą prosić Policję o pomoc i weryfikację, kto mówi prawdę, a kto jest wariatem.
Moi rodzice uczciwie zapracowali na to mieszkanie i nie dam go tym schizofrenikom za nic. Nie interesują mie ich wrzaski i żądania oddania im kluczy. Mam dosyć ich napadów, wmawiania mi nieprawdy, twierdzenia, że ktoś lepiej wie, w kim kocham. Jestem wrakiem człowieka przez to. Jestem cieniem siebie sprzed lat i jestem w wieku, kiedy się dłużej się człowiek regeneruje.
Nie chcę już nawet mówić, ile z z życia straciłam przez durnotę pewnego księdza, który Ryszarda i jego żonę namówił do rzucenia leków i obiecał zamiast tego zrobił z nich świętych. Mam nadzieję, że każdy taki ksiądz, nawet jeśli jest biskupem czy kardynałem, będzie postawiony przed sąd, bo wkracza w kompetencje lekarzy. A nie ma uprawnień do dawania porad medycznych. Schizofrenia to poważna choroba, która zabija ludzi, przede wszystkim tych niewinnych, którzy padają ofiarą zaszczucia przez schizofreników. Tacy ludzie jak Ryszard i jego rodzina nie mogą nie brać leków. Każda osoba, która im wybija z głowy pobyt w szpitalu psychiatrycznym, niszcząc efekty pracy z nimi psychologów, powinna iść do więzienia. Błyskawicznie. Nie ma znaczenia lokalny zabobon jednego z wielu Kościołów. Niestety dla tych ludzi obowiązuje ich prawo państwowe i nie stanowią jakiegoś katolickiego no-go zone, więc nie mogą oczekiwać, że ludzie będą spokojnie patrzeć na łamanie przez nich prawa.
Tak więc, nie. Nie jestem i nigdy nie będę w zgodzie z Kościołem Rzymsko-Katolickim. To durne małpy w sutannach i niestety mają w łapach brzytwy. Trzeba ich okiełznać, odsunąć od polityki i związać dla dobra nas wszystkich.
Zawsze będę powtarzać – każdego może spotkać to, co spotkało mnie i moich rodziców, moją siostrę i jej dzieci. Podręczniki podają monstrualne liczby niewinnych ofiar nieleczących się schizofreników. Te osoby mają prawo żyć i to o wiele większe niż Kościół Rzymsko-Katolicki ma prawo do uprawiania swoich guseł i wielbienia urojeń schizofreników.
Kurwa, to że schizofreniczka obiecała pewnemu zjebowi, że zostanie papieżem, zniszczyło mi całe życie. To, kurwa, naprawdę nie jest wola „Boga” tylko jej urojenie. Lub celowe kłamstwo i manipulacja, bo schizofrenicy również są wytrawnym kłamcami i oszustami, bo ta choroba nosi hamulce moralne. Na lekach przeżywają traumę, gdy orientują się, co narobili. Ale trzeba ich zmusić do brania leków, a w sytuacji, gdy mają za sobą całe Opus Dei i Kościół, jest to niemożliwe.
Wszystko można ludziom wmówić, nawet specjalne uniesienia podczas jakiś obrzędów religijnych. A schizofrenicy i członkowie Kościoła pewnie nadal się dziwią, dlaczego nie udało się praniem mózgu i terrorem zrobić ze mnie kogoś z urojeń Renaty.
Nie zrobili ze mnie zakonnicy, bo się, kurwa, nie da.
Moje prawdziwe ja to właśnie ta wkurwiona metalówa.
Nyczowi nie podobał się satanizm w moich opowiadaniach o Sidrelu, to ma za to mój blog.