Koniec miłości

Ludzie mają przestać się w kimś kochać. Jedyne, co można wtedy zrobić, to zaakceptować to. Były lub niechciany konkurent bywa w takiej sytuacji zagryzany i otoczenie nie powinno osoby, która przestała kochać, za to karać, czy praniem mózgu zmuszać do ponownego pokochania tej osoby. Bo się kurwa nie da. Kończy się tylko traumą i utratą pamięci.

Niektóre rzeczy z psychologii widać też dobrze w behawioryzmie zwierząt. Mam trzy koty, dwie kotki i jednego samca. Oczywiście, że wszystkie są kastrowane. Z początku istniała prawdziwa idylla pomiędzy Błędkiem, a Ciri, która była jego ukochaną do momentu, aż pojawiła się druga kotka, Falka. Zaopiekował się Falką, gdy ta była małym kociątkiem i już tak zostało. Stali się zakochaną parą – koty też mają swoje miłości i sympatie, ale też antypatie.

Niestety Ciri stała się piątym kołem u wozu i Błędek, który już zakochał się w innej kotce, zaczął ją atakować, chociaż wcześniej też była jego ukochanym kociątkiem. Ataki są na całe szczęście dosyć rzadkie, ale dołącza się do nich Falka. Nie jest to komfortowa sytuacja, ale cóż przynajmniej mogłam zaobserwować dynamikę kocich związków.

Dlatego, proszę o uwagę, to że ktoś kiedyś się w kimś zakochał, to nie znaczy, że jest w tej osobie zakochany za zawsze. Szczególnie jeśli został przez tą osobę zmieszany z błotem i zniszczony wielokrotnie. Do tego na własne oczy mógł zobaczyć, jak niegodna zaufania i puszczalska jest ta osoba.

Niestety jeśli jest się w kimś w związku, to się z tą osobą rozmawia, a nie lata po schizofrenikach i plotkarzach, i zbiera wszystkie możliwe kłamstwa i urojenia na temat osoby, którą się podobno kocha. Takie zachowanie to jest niestety element kultury gwałtu.

Jeden z polskich pisarzy (tych głupszych) kpił z amerykańskiego zwyczaju, wedle którego rozmawia się o związku. Według niego zawsze w amerykańskiej kulturze oprócz dwojga ludzi w ich relacji istnieje też trzeci byt, który się nazywa „związek”, o którym oni rozmawiają, czyli ci ludzie mają żyć w trójkącie niby. Jedyne, co mogę powiedzieć to, że ów pisarz jest polskim imbecylem z kultury gwałtu. Bo to kultura gwałtu zabrania rozmawiania o związkach i czym są dani ludzie dla siebie. Kler też tego oducza w czasie katechezy. Wedle kultury gwałtu kobieta zapytana, czy chce uprawiać seks, zawsze odpowie nie, bo inaczej nie wypada. Dlatego kultura gwałtu usprawiedliwia gwałt. Bo po nim kobieta się podobno zakochuje. Tylko, że nie. Wiem, bo byłam w takiej sytuacji.

Wedle kultury ludzi cywilizowanych zaś, zawsze należy rozmawiać i kierować się zasadą, że nigdy nie wiesz niczego na sto procent, jeśli nie usłyszałeś tego od osoby, o której chciałeś się czegoś dowiedzieć. Są to podstawy dobrego wychowania i jest to jedna z zasad społecznych. Zostałam zgwałcona jako studentka, właśnie dlatego że głąb uwierzył komuś trzeciemu, że kocham go nad życie i że wymarzyłam sobie taki scenariusz, który może tylko sadysta opracować. Oczywista bzdura, nawet nie znałam mojego gwałciciela, a zaręczyłam się wtedy z kimś innym. Niestety praniem mózgu i terrorem zmuszono mnie do spotykania się z moim gwałcicielem. Oczywiście, że nastąpiła amnezja. Pracowałam później nad naszymi „problemami w związku” z psychoterapeutą, aż sama odkryłam, że spowodowane są tym, że nie kocham Michała i przypomniałam sobie, że to on jest gwałcicielem. Z podpuszczenia schizofreników, ale zawsze. Zdecydowałam o końcu tego związku. Ale oczywiście poleciał z mordą do schizofreników, którzy mnie ponownie zniszczyli i wywołali ponownie amnezję. Tak wygląda w moich oczach polski fandom.

Schizofreniczki, które mnie załatwiły tak wtedy, zaplanowały dokładnie taki sam scenariusz z udziałem Adama. Przeszłam ponownie pranie mózgu przez schizofreników, które miało mnie przekonać, że oni lepiej wiedzą, co chcę i kogo kocham. Ludzie, którzy uwierzyli schizofrenikom, zniszczyli mi życie do końca. W totalnej amnezji i po praniu mózgu byłam ciągnięta do ołtarza, aż na całe szczęście się zbuntowałam i zerwałam z dziadem, robiąc wielką awanturę. Ale kosztowało mnie to tyle, że do tej pory dochodzę do siebie, bo zostałam w zemście zaatakowana brutalnie przez skurwysyna, który uważał, że ma się prawo powoływać na słowa schizofreniczki, jakby pochodziły ode mnie.

Mam podstawy psychologiczne, sama też przechodziłam psychoterapię. Podobnie zagrania imbecyli wychowanych w kulturze gwałtu są dla mnie tak obrzydliwe i odrzucające, że nie mam już sił. Zdecydowałam, że nigdy już nie będę się spotykać z jakimkolwiek Polakiem.

Niestety Polska to skansen, w którym rozkwita nadal kultura gwałtu. Naprawdę należy z facetem lub babką rozmawiać o tym, co ich łączy i weryfikować, czy coś, co ktoś powiedział, jest prawdą. Nie należy się bać tego, że oprócz dwojga ludzi w ich relacji jest też trzeci byt, czyli „związek”, o którym się rozmawia.

Kobiety bardzo często, jeśli im się zapewni odpowiednie warunki, mówią tak na propozycję seksu. Nie trzeba ich gwałcić. Lubią nawet czasem uprawiać seks bez zobowiązań i to też jest ok.

Jeszcze raz powtórzę – zostałam zgwałcona przez Polaka(1), z którym mnie chciała połączyć schizofreniczka, której urojenia – jak to zwykle u schizofreników – kierowały się złośliwością chorego mózgu. Zrobiła wszystko, żebym nie była z osobą, z którą chciałam być.

Mam jedną prośbę – nie mówcie już o mnie nic nikomu z Opus Dei. Ani Nycz, ani Ryszard, czy ktokolwiek z jego rodziny nie mogą czegokolwiek o mnie usłyszeć, bo znowu wzbudzi to ich agresje, ataki i rozpocznie kolejne fale pomówień. A chcę jeszcze mieć chociaż odrobinę życia.

Nie chcę nawet opisywać, co czuje osoba, która jak ja jest tak głęboko straumatyzowana przez gwałty, za które odpowiadają schizofrenicy, oraz przez następujące po nich „metody terapii”, że ma za sobą kilka prób samobójczych. Terror i prześladowanie, które trwa całe życie, może każdego wykończyć. Mam dosyć ich ręcznego sterowania moim życiem, kontrolowania mnie przez znajomych, odcinania od ludzi, z którymi rzeczywiście chcę się kontaktować. Mam dosyć ich wszystkich urojeń i kłamstw rozprowadzanych za moimi plecami. I mam dosyć katolickiego kleru, który odpowiada za nich, bo ich promuje na „świętych” i nazywa moją „rodziną”.

A pan Nycz musi pamiętać, że w życiu się nie przyjaźniliśmy, pamiętam, co mi zrobił. Niech także gdzie indziej szuka sobie prostytutki, nie dołączę do jego haremu. Nikt go nie chce.

⛧⛧⛧

(1) Na razie pomijam tu kwestie gwałtów z dzieciństwa, analnego i oralnego, których dopuściła się rodzina Ryszarda na mnie. Nie chcę też opisywać podobnych ataków w budynku Anglistyki, za które też oni odpowiadają. Nie wiem, jak ktoś mógł kiedykolwiek pomyśleć, że Ryszard to przyjaciel mojego ojca. Przecież to bełkoczący imbecyl. Nie wiem, jakim trzeba być debilem, żeby uważać go za „profesora”.

Dodaj komentarz