Gdy miałam szesnaście lat, byłam gwiazdką licealnego zespołu. Wciągnęli mnie do niego koledzy i szybko jeden z nich stał się moim chłopakiem. Zresztą facet z bardzo dobrego domu.
Moi rodzice i rodzice Adama nadal utrzymywali kontakt pomimo mieszkania w innych miastach. Gdy Adam z bratem dowiedzieli się, że ich znajoma księżniczka śpiewa w heavy metalowym zespole, postanowili nam się władować na próbę. Adam był tak zachwycony, że już wtedy mi się oświadczył i znienawidził Bartosza. Był warkot. Tak więc musze odwołać – wszelkie afekty Adama były spowodowane jako własnym świrem i zachwytem, a nie intrygami jego taty.
Mój zespół stał się celem ataku wariatów z Opus Dei – czyli Ryszarda oraz jego brata, specjalisty od analnego gwałcenia dzieci. Wiem, o tym, bo gdy w podstawówce wracałam ze szkoły, zaczaił się na schodach i gdy otworzyłam drzwi wpadł do mieszkania niemalże razem z drzwiami i mną. Ukarał mnie za pyskowanie i niezgodę na kościelną karierę dokładnie w taki sposób, jaki mi zapowiedziała katechetka.
Pewnego razu zostałam zaatakowana razem z Bartkiem. Ja byłam przytrzymywana na licealnym korytarzu, a Bartek był duszony przez specjalistę od gwałcenia dzieci. Widząc, co się dzieje, dałam się zastraszyć i obiecałam, że nie będę śpiewać w zespole. Zawiesiliśmy nasz zespół.
Schizofrenicy śledzili nas dalej i gdy się spotkaliśmy, gdy ja byłam w ostatniej klasie liceum, a Bartek już studiował, dowiedzieli się o tym. Bartek mnie zaprosił na koncert Megadeth, gdzie przed samym koncertem zostałam pobita, gdy Bartosza odciągnięto ode mnie. Od wariatów z Opus Dei dowiedziałam się, że nie wolno mi chodzić na koncerty. Ale i tak poszłam, bo kto mi zabroni. O tych problemach dowiedział się też Megadeth – bo im też pomagałam w czasie próby dźwięku.
W czasie innego koncertu dowiedziałam się od kogoś, że Bartosz nie żyje. Zerwał ze mną, ale i tak go zabili. Został zamordowany przez Opus Dei. Do uduszenia go przyznał się ten sam schizofrenik, który go dusił w czasach liceum. Powiedział mi to w ramach terroru i zastraszania. Jest to wielki i zwalisty bydlak, na którego trzeba bardzo uważać.
Problemy z Opus Dei i ich obsesja związana z muzyką heavy metalową czy fantasy stoją nie tylko za moją zniszczoną karierą pisarki fantasy, ale też są powodem dlaczego wciąż mój norweski zespół nic nie nagrał i jest o nas cicho.
Ale dostałam obietnicę, że jeśli trzeba będzie, to moi znajomi Amerykanie wynajmą najemników z Blackwater jako ochronę i wrócimy do gry. Zajmą się tymi terrorystami zawodowcy.
Bo terroryści, to terroryści. Umówmy, że wszyscy z nich są chorzy psychicznie. Nieważne, czy al-Kaida czy Opus Dei. Działają tymi samymi metodami i zabijają ludzi.