Ubezwłasnowolniona

Jak mi powiedział sam Nycz zostałam ubezwłasnowolniona przez Kościół i powinnam się podporządkować. Bo wiecie Kościół ma niby takie prawo człowieka ubezwłasnowolnić i wyznaczyć mu „opiekuna prawnego.” Wystarczy, że przyjdzie schizofrenik i nagada biskupowi, a już ktoś taki jak ja zdaniem Kościoła traci wolność na rzecz niebezpiecznego schizofrenika takiego jak Ryszard.

Znaczy się, Nycz nie zgodził się, żeby jego cytować, chociaż nie była to rozmowa w cztery oczy. Pouczył mnie w czasie – hmm, jakby to nazwać – wywiadu, którego udzielił mi w towarzystwie policyjnego profilera. A rozmowa odbyła się, bo ksiądz dobrodziej nie nie przestawał mnie niepokoić w pracy. Pechowo dla mojego rozmówcy zgodnie z obecnym prawem prasowym nie muszę zabiegać o autoryzację. Mój blog jest gatunkiem dziennikarskim, a ja jestem bardzo poważnym whistle-blowerem. Bo źle się dzieje w naszym kraju.

Strona kościelna próbowała na mnie wymóc zgodę na moje niewolnictwo, posługując się argumentem, że moja mama wysoko ceniła Ryszarda. No cóż, mogę powiedzieć, że ja w przeciwieństwie do niej nie dałam mu się uwieść, bo za dobrze wiem, kim jest. No cóż, z tego co wiem, moja mama miała z nim romans, który sprawił, że nic do niej nie docierało. Za to robiła mi tak karczemne awantury o rzeczy pochodzące z urojeń Ryszarda, że wkurwiłam się i zgłosiłam ją na Policję jako chorą psychicznie. Prawda jest taka, że Ryszard także ją doprowadził do rozstroju psychicznego.

A ja z moim wykształceniem wiem, jakie typowe schizofreniczne schematy są widoczne w postępowaniu Ryszarda i nie jestem w stanie go lubić. Wiem, że uwodzi każdą osobę, która mu może pomóc zrealizować jego intrygi. Jako ofiara prześladowana przez niego znam go od tej najgorszej schizofrenicznej strony. I wiem, jak jego wrzaski i upór, że białe jest czarne, a czarne białe, niszczy psychikę jego ofiar. Żyję dzięki poprawnej reakcji zupełnie innych ludzi, nie należących do mojej rodziny czy do fandomu. I w takie sytuacji nie czuję, żebym komukolwiek była winna lojalność. Żyję dla siebie i sama sobie wystarczam.

Najlepiej diagnozuje schizofrenika jego prześladowana ofiara, bo widzi wariata bez maski, którą przywdziewa dla wszystkich innych ludzi i słyszy jego chore żądania oraz dobrze wie, co jest prawdą w opowieściach schizofrenika – no więc prawie nic. Dlatego wierzy się ofierze. Dla reszty świata schizofrenik nosi maskę, która rzadko mu się zsuwa. Trzeba trafić wprost w jego urojenia i je z niego wydobyć, żeby go zdiagnozować. Z reguły zmyśla na poczekaniu, zrzucając rzeczy, które sam zrobił, na kogoś innego. A sobie przypisuje zasługi. Mój powrót do zdrowia i odzyskanie pamięci nie ma nic wspólnego z działaniami Ryszarda, Anny, czy Renaty. Oczywiście nic z tym wspólnego nie ma również Nycz. Dochodzę do siebie wręcz wbrew ich woli. Bo chcieli ze mnie zrobić pacynkę, którą będą nakręcać i uczyć ją, jak ma kłamać, żeby przeżyć. Tak, owszem, grozili mi tez śmiercią w ramach „terapii” – co jest kolejnym elementem wskazującym na schizofrenię (lub/i pochodzenie ze świata przestępczego, często bywa dwa w jednym) wprost z podręcznika profilera.

Od dawna motywacją Ryszarda i jego schizofrenicznej rodziny jest moje mieszkanie. Dlatego chcieli przejąć nade mną kontrolę, wysłać mnie do klasztoru i przejąć wszystko, co posiadam. To jest zresztą jeden z klasycznych manewrów schizofreników. Schizofrenicy, którzy się nie leczą, bardzo często zostają zawodowymi oszustami. Wiem, że moi bogaci znajomi byli ograbiani na grubą kasę, która miała niby trafić do mnie. Nie zobaczyłam nawet złotówki. Nikt z tych schizofreników nigdy nie był nikim mi bliskim.

Jeśli chodzi o motywy finansowe, które kierują schizofrenikami, to oprócz planów nielegalnego przejęcia mojego mieszkania, nagle pojawiły się ploty o jakiś majątkach zostawionych mi po śmierci jakiś moich bogatych wielbicieli. Ja dla odmiany nic o tym nie wiem, nie mam dla nich tych urojonych przez nich pieniędzy. Zresztą to byli moi wielbiciele, prawda? A nie Ryszarda, Romana czy Nycza, więc nie mieli powodu im zostawiać czegokolwiek w spadku. Ale te urojenia wystarczyły, aby schizofrenicy zaczęli mnie brutalnie atakować i domagać się pieniędzy. Szczególnie natarczywy był niejaki Roman, który ma urojenia, że jest moim mężem. Za nim leciał oczywiście Nycz oraz Ryszard z rodziną oraz ich różni enablerzy. Roman domagał się połowy majątku, którzy niby miał mi zostawić jakiś mężczyzna w spadku. Zupełnie nie wiem, dlaczego.

Z Romanem jest taka przykra sprawa, że nawet jeśli ten schizofrenik zobaczy moje zaświadczenie o stanie cywilnym, gdzie jest napisane panna (co już miało miejsce w 1990 i przypominam, mam nowe na blogu), to błyskawicznie jego choroba odwraca mu wszystko w głowie o sto osiemdziesiąt stroni i po paru sekundach taki człowiek zaczyna mówić zupełnie coś innego, niż zobaczył, czy usłyszał. Należy unikać z takimi ludźmi rozmów, bo i tak nic nie dają. Cierpią na takie urojenia, że nie wystarczy rozmowa z psychologiem, muszą dostać receptę na leki oraz poczekać, aż zaczną działać.

Prawda jest taka, że ci schizofrenicy przyczynili się do śmierci wielu osób, w tym kilku moich wielbicieli, ale nie dostałam żadnych pieniędzy, co nikogo nie powinno w sumie dziwić. Typowym urojeniem schizofrenika jest, że gdzieś jest przygotowany już przelew, który pójdzie po śmierci właściciela konta. Niestety to tak nie działa. Nigdy nie było żadnych przelewów, muszę rozczarować wariatów. Żyję tylko z tego, co sama zarobię. A ci wariaci uniemożliwili mi zmianę pracy na lepiej płatną.

I co jeszcze mogę dodać? Potrzebny jest nam kandydat lewicy, który pójdzie do wyborów z hasłem „Trzy razy NIE!” NIE dla kościelnej kultury gwałtu, NIE dla kościelnej kultury niewolnictwa oraz NIE dla kościelnej kultury śmierci. Wyjaśniłam już w innym miejscu, jak księża zachwalają gwałty, szczególnie na żonach. Sama padłam ofiarą kościelnego braku szacunku dla osobistej wolności i autonomii, zresztą moja koleżanki też są winne w tym względzie. A co do kultury śmierci – to wszak Kościół nakazuje szybko umierać, kontemplować agonię Boga, a także nazywa śmierć życiem wiecznym. W ogóle ludzie Kościoła z reguły się napawają cudzym cierpieniem, są sadystami, wiem, bo słyszałam ich zachwyty nad tym, jak bardzo cierpię z powodu różnych ataków oraz straty przyjaciół. Moja osobista obserwacja zgadza się z podręcznikiem profilera w tym temacie. Istnieje taki ogólny opis psychiki typowego księdza. Z tym, że oczywiście profilerzy zajmują się przestępcami, więc YMMV, ale ja już nie wierzę w istnienie mitycznych „dobrych” księży. Zbyt dobrze poznałam kościelną „miłość bliźniego” i za dużo mam własnych przemyśleń.

Ja za to zawsze będę afirmować życie, osobiste szczęście oraz światło zamiast ciemnoty. Chociaż ciemność też lubię.

A nie lubię być zmuszana do potwierdzania „świętości” czy „cudów” durnych schizofreniczek z mojej podstawówki.

Na pohybel kurwom!!!

Dodaj komentarz