Wychowanie

Zdaniem kościelnych imbecyli – czyli między innymi schizofrenika Ryszarda – wychowanie, jakie dostałam dzięki moim rodzicom, było równoznaczne z gwałtem, a moja matka miała być „prostytutką”. Córka Ryszarda „naucza”, że kobietom nie wolno odczuwać przyjemności w łóżku.

Jest to dokładnie to, o co pokłóciłam się z uczącą mnie religii katechetką. Na całe szczęście moi rodzice pod tym względem byli normalni i bylibyśmy szczęśliwą rodziną. gdyby nie zainteresowanie Kościoła nami. Niestety schizofreniczny bełkot moich koleżanek z podstawówki wystarczył, żeby ruszyła cała machina zaszczucia. która pracuje do tej pory.

Nie miały znaczenia moje zaprzeczenia i oświadczenia, że mój ojciec był idealnym wychowawcą. Zawsze będę powtarzać, że w przeciwieństwie do mojej matki, która się zakochała w schizofreniku i pod jego wpływem działała, był ideałem.

Nie było żadnego powodu, żeby mnie karała w dzieciństwie zakazem treningów, a tak zrobiła pod wpływem Ryszarda. To on był tym pedofilem i alfonsem, który mnie napadł w podstawówce razem ze swoim szwagrem. I on mnie demoralizował wraz ze szwagrem. A nie żaden trener – to ten schizofrenik Ryszard uważa sport za zgorszenie. Oczywiście, że Roman się przyglądał, jak mnie torturują i uczył się, jak być skurwysynem. Ten oralny gwałt w budynku podstawówki uznał za odpowiedni powód, żeby mnie zaszczuwać w całej szkole. A potem także w fandomie.

To co mnie wtedy potem spotkało, przydarzyło się innym dzieciom również. Znienawidzony schizofrenik gwałciciel był promowany przez Kościół jako idealny „wychowawca”, chociaż jedyne co potrafił zrobić. to niszczyć psychicznie zdolne dzieci z intelektualnych rodzin, torturować je psychicznie i rozpowiadać za plecami rodzin wśród nauczycieli, że są „zagrożone” prostytucjąi że pochodzą z gangsterskich rodzin. Wychowywał takie dzieci na służących, zniechęcając do nauki. W ten sposób niwelował różnice społeczne oraz próbował narzucić swoją „moralność”, także zachęcając dzieci, żeby dla niego okradały rodziców.

To że człowiek wynosi z domu przekonanie, że seks jest pozytywną wartością, nie jest dowodem na prostytucję, chociaż żle zsocjalizowane lesbijki z Kościoła opowiadają inaczej. Te panie – tak samo jak Renata – nienawidzą samej idei heteroseksualnego seksu i zrobią wszystko, żeby swoje „ulubienice” wciągnąć do tego samego klasztoru oraz w efekcie unieszczęśliwić. To naprawdę nie jest moja wina, że moje schizofreniczne koleżanki z podstawówki cierpią na urojenia związane z seksem, podsycone przez nieodpowiedzialną i prostacką zakonnicę, która mnie uczyła religii.

Mnie w tej sytuacji ratowała mnie – oprócz mojego taty – Emma (czyli nauczycielka angielskiego), a ja sama wiele później musiałam ratować dzieci Michała. który przez dekady nie zorientował się jak bardzo niebezpieczny jest schizofrenik Ryszard oraz jego równie schizofreniczna i niebezpieczna rodzina.

Nie dostałam nigdy pomocy od tych ludzi, wręcz przeciwnie zostaliśmy okradzeni. Nie tylko z życia, jakie powinniśmy wieść, ale też z bardzo dużych sum pieniędzy. A przedstawiciele Kościoła zniszczyli mie wielokrotnie zaszczuwają i karząc za to, że nie mogłam oskarżeń wobec mojego ojca. Ich wysiłki, żeby „przypomnieć” mi gwałty, do których niby miało dojść w rodzinie, spowodowały bardzo niebezpieczne stany, które określa się jako syndrom sztokholmski, któremu towarzyszą zawsze indukowane fałszywe wspomnienia oraz blokada prawdziwych wspomnień. Przy tych naciskach, jakie na mnie wywierają wariaci z Opus Dei już dawno bym sobie przypomniała. gdyby było, co sobie przypomnieć. Zamiast tego wmówiono we mnie całkowicie nieprawdziwą wersję pochodzenia mojego taty.

Wiem z lektur, że po tych traumach i „leczeniu” przez wariatów mogę nie odzyskać wszystkich wspomnień, ale mam całkowitą pewność, że mnie mój ojciec nie zgwałcił. Nie zgwałcił mnie też Michał – prawdziwa jest ta wersja z winem i spacerem nad Wisłą oraz konsensualnym seksem po pijaku.

Jedyni gwałciciele to mężczyźni z rodziny Nowaka oraz pewien biskup, który został w czasie grupowego gwałtu oralnego przeze mnie podrapany. Oczywiście nie mogę z całą pewnością siebie zeznać tego w czasie procesu, bo przeszłam wielokrotnie pranie mózgu, ale ludzie powinni sobie przypomnieć, kto na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych chodził z podrapaną twarzą i mówił, że chora psychicznie kurwa go podrapała.

Tak wygląda miłość bliźniego w wykonaniu Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Niczym dla nich nie jest zakatowanie ma śmierć kogoś, tylko dlatego że nie może potwierdzić urojeń katolickiego „świętego”, który dla reszty świata jest schizofrenikiem. Całe życie uciekam przed tymi wariatami oraz Kościołem. Mam dosyć prób „przypominania” mi gwałtów, które Kościół przypisuje niewinnym ludziom w ramach walki z ateistami, fanami metalu oraz moją skromną osobą.

Wbrew temu, co mówią schizofrenicy oraz Opus Dei, mój tata nie był gwałcicielem, był uczciwym człowiekiem, który miał już we Francji pecha do schizofreników. Resztkę swojego majątku chciał poświęcić na walkę sądową we Francji, bo miał szansę odzyskać, co do niego należało, ale Opus Dei go okradło i do tej pory ci ludzie bredzą, że posiadanie takiej sumy pieniędzy oznaczało. że był „gangsterem”. Usprawiedliwiają się, że okradli złego człowieka. To z ich powodu żyliśmy w biedzie PRL-u. Skazał nas na nią Kościół oraz głupota mojej matki.

Głupota tępych bab nie może już więcej niszczyć mi życia, nawet osoby z mojej rodziny nie mają prawa o mnie mówić. bo powtarzają wersję idiotki, która nigdy nie zwątpiła w ani jedno słowo schizofrenika. Ja też była przez nią okradana. Poszłaby do więzienia, gdybym nie straciła pamięci w wyniku traumy i zabiegów Ryszarda. Mój tata nie był pedofilem. Nie zgwałcił mnie, w przeciwieństwie do Ryszarda oraz jego szwagra, który również udusił mojego ukochanego z czasów liceum. Wszyscy wariaci są podobni i w podobny sposób zginął mój znajomy wokalista z innego zespołu.

Nie zgwałcił mnie też Michał, chociaż taka wersja powstała w mojej głowie pod wpływem matoła, który uparł się, że dójcie do „prawdy” i uda mu się poprowadzić do skazania Breta. Zawsze będę Breta bronić, bo nigdy mnie nie skrzywdził. Znał mnie na tyle, że kierował się prawidłową diagnozą w przeciwieństwie do Opus Dei i ich sojuszników. Miał też pomoc prawdziwego psychoterapeuty oraz psychiatry, który rozmawiał ze mną przez telefon. Dopóki moja matka wypisywała mi to, co zalecał amerykański lekarz, kwitłam. Mój upadek spowodowało przekonanie mojej matki, że nie powinna mnie słuchać, tylko dołączyć do zaszczuwającym mnie imbecyli z Opus Dei.

Moja własna matka zniszczyła mi całe życie. Z jej powodu cała rodzina zamiast prowadzić życie osób z wyższych sfer spadła do średniej klasy i walczy o przerwanie zaszczuwana za plecami przez zgraję nieleczących się schizofreników.

Naprawdę bardzo jej nie dziękuję. Tak samo nie dziękuję idiotom i idiotkom, które z przewidywalną regularnością zakochują się w schizofrenikach lub schizofreniczkach i pod ich dyktando urządzają mi świat oraz niszczą moje życie.

Powtarzam jeszcze raz – sama potrafię zgłosić gwałty. Nie musi tego za mnie robić nikt z Opus Dei. Ty bardziej, że wykorzystują te pomówienia w ramach walki z metalami oraz fantastyką.

Moja matka była ateistką, ale bardzo głupią, która wierzyła w prawdziwą miłość schizofrenika do niej, która miała przekraczać nawet różnice w światopoglądzie. Terefere – nie chciała widzieć, co naprawdę robił i nie wierzyła, co o mniej mówił za plecami.

Przyczynił się do jej śmierci podobnie, jak przyczynił się do śmierci mojego taty. W jej przypadku okłamał lekarzy, że mama nie posiada rozrusznika serca i że obie jesteśmy niebezpiecznymi wariatkami. W efekcie już pierwszy strzał z defibrylatora spalił urządzenie, a lekarze nie wprowadzili elektrody. Mój kot był już lepiej ratowany prze panię weterynarz, która – gdyby jego serce ruszyło – wszczepiłaby mu rozrusznik.

Ryszard też kłamał na temat przyjmowanych prze mamę leków. Wiem, że nie dostawała wtedy leków przeciwzakrzepowych. Nie mogłam się go pozbyć, a wywalałam go z różnych szpitali. Tyle jest warta „miłość” nieleczącego się schizofrenika.

Powtórzę jeszcze raz. Jedyni gwałciciele jakich poznałam to ludzie z Opus Dei. Mój tata, znajomi metale czy trenerzy zawsze byli niewinni. Bartek i Bret, którego prawie nie uduszona jak Bartka, przede wszystkim. Na całe szczęście działo się to na moich oczach, a mój tata uczył mnie samoobrony, żebym mogła się przed wariatami ratować. Pomogłam wtedy Bretowi, inaczej też by został uduszony. Ludzie postronni, którzy postanowili mnie przez nimi „chronić” i niszczyć mi psychikę zgodnie z zaleceniami Opus Dei, byleby wariaci postawi na swoim, naprawdę nie mają mojej wdzięczności.

Jest całkiem przeciwnie. Zamierzam wyrównywać z nimi rachunki. I nie tylko ja. Jak Arya z Gry o tron mam gotową całą listę nazwisk. I od dzieciństwa tylko się powiększa, chociaż kilka osób z powodu naturalnej śmierci już z niej zniknęło.

Mam zamiar przeżyć też resztę osób z listy. Problem w tym, że Opus Dei cały czas rekrutuje nowych, byleby prawda o schizofrenii kilku osób nie wyszła na jaw. Schizofrenicy zabijają także wtedy, jeśli może to zapobiec ujawnieniu ich choroby. I to jest to, co właśnie się dzieje w fandomie. Między innymi.

Na całe szczęście nawet jeśli znowu mnie zaszczują i wywołają amnezję, to mój blog tak łatwo nie zniknie i zawsze ludzie będą mogli poznać prawdę, nawet jeśli nie będę w stanie nic powiedzieć.

Ostrzegałam. Tak właśnie się mszczą pisarze.

A obrazek poniżej dedykuję osobom z Opus Dei, które mnie nielegalnie „adoptowały”.

Dodaj komentarz