Archiwum miesiąca: październik 2025

Gwałt

Pewnie nie wiecie, ale schizofrenicy – szczególnie Ryszard Nowak – posługują się językiem w bardzo specyficzny sposób. Orgazm w ich oraz Kościoła dialekcie to gwałt. Tak więc jeśli jakiś facet jest pomówiony o gwałt to oznacza, że przypisuje mu się udane współżycie z kobietą.

Ich ideą fix jest rozdzielanie kochających się par i łączenie kobiet i mężczyzn z ludźmi, którzy im się nie podobają lub budzą obrzydzenie. Deklarują wtedy – „bo nie będzie gwałtu”. Jest to mało zabawne, bo połączenie jakiegoś schizofrenika z niechętną ofiarą właśnie skończyłoby się właśnie tym, co reszta świata określa jako brutalny gwałt z pobiciem, po którym następuje samobójstwo zaszczutej kobiety. Schizofrenicy lubią takie akcje, bo po nich dziedziczą upatrzone dobra.

Nie wierzcie Nyczowi, że w udany sposób połączył wiele par w fandomie. Każda osoba, która miała z nim problemy, wie, że jest całkowicie odwrotnie. Niszczy ludzi i zaszczuwa razem z tą schizofreniczną rodziną Nowaków.

Ci schizofrenicy prześladują mnie od dzieciństwa. Naprawdę już mam ich dosyć. Mam dosyć zaszczuwania mnie, wmawiania mi nieprawdy, traktowania tych świrów jako „psychoterapeutów”. Zniszczyli mi wszystko, co się tylko dało. Ale zostało mi jeszcze trochę życia i zamierzam się dobrze bawić.

Znam psychologię i psychiatrię na tyle, że wiem, że tego gangu schizofreników ani się nie uda zamknąć w więzieniu, ani nie uda nakłonić do leczenia, bo z reguły starych schizofreników nie udaje się namówić. Poza tym zbyt dużo osób Kościoła radośnie podtrzymuje ich urojenia, żeby młodsi chcieli się leczyć i za dużo pieniędzy udaje im się od ludzi wyłudzić. Na sto procent czeka mnie ucieczka do Stanów, tak jak mój tata uciekł z Francji.

Powinnam była w 2000 roku przyjąć oświadczyny Amerykanina, zostać w Kanadzie, nigdy nie próbować robić kariery pisarskiej, a potem przenieść się do Stanów. Tylko wtedy miałabym jakieś życie i rodzinę. Niestety wybrałam źle – wróciłam do faceta, z którym – jak się okazało później – nie miałam szansy nic zbudować i z powodu którego zmasakrował mnie psychicznie gang schizofreników w takim stopniu, że do tej pory nie jestem w stanie stanąć o własnych siłach.

Mam nadzieję, że tym razem będę wiedziała, kiedy uciec. Schizofrenicy nie wyleczą się z obsesji. Jedyne, co może zrobić ofiara, to uciec w takie miejsce, że jej nie znajdą, bo schizofrenikom nigdy się nie nudzi i nigdy sami nie zrezygnują z nękania kogoś, kto budzi ich agresję, jest obiektem ich obsesji oraz urojeń. Schizofrenicy postępują całkowicie niezgodnie z oczekiwaniami zdrowych ludzi. Tylko zdrowym ludziom się nudzi i wypala się ich złość.

Takie sprawy zawsze kończą się albo mniej lub bardziej samobójczą śmiercią ofiary, albo jej ucieczką.

Można jeszcze próbować informować i edukować otoczenie, ale kurwa nie wtedy, gdy narcyzi puszczają wszystko koło uszu. Wiem, bo próbowałam informować i edukować na początku lat dziewięćdziesiątych, ale za dużo było przy mnie durni i narcyzów, żeby mi pomogli. Tylko zniszczyli mnie wtedy.

Według jednego z podręczników śmierć ofiary jest nieunikniona, gdy ofiara zaczyna cierpieć z powodu amnezji, jak ja. Bo nie jest w stanie się bronić.

To więc, jedyne, co mogę powiedzieć – fuck off!

Złośliwość

Pewna Krystyna ma urojenia, że się ze mną przyjaźni. W rzeczywistości przyjaźni się nie ze mną, ale ze schizofreniczką Renatą z mojej podstawówki, która z lubością podaje się za mnie. W ich wersji jednak to ja mam być chorą psychicznie osobą, która sama nie wie, kim jest.

Żeby było zabawniej, to ta Krystyna jest śmiertelnie zakochana w schizofreniku Romanie, którego uważa za norweskiego księcia i bardzo bogatego człowieka. Oczywiście, że nic z tego nie jest prawdą. Można by było to porostu pominąć milczeniem, bo nie należy się za bardzo zastanawiać nad urojeniami innych ludzi, gdyby nie fakt, że śmiertelnie zakochana Krystyna uważa, że zniszczyłam jej życie i się na mnie mści.

No więc nie, sama sobie zniszczyła życie, nie przyjmując do wiadomości, że łajdaczy się ze schizofrenikiem, który nie jest moim mężem. Naprawdę nie musiałam i nie muszę dawać jemu rozwodu. Do tego jeszcze Krystyna odrzuciła miłość polskiego autentycznego księcia, co już w ogóle jest śmieszne. Właśnie stąd bierze się nienawiść tej Krystyny do mnie. Absolutnie nie jest moją przyjaciółką. Przyjaźni się za to z Renatą.

Są w fandomie dwie Krystyny z różnymi urojeniami, bo jest jeszcze druga. Obie mnie nienawidzą. Ta kolejna uważa, że jest prawdziwą żoną Adama, czyli stanowi analog Romana, są zresztą oboje spokrewnieni. I tak przy okazji – ta pani nie nazywa się Poniatowska i nie jest z tym rodem spokrewniona. Jej urojenia związane z Adamem i zawiść to powód nienawiści, jaką żywi do mnie ta schizofreniczka. Inna Krystyna, przypomnę, nienawidzi mnie z powodu urojeń swojej przyjaciółki Renaty, całego klanu Nowaków oraz Romana, którego uważa za mojego męża, bo tak jej ten schizofrenik wmówił, a bardzo by niego chciała poślubić, bo uważa go za multimilionera i arystokratę (LOL!!!). Niestety wszystkie jego pieniądze są ukradzione i wyłudzone, bo podaje się za kogoś, kim nie jest.

Niestety tej drugiej Krystynie nic nie poradzę. Chciała się tarzać w pościeli z wariatem to ma. Naprawdę jest – jeśli o mnie chodzi, bo może z kimś innym się hajtnął – stanu wolnego. Na dowód mam zaświadczenie o stanie cywilnym, które można znaleść na blogu. Z cała pewnością ta Krystyna jest jedną z wielu bab, które ten schizofrenik obraca, bo jak reszta nieleczących się, a jurnych, schizofreników stworzył sobie harem bab przekonanych, że osoba z chorych obsesji ich wybranka stoi na drodze do ich osobistego szczęścia. Nie, nigdy nie stałam na drodze do szczęścia tej pani. Jedyne co może teraz zrobić to – gdy już ma moje zaświadczenie o stanie cywilnym, bo jest na blogu – to zacząć leczyć swojego „księcia” i się hajtać. Tak jak jej zawsze powtarzałam.

Mówiłam wszystkim od zawsze, o co chodzi i żeby nie wykorzystywać ukradzionych przez schizofreników konspektów. I nie obchodzi mnie, co się z fandomem czy różnymi Krystynami stanie. Żadna z nich nigdy nie była moją przyjaciółką. Za to wiem, że czas spuścić ze smyczy prawnicze psy wojny.

I na jakieś rozpaczliwe szlochy i płacze, odpowiem jak Rhett Butler – Frankly my dear, I do not give a damn.

And just – could you please fuck off?

Przekręt

Podręczniki psychiatrii dokładnie opisują schizofreniczne intrygi oraz oszustwa, jakie popełniają tacy chorzy psychicznie. Są tak łasi na pieniądze, że zaczynają cierpieć na urojenia, że te pieniądze im się należą. Okłamią wszystkich bardzo skutecznie, żeby tylko nachapać się i udawać kogoś, kim nie są. Kasa potrzebna im jest, żeby stworzyć sobie dowód, że są osobami, na których punkcie mają obsesję. Czyli na przykład, że to one są przyjaciółkami kilku Amerykanów lub znajomymi różnych pisarzach.

Oczywiste jest, że nikt z moich znajomych nie przelałby pieniędzy wiedząc, że trafiają na konta schizofreniczek. Zawsze potrzeby był jakiś wybieg. I tak na przykład kilka osób wierzyło, że schizofrenicy podali im mój numer konta. A inni schizofrenicy opływali w dostatki, bo podawali swoje numery konta jako należące do moich nie istniejących, urojonych przez Romana „dzieci”.

O ile się orientuję, przeprowadzone śledztwo zablokowało schizofrenikom wszystkie przelewy pochodzące z zagranicy. Pozostał tylko pewien polski imbecyl, przekonany, że mi „pomaga”. Więc, nie, nie pomaga, za to zaszkodził mi tak jak nikt inny, także pomagając schizofrenikom zaszczuć na śmierć moich przyjaciół – których bardzo chciałam ratować. Kolportował i uwiarygadniał wszędzie ich kłamstwa.

Jest to człowiek, którego nie chcę oglądać. Niech im dalej daje kasę, gówno mnie to obchodzi. Po to studiowałam, żeby móc się sama utrzymać i nie wyciągać do nikogo ręki. Był ostrzegany przed tymi schizofrenikami. Stał się pod ich wpływem złośliwym bydlęciem, pozbawionym uczuć wyższych lub umiejętności kognicyjnych. Żyję tylko dzięki temu, że jeden z zaatakowanych przez tych schizofreników Amerykanów okazał się na tyle bystry, że postanowił przeprowadzić śledztwo i zweryfikować stwierdzenia schizofreników. Dodawał mi siły i otuchy przeprowadzając przez wszystko, co mi ci schizofrenicy robili. Schizofrenik Roman nie wiedział, przystawiając mi telefon do ucha, że dostaję wsparcie i jestem zachęcana do walki. I że wcale ten Amerykanin Romana i jego twierdzeń nie popiera. Bardzo inteligentnie lawirował pomiędzy schizofrenikami w taki sposób, że się nie zorientowali, co się dzieje i mnie dodatkowo nie zaatakowali. Nie dał się zaszczuć z wynikiem śmiertelnym jak jego kolega. Była to wtedy jedyna osoba, która mi pomagała. Udało mi się z nim porozumieć, pomimo tego, że został podobnie jak inni zmanipulowany i już chodził na smyczy wariatów, robiąc im przelewy. To że potrafił spojrzeć z boku na to, co się działo, świadczy o wysokiej inteligencji, a przede wszystkim o tym, że nie jest narcyzem.

Schizofrenicy bardzo skutecznie skłócają swoje ofiary z ludźmi z ich otoczenia i przechwytują w ten sposób kontakty. Ja obraziłam się na wiele osób z powodu ich współpracy ze schizofrenikami już na początku lat dziewięćdziesiątych i przestałam z nimi rozmawiać. Zostałam też tak zaszlachtowana psychicznie, że zaczęłam mieć problemy z pamięcią.Znalazłam się w takiej sytuacji, w jaki nikt nie powinien się znaleść. Nikt nigdy nic nie weryfikował urojeń wariatów pomimo ostrzeżeń mojego ojca oraz moich. Nikt oprócz wspomnianego Amerykanina nie chciał sprawdzić, co ja mam do powiedzenia i zweryfikować, co jest prawdą. Dotarł do wszystkich ludzi, do których powinien był dotrzeć i mnie uratował.

Hojne przelewy, jakie dostają schizofrenicy, pozwalają im udawać ludzi z wyższych sfer, a także dawać szczodre łapówki, które są wykorzystywane, aby mnie dalej zaszczuwać. Schizofrenicy dzięki przyjaźni z ludźmi ewidentnie chorymi (bo dali się wciągnąć w urojenia wariatów) zniszczyli mi całe życie. Udało mi się przeżyć, dzięki otrzymanemu wsparciu, ale wiem, ile straciłam.

A pan Andrzej był już na początku lat dziewięćdziesiątych ostrzegany, że powinien się leczyć. Może się ode mnie odpierdolić, bo ja się do niego nie chcę przyznawać. Szkoda, że nie skorzystał z mojej dobrej rady i nie poszedł do psychiatry, kiedy był na to czas.

Zaświadczenie i sumienie

Od dzieciństwa jestem prześladowana nie tylko przez cały gang schizofreników (moje źródła twierdzą, że biegli sądowi doliczyli się w tym przypadku około pięćdziesięciu współpracujących wariatów, to rekord wielkości), ale też ich pomagierów oraz przez panie, które zawsze są bardzo chętne uwolnić mnie od kolejnych narzeczonych czy sympatii i się za nich korzystnie wydać.

Problemy ze schizofrenikiem, który twierdzi, że jest moim mężem oraz, że mam jakieś dzieci, przerabiałam już w roku 1990, jeśli nie wcześniej. Ratowałam wtedy mój związek z Michałem i wyciągnęłam zaświadczenie o stanie cywilnym. Zrobiłam kopie i kazałam niektórym ze zjebów pokwitować na drugiej kopii, że dostali ksero mojego zaświadczenia, gdzie wyraźnie widniało jako stan cywilny „panna”. Nic się nie zmieniło w kwestii mojego stanu cywilnego do tej pory i mam identyczny stan cywilny na zaświadczeniu z obecnego roku, które znajduje się na blogu. Nie będę umieszczać kolejny raz, jeśli ktoś tego jeszcze nie widział, proszę się cofnąć i poszukać we wcześniejszych wpisach.

Problem w tym, że schizofrenicy, których się zmusza do weryfikacji czegoś i podsuwa dowody, błyskawicznie wypierają to, co widzą, i zaczynają przeżywać swoje urojenia jeszcze intensywniej. Wiem, że bredzą, że „widzieli” to zaświadczenie i widniał tam zupełnie inny stan cywilny. Niektórzy z nich nawet twierdzą, że byli na „ślubie” czy „weselu”, które urządził mój „mąż” dla mnie.

Konfrontowanie się ze schizofrenikami nie ma zatem sensu. Jedyne, co miało sens w tej sytuacji, to zdobycie tego podpisu, świadczącego, że Nycz widział zaświadczenie, dla sądu cywilnego i sądzić się o duże odszkodowanie za te pomówienia i intrygi. Te osoby są mi winne bardzo duże odszkodowanie. Nie tylko zniszczyły mojej życie, ale zniszczyły też życie Adama oraz Breta. Kilka innych osób nie straciłoby życia i nie przechodziło piekła, gdyby tylko pan Andrzej raczył przyjąć do wiadomości, że ma do czynienia z niebezpiecznymi schizofrenikami, a nie z moimi przyjaciółmi. Nowacy byli powodem, dlaczego mój tata chętnie by opuścił Polskę ze mną, tak jak wcześniej uciekł z Francji przed innym schizofreniczny gangiem. Ale skończyły nam się kraje, do których można było uciec, bo chociaż po pradziadku jestem Norweżką, to nikt nie mówił po norwesku w rodzinie (oczywiście oprócz dalekich kuzynów Norwegów, z którymi nie mam kontaktu).

Ja w pewnym momencie chętnie bym uciekła do Stanów, albo do Szwecji. Nadal mogę to zrobić, szczególnie jeśli chodzi o Stany. Amerykański fandom, z tego co słyszałam, jest mi życzliwszy. Mam oko do lokacji, mam wyobraźnię filmową, całkiem ładnie też wychodzę na filmach. Wiele osób mieszkającym po drugiej stronie Wielkiej Kałuży od dawna namawia na karierę aktorską lub modeling – są też aktorki czy modelki, które pracują nawet po osiemdziesiątce. Pisać też mogę po angielsku.

I całkowicie nie dziękuję za rozpuszczanie wszem i wobec kłamliwych plotek jakobym była ciężko chorą osobą, która nie pamięta, że ma „męża”. Nie mam męża, nie mam dzieci z powodu takich zagrań. Ale nawet jakbym była mężatką, to ludzie, którzy chcieli mieć ze mną romanse, powinni mieć szansę przekonać się na własnej skórze, czy rzeczywiście jestem taka bardzo chora. Nawet jeśli bym miała jakiegoś „męża”, miałabym prawo od niego odejść i układać sobie życie, jak chcę. A osoby z amnezją nie bywają nigdy ubezwłasnowolnione i nie wolno im tego robić. Nie wolno praniem mózgu, czy syndromem sztokholmskim, zmuszać do zrobienia tego, co ktoś chce, żeby zrobiły. Nie ma tłumaczenia, że robi się to „dla ich dobra” – to zawsze jest gwałt. Kierują ludźmi z amnezją emocje, które się zgadzają z tym, kto naprawdę jest im bliski, rozpoznają również ludzi, którzy ich skrzywdzili i ich unikają. Wiedzą to psychoterapeuci, więc są świadomi, że nie wolno robić czegokolwiek wbrew woli pacjenta, bo ten najczęściej nadal najlepiej wie – chociaż nie na świadomym poziomie – kto go skrzywdził i od kogo powinien uciekać. Niestety osoba, która wywołała traumę (z powodu której wystąpiła amnezja) z reguły nadal chce kontrolować życie swojej ofiary. I wcale nie jest dla tej ofiary kimś bliskim.

Szkoda, że schizofreniczka Dorota uznała, że mnie prawo mnie niszczyć swoimi kłamstwa na mój temat. Nikt nie powinien powtarzać jej urojeń jako faktów. Nigdy się nie przyjaźniłyśmy. Za to pomogła schizofrenicznemu gangowi zaszczuć wielu z moich przyjaciół. Najczęściej z wynikiem śmiertelnym. Jedyne, co mogę zrobić, to ostrzegać przed nią i ludźmi, którzy chorzy psychicznie ze względu na kontakt z nią.

Ci enablerzy bardzo dużo mają „na sumieniu.”

Znaczy się, są też ludzie tacy jak ja, którzy nie mają sumienia, bo to koncept katolicki. Ja mam zamiast tego zinternalizowane zasady moralne i etycznie, bo nie identyfikuję się jako chrześcijanka – potwierdzenie apostazji też na blogu. Łamanie zinternalizowanych zasad wywołuje dyskomfort psychiczny czasem większy niż jakieś „nieczyste sumienie” u katolika, które jest – jakby to powiedzieć – bardzo giętkie, bo katolik cyklicznie je czyści w czasie spowiedzi i dostaje nową carte blanche, żeby dalej mógł „grzeszyć”. Przy czym pojęcie „grzechu” nijak się nie ma do pojęcia „przestępstwa” czy „krzywdy”, to zupełnie coś innego, coś co nie podstaw prawnych i nie opiera się na żadnych zasadach społecznych – orgazm na pewno nie powinien być definiowany jako coś nagannego i „grzesznego”. Nauka nie stwierdziła istnienia czegoś takiego jak „sumienie” czy „grzech”. Jest to całkowicie potoczne określenie. To co napisałam zgadza się z tym, co sądzą psycholodzy na temat istnienia lub nieistnienia sumienia.

I żadna ze schizofrenicznych kurew schizofrenika Nycza, żadna Anna czy Renata, nawet przez chwilę nie studiowała niczego, Ryszard też nie. To bardzo niebezpieczni schizofrenicy bez matury. Z tym, że ich działania są możliwe tylko dlatego, że ludzie są głupi, narcystyczni oraz decydują się nie przestrzegać żadnych zasad społecznych. Wśród zasad społecznych jest też nakaz weryfikowania różnych oskarżeń na prośbę osoby zaszczuwanej, a nie nabijanie się z niej. Oczywiście, jeśli jest to możliwe, a było możliwe cały czas.

Zaginiony pentagram

Dawno temu, kiedy jeszcze byłam studentką, nosiłam na szyi pentagram. Został mi zerwany z szyi przez schizofreniczkę Annę. Był to jeden z przedmiotów, które mi ukradła. Oprócz pentagramu ściągnęła mi z palca pierścionek, który dostałam od pewnego producenta.

Oba te przedmioty służą jej w fandomie do nieudolnego udawania mnie. Lansuje się przed metalami, udając Haraldsdottir, straszliwie się przy tym szarogęsząc i pusząc. No ale cóż, bez względu na to, co zrobi nie będzie mną. Haraldsdottir nie jest wysoką schizofreniczką o jasnych włosach, która sypia z Nyczem i jest z Opus Dei.

Schizofreniczka Anna jest totalną wariatką, tak samo jak jej krewna, równie chora psychicznie Renata. Ta dla odmiany bardzo często używa mojego prawdziwego nazwiska, a także przedstawia się jako Yennefer.

Obie schizofreniczki często szczują na mnie fanów, oskarżając mnie o wyrządzenie im jakiś urojonych krzywd. Są tak samo niebezpieczne jak Ryszard Nowak. Wszystko, co te panie robią, to klasyczne akcje schizofreników. Ci nie tylko często przedstawiają się fałszywie jako członkowie rodzin, czy psychoterapeuci, ale także podszywają się pod inne osoby, przedstawiając się nieprawdziwymi nazwiskami, które zostały skradzione ich ofiarom. To wszystko sprawia, że osoby, które stały się źródłem obsesji schizofreników, nie są w stanie poradzić sobie z konsekwencjami kłamstw tych wariatów.

A ja nauczyłam się nosić – tak jak mnie ostrzegano – pentagram na rzemyku zamiast srebrnego łańcuszka. Nie powinien już mi nikt go zerwać z szyi.

Tylko pierścienia, który dostałam od księcia, szkoda. Porwał go zawistny Gollum i raczej już go nie odzyskam.