Archiwum miesiąca: grudzień 2025

Dowody

Schizofrenicy oprócz rozpowiadania wszędzie swoich urojeń i szczuciu otoczenia na swoje ofiary mają też brzydki zwyczaj tworzyć sobie „dowody”, które pokazują, żeby przekonać ludzi, że ich wersja „rzeczywistości” jest prawdziwa.

Był to powód dlaczego Anna, Renata I Roman okradali mnie regularnie. Oprócz kradzieży związanych z tym, że Gollumy dochodziły do wniosku, że coś im „ukradłam” i „odzyskiwały”, rzeczy, które wedle ich urojeń do nich należały, wtedy oprócz ubrań Anna ze swoim gangiem ukradła mi wtedy też pierścionek zaręczynowy, a Roman ukradł mi bardzo dużo rzeczy, w tym też dokumenty, które pokazywał na dowód, że byłam jego „żoną”.

Ich wizyty i kradzieże były powodem, dlaczego z mamą kupiłyśmy sobie psa, który potem parę razy nas obronił. Siostry Romana ukradły mi, jak już napisałam, bardzo dużo ubrań, a on sam dokumenty. Między innymi przywłaszczył sobie mój paszport z wbitą wizą dla narzeczonej. Jako żywo Roman nie był Amerykaninem, z którym byłam zaręczona, żadna też z bab z jego rodziny nie była związana z Bretem, chociaż Anna zastosowała swój stały manewr czyli rozpowiadanie, że mam urojenia, bo to ona jest narzeczoną Breta i już jest w nim w ciąży. Bret wypiera się jakiejkolwiek bliższej z nią znajomości. Jak wiele poprzednich ciąży Anny z tego kresu ta też była urojona, albo całkowicie i świadomie zmyślona, bo chciała pomóc bratu i mnie zniechęcić do kontaktów z osobą, która była moją prawdziwą miłością.

Byłam szczęśliwa narzeczoną Amerykanina, gdy zaatakował nas gang schizofreników. Mój narzeczony został przekonany, że spotykam się z kimś innym. Zrobił mi awanturę, która była tak nieuzasadniona, że się wściekłam, nie zgodziłam na takie traktowanie i z nim z bólem serca się rozstałam. Żadne z moich rozstań nie było spowodowane tym, że „wracałam do Romana”. Po Brecie spotykałam się z pewnym norweskim arystokratą metalem. To on mnie stawiał na nogi po oralnym gwałcie, w czasie którego byłam związana i pobita na uczelni. Schizofrenicy także w ramach mszczenia się na mnie za to, że nie potwierdziłam urojeń Romana prawie mnie udusili i pobili na śmierć. Żaden metal ani razu mnie nie uderzył.

Mam bardzo duży żal do mojej dawnej uczelni, że mnie nie ratowała i nie zapewniła mi bezpiecznych warunków studiowania. Powtarzające się ataki na mnie doprowadziły do amnezji, z powodu której nie byłam wstanie poprawnie się bronić przed atakami schizofreników z rodziny Romana. Moja mam też była atakowana.

Schizofreniczka Anna miała swobodny dostęp do mnie i rozpoczęła swoją „terapię”, która polegała na wmawianiu mi, że mam bardzo duże problemy z pamięcią. Biorąc pod uwagę, że ataki schizofreników, którzy wmawiają, że prawdziwe wspomnienia to urojenia, wywołują amnezję, takie wmawianie jest bardzo skuteczne i niebezpieczne. To w tamtym okresie posługując się ukradzionymi numerami telefonów Roman z siostrami zaczęli kontrolować mnie z pomocą moich znajomych. Ale pomimo wspólnych imprez, na których pojawiał się Roman i prania mózgu, które mi zaserwowano na uczelni, ani razu nie byłam z Romanem w łóżku, ani nie stworzyliśmy pary. Zostałam przez nich i moich znajomych zaszczuta praktycznie do szaleństwa i straciłam pamięć. Zniszczono mi życie wywołując syndrom sztokholmski, który wystarczył, abym przestała być wokalistką metalową i zostałam nudną nauczycielką bez pasji, ale nie wystarczył, abym kiedykolwiek zaczęła być „żoną Romana”, chociaż środowisko fantastów i anglistów uważało mnie za „chorą psychicznie żonę Romana”, z której się wszyscy nabijali. Ale tym gorzej dla tych środowisk. Ciekawe, czy nadal jest tym ludziom do śmiechu. Metale, którzy też uwierzyli tym wariatom, też są przeze mnie traktowani z pogardą. Nie uważam, żebym do tych ludzi czuła kiedykolwiek coś więcej niż tylko obojętność.

Schizofreniczny skurwysyn Roman ma mi w końcu oddać wszystko, co ukradł i zacząć się leczyć. Jego siostrom, schizofrenicznym dzieciobójczyniom, trzeba by było skręcić w końcu karki. Niech się już nie męczą na tym świecie, skoro podobno są tak bardzo nieszczęśliwe. Ja z ich nieszczęściami nie mam nic wspólnego, cierpią z powodu nieleczonej choroby.

Psychoterapeuci wiedzą, że ludzie, którzy prześladują ofiary z amnezją, to bardzo często właśnie schizofrenicy, którzy swoimi atakami do tej amnezji doprowadzili. Psychiatrzy i psycholodzy, którzy w takiej sytuacji pomagają schizofrenikom, zamiast ich leczyć, powinni tracić prawo wykonywania zawodu, ponieważ popełniają podstawowe błędy w sztuce. Ale wiem, że brakuje psychologów i psychiatrów, więc niech lepiej wezmą dupę w troki i pobiegną się tłumaczyć Policji. Mogą jeszcze się wymigać i w przyszłości, nauczeni doświadczeniem, komuś pomóc, ciesząc się tym, że mają bardzo piękny zawód, zamiast niszczyć i marnować komuś życie jak mnie.

Nikt z tej prześladującej mnie trójki schizofreników nie skończył żadnych studiów. Ja ciągnęłam kilka wydziałów i byłam szczęśliwa. I nigdy nie brałam, ani nie potrzebowałam brać leków innych niż te, które się dostaje z powodu przeżytej traumy.

Więc bardzo proszę wszystkich o odpierdolenie się ode mnie i od moich krewnych. Nie mam męża (zaświadczenie o stanie cywilnym do znalezienia na blogu), nie mam dzieci, moje życie jest w ruinie. Wychodzę z amnezji już jako stara baba, która nie urodzi dzieci. A to wszystko osiągnięto zbiorowym wysiłkiem fantastów oraz anglistów. Chuj wam, kurwy, w dupy!!!

Steryd

Jednym z bardzo brzydkich numerów, jakie robi dobrym ludziom schizofrenik Ryszard, jest psikanie sterydem w oczy. Bardzo lubi ludzi w ten sposób oślepiać, wywołując polekową zaćmę. Załatwił w ten sposób moją mamę, a także matkę znajomego metala. Terroryzuje swoje ofiary w takim stopniu, że nawet po operacji zaćmy nie są w stanie usiedzieć spokojnie, tylko gwałtownie się poruszając, niweczą efekty zabiegu, bo soczewka się przemieszcza i zwija. A NFZ kolejnego zabiegu nie refunduje.

Jest bardzo dumnym z siebie schizofrenicznym skurwysynem, który w ten sposób wymierza „sprawiedliwość” i karze „kurwy”. Mam nadzieję, że tego zjeba spotka kiedyś dokładnie to samo. Obawiam się tylko, że on dostanie od Opus Dei niekończące się zasoby kolejnych operacji i zabiegów z najlepszymi soczewkami i opieką.

Mam nadzieję, że ci terroryści z Opus Dei w końcu zaczną zbierać łomot od losu, bo naprawdę przebrała się miarka już dawno. I skoro nie mogłam wyjechać na czas, by coś uratować z mojego życia, to zamierzam Ryszarda i innych schizofreników z Opus Dei sypać, ile się da. Nie chciałam tej wiedzy o ich działaniach, ale skoro już wiem, bo postanowili mnie wtajemniczyć, to będę przed nimi ostrzegać.

Na pohybel skurwysynom!!!

Rozpoznawanie kurew

Miałam pecha poznać schizofrenika Ryszarda, jego równie chorą żonę Barbarę oraz ich córkę Renatę już w czasach podstawówki. W tym samym momencie poznałam też ich siostrzeńca Romana oraz jego siostrę Annę. Z żadną z tych osób nie byłam zaprzyjaźniona, za to Ryszard i Barbara pojawili się w mojej szkole i przedstawili jako moi „nowi rodzice” i oświadczyli, że tylko ich mam słuchać.

Takie przedstawianie się jako „nowi rodzice” i robienie sobie z kogoś niewolnika to klasyczne schizofreniczne jazdy, ale jeszcze bardziej charakterystyczne było ich „rozpoznawanie kurew”. Bowiem, jak mi powiedział Ryszard, miał on umiejętność rozpoznawania na pierwszy rzut oka „kurew” i wiedział, że muszę „odpokutować” bycie „kurwą”, idąc do klasztoru. Im oczywiście miałam wszystko zostawić. Miało się to odbyć oczywiście w przyszłości, a ja miałam zataić przed moimi rodzicami ten układ, jaki mi narzucili. Oczywistym jest, że nie ukrywałam ich przerażającej wizyty przed nikim w domu.

Zaznaczę tylko, że identyfikacja mnie jako „kurwy” było bardzo zadziwiającym stwierdzeniem, jeśli się weźmie pod uwagę, że miałam wtedy dopiero osiem lat, nie więcej.

Do tej pory mnie prześladuje ta rodzina, sabotuje moje związki w nadziei, że jednak się wzbogacą i przejmą mój majątek, gdy już zmuszą mnie do „służby Bogu” – co między innymi oznacza bycie służącą ich córki. Niedoczekanie!!! Najzabawniejsze jest, że gdyby rzeczywiście potrafili „rozpoznać kurwy”, to przede wszystkim powinni się zainteresować swoją córką i siostrzenicą, no ale nie o to chodzi w schizofrenii.

Stałym hasłem Ryszarda jest, że „kurwy nie będą rządzić światem” – zaskakujące jest zatem, że to klasyczne „kurwy z Opus Dei” – metale wiedzą, o jakie osoby chodzi – rządzą dużym kawałkiem rzeczywistości wielu osób i narzucają im swoje poglądy.

Użyteczni idioci

Już sami schizofrenicy potrafią sprawić wiele problemów z ich potrzebą dorwania swoich ofiar i przekonania ich, że żywione przez nich schizofreniczne urojenia są prawdziwe. Ale jeszcze gorzej jest, gdy tacy nieleczący się imbecyle łączą się w Kościół lub tworzą swoją sektę.

W Kościele Rzymsko-Katolickim spotyka się Kościół z sektą. Opus Dei rządzi wszystkim, a Opus Dei to schizofrenicy. Pisałam już o tym, że według Katechizmu Kościoła Rzymsko-Katolickiego świat zaludniają ludzie, którzy „słyszą głos Boga”. Takie osobniki dla reszty świata to schizofrenicy właśnie, ale dla różnych księży czy zakonnic to „święci”, których należy słuchać bez wahania i którzy ex cathedra informują, kto jest kim i co należy zrobić.

Oczywistym jest dla ludzi mainstreamu, że owi „święci” bredzą trzy po trzy, ale nie dla kleru. Psychologia zna przypadki ludzi zakatowanych na śmierć, bo nie chcieli i nie potrafili potwierdzić „objawień” owych „świętych”. Mnie i moich rodziców też to spotkało. Nie tylko nie chciałam się zgodzić na związek z wyznaczonym mi przez sektę mężem (to znienawidzony przeze mnie Roman z mojej podstawówki), ale także nie chciałam się zgodzić na to, że moim „opiekunem prawnym” wyznaczonym mi przez Opus Dei jest schizofrenik Ryszard, który nigdy nie miał ze mną nic wspólnego. Analogicznie nie jestem wstanie potwierdzić „objawień” Barbary na temat mój czy mojej rodziny. Ani mój tata nie był gangsterem, który przybył do Polski uciekając z Francji przed prawem, ani moja matka czy ja nie byłyśmy prostytutkami. Jest zupełnie inaczej – prostytucją często się zajmują takie schizofreniczki jak Barbara czy inne kobiety z jej rodziny, które się nie leczą, ale chętnie wchodzą ludziom do łóżek, aby nimi manipulować.

Opus Dei wraz z Nyczem i rodziną Barbary napada na mnie cyklicznie, próbująć zmusić, abym pomogła Romanowi w karierze politycznej, oprócz potwierdzenia „objawień” Barbary. Nic z tego, tym bardziej, że musiałabym przytakiwać bzdurom, jakie ta rodzina wygaduje na mój temat oraz na temat moich rodziców. Moja odmowa potwierdzenia ich słów sprawiła, że przed pandemią zostałam zakatowana aż do wystąpienia amnezji ze stresu oraz syndromu sztokholmskiego. Przez nich moje życie to porażka. Mam nadzieję, że dopadnie ich w końcu karma. Kłamią, że mnie „uratowali”, ale w rzeczywistości są sprawcami wszystkich moich nieszczęść. Zaszlachtowali na śmierć moich przyjaciół. Ludzie przez nich prześladowani często popełniają samobójstwa, czasem są mordowani. Bicie, katowanie, duszenie, gwałty, polewanie moczem ledwo przytomnej ofiary to ich modus operandi.

Planuję ucieczkę z Polski, bo nie sądzę, abym w tym kraju kiedykolwiek poczuła się na tyle swobodnie i bezpiecznie, aby mi się polepszyło i żebym zaczęła przesypiać całe noce.

Nie zamierzam nikogo pytać o moich prześladowców, chociaż uważają, że mam taki obowiązek, gdy tylko zaczną odzyskiwać pamięć, bo ich zdaniem powinnam do nich dołączyć. Mam nadzieję już ich nigdy w życiu więcej nie oglądać.

Świat jest pełen pożytecznych idiotów, którym wydaje się, że ksiądz „nie może być taki zły”. Adam i jego rodzice też był taki, ale nie docenili rzeczy, jakie innym potrafią zrobić imbecyle z Kościoła (a kościelną karierę wybierają z reguły kretyni) prowadzeni przez schizofreników. Nigdy nie pobił mnie żaden metal. Zawsze atakowali mnie ludzie z Opus Dei oraz schizofrenicy z mojej podstawówki. Z użytecznymi idiotami, którzy ich ratują oraz tylko im wierzą, nie chcę mieć nic wspólnego. Z reguły mądrzeją dopiero, gdy sami stają się celem ataku. Jest to schemat, który już mi się znudził, tak często się powtarza. Niestety Kościół mentalnie tkwi w Średniowieczu i za nic ma prawa człowieka oraz współczesną naukę. Dla nich zawsze bełkot wariata jest bardziej wiarygodny od prawdy.

Z dziką radością przyjmuję z rąk wariatów z Opus Dei, z którymi chodziłam do podstawówki, wygnanie i ślubuję nigdy się już więcej w fandomie nie pojawić. Podobno zajmują jakieś stanowiska w Avangardzie, według tego, co mi ktoś powiedział, tylko dlatego bo udają moich przyjaciół. Zaznaczam – tylko udają. Szkoda, że ludzie dali się na to nabrać. Nie są ani moimi przyjaciółmi, ani moimi krewnymi. Wypieram się ich po całości. Nie mają prawa się na mnie powoływać. Nie chcę ich znać.

Wściekłość

Człowiek wychodzi z syndromu sztokholmskiego wciekły tak, jak nikt inny. I ma do tego prawo, bo został zniszczony w takim stopniu, jak mało kto ludzi z żyjących w czasach pokoju. Moje przeżycia równają się przeżyciom więźniów Al-Kaidy, a do stanu amnezji doprowadziło mnie przekonanie wszystkich zamieszanych w sprawę ludzi, że są najmądrzejszymi ze wszystkich, chociaż tak naprawdę przypominali debili, którzy odegnali od sali operacyjnej chirurgów, bo sami wszystko lepiej wiedzą i pozwolili wariatom mnie ponownie zniszczyć. Tym razem zniszczono mnie w takim stopniu, że niewiele z mojego życia uda się jeszcze uratować. Do tego wszyscy moi znajomi, których przechwycili schizofrenicy, wierząc w latami snute schizofreniczne urojenia na temat tego, jak wygląda moje życie, radośnie przyłączyli się do zaszczuwanie się mnie i „przypominania mi”, że urojenia wariatów są „prawdą”. Nie są prawdą i nigdy nie będą. Tak samo jak nigdy nie będzie moim mężem kutas Roman, bo nigdy nie był nie był moją miłością, za to razem ze swoją piekielną rodziną doprowadzić do śmierci ludzi, których kochałam. Nigdy też nikt z nich nie był moim krewnym, ani przyjacielem. Roman nie jest żadnym bogaczem, jeśli popychadłem ze sklepu. Nie wiem, gdzie teraz pracuje, ale poprzednio pętał się bezmyślnie po niedalekiej Biedronce.

Powtarzam, Renata i Anna z mojej podstawówki to tępe schizofreniczne kurwy, a nie żadne moje krewne, czy przyjaciółki, chociaż lubią się tak przedstawiać. Tak samo Roman nie jest moim „mężem”, a Barbara czy Ryszard ludźmi którzy®zy mnie niby „uratowali”. Moi rodzice byli najlepszymi z ludźmi, wiec kościelni wariaci nie mieli interesu mnie nielegalnie „adoptować”. Znaczy mieli na celu jedno – zniszczyć mnie i po mnie odziedziczyć, co jest bardzo częstym schizofrenicznym urojeniam. Ale nie mają podstaw aby po mnie dziedziczyć, nie ma żadnych urojonych przez nich przygotowanych dla nich przelewów, które zablokowałam. John ani Piotr nie byli mężami żadnej z tych pierdolonych schizofreniczek.

Żądanie ode mnie pieniędzy, których nie mam, tylko dlatego że poszły plotki, że po kimś dziedziczę, to zachowanie godne najgorszych przestępców. Nie obchodzą mnie tłumaczenia psychiatrów, że mam do czynienia z wariatami. Niestety większość przestępstw popełniają luzie chorzy i ci ludzie nigdy w życiu nie będą przeze mnie traktowani jak ktoś uczciwy. Byłam terroryzowana i zastraszana, bo żądano ode mnie „okupu” za to, że zostanę zostawiona w spokoju. Kurwa, nie mam tych pieniędzy na koncie. Poza tym mam obowiązek moralny stawiać czoła terrorystom i przestępcom. Nie urodziłam się bohaterką, ale musiałam się nią stać. Moi prześladowcy są tak samo bezwzględni, jak najgorsi bandyci i zamierzam już zawsze ich odpowiednio traktować i wszędzie tępić. Niestety razem z Krystyną nadają ton warszawskiej Avangardzie, więc zamierzam już nigdy więcej nie pojawić się na jakimkolwiek warszawskim konwencie.

Osoby, które się z tymi idiotkami zaprzyjaźniły, zrobiły to wbrew moim ostrzeżeniom, i są ludźmi, z którymi nie chcę nigdy więcej rozmawiać. Dotyczy to w zasadzie także całego polskiego fandomu i wszystkich – nie tylko Andrzeja – chętnie wysyłam na drzewo. Nie chcę Andrzeja „poznawać”, już go poznałam jako dziecko i wystarczy. Zrobił takie rzeczy, tuląc do łona schizofreników oraz Nycza, że nie chcę go oglądać. Imbecyl zniszczył mi całe życie, ponieważ postanowił się zaprzyjaźnić ze schizofrenikami z mojej podstawówki i tylko ich słuchał, a nie mnie, czy mojej mamy. Podobno mój tata był dla niego ważny, ale jakoś postanowił tę znajomość podeptać i zniszczyć mi całe życie słuchając tych tępych schizofrenicznych kurew.

A Krystyna, jeśli się tylko odważy, niech sobie weźmie Adama, jeśli uważa, że jakiś facet jest rzeczą i wolno go dotykać bez pytania. Chętnie zobaczę, co się wtedy będzie działo.

I dare you, kurwo!

Autorytet

Moje problemy z Kościołem wzięły się od zabobonnej baby, która została moją katechetką. Była ta osoba tak głupia i pochodząca z tak zapadłej wsi, że pewnie była jeszcze krowianką szczepiona.(1) Kobieta zgodnie zresztą z tym, co zwykle robią ludzie bezdennie głupi, uznała, że musi doprowadzać świat do stanu, jaki jej tępy umysł jest w stanie zrozumieć. Ludzie głupi są bardzo czuli na swoim punkcie, więc moje uwagi, że moi rodzice mają inne poglądy, uznała za atak na swój autorytet.

Powiedzmy sobie szczerze, autorytet to mieli dla mnie moi rodzice, a owa zakonnica nie przedstawiała dla mnie żadnego autorytetu. Nadal posiadając dekady doświadczenia i studia na trzech wydziałach, uważam, że moja katechetka była idiotką, którą granatem oderwano od pługa. Jej zerowa wiedza o świecie – oraz teologii – absolutnie nie upoważniała jej do wypowiedzi, jakie padłe z jej ust na mój temat oraz na temat moich rodziców.

Było to osoba, która łatwo wpadała w furię. W złości usłyszałam, że to zakonnica wychowuje dzieci, a nie rodzice. Od tamtego momentu zaczęły się je intrygi oraz próby nie tylko podważenia autorytetu moich rodziców, ale też odebrania mnie moim rodzicom.

Zdemoralizowana katechetka nie tylko uważała za wskazane doprowadzić, że jej znajomy schizofrenik „wychowawczo” mnie zgwałcił analnie po wparciu się do mojego mieszkania, ale też uznała, że mam pokutować za bezczelność za bramami klasztoru, gdzie ona sama będzie mnie osobiście nadzorować.

Nie muszę wiedzieć, co jej chorzy psychicznie ludzie o mnie oraz o moich rodzicach opowiedzieli. Nie jest to moja sprawa, tym bardziej, że to były oczywiste urojenia. Ale dowiedziałam się, że takie jednostki jak ja – które podkopują autorytet katechetów – są zwyczajowo łączone w pary małżeńskie z dziećmi ze „świętych” rodzin. Czyli mówiąc językiem, który rozumie główna część polskiego społeczeństwa – suka, która uczyła mnie religii, obraziła się na tyle, że postanowiła zmusić mnie, żebym albo poszła za mury klasztoru, albo wyszła za mąż za schizofrenika, który mnie będzie mnie regularnie bił oraz którego miałabym obsługiwać. Oczywiście moje treningi, czy inne ambicje nie miały dla tej żmiji żadnego znaczenia.

Zakonnica urobiła ludzi ze schizofrenicznej rodziny Romana na tyle, że do tej pory mnie nękają i jak wiele prześladowanych przez kościelnych schizofreników ludzi, mam zamiar uciec za granicę i chociaż na starość nie oglądać się za siebie z lękiem, czy znowu na w moją głowę nie zostanie wcelowana pięść schizofrenika Romana. Tak samo chcę mieszkać w kraju, w którym nie grozi mi, że jego schizofreniczna siostra zacznie znowu kampanię, że coś jej ukradłam. Nie ukradłam tej kurwie nic. Za to ona wiele razy odwiedzając moją mamę i nieprawdziwe podając się za moją „przyjaciółkę” wynosiła mi całe pudła ubrań. Zgłosiłam te kradzieże i paragony zaniosłam na Policję. Tak wyglądała nasza „przyjaźń”. Nie przyjaźnię się z tym Gollumem. Nie prawa o mnie nic mówić, bo rozpowszechnia tylko swoje urojenia. Nie muszę kraść, potrafię wynajdować na wyprzedażach bardzo ładne rzeczy po bardzo korzystnych cenach. Współczesny kapitalizm to rynek nadprodukcji i potrafię to wykorzystać. Ma przestać się podawać za „żonę” moim facetów i łkać, że mam się od nich odpierdolić, bo jest w nimi „w ciąży”. Mam jej dosyć. Nie mam zamiaru się z nią kontaktować i jeszcze raz namawiać na leczenie. Jej siostra nie jest współautorką czegokolwiek, jest jeszcze durniejszym od niej Gollumem. Obie wychowały sobie zdrowe dzieci na chorych psychicznie dorosłych, tylko tak poczynania pewnych osób w fandomie mogę skomentować.

⛧⛧⛧

(1) Uwaga dla osób, które nie wychowywały się w rodzinie lekarskiej. Krowianka to choroba występująca u krów bardzo podobna do ospy prawdziwej. Wirusa tego używano bardzo dawno temu do szczepień i zapobiegania ospie. Później już wykorzystywano osłabione szczepy ospy, aż do całkowitego eradykowania tej śmiertelnie niebezpiecznej choroby. Ospa wietrzna to przy niej pikuś. Analogiczny pojazd współczesnych dzieci powinien brzmieć – jesteś tak przedpotopowy, że pewnie byłeś jeszcze na czarną ospę szczepiony.

Telefony

Doskonale wiem, kto mi zniszczył życie. To była ta zakonnica, którą rozdrażniła na tyle moje kariera sportowa i pojawienie się z trenerem w telewizji, że postanowiła „znaleźć mi męża” i napuściła na mnie schizofrenika Romana razem z jego równie schizofreniczną rodziną.

Kryminolodzy wiedzą, że to zawsze zdrowi ludzie wykorzystują chorych, więc kler się bardzo łudzi, jeśli myśli, że ich przysięgi, że nie wiedzieli, co ci ludzie robią, będą wzięte pod uwagę. Prawda jest taka, że Policja zawaliła śledztwo w sprawie gwałtu na mnie, bo nie wzięli pod uwagę roli zakonnicy oraz innych księży w tym, co mnie spotkało. A to zakonnice oraz księża byli „handlerami” tych wariatów, których nie ukarano, bo chorzy psychicznie nie idą do więzień. „Enablerzy” oraz „handlerzy” inspirujący wariatów powinni być zawsze karani, ale prokurator popełnił ten błąd zaniechania w czasie mojej podstawówki, bo poznał schizofreników prywatnie i go urobili. A do psychiatryka nie dało się tych schizofreników pod dobroci wsadzić, chociaż próbował na to ich namówić mój psycholog, bo sabotował to utrzymujący ich kler, który wiązał z nimi duże nadzieje, polityczne także. A przymusowo w Polsce się nikogo nie leczy. No chyba, że jest to zdrowa psychicznie ofiara schizofrenika, bo w jej przypadku psychiatrzy zapominają, że nie wolno im diagnozować na podstawie pomówień schizofreników, mają prawo diagnozować tylko osoby, które same z własnej woli usiadły w ich gabinecie. Wiem, bo przeczytałam też kiedyś podręcznik orzecznika błędów lekarskich.

Rozmawiałam z moją dawną katechetką i podpytałam ją o dawne wydarzenia. Dobrze pamiętam, że jak najbardziej ta żmija zamówiła gwałt na mnie jako środek „dyscyplinujący”, który miał mnie zniszczyć na tyle, że miałam przestać odnosić sukcesy w życiu i zacząć się „jej słuchać”. Wiedźma, która uczyła mnie religii, w czasie lekcji, jak najbardziej „ostrzegała” mnie, że zostanę zgwałcona w ramach dyscyplinowania mnie. Oskarżanie o to mojego taty to taki absurd, że wszystkie osoby, które powtarzają te kłamstwa, powinny stanąć przed sądem. Takie rzeczy nie mają prawa wydarzać się w państwie prawa, w środku Europy.

Schizofreników jest bardzo łatwo zainspirować do różnych akcji. I kler potrafi nimi manipulować doskonale. Wiem z rozmów z nimi oraz przedstawicielami kleru, że to co spotkało mnie w Polsce, a mojego tatę we Francji, nie było przypadkiem. Kler ma zwyczaj niszczyć dzieci, które im podpadną, znajdując im małżonków spomiędzy tak zwanych „świętych” – czyli schizofreników, których ma w swojej dyspozycji Opus Dei. Wariaci z reguły gromadzą się wokół Kościoła, który ich karmi i zapewnia luksusy, dzięki którym nie muszą się leczyć.

W poprzednim wpisie zamieściłam dokładny opis kolejnych etapów schizofrenicznej obsesji. Tragedią jest, że kler specjalnie tę obsesję wzbudza i kieruje na konkretne osoby. W ten sposób niszcząc najpiękniejsze, najzdrowsze i najzdolniejsze dzieci z każdego pokolenia, bo zawiść i rozdrażnienie katechetów jest bardzo łatwo wzbudzić, bo to z reguły tępe buły ze wsi, które całkowicie niezasłużenie chcą uchodzić za jakieś wielkie „autorytety” i zamiast się douczyć, lub zamknąć ryje w kwestii rzeczy, których nie studiowały, próbują się wypowiadać na tematy seksuologiczne. Ośmioletnie dzieci nie powinny być uświadamiane na temat seksu i pedofilii w taki sposób, w jaki robiła to moja katechetka.

W życiu nie planowałam związać się ze schizofrenikiem Romanem. Uciekałam przed nim tak samo jak mój tata uciekał przed wyznaczoną mu przez kler schizofreniczką we Francji. Uciekł aż do Polski po tym, gdy zamordowała mu ukochaną. Ja też straciłam narzeczonych, pomordowanych w podobny sposób.

Na początku lat dziewięćdziesiątych Roman i jego siostra ukradli mi notes z telefonami. Był to dla nich wielki skarb, bo obdzwonili wszystkich moich znajomych i zaczęli ich dezinformować. Od tamtego czasu przechwycili moje kontakty z Andrzejem i wieloma innymi osobami. Ale nawet jeśli wdarli się na parę przyjęć, które moi znajomi zorganizowali, to nadal nie są moimi przyjaciółmi. I nawet jeżeli Roman, kiedyś mnie odprowadził do domu, to z mojej perspektywy był człowiekiem, którego dopiero na tamtym przyjęciu poznałam. Naprawdę miałam z nim zawsze bardzo ograniczony kontakt, który polegał głównie na tym, że urabiał ludzi za moimi plecami. Nigdy się nie umawialiśmy. Niestety schizofrenicy lubią przechwytywać kontakty swoich ofiar i zaczynają swoje ofiary reprezentować oraz mówić w ich imieniu, sprzedając ludziom swoje urojenia. Niszczy to życie ich ofiar do reszty.

Schizofrenik Roman cierpi na bardzo silne, podtrzymywane przez kler urojenia, według których mieszkaliśmy razem. Jest to już tylko zabawne, chociaż nie było mi do śmiechu, gdy wróciłam do domu jako studentka i zastałam Romana oraz Ryszarda w przedpokoju. Moja mama stała przerażona, nie wiedziała, co ma zrobić, gdy wariaci oświadczyli, że Roman jest moim „narzeczonym” i u nas mieszka. Bez słowa wzięłam nóż z kuchni i trzymając w lewej ręce, zadzwoniłam po patrol policyjny i poprosiłam, żeby tych wariatów wyprowadzili. Policjanci pojawili się bardzo szybko i wariaci zostali usunięci z naszego mieszkania.

Wariaci na tyle często nas nachodzili, że kupiłyśmy z mamą psa. Grendel był prowadzony jak pies obronny i musiał mnie przed nimi uratować. Podrósł na tyle, że gdy już przegrywałam walkę, bo Ryszard silą chciał się wepchnąć do mieszkania, żeby Roman mógł u mnie zamieszkać, dziabnął schizofrenicznego zbója i wygrałam z pomocą psa to starcie.

Ale wariaci nie chcieli darować i poszli się chandryczyć do sądu, bo no bo pies ugryzł Ryszarda. Roman był jego świadkiem, a moim sąsiad z naprzeciwka. Poprosiłam Policję o przygotowanie materiałów dla sądu, szczególnie wszystkich skarg na rodzinę Ryszarda i opinii biegłych na temat ich zdrowia psychicznego. Przy tak przygotowanej sprawie rozprawa była bardzo krótka. Sędzia wszedł na salę i ogłosił, że oddala pozew. Moja mama wróciła do domu, zaśmiewając się z tego.

Coś bardzo podobnego spotkało Adama. Numer telefonu jego rodziców był wśród tych, które zostały mi ukradzione. Z nimi Nycz oraz wariaci też kontaktowali się bez wiedzy syna, za jego plecami rozpowszechniając dezinformację. Schizofrenik Roman wyłudził od rodziców Adama klucze do jego warszawskiego mieszkania, bo zaczął mieć urojenia, że tam ze mną mieszka. Na całe szczęście po otworzeniu drzwi musiał się zmierzyć z psicami Adama, które go w życiu wcześniej nie widziały. Adam przeżył szok, gdy po powrocie do domu zobaczył, że białe psy mają zakrwawione pyski. Na całe szczęście przybiegł do mnie po poradę i przygotował materiały dla sądu równie pieczołowicie, co ja wcześniej. Miał też zdjęcia z kamerki zamocowanej w drzwiach oraz oświadczenie mamy, że została oszukana. A psy – tak samo jak mój wcześniej – zostały uniewinnione i nikt im nic złego nie zrobił, chociaż świry z Opus Dei chciałyby je uśpić. Miały prawo pogryźć kogoś, kto tam nigdy nie mieszkał i wchodził nieproszony.

Wśród telefonów, które mi ukradziono był też telefon Breta i Andrzeja. Obaj zostali oszukani. Bret już od lat wie, jaka jest prawda i że jestem sama i nie mam dzieci. Z Andrzejem nadal nie mam kontaktu.

Jedyne, co mi pozostaje to machnąć ręką na ludzi, którzy utrzymują kontakty tylko z wariatami z Opus Dei, a nie mną. Trudno, byli za głupi, żeby połapać się w tej sytuacji, więc zaczęli mi bardziej szkodzić, niż pomagać. Jak to się mówi po angielsku, good riddance!

Siła polityczna popierana przez Opus Dei bardzo chce doprowadzić do podziału Ukrainy pomiędzy Polskę a Rosję. Na szczęście od lat Rosjanie toczą tą walkę sami. Zabawne jest, że schizofrenik Ryszard zdaniem Nycza miał być idealnym wodzem, który miał zrobić z Polski mocarstwo, które ponownie kolonizuje ziemie na wschodzie. Gdy Ryszard jako oczywisty wariat i imbecyl nie dostał clearingu, jego siostrzeniec miał trafić do polityki. Przeszkadzało mu, jak sądził, tylko to, że jego „żona” (czyli niby ja) nie chciała podjąć swoich obowiązków. Ale ja wiem, że ten człowiek skończył liceum tylko dlatego, że od pierwszych klas podstawówki był otoczony prywatnymi korepetycjami, bo inaczej by poszedł jak wujek do szkoły specjalnej, a kler wymyślił sobie, że zrobi z niego polityka. Tylko że wtedy musiałabym ja lub ktoś inny za niego pracować, bo to imbecyl. Społecznie ratowało go zawsze tylko to, że ludzie nie potrafią diagnozować imbecylizmu w czasie rozmowy. Takich sztuczek są uczeni psychoterapeuci.

Roman w życiu nie dostanie clearingu bo za dużo popełnił przestępstw i poszedłby za nie siedzieć, ale jest chory psychicznie, więc prokuratura odstąpiła od karania go. Wszystkie dokumenty wskazują na to, że nie jest moim mężem. Analogicznie wszystkie ekspertyzy biegłych opisują go jako osobę z bardzo silną schizofrenią. Jest tak samo chory jak jego siostry i reszta rodziny. I to jest prawdziwy powód, dlatego ten człowiek, który by chętnie wplątał nas w Trzecią Wojnę Światową i doprowadził do wyrzucenia Polski z NATO, nie dostał clearingu od Policji.

Na całe szczęście historia, która wcześniej była dramatem, powtarza się jako farsa. Więc nie będzie polskiej NSDAP z Romanem na czele, chociaż bardzo – tak samo jak wujek – bardzo, bardzo chce mordować Żydów.

I na chuj nam Ukraina? Jest dużo rzeczy do zrobienia w Polsce, nie potrzebujemy buntujących się Kozaków, którzy woleliby się sami rządzić. Duże powierzchnie Polski to nieużytki. A Ukraińcy i tak przyjeżdżają do pracy. Sami się zgłaszają. Proponuję lepiej rządzić Polską i zapewnić nam wszystkim pokój i dostatek. Oraz wprowadzić przymusowe leczenie schizofreników. Takie są moje poglądy polityczne.

Schemat

W różnych wpisach wyliczyłam, co robi schizofrenik swojej ofierze, ale chyba warto zebrać to w jednym miejscu. Więc opiszę wszystko po kolei.

Etap pierwszy to poznawanie ofiary. Schizofrenik chętnie rozmawia z osobą, która ma się stać ofiarą jego obsesji. Poznaje ją do momentu, aż zacznie odczuwać urojenia związane z tą osobą. Ja w takim momencie spotkałam się z krańcową agresją i zapowiedzią, że mnie moi schizofrenicy zniszczą.

Następny etap to początek osaczania ofiary. Zaczyna się od rodziny. Schizofrenik przedstawia się jako najlepszy przyjaciel lub przyjaciółka ofiary obsesji i zaczyna podkopywać zaufanie rodziny do swojego obiektu obsesji. Ofiara schizofrenika nie rozumie, co się dzieje, tym bardziej że – podobno dla dobra osoby, której na karku siedzi schizofrenik – nie wolno mu nic jej mówić. Rodzina dowiaduje się, że ofiar jest albo zagrożona prostytucją (co jest częstym urojeniem) albo chora psychicznie (bo słowa ofiary przeczą urojeniom schizofrenika). Ofiara schizofrenika zostaje skłócona z rodziną, która domaga się często potwierdzenia słów schizofrenika. Nikt nie jest przygotowany na to, że schizofrenika otacza jego równa schizofreniczna rodzina i cały sztab enablerów, którzy widzą schizofrenika jako ofiarę – bo za ofiarę natychmiast zaczyna się podawać – zamiast sprawcy problemów.

Schizofrenik również podkopuje zaufanie swojej ofiary do rodziny i otoczenia. Nie tylko sprzedaje swojej ofierze swoje urojenia na temat jej bliskich, ale też aktywnie ich zaszczuwa w różnych sytuacjach podając się za kogoś, kto jest „rodzeństwem” lub „rodzicem” ofiary schizofrenicznych urojeń.

Schizofrenicy odwracają wszystko swoich głowach o sto osiemdziesiąt stopni. Więc, jeśli kogoś zgwałcili oni lub inni schizofrenicy z rodziny, to sami podają się za ofiarę gwałtu. Jeśli kradną opowiadają, że sami byli okradzeni. Niestety widok czegoś, co należy do ofiary powoduje pojawienie się urojeń, że to rzecz, czy jakiś atrybut należy do schizofrenika.

Schizofrenik latami przygotowuje sobie grunt i urabia otoczenie, podając się za ofiarę. Osoby z rodziny osoby, która ma pecha być w środku schizofrenicznych urojeń też są atakowane. Ataki schizofreników są tak stresujące i traumatyzujące, że często się je wypiera, traci pamięć, więc człowiek nie potrafi się skutecznie bronić. Schizofrenik atakuje prawdziwe wspomnienia swojej ofiary, nazywając je urojeniami, zamiast nich wmawia ofierze swoją wersję wydarzeń, tworząc nieprawdziwą osobowość.

Ofiara schizofrenicznej obsesji ucieka przed schizofrenikiem z różnych środowisk, ale zawsze w końcu schizofrenik sobie o niej przypomina i atakuje ponownie. Schizofrenik przejmuje kontakty swojej ofiary i skłóca ją z przyjaciółmi, z którymi ofiara schizofrenika nie chce się kontaktować, bo jest zastraszona i takie kontakty są zabronione. Poza tym nie chce mieć wspólnych znajomych ze schizofrenikiem, bo ma świadomość, że są zmanipulowani i bardzo często nie daje im się wytłumaczyć, o co chodzi. Schizofrenik zaczyna cierpieć na urojenia, że są to jego znajomi i przyjaciele, więc reaguje furią i atakami na swoją ofiarę, gdy przyjaciele ofiary o nią pytają tego schizofrenika, czyli kogoś, kto podobno jest jej najlepszym – i jedynym, jak się wydaje schizofrenikowi – przyjacielem i jedyną osobą, która ma znać ofiarę schizofrenika oraz schizofrenicznej obsesji.

Schizofrenik zawsze w końcu atakuje swoją ofiarę w pracy, skąd tak łatwo nie można uciec. Z reguły załatwia sobie pomoc szefa ofiary, który lekceważąc niektóre zapisy prawa pracy, zaczyna „leczyć” swojego pracownika, który ma być według kogoś, kto fałszywie podaje się za członka rodziny lub małżonka, „chory psychicznie”.

Schizofrenicy bardzo często lubią się podawać za psychologów, czy psychiatrów, ale z reguły mają problemy z ukończeniem jakiejkolwiek uczelni, bo schizofrenia im to utrudnia. Ale i tak są na tyle charyzmatyczni, że ludzie ignorują ewidentne bzdury, jakie wygadują na tematy medyczne. Z reguły udaje im się zmusić ofiarę do samobójstwa, bo śmierć ofiary widzą jako sposób na wzbogacenie się (oczekują urojonych przelewów po jej śmierci) lub zwycięstwo, po którym nikt już nie będzie wątpił w ich wersję wydarzeń, a ani pozbędą się dyskomfortu, jaki powoduje ich choroba psychiczna.

Niestety śmierć ich ofiary nie pomaga i wciąż odczuwają swoje problemy psychiczne. Straciłam przyjaciół i ukochanych zabitych przez schizofreników. Niestety nic nie jest w stanie schizofrenika zatrzymać. Zatrzymuje go tylko umieszczenie go w psychiatryku. Ofiara, która odmawia kontaktów z prześladowcą, zdecydowanie nie cierpi na schizofrenię. Ale bardzo często, sama już cierpiąc na amnezję, ma w swoim otoczeniu schizofrenika, który koniecznie chce ją ubezwłasnowolnić i dalej kontrolować, podczas gdy sama amnezja nigdy nie jest dostatecznym powodem, żeby kogoś ubezwłasnowolnić, ponieważ człowiek pozbawiony amnezji dalej jest racjonalny i jego uczucia dokładnie mówią, kto go skrzywdził. Więc należy takiej osobie pozwolić na unikanie kontaktów ze schizofrenikiem.

Z reguły schizofrenik w końcu albo sam zabija swoją ofiarę, albo doprowadza do jej samobójczej śmierci, ponieważ ofiar zostaje zalana fali nienawiści schizofrenika i traci nadzieję na pomoc, tym bardziej że kolejne plany osobiste i zawodowe ofiary ofiary schizofrenika zostają zniweczone.

Po śmierci ofiary cykl zaszczucia przez schizofrenika powtarza się z kimś innym i ktoś inny tez ginie. Dlatego bardzo ważne jest, aby schizofrenik został pozbawiony enablerów podtrzymujących jego urojenia. Ja nie jestem nikim z rodziny Renaty, czy Anny. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Nie jestem żoną Romana. Mam na poparcie moich słów swoje zaświadczenie o stanie cywilnym oraz potwierdzenie apostazji. Nic, co o mnie ci schizofrenicy mówią, nie zgadza się z dokumentami. Nieprawdą jest, że chcę „zostać zakonnicą” i im zostawić majątek w „podzięce za uratowanie”.

Niestety, tylko ofiara schizofrenika jest dla niego na tyle wiarygodna, że może umieścić „swojego” schizofrenika w psychiatryku. Już kilka razy było blisko, bo udawało się przebić bańkę urojeń Anny czy Renaty, ale zawsze odzywał się jakiś enabler lub członek rodziny tej upiornej, schizofrenicznej rodziny i ataki na mnie były wznawiane z nową siłą.

Mam jedną prośbę, nie przeszkadzajcie już mnie, czy moim znajomym psychoterapeutom. Ta chora psychicznie rodzina już zbyt wiele osób zamordowała. Nie tylko moje życie zostało zniszczone.

Najchętniej spierdoliłabym za granicę, ale niestety znajomi odwołują się do poczucia odpowiedzialności. Chociaż ja uważam, że nie mój problem i po takich urazach, mam prawo nie narażać się na traumę ponownych kontaktów z tym gangiem. Nie chcą, to niech się nie leczą.

Chyba jednak to nie będzie mój problem. Marzą mi się relacje jak w Stanach – próbujesz wtargnąć na mój teren, mam prawo strzelać. Tym bardziej, że bardzo dojrzali schizofrenicy z reguły tracą możliwość auto-refleksji i nie daje się ich namówić na leczenie. A mózgi mają już jak gąbka.

Uciekam z Polski przed tym schizofrenicznym gangiem, gdy tylko będę mogła. To ofiara zawsze ucieka, nie schizofrenik.

Odpowiedzialność

Praktyczna strona wymierzania wyroków sądowych ma się nijak do odczucia różnych Zoś czy Grzesiów. Moim prześladowcom, którzy nigdy niczego nie weryfikowali, a części już zostało udowodnione, że padłam ofiarą gangu schizofreników z podstawówki, zawsze wydawało się, że „wystarczy przeprosić”. No więc nie, nie wystarczy przeprosić mnie za to, co mi zrobiono.

Wytłumaczyłam już w poprzednika wpisach, jak dokładnie wyglądała moja sytuacja w podstawówce i co tam rzeczywiście się wydarzyło. Byłam już przez kilku osłów przepraszana na zasadzie „ale chcieliśmy dobrze”. Mam dla tych ludzi bardzo złe wiadomości.

Zarówno psychologia jak i kryminologia bardzo lubi pojęcie osobistej odpowiedzialności. Psycholog wie, że z reguły ludzie kierują się swoimi raczej gorszymi instynktami. Większość naszego mózgu to stare struktury, które odpowiadają za stadne instynkty. Skąd też łatwo dochodzi do zmowy i zaszczucia kogoś, kogo grupa uważa za osobę nieodpowiednią. Oczywiście, taka grupa posługuje się wymówkami, które mają dać im alibi i uspokoić sumienia. Tak więc, ja miałam „dostawać pomoc”, bo „byłam chora” na „anoreksję”. Słyszałam też inne tego podobne bzdury. Wystarczy, że charyzmatyczny schizofrenik da sygnał do zaszczucia i ludziom gorszego sortu puszczają hamulce moralne. Prawda jest taka, że złośliwie zrobiono wszystko, żeby przez zaszczucie uniemożliwić mi powrót do sportu lub skorzystanie z propozycji aktorskich. Do tego, zaszczuwając mnie i terroryzując, że powinnam jeść tak dużo, że aż pęknę (a prześladowana osoba z reguły podporządkowuje się prześladowcom i zaczyna wykonywać ich polecenia) postanowiono mnie skreślić jako konkurentkę do ręki pewnego bardzo przystojnego faceta.

Osoba, które mnie tak potraktowała znała mojego byłego i doskonale wiedziała, kim jestem i że chcę wrócić do sportu. Mam kolejną złą wiadomość dla takich osób. Prawodawca z reguły nie przejmuje się słodkimi deklaracjami, jak to ktoś się pomylił, bo jednak chciał pomóc. Sądy interesują konkretne uczynki. Zakłada się, że człowiek składa się nie tylko z warstwy świadomej (bo akurat świadomość to ułuda stworzona na użytek ludzkiego zwierzęcia, które nie musi świadomie wszystkiego wiedzieć). Dlatego też ludzie oceniający czyjeś postępowanie oceniają, co się rzeczywiście stało i jeśli ktoś został skrzywdzony, to nie wierzą w górnolotne zapewnienia, że się przeprasza i „się nie chciało” nikogo skrzywdzić. Człowiek powinien mieć zaimplementowane mechanizmy psychiczne, które uniemożliwiają mu zaszczucie kogoś z wynikiem śmiertelnym, lub doprowadzenie kogoś do takiego stanu amnezji, że psychoterapeuta mówi o śmierci psychiki. Ze śmierci psychiki nigdy się nie wychodzi bez strat. To kolejna zła wiadomość dla moich prześladowców.

Nikt nie powinien być aż tak sadystyczny i zdemoralizowany, żeby kogoś opluwać i dążyć do zabicia takiej osoby, lub zaszczucia jej, aż straci pamięć. Tak się składa, że akcje, które są potrzebne, żeby aż tak sterroryzować kogoś, są niedostępne dla ludzi uczciwych i dobrze wychowanych. Takie rzeczy robią sadystyczne potwory, które uważają, że mają prawdo być sędziami oraz katami w jednej osobie.

Każda taka narcystyczna kurwa, która bierze udział w takim zaszczuciu lub do niego nawołuje, powinna stanąć przed sądem. Bardzo proszę wysyłajcie nadal swoje relacje Policji. Przyda się wasza pomoc. Kontakt do waszego Dzielnicowego można znaleść na stronach w Internecie.

Osoby, które mnie zaszczuły, nie dostaną ode mnie ani złotówki, to one są mi winne odszkodowanie i w końcu staną przed sądem.

Kobiety, które nienawidzą kobiet

Jedną z rzeczy, które wiedzą feminiści (ale nie tylko oni) jest, że kobiety, które zostały ostro przycięte przez patriarchat, stają się wrednymi sukami, które niszczą kolejne pokolenia kobiet. Niestety to kobiety są strażniczkami patriarchatu i podcinają innych dziewczynkom skrzydła, ucząc je, że nie mają żadnych praw. Kobiety niszczą w takim łańcuchu przemocy młodsze pokolenie, licząc na głaski i przychylność panów i władców.

I tak jedną z rzeczy, które wiadomo o kobiecym obrzeżaniu w Afryce jest to, że organizują ten proceder kobiety i one się nim zajmują. Powiedzmy sobie szczerze, obcięcie łechtaczki i zaszycie warg sromowych jest takim bestialstwem, że należy z nim walczyć. W potępieniu tego zwyczaju chodzi nie tylko o urągające zdrowemu rozumowi antysanitarne warunki, w jakich to się dzieje, co powoduje wiele zakażeń i zgonów kobiet, ale przede wszystkim o podejście do kobiecej seksualności.

Współczesny człowiek nie może się zgodzić z takim traktowaniem kobiet. Przede wszystkim mają prawo do przyjemności i do tego, aby ich nie okaleczać. Takie obrzezanie bardzo często powoduje nie tylko brak orgazmu, ale też ból przy każdym stosunku. Przerażająca się kultura, która na coś takie pozwala. Kobiety, to nie jest tępe zwierzęta, które można zaszyć, aby mieć pewność dziewictwa. Współczuję facetom, którzy po ślubie muszą nożem rozcinać niefachowe szwy i przy tym ranić żonę.

Ten element afrykańskiej kultury musiał zostać wymyślony i wprowadzony do kultury przez jakiś niebezpiecznych schizofreników, którzy narzucili swoje urojenia innym, bo dokładnie tak samo myśli schizofreniczka Barbara. W jej urojeniach obrzezanie kobiet występuje w kulturze arabskiej i uważa, że powinnam być potraktowana jak kobiety z afrykańskiego interioru. Sądzi, że jako Arabka nie mam żadnych praw. Ja akurat uważam inaczej, bo akurat kobiety w krajach arabskich oprócz oczywistych nierówności, nie są obrzezane, a sama ginekologia stoi na bardzo wysokim poziomie, bo tam bardzo szanuje się organizmy kobiet. Tam nie skazuje się kobiet na śmierć tylko dlatego, że płód w macicy obumarł i jest zupełnie inne podejście do aborcji.

No, co ja mogę powiedzieć? Barbara jest jedną z lepiej poznanych fandomowych wariatek i jest jedną z tych osób, z którymi nie należy rozmawiać. Groziła mi już śmiercią, nie tylko obrzezaniem i wycięciem mi wszystkiego, co się da, łącznie z jajnikami. Jest jednym z powodów, dlaczego lepiej omijać polskie konwenty. Gdyby była zdrowa psychicznie, już za samo takie grożenie mi, poszłaby do więzienia.

I nikt, kurwa, nie zamierza czegokolwiek z nią zrobić. Kościół tylko „bada jej świętość” i „cuda”, które sobie fałszywie przypisuje, jak to zwykle robi większość zaniedbanych medycznie schizofreników, którzy potrafią też różne cuda fabrykować. Lata po ludziach w psychozie i opowiada bzdury, przedstawiając się jako osoby, którymi nie jest.

Zdjęcie moich rodziców jest na blogu. Barbara często zakłada peruki, ale nie podrobi niecodziennej urody mojej mamy, metyski. Bo podaje się często za moją mamę Helenę Wieczorek, nie tylko za matkę Michała, czy Adama. Takie podawanie się za inne osoby jest częstym wybrykiem schizofreników, którzy chcą postawić na swoim.

Dla ludzi, którym może być potrzebna ta informacja – moja mama zmarła w 2000 roku, a tata w 1985. Z Barbarą czy Ryszardem nie łączy mnie żadne pokrewieństwo. I nie chcę mieć z nimi nic wspólnego, chociaż nękają mnie całe moje życie.