Jak pewnie już większość moich czytelników wie, mam od dzieciństwa na karku rodzinę schizofreników, z których dziećmi chodziłam do podstawówki. Wujek tych dzieci, równie chory psychicznie Ryszard, lubi podawać się za mojego „ojca” lub – w przypadku ludzi, którzy mojego tatę poznali – za jego najlepszego przyjaciela, który się o mnie troszczy. Gówno prawda.
Troszczenie się o mnie to ostatnie o co jemu i jego krewnym chodzi. Schizofrenicy kierują się głównie różnymi swoimi obsesjami. Z reguły kieruje nimi zawiść i chęć przypisywania sobie cudzych dokonań (i w tym przypadku sabotują mi wszystko, co robię w ramach, jak to nazywają „wyrównywania szans”, bo jak usłyszałam „nie mogę być tak utalentowana i odnosić sukcesy”), albo powodem ich działań jest chęć wzbogacenia się. I w tym przypadku kierują się urojeniami ojca Romana, który „zobaczył” skarby księcia ukryte w ścianę nośnej w moim mieszkaniu. Równie często schizofreniczki podają się za narzeczone lub żony jakiś gwiazd i mordują lub pomawiają o chorobę psychiczną prawdziwe ich wybranki. Faceci schizofrenicy też tak robią.
Schizofrenicy bardzo często żenią się po to, aby się wzbogacić i mordują swoich partnerów po zawarciu związku małżeńskiego, żeby po nich odziedziczyć mniej lub bardziej urojony majątek. To samo mi zapowiedział schizofrenik Roman. Nie mam wątpliwości, że tak chce zrobić. Żaden psycholog kliniczny nie może mieć wątpliwości, co do takiego wrednego schizofrenika, czy jego motywacji.
Muszę podkreślić, nie mam nic wspólnego z tymi ludźmi. Wiem za to, że są dokładnie takimi samymi ludźmi jak ci, co wykończyli psychicznie mojego tatę we Francji i doprowadzili go bankructwa, Zabili też jego pierwszą ukochaną. Miał to szczęście, że w Polsce się zakochał po raz kolejny, ale nie był długo szczęśliwy, bo w naszym kraju mój występ w telewizji, gdzie wystąpiłam jako dziecięca pływaczka, przyciągnął uwagę polskich schizofreników i wywołał ich ataki na mnie.
Dokładnie to samo spotkało dzieci Breta w Stanach. Do nich też przyczepił się jakiś chory dzieciak w szkole i rozpoczął zaszczuwanie ich oraz kampanię oszczerstw, ale na całe szczęście amerykański sąd mógł lepiej poradzić sobie ze schizofrenikami i mały skunks powędrował do szpitala psychiatrycznego. Bo tam pozwać przed Sądem Opiekuńczym takiego gnoja może każdy, nie musi być członkiem rodziny (która z reguły jest tak samo chora jak mały knypek, lub ślepa i przez niego urobiona).
W Polsce nadal nie ma przepisów, które by skutecznie ratowały ofiary schizofreników. Każda osoba na moim miejscu ma bardzo ograniczony wybór – albo daje się zabić schizofrenikom, albo ucieka z Polski. Inaczej się nie da. Moje całe życie to ruina i dekady wychodzenia z traumy i amnezji po kolejnych atakach schizofrenicznego gangu. Mam dosyć takiej wegetacji i walki o życie z wariatami oraz ich wielbicielami.
Co mogę powiedzieć? Zamierzam ratować, co się da z mojego życia. Chcę wykorzystać każdą szansę, jaka mi los podsunie. Bez zastanawiania się, co inni ode mnie chcą.
Powinnam uciec z Polski już kilka razy. Zrobiłabym to, gdyby nie ataki gangu schizofreników oraz ich enablerów. Po każdym takim ataku traciłam pamięć, bo doświadczałam prania mózgu i byłam ofiarą terroru. Jestem przerażona, jak wiele osób, które chce uchodzić za szlachetne lub uczciwe, sięga do takich metod i niczego nigdy nie chce weryfikować.
Brak mi słów. Tylko tak mogę to skomentować.
Nie wyobrażam sobie życia w Polsce. Zapewnienia moich przyjaciół (tych prawdziwych), że stworzą mi takie warunki, że po wyjściu z traumy coś odzyskam z życia, to po prostu bzdury bez pokrycia.
Nie w Polsce. Nie w miejscu, gdzie ci ludzie chodzą po ulicy i nic nie można z nimi zrobić, bo przepisy na to nie pozwalają. Bo po obserwacji psychiatrycznej, po prostu wychodzą ze szpitala i nie podejmują leczenia. Bo nikt ich nie zmusi.
Mam jeszcze gorzej niż mój tata. On miał chociaż trochę szczęścia w życiu. Ja tylko ratuję sobie i innych. Czasem własnym kosztem. I mam dosyć.
Przyjmę każdy bilet w jakąkolwiek stronę świata.