W różnych wpisach wyliczyłam, co robi schizofrenik swojej ofierze, ale chyba warto zebrać to w jednym miejscu. Więc opiszę wszystko po kolei.
Etap pierwszy to poznawanie ofiary. Schizofrenik chętnie rozmawia z osobą, która ma się stać ofiarą jego obsesji. Poznaje ją do momentu, aż zacznie odczuwać urojenia związane z tą osobą. Ja w takim momencie spotkałam się z krańcową agresją i zapowiedzią, że mnie moi schizofrenicy zniszczą.
Następny etap to początek osaczania ofiary. Zaczyna się od rodziny. Schizofrenik przedstawia się jako najlepszy przyjaciel lub przyjaciółka ofiary obsesji i zaczyna podkopywać zaufanie rodziny do swojego obiektu obsesji. Ofiara schizofrenika nie rozumie, co się dzieje, tym bardziej że – podobno dla dobra osoby, której na karku siedzi schizofrenik – nie wolno mu nic jej mówić. Rodzina dowiaduje się, że ofiar jest albo zagrożona prostytucją (co jest częstym urojeniem) albo chora psychicznie (bo słowa ofiary przeczą urojeniom schizofrenika). Ofiara schizofrenika zostaje skłócona z rodziną, która domaga się często potwierdzenia słów schizofrenika. Nikt nie jest przygotowany na to, że schizofrenika otacza jego równa schizofreniczna rodzina i cały sztab enablerów, którzy widzą schizofrenika jako ofiarę – bo za ofiarę natychmiast zaczyna się podawać – zamiast sprawcy problemów.
Schizofrenik również podkopuje zaufanie swojej ofiary do rodziny i otoczenia. Nie tylko sprzedaje swojej ofierze swoje urojenia na temat jej bliskich, ale też aktywnie ich zaszczuwa w różnych sytuacjach podając się za kogoś, kto jest „rodzeństwem” lub „rodzicem” ofiary schizofrenicznych urojeń.
Schizofrenicy odwracają wszystko swoich głowach o sto osiemdziesiąt stopni. Więc, jeśli kogoś zgwałcili oni lub inni schizofrenicy z rodziny, to sami podają się za ofiarę gwałtu. Jeśli kradną opowiadają, że sami byli okradzeni. Niestety widok czegoś, co należy do ofiary powoduje pojawienie się urojeń, że to rzecz, czy jakiś atrybut należy do schizofrenika.
Schizofrenik latami przygotowuje sobie grunt i urabia otoczenie, podając się za ofiarę. Osoby z rodziny osoby, która ma pecha być w środku schizofrenicznych urojeń też są atakowane. Ataki schizofreników są tak stresujące i traumatyzujące, że często się je wypiera, traci pamięć, więc człowiek nie potrafi się skutecznie bronić. Schizofrenik atakuje prawdziwe wspomnienia swojej ofiary, nazywając je urojeniami, zamiast nich wmawia ofierze swoją wersję wydarzeń, tworząc nieprawdziwą osobowość.
Ofiara schizofrenicznej obsesji ucieka przed schizofrenikiem z różnych środowisk, ale zawsze w końcu schizofrenik sobie o niej przypomina i atakuje ponownie. Schizofrenik przejmuje kontakty swojej ofiary i skłóca ją z przyjaciółmi, z którymi ofiara schizofrenika nie chce się kontaktować, bo jest zastraszona i takie kontakty są zabronione. Poza tym nie chce mieć wspólnych znajomych ze schizofrenikiem, bo ma świadomość, że są zmanipulowani i bardzo często nie daje im się wytłumaczyć, o co chodzi. Schizofrenik zaczyna cierpieć na urojenia, że są to jego znajomi i przyjaciele, więc reaguje furią i atakami na swoją ofiarę, gdy przyjaciele ofiary o nią pytają tego schizofrenika, czyli kogoś, kto podobno jest jej najlepszym – i jedynym, jak się wydaje schizofrenikowi – przyjacielem i jedyną osobą, która ma znać ofiarę schizofrenika oraz schizofrenicznej obsesji.
Schizofrenik zawsze w końcu atakuje swoją ofiarę w pracy, skąd tak łatwo nie można uciec. Z reguły załatwia sobie pomoc szefa ofiary, który lekceważąc niektóre zapisy prawa pracy, zaczyna „leczyć” swojego pracownika, który ma być według kogoś, kto fałszywie podaje się za członka rodziny lub małżonka, „chory psychicznie”.
Schizofrenicy bardzo często lubią się podawać za psychologów, czy psychiatrów, ale z reguły mają problemy z ukończeniem jakiejkolwiek uczelni, bo schizofrenia im to utrudnia. Ale i tak są na tyle charyzmatyczni, że ludzie ignorują ewidentne bzdury, jakie wygadują na tematy medyczne. Z reguły udaje im się zmusić ofiarę do samobójstwa, bo śmierć ofiary widzą jako sposób na wzbogacenie się (oczekują urojonych przelewów po jej śmierci) lub zwycięstwo, po którym nikt już nie będzie wątpił w ich wersję wydarzeń, a ani pozbędą się dyskomfortu, jaki powoduje ich choroba psychiczna.
Niestety śmierć ich ofiary nie pomaga i wciąż odczuwają swoje problemy psychiczne. Straciłam przyjaciół i ukochanych zabitych przez schizofreników. Niestety nic nie jest w stanie schizofrenika zatrzymać. Zatrzymuje go tylko umieszczenie go w psychiatryku. Ofiara, która odmawia kontaktów z prześladowcą, zdecydowanie nie cierpi na schizofrenię. Ale bardzo często, sama już cierpiąc na amnezję, ma w swoim otoczeniu schizofrenika, który koniecznie chce ją ubezwłasnowolnić i dalej kontrolować, podczas gdy sama amnezja nigdy nie jest dostatecznym powodem, żeby kogoś ubezwłasnowolnić, ponieważ człowiek pozbawiony amnezji dalej jest racjonalny i jego uczucia dokładnie mówią, kto go skrzywdził. Więc należy takiej osobie pozwolić na unikanie kontaktów ze schizofrenikiem.
Z reguły schizofrenik w końcu albo sam zabija swoją ofiarę, albo doprowadza do jej samobójczej śmierci, ponieważ ofiar zostaje zalana fali nienawiści schizofrenika i traci nadzieję na pomoc, tym bardziej że kolejne plany osobiste i zawodowe ofiary ofiary schizofrenika zostają zniweczone.
Po śmierci ofiary cykl zaszczucia przez schizofrenika powtarza się z kimś innym i ktoś inny tez ginie. Dlatego bardzo ważne jest, aby schizofrenik został pozbawiony enablerów podtrzymujących jego urojenia. Ja nie jestem nikim z rodziny Renaty, czy Anny. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Nie jestem żoną Romana. Mam na poparcie moich słów swoje zaświadczenie o stanie cywilnym oraz potwierdzenie apostazji. Nic, co o mnie ci schizofrenicy mówią, nie zgadza się z dokumentami. Nieprawdą jest, że chcę „zostać zakonnicą” i im zostawić majątek w „podzięce za uratowanie”.
Niestety, tylko ofiara schizofrenika jest dla niego na tyle wiarygodna, że może umieścić „swojego” schizofrenika w psychiatryku. Już kilka razy było blisko, bo udawało się przebić bańkę urojeń Anny czy Renaty, ale zawsze odzywał się jakiś enabler lub członek rodziny tej upiornej, schizofrenicznej rodziny i ataki na mnie były wznawiane z nową siłą.
Mam jedną prośbę, nie przeszkadzajcie już mnie, czy moim znajomym psychoterapeutom. Ta chora psychicznie rodzina już zbyt wiele osób zamordowała. Nie tylko moje życie zostało zniszczone.
Najchętniej spierdoliłabym za granicę, ale niestety znajomi odwołują się do poczucia odpowiedzialności. Chociaż ja uważam, że nie mój problem i po takich urazach, mam prawo nie narażać się na traumę ponownych kontaktów z tym gangiem. Nie chcą, to niech się nie leczą.
Chyba jednak to nie będzie mój problem. Marzą mi się relacje jak w Stanach – próbujesz wtargnąć na mój teren, mam prawo strzelać. Tym bardziej, że bardzo dojrzali schizofrenicy z reguły tracą możliwość auto-refleksji i nie daje się ich namówić na leczenie. A mózgi mają już jak gąbka.
Uciekam z Polski przed tym schizofrenicznym gangiem, gdy tylko będę mogła. To ofiara zawsze ucieka, nie schizofrenik.