Już sami schizofrenicy potrafią sprawić wiele problemów z ich potrzebą dorwania swoich ofiar i przekonania ich, że żywione przez nich schizofreniczne urojenia są prawdziwe. Ale jeszcze gorzej jest, gdy tacy nieleczący się imbecyle łączą się w Kościół lub tworzą swoją sektę.
W Kościele Rzymsko-Katolickim spotyka się Kościół z sektą. Opus Dei rządzi wszystkim, a Opus Dei to schizofrenicy. Pisałam już o tym, że według Katechizmu Kościoła Rzymsko-Katolickiego świat zaludniają ludzie, którzy „słyszą głos Boga”. Takie osobniki dla reszty świata to schizofrenicy właśnie, ale dla różnych księży czy zakonnic to „święci”, których należy słuchać bez wahania i którzy ex cathedra informują, kto jest kim i co należy zrobić.
Oczywistym jest dla ludzi mainstreamu, że owi „święci” bredzą trzy po trzy, ale nie dla kleru. Psychologia zna przypadki ludzi zakatowanych na śmierć, bo nie chcieli i nie potrafili potwierdzić „objawień” owych „świętych”. Mnie i moich rodziców też to spotkało. Nie tylko nie chciałam się zgodzić na związek z wyznaczonym mi przez sektę mężem (to znienawidzony przeze mnie Roman z mojej podstawówki), ale także nie chciałam się zgodzić na to, że moim „opiekunem prawnym” wyznaczonym mi przez Opus Dei jest schizofrenik Ryszard, który nigdy nie miał ze mną nic wspólnego. Analogicznie nie jestem wstanie potwierdzić „objawień” Barbary na temat mój czy mojej rodziny. Ani mój tata nie był gangsterem, który przybył do Polski uciekając z Francji przed prawem, ani moja matka czy ja nie byłyśmy prostytutkami. Jest zupełnie inaczej – prostytucją często się zajmują takie schizofreniczki jak Barbara czy inne kobiety z jej rodziny, które się nie leczą, ale chętnie wchodzą ludziom do łóżek, aby nimi manipulować.
Opus Dei wraz z Nyczem i rodziną Barbary napada na mnie cyklicznie, próbująć zmusić, abym pomogła Romanowi w karierze politycznej, oprócz potwierdzenia „objawień” Barbary. Nic z tego, tym bardziej, że musiałabym przytakiwać bzdurom, jakie ta rodzina wygaduje na mój temat oraz na temat moich rodziców. Moja odmowa potwierdzenia ich słów sprawiła, że przed pandemią zostałam zakatowana aż do wystąpienia amnezji ze stresu oraz syndromu sztokholmskiego. Przez nich moje życie to porażka. Mam nadzieję, że dopadnie ich w końcu karma. Kłamią, że mnie „uratowali”, ale w rzeczywistości są sprawcami wszystkich moich nieszczęść. Zaszlachtowali na śmierć moich przyjaciół. Ludzie przez nich prześladowani często popełniają samobójstwa, czasem są mordowani. Bicie, katowanie, duszenie, gwałty, polewanie moczem ledwo przytomnej ofiary to ich modus operandi.
Planuję ucieczkę z Polski, bo nie sądzę, abym w tym kraju kiedykolwiek poczuła się na tyle swobodnie i bezpiecznie, aby mi się polepszyło i żebym zaczęła przesypiać całe noce.
Nie zamierzam nikogo pytać o moich prześladowców, chociaż uważają, że mam taki obowiązek, gdy tylko zaczną odzyskiwać pamięć, bo ich zdaniem powinnam do nich dołączyć. Mam nadzieję już ich nigdy w życiu więcej nie oglądać.
Świat jest pełen pożytecznych idiotów, którym wydaje się, że ksiądz „nie może być taki zły”. Adam i jego rodzice też był taki, ale nie docenili rzeczy, jakie innym potrafią zrobić imbecyle z Kościoła (a kościelną karierę wybierają z reguły kretyni) prowadzeni przez schizofreników. Nigdy nie pobił mnie żaden metal. Zawsze atakowali mnie ludzie z Opus Dei oraz schizofrenicy z mojej podstawówki. Z użytecznymi idiotami, którzy ich ratują oraz tylko im wierzą, nie chcę mieć nic wspólnego. Z reguły mądrzeją dopiero, gdy sami stają się celem ataku. Jest to schemat, który już mi się znudził, tak często się powtarza. Niestety Kościół mentalnie tkwi w Średniowieczu i za nic ma prawa człowieka oraz współczesną naukę. Dla nich zawsze bełkot wariata jest bardziej wiarygodny od prawdy.
Z dziką radością przyjmuję z rąk wariatów z Opus Dei, z którymi chodziłam do podstawówki, wygnanie i ślubuję nigdy się już więcej w fandomie nie pojawić. Podobno zajmują jakieś stanowiska w Avangardzie, według tego, co mi ktoś powiedział, tylko dlatego bo udają moich przyjaciół. Zaznaczam – tylko udają. Szkoda, że ludzie dali się na to nabrać. Nie są ani moimi przyjaciółmi, ani moimi krewnymi. Wypieram się ich po całości. Nie mają prawa się na mnie powoływać. Nie chcę ich znać.