Wszystkie wpisy, których autorem jest Gosia

Przeprosiny

Reasumujmy – od wczesnych lat podstawówki jestem prześladowana przez schizofreników, czyli przez kogoś, kto udaje „moją najlepszą przyjaciółkę”, jej brata ciotecznego (mniejsza o to, czy jest schizofrenikiem, w najlepszym przypadku chodzi na pasku dwóch schizofreników, więc wszystko co robi pozwala uważać go za chorego, bo realizuje ich pomysły), co do którego ludzie mają urojenia, że jest moim „mężem”, oraz tak zwanego „chrzestnego”, który w życiu mnie nie widział do momentu, kiedy skończyłam dziewięć lat, za to ma bogate urojone życie.

Cały ten gang z przystawkami prześladuje mnie od dziewiątego roku życia, opowiadając wszędzie bzdury i próbując zrealizować swoje schizofreniczne plany wobec mojej osoby. Za to mnie wszędzie przedstawiają jako osobę chorą, którą niby się „opiekują”.

Dałam już sobie z nimi radę w mojej pracy, gdy moja nowa koleżanka zaprzyjaźniła się z moimi prześladowcami, a gdy próbowałam jej wytłumaczyć, kim są, zostałam oskarżona o chorobę psychiczną (a w ten sposób można komuś ostro zdestabilizować psychikę), zaszczuta z użyciem innych osób oraz pomówiona.

Gdy próbowałam się ratować i mówić ludziom, że powinno się wyrzucić tych schizofreników z budynku, znowu się „zaopiekowała” sprawą. Rozpowiedziała, że mój były facet to jest właśnie ten schizofrenik, którego trzeba wyrzucić, doprowadziła do jego wyrzucenia. A potem wszystkim rozpowiedziała, że jeden ze schizofreników, to mój „mąż”, inny „chrzestny” i „wujek”, a schizofreniczka to „moja najlepsza przyjaciółką”. Bez jakiejkolwiek weryfikacji ze mną, chociaż ją wcześniej o to prosiłam i ostrzegałam, że mam problemy z wariatami od dziecka.

Nie, oczywiście stwierdziła, że sama będzie decydować, kto jest kim dla mnie. Jest to tak dziwne zachowanie, że brak mi słów.

Po czym zaczęła żądać ode mnie przeprosin. Skończy się to w sądzie, oczywiście, bo „ukradła mi w ten sposób życie”. A mówiąc dokładniej, pozwoliła, żeby mnie schizofrenicy zniszczyli mnie do końca, bo zawsze probują zmusić mnie do przyznania, że ich urojenia są prawdą. Zastraszeniam i traumą wywołali syndrom sztokholmski, gdy już mnie jeden z byłych, zaczął wyciągać z poprzedniego syndromu (bo zrobili mi to samo na Anglistyce) i zaczęłam odzyskiwać pamięć. Straciłam możliwość ułożenia sobie życia, twórczej pracy, straciłam też szczęście. Już nigdy po takiej traumie nie będę w pełni szczęśliwa i nie będę potrafiła ufać ludziom.

Żadnych przeprosin ode mnie oczywiście nie dostanie, jeśli chce się wybielać dalej i mnie zastraszać, to niech mnie pozwie. Ja ją pozwę na pewno, ale kilka osób prosiło, żeby na nie poczekać, bo też mają do niej sprawę i chcą to zrobić sądownie. Widzieć się z nimi będę najprawdopodobniej w lipcu na Polconie.

Mam nadzieję, że do tego czasu będzie cisza i spokój. Bo wszystko jest jej winą, nie moją.

Mam nadzieję, że jest to też ostrzeżenia dla innych, żeby nie wierzyli wariatom i nie robili kariery w taki sposób. Bo jak ktoś mi bliski skomentował to co się stało, wspięła się po moim trupie.

Koniec

A jak zakończyła się afera w mojej pracy ze schizofrenikami? Moim zdaniem się nie zakończyła, tylko trwa. Ale jakby nie było, po moich gwałtownych protestach i ustaleniu, że to nie są moi przyjaciele ani bliscy, Najwyższy Szef uznał, że nie ma sprawy, bo mi się nic nie stało, i mogę sobie co najwyżej skarżyć w pozwie cywilnym moją koleżankę, która okłamała wszystkich na temat, kim są ci ludzie, bo czerpała wiedzę z opowieści schizofrenika. I rozmowa z nimi mi nie zaszkodziła. Bo przecież rozmowa nie szkodzi i jest ogólnie git. I jeszcze najlepszym pomysłem było poprowadzenie z prawnikiem z miejsca pracy śledztwa i zmuszenie mnie do rozmowy prześladowcami, żeby ustalić, kim są. A raczej udowodnić, że jednak to mój mąż i mój wuj, a nie schizofrenicy, bo znowu nikt mi nie wierzył, że wiem lepiej, kim są moi prześladowcy.. Kurwa, jakby telefon do mojej prawdziwej siostry czy siostrzenicy nie wystarczył, a w każdym miejscu pracy Kadry mają odpowiednie kontakty. Przypominałam o nich.

Nie mówiąc o tym, że schizofrenicy, jako osoby nieuczące się i niepracujące, tylko zakłócające nam pracę, powinni byli być na pierwszą moją wzmiankę, że tak trzeba zrobić, wyrzucani za drzwi. Przestaliby przychodzić.

Zaszkodziły mi te rozmowy bardzo i już wtedy, nie mówiąc o tym, co się działo później. Najbardziej zaszkodziło, że nikt, nawet Najwyższy Szef nie uznał za wskazane wyprosić z budynku wariatów, ani poinformować zatrudnionych ludzi, że nie należy im wierzyć. Postawa była, to pani sobie sama porozmawia z koleżanką. Jasne, z tą samą, która mnie brutalnie oskarżyła o chorobę psychiczną, bo przeczyłam słowom schizofreniczki, co skończyło się moimi problemami z pamięcią i unikaniem konfrontacji? Ja z nią nie rozmawiam, jeśli nie muszę, bo to za duży stres. Zrobienie z niej jeszcze mojej kierowniczki, to już było ostateczne uderzenie w moją psychikę. Boję się tej kobiety i mam stany lękowe, nie mówiąc o zaburzeniach pamięci.

Same protesty nie wystarczyły, żeby usuwać schizofreników z budynku mojej pracy. Przyłazili jeszcze długo i zakatowali mnie psychicznie do końca. Pomógł dopiero wkurw Policji i bezpośrednie jej polecenie, żeby ochrona wyrzucała prześladujących mnie chorych psychicznie z mojego miejsca pracy.

Bardzo nie dziękuję mojemu miejscu pracy i zatrudnionym tam decyzyjnym osobom za zmarnowanie mi kluczowych osiemnastu lat życia. Jesteście odpowiedzialni nie tylko za mój uszczerbek na zdrowiu, zmarnowaną karierę ale też za nieistnienie mojego życia osobistego. Ponieważ człowiek z syndromem sztokholmskim zachowuje się jak nakręcona marionetka i robi tylko to co musi, czyli chodzi do pracy, ale słuchając się prześladowcy ucieka przed wszystkim innym. I spędza bezproduktywne lata w lęku. Postanowiłam się przestać was bać.

Mam nadzieję, uwolnić się od was szybko i skutecznie. A najpierw uwolnię się od Solidarności, która nic nie zrobiła, żeby mnie chronić w moim miejscu pracy przed wariatami.

Tak umierają związkowe ideały.

Incepcja

Schizofrenika nie należy przesłuchiwać, jeśli chce się poznać prawdę, chyba że zacznie brać leki. Ma urojenia nie tylko sam z siebie, ale też można łatwo wpłynąć na treść tych urojeń, a nawet zmusić, żeby przyznał się do morderstwa. Zrobiłam taki numer Ryszardowi. Wystarczyło kilka minut i zaczął mi opowiadać o tym, jak udusił dziecko. Właśnie takie osoby przyznawały się do czarów i spółkowania z diabłem, więc w efekcie płonęły na stosach.

Dokładnie to samo zrobiła mu zakonnica, która uczyła mnie religii. Zasugerowała Ryszardowi, że niby potrzebny mi jest opiekun, bo chciała, żeby ponownie mnie ktoś ochrzcił. Wystarczyło niewiele i schizofrenik zaczął swoje jazdy na mój temat. Później Ryszard i zakonnica razem – z tego co słyszałam – poszli do biskupa i przedstawili mu wszystkie swoje urojenia na mój temat. Mam to szczęście, że byłam ochrzczona, chociaż zawsze myślałam, że przyniosło mi to pecha, więc mogę udowodnić, że nie byłam chrzczona w Gdańsku, jak upiera się Ryszard.

Kierowana chęcią zemsty na prześladującej mnie schizofreniczce Renacie przesłuchałam również Ryszarda na temat jej stosunków z Nyczem. Razem zrobiliśmy z niej wieloletnią kurwę, która go obsługiwała odkąd skończyła dziesięć lat. Zostałam nawet poinstruowana, jak wygląda katolickie pełne modlitw kurwienie się i że dlatego Nycz jej odpuszcza grzechy, bo ją boli w czasie posuwania jej, bo jest uczciwa i się modli w czasie seksu, „bo to nie jest seks, tylko modlitwa i jej wolno, a tobie nie wolno.” A jak ktoś ma przyjemność, to jest kurwa. Zaznaczę, że to jest nauka Ryszarda, nie moja. Ja mówię, że jeśli boli, to facet coś źle robi. i nie należy się modlić. A jak gość nie wie, co robić, to ma zapytać.

Przypomniałam sobie tę rozmowę niedawno, więc muszę napisać dementi – wszystkie moje zapiski o tym, że Nycz korzystał z usług dziecięcej prostytutki Renaty są wzięte z majaczeń osoby chorej psychicznie. Niestety z powodu zaszczucia i syndromu sztokholmskiego uwierzyłam schizofrenikowi i wcześniejsze wpisy powstały w takiej formie, w jakiej powstały. Ale nie uważam, że muszę przepraszać, bo potraktowano mnie jeszcze gorzej i nikt – również Nycz – nie chciał przyjąć do wiadomości, że wystosowane wobec mnie zarzuty pochodzą z głębin chorej jaźni Ryszarda i Renaty. Oraz psychicznie chorej zakonnicy.

Nie tylko Kościół, ale też przestępcy wykorzystują ludzi chorych psychicznych. Najczęściej po to, aby ich ograbić z majątku, ale wykorzystywanie schizofreników, żeby zaszczuć kogoś, kto śmie krytykować zakonnicę lub był ofiarą pedofilskiego gwałtu(1), to wyczyn, o jakim chyba nikt wcześniej nie słyszał. Muszę dodać, że zainteresowała się mną już na serio, gdy dzieci z mojej szkoły doniosły jej, że zostałam zgwałcona. Wtedy zaczęło się zaszczuwanie na dobre i postanowiła ze mnie zrobić swoją niewolnicę, bo uznała, że zgwałcone dziecko jest grzesznicą i musi odpokutować w jej klasztorze i pod jej nadzorem. Uznała, że gwałt może spotkać tylko kogoś, kto nie został ochrzczony, albo gwałt zniósł chrzest. I w ogóle to dziecko lub kobieta gwałci, bo kusi.(2) Z całą pewnością też była chora psychicznie, nie tylko Ryszard.

Skandalem jest, że takie osoby są nadal uważane za wiarygodne przez hierarchów tego Kościoła. Mam nadzieję, że ten Kościół padnie jak najszybciej i przejdzie do historii, gdzie jego miejsce.

Jedynym tutaj gwałcicielem i pedofilem był ojciec Renaty, a nie mój.

I w tę historię władowała się moja narcystyczna koleżanka, która nie chciała mi uwierzyć, że rozmawia z prześladującymi mnie wariatami i że ja sama lepiej od niej wiem, kto jest kim. Córka lekarza nie powinna być aż tak głupia i wierzyć, że osoby schizofreniczne są godne zaufania.

Ostrzegałam, prawda?

⛧⛧⛧

(1) Wedle słów Renaty pedofilski miał miejsce, ponieważ zawistna schizofreniczka poprosiła o zgwałcenie mnie swojego ojca-schizofrenika, bo chciała mnie zniszczyć z zazdrości o moje pływackie osiągnięcia. W ten sposób prokurowali sobie „dowód” na to, że ich urojenia na temat mojego domniemanego „prostytuowania się” są prawdziwe. Jak Renata – „bo ty jesteś kurwa, a ja nie i to mnie wszyscy kochają, nie wiem, dlaczego mi wszystkiego nie oddasz i nie zdechniesz, bo ja chcę mieć wszystko. I pływanie, i wszystko, i nie wiem, dlaczego nie możesz mi tego oddać”. Co ja mogę na to powiedzieć? Chyba tylko jedno, było się leczyć, kurwo!

(2) Nie będę nigdy przepraszać tych biednych mężczyzn, których „zgwałciła” moja uroda. Nie uważam tego za swoją winę. Takie „nauki” kościelne naprawdę można wyrzucić do kosza i napiętnować jako próbę zaszczucia dziecka, które i tak już wariaci dosyć zakatowali. (Ale uwaga, to dziecko teraz ma zamiar przestać uciekać i ich wszystkich z waszą pomocą chce zajebać.)

Public Relations

Poznałam Piotra na jednym z konwentów jeszcze w latach osiemdziesiątych, gdy byłam licealistką. Gdy zaczęliśmy się spotykać na początku moich studiów, ostrzegł mnie, że nie powinnam nigdy zostawać nauczycielką, bo mnie zniszczą. Wiedział, jaki mechanizm za tym stał, bo ojciec Piotra uratował jego anglistkę, która była była sekowana przez koleżanki. Wszystko przed czym mnie ostrzegał okazało się prawdą.

Był to klasyczny przypadek z podręcznika kryminologa – czyli schizofrenik przychodzący do pracy i szczujący na swoją ofiarę jej współpracowników i robiący z niej osobę chorą psychicznie. Koleżeństwo zaczęło ją leczyć pod jego dyktando i praktycznie ją ubezwłasnowolniło, uważając, że mają prawo za nią decydować, z kim ma być. Uważano, że jako osoba chora i głupia, skoro nie chciała tak wspaniałego mężczyzny, nie zasługuje na awans. A przede wszystkim kierowano się sympatią lub antypatią. Na całe szczęście uratowano kobietę, chociaż zajęło to bardzo dużo czasu, bo wystąpił u mniej syndrom sztokholmski, a więc po zmianie pracy odżyła.

Piotr nie spodziewał się jednak, że oprócz schizofreniczki (której później nie rozpoznał, tylko uwierzył jej, że jest moją przyjaciółką) poluje na mnie dodatkowo jej równie schizofreniczny – sądząc po wypowiedziach i tym, co robi – cioteczny brat wraz z wariatem Ryszardem i jego przystawkami. Piszę, że oboje są schizofrenikami, chociaż Rafał upiera się, że jest zdrowy. Nie wierzcie temu, bo człowiek zdrowy nie zachowuje się tak jak on. Chyba, że jest imbecylem, którym kierują schizofrenik Ryszard i schizofreniczka Renata, a on im szczerze wierzy w każde słowo i urojenie – czyli, że Renata mnie „zna”, a Ryszard jest moim chrzestnym. Najzabawniejsze jest, że wie, że jego cioteczna siostra jest chora, ale nie rozumie, jakie są tego konsekwencje i upiera się, że jest wiarygodna. Jeżeli chodzi o mnie, myślę, że skurwysyn ma w dupie, jaka jest prawda, tylko chce dokończyć bullying z podstawówki i doprowadzić do mojego samobójstwa, więc nic więcej go nie obchodzi. A bełkot, że Renata „mnie zna” służy mu za wymówkę. Z jednym schizofrenikiem sobie bym poradziła, ale z jego siostrą cioteczną i narcystyczną idiotką, która postanowiła wbrew faktom uwierzyć we wszystkie urojenia Renaty oraz Ryszarda, już nie miałam szans. Idiotka ręczyła wszędzie w mojej pracy za trójkę moich prześladowców i – bazując na tym, co widziałam i co mi powiedziano – okłamała ochronę oraz Najwyższego Szefa, co to tego kim są. Dlatego mogli swobodnie zamordować moją psychikę.

Jako dziecko i studentka chciałam zostać dziennikarką. Piotr zaczął mnie namawiać na Public Relations i pożyczył podręcznik komunikacji społecznej wraz z innymi pozycjami związananymi z psychologią. Gdyby nie ataki schizofreników na mnie i rany psychiczne, miałabym pewnie już od dawna wydawnictwo.

Z dawnych lektur na temat komunikacji społecznej pamiętam jedno zalecenie dotyczące sytuacji, gdy schizofrenik lub psychopata oplecie człowieka siatką kłamstw i wszystkich zwróci przeciwko swojej ofierze. Robi się ze sprawy prywatnej sprawę publiczną i próbuje dotrzeć do tak dużej ilości osób, jak tylko to możliwe. Mówi się wszystko, nie pozostawiając żadnych niedopowiedzeń, bo człowiek ma prawo do obrony. Nie mam obowiązku dać się zabić, tylko dlatego że schizofrenik tak sobie życzy. Prawda zawsze zwycięża, a kłamca musi iść precz.

Mam nadzieję, że przynajmniej oczyszczę atmosferę w fandomie i będę mogła się bezpiecznie pokazać w czasie warszawskiego konwentu. Nie tylko ja zostałam zniszczona przez tę wariatkę z mojej podstawówki, moja przyjaciółka Anna też przeszła piekło, tylko dlatego że Renata jest zawistną pizdą, która się nie chciała leczyć. Anna też była bezpodstawnie oskarżana o plagiat i nasłano na nią „uzdrowiciela” Ryszarda z resztą gangu. Przeszła podobny proces i pranie mózgu jak ja i z tego, co słyszałam od wspólnych przyjaciół, nadal jej stan nie jest dobry i doznała równie poważnych szkód na zdrowiu psychicznym i walczy z zastraszeniem. Mam nadzieję, że też będzie chroniona.

Zawistna Renata próbowała mnie zwrócić przeciwko Annie, ale dowiedziałam się, jaka jest prawda. Nie wierzcie pomówieniom Renaty i Rafała, Anna jest atakowana za niewinność, tak samo jak ja. Ci schizofrenicy walczą z nami obiema w taki sam sposób. Ale cokolwiek zrobi Renata, nie będzie kimś z wyższym wykształceniem, czy pisarką, skoro nie pisze, ani nikim z wyższych sfer. Tłumaczką też nie będzie. Może dobiłaby do klasy średniej, gdyby się leczyła, ale nie cofnie czasu i już zawsze pozostanie osobą z półświatka, nie ważne jak bardzo Nycz będzie zakłamywał dla niej rzeczywistość. A robi to, bo według narracji kościelnej Renata miała przyjąć moją przysięgę, że pójdę do Kościoła, więc jako osoba, która „nawróciła” upadłą „grzesznicę” (w oczach Kościoła zgwałcona dziewięciolatka jest grzeszna) jest pewną kandydatką do wyniesienia na ołtarze, czyli inaczej – bo nie wszyscy znają Church-speak – ma zostać świętą Kościoła Rzymsko-Katolickiego.

I zapowiadam, że jest to pierwszy etap upublicznienia tej sprawy. Blog wystarczy na początek, ale będzie też kontynuacja w innych mediach, bo są granice prostactwa i chamstwa.

Pigułki

Jakiś czas temu rozmawiałam z profesorem psychiatrą, którego poznałam prywatnie na początku lat dziewięćdziesiątych i zapewniał mnie, że lekarz pierwszego kontaktu bez problemu powinien mi wypisać Hydroksyzynę. Czyli jeden ze słabszych środków uspokajających, który nie powoduje uzależnienia, a podawać go można i dzieciom.

O, panie! Praktyka rozmija się z teorią, a o niedouczeniu lekarzy książkę można napisać. Oczywiście, że usłyszałam po poinformowaniu, że mam problem ze schizofrenikiem, który mnie nachodzi w pracy, że mam iść do psychiatry. Tak samo zostałam potraktowana po poinformowaniu, że padłam ofiarą przemocy seksualnej.

Pomińmy już kwestię, że lekarze pierwszego kontaktu działający w ten sposób niepotrzebnie wydłużają kolejki do specjalisty, który powinien zajmować się bardziej skomplikowanymi sprawami, czyli przede wszystkim ludźmi rzeczywiście chorymi. Ofiarom zaszczucia przez schizofrenika lub ofiarom gwałtu nie wolno sugerować, że są chore psychicznie, to jest błąd w sztuce, który może kosztować je życie, bo i tak są bardzo kruche. Przez taki błąd bardzo długo wychodziłam z syndromu sztokholmskiego.

Nikomu nie wolno wmawiać choroby psychicznej, szczególnie ścigając bez wytchnienia przez kilka miesięcy. Jest to sposób na zniszczenie psychiki, wywołanie problemów i konsekwencje są przerażające, szczególnie jeśli osoba, której coś takiego się wmawia, ma na karku gwałciciela i schizofrenika w jednej osobie, który próbuje ją dobić rozgłaszając wszem i wobec, że jego ofiara jest chora psychicznie. Nie wolno w takiej chwili pomagać wariatom zaszczuć ich ofiarę.

Schizofrenicy się nie leczą, to jest podstawowa zasada. Szczególnie ten typ jaki prezentuje Renata. Jej ojciec został w więzieniu – chyba domyślacie się za co go wsadzili – zmuszony do leczenia, ale po wyjściu z niego (a wypuszczono go, bo okazał się być chory, nie było żadnej pomyłki, czy fałszywego oskarżenia) od razu przestał brać leki. Renata zaś z góry zapowiedziała, że nawet jeśli zmusi się ją do leczenia, to zrobi tak jak on i przerwie lekoterapię, gdy tylko ktoś przestanie ją kontrolować.

Oboje zawsze byli krańcowo niegodni zaufania.

Blondyni

Jedną z prawd o moim życiu jest, że nigdy się nie spotykałam z kimś, kto nie byłby blondynem. Jest to dobrze znany fakt, chociaż nie będę się posuwać do stwierdzenia, że jeden z moich znajomych z tego powodu rozjaśnił znacznie włosy.

Zatem całkowicie niemożliwe jest, żebym kiedykolwiek była związana z Rafałem, nędznym magazynierem z Biedronki, a raczej ex-magazynierem, bo zapewniał, że jeśli go wyrzucą za opowiadanie kłamstw o mnie, to Nycz mu da pracę w Kurii. Dla mnie może i u nuncjusza ten brunet kible czyścić. Nic mnie to nie obchodzi.

A za co Rafał miał być wyrzucony z Biedronki? Za to samo, co zrobiła w Zarze jego cioteczna siostra. Czyli wmawianie ludziom, że przychodzę tam kraść i jestem kurwą. Kiedy nadał na mnie w pracy ze swoim gangiem, próbował mi narzucić swoje „zasady”. Których oczywiście nie przyjęłam, tylko poszłam do mojej najbliższej Biedronki w krótkich spodenkach. Potem już og tam nie widziałam. Powodzenia w Kurii mu życzę, pewnie tam zarobi, bo jak Renata nie odrzuci pewnie propozycji dostania pieniędzy za seks.

A o co tej dwójce w ogóle chodzi? Przyczepili się do mnie już w podstawówce, bo żałosna Renata, nie mogła się pogodzić z tym, że byłam dzieckiem z dużą szansą na karierę pływacką. Oczywiście stałam się sednem urojeń Renaty oraz jej kuzyna. Postanowili mnie zaszczuć na śmierć. W czym zaczął im pomagać ojciec Renaty. Wszystko żeby tylko zrobić przyjemność Renacie, żeby jej nie bolało, że ktoś ma jakieś sukcesy. Bo jako schizofreniczka jest bardzo o wszystko zawistna.

Od tamtej pory ona i jej gang robi wszystko, żeby mi nic w życiu nie wyszło. I tylko się zastanawiają, dlaczego jeszcze się nie zabiłam, bo pewnie już były o to w ich gronie zakłady. A wszystko z zemsty, że jako ośmiolatka odmówiłam zostania kurewką tej bandy idiotów, którym przewodzi zawistna schizofreniczka.

Chyba, że uwierzymy w ich opowieść, że rzeczywiście nie wiedzą, z kim zaczęli wtedy, bo uwierzyli schizofreniczce, że jestem kimś ze slamsów i niczego nie potrafię. Nic nie poradzę, że potrafię sporo, a zawistna kurwa nic nie potrafi.

Możliwe, że jest jakieś ziaren prawdo w tej wersji, wedle której padłam ofiarą bulllyingu tylko dlatego, że schizofrenia Renaty wyselekcjonowała mnie na chybił-trafił z tłumu na korytarzu szkolnym, co może być prawdą, bo nic o mnie nie wiedzą, a ona i jej gang nie chcą zaprzestać prześladowania mnie, bo wierzą, kierując się urojeniami Renaty, że Renata zasługuje na wszystko, a ja na nic. Bo tak. Bo schizofreniczka chce wszystkiego, co ja mam. Tylko że w odróżnieniu od Renaty do wszystkiego doszłam własną pracą, a nie złodziejstwem, kurestwem i kłamstwem.

Nie znam tej schizofreniczki, chociaż lubi się podawać, za przyjaciółkę „prawdziwej Małgorzaty Wieczorek”, jednocześnie wskazując palcem w czasie konwentów na mnie jako kogoś, kto jest kurwą i się podszywa pod „prawdziwą Małgorzatę Wieczorek”. Podobnie mówiła, że zna „prawdziwą pływaczkę”, a ja miałam nie umieć pływać. Ale na jej nieszczęście w czasie Nordconu wiele osób widziało, jak uczyłam swoją siostrzenicę pływać. Furię Renaty też wywołało, że nauczyłam się jeździć na łyżwach… Nic nie poradzę, że ta pizda naprawdę nic nie potrafi.

No coż, kto jej słucha bezkrytycznie, sam sobie szkodzi.

Leczcie te schizofreniczne dzieci, do jasnej cholery. Prawo rodzicielskie powinno być ograniczone w takiej sytuacji, a taka mała tępa dziwka jak Renata, odebrania schizofrenikowi i leczona przymusem. Wiele osobom uratowałoby to życie.

Już na to za późno, więc pewnie trzeba ją wyrzucić z jakiejś naszej imprezy z bratem, do którego nie dociera, co to choroba psychiczna i upiera się, że Renata mnie zna i mówi prawdę,(1) żeby zrozumiała, czego jej nie wolno robić, a potrzeba zdecydowanych ruchów, bo to tępe bydle. A nie wolno jej się nie leczyć.

A co ja zrobię? Pewnie jak zwykle robię, gdy już wyjdę z dołka, zacznę się spotykać z jakimś blondynem.

⛧⛧⛧

(1) Renata go konsekwentnie okłamuje, twierdząc, że nie tylko jestem zawodową protytutką, ale też imbecylem bez jakiegokolwiek wykształcenia. W związku z tym idiota ex-magazynier z Biedronki (obecnie nie wiem na sto procent skąd i mnie to nie obchodzi) upiera się, że jego końskie zaloty czynią mi zaszczyt. Autentycznie uważa, że stoi na drabinie społecznej wyżej ode mnie. Cały czas ten kutas zastanawia się „skąd mam pieniądze” i dochodzi do wniosku, że to jednak z kurwienia się, a nie dzięki mojemu dyplomowi oraz ciężkiej pracy, szczególnie biorąc pod uwagę, jakie dodatkowe obciążenie psychiczne mi dowalił ze swoją kuzynką i jakie akcje organizowali na Anglistyce, a mieli już nadzieję, że udało im się sprawić, że wyrzucono mnie ze studiów. Bo na to też miałam nie zasługiwać. Mam nadzieję, że moi przyjaciele wytrzepią z niego to złudzenie i wykopią za drzwi Polconu.

Święty i nieświęty

Już wspomniałam gdzieś, że całą katechezę uważam za proces wywoływanie syndromu sztokholmskiego. Przeprowadzę Państwa krok po kroku. Kościół bierze małe dzieci i je zastrasza wizją cierpień, jakie na nie spadną, jeśli nie będą słuchać księdza. Wbija im się do głowy, że muszą utrzymywać tych darmozjadów (którzy i tak dostają dostatecznie dużo pieniędzy od naszego Państwa), bo inaczej pójdą do piekła. Czyli miejsca, którego nikt nie widział, bo istnieje tylko w głowach schizofreników – jak słyszałam od pewnego autorytetu dowodem na istnienie piekła mają być doświadczenia schizofreników czy też ich „silne wizję”. Spotykały mnie na religii groźby, że narażam się na „karny gwałt” za poprawianie błędów katechetki. Zostałam potraktowana jak szmata. Bo jak usłyszałam, bo tym gwałcie wykonanym na niewinnym dziecku przez schizofrenicznego ojca Renaty powinnam się czołgać i przepraszać Boga, a byłam zbyt harda. Dlatego Kościół się na mnie uwziął i próbują mnie zmusić do „pokuty”, wstąpienia do zakonu, albo pogodzenia się z tym, że mam iść do niewolniczej pracy do Opus Dei (gdzie jak już mnie zapewniano, dymałby mnie hierarcha, skomentuję to tak – nie powinien się tak podniecać, gwałt z dziecka, czy kobiety nie robi prostytutki).

Sprawa wygląda tak, że Kościół się nauczył, że łatwo sobie może zrekrutować niewolników, szczególnie jeśli dopadnie osobę zgwałconą. Bo w ich mniemaniu mają za co „przepraszać Boga”. Przypomnę tylko, że nigdy tak nie było, żeby z ofiary robić niewolnicę. Nawet wtedy kiedy było rozróżnienia w karach za gwałt, jakie należało zastosować w zależności od stanu, za chłopkę płaciło się grzywnę, a za szlachciankę dawało głowę. Nikt nie ma wątpliwości, że według naszych standardów za gwałt z zaszczuciem, których padłam ofiarą, należy karać w fandomie śmiercią cywilną.

Dla odmiany z ojca Renaty (czyli kogoś, kto pomógł hierarsze mnie zgwałcić na terenie szkoły) Kościół, jak usłyszałam, zrobiłby świętego, ale nie może zrobić, bo „ludzie wiedzą o tym gwałcie”. Jak rozumiem, nie ważna dla Kościoła jest prawda, ważne jest „co kto myśli”. I dlatego ze swojej kurwy Renaty chce pewien człowiek zrobić świętą, a mnie przedstawia wszędzie jako prostytuujące się dziecko. I dorosłą kurwę. Cała historia Kościoła tak wygląda. I wszystko, co Nycz o mnie mówi, albo jest jego celowym kłamstwem, albo pochodzi z listu, który został sfałszowany przez Renatę i jej rodzinę.

Stosunek do doświadczeń schizofreników potwierdza moją opinię o Kościele jako o miejscu, w którym wszystko jest na opak. Czyli „wiedzę” czerpie z głowy osób chorych psychicznie, śmierć nazywa „życiem wiecznym”, morduje ludzi, krzycząc o „miłości”. Mogłabym wymieniać dalej, ale każdy będzie już sobie potrafił tę listę uzupełnić.

Nie interesowałby mnie temat istnienia kościelnych schizofreników, gdyby nie to, że Kościół postanowił w osobie Nycza oraz Ryszarda mnie osobiście prześladować. Zaczęło się, jak już napisałam z innym miejscu, od katechezy, kiedy rąbnięta katechetka postanowiła mnie poskromić i opowiedziała o mnie ówczesnemu biskupowi. Pokłóciłyśmy się o „Lolitę” Nabokova, za pomocą które Kościół chciał mnie umoralniać. Wedle wizji biskupa bohaterka powieści była kurwą, bo tylko kurwy zostają zgwałcone. Oczywiście nie było w tym żadnej winy „uwiedzionego” pedofila. Byliśmy wychowywani na mięso, które łatwo i bez protestu da się zgwałcić i jest uczone, że jeśli mówi o tym, co je spotkało, to zostaje potępione, bo to wszystko jest zawsze winą ofiary.

Chyba nikogo nie dziwi mój wrogi stosunek do Kościoła.

Od tamtej pory mam na karku Ryszarda z Gdańska, który podpuszczony przez kler zaczął mieć urojenia, że jest moim wujem i trzymał mnie do chrztu w swoim mieście. Oczywistym jest, że byłam chrzczona w Warszawie i gdański schizofrenik nic nie miał z tym wspólnego. Nie będę wstawiać tutaj znowu zdjęcia potwierdzenia mojego wystąpienia z Kościoła Rzymsko-Katolickiego, ale można łatwo je znaleźć w poprzednich wpisach. Takie potwierdzenie to adnotacja na akcie chrztu, więc widać, gdzie byłam chrzczona. Żałuję tylko, że nie ma tam nazwisk rodziców chrzestnych, ale nigdy ich nie ukrywałam i nikt nie nazywa się ani Ryszard, ani Nowak.

Ryszard uchodzi w swoim środowisku za „uzdrowiciela” i doświadczyłam jego metod postępowania z osobami, które niby „leczy”. Posługuje się zastraszeniem, terrorem, prosi też znajomych o bicie jego ofiary. Robi wszystko, co może, aby tylko doprowadzić do wystąpienia syndromu sztokholmskiego. Bo gdy już dostatecznie zastraszy ofiarę, zaczyna jej wmawiać o czym ma zapomnieć, a co zamiast tego ma pamiętać. Wsadził mi do głowy tyle nieprawdziwych opowieści o różnych ludziach, że latami walczyłam o odzyskanie zdrowia. Wyszłam z tego tylko dzięki pomocy moich prawdziwych bliskich i przyjaciół. A także ich cierpliwości.

To co robi Ryszard swoim ofiarom określa się jako zabicie psychiki, czy też osobowości, czyli zniszczenie człowieka w takim stopniu, że zapomina kim był i co chciał osiągnąć. Ma uniemożliwiony jakikolwiek rozwój. Blokuje się w każdej chwili z powodu zastraszenia. Taka osoba przestaje praktycznie funkcjonować i jest na prostej drodze do samobójstwa. Powinno być takie „leczenie” traktowane tak jak zabicie kogoś z premedytacją, a nie określane jako „cud”, co robi Kościół.

Najzabawniejsze jest, że ten schizofreniczny potwór, tak samo jak Renata, jest według Nycza pewnym kandydatem na wyniesienia na ołtarze, czyli ma zostać świętym Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Potwierdza to moją złą opinię o Kościele, jaką wyrobiłam sobie już w dzieciństwie. Gang imbecyli chodzących na pasku schizofreników.

Psychopatyczna – wynikająca ze schizofrenii – osobowość Kościoła jako organizacji potwierdzona.

Niech zdechną!

Królowa

Pomogłam się zatrudnić u mnie pracy komuś, kto nie okazał się być moim przyjacielem. Kobieta powołała się na naszą wspólną znajomą i poprosiła o pomoc w znalezieniu pracy. Miała jakieś doświadczenie, więc pomyślałam, że jej pomogę, chociaż w ogóle jej nie znałam. Po wysłaniu emaila do mojej kierowniczki coś jednak mnie ruszyło i ogarnęły mnie złe przeczucia.

Nie jestem zabobonna, mój niepokój miał inne źródła. Dzięki zainteresowaniom Piotra przeczytałam dosyć podręczników psychologicznych, żeby móc określić się jako profiler-amator. Zerknęłam jeszcze raz na email tej osoby i zauważyłam frazy, które świadczyły, że mam do czynienia z osobą infantylną i narcystyczną. A że miałam już problemy z prześladującymi mnie schizofrenikami doszłam do wniosku, że ktoś z takim profilem psychologicznym może zacząć pomagać moim prześladowcom. Może wydawać się to całkowicie niemożliwe, ale narcyz, któremu się pomogło, nie odczuwa wdzięczności, tylko niechęć wobec kogoś, kto pomógł, więc jest podatny na wiarę we wszystko, co najgorsze, jeśli to tylko dotyczy kogoś, kogo nie polubił. Podzieliłam się tym niepokojem z moim Dzielnicowym, bo lubię o wszystkim, co dotyczy prześladujących mnie schizofreników opowiadać Policji.

Taką charakterystykę narcyza znał też Piotr, ostrzegał mnie przed takimi osobami, ale nie wiedział nic o tym, jak działają schizofrenicy i dlatego padł ich ofiarą. Dla ludzi, którzy myślą, że są w stanie rozpoznać w pobieżnym kontakcie osobę chorą psychicznie mam słowa ostrzeżenia – nie uda wam się to nigdy. Trzeba trafił w cel i uruchomić reakcję, dzięki której ujawnią się z psychozą. Inaczej można dać się łatwo nabrać jak Piotr, który wierzył, że Renata jest moją przyjaciółką, a Rafał mężem. (Przy okazji, nadal czekam na moje zaświadczenie o stanie cywilnym, gdy tylko dostanę, pojawi się na blogu.)

Niestety wszystko potoczyło się zgodnie z moimi przeczuciami. Renata została przez moją koleżankę przytulona do piersi i uznana za dawną miłość Piotra, a ja za schizofreniczkę, która to sobie uroiła, i którą trzeba zniszczyć psychicznie, żeby zaczęła się leczyć.

Ale nie było to jeszcze najgorsze. Schizofrenik Ryszard i cały jego orszak zostali przez moją koleżankę określeni jako bliscy mi ludzie, którzy mi „pomagają”. Próbowałam poprosić ochronę budynku o wyrzucenie wariata z terenu, ale moja koleżanka zabroniła go wyrzucić, poświadczając, że Ryszard jest moim wujkiem, który się mną opiekuje. Ja tego schizofrenika nie wzywałam, wszyscy zostali okłamani, że jest kimś, kto mi „pomaga”. I że już kiedyś pomógł. Oczywiście koleżanka przyjęła całkowicie punkt widzenia chorej psychicznie Renaty, dla której właśnie pozytywnym rozwojem akcji był syndrom sztokholmski i narzucony mi brak zainteresowania Piotrem. Bo tak zostałam poraniona psychicznie i zniszczona w czasie studiów przez jej gang.

Nie wiem, kto wezwał Ryszarda, ale na pewno nie ja. Podejrzewam, że strona kościelna zrobiła to po wysłuchaniu jakiś plotek. Stawiam jednak na Renatę, która według opowieści schizofrenika dorabia jako kurwa Nycza. Oczywiście w każdej chwili jestem gotowa poprawić odpowiednie części tekstu, jeśli dostanę więcej informacji, bo mam świadomość, że w opieram się również na urojeniach schizofreników, ale dobrze wiem, że takie osoby jak różni hierarchowie w to zamieszani nie maja problemów z osądzaniem mnie i kierowaniem się poglądami na mnie ludzi chorych psychicznie. Jeśli oni uważają Ryszarda za w pełni wiarygodnego i nie wierzą w istnienie schizofrenii, to ja też tak będę postępować.

Z powodu działań tych różnych ludzi, znowu straciłam życie jakie powinien mieć ktoś taki jak ja. Uciekła mi ostatnia możliwość założenie rodziny. I pogrążyłam się w walce o wyjście z syndromu sztokholmskiego. Jest to mordęga i zajmuje to lata. I dlatego nigdy nie wybaczę osobie, której pomogłam się zatrudnić u siebie w pracy. Ani ludziom, którzy jej uwierzyli i ją wspierali.

Wiem, że moja przyjaciółka pisarka została przez schizofreniczkę Renatę też brutalnie zaatakowana z wywołaniem syndromu sztokholmskiego, tylko dlatego że Piotr wrócił do pomysłu sfinansowania wydawnictwa, które miałyśmy prowadzić. Zawiść schizofrenika to straszna siła, a ta picza ze wszystkich sił próbowała (jak myślę, nadal chce) przechwycić również i te pieniądze, bo ze wszystkich sił chce uchodzić za kogoś z wyższych sfer. A bez kasy nie potrafi tego zrobić. Nie dochodzi do niej, że o klasie decyduje, jaki się ma mózg i maniery.

Nic nie poradzę na to, że schizofreniczka Renata jest nikim. Zawsze będzie nikim i nawet jeśli Krystyna próbuje z niej zrobić królową fandomu, to jej się nie uda.

Opieka

Jak już moi Drodzy Czytelnicy wiedzą, chodziłam do podstawówki z dwojgiem pacanów, pochodzących ze środowiska tak głupiego, że zacierają się granice pomiędzy imbecylizmem a schizofrenią.

Na moje nieszczęście z powodu gwałtu i choroby psychicznej szeroko obecnej wśród kleru uznali, że mogą bezpiecznie rozpowiadać, że gwałt na ośmioletniej dziewczynce udowodnił, że jestem kurwą. Oczywiście, że było inaczej. Ojciec Renaty, schizofrenik tak samo jak ona, który wedle jej powieści dymał ją i nauczył ją wszystkiego, co jako prostytutka powinna wiedzieć, postanowił mnie sprzedać pedofilowi, który mnie z jego pomocą zgwałcił oralnie. Wbrew temu, co sądzą, nie jest to dowód na moją prostytucję.

Oczywiście należy pamiętać, że schizofrenicy mają w zwyczaju przeżywać swoje urojenia w taki sposób, że wypowiadają na głos to co w ich głowie mówi obiekt ich urojeń, więci nasze wersje kto, co powiedział, potem się rozjeżdżają. Psychiatra ma nagraną rozmowę z Renatą, podczas której mówiła o sobie, że jest kurwą, żeby po kilku chwilach przypisywać te słowa mnie. Naprawdę jest ostatnią osobą, której można wierzyć.

Ludzie mają bardzo mało doświadczenia z tego rodzaju schizofrenikami, ponieważ większość, szczególnie pochodząca z klasy średniej, jest wyłapywana przez otoczenie i zmuszana do leczenia. Nie jest tak w przypadku Renaty. Jej środowisko nie uważa za potrzebne ją leczyć, są tak głupi, że nie interesują ich konsekwencje jej nieleczenia. A najczęściej tak samo są chorzy.

Renata wszędzie podaje się za moją przyjaciółkę. Muszę wszędzie podkreślać, że nią nie jest. Tak samo nigdy nie był moim chłopakiem, ani mężem jej kuzyn Rafał. Jest moim schizofrenicznym prześladowcą, którego należy ośmieszyć. Oboje są tak głupi, że mam do nich podejście które można określić jako darwinizm społeczny – nie warto ich leczyć, ich mózgi od początku były głupie, a po tylu latach nieleczenia schizofrenii mają już gąbkę, a nie ten najważniejszy organ. Jeśli o mnie chodzi, można ich po prostu zewsząd wygnać. Sprawi mi satysfakcję oglądanie ich, jak spierdalają z konwentu. Oczywiście psychiatrzy wolą takie przypadki leczyć i pokazać ich później ofierze, którą nękali całe życie, gdy są już skuszeni, przepraszają i dziękują za leczenie.

Miałam szczęście być przez jakiś czas narzeczoną Piotra, o którego Renata była w sposób zwierzęcy zazdrosna. Niestety jest to psychologiczna przypadłość schizofreniczek, że kierowane zawiścią zaczynają sobie przypisywać cechy, umiejętności oraz znajomości, jakie posiada obiekt ich obsesji. Przy czym cechuje je myślenie magiczne, jeśli wszystko inne zawodzi, to doprowadzenie do śmierci ich ofiary może spowodować, że „odziedziczą” te właściwości. Przypomina to zwyczaje prymitywnych ludów, polegających na zjadaniu serc wrogów, aby przejąć ich siłę. Wygląda na to zresztą, że wszelkie zresztą obyczaje religijne lub quasi religijne są inspirowane przez urojenia schizofreników, więc bardzo proszę, żeby fani Kościoła Rzymsko-Katolickiego mieli to na uwadze, bo też działają w świecie rządzonym przez schizofreników.

Renata po ukradzeniu mi notesu z telefonami, a były to lata dziewięćdziesiąte, gdy nie trzymaliśmy takich rzeczy w chmurze, tylko na papierze w jednej kopii, zaczęła swój plan podboju Piotra, czyli urzeczywistnienia swoich urojeń o byciu jego narzeczoną. Fatalnie zbiegło się w to w czasie, kiedy się rozstaliśmy na rok, więc udało jej się razem z Rafałem go omotać. Nie zorientował się, że rozmawia z wariatami i że Rafał nie jest moim nowym ukochanym. Wrócilibyśmy do siebie, gdyby nie intrygi tych wariatów.

Renata i Rafał, jak to schizofrenicy, nie zapomnieli o mnie, czyli ofierze swoich urojeń. Wycofałam się z fandomu i skoncentrowałam się na pracy i wychodzenia z traumy po poprzednim ich napadzie, gdy oberwałam aż za mocno, gdy poszczuła na mnie ludzi nie zdających sobie sprawy, kto jest kim. Wytropili mnie w moim miejscu pracy i zaczęli robić to, co robią schizofrenicy – czyli snuć swoje pajęczyny, składające się z ich urojeń na mój temat, wynajdywali też sojuszników. Przywlekli ze sobą też schizofrenika z Gdańska, Ryszarda, który od lat ma urojenia na mój temat i uważa się, za mojego „opiekuna”. Zaczął mnie atakować i niszczyć, próbując zmusić do potwierdzenia, że jego oraz innych schizofreników urojenia są prawdą. Udałoby się go pewnie wywalić z budynku mojej pracy, gdyby nie moja koleżanka, która stała się wierną fanką Renaty, bo uznała ją za jakąś celebrytkę i powtórzyła jej kłamstwa, że Ryszard jest moim wujem i mi „pomaga”. Bo już kiedyś mi „pomógł” – oczywiście ta „pomoc” polegała na tym, że straciłam pamięć i „zostawiłam” jej Piotra. Chociaż to jej nie wystarczyło i dalej mnie atakowała. Bo jakoś jej nie chciał i kontaktował się z nią tylko dlatego, że udawała moją najlepszą przyjaciółkę.

Wsród oszukanych przez Rafała i Renaty sojuszników niestety znalazł się Piotr z rodziną, którzy kierowani urojeniami Rafała, chcieli mnie z nim połączyć i skoncentrowali swoje wysiłki na „przypominaniu mi”, kim dla mnie niby miał być. Znowu fatalnie się złożyło, że po poprzednich atakach złośliwej i zazdrosnej schizofreniczki straciłam po zakatowaniu pamięć, co jest jedną z oznak syndromu sztokholmskiego, który w moim przypadku dawał Renacie carte blanche – mogła udawać dawną miłość Piotra, a ja zgodnie z jej zamierzeniem powtarzałam, że nigdy go nie spotkałam. Chociaż tak naprawdę zepsuło jej to trochę szyki, bo chciała, żebym go namówiła na przekazanie jej dużej kasy, czego nie mogłam zrobić, jeśli go nie pamiętałam.

Dzięki Piotrowi i jego działaniom zaczęłam wychodzić z syndromu sztokholmskiego, ale mieliśmy znowu pecha, bo jeszcze zanim Piotr zginął w wypadku, Renata znalazła sobie sojuszniczkę w moim zespole lektorskim. Kobieta uwierzyła we wszystkie urojenia Renaty, szczególnie w to, że była z Piotrem, ale przeze mnie się rozstali, bo jestem chora psychicznie. Moja koleżanka bez prowokacji rzuciła się na mnie, próbując mnie przekonać, że jestem schizofreniczką, niszcząc wszystko, co udało się do tej pory osiągnąć w mojej psychoterapii. Jednym ze sposobów na zniszczenie ludzi zdrowych jest wmawianie im choroby psychicznej. Rozpoczął się proces tortur psychicznych oraz ponownego wywoływania syndromu sztokholmskiego i od tamtej pory całemu mojemu życiu towarzyszy lęk, więc w efekcie znienawidziłam swoją pracę.

Przez moją koleżankę i jej zachwyt nad schizofreniczką z nizin społecznych oraz jej starania, żeby urzeczywistnić jej urojenia, straciłam wszystko, co może kobieta stracić w życiu, włącznie – już po śmierci Piotra – z możliwością wyjścia za Szweda. Syndrom sztokholmski przybrał taki rozmiar, że straciłam pamięć i bałam się nawiązać prawidłowy kontakt z mężczyzną, szczególnie z metalem, bo wariat z Gdańska, Ryszard, i jego znajomi zaczęli mnie tak „wyzwalać” z bycia fanką heavy metalu.

No cóż, nie moja wina, że schizofrenik z Gdańska – który jest dla mnie osobą obcą – ma urojenie, że muzyka zniszczy świat, a growl jest dowodem na opętanie. Ktoś go powinien w końcu zamknąć w psychiatryku.

Zastanawia mnie tylko, czy ma sens pozew wobec Państwa Polskiego, które upiera się, że prawo pozwalające na dobrowolność leczenia – także psychiatrycznego – jest dobym prawem. Z powodu nieleczenia tych gangów schizofreników powstało tyle cierpienia i niepotrzebnych śmierci, że należy nam się odszkodowanie, a Państwu Polskiemu kubeł zimnej wody na łeb. Bo to jest wadliwe prawo.

Wersje

Opisałam różne wersje opowieści Renaty. Gdyby była rzeczywiście z gangu mokotowskiego, wszystko byłoby prostsze. Na moje nieszczęście jest jednak chora psychicznie i pochodzi z takiego środowiska, które absolutnie nie chce jej pomóc się leczyć, bo nie widzi żadnego problemu, ani nie chce jej sprawić przykrości. Niektórym też jej zachowanie i to, że nie jest za niej karana wydaje się być niezwykle atrakcyjne. Blisko im w tym do przestępców, którzy wykorzystują osoby chore psychicznie. Renata też była wykorzystywana, jak już napisałam, dawała dupy wszystkim kolegom w podstawówce. Jej mąż skorzystał z pieniędzy, które ukradła.

Niestety istnienie Renaty i jej nieskrępowane działanie przyniosło wiele nieszczęść, które spadły na moich znajomych i nie tylko chodzi o rany psychiczne i syndrom sztokholmski, czy ukradzione pieniądze. Niestety schizofrenicy potrafią człowieka zaszczuć na śmierć.

Podobno Renata jest wyjątkowo uparta i durna na tle innych osób chorych psychicznie, ale z drugiej strony jej schizy też są podręcznikowe, więc aż tak bardzo nie odbiegają od tego, co potrafi wykręcić osoba chora psychicznie, jej akcje znajdują się nadal wewnątrz krzywej Gausa. Problem stanowi fakt, że jest zaniedbana medycznie i się nie leczy.

Chociaż największym kłopotem są ludzie, którzy nie chcą przyjąć do wiadomości, że jest chora i wierzą szczerze w każde jej urojenie.

Wiem, bo sama padłam ofiarą zaciekłej fanki opowieści Renaty o jej urojonych związkach z moimi znajomymi.

Ale dlatego też wśród moich znajomych jest zmowa milczenia i nikt jej nie powie, jak się nazywa Godzilla.