Czas chyba sobie zrobić jakieś lepsze fotki, bo obecne paszportowe nie są nawet w połowie tak ładne, nie nadają się ani na bloga, ani na okładkę książki (prace trwają, czekam na dwie kolejne ilustracje, bo trzeba je ponownie zeskanować i to w zasadzie będzie koniec składu).
Wszystkie wpisy, których autorem jest Gosia
Mikołaj był niegrzeczny
Z siostrą na owcy
Plus jakieś lokalne skwaśniałe dziecko…
Unsolicited Dick Pics
Będąc młodą nauczycielką, wpadłam na pomysł założenia w jednej z uczelni anglojęzycznego forum, gdzie studenci mogliby dodatkowo ćwiczyć w mówieniu w obcym języku. Zależało mi na stałej umowie o pracę, więc wykazywałam się kreatywnością i zaradnością. Za zgodą mojej przełożonej, poszłam do informatyków, wyłuszczyłam pomysł i zostało mi owe forum założone. Pozostała kwestia zasobów, czyli inaczej mówiąc jakiś ciekawych wątków, które uczestnicy mogliby czytać lub się w nich wypowiadać.
Zamieściłam ciekawe anegdoty z Internetu, ale to wciąż czegoś brakowało. Zapytałam zaprzyjaźnionego dziennikarza o poradę i zupełnie nieświadoma, jakie to mogłoby nieść konsekwencje, założyłam wątek, w którym było miejsce na wszystkie zwroty i synonimy do „making out” (co można zgrubnie przetłumaczyć jako całowanie). Jednocześnie uczyłam się administrować forum internetowym, co było chyba dla mnie najciekawsze.
Wszystko przez pewien czas działało bez problemu, aczkolwiek studenci, co chyba zupełnie nie jest dziwne, gdy weźmie się pod uwagę, że angielski był całkowicie niekierunkowym przedmiotem, niezbyt chętnie się udzielali na forum. Zaczęłam zatem zaglądać tam rzadziej i rzadziej, a nawet trochę o nim zapomniałam.
Otrzeźwił mnie telefon od jednej z dziewczyn z Administracji.
– Małgosia, ty zarządzasz anglojęzycznym forum? – padło pytanie.
– Tak? – odparłam zdziwiona.
– Mam informację, że są tam zdjęcia nagich penisów.
Zamarłam. W głowie wciąż miałam informacje o wymaganiach wobec nauczycielek obowiązujące w dziewiętnastowiecznych Stanach Ameryki Północnej. Miały być pannami, mężatki nie miały wstępu do tego zawodu, gdyż ciąża, która nieodwołalnie kojarzyła się z seksem, mogła poważnie zgorszyć młodzież. Inne miejsce, inne czasy, ale fotki kutasów były o wiele gorsze niż ciąża, a ja nadal nie miałam stałej umowy o pracę.
– Zupełnie nic o tym nie wiem! – wyjąkałam. – Zaraz sprawdzę!
Pobiegłam do laptopa i zalogowałam się na forum. Były! Nie w erekcji, więc z ulgą stwierdziłam, że raczej nikt mnie nie oskarży o rozpowszechnianie pornografii. Zaczęłam je usuwać. Było ich mnóstwo i mnóstwo, zbyt dużo, żeby łatwo usunąć. Zablokowałam więc forum na dobre, i napisałam mejla do Administracji, że nie ja je wrzuciłam i że może to być sprawa dla policji.
W odpowiedzi przeczytałam, że nikt mnie nie podejrzewa o umieszczanie takich zdjęć. Wtedy odetchnęłam z ulgą, faktycznie nie posiadam odpowiedniego oprzyrządowania i nie dam rady wyprodukować podobnych obrazów w żaden sposób.
Czasem zastanawiam się tylko czyje to były penisy i dlaczego w szkołach średnich do obowiązkowych badań okresowych dla nauczycieli należą badania WR. Na uczelniach ich nie ma.
Chiny
Jedną z bardziej zwariowanych rzeczy w życiu, jakie zrobiłam, był wyjazd do Chin razem z koleżanką. Ale nie był to wyjazd ściśle turystyczny – jako anglistki zatrudniłyśmy się w szkole prowadzonej przez szwedzką fundację, a rozmowę o pracę odbyłam przez telefon na jednym z konwentów. Rozmawiałam z panią z Bostonu, która przepytała mnie z metodyki nauczania języka obcego. Całkiem zabawne, bo teraz mogę powiedzieć, że byłam w awangardzie pracy zdalnej. Wyjazd był świetny, ale fascynacja Chinami przewijała mi się jeszcze długo i w efekcie popełniłam parę opowiadań inspirowanych tym, co widziałam. Zupełnie inną kwestią pozostaje na ile było to czym, co mogłoby być uznane za 'cultural appropriation’. Możliwe też, że ta niepewność, na ile jestem kompetentna, by opowiadać chińskie bajki po swojemu, była elementem, który zdecydował, że nie kontynuowałam tego cykl opowiadań. Lisiczka, którą wrzuciłam na stronę, jest rozbudowaną wersją opowiadania z Nowej Fantastyki z 2007. Nie pamiętam już dokładnie, co chciałam zrobić z tym tekstem, oprócz tego, że miało być coś dalej…
Do pobrania, jak zwykle, pdf, epub i mobi w zakładce Na wynos. I bardzo proszę, w zamian za tekst, zostawcie komentarz. Będzie mi bardzo miło.
Bielizna w średniowieczu
Z powodów dla mnie nie do końca oczywistych przyjmuje się w historii ubioru, że takie typowo kobiece fatałaszki jak stanik i majtki są dosyć współczesnym wynalazkiem. Bieda autorom fantasy, który w realiach umownego średniowiecza umieszczą niewiastę ubraną w owe szmatki! Zaraz chór wujów będzie ich poprawiał i nauczał, że to niemożliwe, bo bielizna dla kobiet, jaką ją znamy zaczęła się dopiero, gdy gorset odszedł do lamusa. Ale jednak…
W czasie prac archeologicznych na zamku Langberg w Austrii odkopano cztery biustonosze i jedne majteczki. Oczywiście niektórzy są skłonni wkładać to dolne odzienie do męskiej szafy, ale wystarczy chociaż raz w życiu miesiączkować, żeby popukać się czoło. Czasem naprawdę potrzeba majtek tam na dole. I jakby nie było, wiek tych szmatek został oszacowany na ponad 500 lat. A nie wiadomo, czego jeszcze nie udało się odkopać, co już na zawsze rozsypało się w proch. Starożytne mozaiki przedstawiają kobiety w ubiorach przypominających współczesne bikini. Kto wie, co jeszcze skrywały średniowieczne suknie?
Zdjęcie pochodzi ze strony smithsonianmag.com.
Małgorzata Lodbrok
Wybaczyć można wiele poza brakiem wdzięku i wyobraźni. Zostawmy może wdzięk na boku, nie każdy z nim się rodzi, nic już się na to nie poradzi, ale na szczęście to wyobraźnia jest ważniejsza. Można ją wyćwiczyć, co oznacza dobrą wiadomością dla wszystkich. Ćwiczyłam pilnie wyobraźnię od dzieciństwa, podpuszczana przez otoczenie, które powtarzało, że nie cierpi ludzi, którzy przestali lubić bajki, tylko dlatego, że dorośli. Szczerze mówiąc, też nie do końca rozumiem, jak funkcjonują tacy ludzie.
Jak to jest możliwe, że czytają książki?
To nie jest do końca retoryczne pytanie. Każda autorka, czy też autor, bez względu na to, co po drodze dzieje się w ich głowach, kreśli martwe znaki drukowane później na przetworzonych i wysuszonych pupach celulozowych. Książka to przedmiot bardzo nieożywiony i bez wyobraźni czytelników nie ma śladu po tej iskrze, która sprawia, że fikcja przez ułamek sekundy staje się barwniejsza od realnego świata.
Zapraszam do zaglądania do zakładki Na wynos. Zróbmy to razem, poszukajmy tej iskry, która sprawi, że opowieści ożyją i dostarczą niezbędnej w życiu odskoczni. A jeśli znajdziecie w nich coś jeszcze, to nie zapomnijcie mi o tym napisać w komentarzu. Ja zaś ze swojej strony postaram się być zabawną przewodniczką po fantastycznych światach.
Małgorzata Lodbrok