Archiwum kategorii: Różne

Wiktymologia

Ludzie chorzy psychicznie bywają też przestępcami. Przęstepstwo nie znika z powierzchni Ziemi, tylko dlatego że popełniający jest chory psychicznie. Ofiara takiego przestępstwa jest w o wiele gorszej sytuacji niż człowiek, na którego napadł pospolity bandyta. Powód jest przede wszystkim jeden – w przypadku regularnego przestępcy bardzo szybko jest zamykany w więzieniu. Chory psychicznie nie. Można tylko namawiać taką osobę na leczenie, ale bardzo często woli żebrać i mieszkać na ulicy, niż się leczyć. A nie można zmusić do leczenia w obecnym stanie prawnym. Ofiara przestępcy chorego psychicznie jest pozostawiona bez pomocy Policji czy Prokuratury, bo oni się nie zajmują chorymi psychicznie. A w chorym narasta poczucie bezkarności, bo nikt nie interweniuje, więc ofiara znajduje się w potrzasku. Większość takich osób jak ja – czyli prześladowanych przez chorych psychicznie – jest albo mordowana, albo popełnia samobójstwa. Niestety ludzie, którzy nie przeżyli traumy, reagują na taką sytuację niewiarą i często właśnie ofierze – która opowiada rzeczy mieszczące się poza doświadczeniem przeciętnego człowieka – przypisują chorobę psychiczną. Bo oni takich rzeczy nie widzieli, bo takie rzeczy w ich rozumieniu się nie zdarzają.

Większość psychoterapeutów widzianych oczami psychiatrów to głupy po psychologii społecznej, które niewiele wiedzą o efektach takiej sytuacji na psychikę, bo nigdy nie mieli dobrego kursu z psychologii klinicznej. Należy o tym pamiętać wysyłając ludzi „do psychologa”.

Ale nawet psycholog społeczny powinien pamiętać chociażby o eksperymencie więziennym, w czasie którego badano wpływ odgrywanych ról – ofiary/więźnia oraz oprawcy/strażnika. Ludzie wchodzą w role nie tylko dlatego, że chcemy coś odrywać, ale ponieważ biologicznie jesteśmy zwierzętami społecznymi, więc nasze mózgi dostosowują się do ról społecznych, hierarchii stada. Można powiedzieć, że rola ofiary jest też rolą społeczną. Ktoś kto padł ofiarą przestępstwa lub zaszczucia przez ludzi chorych psychicznie zaczyna mieć cechy ofiary, traci chociażby pewność siebie, co pewne osoby mogą chcieć wykorzystać i wyznaczyć jej już na zawsze rolę osoby, która znajduje się niżej na drabinie społecznej. Dlatego należy głośno krzyczeć, żeby nie wyjść na kogoś słabszego. Ważne jest to dla ofiar przestępstw. Muszą zdobyć się, żeby mówić wszystko pełnym głosem.

Z jednej strony psychika ofiary jest naznaczona traumą i trauma wpływa na mózg, ale z drugiej strony właśnie społeczeństwo określa ludziom ich role i status, co też wpływa na psychikę i pracę mózgu. W sytuacji zaszczucia przez agresora, osoba atakowana może próbować się nie dać zaszczuć i tłumaczy, co się rzeczywiście dzieje, ale społeczność może ją przyciąć do wyznaczonej jej roli, bez odpowiedniego zaznajomienia się z rzeczywistą sytuacją. Ofiara zaszczucia jest karana za to, że się odzywa. Odmawia jej się prawa do obrony i każe przepraszać agresora. W cywilizowanym świecie takie rzeczy nie powinny się dziać, nie jesteśmy zwierzętami walczącymi o przywództwo w stadzie. W czasie walki o samca czy samicę takie rzeczy też nie uchodzą w świecie ludzi.

Takie podwójne wyznaczenie roli ofiary ma swoje długotrwałe konsekwencje także dla psychiki. Może się pojawić syndrom sztokholmski, fałszywe wspomnienia, jeśli wmawiano ofierze nieprawdę, luki w pamięci, depresja.

Jedyne, co można zrobić, to walczyć dalej. Czekać, aż człowiek się lepiej poczuje i robić to, co zawsze zaleca dobry profiler lub psycholog kliniczny. W zderzeniu z psychopatą lub schizofrenikiem, który urobił wszystkich i okłamał całe otoczenie, jedyne co można zrobić, to przeprowadzić kampanię – dla odmiany – prawdy i informować wszystkich, co naprawdę się wydarzyło.

Nie wolno ofierze kneblować ust, ani narażać jej niepotrzebnie na ataki psychopatów lub schizofreników. Ofiara musi wyjść z roli ofiary, która boi się odezwać i musi znowu zacząć drzeć ryja.

I owszem, uważam, że pewna osoba ma cechy psychopaty.

Pozostaje mi już tylko usiąść i zobaczyć, co dalej będzie się działo.

Odpowiedzialność

W życiu trzeba pamiętać, że wszędzie spotyka się ludzi nie tylko nieodpowiedzialnych, ale też głupich i niedouczonych. Oczywiście już bardzo dawno temu zdawałam z takich rzeczy egzaminy, więc jeśli ktoś mi przyśle odpowiednie skany z podręcznika, to odwołam, ale zniesmaczył się kontakt z panią psycholog, której działalność jest finansowana z kiesy NFZ.

O ile dobrze pamiętam jest to pani, która rozharatała psychicznie też moją koleżankę, którą również poddał imbecyl oraz wariat swojej „psychoterapii” – przyłaził do budynku ze swoimi znajomymi i mniej lub bardziej agresywnie zaczepiał wszystkie osoby, które się mu nie spodobały z jakiś przyczyn i wciągał w rozmowy, a potem zaszczuwał i przeklinał. Co pani psycholog miała nam do powiedzenia na temat naszych lęków i bezsenności? Że mamy iść do psychiatry. No i co jeszcze? Ludzi, których napadają schizofrenicy nie wysyła się do psychiatry, ludzi cierpiących na syndrom sztokholmski nie wysyła się do psychiatry. Owszem, ogólne stany lękowe, kiedy nie wiadomo, o co chodzi – bo na przykład ktoś wyparł bardzo stresujący i traumatyzujacy kontakt z osobą psychicznie chorą, a tak się dzieje z reguły – można odesłać do psychiatry. Możliwe, że nawet warto, do momentu, aż człowiek zda sobie sprawę, co go ugryzło tak mocno, że się stresuje i boi, bo wtedy powinien już go przejąć psychoterapeuta. Problem z podejściem, jakie zaprezentowała ta pani psycholog, jest taki, że człowiek zdrowy, tylko straumatyzowany, nie powinien dostawać sygnału, że jest chory psychicznie. Od tego się pogarsza jego stan (tutaj ponownie polecam film Gaslight, który doskonale to pokazuje – obraz, jak się rozsypuje psychicznie kobieta przekonywana, że jest chora psychicznie, pokazany w tym filmie wcale nie jest przesadzony, tak samo jak nie jest przesadzony jej błyskawiczny powrót do zdrowia, gdy się przekonuje, że chory jest jej mąż, a nie ona i że wszystko ma swoje logiczne wyjaśnienie), tym bardziej, że schizofreniki z racji choroby pomawia swoje otoczenie o chorobę psychiczną, bo ludzie przeczą jego urojeniom. Więc psycholog gra wtedy ze schizofrenikiem do jednej bramki.

Ktoś podobny do tej pani psycholog zaszlachtował psychicznie dwójkę moich przyjaciół. Tak samo jak ja zostali zaatakowani przez grasujących w fandomie wariatów oraz ich imbecylowatych pomagierów. Imbecylizm jest potwierdzony – najinteligentniejszy z nich, oficjalny przedstawiciel Kościoła, w testach na inteligencję otrzymał marne 90 IQ, a imbecyl Ryszard szczerze opowiada o tym, że woje 75 IQ osiągnął tylko dzięki podpowiedziom zakonnic ze szkoły specjalnej. Czyli to one raczej mają około 75, a on jeszcze mniej. Moi przyjaciele opowiedzieli swoim psycholożkom o tym, co ich spotkało z rąk tego gangu imbecyli i schizofreników i w jak złym są stanie. Stało się to samo, co w przypadku mojej innej koleżanki. Zaczęto im wmawiać, że cierpią na psychozę, bo pani psycholog uznała, że będzie się kierować swoim poczuciem, co jest prawdopodobne. Psycholog nie diagnozuje chorób psychicznych, nie ma do tego kwalifikacji. To jest podstawa tego zawodu. Te panie nie miały prawa nawet zająknąć się na temat jakiejkolwiek diagnozy psychiatrycznej, ani wysyłać osób, które do nich przyszły do swoich zaufanych psychiatrów z poleceniam natychmiastowego umieszczeniu w szpitalu psychiatrycznym. Potraktowana w taki sposób ofiara zaszczucia przez osoby chore psychiczne z reguły się zabija. Rozmawiałam o takich przypadkach dawno temu z moim niedoszłym teściem i pan Profesor opisał mi przypadek, który bardzo przeżył, bo nie udało się człowieka uratować. Został odpowiednio zdiagnozowany dopiero w szpitalu psychiatrycznym. Była to zdrowa osoba zaszczuta przez schizofrenika, a potem z kolei przez osoby, które miały obowiązek ją ratować, a nie pomagać osobie chorej psychicznie wykańczać ofiarę.

Schizofrenicy obsesyjnie prześladują swoją ofiarę aż do końca. Albo ich się powstrzyma – a ci grasujący w fandomie są rozpieszczani przez Kościół i nikt ich nie powstrzymuje – i zostanie wsadzony do psychiatryka, albo zabijają swoją ofiarę, osobiście czy też doprowadzając do jej śmierci samobójczej. Psycholog nie ma prawa twierdzić – przy takiej pomocy otoczenia i zachętach, jak dostawali psychicznie chorzy, których znamy fandomu – że trwałość ich prześladowania i upór jest niemożliwy i że człowiek, który opowiada o długotrwałym prześladowaniu cierpi na psychozę. Przy czym, powtarzam, niejako z definicji psycholog nie ma prawa diagnozować chorób psychicznych. Nie jest od tego, bez względu na to, co jemu narcyzm i głupota podpowiadają. Jego poczucie, co jest prawdopodobne, może sobie wsadzić w dupę, bo najczęściej gówno wie nawet o najprostszy sprawach.

Dlatego też nie podobają mi się próby wpuszczenia do zawodu psychoterapeuty ludzi, którzy nawet nie mają studiów psychologicznych za sobą. Program studiów, po których można być psychoterapeutą, musi zawierać kurs psychologii klinicznej oraz ostrzeżenia przed takim postępowaniem jak tych nieodpowiedzialnych pań. Psychoterapeuci czasem ratują ludzi po błędach psychiatrów, ale jeszcze częściej psychoterapeuta niszczy ludzi, których psychiatrzy by uratowali.

Już na wejściu powiedziałam pani psycholog, że studiowałam kiedyś też psychologię. Zdałam relację z uporządkowanych w końcu wydarzeń, całej historii zaszczuwania mnie przez duo schizofreniczne oraz ich protektorów imbecyli z Kościoła. Ludzie, którzy widzieli ich akcje w fandomie wiedzą, że ich sobie nie uroiłam, ale pani psycholog pozwoliła sobie suponować, że moje opowieści są nieprawdopodobne i że brzmi to jak opowieść sensacyjna. Dostała kogoś, kto już był gotowym pacjentem na psychoterapię, ułożył sobie w głowie wszystkie wydarzenia, ale postanowiła poddawać moje wnioski oraz przeżycia pod wątpliwość.

Co więcej, pani psycholog pozwoliła sobie na wycieczki na teren medycyny, popełniając podstawowe błędy i przecząc wiedzy medycznej. Żadne leki nie wyleczą stanów lękowych, wszystkie – jak to ona powiedziała o Hydroksyzynie – „maskują”. Podejrzewam, że pozwoliła sobie pójść za swoim własnym osądem i uznała, że to przecież wszystko, co jej powiedziałam nie jest możliwe, takie rzeczy się nie wydarzają. Rozumiem, że jej się nic takiego nie przydarzyło. I postanowiła zrobić ze mnie osobę chorą psychicznie. Dziwiła się, że schizofrenik nie został wyprowadzony z terenu uczelni przez Policję. No, więc, helou, każda uczelnia to teren eksterytorialny, chyba pani o tym zapomina, a straż akademicka też dostała sprzeczne polecenia, poza tym kim ja jestem, żeby wydawać straży polecenia? To tylko jedno z wielu jej pytań, które zdradziły uprzedzenia i elementarny brak wiedzy o świecie.

Zostałam potraktowana tragicznie. Dowiedziałam się, wbrew stanowi faktycznemu, że Hydroksyzyna (lek, który w formie kropel podaje się także dzieciom, jak ktoś nie wierzy, tutaj link do dokładnego opisu) jest skrajnie niebezpieczny i że są lepsze leki przeciwlękowe. No więc, kurwa, nie ma. Nie ma leku, który by wyleczył stan lękowy, jak twierdziła, nie ma. Nie przekonało jej, że po konsultacji psychiatrycznej lekarz pierwszego kontaktu – zgodnie z regułami sztuki – przepisuje mi Hydroksyzynę. Uważała, że nie powinien. Mądrzyła się na tematy, o których nic nie wie. I o których, ponownie, nie ma prawa mówić jako psycholog.

Dopiero na koniec wyciągnęłam z niej, że nie ma możliwości, żebym dostała regularne wsparcie psychologa, bo NFZ finansuje tylko do dwóch godzin konsultacji. Czyli jak rozumiem, jedyne co mogę dostać, to polecenie, żebym się przeszła do psychiatry w momencie, kiedy dokładnie wskazuję na przyczyny mojego złego samopoczucia oraz wydarzenia oraz ludzi, którzy mnie stresują. I kiedy twierdzę, że lękiem napawa mnie, że mogę zostać przez nich znowu zaatakowana w czasie warszawskiego Polconu, bo doświadczenie mnie uczy – i nie tylko mnie – że lubią tam atakować ludzi. No nie, proszę pani, z takim wywiadem zaleca się psychoterapię, bo człowiek jest całkowicie zdrowy.

Pani u której byłam dzisiaj nie jest tylko psychologiem, mieni się też psychoterapeutą. Więc musiała przeczytać podręczniki, które ja też przeczytałam, czyli wie, co człowiekowi robi kontakt z osobami chorymi psychicznie i jak się potem człowiek czuje i co mu dolega. I jak należy takie osoby traktować. Chyba, że jest jednym z tych pseudo-psychoterapeutów, którzy nigdy nie zdawali psychologii klinicznej i tu może być problem.

Po prostu nie wierzę w to, jak ta rozmowa wyglądała. Po prostu, kurwa, nie wierzę. Mam nadzieję, że nikt już do niej nie pójdzie. Jedyne co mogę powiedzieć, to „psychoterapeutko Kasiu, wróć!” (Z tym, że to jest pani bardzo zajęta, więc pewnie nie będzie dla mnie mieć czasu.)

A na razie muszę sama siebie wspierać.

Świat na opak – wersja katolicka

Lubię powtarzać, że Kościół Rzymsko-Katolicki to świat na opak.

Mówią o miłości, a są handlarzami nienawiści. Prześladują mnie osoby, które twierdzą, że mi pomagają, nikt bardziej w życiu mi bardziej nie zaszkodził. Niektórzy z nich twierdzą, że są moimi przyjaciółmi, nic bardziej dalszego od prawdy, są mi wrodzy, jak nikt inny. Jest nawet człowiek, który twierdzi, że jest moim mężem, ale gdyby nie całe śledztwo, nawet bym nie wiedziała, jak ma na imię.

Jest wiele tego przyczyn i warto je wymienić po kolei. Nie upieram się, że znam wszystkie, ale nawet część może wyjaśnić ten pozorny paradoks.

Przede wszystkim Kościół to organizacja, która swoje istnienie zawdzięcza „odnajdywaniu” coraz ro nowych „świętych”, a w rzeczywistości schizofreników, którzy przez bardziej inteligentnych ludzi zostaliby zdiagnozowani jako chorzy psychicznie i odprowadzeni do psychiatry. Głupy, z jakich składa się Kościół, są osobami, które nie potrafią pojąć konceptu choroby psychicznej i co taka choroba oznacza dla wiarygodności tych nowych „świętych”.

Tutaj pojawia się kolejny problem. Ludzie związani z Kościołem nie tylko są głupi, bardzo często wychowali się od dziecka w kościelnych klimatach. Albo są imbecylami ze szkół prowadzonych przez równie głupie zakonnice. Zakonnice nie tylko są głupie, bardzo często są to osoby, którym kler zrobił dużą krzywdę, szczególnie jeśli były kimś po gwałcie. Jeśli ktoś taki wpadnie w ręce jakiegoś księdza, zostaje poddany praniu mózgu, przekonany o swojej grzeszności i zmuszony w ten sposób do „służby” Bogu. Kler dba o „powołania” tego rodzaju. Dlatego też byłam w dzieciństwie ukarana gwałtem oralnym, co mój napastnik uważał za sposób „naprawienia mnie”, czyli zrobienie ze mnie kogoś, kto ma „przepraszać” Boga. Za co? Chuj wie. Wiem tylko, że był to sposób na znalezienie sobie kogoś, z kogo można zrobić niewolnika, tylko dlatego że uraziłam przekonanie zakonnicy, że skoro ją gwałt bolał, to ma to być norma – seks uczciwe jej zdaniem kobiety powinien boleć. I trzeba od seksu stronić.

Oprócz patologii związanych z traktowaniem osób zgwałconych (które wręcz przywodzą na myśl kulturę więzienną z ich przekonaniem, że osoba zgwałcona staje się własnością gwałciciela, traci honor i musi stać się popychadłem), kler cierpi też na patologie związane z zabobonem otaczającym orientacje seksualne. Odwrotnie niż reszta społeczeństwa za jedyną akceptowalną uważa pedofilię, jeśli w ogóle możne tę dewiację nazwać orientacją. Jest to zachowanie wyuczone, jak już wcześniej napisałam, przyszli księża przejmują te zwyczaje najpierw odgrywając rolę dziecięcych prostytutek swojego protektora i nauczyciela. Uczą się, że jest to normalne.

Dzieci z dobrych rodzin, dobrze wychowane nie przyjmą propozycji związania się z księdzem pedofilem, który obiecuje pomoc w karierze oraz przekupuje pieniężnie swoją ofiarę (bo dziecko jest zawsze ofiarą). Imbecyl jednak lub ktoś chory psychicznie uzna to za faktycznie nobilitujące zajęcie. Widziałam, jak to zrobiło chore psychicznie rodzeństwo z mojej podstawówki, ciesząc się, że dzięki temu będą „kimś”.

Dochodzimy do kolejnego punktu. Kościół jest tak zorganizowany, że z jednej strony na awans mogą liczyć osoby promujące „nowych świętych”, a z drugiej strony są schizofrenicy, którym ich status w Kościele się bardzo podoba, bo spełnia ich potrzebę wyjątkowości, a także mają możliwość swobodnie i bez problemów zaszczuwać ofiary swojej nienawiści oraz zawiści. Ich ofiary tak jak ja są poddawane torturom psychicznych i niechcianym egzorcyzmom, bo twierdzą, że rzeczywistość nie zgadza się urojeniami schizofreników.

Praktycznie całe życie Kościoła opiera się na służeniu różnym schizofrenikom. I tu jest pies pogrzebany. Schizofrenik będzie zawsze się wybielał, ale kierował się zawiścią i chęcią zniszczenia swojego obiektu obsesji. Więc Kościół jest nauczony negatywne impulsy wobec ludzi nazywać miłością, tylko już nie ma stosów, które by z tą „miłością” podpalał.

Jest jeszcze kolejny powód dlaczego organizacja, która – chociaż wśród swoich przykazań ma zakaz kłamania – łże na potęgę. Kościół jest tak znany z kłamstwa, że w podręczniku profilera jest uwaga, że jego członkowie zawsze kłamią. Jednym z powodów jest obecny w Kościele kulturowy nakaz chronienia swoich tajemnic, kleru oraz „świętych” – szczególnie tych „nowych” gwarantujących awanse. Drugim powodem jest przerażająca głupota i niedojrzałość wyznawać tej religii. Ludzie głupi, jeśli w coś wierzą, będą kłamać, bo uważają, że kłamanie jest ok, jeśli w coś wierzą. Jest to dosyć trudne do zrozumienia, więc przywołam przykład z mojego życia. Jestem pomawiana o bycie żoną schizofrenika, bardzo lubianego przez pewnego hierarchę. Nasz ślub cywilny jest jego urojeniem. Zaprzeczam temu zawsze i wszędzie. Niestety w pewnej sytuacji, aby wygrać spór ze mną i pozbawić mnie argumentu, pewna pani z Krakowa postanowiła skłamać i powiedziała, że była na naszym weselu. Ta pani tak bardzo wierzy, że nie ma chorób psychicznych i że się nie myli popierając Renatę (czyli siostrę tego schizofrenika, który uroił sobie ślub ze mną) jako „świętą”, która nigdy się nie myli, że postanowiła wygrać kłamstwem, byleby mi zamknąć usta.

Takie zachowanie jest nagminne wśród durniów z Kościoła. Dodajmy jeszcze do tego możliwość spowiedzi oraz pokuty, które sprawiają, że nieodpowiedzialni ludzie dostają potem od wyrozumiałego księdza odpuszczenia grzechów i mamy kulturę, w której kłamie się bez konsekwencji, byleby nas poniosły emocje. Wystarczy, że opowie, że nie mogła się opanować i zrobiła to bez zastanowienia. Gdyby przemyślała sprawę i na zimno zdecydowała kłamać, to nie mogłaby liczyć na tyle wyrozumiałości. W efekcie ludzie są wychowywani przez księży na infantylnych, przemocowych durniów. Z tym, że pamiętajmy, już na samym wejściu materiał ludzki wśród oddanych ludzi Kościoła jest głupszy od przeciętnej dla naszego społeczeństwa, więc lecą w dół króliczej nory bez jakiejkolwiek kontroli i dochodzą do wniosku, że jak Alicja znaleźli się świecie baśni, gdzie reguły fizyki, medycyny, czy nawet zwykłej logiki nie obowiązują.

Wszystko to sprawia, że Kościół, nie będąc formalnie mafią, jest najbardziej zdemoralizowaną instytucją, jaką można sobie wyobrazić. Jednocześnie wmawia ludziom, że jest gwarantem moralności oraz porządku. Niewyobrażalne jest, ze jakiejkolwiek organizacji udał się podobny przekręt i podobnie zafałszowane pozycjonowanie. Było to możliwe tylko dzięki temu, że stosują techniki manipulacji, tresury oraz zastraszania już u małych dzieci. Nie należy im pozwalać na kontakty z dziećmi. Nie wolno wysyłać dzieci na religię, jeśli mają zostać zdrowymi psychicznie ludźmi. Z tym, że jeśli już komuś bardzo zależy na kultywowaniu takich zwyczajów, to niech kontroluje poziom katechezy w szkołach, bo szoruje po dnie.

Pamiętajmy, w Kościele wszyscy zawsze kłamią. I jest to tylko jedna z rzeczy, które przeczą powszechnemu przekonaniu na temat tej organizacji. Ale na całe szczęście dobrzy profilerzy nie mają złudzeń do kleru. Tylko rzadko ludzie zeznają, bo zbyt zostają zniszczeni psychicznie i nie zadbali o stworzenie nagrań. Ale jakby coś – istnieje zasada społeczna, że ma się prawo dokumentować przestępstwo, którego jest się świadkiem lub ofiarą. Więc proszę się nie bać, tylko nagrywać tych złoczyńców – także w czasie religii – i wysyłać do dzielnicowego szybciutko. Zastraszanie także jest przestępstwem.

Tylko proszę nie kolportować w Internecie tych nagrań. Bo Prokurator może tego nie polubić. Z drugiej strony dziennikarze nie mają zwyczaju wsypywać swoich informatorów.

Moja diagnoza – trzymać się tak daleko od Kościoła, jak to tylko możliwe.

Polska kona

No kona. Taką mam uwagę przed wyborami prezydenckimi. Pewnie znowu wygra zabobon spod znaku kościelnej sekty i ważniejsze w Polsce będzie, co powie jakiś schizofrenik niż to, co mówi zdrowa psychicznie osoba. Tak samo będą łamane wszystkie prawa człowieka.

Aż postanowiłam zrobić sobie wykaz, jakie moje prawa (szczególnie człowieka) zostały przez Kościół pogwałcone. Mam przed nosem listę praw z Wikipedii i jestem wkurwiona.

Prawo do dobrego życia – moje życie jest koszmarnie niedobre, wypełnione stanami lękowymi oraz traumą, jakiej nie powinien doznawać człowiek, który mieszka na terenie nieobjętym wojną. Mam zaburzenia pamięci z powodu przez zaszczucia przez kler oraz prania mózgu. Spotkało mnie to tylko dlatego, że imbecyle(1) czegoś najpierw nie zrozumieli, a potem chcieli mnie zmusić do przyznania, że wszystko, co sobie uroiła tulona przez nich do piersi schizofreniczka, jest prawdą.

Prawo do rzetelnego sądu – sądzę, że to też jest coś, co szwankuje. Nie mam możliwości obrony przed pomówieniami przed sądem, bo moi prześladowcy są psychicznie chorzy. W każdym innym przypadku to, co mi zrobiono, kończyłoby się sądem karnym z urzędu. Nie mam możliwości sięgnąć do pozwu cywilnego w sytuacji, kiedy przez zaszczucie cierpię na problemy z pamięcią oraz mam nieprawidłowy osąd sytuacji w powodu syndromu sztokholmskiego. No i nie wiem, jak się ci pierdoleni schizofrenicy nazywają. Znam ich imiona tylko dlatego, że wyciągnęłam je z moich rozmówców z Opus Dei. To są dla mnie obcy ludzie.

Prawo do decydowania o swoim życiu – tak długo moje wybory były dyktowane ucieczką przed wariatami i przed klerem, który chce decydować o tym, co mam robić w życiu, że już wiem, że moje życie jest życiem, które zostało zniszczone i zawsze będę tylko zbierać resztki. I nawet jeśli się zdobędę na twórcze życie, to osiągnę tylko okruch tego, co mogłabym zrobić, gdy mnie nikt nie niepokoił.

Prawo do wolności myśli, wyznania i sumienia – biorąc pod uwagę, że całe działania Kościoła koncentrowały się na zmuszeniu mnie, żebym przyznała, że Renata jest święta, to mogę z całą stanowczością powiedzieć, że naruszono te prawa. Pranie mózgu i syndrom sztokholmski stanowczo narusza prawo do wolności myśli, bo nie chcieli się zgodzić, żebym myślała, to co chcę, tylko narzucali mi swoje przekonania. Byłam nękana z powodu mojego ateizmu oraz pogaństwa, więc naruszono też prawo do wolności wyznania. Atakowano mnie na każdym poziomie, próbując także zmusić mnie do przyznania, że pedofilia jest ok. Jeśli to nie jest naruszenie prawa do wolności sumienia, to nie potrafię sobie wyobrazić lepszego przykładu. Zostałam wbrew mojej woli poddana zastraszeniu oraz nielegalnym egzorcyzmom, którym byłam przeciwna. W efekcie pogłębiła się moja trauma i ponownie straciłam pamięć oraz chęć do życia.

Prawo do głoszenia swoich poglądów i opinii bez względu na ich treść i formę – zastraszano mnie, aby cała sprawa nie ujrzała światła dziennego. Próbowano wpłynąć na treść moich przyszłych tekstów i tego, co mówię innym ludziom.

Prawo każdego człowieka do uznawania wszędzie jego podmiotowości prawnej – nagle się okazało, że straciłam możliwość o decydowaniu o sobie i swoim życiu, a kontrolę nade mną przejęły jakieś kapturowe sądy kościelne, które mnie skazały na jakieś egzorcyzmy, wszystko odbywało się pod dyktando obcych mi, chorych psychicznie osób.

Zakaz stosowania tortur, nieludzkiego lub poniżającego traktowania lub wymierzania kar cielesnych – tortury psychiczne to też tortury, byłam również poniżana i wyzywana, opluwano mnie, a także bito i to wszystko robił Kościół także Opus Dei w ramach opieki nad swoimi nowymi „świętymi”, posunięto się nawet do stwierdzeń, że robiono to wszystko w ramach „opieki duszpasterskiej” nade mną.

Zakaz trzymania człowieka w niewolnictwie lub poddaństwie – cała psychomanipulacja i zastraszanie miało na celu zmuszenie mnie do niewolniczej pracy dla Opus Dei, miałam zajmować się najprostszą pracą fizyczną, aż opadnę z sił, tak mi zapowiedziano, na moje protesty usłyszałam, że „jestem własnością Kościoła”. Tylko dlatego, że tak sobie wymyśliła schizofreniczka z mojej podstawówki, a Nycz pod jej dyktando sfałszował list, w którym w moim imieniu obiecywał, że podejmę się tej pracy.

Prawo do obywatelstwa – tutaj odmawiam mi prawa do bycia oprócz Polką także Francuzką oraz Norweżką. Jestem Francuzką i Norweżką po moim ojcu i zawsze byłam z tego dumna. Z tego powodu spotkały mnie szykany ze strony Opus Dei i byłam poddana torturom, i to już w dzieciństwie.

Prawo do nauki – zostało mi bardzo ograniczone, bo Opus Dei postanowiło ingerować w to, co „wolno” mi studiować i robić w życiu zawodowym. Próbowano mi odebrać możliwość studiowania, również fizycznie uniemożliwiano wejście na wykłady.

Prawo do wolności twórczości artystycznej – zabraniano mi w ogóle pracy artystycznej i pisania; próbowano ingerować w treść, miałam pisać „dla Boga”.

Prawo do badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników – jak najbardziej to prawo zostało mi zabrane, nie mogłam obronić mojej pracy magisterskiej z psychologii, informacja o jej powstaniu tak rozwścieczyła moich kościelnych prześladowców, że rzucili się na mnie ze zdwojoną siłą, nie dziwię się w sumie, praca była z kryminologii o ich przestępstwach.

Prawo do wolności korzystania z dóbr kultury i ich wytwarzania – jak najbardziej pozbawiono mnie możliwości brania udziału w wytwarzaniu dóbr kultury również innych niż literackie. Ograniczono też z powodu konsekwencji psychicznych zaszczucia moją możliwość korzystania z dóbr kultury, chociażby w czasie konwentów, wygoniono mnie bezprawnie z warszawskich konwentów.

Prawo każdego człowieka do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy przez niezawisły sąd – oskarżano mnie bezpodstawnie zamiast od razu zanieść sprawę do odpowiedniego sądu, który by z miejsca zdołał ustalić, że zarzuty są nieprawdziwe, zamiast tego sięgnięto po kościelne sądy kapturowe, obmowę oraz lincze.

Cała reszta praw człowieka w czasie zaszczuwania mnie przez Opus Dei została naruszona w sposób pośredni – przez wywołanie takiego stanu, że nie mogłam sięgnąć po środki, które by mi pozwoliły odpowiednio żyć, tworzyć oraz założyć rodzinę, czy skorzystać z ochrony prawnej, oraz innych moich praw, bo nie mogłam z powodu zaszczucia oraz kradzieży środków, które miał przygotowane dla mnie inwestor, założyć wydawnictwa.

W czasie rozmów z klerem usłyszałam powiedziane wprost, że mi zabierają wszystkie prawa (w tym prawa człowieka) i że to Kościół będzie decydował, co to są prawa człowieka i kto je może mieć.

Ja uważam inaczej, mam nadzieję, że świat prawniczy również.

Czas zakończyć dominację tej zgrai tępych pawianów w Polsce, nie tylko w moich sprawach.

⛧⛧⛧

(1) Literalnie imbecyle. Część z nich to osoby kończące szkoły specjalne prowadzone przez zakony. Są tak głupi, że nie można się z nimi porozumieć, za to zostali przez fanatyczki zaprogramowani do ślepego posłuszeństwa wobec kleru. Ci ludzie mają pełnię praw obywatelskich, chociaż są tak głupi, że nie potrafią zrozumieć podstawowych pojęć. Kadry polityczne popierane przez kler są tylko o oczko inteligentniejsze. Typowym dla nich podejściem jest – tylko dzięki Kościołowi można zrobić karierę, tylko Kościół ma pieniądze. Efekty są takie jakie widzimy w sejmie i mediach. Imbecyl jest tak głupi, że nie potrafi oceniać moralnie swoich postępków, nie ma żadnej refleksji na temat tego co robi i własnej osoby. Kłamie, bo kieruje się emocjami i musi postawić na swoim. Nie zna pojęcia odwagi cywilnej, więc nie potrafi przyznać się do błędu. Imbecyl też ma problemy z innymi wyższymi funkcjami mózgu, w tym z altruizmem oraz wyższymi uczuciami. Duża część kleru to osoby na dolnej części normy i większość powyższych uwag też ich dotyczy, przy tym kierują się narcyzmem i przekonaniem, że należą do kasty wybranych ludzi urodzonych, żeby przewodzić. Inni nie odnajdują się w tym zawodzie.

Ślub kościelny

Podobno sami schizofrenicy nie są groźni i wystarczy na nich krzyknąć. No, nie wiem, widać, że nie lekarz to powiedział. Prawie mnie schizofrenik udusił na śmierć w latach dziewięćdziesiątych. Więc zostawię sobie prawo do powątpiewania.

Z tym, że na pewno groźniejsi od nich są debile, którzy uparli się wprowadzać w życie wszystkie urojenia schizofreników. Przeżyłam piekło na Ziemi z powodu wszystkich głupich ludzi (byli wśród nich także niewierzący), który stwierdzili, że nie dadzą mi możliwości obrony, tylko zaczną realizować chore zamiary wariatów wobec mnie.

Mniejsza już o urojenia Renaty na temat mojego prowadzenia się, rozpoczęły się od kościelnych imbecyli, którym nie spodobało się moje zapewnienie, że kobiety mogą mieć przyjemność z seksu i nie należy z tego powodu ich potępiać. Podejrzewam, że ich nadinterpretacja tego, co powiedziałam, wzięła się z nakazu ich sekty (sorry-not sorry, Opus Dei dla mnie zawsze będzie sektą), aby dążyć do świętości między innymi nawracając upadłe kobiety i dzieci, oraz zmuszając je do niewolniczej pracy. Więc koniecznie musieli zmusić mnie każdym sposobem do złożenia zgody na „posługę” dla Opus Dei. Obecnie ta „posługa” ma mieć formę popychadła u Renaty, które jej sprząta, opiera i gotuje. Oczywiście, że się nigdy na coś takiego nie zgodziłam, ale wmieszały się w to urojenia Renaty. A że zabobonny kler wierzy w jej „świętość” i że każde jej słowo to wyrocznia i prawda, to kierując się jej urojeniami sfałszował napisany bezprawnie w moim imieniu list do Dyrektora Opus Dei, w którym miałabym przyznawać, że wszystko, co sobie o mnie uroiła to prawda i miałam obiecać pójście do niej na służbę. W życiu ci ludzie nic głupszego nie zrobili. No, może jeszcze głupsze było zmuszenie mnie do telefonicznych rozmów z jakimś decydentem z Watykanu, z którym rozmawiałam jak gęś z prosięciem – czyli jak nękana ateistka i poganka, tłumacząca durnemu tłukowi, że został okłamany przez schizofreników. Nie chciałam rozmawiać, ale niewiele się da zrobić, gdy człowieka otoczy zgraja agresywnych sekciarzy i zastraszając, przytykają do ucha telefon. Większej obrazy uczuć religijnych chyba nie było w polskiej historii. Mam na myśli moje uczucia. W takim momencie trzeba zastosować artykuł o obrazie uczuć religijnych.

Nieistniejąca „świętość” Renaty, którą kler chce udowodnić, a którą mam niby potwierdzić, bo różne jej stwierdzenia mnie dotyczą, to jeden z moich problemów. Drugim moim problemem jest jej równie chory psychicznie brata Rafał. On nie ma potrzeby bycia świętym, chociaż Nycz i jego zamierza tym obdarować. Bardziej się przejmuję jego urojeniami na temat naszego wspólnego życia, tym że zgodnie z urojeniami ma mieć ze mną urojoną córkę i urojony ślub. Urojony ślub Rafała miał być tylko cywilny, więc tłuki z Kościoła się uparły, że muszą sprawy za mnie uporządkować i zmusić mnie do „pogodzenia się” z Rafałem i wzięcia ślubu kościelnego. Stąd też się wzięły ich wszystkie ingerencje w to, kto ma być z kim, rozdzielanie mnie z narzeczonym, z którym straciłam dziewictwo i zaszczuwanie na uczelni, a potem w pracy. Skończyło się to podwójną próbą samobójczą, bo mój okłamany facet zareagował tak samo jak ja, a o jego próbie samobójczej dowiedziałam się stosunkowo niedawno. Gość się pozbierał i po pewnych czasie ożenił. Ma dwójkę cudnych dzieci. Grozi mu też, że imbecyle z Kościoła, gdy dotrze do nich, że nigdy nie byłam z Rafałem, zaczną „naprawiać” – tym bardziej, że facet nie ma ślubu kościelnego – więc zaczną nas zmuszać, żebyśmy byli razem, skoro byliśmy dla siebie pierwszymi kochankami. Facet dla mnie jest przeszłością, ja dla niego też. Do tej wody się już nie wejdzie.

Niestety schizofrenicy prześladują swoje ofiary do końca – albo się zamknie schizofreników w szpitalu psychiatrycznym, albo kończy się to śmiercią ofiary, samobójczą lub nie. Spokój dookoła mnie jest pozorny. Wariaci i kler wiedzą, że wcześniej czy później pojawię się na warszawskim konwencie. A jeśli się nie pojawię, to i tak przyjdą do mnie do pracy w chwili gdy osiągnę wiek emerytalny, bo mają urojenia, że wtedy „chcę iść do Kościoła”. Nie wiem, kurwa po co, ale chyba nadal hołubią jakieś przekonania, że mam za coś im odpokutować, czy znowu, kurwa, czyjąś świętość potwierdzać.

Ogólnie nadal jest źle i przez sekciarzy z Kościoła nadal panuje burdel we wszystkich moich sprawach i całe moje życie wygląda inaczej niż miało wyglądać.

Ale mam nadzieję, że uda się to w końcu jakoś uporządkować, chociaż nie tak jak chcą schizofreniczka i jej sekta.

I co dalej?

Musze napisać, o co chodzi Renacie. Chodzi jej o to samo, o co chodzi wszystkim schizofrenikom. Chce utrzymać swoją pozycję świętej krowy, która znajduje się w centrum kultu. Aby to osiągnąć nie tylko opanowała sztuczkę z urwanym rogiem karty – chociaż trzeba przyznać, że nie pokazuje jej inteligentnym ateistom, tylko zabobonnym głupom, więc nie wszyscy widzieli ją w akcji podporządkowywania sobie wyznawców – sięga również do innych metod. Próbowała też przepowiedni. Nietrudno przepowiedzieć kobiecie, która już kiedyś uprawiała sport, że gdy lepiej się poczuje, to schudnie i będzie mieć długie włosy. Z tego, co usłyszałam, jest to jej przepowiednia na temat tego, jak będę wyglądać, gdy pojawię się znowu w fandomie na warszawskim konwencie. Na złość tej piczy będę raczej kulką z krótszymi włosami.

Oczywiście wyznawcy Renaty zorganizowali mi też pranie mózgu pod kątem tej jej przepowiedni, nalegając na głodzenie się i zapuszczenie włosów. Odmawiam wzięcia udziału w tym cyrku i nie obchodzi mnie, co Renata powie. Akurat nie mam żadnego interesu w tym, żeby udowadniać, że mnie zna, że się ze mną kontaktuje, czy też przepowiada przyszłość, czy też dzięki bilokacji odwiedza mnie w domu. Niech sobie mówi, co chce. Nie dopasuję mojego wyglądu do tego, co zamierza powiedzieć swoim „obrońcom” z Opus Dei. Tym bardziej, że będzie mieć mnie wtedy w swojej garści, a ludzie z jej sekty będą mieli kolejny dowód na jej „świętość”.

A ja wręcz przeciwnie, wolałbym ją w końcu widzieć w końcu w psychiatryku. Tym bardziej, że jej równie chory psychicznie brat zapowiedział, że mnie wtedy zabije, ale tak „delikatnie” i mam im wszystko zostawić, i mówić, że ich znam. No dziękuję, żadna dla mnie różnica, czy mnie „delikatnie”, czy mniej „delikatnie” zabije. Jedyne, co mogę potwierdzić, że oboje się chorymi psychicznie dziećmi z mojej podstawówki.

Nie dziwcie się zatem, że omijam warszawskie konwenty.

Kościół jako federacja sekt

W momencie, kiedy sięga się do wiedzy profilera, trudno nie zauważyć, że w opisie Chrystusa są cechy, które świadczą o tym, że był jednym z licznych schizofreników, którym udało się założyć sektę. Pechem ludzkości jest, że ta sekta okazała się być tak skuteczna, że trwa nadal. A dlaczego okazała się być tak skuteczna? Bo wciąga w siebie kolejne sekty, tylko tym razem ich przywódcy mają status „świętych”, ale doskonale koegzystują z innymi „świętymi” schizofrenikami. Nie jest to przypadkiem – były eksperymenty w szpitalach psychiatrycznych, w czasie których schizofrenicy błyskawicznie zawierali przymierzę przeciwko lekarzom.

Schizofrenicy mają tendencję tworzyć wokół siebie sekty, które ich chronią oraz pomagają urzeczywistnić ich potrzeby. Chrystus jako schizofrenik chciał uchodzić za Boga i to dostał od swojego otoczenia. Moja koleżanka z podstawówki chciała uchodzić za kogoś lepszego ode mnie – jej sekta pomogła jej mnie zniszczyć i zapewniła status „świętej”. Chociaż bez względu na to, co będą robić, rzeczywistości nie zmienią.

Nie jestem żoną jej brata, chociaż udało się jej oraz jej bratu przekonać do tego Kościół oraz praktycznie cały fandom.

Moja dawna koleżanka ze schizofrenią nie jest święta, chociaż przekonała o tym wiele głupich osób, pokazując prostą sztuczkę z kartą. Te osoby z całą powagą zapewniały mnie, że były świadkiem „cudu”.

Moja dawna koleżanka nie jest osobą, która mnie nawróciła, ani świeciła mi przykładem. Jest to durna pizda bez wykształcenia, która w życiu nie studiowała na Anglistyce ani nie miała nic wspólnego z Wydziałem Psychologii. Za to jak wszyscy schizofrenicy przypisuje sobie rzeczy, dzięki którym może być podziwiana i cieszy się, że „odebrała je” osobie, która ma pecha być obiektem jej obsesji. Skończyłam Anglistykę wbrew zabiegom jej sekty i zakochanych w niej imbecyli. Ich „opieka” kosztowała mnie moje życie zawodowe (chciałam robić zupełnie coś innego niż robię, miałam być profilerem) oraz osobiste. Nie mówiąc już o latach cierpień i walki z syndromem sztokholmskim. Głupota tych ludzi spowodowała, że musiałam patrzeć na cierpienie bliskich mi osób oraz ich samobójcze śmierci po zaszczuciu przez niebezpieczną sektę jaką jest Opus Dei, gdy „chroni” swoją „nową świętą”. Tak jakby tej kurwie ze schizofrenią ktokolwiek kiedykolwiek zagrażał. Ludzie po prostu mają ją w dupie. Ja też nie chcę nic o niej wiedzieć, ani jej oglądać.

Mam tego pecha, że Kościół rzeczywiście – tak jak jest napisane w podręcznikach kryminologii – składa się z durnych, prymitywnych oraz niewykształconych ludzi. Ci ludzie braki w wiedzy pokrywają bezczelnością oraz zelotyzmem. I niestety padłam ich ofiarą, bo koniecznie chcieli udowodnić, że wysrywy mózgu schizofreniczki ważniejsze są od faktów. Zakatowali mnie praktycznie na śmierć, bo już chciałam popełnić samobójstwo, żeby się tylko od nich uwolnić. Niestety moja przełożona na to pozwoliła, bo pani Barbara zapewniła ją, że była na naszym z Rafałem ślubie i że on powinien decydować, w jaki sposób mnie „leczy”. Jak już napisałam gdzieś, imbecyle kłamią bez zawahania, jeśli uznają, że „wiedzą”, jaka jest prawda. A skoro jej zdaniem ślub był, bo tak powiedziała jej „święta” i jej brat, to nic nie szkodzi skłamać, że była gościem na ślubie, skoro może w ten sposób „pomóc” Rafałowi.

Na całe szczęście ktoś powiedział Nyczowi, kim jestem, więc w panice cofnął pozwolenie na zaszczucie mnie na śmierć, a moi znajomi biegli sądowni zaczęli stawiać mnie na nogi. No cóż, obiecałam pisać o tych wydarzeniach tylko prawdę. Ale byłam tylko jedną z wielu osób, które padły ofiarą kultu „świętych” Kościoła. Zawsze ich „świętym” jest schizofrenik, którego ciemny lud obwołuje „świętym” i którego słowem się kieruje. Zgodnie ze schematem zawsze ktoś, kto nie chce odgrywać takiej roli jak jej lub jemu wyznaczył schizofrenik, zostaje albo zaszczuty na śmierć, albo umiera z wyczerpania podczas niepotrzebnych (wszystkie są niepotrzebne, bo duchów i opętań nie ma) egzorcyzmów. Mam wiedzę o tych metodach działań z podręczników kryminologii, ale nawet wiedząc, co ci ludzie robią, nawet będąc ateistką, którą powinni byli zostawić w spokoju, padłam ofiarą ciemnoty ludzi Kościoła. A jeśli ja padłam ich ofiarą, to nikt w Polsce nie jest tak naprawdę bezpieczny. Powtórzę, nikt w Polsce nie może czuć się bezpiecznie, bo wystarczy, że jakiś schizofrenik wskaże kogoś palcem, a rusza niszcząca kościelna machina.

Ciekawe, że na całym świecie spada zapotrzebowanie na usługi egzorcystów, tylko w durnej Polsce pod władzą zabobonu wzrasta zapotrzebowanie zgłaszane przez kler. Mam nadzieję, że w końcu Polska wyprosi tych wszystkich egzekutorów (bo to jest ich prawdziwa funkcja) za drzwi. To jest bardzo pilna sprawa, bo nie można pozwolić na ich dalsze kryminalne działania.

Niestety całe to zło oraz ich zachowanie wynika z samych podstaw Kościoła Rzymsko-Katolickiego – czyli z kultu świętych. Nie dziwmy się niczemu, założycielem chrześcijaństwa był schizofrenik (i to taki, którego w końcu miano na tyle dosyć, że go ukrzyżowano). Wszędzie poza chrześcijaństwem sekty ze sobą rywalizują. Chrześcijaństwo, szczególnie katolicyzm ze swoim kultem świętych, bardzo skutecznie wciąga wszystkich schizofreników, którzy są witani chlebem i solą, bo „odkrycie nowego świętego” gwarantuje lepszą pozycję w Kościele i pewny awans. Kościół znajdzie dla każdego schizofrenika miejsce i zezwala na każdy oddolny kult bez jakiejkolwiek kontroli, bo ich zadaniem jest przyciąganie ludzi, a nie ich odpychanie. W ten sposób powstaje federacja poszczególnych sekt, a w środku każdej tkwi schizofrenik, szczęśliwy ze swojej roli, bo może mordować i niszczyć niewinnych ludzi, których jego choroba każe mu pomawiać o różne występki.

Mam nadzieję, że w końcu wymiar sprawiedliwość zacznie wchodzić w to bagno, w które ze względu na nakaz milczenia i krycia zbrodni Kościoła, do tej pory się nie zagłębiał. Ludzie są zastraszeni i nie rozumieją, co się dzieje.

Jest co badać, jest za co wsadzać do więzień.

⛧⛧⛧

PS: Ostrzegałam kościelnych przestępców, że ujawnię wszystko, co wiem o ich zbrodniach, więc to robię. Nie mam problemów z jasnym i otwartym mówieniem o swoich przekonaniach, a mój sceptycyzm wobec waszej wiary naprawdę nie wynikał z opętania tylko z wiedzy, więc odpierdolcie się ode mnie. Mam nadzieję, że Nycz rzeczywiście wykona swoją groźbę, że jeśli napiszę o Chrystusie schizofreniku, to „koniec z nami”. Proszę pana, tutaj zwracam się do Nycza, możecie mu to przekazać, ja naprawdę nigdy nie chciałam z panem nic mieć wspólnego i nie ma znaczenia, co panu powiedziała durna schizofreniczka z mojej podstawówki. I bardzo proszę potem iść do sądu, jak pan zagroził, bo chce pan „udowodnić”, że ona jest „święta” i mówi tylko prawdę. Powodzenia!!!

Piekło

Chrześcijanie są zastraszeni i wszystko, co robią, mają rozważać pod kątem tego, czy nie skaże ich to na pójście do miejsca, które kapłani określają jako „Piekło”. Z tym, że oczywiście na owe „Piekło” skazuje przede wszystkim nieposłuszeństwo wobec „Kościoła” czyli dowolnie wybranego kapłana, który czuje się obrażony tym, że ktoś na przykład ma większą wiedzę niż on. Rozmawiałam o „Piekle” z bywającym w fandomie hierarchą i zostałam zapewniona, że ludzie to hipotetyczne miejsce „widzieli”. Na moją obiekcję, że niemożliwe, bo ogół ludzkości może się w tym miejscu wiecznej kary i zwęglających płomieni znaleźć dopiero po śmierci, dowiedziałam się, że „święci widzieli” i cała nauka Kościoła opiera się na ich doświadczeniu.

Dla kogoś z moim przygotowania psychologicznym i kryminologicznym nie ma większej bzdury. Przede wszystkim wiem, że owi „święci” to po prostu schizofrenicy, a różnym wizjom schizofreników nie należy wierzyć w najmniejszym stopniu, bo to bełkot wynikający z posiadania chorego mózgu. Poza tym jak każda sekta chrześcijanie również wymuszają podporządkowanie swoich członków przez zastraszenie. Sama przez coś takiego przeszłam, byłam brutalnie straszona „Piekłem” i torturowana psychicznie, bo musiałam stawić czoło moim gwałcicielom. W takiej sytuacji nie jest trudno doprowadzić do syndromu sztokholmskiego, stanów lękowych i wyobrażonych płomieni nawet u zdrowego człowieka. Nie lubię takich akcji, więc czym prędzej złożyłam apostazję po wystąpieniu takich objawów.

A spotkało to wszystko mnie, czyli osobę, która od dzieciństwa nie uczestniczy w jakimkolwiek „życiu Kościoła”, bo od dziecka jestem ateistką. Już jako ateistka trafiłam na religię, bo ktoś w mojej rodzinie się uparł, że jest to konieczny element socjalizacji i żeby było ciekawiej, nie byli to moi rodzice. Muszę znosić prześladowanie przez Opus Dei i Kościół tylko dlatego, że paru imbecyli znalazło sobie „nową świętą” – czyli koronowało sobie schizofreniczkę z mojej podstawówki – i kierują się jej zdaniem, za nic mając moje zaprzeczenia czy stan faktyczny. Zgodnie ze schematem z podręcznika profilera zajebali mnie aż do próby samobójczej w latach dziewięćdziesiątych i do ponownej amnezji po ich akcjach w moim miejscu pracy. Nie oszczędzono mi też egzorcyzmów, na które się oczywiście jako ateistka się nie zgodziłam. Wystarczyło, że im „święta” to zaleciła. A inny schizofrenik, który podaje się za mojego męża im to klepnął. Przerażające jest też, ilu psychiatrów – którzy postępowali całkowicie wbrew zaleceniam z podręcznika diagnostyki – udało im się w to wciągnąć. Kurwa mać, schizofrenicy wykorzystujący lekarzy, żeby nękać i „leczyć” swoje ofiary to podstawowy schemat w tym zawodzie.

A każdy schizofrenik uwielbia sytuację, kiedy Kościół traktuje wszystkie wysrywy ich umysłów jako prawdy objawione. Kult świętych z Kościoła Rzymsko-Katolickiego jest dla nich stworzony. Czują się w tych schematach idealnie, mordując z pomocą swoich wyznawców i obrońców z Opus Dei coraz to kolejne osoby, które im przeszkadzają kwitnąć i zbierać pokłony.

Co więcej, każdy schizofrenik wcześniej czy później zaczyna produkować „dowody” na swoją świętość i nadnaturalne moce. Sięgają również takie po sztuczki jak z filmiku poniżej. Zdziwienie publiczności na widok takich „cudów” dorównuje zachwytowi przeciętnych katolickich durniów, biorących udział w celebracji „cudów” i wrzucaniu kolejnych „świętych” na ołtarze.

A imbecyl Ryszard z całym przekonaniem podaje umiejętności prestidigitatorów jako dowód, że istnieją rzeczy niewytłumaczalne przez naukę. Bullshit!!! Nie ma nic prostszego i bardziej prostackiego niż takie sztuczki.

Sztuczka z urwanym rogiem karty i „cudownym” jej naprawieniem jest sztuczką, dzięki której takie osoby jak pani Barbara zostały przekonane, że moja znajoma schizofreniczna kurewka z mojej podstawówki jest rzeczywiście, jak chcą jej „odkrywcy”, nową „świętą”. Poniżej tutorial, dzięki któremu wszyscy mogą zacząć udawać świętych i dokonywać takich „cudów”, jak ta „nowa święta”. No ale już tak jest w Kościele, tępy, zabobonny lud ogłosił ją świętą, to ruszyła cała machina kultu. Podobno są już ludzie, którzy się do niej modlą. Byłam też informowana, że podobno „dokonała cudów” w moim życiu, tylko jakoś niczego nie mogłam potwierdzić. Za co mnie o mało co nie zakatowano na śmierć.

Oh, well. Jak to mówią, nie mój cyrk, nie moje małpy. Szkoda tylko tylko, że te małpy biegają za mną całe życie i uparły się mi zniszczyć, co tylko się da, kierując się obsesją tej kurwy bez wykształcenia.

A najzabawniejsze, że sama sztuczkę z urwanym rogiem karty pokazałam między innymi tej idiotce na korytarzu szkolnym i wytłumaczyłam, jak się to robi.

Jedyne, co Nycz mógł mi zaproponować w ramach ratowania mnie przed motłochem z widłami i pochodniami, którymi kierowała (i kieruje) wola ich „świętej”, to żebym sama przed nimi odgrała tę sztuczkę z kartą i zaczęła brać udział w cyrku pod tytułem „nowa święta”, bo on bardzo chce awansować. Moja odpowiedź jako ateistki była dla mnie oczywista i – chociaż te słowa wypowiedział przede mną ktoś religijny – powiedziałam: „tu stoję inaczej nie mogę”.

Spotkało mnie piekło na ZIemi, bo zdemoralizowany cyniczny hierarcha nie potrafił powiedzieć wiernym prawdy – czyli, że mają się ode mnie odpierdolić – bo nie chciał sobie niszczyć „świętej” i kariery. Obiecałam mu, że przetrwam, cokolwiek mi zrobią i czym mnie zaszczują, i sama osobiście mu tę „świętą” kurwę ze schizofrenią zniszczę i nikt w życiu mu nie da kapelusza kardynalskiego.

No ale on, cóż, ufał, że metody jego sekty zawsze zwyciężają i że jeśli ktoś nie padnie na kolana, to się zabija po zaszczuciu. Obiecał mi, że się zabiję, jeśli nie pójdę na współpracę. Nadal się nie zgodziłam jako ateistka na ten kościelny cyrk. Dobrze wiedział, że Rafał nigdy nie był moim mężem, a Ryszard nigdy nie był opiekunem prawnym. To, co zrobił, nawet w świetle kanonów było bezprawne. Ale prawda i prawo nigdy nic nie znaczy w Kościele, jak i w każdej sekcie, bo prawo w takich miejscach wyznacza zawsze guru-schizofrenik. A Kościół to specyficzna organizacja spajająca wiele poszczególnych sekt skupionych wokół poszczególnych lokalnych „świętych”, czyli schizofreników.

Takich ludzi jak ja po zaszczuciu przez kler nie zabija wola Boga, ani nie zabijają się, żeby sobie wymierzyć „sprawiedliwość”. Zabijają ludzie krańcowo zdemoralizowani i głupi, wykorzystując syndrom sztokholmski i fakt, że nasze mózgi są bardzo słabe. I łatwo nas zniszczyć.

Ludzie uczciwi i na poziomie nie potraktują tak drugiej ludzkiej istoty, jak mnie i moich przyjaciół potraktował Kościół, ale imbecyle i prymitywi z Kościoła nie mają najmniejszych moralnych zahamowań.

Niech spierdalają na Bliski Wschód, skąd przybyły ich normy i zwyczaje.

A poniżej kilka innych sztuczek i wyjaśnienie, jak łatwo można oszukać ludzką percepcję.

Gaslight 2

Wbrew protestom byłam wiele zmuszona rozmawiać z przedstawicielami Kościoła, szczególnie ich sekty Opus Dei. Wykorzystałam te okazje, żeby ich pociągnąć za język. Interesowały mnie metody, które wykorzystują, żeby wpływać na ludzi.

Zadziwiające, jak dużo z tego wykorzystano w moim przypadku.

Doprowadzanie ludzi do szaleństwa przez podważanie ich zdrowia psychicznego to dla nich norma. Zaszczuwanie przez opowiadanie o ich ofierze kłamstw również jest w ich repertuarze. Brutalnie zaszczuwają ludzi, którzy myślą inaczej. Proszę się nie dziwić niczemu. W ich światopoglądzie oczywiste jest, że ktoś kto nie wierzy, jest chorym psychicznym i to wystarczy, żeby wsadzić taką osobę do psychiatryka.

Jeśli pozwolimy im działać, to czekają ateistów psychiatryki i będziemy traktowani jak dysydenci były traktowani w Rosji za Stalina. Jednocześnie to rządzące przemocą i zastraszeniem bydło (jeśli ktoś myśli inaczej, to był ślepy i głuchy w czasie katechezy), uważa że ma prawo porządkować nam świat, którego nie rozumieją.

Dzieci, które pyskują katechetom powinny być chwalone za okazanie hartu ducha i odwagę cywilną. Róbcie tak dalej, zdemoralizowane bydło z Opus Dei nie powinno uczyć nikogo. Podobno działają według zaleceń założyciela swojego ruchu, który został świętym. Niezłe miał jazdy ten nienawidzący kobiet schizofrenik, który zalecał niewolniczą pracę jako odpokutowanie „grzechu Ewy” i nauczał, że kobiety powinny cierpieć (a w każdym razie tak wynika z rozmów z jego naśladowcami).

Ja powiem, że trzeba ich dalej badać i wsadzać – najlepiej do więzień.

Tragedią Kościoła jest, że odpowiada na oddolne zapotrzebowanie, bo chce strzyc jak najwięcej owieczek. Więc jak doły społeczne znajdą sobie jakiegoś schizofrenika i go uwielbią, to łapie go maszyna Kościelna i przerabia na świętego. Już wspominałam, że na tym polega model biznesowy tej instytucji. Z jednej strony są zadowoleni schizofrenicy, którym usłużni imbecyle spełniają wszelkie marzenia o nękaniu ofiar ich obsesji, z drugiej hierarcha, który dzięki wypromowaniu swoich „świętych” może liczyć na awans. Z jeszcze innej strony ich ofiary, które jako sprzeciwiające się uznaniu swoich oprawców za „świętych”, są narażone na szykany i zaszczuwanie, a w najgorszym przypadku porwanie na egzorcyzmy, w czasie których umierają z wyczerpania. Jest to tak częsty schemat, że trafił do podręczników.

Nie dziwcie się, zasada z podręcznika też głowi, że ludzie Kościoła kłamią. Wszyscy ci ludzie kłamali, żeby tylko postawić na swoim, żeby zmusić mnie do przyznania, że jestem „żoną” Rafała. Cały Kościół składa się ze zdemoralizowanych debili, którzy uważają, że wolno im kłamać, jeśli są przekonani, że trzeba komuś pomóc.

Człowiek uczciwy i inteligentny zawsze będzie się ograniczał tylko do rzeczy, które sam widział. Nie będzie kłamał, że był na jakimś ślubie, którego nie mogło być, bo pochodzi z urojeń schizofrenika. Ludzie uczciwi są wychowywani właśnie taki sposób, że nie kłamią na takie tematy. W mojej sprawie praktycznie wszyscy łgali, bo polubili Rafała. Kłamała pani Barbara, kłamał Nycz, kłamał imbecyl Rafał. Naprawdę nie będę kłamać, tylko dlatego, że Nycz boi się Piekła.

Postępowanie takich osób jest zaskakujące dla inteligentnych ateistów. Z jednej strony autentycznie boją się Piekła (o którym wiedzą, że jest, bo słyszeli opisy – ja to skomentuję, że opisywali schizofrenicy, których trzeba by było leczyć, zamiast wynosić na ołtarze), ale nie przeszkadza im to łamać wszystkich punktów Dekalogu. Dopiero, gdy ich kłamstwa się wychodzą na jaw, zaczynają trząść dupą i rozpoczynają swoje negocjacje w taki sposób, że wygląda, że chcą, żebym zaczęła kłamać – „bo wtedy ja idę do Piekła”. Z drugiej trony znajomi ateiści nigdy by tak nie kłamali, bo wiedzą, że nie opisuje się rzeczy nieprawdziwych, tylko dlatego, że wierzy się, że się dobrze robi. Takie osoby jak pani Barbara nie mają urojeń, czy fałszywych wspomnień, że były na urojonym przez Rafała weselu. Kłamią, bo wierzą, że dzięki temu dobrze robią. Skoro ja mu zarzuciłam chorobę psychiczną i urojenia, to muszą postawić na swoim i bez zawahania rzucą, że były na naszym weselu, chociaż wiedzą, że nie były na żadnym takim przyjęciu. Nie mogę tego określić, jako celowe niszczenie mnie, zastraszanie i robienie mi krzywdy. Kościół pełen jest takich zdemoralizowanych osób, które wybierają kłamstwo jako metodę walki, także politycznej.

Mam dosyć prób przekonania mnie, że mam dla dobra nie-wiadomo-kogo ukrywać prawdę o tym, jak bardzo mi zaszkodzono i okłamano wiele osób. Ja nie kłamię i nie oszukuję nikogo. Pokazuję dokument, z którego wynika, że nigdy nie byłam niczyją żoną i oczekuję przeprosin. Chociaż oczywiście dewianci z Kościoła spodziewają się, że będą dla nich kłamać i razem z nimi produkować „świętych” ze schizofreników. Ale ja mam w dupie ich awanse oraz model biznesowy Kościoła. Tym bardziej, że jedyne co mają mi do zaproponowania w sferze osobistej to albo zostanie kolejną kurwą Nycza, albo zgodzenie się na związek ze schizofrenikiem, żeby jednak nie wyszło, że ma urojenia.

Niestety mechanizmy traumy są takie, że wszystkie dramatyczne wydarzenia się wypiera. Im bardziej człowiek zaszczuty, tym łatwiej o to, żeby zapominał. Zostałam doprowadzona do tego stanu, że osoby, które są mi bliskie i ich próby wyprowadzenia mnie z amnezji też trafiły do kategorii zjawisk, które powodują kolejne wyparcia. Powracające wspomnienia kręcą się w głowie, jak piosenka, która się do kogoś przyczepiła i można mieć problemy z ich uporządkowaniem. Człowiek potrzebuje spokoju, a nie niepokojących go imbecyli, którzy tylko pogarszają stan psychiczny. Uporządkowanie wszystkiego zajmuje bardzo dużo czasu. Dzieje się tak również dlatego, że traumatyczne wydarzenia, powracając zajmują tyle czasu, ile trwały. Nie wolno zwiększać ilości wypartych treści, a to mi robiono, z uporem próbując zmusić do przyznania, że wszystko co powiedzieli schizofrenicy, to prawda.

Barbarzyństwem jest dręczenie takich osób, a to mi zaserwowały durnie z mojej pracy oraz Kościoła. Mówiłam, że lepiej wiem od nich, kto jest kim.

Nie dziwcie się, że wzywam do dekatolizacji Polski. Najwyższy już na to czas.

Urobię sobie ręce po łokcie, a będzie tu druga Irlandia.

Zęby mi się połamią, a dalej będę gryźć Kościół. To są tępi, durni i prymitywni barbarzyńcy, a nie drogowskazy moralne. Każdy ksiądz, który się gdzieś pojawi, powinien być przeklęty i wyniesiony na kopach.

Naprawdę do Kościoła idą najgłupsi, a jednocześnie zbyt ambitni.

Nie mają prawa wpływać na cokolwiek w życiu publicznym. Wyjebać ich trzeba ze wszystkich instytucji. I to na cito!

Kościół jako mafia

Nie łudźcie się, Kościół to mafia. Rządzi się własnymi prawami, a zasady społeczne, jakie my znamy, na terenie Kościoła przestają obowiązywać. Uczą swoich „omerty” i tak samo byłam wychowywana na religii. Dla mojej katechetki było oczywiste, że kler popełnia przestępstwa, ale nie wolno tym mówić.

Tak samo nie było wolno mówić, jeśli ktoś z Kościoła popełnił przestępstwo, którego padło się ofiarą.

Nie dziwcie się, że nie ma sygnalistów z Kościoła. Z reguły mają na tyle rozumu, że zostawiają ludzi z wyższym wykształcenie w spokoju trzymając się równym sobie imbecylom, którzy nie znając swoich prawa dają się zaszczuć na śmierć, lub zakatować w czasie egzorcyzmów i konają z wyczerpania, jeśli zostali oskarżenie przez jakiegoś „świętego” schizofrenika. Nie dziwcie, jest to coś, co zdaniem podręcznika profilera jest standardowym schematem.

Ja będę drzeć mordę zawsze o wszystkim, co tylko mi zrobiliście, skurwysyny!!! Bo mam dość takiego świata i dosyć Kościoła narzucającego swoje zabobony zdrowym psychicznie ludziom. Won kurwy kościelne z polityki!

Barbara nie będzie mnie wyrzucać z fandomu, tym bardziej, że ta zdzira z Opus Dei oraz jej koledzy zapowiedzieli, że i tak mnie znowu dopadną w mojej pracy i zmuszą, żeby sfałszowany list do Dyrektora Opus Dei stał się rzeczywistością. Ta pizda też nigdy nie była moją przyjaciółką. Mam nadzieję, że oszukani przez nią ludzie w końcu odgryzą jej łeb.

Pani Barbara jest jednym z powodów, dlaczego z pewnym pisarzem od lat już nie rozmawiam. Ładne sobie towarzystwo wybrał, ona, Nycz i kościelne, schizofreniczne kurwy, które Opus Dei wrzucił na szybką ścieżkę awansu i robi z nich „świętych”.