Dziewictwo

Sprawa ze schizofrenikiem Rafałem jest dla mie na tyle stresująca z powodu jego urojeń na temat seksu ze mną oraz mojego prowadzenia się, że muszę zdobyć się na pewne zwierzenie. Oczywistym jest, że nie straciłam dziewictwa z Rafałem. Wszystkie jego opowieści na temat seksu ze mną są jego czystymi urojeniami.

Straciłam dziewictwo z kolegą metalem, którego poznałam na koncercie. Jest Warszawiakiem, był wtedy grubym blondynem, który postanowił mnie uwieść. I zrobił to pod nosem mojego oficjalnego narzeczonego (który jako cny katolik chciał czekać do ślubu). Widziałam jego zabiegi, ale przyjęłam zaproszenie na spacer (no bo co może się mi stać w czasie spaceru nad Wisłą). Kolega metal miał ze sobą wino i upił mnie na schodkach nad Wisłą.(1) Jego łapa trafiła tam gdzie chciała i zaczęły się pieszczoty, po których dałam się namówić na seks.

Także ten tego, teraz już wiecie. Straciłam dziewictwo na schodkach nad Wisłą, gdy już było ciemno.(2) Nie dało się nie zauważyć krwi i bólu, tak więc niech schizofrenik Rafał nie bredzi, że był moim kochankiem i to jeszcze w podstawówce. Imbecyl Ryszard naprawdę bez sensu gania za mną całe życie próbując zapędzić mnie do Rafała, z którym niby miałam być fizycznie i mieć dziecko. A wcześniej, kierując się bełkotem szaleńca, próbował zmusić mnie do bycia z nim, a nie z Bartkiem, „bo był seks”. Nie było seksu. Nigdy nie byłam z Rafałem, nigdy nie mieliśmy dziecka. To są jego urojenia.

Kolega metal, z którym straciłam dziewictwo (zresztą dla niego to też był pierwszy raz), ma moje pozwolenie na wyautowanie się, bo jest dla mnie cennym świadkiem, który może poświadczyć, kiedy pierwszy raz odbyłam stosunek. Dla niego rzuciłam swojego narzeczonego na rok. Później do narzeczonego wróciłam. A jeszcze później zaczęło się odbijanie w drugą stronę. Które dla odmiany przerwała już na zawsze moja amnezja i kłamstwa imbecyli oraz schizofreników.

Piszę ku przestrodze, nie dajcie im się okłamywać w nieskończoność. I przestańcie mnie nękać.

⛧⛧⛧

(1) Jego ojciec odpierał potem zarzuty o upicie mnie i w ramach eksperymentu, żeby pokazać mi, jak wygląda prawdziwe upojenie alkoholowe, pan Profesor wmusił we mnie dwie butelki mołdawskiego wina. Albo może i więcej. Nie wiem, chyba przestałam umieć liczyć po drodze. Libacja trochę trwała, bo szybkie picie oznaczałoby wymioty. Skończyło się na takich zaburzeniach motoryki, chociaż upierałam się, że dam radę sama iść, że mój luby musiał zarzucić mnie sobie na plecy i w taki sposób zanieść do łóżka.

(2) Dopiero po tym doświadczeniu zaczęłam się zastanawiać nad różnicami pomiędzy mężczyznami i dzieleniem ich na takich, co mają łóżko i takich, co nie mają łóżka. Jak widać ja się wtedy zdecydowałam na takiego, co nie miał łóżka. Chociaż młodym pannom zalecam zawsze wybór facetów z łóżkami. Te schodki nie były wygodne.

Intrygi imbecyla Ryszarda i jego przyjaciółki zakonnicy

Ryszard i jego znajoma zakonnica są przykładem ludzi, których znajomy Profesor chciał zaklasyfikować jako chorych psychicznie. Jednocześnie są przykładem na to, że zawsze jest potrzebny przy diagnozie psycholog, Widać też przy tej sprawie, dlaczego osoba pokrzywdzona (czyli ja) powinna wziąć udział w śledztwie, szczególnie jeśli ma przygotowanie kryminologiczne (znaczy się, te drugie studia to początek lat dziewięćdziesiątych, ale jeszcze potrafię coś sobie przypomnieć, tym bardziej że badałam i opisywałam dokładnie ten gang schizofreników).

Ryszard i zakonnica przypomnieli mi skąd się wzięli i że z powodu swojej głupoty zaklasyfikowali mnie jako osobą chorą psychicznie (dokładniejszy opis ich pomyłki w jednym poprzednich wpisów). Oczywiście, jak już napisałam, nie było przy tej diagnozie ani psychiatry, ani psychologa.

Oboje są na tyle głupi, że szczerze uwierzyli we wszystkie urojenia schizofrenicznego rodzeństwa czyli Renaty i Rafała. Jeszcze gorzej – są imbecylami. A imbecyl jeśli w coś uwierzy, to nic, ale nie nie przekona go, że się myli. Taki mózg zapisuje się tylko raz i nie potrafi wykonać żadnych korekt myślenia. Nycz jest taki sam. Każdy imbecyl też uwielbia intrygi i spiski, bo pomimo głupoty wierzy, że wszystko wie lepiej. Dlatego dla nich są zakłady opiekuńcze, tak są wyrywni ingerować w cudze życie, nie tylko dlatego że sobie nie dają rady z codziennym życiem.

Nie jestem w stanie przekonać kilku równie głupich osób, że imbecyl Ryszard jest dla mnie obcą osobą, tak samo jak towarzysząca mu zakonnica. Oboje samozwańczo obwieścili się „moimi rodzicami”. Stąd też „urojenia” pani Barbary, która z cała stanowczością potrafiła mi powiedzieć, że „rozmawiała wczoraj z moją mamą”, albo potrafiła nazwać moją mamę, szlachetnego i dobrego lekarza „kurwą”. Nycz jej w tym towarzyszy. Bo tak sobie wymyśliły chore psychicznie dzieci z mojej podstawówki. Wymyśliły też sobie, że zmuszą mnie do poślubienia Rafała, ale nic im z tego nie wyjdzie.

Intryga, jaką uwielbiają ci schizofrenicy oraz imbecyle polega nie tylko na rozpowiadaniu wszystkim nieprawdy, że żyję z Rafałem lub że mamy dziecko. Łapią moją koleżankę i wmawiają jej, że ktoś, kto się we mnie kocha, jest w niej na zabój zakochany. Spotkało to panią Szkwał (i dlatego zaszczuła mnie oraz próbowała zaszczuć Agnieszkę, bo już widziała siebie u boku bogacza), spotkało to też Krystynę (chociaż chodziło już o kogoś innego) oraz pewną panią P., która usłyszała, że pewien pan przychodzi do mojej pracy dla niej. A tak się składa, że był to człowiek, którego ze mną chciał połączyć Piotr. O mało nie umarł, gdy się dowiedział od pani P., że niby mam być z Rafałem i że „nic mi już nie jest”.

Bardzo mało zabawna komedia pomyłek powstała z powodu intryg tych imbecyli, a także głupoty różnych moich koleżanek. Na razie trzy się dały podpuścić (nie liczę idiotki z Reytana, która mnie wraz z wariatami zaszczuła i próbowała wejść pomiędzy mnie i Bartka). Muszę zaznaczyć, że Rafał nie jest i nigdy nie był przyjacielem Piotra, bo i takie łgarstwa słyszałam. Przyjaciel Piotra to ktoś kogo Piotrowi przedstawiłam w czasie zakupów w jednej z Zar. Przybiegli tam obaj, bo dałam znać na Facebooku, że wybieram się na zakupy i będzie przyjemnie, jeśli się na kogoś natknę.

Intryganci zaś snują bardzo wydumane intrygi, w ramach których zamierzają doprowadzić na złość do związku mojego obiektu zainteresowania z moją koleżanką.(1)

Są na tyle głupi, że przeprowadzają intrygę, którą się ze mną podzielili (żeby mi uzmysłowić, że nie mam szans, więc mam się „pogodzić z Rafałem” – przypominam, to jest ten schizofrenik, z którym nigdy nie byłam), która ma polegać na tym, że koleżanka przekonana powieściami Barbary, daje się podpuścić i działa. Co polega na tym, że powiedziawszy, że przyjmuje oświadczyny (których oczywiście nie było), rzuca się całować tego pana, który się mną zainteresował (żeby było ciekawiej to zainteresowanie trwa, odkąd skończył dziesięć lat, ale to mniej ważne), pan się zakochuje, bo koleżanka jest czysta i jest katoliczka. I w tym momencie ta moja koleżanka katoliczka ma doprowadzić do jego nawrócenia i rzucenia jego ulubionego gatunku muzyki. Zamiast tego pan ma iść uczyć. Barbara ma nim dalej kierować, jak kierowała mną. Dzięki niej, ku ich zachwytowi, nie zostałam metalową wokalistką, co niby miało mnie uszczęśliwić.(2)

Jako żywo, chcę zobaczyć takie cuda, ale na moje oko prędzej się skończy pozwem o napastowanie seksualne, bo ten pan nigdy jej nie czynił żadnych awansów, ani z nią nie flirtował. Chętnie to zobaczę w ramach eksperymentu psychologicznego, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście ten narcyz tak samo jak pewna koleżanka z fandomu zrobi z siebie idiotkę się poniży w ten sam sposób.

Spodziewam się tych idiotów w czasie Polconu na mojej prelekcji. Zdrowi psychicznie ludzie sądzą w takich przypadkach, że się wariatom i imbecylom znudzi. Niestety nie. Reguła jest taka, schizofrenicy nękają swoje ofiary do ich samobójczej śmierci, chyba że spotkają się z odpowiednią reakcją otoczenia i zostaną ośmieszeni, wsadzeni do psychiatryka lub osądzeni. Imbecyle też nie zrezygnują, bo kierują nimi potrzeby schizofreników. I też sami z siebie są uparci, sztywni i nie zmieniają zdania.

⛧⛧⛧

(1) Jakby co – jeśli ten pan pozwoli, że pani P. go uwiedzie – to mój plan B zakłada wyjście za Szweda, a plan C rozwiedzenie kogoś. Chyba, że ktoś o kim nie pamiętam, postanowi wejść pomiędzy plan B i plan C. W każdym razie takie są moje zamiary, a jeśli nie wypalą, to się wtedy zastanowię. Ale w żadnym wypadku nie będę płakać, czy rzucać się jakiemuś schizofrenikowi na szyję i przepraszać.

(2) Zostałam zgwałcona w czasie studiów, poddania praniu mózgu, co się skończyło amnezją oraz moim całym nieszczęśliwym życiem, bo nie robię tego, co powinnam robić, tylko zdecydowała za mnie szajka idiotów, która rządziła mną za pomocą syndromu sztokholmskiego i decydowała, co mam pamiętać i co mam myśleć. Absolutnie nie dziękuję pani Barbarze za to, że zdecydowała mną „kierować” oraz mną „opiekować” z moją „mamą” (czyli zakonnicą imbecylem, która nigdy nic nie rozumiała) oraz „tatą” (czyli imbecylem, który w życiu nic nie powinien o mnie mówić). Wolałabym mieć to swoje wymarzone wydawnictwo lub być policyjnym profilerem, nawet gdybym nie została wokalistką. Mogłabym też robić te trzy rzeczy na raz, bo nie musiałabym być profilerem na cały etat.

Wstęp do diagnostyki

To będzie krótki wpis, ale sprawa zasługuje, żeby ją opisać osobno.

Więc po pierwsze – psychiatrom nie wolno diagnozować na podstawie tego, co im mówią inne osoby poza ich pacjentem, który sam powinien przyjść do psychiatry. Nie ma zmuszania, nie ma wmawiania choroby psychicznej, bo to prowadzi do załamania. Jest to podstawa z podręcznika dla studentów. Bo po pierwsze prawdopodobnie inne osoby przekłamują i nic tak naprawdę nie wiedzą. Jest to jak ze słoniem i ślepcami, jeden mówi, że drzewo, drugi, że wąż, a tak naprawdę stoi przed nimi słoń. Poza tym schizofrenicy uwielbiają „leczyć” ludzi i dopasowywać ich oraz świat do swoich urojeń. Padłam tego ofiarą, gdy koniecznie chciano ze mnie zrobić „żonę” Rafała, bo już w podstawówce miał urojenia, że ze mną – ośmiolatką – „uprawiał seks”. Więc schizofrenicy uwielbiają znajdować sobie psychiatrów, których napuszczają na swoje ofiary. Jest to tak nagminne, że żaden lekarz nie powinien się dać w ten sposób zrobić w chuja. Powtórzę, jest to zakazane w podręczniku diagnostyki. A jednak padłam ofiarą takich leniwych lekarzy, którzy w życiu nie powinni być psychiatrami i którzy próbowali mi stawiać „diagnozę” na podstawie tego, co bredzili wariaci, albo imbecyle – czyli ludzie nigdy nie mieli nic ze mną wspólnego.

A po drugie – absolutnie nie diagnozuje się chorób psychicznych na podstawie tego, czy podobają się nam opowieści jakiejś osoby. Może o sobie opowiadać, że jest księżniczką z Marsa. Gówno z tego wynika. Diagnosta szuka innych rzeczy, jak na przykład zerwanych ciągów przyczyna-skutek i urojonych wnioskowań.

Ale to przerasta intelektualnie gang Krystyny, jak i chyba większość osób, którymi się otoczyła.

Imbecyl Nowak – część druga

Nie wiem, czy w poprzednich wpisach wytłumaczyłam dokładnie, skąd wziął się imbecyl Ryszard N. z Warszawy. Ale już nadrabiam ewentualne zaległości. Jest znajomym pewnej zakonnicy, która usłyszawszy plotki o mnie i o tym, że mam praktycznie poczwórne obywatelstwo (oczywiście polskie, bo to jest mój kraj zamieszkania i mam polskich przodków, francuskie – bo tam mieszkał mój tata, norweskie po pradziadku i jego potomkach, a także szwedzkie po praprababci i jej potomkach). Taka moja rodzina jest kosmopolityczna, dodatkowo mąż mojej siostrzenicy dorzuca ich dzieciom jeszcze obywatelstwo wietnamskie, bo jest w połowie Wietnamczykiem. Nic na to nie poradzę. Tacy ludzie też istnieją.

Za to ta zakonnica uznała, że wielonarodowość jest niemożliwa i że mój ojciec, mając nazwisko Wieczorek, nie może mieć obywatelstwa francuskiego, nie mówiąc już o innych. Nie przyszło jej do głowy, że istnieje coś takiego jak proces naturalizacji. W efekcie sama będąc idiotką ze wsi „zdiagnozowała” u mnie chorobę psychiczną. Rozmowa z moim tatą jej nie przekonała, bo mówił coś innego niż wbiła sobie do zdurniałego łba, więc zaczęła szukać dla mnie „pomocy” oraz „opieki”, tym bardziej, że „choroba psychiczna” mojej rodziny miała się objawiać się też indyferentyzmem, jeśli chodzi o moje uczęszczanie na religię, ateizmem, czy też dumą z pochodzenia. Nic nie zrozumiała z tego, co mówił jej mój tata.

Znalazła sobie znajomego, który bardzo się przejął jej lękiem „o mnie”. Był to właśnie Ryszard N., który – to trzeba zaznaczyć – jest patentowanym idiotą z dumnym IQ 75, czyli akurat tyle, żeby Państwo Polskie uznało go za zdolnego do samodzielnego życia. Podpytałam go odpowiednio i okazało się, że wynik jest i tak zafałszowany, bo zakonnice pilnujące go podczas testów podpowiadały dzieciom, żeby nie musiały trafić do zakładu opiekuńczego. Wierzcie mojemu doświadczeniu i wiedzy – ma inteligencję na poziomie psa, jedyna różnica polega na tym, że ma rozwinięty aparat mowy i gada, chociaż najczęściej nie wie, co oznaczają słowa, które powtarza po innych. Stosuje też różne techniki, żeby też ukryć, że nie rozumie, co się do niego mówi. Jego znajoma zakonnica tak samo głupia jak on.

Razem z tą durną zakonnicą poszedł prosto do mojej podstawówki. Żadne z nich nie miało nawet podstawowych kwalifikacji, żeby kogokolwiek diagnozować, czy prowadzić działania pedagogiczne. Nie mówiąc nawet o inteligencji. Nikt z nimi nie chciał rozmawiać, oprócz radosnych schizofrenicznych dzieci, czyli Rafała i Renaty, którzy nigdy wcześniej mnie nie poznali, ale postanowi się czegoś dowiedzieć. A jak już skierowano ich uwagę na mnie, ruszyły im wszystkie urojenia i zawiść, więc nakarmieni bzdurami o mnie Ryszard i zakonnica postanowili pójść do biskupa – jakby to on był naczelnym psychiatrą czy pedagogiem Warszawy. A ten wyznaczył do „zbadania” sprawy swojego pupilka, którego wychował na swój wzór i podobieństwo, czyli pedofila Nycza.

W tamtej chwili został utworzony najgroźniejszy gang schizofreników w historii polskiej kryminologii, możliwe że najgroźniejszy na całym świecie. Składa się z rodzeństwa schizofreników, durnej zakonnicy, imbecyla Ryszarda, który postanowił być moim „wujkiem” (bo tak mnie sobie nielegalnie „adoptował”) i który dla „mojego dobra” mnie oraz innym wmawia, że moja mama była jego siostrą (co jest obrazą samo w sobie, ale na całe szczęście jest to łatwe do obalenia, bo panieńskie nazwisko mojej mamy to Kurzępa, a nie Nowak), równie chyba głupiej pani Barbary z Krakowa (która jak wszyscy głupi ludzie też jest krańcowo zdemoralizowana i sądzi, że może kłamać, jeśli jest przekonana, że ma rację, a tylko brakuje jej argumentów) oraz samego Nycza z jego wszystkimi kontaktami towarzyskimi i politycznymi.

I co ja mogę powiedzieć? Tylko tyle, że w ramach „podziękowania” zamierzam odkopać wszystkie zbrodnie Kościoła i doprowadzić do tego, żeby w Polsce tak samo jak w Irlandii zaszła skokowa sekularyzacja we wszystkich dziedzinach życia.

Pedofilskie kurewki wpychane na stanowiska przez wdzięcznych hierarchów won z polityki!!!

Dosyć świata, w którym się pozwala, żeby najgłupsi pchali się do rządzenia. Trzeba ich za te naturalne skłonności przycinać, aż nie odrosną. Na pewno nie będą rządzić mną, czy moją rodziną.

A Krystyna może sobie wybić z głowy swoje wymarzone zamążpójście z sama-wie-kim. Jej gang schizofreników w tym nie pomoże, moi znajomi na to nie pozwolą, więc może przestać kłamać, że jestem z Rafałem. Wiem, kogo tak okłamała. On też wie, że został okłamany. Mam nadzieję, że Krystyna dostanie dokładnie to, na co zasługuje w kilku miejscach i przestanie udawać pisarkę, bo pisać nie potrafi, jak udowodniła w swoim selfie.

Jakby co, mogę zaprezentować mój self, który uważam za demo i nie udaję przed nikim, że miał profesjonalną redakcję, czy korektę.

Krystyna jest tak samo durna jak pani Szkwał, która kiedyś też przeliczyła swoje szanse u innego mężczyzny i mnie z zazdrości zniszczyła, a potem próbowała zniszczyć Agnieszkę. Obie te zawistnice nie powinny były słuchać w takich kwestiach wariatów i imbecyli, który uparli się mną i innymi ludźmi zarządzać.

W życiu nie chcę mieć z nimi nic wspólnego.

Drugi mezalians

W mojej rodzinie były dwa poważne mezalianse. Jak już wcześniej napisałam, mój pradziadek, dalszy bo dalszy, ale zawsze krewny norweskiego króla, ożenił się z polską szlachcianką. Już on poszedł za głosem serca i wybrał ją, a nie bardziej utytułowaną pannę z jakiegoś skandynawskiego rodu i to samo w sobie stanowiło pewną aferę. Jego najstarsza córka podobnie jak on kierowała się sercem i wyszła za kogoś bez szlachectwa.(1) Ten człowiek był inteligentny oraz majętny i zatrudniał zbiedniałego polskiego szlachcica hreczkosieja-idiotę. Na polskiej wsi można było pomylić dom bogatego chłopa zatrudniającego pachołków z drewnianym dworkiem. Podejrzewam, że od tamtego momentu nasza część rodziny ma do polskiej szlachty dosyć sceptyczny stosunek, naznaczony opowieścią o tym idiocie. Oczywiście zgoda na związek z kimś, kto nie był szlachcicem nie była automatyczna. Zapadła dopiero po prawie udanej próbie samobójstwa. Ledwo mamę mojego taty odratowano. Znalezioną ją powieszoną. Po tym, gdy przecięto sznur i mogła już mówić, zapewniła, że zrobi to jeszcze raz i że tym razem jej się uda.

Mój pradziadek dopiero widząc, że jego córka jest rzeczywiście gotowa odebrać sobie – tym razem skutecznie – życie i może ją stracić, uległ i wydał swoją zgodę. Moja babcia ze strony ojca nie musiała palcem nawet ruszyć w domu, wszystko za nią robili zatrudnieni ludzie, bo jej ukochany nie był biedny. Jej ojciec postawił dwa warunki – jej ukochany miał zerwać relacje ze swoją rodziną, wyrzec się ich, bo nie mogła zejść do jego sfery oraz wszystkie ich dzieci miały związać się ze szlachcicami. Dlatego też wiem, że nie mam w Polsce żadnych krewnych, o których bym nie wiedziała.

Moja norwesko-polska babcia wywołała taki skandal, że do tej pory przeciętny spotkany Norweg może wiedzieć, o kogo chodzi. A przynajmniej mój znajomy Norweg znał tę historię zbuntowanej najstarszej córki i pochodzącej od niej odszczepieńczej, zbuntowanej części rodu. Do śmierci była nieziemsko szczęśliwa.

Gdy mój tata miał rok, cała rodzina wyjechała do Francji, bo moja norwesko-polska babcia chciała być z siostrą, która wyszła za francuskiego arystokratę. Różne tam mieli losy, szczególnie w czasie Drugiej Wojny Światowej, ale też nigdy nie mieli żadnych większych problemów, byli szczęśliwi i wszyscy wyszli za szlachciców (zgodnie z warunkiem pradziadka). Mój tata był w pewnym sensie czarną owcą rodziny, bo był lewicowcem i między innymi z tego powodu przyjechał do komunistycznej Polski. Chciał potem wyjechać do Norwegii, ale tutaj się zakochał i został. Z punktu widzenia rodziny we Francji popełnił mezalians, bo chociaż ożenił się ze szlachcianką, to była biedna. Jego bliscy mieli nadzieję na lepszy ożenek w ich kraju zamieszkania, ale odrzucił awanse bogatej francuskiej szlachcianki. Prawie go zmuszono do tego małżeństwa, ale obraził się, porzucił narzeczoną, wyjechał i stwierdził, że nigdy od nich nie weźmie ani złotówki. Oni też byli na niego obrażeni. Ja byłam tak wychowywana, żeby stać się podobna do taty, miałam kierować się sercem, a nie względami finansowymi, szczególnie jeśli chodzi o miłość i honor cenić ponad wszystko.

Rodzina mojego taty chciała go nawet rozwieść z moją mamą, bo Francuzka była bardzo zakochana, ale się nie dał złamać. Podejrzewał, że była chora psychicznie.

Wszystkie problemy naszej rodziny zaczęły się od Nycza i jego schizofrenicznych dziecięcych kurewek. Podejrzewam, że on napuścił na mojego tatę jakiegoś durnego polskiego szlachetkę, który zaczął go atakować jako wariata, który fałszywie sobie przypisuje norweskie szlachectwo. Ten niemądry człowiek został w końcu zmuszony do przeprosin i przyznania, że jest chory psychicznie, bo tylko to może tłumaczyć taki atak. Ja uważam, że jego naśladownicy powinni być pozbawieni szlachectwa, bo wzięli udział w próbie zaszczucia mnie na śmierć.

Od tamtego momentu moja rodzina jest już zupełnie obrażona na polską szlachtę. Jesteśmy romantycznymi outsiderami, ale mój ojciec wiedział, który jest w kolejce do norweskiego tronu, chociaż nie miało to praktycznego znaczenia, bo jakaś zaraza musiałaby wybić kilkadziesiąt osób, co nie wydaje się możliwe. I chociaż prawdopodobieństwo jest rzeczywiście bardzo niskie, wręcz dąży do zera, bo rodzina się rozrasta, to nie jest zerowe i obie z moją siostrą byłyśmy wychowywane w świadomości, że możemy być zmuszone na rozkaz norweskiego rządu wrócić do Norwegii, nawet jeśli tego kraju nigdy nie oglądałyśmy. Byłyśmy wychowywane w dumie z naszej rodzinnej tradycji i dokonań naszych przodków, szczególnie geograficznych odkryć wikingów i ich roli w powstaniu Rusi.

Jak już powiedziałam, mój tata uciekł z Francji, żeby nie żenić się z kimś, kogo nie kochał, a kogo jego ojciec uważał za odpowiednią partię (zgodną z warunkiem zgody na małżeństwo teścia). W Polsce mój tata znalazł miłość, pokochał kobietę naprawdę dobrą i piękną, więc był przeszczęśliwy, nawet jeśli był biedny w porównaniu z resztą rodziny. Ja mam szczęście w miłości i już parę razy wyszłabym za mąż, gdy nie działania polskich idiotów, którzy uparli się, że mnie zmuszą do wyjścia za pochodzącego z półświatka schizofrenika, tylko dlatego że kościelny pedofil jest mu wdzięczny za bycie jego dziecięcą kurewką i nie przyjmuje do wiadomości istnienia chorób psychicznych. No cóż, jego mózg idioty nie ogarnia tego pojęcia i jego konsekwencji dla wiarygodności tych osób.

Mój tata był zbuntowanym lewakiem (co akurat bardzo pasuje do lewicowej Skandynawii) i był bardzo dumny z tego, co udało mu się samodzielnie osiągnąć w Polsce, nawet jeśli finansowo był najbiedniejszym członkiem rodu. Przy czym był najstarszym dzieckiem najstarszej córki mojego pradziadka, więc jak najbardziej został dziedzicem tytułu. Pieniędzy od nikogo nie chciał, ale z tytułu przy całej swojej lewicowości był dumny.

Z powodu intryg schizofrenicznego rodzeństwa oraz paru imbecyli Nowaków straciłam kontakt z ludźmi, którzy mogliby potwierdzić moje słowa. Szczególnie po tym, gdy Reneta ukradła mi notes z telefonami. Jestem najbardziej nieszczęśliwą osobą, chociaż wydawało się, że w przeciwieństwie do mojego taty – który zakochał się już jako dorosły człowiek i był od mamy sporo starszy – moje losy potoczą się od lat nastoletnich szczęśliwie z powodu Bartka, którego poznałam na początku liceum i który bardzo do mnie pasował. Bartek był moim obrońcą ratującym mnie przez imbecylem Ryszardem, gdy ten zaczął nękać mnie w szkole.

Ja się nie dam do tego wymarzonego przez Nycza związku ze schizofrenikiem Rafałem zmusić i tak jak mnie jak ojciec uczył, jeśli nie ma odpowiedniego kandydata do ręki, zejdę z tego świata jako bezdzietna panna.

Ale nie zamierzam odchodzić w ciszy, ginąc samobójczą śmiercią, jak parę osób sobie zamarzyło. Zamierzam się solidnie zemścić na wszystkich, którzy uparli się twierdzić, że lepiej wiedzą ode mnie, kto jest kim w moim życiu i kim ja sama jestem, bo sobie porozmawiały z paranoidalną schizofreniczką i jej protektorem z Kościoła.

Sami wiecie, kim jesteście, polskie kurwy!

⛧⛧⛧

(1) Szczerze mówiąc, gdyby był szlachcicem mówiono by o nim, że jest ziemianinem, ale ponieważ nie miał szlachectwa, to nazwano go chłopem. Z tym, że lokalny szlachcic-hreczkosiej mu czapkował i prosił o pracę. Potem dziadek sprzedał ziemię i wyjechał ze swoją żoną-księżną do Francji, bo chciała zamieszkać tam ze swoimi bliskimi. Tylko mój zbuntowany tata – uciekając przed swoją narzeczoną, której jednak nie chciał – wrócił do Polski i my byliśmy tą biedniejszą częścią rodziny. Losy mojej babci to ciekawostka, o jakiej wspomina się na wykładach ze skandynawistyki. Tata zamieszkał w Polsce z mamą, między innymi dlatego, że bał się, że jego była narzeczona zrobi coś mojej mamie, tak była w moim tacie zakochana, że chciała go rozwodzić. Moja mama bardzo źle wspominała wizytę we Francji u krewnych taty.

Triada głupoty

Od dzieciństwa prześladują mnie schizofrenicy mojej podstawówki. Już o nich pisałam, więc spodziewam się reakcji „stare, było”, ale nie mogę się powstrzymać, żeby nie umieścić tutaj kilku mądrości profilera.

Jedna z zasad jest, że im bardziej ktoś jest religijny, tym bardziej jest głupi. Nie ja to wymyśliłam, poza tym sprawdziłam, działa. A im bardziej ktoś jest głupi, tym częściej popełnia przestępstwa. Też się zgadza z praktyką. Do tego wszyscy wariaci zawsze gromadzą się przy Kościele (dodam od siebie, że zostają czym prędzej przez głupów okrzyknięci „świętymi”). I te trzy reguły odpowiadają za powodzenie, jakie mają schizofrenicy z mojej podstawówki u osób takich jak Nycz czy pani Barbara.

Nawet się o nich pokłóciłam z pewnym Bardzo Ważnym Psychiatrą, bo on jak to lekarz, chciał u nich diagnozować psychozę. Wygląda jednak na to, że wygrałam(1), bo ich urojenia dają się wytłumaczyć fałszywymi przekonaniami i szczerą wiarą, że schizofreniczka Renata mówi tylko najszczerszą prawdę tak samo jak jej brat schizofrenik Rafał. Ich urojenia to „urojenia” Nycza i pani Barbary. Cieszy mnie to, bo jako zdrowi, a głupi mają pełną odpowiedzialność karną.

I pomyśleć, że ci ludzie uznali mnie za swoją własności i że mają prawo układać mi życie.

Tę triadę głupoty dostrzegam też u ludzi, którzy z całych sił próbują wszystkiego, żeby tylko „zatrzymać szatana” – czyli nie pozwolić Behemoth i innym zespołom na występy. Modlą się przed salami koncertowymi, a nawet padają krzyżem, żeby zatrzymać heavy metal. Zadziwiające jest, że im się chce. Co więcej jeden z idiotów nadal pewnie przytacza growling jako dowód na „opętanie” Adama i nie udało mi się go przekonać, że to jednak tylko technika wokalna. Co gorsza, ja sama też zostałam oskarżona o opętanie, ale mniejsza na razie o to. Należy mieć tylko nadzieję, że żaden z wokalistów nie zademonstruje takiemu człowiekowi śpiewu alikwotowego. Będzie również w dużych kłopotach, jeśli potrafi zaśpiewać dwa tony na raz, overtone, bo podwójne dźwięki tak samo jak typowa alikwota na sto procent „dowodzą”, że w środku człowieka mieszka demon.

Ta to dopiero jest opętana:

A ten miły pan tłumaczy, jak to się robi:

Mam nadzieję, że nie muszę już robić wykładu z akustyki o tym, że dźwięki składają się z podstawowego dźwięku i ich harmonicznych – czyli, jeśli dobrze kojarzę, dźwięków przesuniętych o oktawę. (Bo tak. Nie wiem, dlaczego. Nie pytajcie, tak jest.) Tutaj dochodzą dodatkowe efekty. Nie jestem coachem wokalu, ani akustykiem, więc nie spodziewajcie się lepszego wyjaśnienia.

Dodam tylko, że opętana – z powodu wydobywania z siebie dźwięków na przerwie szkole – mam być zdaniem kilku idiotów związanych z Kościołem co najmniej od początku liceum. I z tej predylekcji do dziwnych dźwięków też byłam „leczona” przez jakiś imbecyli, zachwyconych możliwością zrobienia mi prania mózgu. A bawiłam się alikwotą.

Nie wiem, po co te zbiry mnie inwigilowały i inwigilują tak dokładnie. Potrzebna mi przed nimi ochrona, bo jeszcze mnie na egzorcyzmy porwą, jak zapowiedzieli mi to już w dzieciństwie. Jeśli do tej pory o mnie nie zapomnieli, to nie zapomną.

⛧⛧⛧

(1) Pan Bardzo Ważny Psychiatra jednak nie złożył broni i zapowiada się, ze w odpowiednim momencie odbędzie się badanie obrazowania mózgu, które w najlepszy i obiektywny sposób rozstrzygnie, czy to głupy, czy chorzy psychicznie. Ja mam bias, bo psycholog, nawet niepraktykujący, nie diagnozuje chorób psychicznych, więc szukam innych przyczyn. A lekarz, jak to lekarz, widzi same choroby.

Defraudacja rozumu

Dzisiejsze wyjście z aresztu posła Mateckiego nastroiło mnie do kilku refleksji i chcę się podzielić swoimi skojarzeniami.

Pierwsza refleksja jest taka, że zgodnie z podręcznikiem profilera, który opisuje grupy ludzi pod kątem charakterystycznych cech, do polityki garną się głupy, czyli mówiąc już bardziej salonowym językiem, nie jest to najbystrzejsza grupa społeczna.

Poseł nie wydaje się być odstępstwem od normy dla swojej grupy zawodowej. Jego występ przed kamerą mnie też nie zaskoczył. Został oskarżony o malwersacje finansowe na duże sumy, ale zgrywa niewinność. Co właśnie nie dziwi, bo przestępcy z zasady nie mają poczucia popełniania przestępstwa, ani nie wiedzą, co jest przestępstwem.

Nie zaskoczył też popis braku elementarnej empatii czy wiedzy, bo ponownie swoje przestępstwa PiS pokrywa atakując lekarzy oraz nieszczęśliwe kobiety. Poseł wydał z siebie potok demagogii, opisując zabicie dziecka zastrzykiem w samo serce. Pomińmy fakt, że konieczna, chociaż późna aborcja, nie ma nic wspólnego z przestępstwem, o jakie nadal jest oskarżony pan poseł, bo wciąż wiszą na nim zarzuty i odpowiada z wolnej stopy po wpłaceniu pieniężnego zabezpieczenia. Nie miał powodu więc o niej – czyli o jednym z wielu zabiegów medycznych – wspominać zapytany o swoją sytuację prawną.

Ważniejszy jest kontekst – aborcja dotyczyła płodu z nieodwracalną wadą, która polega na takiej wrodzonej łamliwości kości, że kości zostały już połamane w macicy. Takie ciąże trzeba terminować jak najwcześniej, zanim rozwinie się układ nerwowy na tyle, żeby to nieszczęśliwe stworzenie, które w ruletce życia dostało felerne geny, nie zaczęło cierpieć tak, jak pan poseł w życiu nie cierpiał, ani nie będzie miał szansy cierpieć. Złamana noga boli. Trzeba wyobrazić sobie, co czeka takie dziecko, kiedy zacznie przepychać się przez kanał rodny, łamiąc wszystkie kości, łącznie z czaszką. Cesarką nie pomaga wcale, bo takie kości łamią się już od samego delikatnego dotyku. Terminacja takiej ciąży to litość i oznaka naszego człowieczeństwa, bo nie pozwalamy na niepotrzebne cierpienie.

Nie mam możliwości zweryfikować, jak jest w przypadku pana posła, bo nie znam jego wyników testów psychologicznych, ale podejrzewam, że podobnie jak inne dobrze opisane osoby jest pozbawiony nie tylko wiedzy, ale też wyobraźni. A wyobraźnia jest funkcją inteligencji, więc nisko inteligentne osoby zawsze będą upierać się, że „Bóg nie popełnia błędów”, że takich sytuacji „nie ma” i a także, że „zabili niewinne dzieciątko”, nawet jeśli nie ruszają ich cierpienia gwałconych dzieci.

Powiedzmy sobie szczerze, to niewinne dziecko i tak nie miało życia, już było kłębkiem ciągłych reakcji bólowych oraz wyjącym z bólu mózgiem. Nie rozwinęłoby się, nawet gdyby je najdelikatniej wyjąć z macicy podczas cięcia cesarskiego, tylko konałoby dalej i jedyne, co można w takiej sytuacji zrobić, to podawać ciągle morfinę aż do śmierci. Problem w tym, że wcześniej jeszcze w macicy nie można podać morfiny i od pewnego momentu, gdy już rozwinie się centralny układ nerwowy, taki płód wyje cały czas z bólu, bo każdy ruch powoduje łamanie kolejnych kości, lub uraża już te połamane.

Cywilizowany człowiek nie może pozwolić na takie cierpienie, kiedy można z żalem i współczuciem terminować taką ciążę. Każda aborcja (szczególnie ta dokonana przed rozwojem układu nerwowego) i jest niczym w porównaniu z błogosławieniem żołnierzy wysyłanych na front, gdzie z całą pewnością będą zabijać ludzi. Także niewinnych cywili. A z tym Kościół Rzymsko-Katolicki nie ma najmniejszych trudności.

Jak zwykle chodzi tylko o to, żeby torturować kobiety i dzieci. Bo to zawsze Kościołowi i imbecylom wychodziło najlepiej, bo nie potrafią zrozumieć, co naprawdę się dzieje w pewnych sytuacjach, które przerastają ich intelektualnie.

Odpierdolcie się od nas w końcu i zajmijcie się swoimi własnymi zbrodniami, zamiast szczuć ludzi na lekarzy oraz nieszczęśliwą kobietę.

Możecie mnie nazywać „chrystianofobem”, ale to po prostu zdrowy rozsądek i wiedza o tym, co rzeczywiście robicie i jak bardzo nie nadajecie się do tego, żeby innym ludziom narzucać swój brak zasad i norm moralnych. Ale to już tak jest, że to najgłupsi pchają się do rządzenia innymi.

Specjalne wyrazy

Wszystko moim koleżankom i – już byłym – przyjaciółkom składam szczere i najgorsze wyrazy, w których nie dziękuję za zaszczucie mnie, którego dokonały razem ze schizofrenikiem Rafałem. Umożliwiłyście mu wszystko, włącznie z wywołaniem syndromu sztokholmskiego. Mówiłam, że to wariat i że nie jestem zamężna.

Dla przypomnienia zaświadczenie o moim stanie cywilnym, jak najbardziej aktualne, można obejrzeć tutaj.

Zrobiłyście wszystko, żeby mi zniszczyć życie. Wydawało mi się, że wystarczy wam powiedzieć, że to schizofrenik i że nawet jeśli nie wiecie, co to znaczy, to zapytacie i dacie możliwość dostarczyć wam zaświadczenia o stanie cywilnym, albo zapytacie kogoś z moich prawdziwych krewnych. Zamiast tego zmówiłyście się za moimi plecami, żeby mnie „godzić” z moim „mężem”, który tak naprawdę jest dla mnie obcym człowiekiem, diabłem i gwałcicielem, którego nie chcę oglądać na oczy.

Dopiero teraz jestem w stanie mówić o ty, co mnie spotkało. Szczerze nie dziękuję też plotkarom, które nawet nie spotkały schizofrenika Rafała, ale rzuciły się z całych sił zapewniać wszystkich zainteresowanych mną mężczyzn, że jestem wariatką i jestem zamężną, i że o mnie należy rozmawiać tylko ze schizofreniczką Renatę, schizofrenikiem Rafałem, lub imbecylem Ryszardem. Powoływałyście się też na wariatkę Barbarę z Krakowa (która z cała pewnością nigdy nie była przyjaciółką „mojej mamy” ani moją „mamą chrzestną”(1)). Żadna z tych osób nigdy nie powiedziała ani słowa prawdy na mój temat, bo mnie nie znają. To gang schizofreników spojony urojeniami Renaty i Rafała, upiornego chorego psychicznie rodzeństwa z mojej podstawówki. Mówiłam wam o tym i prosiłam, żebyście zostawiły mnie w spokoju.

Bardzo wam nie dziękuję.

Mam nadzieję, że spadnie na was chociaż ułamek cierpienia, jakie musiałam z waszego powodu znosić. Nie jesteście w stanie nawet tępe pizdy zrozumieć o czym mówię, bo ani nie zaznałyście takiego cierpienia, ani nie studiowałyście psychologii. W karmę nie wierzę, ale mam nadzieję, że moi znajomi wam odpłacą chociaż w części to, co mi zrobiłyście.

Zniszczyłyście mi młodość, zniszczyłyście wiek średni. Zamierzam uratować co się da z resztek wieku średniego (kilka lat jeszcze mi zostało) oraz starości i spędzić je tak, jak ja chcę, a nie psychopatyczne babska, które się uparły mnie zmusić, żebym „przepraszała Renatę” i koniecznie była z „mężem”.

Kij wam w oko, kurwy!

⛧⛧⛧

(1) Żeby było ciekawiej, pani Barbara bredziła, że rozmawiała z „moją mamą” i to po roku 2000, kiedy moja mama zmarła. Więc albo pani Barbara rozmawiała ze swoimi urojeniami, albo rozmawiała z jakąś schizofreniczką, która postanowiła z jakiś powodów podjąć się takiej mistyfikacji. Chociaż najprawdopodobniej, uznała, że jestem kimś tak bardzo nieważnym, że ma prawo łgać, żeby mnie tylko przegadać i postawić na swoim, bo prawda nie ma znaczenia, skoro i tak wie, co jest prawdą. Biorąc pod uwagę z jakiego środowiska się wywodzi, uważam, że to też jest całkiem prawdopodobne. Chyba, że to Nycz wyznaczył kogoś na moją „mamę” – jeśli tak jest, to bardzo chciałabym poznać tę pomyloną osobę.

Syndrom sztokholmski

Jedną z najsłynniejszych osób, które doświadczyły syndromu sztokholmskiego jest Patricia Hearst, dziedziczka fortuny amerykańskiego bogacza, która jako młoda dziewczyna została uprowadzona z własnego mieszkania przez grupę terrorystów. Ale nie trzeba być córką miliardera, żeby doświadczyć syndromu sztokholmskiego, bo jest o wiele częstszy, niż ludzie przypuszczają i jego ofiary można znaleźć wszędzie. Syndromu sztokholmskiego może doświadczyć katowana żona, mobbbingowany pracownik, czy też zaszczuwane przez kolegów w szkole (lub rodziców czy rodzeństwo w domu) dziecko. W każdym z tych przypadków jest przemoc, zawsze psychiczna, często też fizyczna i zagrożenie życie. Dziecko nie może uciec ze szkoły, a jego problemy są z reguły nie rozumiane. Pracownik zostaje pozbawiony wiary we własne siły, żeby nie mógł odejść i znaleźć innej pracy. Straszy się go jednocześnie pozbawieniem pracy i utratą środków do życia. Z psychologicznego punktu widzenia zarówno katowana żona, zaszczuwane dziecko, czy też pracownik poddawany mobbingowi znajdują się w tej samej sytuacji uwięzienia, nie mogą uciec – i żeby przeżyć, muszą podjąć grę ze swoim oprawcą.

Patricii Hearst nie chciano zabić, ale można człowieka zmusić do samobójstwa wykorzystując mechanizmy podporządkowania, jakie odpowiadają za syndrom sztokholmski. Z biologicznego punktu widzenia można powiedzieć, że człowiek współczesny jest zwierzęciem stadnym. Mówi się też o nas jako o istotach społecznych. Formowanie stada czy społeczeństwa na poziomie ponadjednostkowym zawiera w sobie mechanizmy, dzięki którym ludzie podporządkowują się grupie lub ludziom silniejszym. Nie bez powodu nasze mózgi są wyposażone w neurony lustrzane, które odpowiadają nie tylko nie za empatię i współczucie, ale mogą także odbierać i przekazywać osobie, która jest atakowana, całą nienawiść i złość prześladowcy. W ten sposób się zabija i niszczy drugą osobę. Jest to też jeden z powodów, dlaczego w regułach postępowania z ludźmi, jakimi kieruje się każdy psycholog (i nie tylko psycholog), jest zakaz okazywania agresji. Ludzkie umysły i mózgi są zbyt delikatne, żeby znosić takie ataki.

Łatwo jest zniszczyć każdą osobę, która jak Patricia Hearst, została wielokrotnie zgwałcona, potem zastraszana oraz zmuszona do wysłuchiwania godzin indoktrynacji oraz poddana praniu mózgu. U takiej ofiary pojawia się amnezja, a potem zostaje wciągnięta w urojenia swojego prześladowcy. Zaczyna powtarzać to, co chce usłyszeć oprawca, bo doświadcza fałszywych wspomnień. Tak jak porywacze Patricii Hearst działają również schizofrenicy i osobiście uważam, że ludzie którzy porwali panią Hearst byli chorzy psychicznie. Nie mam dostępu do akt sprawy, ale wnioskuję to na podstawie faktu, że tylko ona została skazana za napad na bank, a działalność tej grupy była tolerowana przez amerykańskie organy ściągania jeszcze na długo przed porwaniem tej młodej dziewczyny. Tylko osoby chore psychicznie mogą liczyć na taką wyrozumiałość policji czy prokuratury.

Patricia Hearst nie odeszła od swojej rodziny, bo się zakochała w terroryście. Jej historia jest przerażająca i polecam przeczytać jej autobiografię, zanim ktoś zacznie opowiadać, że wszystko robiła z miłości. Mieszkała ze swoim prawdziwym facetem, w którym była zakochana po uszy. Była tak zakochana, że zamieszkała z nim pomimo protestów rodziny. Nie znała swojego porywacza zanim nie wdarł się w jej życie i doprowadził torturami do szaleństwa (bo trudno wciągnięcie w czyjeś urojenia nazwać inaczej).(1)

Świadomość Patricii Hearst została zmieniona w czasie prania mózgu i w całym procesie wywoływania syndromu sztokholmskiego w takim sposób, że tak jak chcieli jej porywacze i kaci w jednym, zaatakowała werbalnie swojego ojca. Odwołała wszystko po ustąpieniu syndromu.

Rodzina Patricii Hearst doprowadziła do skazania jej porywczy, chociaż za inne przestępstwa, o ile mi wiadomo, nigdy nie odpowiedzieli.

Jeśli ktoś potrzebuje źródła, to służę tutaj. Możliwe, że za jakiś czas zrecenzuję autobiografię Hearst. Dodam jeszcze tylko tyle, że osoba cierpiąca z powodu syndromu sztokholmskiego jest nieszczęśliwa, chociaż nie potrafi powiedzieć dlaczego. Ratuje ją rozpoczęcie walki i uświadomienie sobie, co się stało i co było jej prawdziwą decyzją, a co postępowaniem podyktowanym przez lęk. Postawienie się swoim oprawcom wymaga odwagi, tym bardziej że trzeba przedrzeć się przez wypartą traumę, która wywołała rany psychiczne i wywołała podporządkowanie się, które zostało osiągnięte przez przemoc. Mechanizmy traumy i odzyskiwanie prawdziwych wspomnień to tortura, chociaż ofiara syndromu sztokholmskiego cieszy się z powrotu do zdrowia. I jedyne, co może powiedzieć prześladowcy to – cytując postać z Labiryntu – „you have no power over me”.

⛧⛧⛧

(1) W momencie już wystąpienia syndromu sztokholmskiego, czyli całkowitego podporządkowania swojemu prześladowcy, który staje się jednocześnie katem, ofiara ma przed sobą dwie ścieżki. Albo mu wierzy, że dla uratowania życia musi go słuchać bezkrytycznie, albo podejmuje walkę. Już w chwili programowania tego, co chce od niej oprawca, musi stawiać opór i wprowadzać swoje zmiany w jego programie, które mogą jej pozwolić przeżyć. Musi też w końcu zdobyć się na taki opór, żeby odrzucić sugestie swojego prześladowcy, który ją kontroluje. Nie wolno dać się zastraszyć. Trzeba przeć do przodu. Niestety w niektórych przypadkach nie da się tego zrobić bez pomocy z zewnątrz i deprogramingu. Ktoś musi powiedzieć ofierze syndromu sztokholmskiego, co jest prawdą, a co zostało jej wmówione przez oprawcę. W moim przypadku mój schizofrenik, który całkowicie nieprawdziwie uważa się za norweskiego arystokratę i mojego męża, wmówił mi, że będzie szczuł na mnie moich studentów. W takiej sytuacji każdy głośniejszy śmiech wydaje się być kpiną inspirowaną przez tego przestępcę. Piszę przestępcę, bo w jego przypadku zatarła się już granica tego, co robi z powodu choroby, a co z wyboru i złośliwości. Wiem na całe szczęście, że sytuacja nie jest taka, jak mi opisał. Wiem, że jego zwolennicy są w mniejszości. Na całe szczęście moi przyjaciele rozpuścili języki tak, że zaczynam się czuć bezpiecznie. Chociaż wyjście z matni zajęło mi bardzo długie lata. Dostałam też od kilku osób przeprosiny, w tym też od imbecyla Ryszarda, z którym porozmawiał hierarcha poinformowany w końcu, kto jest kim oraz kto był żyją narzeczoną, przez Ojca (ci co powinni, wiedzą o kogo chodzi). Bardzo długo to nie mogło dotrzeć do mojej świadomości i biłam się w swojej głowie ze wszystkimi treściami, jakie mi ci domorośli „specjaliści” (a w rzeczywiście schizofrenicy i imbecyle) władowali do mózgu. Niestety trauma wywołuje takie zmiany w mózgu, że po amnezji każdy wstrząs wywołuje kolejne utraty pamięci. A ci wariaci nie darowali mi chyba niczego, co tylko mogli mi zrobić. Przeszłam pranie mózgu, jakbym znalazła się w obozie Al-Kaidy. Walka, jaką toczyłam z nimi w mojej głowie jest wyczerpująca i nie zostawiała mi energii na cokolwiek innego. Pamięć zawsze wraca zawsze stopniowo, jeszcze zmieniana przez rzeczy, które wmawiają prześladowcy swojej ofierze. Można uwierzyć, że się oszalało, szczególnie jeśli otoczenie pod wpływem schizofreników postanawia „leczyć” ofiarę i koniecznie „przypominać” jej, że jej prześladowca to jej „mąż”. O mało nie umarłam przez to, tym bardziej, że imbecyl Ryszard i Rafał przystąpili do zabijania mnie, czyli takiego zastraszania w wpędzania w uzależnienie od siebie oraz odbieranie całej nadziei i sugerowanie, że jedynym wyjściem jest śmierć, że skończyłoby się to samobójstwem. Moi przyjaciele zostali przez nich w taki sposób potraktowani. Działo się to tak samo jak w moim przypadku w ich miejscach pracy oraz uczelniach. Mam nadzieję na kampanię medialną, która nauczy ludzi, co im wolno, a czego nie wolno, jeśli chodzi o ingerowanie w sprawy zdrowia psychicznego innych ludzi. Szczególnie w miejscu pracy. I co to znaczy odpowiedzialność. Oraz po prostu, kurwa, dobre maniery.

Wyższe sfery

Od zawsze twierdzę, że nie ma czegoś takiego jak „wyższe sfery”, chyba że mówimy o sferach niebieskich. Istnieje wyższa klasa społeczna, a wszelkie „sfery”, to zabawa dla snobów z ich balami i tonami. Powiedziałam to samo na przyjęciu, które zorganizowali rodzice Piotra w latach dziewięćdziesiątych i zawsze tak będę mówić.

Nie zamierzam zaprzeczać mojej lewicowości i przestać dissować snobów, zresztą jestem za to właśnie lubiana. A z uwagi na pochodzenie mojego pradziadka wszystko, co mówię, zaprzeczając istnieniu „wyższych sfer” jest traktowane z dużą sympatią, bo świadczy o tym, że się nie wywyższam.

Po prostu ja sobie mogę pozwolić na takie akcje. Nawet jeśli mam puste konto. A polska szlachta mnie śmieszy, bo to smutne sieroty, pozbawione króla.

Istnieje też klasa rządząca, ale akurat nimi też nie zamierzam się przejmować, bo to też nie jest nikt ważny.

I jeszcze na koniec najważniejsze. Ze względu na krążące o mnie i moich rodzicach kłamstwa, których podstawą są urojenia schizofreników, rodzice Piotra wszystko już dawno temu zweryfikowali za pomocą najlepszej w Warszawie agencji detektywistycznej, która też sięgnęła do tego, co wie o mojej rodzinie norweska ambasada. Wszystkie materiały (łącznie z tym, co Nycz o mnie kłamie) zostały przekazane Policji. Tacy ludzie jak rodzina Piotra lubią mieć pewność, z kim się zadają, a ja zawsze zaprzeczałam oskarżeniom, jakie wysuwał wobec mnie pedofil Nycz. Piotr mnie z tym skonfrontował dawno temu, bo się poznaliśmy w latach osiemdziesiątych w czasie konwentu i na całe szczęście wolał ze mną porozmawiać, zanim mnie do końca skreśli. Poprosiłam o to, żeby jego rodzice, mając na to środki, sami wszystko sprawdzili. Zostaliśmy prześwietleni, jak chyba nikt inny ze znajomych Piotra. Jestem dokładnie tą osobą, za jaką się podawałam. A Renata i Rafał są dokładnie nikim.

Śmieszą mnie więc groźby Nycza, że sądownie będzie „szukał moich dzieci”, albo udowadniał, że „jestem żoną Rafała”. Jest na tyle głupi, że chce udowodnić, że w takim razie „Renata jest moją krewną”, że w takim razie „obie jesteśmy norweskie szlachcianki”. No więc nie, proszę pana, zbiedniała szlachta pracuje, a nie kradnie, jak Renata. Pracuje, a nie daje dupy za pieniądze, jak Renata i jej brat robili, gdy byli dziećmi. Żaden szlachcic na coś takiego by nie pozwolił, ani tak by dzieci nie wychowywał, jak ona z bratem zostali wychowani. Szlachectwo zapewnia, że ludzie zostali wychowani w odpowiedni sposób i przekazano im odpowiednie wartości. Szlachcianki nie da się skurwić. Będzie wolała zamiatać podłogi.

Nie mam z tą panią i jej bratem nic wspólnego. I nic z ich urojeń nie jest prawdą.

Nazwisko to nie szlachectwo. Szlachectwo to pochodzenie i odpowiednie wychowanie. Mój pradziadek miał tylko córki. Dwie wróciły do Norwegii. Trochę szkoda, że moja babka, która popełniła mezalians, nie nadała swojego nazwiska mężowi, miałabym fajne norweskie zamiast polskiego. Chociaż prawdę mówiąc, nie wypadało facetowi przybierać żeńskiej formy nazwiska, a polskie prawo nadałoby Polakowi dokładnie taką formę nazwiska, jaką nosiła jego wybranka. Oboje byli bardzo w sobie zakochani, a dziadek Polak był bardzo dobrym i inteligentnym człowiekiem, więc pradziadek pozwolił na ten ślub – tym bardziej, że zagrozili samobójstwem. Do końca życia dziadkowie ze strony ojca byli bardzo kochającą się, szczęśliwą parą.

Mój tata przewidział, że będę musiała toczyć walkę ze schizofrenicznym potworem w sutannie jeszcze po jego śmierci. Ale zawsze powtarzał mi, że mam pamiętać, że pochodzimy od groźnego wikinga i że jak on mam się nigdy nie poddawać. Cokolwiek i ktokolwiek stanie na mojej drodze, musi pamiętać, że nawet jeśli widzi przed sobą pozornie słabą ciemnowłosą po mamie kobietę, to za mną stoi wściekły wiking, założyciel rodu i pamięć o nim zawsze ma mi dodać sił. Więc zawsze wstanę i będę dalej walczyć.

Mam też geny Ragnara. Jego wnuczka, córka duńskiego króla Bjørna, wyszła za Norwega.

I chociaż pedofil Nycz wrzucił mnie do dołu z wężami, jak chrześcijański król wrzucił Ragnara Lodbroka, który nie chciał się dać ochrzcić, tylko pozostał wierny swoim Bogom, to w przeciwieństwie do Ragnara w nim nie zginęłam, tylko wydusiłam wszystkie węże i żmije. I będę je tropić i nękać dalej.

Ragnar Lodbrok jest dla mnie wzorem osobowym i będę czerpać z niego dumę, bo się nie ukorzył, tylko trwał przy swojej religii. Obiecałam tacie w dzieciństwie, że tak samo jak on i Lodbrok nie dam się złamać, cokolwiek mnie spotka. I zawsze będę poganką. I że zajebiemy pedofila. Taty już nie ma, ale dokończę sprawę solidnie, tak jakby przy mnie dalej stał.