Pływalnia

Jakoś tak się zawsze składa, że wcześniej czy później zawsze ktoś z Kościoła znajdzie sobie jakiegoś schizofrenika, którego zacznie wykorzystywać. I nie daje się wytłumaczyć takiej osobie, że nie należy tak robić. Już tłumaczę dlaczego.

Podstawą wiary w wersji kościelnej jest autentyczna, dziecięca wręcz wiara w cuda. I do takiej ludzie są zachęcani, nie wolno im niczego kwestionować, czy myśleć – nie mówię o myśleniu samodzielnie, w ogóle mają nie myśleć, tylko kierować się odruchami (wiem, bo byłam tak tresowana na religii). Mają wierzyć bez szemrania w to, że jakaś osoba ma objawienia, czyli w moim przypadku mam traktować poważnie bełkot schizofreniczki, że mój ojciec zabierał mnie na pływalnię po to, żebym mogła się tam kurwić. Nie muszę chyba mówić, że to totalna bzdura. Chociaż dla Kościoła, proszę państwa, nie jest to bzdurą, tylko mam się już tutaj przyznać, że w sekcji sportowej był burdel, no bo „święta” przemówiła. I najwyraźniej ma dar bilokacji, bo twierdzi, że „tam była”.

Nie wiem, dlaczego akurat burdel miałby być w sekcji sportowej, ale niech tam. Każdy zdrowy człowiek machnie na to ręką, ale nie Kościół. O, nie. Dla hierarchy jej wiedza pochodzi od Boga, bo chorób psychicznych nie ma. Kościół się nie zajmuje chorobami psychicznymi. Zajmuje się objawieniami. I cytując hierarchę, się na nich zna, więc mam wierzyć, że ona mówi prawdę. Moja koleżanka schizofreniczka miała niezłe plecy, bo jej bełkot i zapewnienia, że mnie „nawróciła” zostały potraktowane z równym zachwytem jak bełkot jej brata. Dowiedziałam się nawet jakiś czas temu, że rozpoczęto pierwsze kroki, czyli zbieranie materiałów, żeby rozpocząć jej proces beatyfikacyjny. Rafał podobno czeka też już w kolejce.

Zamierzam Kościołowi w tym pomóc i wszystko, co wiem o tej tępej schizofrenicznej idiotce oraz o jej równie głupim bracie umieszczam na blogu. Mam nadzieję też na nagrania wideo, może coś się uda sfilmować w czasie Polconu. Aktywna psychoza i charakterystyczne ataki Renaty oraz jej próby przywłaszczenia sobie wszystkiego, co mam, są czymś, czym warto się podzielić.

Renata tak samo jak jej brat powinna się była leczyć od dziecka. Ale niestety wtrącił się Kościół i – jak już wspomniałam – postanowił sobie wychodować „świętych”, bo bez takiego wypromowanego „świętego”, jak mi powiedziano, nie można awansować powyżej biskupa. Jest to totalny cyrk i brutalne wykorzystywanie osób chorych psychicznie, a także pomaganie im w zaszczuwaniu ofiar ich obsesji i obiektów urojeń, bo wszystko co mówią jest traktowane z uniżeniem i uwielbieniem. Ale jednocześnie oboje, Rafał i Renata zostali wielokrotnie wykorzystani seksualnie, także jako dzieci, i żyją w biedzie, na którą skazał ich Kościół, zabraniając się leczyć. Oboje dorabiali, świadcząc usługi seksualne wśród kleru za gratyfikacje pieniężne.

Wiem tyle o Kościele, jakości ich kadr oraz metodach działań, że nie jestem w stanie patrzeć spokojnie, gdy kolejne pokolenia są zmuszane do uczestnictwa w katechezie, która jest tresurą kolejnych naiwniaków.

Dodam na koniec, że moje zainteresowanie niezależnego naukowca, badającego obiektywnie obcą kulturę dzikich, bo został przez nich napadnięty, zostało w pewnym momencie wzięte za coś innego, ale to już nie mój problem i nie moja pomyłka.

Mechanizmy sekty

Tak się składa, że jednym z przedmiotów, jakie studiowałam były psychologia sekt. Pewien hierarcha postanowił udowodnić, że moje przekonanie, ze Kościół jest sektą jest prawdziwe. Z całym przekonaniem straszył mnie wizjami piekła i pochłaniających mnie płomieni, jeśli nie będę go słuchać i będę chciała rzucić na stół już formalną apostazję. Jak większość ludzi uważałam, że nie muszę tego robić, ale życie pokazało, że jednak trzeba było to zrobić.

Całe moje zaszczucie, wszystko co mnie spotkało z ręki tego bandyty to właśnie mechanizmy opisane w tym podręczniku o sektach, włącznie z zastraszaniem i celowym wywoływaniem stanów lękowych. Wiedziałam, co mnie czeka, ale i tak nie było łatwo. Indukowana panika i zastraszenie, dzięki któremu miałam się nawrócić i oddać Kościołowi wszystko, co posiadam, owszem spowodowało, że wpłaciłam 50 złotych na konto pobliskiej parafii. Potem dla równowagi przelałam taką samą sumę dla pobliskiego kościoła luterańskiego. Chociaż to ostatnie pochodziło z mojej wrzutki do tego, co mi mówił. Są to znane psychologom metody walki z praniem mózgu i syndromem sztokholmskim. Należy się stawiać i ingerować w „zadania”, które próbuje swojej ofierze narzucić człowiek wywołujący syndrom sztokholmski, dodawać własne rzeczy, żeby nie robić dokładnie tego, co chce oprawca. Pozwala to zachować własną wolę, chociaż prawie udało mu się zmusić mnie do samobójstwa.

Podstawowym zajęciem sekty jest przejmowanie majątków ludzi, którzy wpadają w ich sidła. Bardzo nieprzyjemne jest, że jest to główne zajęcie warszawskiego hierarchy, który fałszuje testamenty zaszczutych wcześniej ludzi. Nie sam ich zaszczuwa (chociaż w moim przypadku wziął w tym chętnie udział), ale wie, co się dzieje, a potem podpisuje, co mu podsuną. Sam też pisze. Jak mój sfałszowany list do Dyrektora Opus Dei.

Wiem, co to są indukowane stany lękowe, więc nad tym zapanowałam, chociaż przeżyłam – zgodnie z planem mojego oprawcy – piekło. Ale nawet wizje i lęk przed urojonym piekłem (co jest klasykiem z podręcznika) mnie nie złamały. Koniecznie chciał, żebym poszła do zakonu, bo ktoś sobie tak uroił. Wygląda na to, że znowu realizował chore plany swojej schizofreniczki Renaty – zdaje się, że miałam iść do Kościoła, a tej tępej zdzirze zostawić wszystko, bo dla niego ona jest „królową norweską”. Wmawiał mi, że moja rodzina chciała, żebym została zakonnicą. Zwalczyłam to i złożyłam już formalną apostazję u swojego proboszcza w kościele, który widzę z okien mojego mieszkania, a mieszkam w tym samym miejscu od urodzenia.

Nie chcę nawet myśleć, ile osób zostało zniszczonych, żeby zaspokoić pychę ludzi Kościoła, którzy uznali, że mają prawo w taki sposób ludzi rekrutować. Czyli najpierw gwałcić, a potem zaszczuwać za to, że ktoś nie chce iść „odpokutować” tego „grzechu” w Kościele, służąc „Bogu” (czytaj psychopatycznej i sadystycznej zakonnicy).(1)

Nie łudźmy się, w Kościele nie ma nikogo dobrego, przynajmniej wśród hierarchii. Może znajdą się godni współczucia ludzie, którym wmówiono, że mogą w ten sposób czynić dobro i rzeczywiście starają się ludziom służyć. Ale ja takich nie spotkałam.

O mało mnie nie zabił czyjś przesadzony donos, od kogoś kto mnie poznał kiedyś towarzysko, bo Nycz nakręcił się i uznał, że może przejąć bardzo dużą sumę pieniędzy, którą niby mogłam odziedziczyć. Dlatego dostał furii i postanowił mnie zmusić do zostania zakonnicą i przekazania „Kościołowi” wszystkich pieniędzy, których nawet nie dostałam. Szantażował mnie też, że nie zostawi mnie w spokoju, jeśli nie przeleję mu miliona. Rozumiem jego upór i chęć zabicia mnie z zemsty – oczywiście znowu zgodnie z podręcznikiem. Sekty zabijają zaszczuwając swoich członków lub ludzi, którzy nie chcą się podporządkować. Sekty dążą do przejęcia majątków swoich członków. Powiedzenie, że Kościół Rzymsko-Katolicki jest sektą, której się udało, jest bardziej prawdziwe, niż wszyscy myślą. Nycz postanowił mi to potwierdzić całkowicie i moja niezgoda na takie metody działania spowodowała taki jego atak, że ledwo przeżyłam.

Ten człowiek jest naprawdę pomylony. Nie mam takich pieniędzy nigdzie. Niepotrzebnie mnie zniszczył, bo nawet jeśli się wzbogacę, to nigdy nie podzielę się jakąkolwiek kasą z jego kurwą Renatą, jak i nie będę utrzymywać jego innego kurwiszcza, czyli Rafała. Nie mówiąc o samym Nyczu. Nikt z nich nie powinien nawet marzyć o przejęciu nawet złotówki z tego, co posiadam.

Dodam jeszcze tylko, że bardzo duża część działań Kościoła nie jest jawna. Wbrew własnej woli musiałam z reprezentantem Kościoła rozmawiać i mając takie wykształcenie, jakie mam (czyli przypomnę, oprócz filologii angielskiej studiowałam też psychologię(2)), więc bardzo chciałam się dowiedzieć o metodach jakimi działają i ich gwałtownym rozejściem się z kanonami Kościoła. Kanony – dla niezorientowanych – to taki kodeks prawny tej organizacji religijnej. Usłyszałam, że ludzie Kościoła działają na podstawie ustnej tradycji Kościoła. Czyli uważajcie, olewają sobie kanon o traktowaniu współmiernych, a nie byłam wtedy jeszcze formalnie apostatą, z delikatnością. Ponieważ jeśli wiedzą, że ktoś chce odejść z Kościoła, to wolno im zastraszać taką osobę oraz prać jej mózg. Są to działania sekty, tak samo jak większość innych metod, jakie wobec mnie zastosował Nycz ze swoimi ludźmi. Nie wolno nikogo zatrzymywać w swojej organizacji religijnej, wywołując specjalnie syndrom sztokholmski, bo do tego znany nam hierarcha dążył. Bardzo bym chciała poznać inne niepisane zwyczaje i metody działania Kościoła Rzymsko-Katolickiego, bo to czego już doświadczyłam odbieram jako kryminolog jako autentycznie s stuprocentowo kryminogenne. Nie może w państwie prawa działać organizacja, która ma dodatkowy tajny statut oraz tajne metody działania oprócz tego, co zostało napisane w jej statucie (za statut uważam prawo kanoniczne). Taka organizacja jest nielegalna. Tak działa autentyczna mafia i przestępczość zorganizowana.

⛧⛧⛧

(1) Było to przeprowadzone brutalnie „wychowywanie na zakonnicę” – czyli pranie mózgu oraz zastraszanie, które miało na celu zrekrutowanie do sekty. Bo muszą dbać o kadry. Jednocześnie hierarcha bardzo chciał mi wejść do łóżka i starał się mnie uwieść. Oficjalnie Kościół się nie posługuje takimi metodami, ale nieoficjalnie jak najbardziej takie rzeczy robi, co więcej ludzie Kościoła uczą się tego i nazywają to „ustną tradycją Kościoła”. Jest to najgorsza i najgroźniejsza sekta, jaką kiedykolwiek spotkałam. Mój były został w dzieciństwie poddany takiemu praniu mózgu przez Kościelnego hierarchę, że zniszczyło mu to życie. Ale posłusznie jak pies Pawłowa przelewał swojemu treserowi olbrzymie sumy pieniędzy. Dał radę przed śmiercią się uwolnić i zablokował cykliczne przelewy. Po jego śmierci z kolei jego syn również zaczął być tresowany i warunkowany bycie na posłuszną kościelną maszynkę pieniędzy. Zdołaliśmy to jednak przerwać i nie będzie już tak posłusznie chodzić w kieracie, jak jego ojciec i nie będzie miał wypranego umysłu i zablokowanych naturalnych potrzeb człowieka. Udało się chłopcu nagrać cały cykl zastraszania, prania mózgu oraz manipulowania dzieckiem, które nawet jeszcze nie poszło do szkoły. Nagranie trafiło na Policję jako ważny dowód. Sama doradziłam nagrywanie na komórce, chociaż prawo zabrania podsłuchu, zadecydowała jednak zasada społeczna o konieczności udokumentowania przestępstwa. Nagranie tylko do dyspozycji Prokuratury. Nikt nikogo nie zamierzał tym szantażować.

(2) A mówiąc dokładniej, specjalizowałam się jako kryminolog i nawet napisałam pracę magisterską i ją złożyłam w rękopisie (takie były czasy, że na koniec oddawało się prace do przepisania zawodowym maszynistkom, albo pożyczało maszynę do pisania). Jest tak obszerna, że może uda się ją odkurzyć i zmienić w doktorat. Rozmawiałam już o tym. A o czym pisałam? O prześladujących mnie schizofrenikach i o tym, w jaki sposób wykorzystuje ich Kościół, jak kradnie majątki i jak zabija ludzi, którzy nie chcą się z władzą Kościoła zgodzić. Czyli o tym, że jeśli wejdzie się głębiej w las, to okazuje się, ze Kościół jest taką samą sektą, jak inne i stosuje te same co one zabronione metody indoktrynowania oraz niszczenia ludzi. Nazywa to ustną tradycją Kościoła i uważa, że jest tak samo ważne, jeśli nie bardziej niż prawo kanoniczne. Bo – cytując – „Kościół musi przetrwać”. A w dupie mam takie „święte zasady Kościoła” i mam nadzieję, że wszyscy inni także.

O co chodzi imbecylom

Postanowiłam wyciągnąć jeden z wątków i go dokładniej opisać. Imbecylom, którzy całkowicie nie są ze mną związani więzami rodzinnymi, chodzi przede wszystkim o postawienie na swoim i nie przyjmują do wiadomości, że się mylą. Ogólnie mówiąc moją potrzebę porządkowania świata w taki sposób, aby pasował do ich własnych potrzeb i wydawał im się bezpieczny. Przy czym kierują się głupotą i zabobonem.

Różni nas nie tylko stosunek do religii, ale też do seksu. Zakonnica, która mnie uczyła religii z całym przekonaniem twierdziła, że kobieta uczciwa czuje ból w czasie seksu i należy go uprawiać tylko w celu prokreacji, a jak facet potrzebuje więcej, to niech idzie do kurwy. Moja mama była współczesną lekarką, mój ojciec też miał wyższe wykształcenie. Zupełnie czegoś innego mnie uczyli. Owszem, przekazano mi ideały romantycznej miłości (hej, wszak mój ojciec skazał się na mieszkanie w PRL dla mojej mamy i rezygnację z lukratywnego ożenku), która powinna kończyć się małżeństwem, które powinno trwać do śmierci i wspólnie wychowywać dzieci. Z tym, że oczywiście wiedzieli, że życie czasem nie układa się idealnie. Zawsze jednak przekazywano mi wizję seksu jako czegoś pozytywnego i fakt, że miałabym się katować w czasie stosunku z niekochanym facetem mnie przeraził. A tak opisywała ideał katolickiego małżeństwa moja katechetka. Kobiety też nienawidzą kobiet.

Kobieta ma prawo do przyjemności w czasie seksu. Jest to podstawowa prawda wspólna wszystkim ludziom cywilizowanym, ale dla kleru powiedzenie czegoś takiego na lekcji religii oznaczało, że moja mama została nazwana kurwą i prostytutką, która mnie też miała chować na prostytutkę.

Ostrzegam wszystkich ludzi przed imbecylami, którzy uczą religii i którzy uważają, że mają dzieci strofować i „wychowywać” między innymi karnymi gwałtami, bo tym mnie zaczęto straszyć na religii, żeby mnie podporządkować. Jakiś czas temu uslyszałam, że trzeba by mnie ponownie pobić i zgwałcić, znowu oralnie, ponieważ ci przestępcy uważają, że gwałty oralne nie niszczą ich „czystości”.

Rozumiem manipulację społeczną za pomocą, której rządzi Kościół, między innymi reglamentując seks, tak aby każdy musiał zwracać się do kleru po pozwolenie i słyszał, co mu wolno w łóżku. Od znajomego Profesora usłyszałam kiedyś, że problemem są źle radzący sobie z własną orientacją homoseksualiści w Kościele, ponieważ to oni narzucają wizję, według której kobieta jest na tyle odrzucająca, że trzeba ją karać bólem w czasie stosunku oraz w czasie porodu. Do pieca dorzucają też osoby nie radzące sobie z celibatem i nienawidzące kobiet za to, że muszą z seksu rezygnować. A popędy naprawdę nie znikają i wcale lekiem na to nie jest zastępcza pedofilia.

Znajomemu zaproponowałam jakiś czas temu badania nad poziomem kadry uczącej religii w szkołach, zorganizował odpowiednią anonimową ankietę online. Wyniki były przerażające, nie tylko moi katecheci uważali karny gwałt za odpowiednie postępowania, żeby ukrócić trudne pytania. Wyglądało na to, że to jak ja byłam potraktowana przez katechetów i ich głupota oraz lęk przed kobiecym (facetom wolno chodzić do prostytutek) seksem jest uniwersalnym problemem Kościoła.

A o co chodzi konkretnie imbecylom, którzy mnie prześladują od dzieciństwa? Opierając się na urojeniach chłopca z podstawówki, który miał wizje z seksu z ośmioletnią koleżanką, postanowili uporządkować świat, żeby zgadzał się z ich poglądami. Są na tyle głupi, że nie rozumieją pojęcia choroby psychicznej oraz urojeń. Gdy tłumaczyłam im schizofrenię, jako zaburzenie, które polegało, że nie potrafi się odróżnić snu od rzeczywistości i że ktoś w taki sposób śni też w dzień, chociaż wydaje się, że nie śpi, byli przerażeni i chcieli, żeby Rafała natychmiast leczyć. Trwało to jednak krótko, bo zaraz powrót na wcześniejsze pozycje i twarde stwierdzenie, że takich rzeczy nie ma, a Rafał „miał seks ze mną”. Całkowicie niemożliwe jest porozumienie z nimi i wpuszczenie nowych informacji do ich mózgów.

Imbecyle, którzy mnie prześladują opierają się na nieprawdziwych przesłankach, jak już wspomniałam. Kierując się nimi chcieli doprowadzić do sytuacji, kiedy będę z mężczyzną, z którym (ich zdaniem) straciłam dziewictwo, bo wtedy „jest porządek”. Znajduję ironicznym, że chcąc do tego doprowadzić, sprawili, że rozstałam się z facetem, z którym faktycznie straciłam dziewictwo, a wiele innych osób zaszczuli na śmierć. Nazwę to typowym postępowaniem Kościoła.

Przez całe moje życie starali się zbierać o mnie informacje, przesłuchiwali znajomych, pojawiali się praktycznie w każdej szkole i każdym miejscu pracy, żeby nie dopuścić do sytuacji, że zwiążę się z kimś innym niż schizofrenik Rafał. Pomagali mu w ten sposób realizować jego schizofreniczne potrzeby i umacniali jego psychozę. Przez co wszelkie próby namówienia go na leczenie spaliły na panewce. Dlatego muszę bronić się przed nim wszystko ujawniając na blogu.

Kilka razy zostałam zakatowana w czasie ich interwencji do wystąpienia amnezji. Zniszczyli mi całe życie. Obecnie muszę się przed nimi ukrywać, a facet mną zainteresowany jakiś czas temu dostał ode mnie radę, żeby wrzucał na swój profil zdjęcia z jakimiś koleżankami i przyjaciółkami, bo mogę nie przeżyć kolejnego ataku na mnie, jeśli dojdą do wniosku, że mam możliwość odgrywania innej roli, niż mi wyznaczyli. Albo on sam może zostać zabity lub pomówieniami wsadzony do więzienia. Potem już zupełnie straciłam pamięć. Wystąpił syndrom sztokholmski i wyjście z niego zabrało mi lata.

Jak to jest w ogóle możliwe? Zacznijmy od tego, że w ramach „leczenia ludzi” ci związani z Kościołem i popierani przez hierarchę imbecyle organizują gwałty i pobicia. Potem fałszywie przedstawiają się – w szkole lub miejscu pracy – jako rodzina i psychoterapeuci. Pomimo protestów ofiar (piszę ofiar, bo nie tylko mnie to spotkało) nie są usuwani z budynków, chociaż zwykle w takich miejscach jest ochrona. Otoczenie, które ich wydało na pastwę katów, gratuluje sobie, że im „pomaga”, bo tamci wiedzą niby „wszystko najlepiej”.

W życiu nigdy mnie tak nie potraktował, nigdy nie czułam się tak bardzo jak rzecz, która nie ma nic do powiedzenia, jak właśnie w tym przypadku, gdy „ratował” mnie Nycz z imbecylami, schizofrenikami oraz kilkoma idiotkami z fandomu. Ludzie po gwałcie i pobiciu są bardzo słabi i łatwo ich zastraszyć. Potem pranie mózgu trwa w najlepsze. Najsilniejsi – a ja jestem przez nich atakowana co jakiś czas od ósmego roku życia – się załamują i popełniają samobójstwa, tym bardziej, że imbecyle, kierując się frustracją i impulsami, zaczynają życzyć swoim ofiarom śmierci. Wiem, że lubią w ten sposób zabijać i powinni być uwięzieni, bo są tak samo niebezpieczni, jak zwierzęta, które nauczyły atakować ludzi.

Uważają jednak, że nie odpowiadają za nic, bo to ofiara popełniła samobójstwo, ale dla kogoś, kto zna chociaż trochę psychologię i mechanizmy psychiczne są brutalnymi pozbawionymi wyższych uczuć i współczucia mordercami. Mnie uratowali biegli sądowi, bo chcą moich zeznań, ale skończyło się powolnym wychodzeniem z traumy, które zajmuje lata. Nie dało rady niczego przyśpieszyć, chociaż już chwilę wcześniej całkowicie wyszłam z poprzedniej amnezji.

Nie wypada mi tak pisać, ale mam nadzieję, że kilka osób po prostu zdechnie.

Mam na razie spokój od imbecyli, bo powiedziałam im, że już niczego nie chcę od życia i nie mam szans się z nikim związać. Dokładnie to chcieli usłyszeć, bo zaspokaja ich potrzebę „porządkowania” sytuacja, kiedy z nikim innym się zwiążę niż urojeniowiec, z którym nigdy nie byłam. A dziedziczyć po mnie w ich rozumieniu ma ten samozwańczy schizofreniczny „mąż”, który nigdy nie był moim mężem, ani nie ma prawa po mnie dziedziczyć.

Każda osoba, która przedstawi poświadczony przez Nycza lub innego księdza mój testament to fałszerz. Jestem ateistką i poganką, więc w życiu nie poproszę nikogo z Kościoła o sporządzenie testamentu. Fałszują wszystko tylko dlatego, że ktoś ma potrzebę podporządkowania sobie świata, żeby zgadzało się z ich poczuciem estetyki i porządku. A Nycz im wszystko podpisuje, bo tylko im wierzy, że „wiedzą, co tam powinno być”.

Mam nadzieję w końcu zrobić z tym koniec. Nie porządek, ale właśnie koniec.

Dziewictwo

Sprawa ze schizofrenikiem Rafałem jest dla mie na tyle stresująca z powodu jego urojeń na temat seksu ze mną oraz mojego prowadzenia się, że muszę zdobyć się na pewne zwierzenie. Oczywistym jest, że nie straciłam dziewictwa z Rafałem. Wszystkie jego opowieści na temat seksu ze mną są jego czystymi urojeniami.

Straciłam dziewictwo z kolegą metalem, którego poznałam na koncercie. Jest Warszawiakiem, był wtedy grubym blondynem, który postanowił mnie uwieść. I zrobił to pod nosem mojego oficjalnego narzeczonego (który jako cny katolik chciał czekać do ślubu). Widziałam jego zabiegi, ale przyjęłam zaproszenie na spacer (no bo co może się mi stać w czasie spaceru nad Wisłą). Kolega metal miał ze sobą wino i upił mnie na schodkach nad Wisłą.(1) Jego łapa trafiła tam gdzie chciała i zaczęły się pieszczoty, po których dałam się namówić na seks.

Także ten tego, teraz już wiecie. Straciłam dziewictwo na schodkach nad Wisłą, gdy już było ciemno.(2) Nie dało się nie zauważyć krwi i bólu, tak więc niech schizofrenik Rafał nie bredzi, że był moim kochankiem i to jeszcze w podstawówce. Imbecyl Ryszard naprawdę bez sensu gania za mną całe życie próbując zapędzić mnie do Rafała, z którym niby miałam być fizycznie i mieć dziecko. A wcześniej, kierując się bełkotem szaleńca, próbował zmusić mnie do bycia z nim, a nie z Bartkiem, „bo był seks”. Nie było seksu. Nigdy nie byłam z Rafałem, nigdy nie mieliśmy dziecka. To są jego urojenia.

Kolega metal, z którym straciłam dziewictwo (zresztą dla niego to też był pierwszy raz), ma moje pozwolenie na wyautowanie się, bo jest dla mnie cennym świadkiem, który może poświadczyć, kiedy pierwszy raz odbyłam stosunek. Dla niego rzuciłam swojego narzeczonego na rok. Później do narzeczonego wróciłam. A jeszcze później zaczęło się odbijanie w drugą stronę. Które dla odmiany przerwała już na zawsze moja amnezja i kłamstwa imbecyli oraz schizofreników.

Piszę ku przestrodze, nie dajcie im się okłamywać w nieskończoność. I przestańcie mnie nękać.

⛧⛧⛧

(1) Jego ojciec odpierał potem zarzuty o upicie mnie i w ramach eksperymentu, żeby pokazać mi, jak wygląda prawdziwe upojenie alkoholowe, pan Profesor wmusił we mnie dwie butelki mołdawskiego wina. Albo może i więcej. Nie wiem, chyba przestałam umieć liczyć po drodze. Libacja trochę trwała, bo szybkie picie oznaczałoby wymioty. Skończyło się na takich zaburzeniach motoryki, chociaż upierałam się, że dam radę sama iść, że mój luby musiał zarzucić mnie sobie na plecy i w taki sposób zanieść do łóżka.

(2) Dopiero po tym doświadczeniu zaczęłam się zastanawiać nad różnicami pomiędzy mężczyznami i dzieleniem ich na takich, co mają łóżko i takich, co nie mają łóżka. Jak widać ja się wtedy zdecydowałam na takiego, co nie miał łóżka. Chociaż młodym pannom zalecam zawsze wybór facetów z łóżkami. Te schodki nie były wygodne.

Intrygi imbecyla Ryszarda i jego przyjaciółki zakonnicy

Ryszard i jego znajoma zakonnica są przykładem ludzi, których znajomy Profesor chciał zaklasyfikować jako chorych psychicznie. Jednocześnie są przykładem na to, że zawsze jest potrzebny przy diagnozie psycholog, Widać też przy tej sprawie, dlaczego osoba pokrzywdzona (czyli ja) powinna wziąć udział w śledztwie, szczególnie jeśli ma przygotowanie kryminologiczne (znaczy się, te drugie studia to początek lat dziewięćdziesiątych, ale jeszcze potrafię coś sobie przypomnieć, tym bardziej że badałam i opisywałam dokładnie ten gang schizofreników).

Ryszard i zakonnica przypomnieli mi skąd się wzięli i że z powodu swojej głupoty zaklasyfikowali mnie jako osobą chorą psychicznie (dokładniejszy opis ich pomyłki w jednym poprzednich wpisów). Oczywiście, jak już napisałam, nie było przy tej diagnozie ani psychiatry, ani psychologa.

Oboje są na tyle głupi, że szczerze uwierzyli we wszystkie urojenia schizofrenicznego rodzeństwa czyli Renaty i Rafała. Jeszcze gorzej – są imbecylami. A imbecyl jeśli w coś uwierzy, to nic, ale nie nie przekona go, że się myli. Taki mózg zapisuje się tylko raz i nie potrafi wykonać żadnych korekt myślenia. Nycz jest taki sam. Każdy imbecyl też uwielbia intrygi i spiski, bo pomimo głupoty wierzy, że wszystko wie lepiej. Dlatego dla nich są zakłady opiekuńcze, tak są wyrywni ingerować w cudze życie, nie tylko dlatego że sobie nie dają rady z codziennym życiem.

Nie jestem w stanie przekonać kilku równie głupich osób, że imbecyl Ryszard jest dla mnie obcą osobą, tak samo jak towarzysząca mu zakonnica. Oboje samozwańczo obwieścili się „moimi rodzicami”. Stąd też „urojenia” pani Barbary, która z cała stanowczością potrafiła mi powiedzieć, że „rozmawiała wczoraj z moją mamą”, albo potrafiła nazwać moją mamę, szlachetnego i dobrego lekarza „kurwą”. Nycz jej w tym towarzyszy. Bo tak sobie wymyśliły chore psychicznie dzieci z mojej podstawówki. Wymyśliły też sobie, że zmuszą mnie do poślubienia Rafała, ale nic im z tego nie wyjdzie.

Intryga, jaką uwielbiają ci schizofrenicy oraz imbecyle polega nie tylko na rozpowiadaniu wszystkim nieprawdy, że żyję z Rafałem lub że mamy dziecko. Łapią moją koleżankę i wmawiają jej, że ktoś, kto się we mnie kocha, jest w niej na zabój zakochany. Spotkało to panią Szkwał (i dlatego zaszczuła mnie oraz próbowała zaszczuć Agnieszkę, bo już widziała siebie u boku bogacza), spotkało to też Krystynę (chociaż chodziło już o kogoś innego) oraz pewną panią P., która usłyszała, że pewien pan przychodzi do mojej pracy dla niej. A tak się składa, że był to człowiek, którego ze mną chciał połączyć Piotr. O mało nie umarł, gdy się dowiedział od pani P., że niby mam być z Rafałem i że „nic mi już nie jest”.

Bardzo mało zabawna komedia pomyłek powstała z powodu intryg tych imbecyli, a także głupoty różnych moich koleżanek. Na razie trzy się dały podpuścić (nie liczę idiotki z Reytana, która mnie wraz z wariatami zaszczuła i próbowała wejść pomiędzy mnie i Bartka). Muszę zaznaczyć, że Rafał nie jest i nigdy nie był przyjacielem Piotra, bo i takie łgarstwa słyszałam. Przyjaciel Piotra to ktoś kogo Piotrowi przedstawiłam w czasie zakupów w jednej z Zar. Przybiegli tam obaj, bo dałam znać na Facebooku, że wybieram się na zakupy i będzie przyjemnie, jeśli się na kogoś natknę.

Intryganci zaś snują bardzo wydumane intrygi, w ramach których zamierzają doprowadzić na złość do związku mojego obiektu zainteresowania z moją koleżanką.(1)

Są na tyle głupi, że przeprowadzają intrygę, którą się ze mną podzielili (żeby mi uzmysłowić, że nie mam szans, więc mam się „pogodzić z Rafałem” – przypominam, to jest ten schizofrenik, z którym nigdy nie byłam), która ma polegać na tym, że koleżanka przekonana powieściami Barbary, daje się podpuścić i działa. Co polega na tym, że powiedziawszy, że przyjmuje oświadczyny (których oczywiście nie było), rzuca się całować tego pana, który się mną zainteresował (żeby było ciekawiej to zainteresowanie trwa, odkąd skończył dziesięć lat, ale to mniej ważne), pan się zakochuje, bo koleżanka jest czysta i jest katoliczka. I w tym momencie ta moja koleżanka katoliczka ma doprowadzić do jego nawrócenia i rzucenia jego ulubionego gatunku muzyki. Zamiast tego pan ma iść uczyć. Barbara ma nim dalej kierować, jak kierowała mną. Dzięki niej, ku ich zachwytowi, nie zostałam metalową wokalistką, co niby miało mnie uszczęśliwić.(2)

Jako żywo, chcę zobaczyć takie cuda, ale na moje oko prędzej się skończy pozwem o napastowanie seksualne, bo ten pan nigdy jej nie czynił żadnych awansów, ani z nią nie flirtował. Chętnie to zobaczę w ramach eksperymentu psychologicznego, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście ten narcyz tak samo jak pewna koleżanka z fandomu zrobi z siebie idiotkę się poniży w ten sam sposób.

Spodziewam się tych idiotów w czasie Polconu na mojej prelekcji. Zdrowi psychicznie ludzie sądzą w takich przypadkach, że się wariatom i imbecylom znudzi. Niestety nie. Reguła jest taka, schizofrenicy nękają swoje ofiary do ich samobójczej śmierci, chyba że spotkają się z odpowiednią reakcją otoczenia i zostaną ośmieszeni, wsadzeni do psychiatryka lub osądzeni. Imbecyle też nie zrezygnują, bo kierują nimi potrzeby schizofreników. I też sami z siebie są uparci, sztywni i nie zmieniają zdania.

⛧⛧⛧

(1) Jakby co – jeśli ten pan pozwoli, że pani P. go uwiedzie – to mój plan B zakłada wyjście za Szweda, a plan C rozwiedzenie kogoś. Chyba, że ktoś o kim nie pamiętam, postanowi wejść pomiędzy plan B i plan C. W każdym razie takie są moje zamiary, a jeśli nie wypalą, to się wtedy zastanowię. Ale w żadnym wypadku nie będę płakać, czy rzucać się jakiemuś schizofrenikowi na szyję i przepraszać.

(2) Zostałam zgwałcona w czasie studiów, poddania praniu mózgu, co się skończyło amnezją oraz moim całym nieszczęśliwym życiem, bo nie robię tego, co powinnam robić, tylko zdecydowała za mnie szajka idiotów, która rządziła mną za pomocą syndromu sztokholmskiego i decydowała, co mam pamiętać i co mam myśleć. Absolutnie nie dziękuję pani Barbarze za to, że zdecydowała mną „kierować” oraz mną „opiekować” z moją „mamą” (czyli zakonnicą imbecylem, która nigdy nic nie rozumiała) oraz „tatą” (czyli imbecylem, który w życiu nic nie powinien o mnie mówić). Wolałabym mieć to swoje wymarzone wydawnictwo lub być policyjnym profilerem, nawet gdybym nie została wokalistką. Mogłabym też robić te trzy rzeczy na raz, bo nie musiałabym być profilerem na cały etat.

Wstęp do diagnostyki

To będzie krótki wpis, ale sprawa zasługuje, żeby ją opisać osobno.

Więc po pierwsze – psychiatrom nie wolno diagnozować na podstawie tego, co im mówią inne osoby poza ich pacjentem, który sam powinien przyjść do psychiatry. Nie ma zmuszania, nie ma wmawiania choroby psychicznej, bo to prowadzi do załamania. Jest to podstawa z podręcznika dla studentów. Bo po pierwsze prawdopodobnie inne osoby przekłamują i nic tak naprawdę nie wiedzą. Jest to jak ze słoniem i ślepcami, jeden mówi, że drzewo, drugi, że wąż, a tak naprawdę stoi przed nimi słoń. Poza tym schizofrenicy uwielbiają „leczyć” ludzi i dopasowywać ich oraz świat do swoich urojeń. Padłam tego ofiarą, gdy koniecznie chciano ze mnie zrobić „żonę” Rafała, bo już w podstawówce miał urojenia, że ze mną – ośmiolatką – „uprawiał seks”. Więc schizofrenicy uwielbiają znajdować sobie psychiatrów, których napuszczają na swoje ofiary. Jest to tak nagminne, że żaden lekarz nie powinien się dać w ten sposób zrobić w chuja. Powtórzę, jest to zakazane w podręczniku diagnostyki. A jednak padłam ofiarą takich leniwych lekarzy, którzy w życiu nie powinni być psychiatrami i którzy próbowali mi stawiać „diagnozę” na podstawie tego, co bredzili wariaci, albo imbecyle – czyli ludzie nigdy nie mieli nic ze mną wspólnego.

A po drugie – absolutnie nie diagnozuje się chorób psychicznych na podstawie tego, czy podobają się nam opowieści jakiejś osoby. Może o sobie opowiadać, że jest księżniczką z Marsa. Gówno z tego wynika. Diagnosta szuka innych rzeczy, jak na przykład zerwanych ciągów przyczyna-skutek i urojonych wnioskowań.

Ale to przerasta intelektualnie gang Krystyny, jak i chyba większość osób, którymi się otoczyła.

Imbecyl Nowak – część druga

Nie wiem, czy w poprzednich wpisach wytłumaczyłam dokładnie, skąd wziął się imbecyl Ryszard N. z Warszawy. Ale już nadrabiam ewentualne zaległości. Jest znajomym pewnej zakonnicy, która usłyszawszy plotki o mnie i o tym, że mam praktycznie poczwórne obywatelstwo (oczywiście polskie, bo to jest mój kraj zamieszkania i mam polskich przodków, francuskie – bo tam mieszkał mój tata, norweskie po pradziadku i jego potomkach, a także szwedzkie po praprababci i jej potomkach). Taka moja rodzina jest kosmopolityczna, dodatkowo mąż mojej siostrzenicy dorzuca ich dzieciom jeszcze obywatelstwo wietnamskie, bo jest w połowie Wietnamczykiem. Nic na to nie poradzę. Tacy ludzie też istnieją.

Za to ta zakonnica uznała, że wielonarodowość jest niemożliwa i że mój ojciec, mając nazwisko Wieczorek, nie może mieć obywatelstwa francuskiego, nie mówiąc już o innych. Nie przyszło jej do głowy, że istnieje coś takiego jak proces naturalizacji. W efekcie sama będąc idiotką ze wsi „zdiagnozowała” u mnie chorobę psychiczną. Rozmowa z moim tatą jej nie przekonała, bo mówił coś innego niż wbiła sobie do zdurniałego łba, więc zaczęła szukać dla mnie „pomocy” oraz „opieki”, tym bardziej, że „choroba psychiczna” mojej rodziny miała się objawiać się też indyferentyzmem, jeśli chodzi o moje uczęszczanie na religię, ateizmem, czy też dumą z pochodzenia. Nic nie zrozumiała z tego, co mówił jej mój tata.

Znalazła sobie znajomego, który bardzo się przejął jej lękiem „o mnie”. Był to właśnie Ryszard N., który – to trzeba zaznaczyć – jest patentowanym idiotą z dumnym IQ 75, czyli akurat tyle, żeby Państwo Polskie uznało go za zdolnego do samodzielnego życia. Podpytałam go odpowiednio i okazało się, że wynik jest i tak zafałszowany, bo zakonnice pilnujące go podczas testów podpowiadały dzieciom, żeby nie musiały trafić do zakładu opiekuńczego. Wierzcie mojemu doświadczeniu i wiedzy – ma inteligencję na poziomie psa, jedyna różnica polega na tym, że ma rozwinięty aparat mowy i gada, chociaż najczęściej nie wie, co oznaczają słowa, które powtarza po innych. Stosuje też różne techniki, żeby też ukryć, że nie rozumie, co się do niego mówi. Jego znajoma zakonnica tak samo głupia jak on.

Razem z tą durną zakonnicą poszedł prosto do mojej podstawówki. Żadne z nich nie miało nawet podstawowych kwalifikacji, żeby kogokolwiek diagnozować, czy prowadzić działania pedagogiczne. Nie mówiąc nawet o inteligencji. Nikt z nimi nie chciał rozmawiać, oprócz radosnych schizofrenicznych dzieci, czyli Rafała i Renaty, którzy nigdy wcześniej mnie nie poznali, ale postanowi się czegoś dowiedzieć. A jak już skierowano ich uwagę na mnie, ruszyły im wszystkie urojenia i zawiść, więc nakarmieni bzdurami o mnie Ryszard i zakonnica postanowili pójść do biskupa – jakby to on był naczelnym psychiatrą czy pedagogiem Warszawy. A ten wyznaczył do „zbadania” sprawy swojego pupilka, którego wychował na swój wzór i podobieństwo, czyli pedofila Nycza.

W tamtej chwili został utworzony najgroźniejszy gang schizofreników w historii polskiej kryminologii, możliwe że najgroźniejszy na całym świecie. Składa się z rodzeństwa schizofreników, durnej zakonnicy, imbecyla Ryszarda, który postanowił być moim „wujkiem” (bo tak mnie sobie nielegalnie „adoptował”) i który dla „mojego dobra” mnie oraz innym wmawia, że moja mama była jego siostrą (co jest obrazą samo w sobie, ale na całe szczęście jest to łatwe do obalenia, bo panieńskie nazwisko mojej mamy to Kurzępa, a nie Nowak), równie chyba głupiej pani Barbary z Krakowa (która jak wszyscy głupi ludzie też jest krańcowo zdemoralizowana i sądzi, że może kłamać, jeśli jest przekonana, że ma rację, a tylko brakuje jej argumentów) oraz samego Nycza z jego wszystkimi kontaktami towarzyskimi i politycznymi.

I co ja mogę powiedzieć? Tylko tyle, że w ramach „podziękowania” zamierzam odkopać wszystkie zbrodnie Kościoła i doprowadzić do tego, żeby w Polsce tak samo jak w Irlandii zaszła skokowa sekularyzacja we wszystkich dziedzinach życia.

Pedofilskie kurewki wpychane na stanowiska przez wdzięcznych hierarchów won z polityki!!!

Dosyć świata, w którym się pozwala, żeby najgłupsi pchali się do rządzenia. Trzeba ich za te naturalne skłonności przycinać, aż nie odrosną. Na pewno nie będą rządzić mną, czy moją rodziną.

A Krystyna może sobie wybić z głowy swoje wymarzone zamążpójście z sama-wie-kim. Jej gang schizofreników w tym nie pomoże, moi znajomi na to nie pozwolą, więc może przestać kłamać, że jestem z Rafałem. Wiem, kogo tak okłamała. On też wie, że został okłamany. Mam nadzieję, że Krystyna dostanie dokładnie to, na co zasługuje w kilku miejscach i przestanie udawać pisarkę, bo pisać nie potrafi, jak udowodniła w swoim selfie.

Jakby co, mogę zaprezentować mój self, który uważam za demo i nie udaję przed nikim, że miał profesjonalną redakcję, czy korektę.

Krystyna jest tak samo durna jak pani Szkwał, która kiedyś też przeliczyła swoje szanse u innego mężczyzny i mnie z zazdrości zniszczyła, a potem próbowała zniszczyć Agnieszkę. Obie te zawistnice nie powinny były słuchać w takich kwestiach wariatów i imbecyli, który uparli się mną i innymi ludźmi zarządzać.

W życiu nie chcę mieć z nimi nic wspólnego.

Drugi mezalians

W mojej rodzinie były dwa poważne mezalianse. Jak już wcześniej napisałam, mój pradziadek, dalszy bo dalszy, ale zawsze krewny norweskiego króla, ożenił się z polską szlachcianką. Już on poszedł za głosem serca i wybrał ją, a nie bardziej utytułowaną pannę z jakiegoś skandynawskiego rodu i to samo w sobie stanowiło pewną aferę. Jego najstarsza córka podobnie jak on kierowała się sercem i wyszła za kogoś bez szlachectwa.(1) Ten człowiek był inteligentny oraz majętny i zatrudniał zbiedniałego polskiego szlachcica hreczkosieja-idiotę. Na polskiej wsi można było pomylić dom bogatego chłopa zatrudniającego pachołków z drewnianym dworkiem. Podejrzewam, że od tamtego momentu nasza część rodziny ma do polskiej szlachty dosyć sceptyczny stosunek, naznaczony opowieścią o tym idiocie. Oczywiście zgoda na związek z kimś, kto nie był szlachcicem nie była automatyczna. Zapadła dopiero po prawie udanej próbie samobójstwa. Ledwo mamę mojego taty odratowano. Znalezioną ją powieszoną. Po tym, gdy przecięto sznur i mogła już mówić, zapewniła, że zrobi to jeszcze raz i że tym razem jej się uda.

Mój pradziadek dopiero widząc, że jego córka jest rzeczywiście gotowa odebrać sobie – tym razem skutecznie – życie i może ją stracić, uległ i wydał swoją zgodę. Moja babcia ze strony ojca nie musiała palcem nawet ruszyć w domu, wszystko za nią robili zatrudnieni ludzie, bo jej ukochany nie był biedny. Jej ojciec postawił dwa warunki – jej ukochany miał zerwać relacje ze swoją rodziną, wyrzec się ich, bo nie mogła zejść do jego sfery oraz wszystkie ich dzieci miały związać się ze szlachcicami. Dlatego też wiem, że nie mam w Polsce żadnych krewnych, o których bym nie wiedziała.

Moja norwesko-polska babcia wywołała taki skandal, że do tej pory przeciętny spotkany Norweg może wiedzieć, o kogo chodzi. A przynajmniej mój znajomy Norweg znał tę historię zbuntowanej najstarszej córki i pochodzącej od niej odszczepieńczej, zbuntowanej części rodu. Do śmierci była nieziemsko szczęśliwa.

Gdy mój tata miał rok, cała rodzina wyjechała do Francji, bo moja norwesko-polska babcia chciała być z siostrą, która wyszła za francuskiego arystokratę. Różne tam mieli losy, szczególnie w czasie Drugiej Wojny Światowej, ale też nigdy nie mieli żadnych większych problemów, byli szczęśliwi i wszyscy wyszli za szlachciców (zgodnie z warunkiem pradziadka). Mój tata był w pewnym sensie czarną owcą rodziny, bo był lewicowcem i między innymi z tego powodu przyjechał do komunistycznej Polski. Chciał potem wyjechać do Norwegii, ale tutaj się zakochał i został. Z punktu widzenia rodziny we Francji popełnił mezalians, bo chociaż ożenił się ze szlachcianką, to była biedna. Jego bliscy mieli nadzieję na lepszy ożenek w ich kraju zamieszkania, ale odrzucił awanse bogatej francuskiej szlachcianki. Prawie go zmuszono do tego małżeństwa, ale obraził się, porzucił narzeczoną, wyjechał i stwierdził, że nigdy od nich nie weźmie ani złotówki. Oni też byli na niego obrażeni. Ja byłam tak wychowywana, żeby stać się podobna do taty, miałam kierować się sercem, a nie względami finansowymi, szczególnie jeśli chodzi o miłość i honor cenić ponad wszystko.

Rodzina mojego taty chciała go nawet rozwieść z moją mamą, bo Francuzka była bardzo zakochana, ale się nie dał złamać. Podejrzewał, że była chora psychicznie.

Wszystkie problemy naszej rodziny zaczęły się od Nycza i jego schizofrenicznych dziecięcych kurewek. Podejrzewam, że on napuścił na mojego tatę jakiegoś durnego polskiego szlachetkę, który zaczął go atakować jako wariata, który fałszywie sobie przypisuje norweskie szlachectwo. Ten niemądry człowiek został w końcu zmuszony do przeprosin i przyznania, że jest chory psychicznie, bo tylko to może tłumaczyć taki atak. Ja uważam, że jego naśladownicy powinni być pozbawieni szlachectwa, bo wzięli udział w próbie zaszczucia mnie na śmierć.

Od tamtego momentu moja rodzina jest już zupełnie obrażona na polską szlachtę. Jesteśmy romantycznymi outsiderami, ale mój ojciec wiedział, który jest w kolejce do norweskiego tronu, chociaż nie miało to praktycznego znaczenia, bo jakaś zaraza musiałaby wybić kilkadziesiąt osób, co nie wydaje się możliwe. I chociaż prawdopodobieństwo jest rzeczywiście bardzo niskie, wręcz dąży do zera, bo rodzina się rozrasta, to nie jest zerowe i obie z moją siostrą byłyśmy wychowywane w świadomości, że możemy być zmuszone na rozkaz norweskiego rządu wrócić do Norwegii, nawet jeśli tego kraju nigdy nie oglądałyśmy. Byłyśmy wychowywane w dumie z naszej rodzinnej tradycji i dokonań naszych przodków, szczególnie geograficznych odkryć wikingów i ich roli w powstaniu Rusi.

Jak już powiedziałam, mój tata uciekł z Francji, żeby nie żenić się z kimś, kogo nie kochał, a kogo jego ojciec uważał za odpowiednią partię (zgodną z warunkiem zgody na małżeństwo teścia). W Polsce mój tata znalazł miłość, pokochał kobietę naprawdę dobrą i piękną, więc był przeszczęśliwy, nawet jeśli był biedny w porównaniu z resztą rodziny. Ja mam szczęście w miłości i już parę razy wyszłabym za mąż, gdy nie działania polskich idiotów, którzy uparli się, że mnie zmuszą do wyjścia za pochodzącego z półświatka schizofrenika, tylko dlatego że kościelny pedofil jest mu wdzięczny za bycie jego dziecięcą kurewką i nie przyjmuje do wiadomości istnienia chorób psychicznych. No cóż, jego mózg idioty nie ogarnia tego pojęcia i jego konsekwencji dla wiarygodności tych osób.

Mój tata był zbuntowanym lewakiem (co akurat bardzo pasuje do lewicowej Skandynawii) i był bardzo dumny z tego, co udało mu się samodzielnie osiągnąć w Polsce, nawet jeśli finansowo był najbiedniejszym członkiem rodu. Przy czym był najstarszym dzieckiem najstarszej córki mojego pradziadka, więc jak najbardziej został dziedzicem tytułu. Pieniędzy od nikogo nie chciał, ale z tytułu przy całej swojej lewicowości był dumny.

Z powodu intryg schizofrenicznego rodzeństwa oraz paru imbecyli Nowaków straciłam kontakt z ludźmi, którzy mogliby potwierdzić moje słowa. Szczególnie po tym, gdy Reneta ukradła mi notes z telefonami. Jestem najbardziej nieszczęśliwą osobą, chociaż wydawało się, że w przeciwieństwie do mojego taty – który zakochał się już jako dorosły człowiek i był od mamy sporo starszy – moje losy potoczą się od lat nastoletnich szczęśliwie z powodu Bartka, którego poznałam na początku liceum i który bardzo do mnie pasował. Bartek był moim obrońcą ratującym mnie przez imbecylem Ryszardem, gdy ten zaczął nękać mnie w szkole.

Ja się nie dam do tego wymarzonego przez Nycza związku ze schizofrenikiem Rafałem zmusić i tak jak mnie jak ojciec uczył, jeśli nie ma odpowiedniego kandydata do ręki, zejdę z tego świata jako bezdzietna panna.

Ale nie zamierzam odchodzić w ciszy, ginąc samobójczą śmiercią, jak parę osób sobie zamarzyło. Zamierzam się solidnie zemścić na wszystkich, którzy uparli się twierdzić, że lepiej wiedzą ode mnie, kto jest kim w moim życiu i kim ja sama jestem, bo sobie porozmawiały z paranoidalną schizofreniczką i jej protektorem z Kościoła.

Sami wiecie, kim jesteście, polskie kurwy!

⛧⛧⛧

(1) Szczerze mówiąc, gdyby był szlachcicem mówiono by o nim, że jest ziemianinem, ale ponieważ nie miał szlachectwa, to nazwano go chłopem. Z tym, że lokalny szlachcic-hreczkosiej mu czapkował i prosił o pracę. Potem dziadek sprzedał ziemię i wyjechał ze swoją żoną-księżną do Francji, bo chciała zamieszkać tam ze swoimi bliskimi. Tylko mój zbuntowany tata – uciekając przed swoją narzeczoną, której jednak nie chciał – wrócił do Polski i my byliśmy tą biedniejszą częścią rodziny. Losy mojej babci to ciekawostka, o jakiej wspomina się na wykładach ze skandynawistyki. Tata zamieszkał w Polsce z mamą, między innymi dlatego, że bał się, że jego była narzeczona zrobi coś mojej mamie, tak była w moim tacie zakochana, że chciała go rozwodzić. Moja mama bardzo źle wspominała wizytę we Francji u krewnych taty.

Triada głupoty

Od dzieciństwa prześladują mnie schizofrenicy mojej podstawówki. Już o nich pisałam, więc spodziewam się reakcji „stare, było”, ale nie mogę się powstrzymać, żeby nie umieścić tutaj kilku mądrości profilera.

Jedna z zasad jest, że im bardziej ktoś jest religijny, tym bardziej jest głupi. Nie ja to wymyśliłam, poza tym sprawdziłam, działa. A im bardziej ktoś jest głupi, tym częściej popełnia przestępstwa. Też się zgadza z praktyką. Do tego wszyscy wariaci zawsze gromadzą się przy Kościele (dodam od siebie, że zostają czym prędzej przez głupów okrzyknięci „świętymi”). I te trzy reguły odpowiadają za powodzenie, jakie mają schizofrenicy z mojej podstawówki u osób takich jak Nycz czy pani Barbara.

Nawet się o nich pokłóciłam z pewnym Bardzo Ważnym Psychiatrą, bo on jak to lekarz, chciał u nich diagnozować psychozę. Wygląda jednak na to, że wygrałam(1), bo ich urojenia dają się wytłumaczyć fałszywymi przekonaniami i szczerą wiarą, że schizofreniczka Renata mówi tylko najszczerszą prawdę tak samo jak jej brat schizofrenik Rafał. Ich urojenia to „urojenia” Nycza i pani Barbary. Cieszy mnie to, bo jako zdrowi, a głupi mają pełną odpowiedzialność karną.

I pomyśleć, że ci ludzie uznali mnie za swoją własności i że mają prawo układać mi życie.

Tę triadę głupoty dostrzegam też u ludzi, którzy z całych sił próbują wszystkiego, żeby tylko „zatrzymać szatana” – czyli nie pozwolić Behemoth i innym zespołom na występy. Modlą się przed salami koncertowymi, a nawet padają krzyżem, żeby zatrzymać heavy metal. Zadziwiające jest, że im się chce. Co więcej jeden z idiotów nadal pewnie przytacza growling jako dowód na „opętanie” Adama i nie udało mi się go przekonać, że to jednak tylko technika wokalna. Co gorsza, ja sama też zostałam oskarżona o opętanie, ale mniejsza na razie o to. Należy mieć tylko nadzieję, że żaden z wokalistów nie zademonstruje takiemu człowiekowi śpiewu alikwotowego. Będzie również w dużych kłopotach, jeśli potrafi zaśpiewać dwa tony na raz, overtone, bo podwójne dźwięki tak samo jak typowa alikwota na sto procent „dowodzą”, że w środku człowieka mieszka demon.

Ta to dopiero jest opętana:

A ten miły pan tłumaczy, jak to się robi:

Mam nadzieję, że nie muszę już robić wykładu z akustyki o tym, że dźwięki składają się z podstawowego dźwięku i ich harmonicznych – czyli, jeśli dobrze kojarzę, dźwięków przesuniętych o oktawę. (Bo tak. Nie wiem, dlaczego. Nie pytajcie, tak jest.) Tutaj dochodzą dodatkowe efekty. Nie jestem coachem wokalu, ani akustykiem, więc nie spodziewajcie się lepszego wyjaśnienia.

Dodam tylko, że opętana – z powodu wydobywania z siebie dźwięków na przerwie szkole – mam być zdaniem kilku idiotów związanych z Kościołem co najmniej od początku liceum. I z tej predylekcji do dziwnych dźwięków też byłam „leczona” przez jakiś imbecyli, zachwyconych możliwością zrobienia mi prania mózgu. A bawiłam się alikwotą.

Nie wiem, po co te zbiry mnie inwigilowały i inwigilują tak dokładnie. Potrzebna mi przed nimi ochrona, bo jeszcze mnie na egzorcyzmy porwą, jak zapowiedzieli mi to już w dzieciństwie. Jeśli do tej pory o mnie nie zapomnieli, to nie zapomną.

⛧⛧⛧

(1) Pan Bardzo Ważny Psychiatra jednak nie złożył broni i zapowiada się, ze w odpowiednim momencie odbędzie się badanie obrazowania mózgu, które w najlepszy i obiektywny sposób rozstrzygnie, czy to głupy, czy chorzy psychicznie. Ja mam bias, bo psycholog, nawet niepraktykujący, nie diagnozuje chorób psychicznych, więc szukam innych przyczyn. A lekarz, jak to lekarz, widzi same choroby.

Defraudacja rozumu

Dzisiejsze wyjście z aresztu posła Mateckiego nastroiło mnie do kilku refleksji i chcę się podzielić swoimi skojarzeniami.

Pierwsza refleksja jest taka, że zgodnie z podręcznikiem profilera, który opisuje grupy ludzi pod kątem charakterystycznych cech, do polityki garną się głupy, czyli mówiąc już bardziej salonowym językiem, nie jest to najbystrzejsza grupa społeczna.

Poseł nie wydaje się być odstępstwem od normy dla swojej grupy zawodowej. Jego występ przed kamerą mnie też nie zaskoczył. Został oskarżony o malwersacje finansowe na duże sumy, ale zgrywa niewinność. Co właśnie nie dziwi, bo przestępcy z zasady nie mają poczucia popełniania przestępstwa, ani nie wiedzą, co jest przestępstwem.

Nie zaskoczył też popis braku elementarnej empatii czy wiedzy, bo ponownie swoje przestępstwa PiS pokrywa atakując lekarzy oraz nieszczęśliwe kobiety. Poseł wydał z siebie potok demagogii, opisując zabicie dziecka zastrzykiem w samo serce. Pomińmy fakt, że konieczna, chociaż późna aborcja, nie ma nic wspólnego z przestępstwem, o jakie nadal jest oskarżony pan poseł, bo wciąż wiszą na nim zarzuty i odpowiada z wolnej stopy po wpłaceniu pieniężnego zabezpieczenia. Nie miał powodu więc o niej – czyli o jednym z wielu zabiegów medycznych – wspominać zapytany o swoją sytuację prawną.

Ważniejszy jest kontekst – aborcja dotyczyła płodu z nieodwracalną wadą, która polega na takiej wrodzonej łamliwości kości, że kości zostały już połamane w macicy. Takie ciąże trzeba terminować jak najwcześniej, zanim rozwinie się układ nerwowy na tyle, żeby to nieszczęśliwe stworzenie, które w ruletce życia dostało felerne geny, nie zaczęło cierpieć tak, jak pan poseł w życiu nie cierpiał, ani nie będzie miał szansy cierpieć. Złamana noga boli. Trzeba wyobrazić sobie, co czeka takie dziecko, kiedy zacznie przepychać się przez kanał rodny, łamiąc wszystkie kości, łącznie z czaszką. Cesarką nie pomaga wcale, bo takie kości łamią się już od samego delikatnego dotyku. Terminacja takiej ciąży to litość i oznaka naszego człowieczeństwa, bo nie pozwalamy na niepotrzebne cierpienie.

Nie mam możliwości zweryfikować, jak jest w przypadku pana posła, bo nie znam jego wyników testów psychologicznych, ale podejrzewam, że podobnie jak inne dobrze opisane osoby jest pozbawiony nie tylko wiedzy, ale też wyobraźni. A wyobraźnia jest funkcją inteligencji, więc nisko inteligentne osoby zawsze będą upierać się, że „Bóg nie popełnia błędów”, że takich sytuacji „nie ma” i a także, że „zabili niewinne dzieciątko”, nawet jeśli nie ruszają ich cierpienia gwałconych dzieci.

Powiedzmy sobie szczerze, to niewinne dziecko i tak nie miało życia, już było kłębkiem ciągłych reakcji bólowych oraz wyjącym z bólu mózgiem. Nie rozwinęłoby się, nawet gdyby je najdelikatniej wyjąć z macicy podczas cięcia cesarskiego, tylko konałoby dalej i jedyne, co można w takiej sytuacji zrobić, to podawać ciągle morfinę aż do śmierci. Problem w tym, że wcześniej jeszcze w macicy nie można podać morfiny i od pewnego momentu, gdy już rozwinie się centralny układ nerwowy, taki płód wyje cały czas z bólu, bo każdy ruch powoduje łamanie kolejnych kości, lub uraża już te połamane.

Cywilizowany człowiek nie może pozwolić na takie cierpienie, kiedy można z żalem i współczuciem terminować taką ciążę. Każda aborcja (szczególnie ta dokonana przed rozwojem układu nerwowego) i jest niczym w porównaniu z błogosławieniem żołnierzy wysyłanych na front, gdzie z całą pewnością będą zabijać ludzi. Także niewinnych cywili. A z tym Kościół Rzymsko-Katolicki nie ma najmniejszych trudności.

Jak zwykle chodzi tylko o to, żeby torturować kobiety i dzieci. Bo to zawsze Kościołowi i imbecylom wychodziło najlepiej, bo nie potrafią zrozumieć, co naprawdę się dzieje w pewnych sytuacjach, które przerastają ich intelektualnie.

Odpierdolcie się od nas w końcu i zajmijcie się swoimi własnymi zbrodniami, zamiast szczuć ludzi na lekarzy oraz nieszczęśliwą kobietę.

Możecie mnie nazywać „chrystianofobem”, ale to po prostu zdrowy rozsądek i wiedza o tym, co rzeczywiście robicie i jak bardzo nie nadajecie się do tego, żeby innym ludziom narzucać swój brak zasad i norm moralnych. Ale to już tak jest, że to najgłupsi pchają się do rządzenia innymi.