Muszę skorygować jeden ze swoich poprzednich wpisów. Schizofreniczka z mojej podstawówki nie ukradła mi kartki z moimi próbkami podpisów. Wyglądało to inaczej – zostałam pobita i zastraszona przez R. oraz zmuszona do podpisania się na pustej kartce papieru. Całą resztę sfałszowała schizofreniczka. Nie odpowiadam za ani słowo z tego listu.
W ten sposób powstał niesłynny list do Dyrektora Opus Dei, w którym niby opowiadałam o swoim kurestwie, nawróceniu oraz prosiłam o zgodę na pozwolenie mi zaharowania się na śmierć w obozie pracy Opus Dei. Oczywiście praca miałaby być bezpłatna.
Od dziecka wmawia mi się fałszywy wybór – że albo będę z warszawskim R. – którego szczerze nienawidzę – albo mam iść na służbę do Kościoła. Wysyłałam liczne skargi i nie wiem, dlaczego tym ludziom uchodzi to bezkarnie. Znaczy się wiem, R. i jego schizofreniczna koleżanka z klasy uchodzą za osoby chore psychicznie i jako takie pozostają bezkarni.
Mam dosyć. Składam zasadnicze dementi. Nigdy nie chciałam zbója R.- to nienawidzący kobiet krypto-gej. Inaczej dawno już by się pogodził, że go nie chcę, a nie ciągnął ze swoją przyjaciółkę ciągnącą się przez dekady szaradę i nie opowiadałby wszystkim, szczególnie moim boyfriendom czy narzeczonym, że jestem z nim od dziecka. Jeśli ktoś go chce, wolna droga. Żałuję tylko, że jego droga przyjaciółka się nie leczy i że zamiast mnie prześladować nie jest z nią.
Podobno wszystko, co złe w moim życiu wynikło z faktu, że schizofreniczka z mojej podstawówki nie raczyła się leczyć. Odmawiam jednak uznania tego za fakt. Uważam raczej, że wszystko co złe odpowiada Kościół i Opus Dei, które radośnie postanowiły ją wykorzystać i nie bacząc na zapewnienia, że wszystko co niby „wiedzą” na mój temat to jej urojenia.
Zrobiła ze mnie prostytutkę z Gdańska. Nie mówiąc o obrażeniu mojej mamy oraz taty. Przypisywała sobie wszystko moje osiągnięcia. Wymyśliła sobie, że zmusi mnie do małżeństwa z najbardziej przeze mnie nienawidzonym wandalem z mojej szkoły. Zgłosiła mnie do Opus Dei jako postulantkę.
Aby osiągnąć to wszystko tropi mnie we wszystkich środowiskach opowiadając o mnie kłamstwa. Nie sięgnęłaby tego, gdy nie Kościół, który z dziką radością postanowił jej pomóc po tym, gdy ona i jej równie schizofreniczny ojciec wystarali się o audiencję u ówczesnego biskupa. na nic zdało się proszenie o pomoc Policji. W momencie, gdy chodziło o osoby chore psychicznie Policja postanowiła się nie mieszać, pomijając fakt, że w sprawę mojego zaszczucia zamieszane są osoby zdrowe ale głupie.
Nie mam siły ile osób gang, jaki stworzyła ta schizofreniczka, poszczuł na mnie. Ale naprawdę całe życie muszę udawać, że nie jestem wielbłądem. Przeszłam pranie mózgu, amnezję. Moje życie to wegetacja. Schizofreniczka przypisywała sobie moich mężczyzn, a jej sekta idiotów napadała na mnie ze wściekłością, wmawiając mi, że mój ukochany należy do schizofreniczki. Miałam nie studiować na swojej uczelni. Utrudniano mi fizycznie wstęp na wykłady. Biłam bita i zastraszana. Oczywiście, że moja schizofreniczka nigdy tam nie studiowała, tylko sobie to przypisywała. Wmieszanie się w tą sprawę osób głupich, a ustosunkowanych sprawiło, że nie miałam znikąd pomocy.
Bardziej współcześnie usłyszałam też, że nie pracuję w moim miejscu pracy, tylko się podszywam pod tę schizofreniczkę, bo niby ona miała tam pracować. Gdański R. nakłamał na mój temat i podał się za mojego krewnego. Jest zakłamanym psychopatą, któremu nie wolno w nic wierzyć. Schizofreniczna żmija poszczuła na mnie ludzi, którzy to dalej ciągnęli, między innymi manipulując mojego szefa, który został tak przez tych idiotów nakręcony, że zaczął wątpić, że jestem tą osobą, za którą się podaję. Słyszałam oskarżenia, że posługuję się sfałszowanym dyplomem. W życiu nie przeżyłam większej traumy.
Studiowałam z inną osobą w kryzysie psychicznym, ale tę udało się szybko namówić na leczenie. Pochodzi z całkowicie innej części Warszawy. Osoba, o której mówię, nie jest moją prześladowczynią z podstawówki. Jej gang bezprawniebi kłamliwie rozpowiedział, że moja prześladowczyni się leczy. Nie na tę osobę się skarżyłam i skarżę. Moja prześladowczyni to Renata, tak przynajmniej nazywają ją ludzie, którzy oskarżają mnie o schizofrenię i nazywają ją „żywą świętą”. Jest osobą, która ledwo skończyła zawodówkę – ale oczywiście uważa, że gdyby nie ja, to skończyłaby każde studia i byłaby pisarką, bo takie jazdy mają schizofreniczki. W czasie moich studiów pamiętam ją z akcji, kiedy wmawiała komuś, że powinna być na liście studentów, bo „biskup ją wpisał”. Myślę, że chodziło jej o to, że ten człowiek utwierdził ją w jej wszystkich urojeniach. Gratuluję biskupowi pomysłu w takim razie… Gratuluję też pomysłu ściągnięcia najbardziej brutalnych chujów z Opus Dei, żeby mnie rekrutowali.
W życiu się nie przyjaźniłam z kimś, kto ma taką schizofreniczną obsesję na moim punkcie i się nie leczy. Proszę mnie z nią nie łączyć. Jest moim osobistym wrogiem, tak samo jak Opus Dei i Kościół. Poddawano mnie też z powodu mojej przynależności do Kościoła Rodzimowierczego, czyli za to, że jestem poganką.
Gratuluję też Policji bezmyślności i demencji, bo skargi na tę schizofreniczną żmiję i jej kolegę z klasy sięgają lat siedemdziesiątych i nigdy się nie skończyły. Nigdy nie chodziłam z nią do jednej klasy. Nie jest moją przyjaciółką. Wypraszam sobie.
Pamięć po traumie odzyskuje się przez długi czas, szczególnie jeśli zaszczuwanie przez dewiantów z Opus Dei powtarza się cyklicznie i trwa przez całe życie. Nie wspominając już prania mózgu oraz cynicznego, celowego wmawiania nieprawdy oraz blokowania wspomnień, przez szokowanie, zastraszanie oraz twierdzenie, że prawdziwe wspomnienia oznaczają chorobę. Bo jakaś schizofreniczka podzieliła się swoimi urojeniami na mój temat oraz zaczęła twierdzić, że mój facet jest jej facetem i że to ja ją zaszczuwam. I oczywiście kościelny imbecyl po szkole specjalnej nagle poczuł powołanie i postanowił udawać „psychoterapeutę”.
Metaforycznie można to pisać jak oglądanie lasu przez gęstą mgłę, z której wychodzą ludzkie sylwetki. Mogą być zgarbione, więc w pierwszej chwili wyglądać jak niedźwiedzie. Mgła się musi rozwiać, żeby zobaczyć, kto naprawdę w tej mgły wychodzi. W skrajnych przypadkach jest potrzebny deprogramming, którzy robią bliscy. Zadziała to, oczywiście o ile sami nie zostali przez psychopatów okłamani.
Mnie pomogli ludzie, którym mogę ufać. Chociaż oczywiście musiałam odrzucić bzdury wtłoczone mi do głowy przez psychopatę i dewianta z Opus Dei.
Ponawiam apel, żeby wszyscy ludzie, którzy znają sprawę, pomogli Policji. Donoszenie jest w takim przypadku cnotą. Adres email odpowiedniego Dzielnicowego można znaleźć w przeciągu kilku minut na stronach w internecie. Klawiatura nie gryzie i taki kontakt jest łatwiejszy niż osobisty. Polecam.
Nigdy nie miałam żadnych osobistych czy rodzinnych więzi z Gdańskiem. Zastanawiające więc jest, że moja schizofreniczna koleżanka z podstawówki akurat to miasto wybrała jako obiekt swoich urojeń. Jestem święcie przekonana, że zmanipulowano ją w taki sposób, żeby zawsze o mnie mówiła jako o kurwie z Gdańska. Ma schizofrenię, ale zapytana dokładnie powiedziała mi, że jest przekonana, że wie to od ludzi z Kościoła.
Mój kolega z podstawówki R. wygadał się, że obraca go pedofil, dlatego stałam się obiektem zmasowanego ataku Opus Dei. A Gdańsk był potrzebny, żeby specjalista od prania mózgu z tego miasta został uprawdopodobniony jako mój krewny i żeby mógł swobodnie robić to, co umie najlepiej – niszczyć ludzi na zamówienie. Miał swobodny dostęp do mnie w szkole. Moja schizofreniczna koleżanka opowiadała bzdury, niestety moja matka ograniczyła się do powiedzenia jej, że ma iść do szpitala psychiatrycznego. Nie zgłosiła jej jako chorej psychicznie Policji, więc do niedawna ta psychicznie chora osoba uchodziła w wielu miejscach za w pełni wiarygodną. Nie znam jej i nie chcę jej znać. A R. z Gdańska nie jest moim krewnym.
Ja stałam się z tego powodu głupoty mojej rodziny osobą całkowicie niewiarygodną. Tym bardziej, że bicie, gwałt i pranie mózgu po nim doprowadziły do amnezji z szoku. Nie rozpoznawałam dawnych znajomych. Uratowało mnie to, że od urodzenia mieszkam w tym samym mieszkaniu, więc Policja mogła ustalić, że jestem dokładnie tę osobą, za którą się podaję. A nie schizofreniczką z małej wiochy pod Gdańskiem, która kurwiła się za pieniądze.
Intryga dotycząca mojej schizofreniczki wymaga mojego „nawrócenia”, żeby idiotka miała swój „cud” – obiecali jej, że zrobią z niej „świętą” i że jej informacje pochodzą od „Boga”. Chociaż pochodziły od psychopaty, bo jak inaczej mała dziewczynka z podstawówki mogłaby znać takie pojęcia jak prostytucja i dlaczego pojawił jej się w całej opowieści Gdańsk. Uratowanie dupy pedofila wymagało zniszczenia mojej psychiki oraz mojego życia. Cały czas ten skurwiel zastanawia się pewnie, dlaczego jeszcze nie popełniłam samobójstwa, które było tak dobrze przez niego zaplanowane i rozpisane.
Kochanek mojego kolegi z podstawówki popełnił ten błąd, że postanowił mnie niszczyć do końca, zamiast zostawić sprawę pedofilii, która już przyschła. Ale pewnie bał się, że sobie przypomnę, bo amnezja po traumie może ustąpić z czasem.
Nie jestem kimś głupim lub chorym psychicznie, żeby mnie tak bezkarnie traktować. Spierdalaj, chuju, do więzienia! A twój R. w życiu nie będzie moim mężem. Prawdziwa miłość wraz z seksem są za fajną sprawą – mówię to pomimo zaserwowanych mi traum, które miały mnie do spraw męsko-damskich zniechęcić – żeby iść na jakieś okłady z krypto gejem.
Tytułowy kochanek nie jest mój tylko Biszkopta. Biszkopt zaś już lata temu został nakarmiony przez moją koleżankę z podstawówki jej urojeniami, wedle których miałam być wioskową kurwą z małej wioski pod Gdańskiem. Z mojej podstawówki był także R., który szybko został kochankiem Biszkopta.
Minęły lata, a R. wbił się w pychę i z cała swoją głupotą oraz bezwzględnością przeprowadził swój plan zniszczenia mnie w środowisku warszawskich fanów fantastyki. Do obu do nie dociera, że ich źródło informacji to schizofreniczka, która nic o mnie o nie wie, a tylko zmyśla, bo na tym polega jej choroba. Podejrzewam też, że R. nie dba o prawdę, bo sądzi, że może wszystko, bo zawsze wybroni go jego możny kochanek. Pokażmy mu, że jest inaczej, dobrze?
W efekcie zniszczyli mi wszystko, co tylko można zniszczyć kobiecie, próbując mnie przemocą wydać za R. Zniszczyli mi intrygami i kłamstwami mój związek z M. oraz zaszczuli i poddali praniu mózgu razem z gdańskim R., aż do wystąpienia amnezji. Spytacie dlaczego? Biszkopt chce załatwić swojemu kochankowi odpowiedni front, żeby ten gej imbecyl mógł pójść do polityki, bo zdaniem Biszkopta jest tak piękny i cudny, że zasługuje na to i nawet na więcej.
Biszkopt w swoim zadufaniu obraził mnie wmawiając mi, że powinnam być zadowolona i dumna z takiego mariażu. Podejrzewam też, że okłamał na temat naszej relacji moich bliskich i to wiele razy – tak wyszło mi z tego, co mówili mi niektórzy z moich znajomych. Jaka jest prawda, dowiem się pewnie dopiero w czasie procesu.
Nie zamierzam wychodzić za krypto geja i maniaka religijnego w jednym, który nienawidzi kobiet i któremu nie daje się wytłumaczyć, że nie jestem wioskową kurwą, którą może traktować jak worek treningowy i zmuszać do modlitw, czy zabierać cała kasę, jaką zarobię, a takie obwieszczał mi plany wobec mojej osoby.
Cenię się o wiele bardziej, niż oni myślą. Jest ostatnią osobą w kolejce do mojej ręki, a zgłaszali się ludzie od niego o sto razy lepsi i o lepszych manierach.
Tą lawendową mafię strzelcie w ryło, gdy go zobaczycie także. I powiedzcie mu, że już wystarczy księżych kochanków w polskiej polityce. Czas, żeby polski parlament zaczął uchwalać prawa życzliwsze wobec kobiet, szczególnie jeśli chodzi o nasze prawa reprodukcyjne. Dość krypto gejów i klinicznych mizoginów w fandomie i polityce.
Imbecyl R. z mojej podstawówki w polityce? Wolne żarty!!!
Usłyszałam w pewnym momencie też, że wymyślili to jeszcze w latach siedemdziesiątych, rojąc sobie że jestem chora psychicznie – wielonarodowość mojego ojca miałaby być dowodem mojej choroby, bo uważali, że nikt taki nie może istnieć. A jako chora psychicznie miałabym być osobą, którą mogą swobodnie i bez przeszkód wykorzystywać. Stąd też pomysły R., że będzie mnie sprzedawać jako kurwę swoim kolegom. Nie dziwie się, że on razem z nieleczącą się schizofreniczką zostali wywaleni z mojej podstawówki.
Myślę, że będzie się nie mniej świetnie bawił w więzieniu.
Mam nadzieję, że ludzie wiedzący, o kogo chodzi, uzupełnią Policji informacje o poczynaniach tej tak bardzo nierozkosznej parki gejów, których romans zaczął się od pedofilii.
Wiele razy, również w czasie studiów, tłumaczyłam obwiesiom z Opus Dei, że jestem satanistką, więc nie powinni starać się łączyć z moim fanatycznie katolickim gwałcicielem R. – żeby było straszniej ten gość jest jednym z opisywanym przeze mnie gejów, którzy wypierają swoją orientację i nienawidzą kobiet, więc jego gwałt ograniczył się do pobicia mnie, duszenia oraz wepchnięcia penisa w usta. Jego wielbicielem jest gdański R. i zachwyca się jego urodą w całkowicie niedwuznaczny sposób. Obaj chcą zarobić na tym, co robią. Podobno za zniszczenie mnie i „nawrócenie” i zmuszanie do bezpłatnej pracy na rzecz kleru obiecano im odpowiednią gratyfikację. Nie mówiąc o tym, że mają nadzieję przejąć mój majątek. Nie mówiąc o kasie moich znajomych z fandomu, na którą też mają ochotę, a która jest większa od mojego stanu posiadania jakieś miliony razy.
Nie wstydzę się mojego satanizmu. Jest dosyć eklektyczny i składa się ze zlepku różnych idei i myśli. Z Antona Szandora LaVey niewiele czerpię, nie spotkacie mnie w czasie żadnej czarnej mszy. Za to bliski mi jest pan Aleister Crowley i jego lista rzeczy do których człowiek ma prawo. Najwyżej na niej ulokowane jest prawo do wolności i moja wolność została przez Opus Dei tak naruszona, że moim zadaniem stało się mówienie o tej organizacji jak najgorzej oraz walka z nią do końca życia.
Poruszam się w świecie, w którym nie ma dualizmu dobro-zło. Nie ma rzeczy zabronionych. Są to za to rzeczy nieakceptowane społecznie. Nie mam sumienia, mam za to zinternalizowane zasady, którymi się kieruję. W oczach kleru jestem zwierzęciem, ale jestem z tego dumna. Człowiek z biologicznego punktu widzenia jest zwierzęciem stadnym i jako takie nie jest samolubnym skurwielem. W genach mamy zapisany altruizm i z reguły nim się kierujemy, spodziewając się, że nasze stado czy rodzina odpłacą nam tym samym. Słabsze osobniki zbierane są do środka, gdy silne byki stają na zewnątrz, aby walczyć z atakującymi stado drapieżnikami. Taki jest mój świat. Świat, w którym dzieci i kobiety są chronione, bo taki jest biologiczny imperatyw.
Atakowanie kobiet i dzieci jest nieakceptowalne społecznie. A takich bezczelnych i brutalnych ataków dopuszcza się kler oraz Opus Dei, próbując już z dzieci zrobić swoich niewolników i doprowadzić do sytuacji, kiedy kontrolują kobiety do momentu, kiedy te po dziesięcioleciach bezpłatnej pracy dla kleru, już menopauzie orientują się, że ukradziono im życie i już nigdy nie będą mogły sobie nic naprawić. Ludzie powinni żyć pełnią życia. Kobiety powinny być wolne, a nie stanowić podnóżek czy środek zarobku dla penisów, których brzydzi kobieta i kobieca seksualność z powodu ich własnych zaburzeń.
Od początku nie chciałam się poddać ich woli i od dzieciństwa toczę heroiczną walkę z tymi przestępcami. Mam nadzieję, że inne osoby również w końcu zareagują i ci dewianci dostaną takie lanie na jakie zasługują.
Rozmawiałam kiedyś z pewnym mądrym Panem Profesorem na temat mizoginii Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Ów psychiatra wskazywał jako jej przyczynę fakt, że księżmi zostają głównie geje, a ci nienawidzą kobiet, bo ich nie pożądają. Zdziwiło mnie to, bo przyjaźnię się z gejami, którzy są wspaniałymi ludźmi, ale fakt – nie zdecydowali się na karierę kościelną i nie są ludźmi z jakimiś zaburzeniami. A psychiatria zajmuje się osobami chorymi.
A jacy ludzie wybierają karierę w Kościele? Głównie niskointeligentni, którzy nie poradzą sobie na otwartym rynku pracy i którzy nigdy nie radzili sobie w szkole. W Kościele za to mogą odrzucić naukę, nadal kierować się zabobonem i mieć satysfakcję z narzucenia swoich reguł ludziom, którzy przypominają tych, co sekowali ich w czasie edukacji i stawiali do kąta. Jest to zemsta imbecyli na ludziach nauki.
Geje, jakich ja znam, są otwarci na inność i nie nienawidzą kobiet. Nigdy też nie mieli problemów z samoakceptacją. Ludzie związani z Kościołem zupełnie ich nie przypominają. Bardzo rzadko zdają sobie z własnej orientacji i z czego wynika obrzydzenie wobec seksu z kobietą. Jest to też przyczyna dlaczego nienawidzą seksualnie aktywnych kobiet oraz próbują narzucić nam celibat oraz nauczają, że wolno odbyć stosunek tylko w celu zapłodnienia. Jeśli nie należą do kleru, to sami tak robią z najwyższym trudem zapładniając swoją ofiarę, która – jeśli pochodzi z niewykształconego środowiska – to nigdy nie zda sobie sprawy z tego, co ją spotyka i dlaczego. I że powinna mieć szczęśliwsze życie, bo innego nie będzie miała.
Oczywiście mizoginia ma wiele podstaw, ale w Kościele dominują geje i ich poglądy na seks z kobietą. Stąd też wynika głoszona przez wiele osób akceptacja pedofilii jako czegoś lepszego niż seks z dojrzałą kobietą. Jest to też powód, dlaczego wprowadzono w Kościele celibat. Głoszona czasem teza, że chodziło o niedzielenie masy spadkowej jest bzdurą, bo zgodnie z prawem i tak rodzina dziedziczy po księdzu, a nie Kościół, nawet jeśli nie miał żony, bo osobisty majątek księdza podpada pod prawo krajowe, a nie kanoniczne.
Twórca Opus Dei był krańcowym mizoginem i widać to w sposobie, w jaki funkcjonuje jego organizacja. Powstała w chwili, kiedy kobiety zdobywały w Europie pełnię praw obywatelskich i nie jest to moim zdaniem przypadek. Rekruterzy tej organizacji napadają już małe dziewczynki i zastraszają je piekłem i tym, że jako osoby płci żeńskiej są immanentnie złe i muszą wykonywać ich polecenia, jeśli nie chcą zostać potępione. Bezpłatną pracę dla tej organizacji nazywają „zaszczytem”. Jednocześnie zabraniają mówić rodzicom o tym, że rozpoczęli proces rekrutacji. Rodzice są deprecjonowani oraz szkalowani przed małymi ofiarami, rodziny są skłócane. Wmawiano mi, że moja matka jest prostytutką, a ojciec pedofilem. I że mnie nie kochają. Ideałem ma być zerwanie wszelkich więzów rodzinnych. W takiej sytuacji, bez wsparcia rodziny, młoda osoba wpada w szpony organizacji, która ją wykorzystuje do reszty i zostaje zmuszona do nieodpłatnej pracy na rzecz Opus Dei jako służka kleru. Nie ma przed nimi innej ucieczki niż śmierć i jeśli się buntuje jest zachęcana, wręcz zmuszana do popełnienia samobójstwa.
W moich oczach rekruterzy Opus Dei są przestępcami, których status prawny powinien być zrównany z innymi handlarzami żywym towarem. A można się pomylić – podobnie jak alfonsi dostają nagrodę za każde „nawrócenie” oraz „powołanie”, nie mówiąc o „udziałach”, czyli regularnie wypłacanych pieniądzach, części tego, co ich ofiara w innej sytuacji dostałaby jako przysługującą pensję.
Oczywiście nienawiść do kobiet, jaką żywią alfonsi oraz inni przestępcy ma inne źródła niż mizoginia Opus Dei, ale dzięki temu też łatwiej się ich pozbyć, bo nie są aż tak bezczelni. Potrafią też kochać kobiety.
Osoby, które dobrowolnie tym ludziom przynoszą dzieci do chrztu lub zajebują tych smarkaczy, którzy słusznie nawrzucali jakiemuś katechecie, są debilami, z którymi nie chcę mieć nic wspólnego. Nie lubię patrzeć, jak niszczone są kolejne pokolenia, tylko dlatego, że ktoś nie potrafi zapanować nad wpojonym w dzieciństwie zabobonem.
A kler tylko się bogaci, zamiast się leczyć i edukować. Chociaż uczenie ich nic nie da, są tak tępi, że jedyny na nich sposób, to wsadzać do więzień, bo delikatne tłumaczenie nie zda się na nic.
Dawno, dawno temu rósł sobie krzew. Jak to w cieplejszych krajach wypełniały go łatwopalne olejki eteryczne, które uległy zapłonowi. Pech chciał, że obok krzewu przechodził schizofrenik, całkowicie niezdiagnozowany, bo w tamtych czasach diagnostyka chorób psychicznych leżała i kwiczała, za to szalał zabobon. I dzięki temu opowieść o głosie z gorejącego krzewu trafiła w mało cywilizowany lud żyjący w społeczeństwie tak różnym od naszego, że nigdy by nas nie zrozumieli. Psychiatrzy, psychologowie oraz kulturoznawcy za to doskonale rozumieją ich problemy poznawcze.
Jedną z innych dawnych opowieści, jakie usłyszałam w czasie nauki religii, była opis przygód Izaaka, którego schizofreniczny ojciec postanowił złożyć w ofierze na górze. Opis tego potwornego czynu dokonywanego z rozkazu głosu przedstawiającego się jako „Bóg” miał służyć umoralnianiu dzieci, które miały się tak samo poddać woli tego „głosu” jak Abraham i Izaak. Jako dziecko byłam bardzo empatyczna i wyobraziłam sobie cierpienie małego chłopca ciągnionego na szczyt góry po wcześniejszej zapowiedzi, że go tata zaszlachtuje.
Są to tak przerażające opowieści, że dzieci, szczególnie z lekarsko-inżynierskiego – a takie wykształcenie mieli moi rodzice – domu nie powinny tego wysłuchiwać. No cóż, katechetka nie zebrała dostatecznego wywiadu o mnie – a kler bardzo dostosowuje swój przekaz do odbiorcy – i popłynęła tak, jak nigdy wcześniej.
Była jeszcze przerażająca historia Maryi, której zapowiedziano, że ma zostać matką. Z tego co pamiętam była smarkulą, której mąż był impotentem, więc mogła spodziewać się, że będzie miała czas dorosnąć i po jego śmierci wyjść za mąż już za kogoś młodszego i założyć rodzinę. Nie trzeba nie być feministką, żeby zobaczyć w tym gwałt i to wcale nie taki symboliczny. Ale wróćmy do młodej oblubienicy. Jako osoba współczesna i wykształcona odrzucam opowieści o objawiających się aniołach zwiastujących wolę bożą. Jedyne logiczne wyjaśnienie to, że Marysia cierpiała na schizofrenię. Niestety jej syn odziedziczył po niej tę chorobę i podobnie jak prześladująca mnie schizofreniczka obwołał się Bogiem. Wcale nie żartuję, moja koleżanka z podstawówki wmawiała mi nie tylko, że wie o mnie rzeczy, których nie mogłam jej opowiedzieć, bo były jej urojeniem, ale naprawdę obwołała się Boginią oraz kimś w rodzaju Chrystusa i oczekiwała, że się dam namówić do służenia jej. A idiotka od dzieciństwa jest przez zabobonnych idiotów zwana „żywą świętą”. No to ją sobie ładnie podchowali. Gratuluję.
Syn Maryi odziedziczył jej chorobę, ale dzięki niej stał się kimś ważnym w swoim środowisku. Podejrzewam jednak, że było wiele osób, nawet w tamtych czasach, wątpiących w jego opowieści, szczególnie jeśli nie zgadzały się z prawdą. Tak samo jak moja schizofreniczka i wielu im podobnych czuł przymus tworzenia dowodów swojej „boskości”. Chodzenie po wodzie nie jest wielkim wyczynem. Sama widziałam sztukmistrza chodzącego po powierzchni Tamizy. Naprawdę wystarczy do chodzenia „po wodzie” wprawa oraz pęcherze pławne ryb odpowiednio spreparowane i przymocowane do stóp, byle ich nie podnosić ponad powierzchnię wody. Cud z winem też nie jest czymś, czego nie dałoby się powtórzyć. Przypominam, że synalek nauczył się od „ojczyma” (który chyba nie był aż takim starym impotentem, żeby nic nie mógł z młodą żonką zmalować) pracy z drewnem, a dla cieśli zbudowanie podwójnej beczki, z której można nalewać dwa różne płyny, to naprawdę jest proste zadanie. Niektóre stoły czy szafki ze skrytkami mają bardziej skomplikowane mechanizmy. Wszystko inne też się daje logicznie wytłumaczyć.
Piszę to świadoma, że w naszym kraju wolność słowa, tak samo jak wolność artystyczna, jest tłumiona przez bzdurne prawo o urażeniu uczuć religijnych, które jest nadużywane. Mam jednak prawo jako nie tylko artystka, ale też historyk literatury do własnych interpretacji tekstów literackich czy to się komuś podoba czy nie. Z reguły wykształceni ludzie machają rękami na zawartość chrześcijańskich mitów, bo powstały w tak dawnych czasach, że można je traktować jako metaforę lub coś na jej wzór. Ale nie można tych tekstów pozostawiać bez odpowiedniej literackiej krytyki w świecie, w którym oczekuje się od nas, że będziemy posłusznie milczeć, kiedy narzuca się nam prawa oparte literalnie na obyczajach ludów opisanych w Biblii oraz nazywać schizofreników „żywymi świętymi” i że będziemy znosić, że na ludzi wykształconych kler szczuje imbecyli z pochodniami. To my powinniśmy rządzić naszym krajem, a nie zabobon i ludzie przekupywani przez kler.
A moja koleżanka z podstawówki chyba będzie jedynym znanym Kośiołowi schizofrenikiem, któremu kler nie załatwi świętości. Bo ja jeszcze żyję, zaprzeczam oraz zawsze będę zaprzeczać jej słowom. A muszę przyznać, że wysiłek tych ludzi, żeby mnie przekonać, żebym „dla dobra Kościoła” kłamała na swój temat i temat mojej rodziny, zawsze będzie mnie zadziwiał.
Tej pizdy nikt nie wyniesie na ołtarze, kurwa.
Wcale się nie dziwię, że gdy po obwołaniu się Bogiem schizofreniczny cieśla zamachnął się tez na władzę państwową i nazwał królem Judei, namiestnik Rzymu (przypominam, że wszystko działo się na terenie Imperium Rzymskiego) tak się wkurwił, że draba skazał naśmieć na krzyżu. Boję się aż myśleć, ile osób zostało przez urojenia Chrystusa zaszczutych i zniszczonych. A zgromadził dookoła siebie nie mniejszy gang schizofreniczny niż moja koleżanka z podstawówki. A ta sklepowa ma mnóstwo osób do swojej dyspozycji, dzięki klerowi dała radę sięgnąć też do polityków i to wcale nie pomniejszych partii.
Królową Polski też się żmiją nazwała w moim towarzystwie.
Moja schizofreniczna koleżanka z podstawówki sfałszowała mój list do dyrektora Opus Dei, w którym niby prosiłam o przyjęcie do tej sekty i godziłam się na niewolniczą pracę w zamian za obietnicę, że nie pójdę do piekła. Ofiary Opus Dei są już jako dzieci zastraszane, że będą potępione, jeśli się nie zgodzą dla nich pracować. Nie używam słów „niewolnicza praca” na wyrost. Naprawdę ofiary sekty wykonują pracę dla klasztorów za darmo. Oczywiście są zatrudnione, ale ich pensje idą do kieszeni osób, które je nakłoniły do napisania tego niesławnego listu. Jak to usłyszałam „mają udziały” w danej niewolnicy. Dziewczynom wmawia się, że mają się nie interesować swoim statusem, tym bardziej że słyszą, że zakonnice je „utrzymują”.
Moja dawna koleżanka z podstawówki ukradła mi pustą kartkę papieru, na której się podpisałam, trenując podpis, jakim miałam się posługiwać jako pisarka. Nie wiedziałam – a byłam zastraszona i po praniu mózgu – po co jest jej mój podpis. Cała reszta tego listu to fałszerstwo, tak samo jak potwierdzenie jego autentyczności. Ale to stały element przestępstw tej szajki – z cała pewnością nie napisałam tego listu, ani nie podpisałam w obecności kogoś, kto miałby potwierdzić jego autentyczność. Naprawdę nie urodziłam się w biednej wsi pod Gdańskiem. Nie byłam wioskową kurwą, którą pizda z mojej podstawówki uratowała i nawróciła. Cała reszta jest tak samo nieprawdziwa, jak to co już wymieniłam. Bardzo proszę tę schizofreniczkę zmusić w końcu do leczenia, albo skutecznie z różnych miejsc wyganiać. Nie jest moją przyjaciółką, a ja nie byłam wioskową kurwą, która niby przyjeżdzała do naszej podstawówki z Gdańska.
Nie mam za co dziękować chrześcijańskiemu bogu, nie mam też za co przepraszać Opus Dei. Mam nadzieję, że ta Hydra zniknie z powierzchni świata. Ciekawym zbiegiem okoliczności jest, że ta zbrodnicza organizacja powstała w latach dwudziestych ubiegłego wieku, kiedy kobiety zaczęły zdobywać pełnię obywatelskich w różnych krajach. Działalność tej sekty jest skierowana przeciwko kobietom i cała manipulacja polega na wmawianiu im, że z powodu „grzechu Ewy” automatycznie pójdą do piekła, chyba, że zgodzą się na niewolniczą pracę dla kleru. Kobiety nie są gorsze od mężczyzn, chociaż tak uważają prymitywi, których bez wahania nazywam handlarzami żywym towarem.
Ostatecznym policzkiem dla wszystkich kobiet jest, że założyciel Opus Dei, który skodyfikował to współczesne niewolnictwo, został beatyfikowany i uchodzi za świętego, którego czyny są godne naśladowania.
Ofiary Opus Dei cierpią straszliwie w swoich obozach pracy. Jest to tryb życia przez który zapadają na depresję. Ale zamiast uwolnienia są torturowane psychicznie, poddawane praniu mózgu i wmawia im się choroby psychiczne, bo chcą odejść. Latami biorą psychotropy, szczególnie antydepresanty, w sytuacji, kiedy wystarczy zmiana zajęcia i wyzwolenie z niewolnictwa dla kleru.
A jeśli ktoś zobaczy ten lichy dowód, sfałszowany list, w którym niby potwierdzam urojenia, jakie żywi schizofreniczka na mój temat, że niby jestem kurwą, a który podobno jest pokazywany wszem i wobec przez pewnego chuja z Opus Dei, to proszę zrobić sobie zdjęcie i porównać styl i ortografię z tym, co możecie przeczytać na moim blogu lub w Usenecie, słowa kluczowe dla Google to – usenet archive pl.rec.fantastyka.sf-f oraz dalsze słowa kluczowe, a trochę tam naprodukowałam).
Nieodmiennie polecam serial dokumentalny na Max – w najnowszych odcinkach pada oskarżenie o handel ludzi pochodzące również z prokuratury argentyńskiej. Opus Dei popełnia przestępstwa zawsze i wszędzie. To ta Hydra musi zniknąć z fandomu, a nie ja.
Gdyby nie schizofreniczka z mojej podstawówki nie wiedziałabym, co to jest Opus Dei. Niestety podpadłam jej tym, że byłam całkiem zdolną małą pływaczką. Nie moja wina, że moich rodziców stać było, żeby mnie zapisać do klasy, której program przewidywał semestr pływalni zamiast WF. Mieliśmy wpisany w plan lekcji czas na dojazd na basen i powrót. Jak to zwykle robią schizofrenicy, wybrała sobie mnie na obiekt swojej obsesji i zaczęła pleść swoją pajęczą nić.
Bardzo szybko swoimi urojeniami zainteresowała Kościół, szczególnie zabobonną jego część, która uznała, że jej „informacje” są wiarygodne. Miałam być według jej urojeń schizofreniczką z Gdańska, która się za nią podaje i nęka przyjeżdżając do naszej podstawówki. Ona za to miała być pływaczką, a ja miałam nie umieć pływać. Stąd się wziął prześladujący mnie gdański R. – ściągnął go biskup, przekonany, że powinien „opiekować się” mną ktoś z Gdańska – i zaczęli „nawracać” oraz przekonywać, że wszystkie jej urojenia są prawdą. Naprawdę nie jest moim krewnym, łże na ten temat i bardzo temu maniakowi z Opus Dei wybić z głowy jakiekolwiek myśli o „opiekowaniu się” mną czy zmuszaniu mnie do „służenia” tej schizofrenicznej żmiji, która podobno sfałszowała mój list do zwierzchności Opus Dei z prośbą o przyjęcie mnie do tej sekty. W życiu czegoś takiego nie napisałam. Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą jakie absurdalne stwierdzenie oraz obraza moich przekonań.
Polecam obejrzenie dokumentu na Max, Jak uciekłam z Opus Dei, w którym ofiary Opus Dei, które od wpływem prania mózgu przystały do tej sekty, opowiadają, jak zostały zmuszone do quasi niewolniczej pracy i oddania swojego majątku. Ciekawe jest, że rekruterzy sekty zabraniają dzieciom mówić rodzicom o rekrutacji – co mnie nie dziwi, dorośli są odporniejsi na manipulacje niż smarkacze. Dopiero po latach panie zorientowały się, że zostały oszukane i straciły na harówce najlepsze lata życia. Prześladująca mnie schizofreniczka zamarzyła sobie, że zmusi mnie do służenia sobie w ramach Opus Dei, wbita w pychę po tym, jak ludzie Kościoła zaczęli jej kadzić jako „żywej świętej”. Nie dziwi mnie, że sfałszowała list do Opus Dei, schizofrenicy często produkują „dowody” uprawdopodabniające ich urojenia, a Biszkopt współdzieli nie tylko jej urojenia, ale też ambicje, bo nie może zmieść, że ktoś utalentowany nie jest częścią Kościoła.
Schizofreniczka z mojej podstawówki nie była małą pływaczką. Ja byłam. Za to prześladując mnie wmawiała ludziom, że zna tę pływaczkę z mojej klasy. Analogicznie w fandomie wmawia ludziom, że zna tę „prawdziwą ” pisarkę Małgorzatę. Łże o mnie, że jestem – to znaczy ja, Małgorzata Wieczorek – bardzo religijna. Jest to taki afront, że każda osoba powtarzająca tę bzdurę może liczyć na pozew cywilny. Nie zna mnie, nie utrzymuję z nią żadnych kontaktów. Za to ona i jej równie schizofreniczny ojciec zaczęli oskarżać mnie, że „ukradłam” jej teksty czy tłumaczenia, bo „gdyby mnie nie było, to ona mogłaby pisać”. Więc nie, to jest typowe urojenie schizofrenika, która uważa, że po zniszczeniu obiektu swojej obsesji, przejmie jego umiejętności czy talenty.
Prześladująca mnie schizofreniczka przypisuje sobie praktycznie wszystko z mojej biografii. Z cała pewnością na studiowała na Anglistyce w Warszawie, chociaż tak rozpowiada. Nie była na liście studentów, tylko przychodziła mnie tam nękać, przyprowadzając ze sobą gdańskiego R., biskupa oraz swojego ojca. Ukradł mi zaświadczenie o odbyciu praktyk nauczycielskich oraz wdarła się na jeden z egzaminów i po wywołaniu sztucznego tłoku, bo pomagali jej inne osły i schizofrenicy z sekty, ukradła mój egzamin. Przerabiała potem nazwisko na swoje i pokazywała na dowód na to, że była „studentką”. Biskupowi wiele razy mówiono, kim jest ta chora osoba i że te lipne „dowody” o niczym nie świadczą. Nie wiem, dlaczego nadal upiera się przy swoim i nikogo nie przeprosił.
W moim obecnym miejscu pracy sekta Opus Dei zaatakowała mnie równie brutalnie. Nikt nie wiedział, kim oni są. Łapali mnie na przerwach i byłam poddawana praniu mózgu. Znowu mi wmawiano, że jestem pracownicą sklepu, a nie anglistką i oczekiwano, że albo się zabiję, albo przyjmę stanowisko niewolniczej służącej „żywej świętej”. Zostało im powiedziane dokładnie w końcu, kto jest kim, więc jeśli ktoś mówi coś innego, to robi to świadomie.
Wcześniej jeszcze ta „żywa święta” i podobno moja „najlepsza przyjaciółka, co wszystko o mnie wie” zaatakowała mnie ponownie, plując na mnie i ładując z całej siły plaskacza w twarz. Stało się to przed samymi zajęciami ze studentami. Oczywiście sekta „poinformowała” studentów, kim „jestem”. Byłam tak roztrzęsiona, że rozpłakałam się i nie mogłam prowadzić zajęć. Przypominam sekciarzom, że zaatakowali kogoś, kto ma status równy urzędnikowi państwowemu i zaatakowali mnie w czasie prowadzenia zajęć. Jest na to odpowiedni paragraf i zastało im to doliczone do całej masy innych przestępstw.
Pozbierałam się dzięki życzliwości moich koleżanek i kolegów – chociaż po takiej traumie powrót do życia zajmuje całe lata, szczególnie, jeśli ataki schizofreniczne oraz pranie mózgu kończą się amnezją.
Schizofreniczka oraz jej gang atakowali mnie w każdej szkole i praktycznie w każdym środowisku. Nieprawdą jest, że uczyła się w Rejtanie. Moja dawna buda nie ma zwyczaju, żeby wszystkie nazwiska absolwentów lądowały na ścianie korytarza wyryte w kamieniu. Bardzo proszę, żeby ludzie, którzy twierdzą, że ta schizofreniczna sklepowa tam się „uczyła”, przynieśli na któryś z konwentów zdjęcie potwierdzające, że jest absolwentką mojego liceum i że to ja „przychodziłam tam ją nękać”. Będę czekać bez zapartego tchu, bo dostarczenie takiego dowodu jest niemożliwe – sprawdziłam, nie ma takiej ściany z nazwiskami. Musiałam sama sprawdzić, bo tak sugestywne są urojenia schizofreników, szczególnie, jeśli prześladują kogoś od zawsze. Mam dosyć, ale to ona ma się leczyć i wynieść z fandomu, nie ja. Tak samo jak warszawski R. – nie jestem jego „żoną”, ten schizofrenik też ma się ode mnie odpierdolić.
Kościelni protektorzy mojej prześladowczyni wysłuchali cierpliwych wyjaśnień wiele razy, w tym od psychiatry z profesorskim tytułem, więc nie mogą dalej udawać głupa i twierdzić, że nic nie rozumieją.Parafrazując Sherlocka Holmesa – po odjęciu rzeczy niemożliwych pozostajemy z prawdą, czyli jedynym prawidłowym wnioskiem – Kościół ma zawrotny interes z wykorzystywaniu schizofreników do zaszczuwania mnie, tym bardziej że pomogłam zarejestrować pierwszy pogański kościół. Jestem celem ze względu na swój ateizm i pogaństwo.
No chyba, że pan hierarcha autentycznie ma odwagę dalej twierdzić, że naukowcy i lekarze się mylą, bo jako wykształceni ludzie „nie są obiektywni”. Bo Kościół lepiej wie i rozumie, kto jest chory, a kto jest ” żywym świętym”, który „widział” mnie w burdelu, gdzie miałam pracować, dzięki „bilokacji”.
No wolne żarty.
Mam też nadzieję, że dzięki dzisiejszemu zdjęciu tabliczki mojej dawnej szkoły nie usłyszę od żadnego kurrrwia kościelnego, że nie wiem, gdzie jest Reytan. Mieszkam nadal niedaleko.