Napisałam jakiś czas temu o Chrystusie jako o schizofreniku i o tym, że w zasadzie wszystkie religie opierają się na zastraszeniu i handlem nieistniejącym towarem – zbawieniem lub uwolnieniem od cierpienia. Czas opisać chrzest, który jest bramą wjazdową do świata, w którym rządzą schizofrenicy oraz przestępcy w sutannach.
Żaden z księży nie może mieć pewności, że wie, co mówi i robi. Powiedzmy sobie szczerze, że nikt z krainy po śmierci nie powrócił i wszystko, co mamy to są legendy. Równie dobrze ktoś mógłby mi kazać okazywać szacunek postaci króla Kraka lub straszyć mnie tym, że po śmierci zje mnie smok krakowski.
W momencie kiedy przedstawiam religię chrześcijańską w taki sposób jak powyżej, widać, że coś jest nie tak z lękiem społeczeństw wobec kleru i wobec powiedzenia wprost, że się nie wierzy. Niestety zostaliśmy zniszczeni w dzieciństwie, mam na myśli osoby ochrzczone, które obowiązkowo uczestniczyły w tak zwanej katechezie. Nauka religii polega – powiedzmy to sobie szczerze – na celowym wywoływaniu stanów lękowych, nazywanych przez katechetów wpajaniem „bojaźni bożej”. Bo rozumiecie, katolik musi się bać. I musi wiedzieć, że tylko płacenie klerowi pieniędzy może ten lęk ukoić i przelewanie kasy na konto jakiegoś księdza jest podstawowym obowiązkiem katolika. Przypomnijmy, Kościół z polskiej kasy ciągnie nieprawdopodobnie duże sumy pieniędzy i cały czas domaga się więcej.
Chrzest jest pierwszym elementem, który służy do zastraszania. Przypomnę – mówi się ludziom, że każde dziecko rodzi się jakimś „grzechem pierworodnym” i że jeśli nie zostanie ochrzczone, to trafi do piekła. Zaznaczę, że moim zdaniem istnienie religii, która mówi, że niewinne dziecko jest złe, o ile jakiś szaman nie odprawi nad nim swoich czarów, jest czymś, co powinno wywołać bunt społeczny.
Po chrzcie w życiu dziecka następuje katecheza. Podejrzewam, że wiele osób wyprało traumę uczestniczenia w lekcjach religii, ale ja pamiętam. Nie tylko zastraszanie w celu zapewnienia Kościołowi stałego dochodu, ale wspomniane wywoływanie „bojaźni bożej” – czyli lęku przed klerem i sprzeciwieniu się księdzu. Jest to wywoływanie syndromu sztokholmskiego.
Podejrzewam zresztą, że księża też są w szponach syndromu sztokholmskiego i jest powód, dlaczego tak histerycznie reagują na ateizm. Reagują lękiem, który wywołuje ich agresywne zachowania, gdy ktoś nie postępuje zgodnie z wbitym w głowę skryptem, bo tracą grunt pod nogami.
Mam swoje negatywne doświadczenie z Kościołem Rzymsko-Katolickim. Byłam nawracana siłą i stosowano wobec mnie wszelkie niedozwolone metody terroru, żeby tylko udowodnić, że schizofrenicy z mojej podstawówki są „świętymi” i zmusić mnie do życia zgodnie z ich wolą. Wiem więc, do czego potrafią posunąć się egzorcyści i księża, gdy ludzie nie widzą, co się dzieje. Czasem postępują tak samo i stosują krańcowy terror, gdy ludzie widzą, bo księdzu w naszej kulturze wolno wszystko i nikt im w niczym nie przeszkadza. Zawsze spodziewają się bezkarności.
Muszę powiedzieć, że moje klienckie doświadczenie (trzeba im pokazać, że tak zwani wierni, to w rzeczywistości klienci i mogą zagłosować nogami) jeśli chodzi o Kościół Rzymsko-Katolicki jest tak okropne, że wszystkim odradzam. Za to nieżyjący pastor Pilch zrobił na mnie jak najlepsze wrażenie. No i doktryna luterańska nie opiera na zastraszeniu, a księża są inteligentniejsi i więcej się od nich wymaga. Wierni też współrządzą w Kościele Ewangelicko-Augsburskim i nie pozwolą, żeby ktoś po ludziach tak jeździł, jak to robią katoliccy księża.
Luteranie szanują naukę i nie wypowiadają się w kwestiach, o których nic nie wiedzą. Nie wchodzą w kompetencje lekarzy, Nie robią ze schizofreników świętych. Nie mają fobii związanych z seksem i antykoncepcją. Pozbyli się kultu matki boskiej wiecznej dziewicy, więc nie narzucają kobietom toksycznego dualizmu święta-albo-kurwa – inaczej mówiąc, nie tresują kobiet. Spowiadają się tylko Bogu i wszystko rozważają we własnych sumieniach.
Oprócz pociągu seksualnego istnieje jego odwrotność, czyli odraza seksualna. Dlatego nikt nie powinien myśleć, że „dla mojego dobra” zmusi mnie do przyjęcia schizofrenika Rafała. Do prześladujących schizofreników czuje się odrazę, nie miłość. Co może dziwić nadętych narcyzów, którzy nie wiedzą, że schizofrenik często odsłania się wyłącznie przed swoją ofiarą. Osoba prześladowana przez schizofrenika ma trudną sytuację, bo schizofrenik uwodzi otoczenie swojej ofiary i sprawia, że wierzą w jego urojenia oraz kłamstwa. Schizofrenik nie ma problemu z posuwaniem się do kłamstw, jeśli mu to służy.
Powtarzam, schizofrenik odsłania się tylko przed swoją ofiarą i tylko ofierze należy wierzyć. To jest podstawa wiedzy psychoterapeutycznej i każdy kto uważa, że jest mądrzejszy od najbardziej zainteresowanej i najlepiej poinformowanej osoby zasługuje na odebranie dyplomu psychologii czy prawa do uprawiania zawodu lekarskiego.
O odrazie seksualnej mówił mój tata w kontekście prześladującej go od dziecka schizofreniczki. Po wieloletnim nękaniu, gdy dowiedziała się, że jej nigdy nie zechce, z zemsty i urojeń zniszczyła mu kwitnący biznes, a on uciekł przed nią z Francji do Polski.
Schizofrenicy z reguły pochodzą ze schizofrenicznych rodzin i mają przyjaciół, który nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo ich znajomi są chorzy. Ludzie w pobliżu schizofreników wierzą w snutą latami bujdę o wielkiej miłości, wspólnym życiu i uważają, że wszystkie urojone wspomnienia są prawdziwe. Oburzeni są, gdy ofiara obsesji schizofrenika zaprzecza prawdziwości słów schizofrenika i mówi, że nie chce z tym schizofrenikiem być lub że nigdy nie była. Zaczynają „leczyć” takiego człowieka, bo najwyraźniej trzeba mu to wszystko „przypomnieć” i niszczą mu życie oraz psychikę. W efekcie to ci wszyscy ludzie i schizofrenicy winni są odszkodowania, a nie ja, bo nikogo nie skrzywdziłam. Nie obiecywałam Rafałowi małżeństwa, nigdy nie byliśmy razem. Jestem ofiarą jego urojeń oraz głupoty mojej rodziny.
To jest bardzo częsty schemat, którzy znają psychoterapeuci, nie tylko profilerzy. Niestety zbyt bardzo częsty. Dlatego też jest tak ważne, żeby psychoterapeuta zawsze wierzył swojej pacjentce i tylko jej słuchał. Jest też zakaz leczenia członków własnej rodziny. Nikt nie ma prawa wypowiadać się w moim imieniu, nawet nikt z mojej rodziny, tym bardziej, że nie raczyli przyjąć do wiadomości niczego z rzeczy, które im mówiłam i nie raczyli mi pomóc w walce ze schizofrenikami z mojej podstawówki. Jeśli chcecie coś wiedzieć, to kurwa czytajcie mój blog lub wyślijcie mi e-mail (kontakt na dole strony). Wyjaśnię i odpowiem na dodatkowe pytania.
Schizofrenicy wraz z uwielbiającym ich otoczeniem są bardzo aktywni i ambitni w dążeniu do postawienia na swoim. Łamią przy tym wszystkie zasady społeczne oraz nakręcają ludzi z zawodów medycznych tak, że ci zapominają (chociaż im nie wolno tego robić) o zasadach diagnostyki oraz zakazie kierowania się tym, co mówi człowiek, który przychodzi do ich gabinetu i szczuje ich na kogoś innego. Jest to zakazane, bo z reguły tak działają schizofrenicy. Pacjent musi sam przyjść do gabinetu.
Mój tata ożenił się z bardzo głupią i narcystyczną kobietą, która pomimo tego, że znała jego historię, postanowiła zignorować wszystkie ostrzeżenia i zaprzyjaźniła się ze schizofreniczną rodziną, zupełnie jak jego rodzice i rodzeństwo. Mam z powodu głupoty matki zniszczone życie, powtórzyłam losy taty. Mam za sobą trzy próby samobójcze z powodu zaszczucia przez schizofreników, którzy w oczach mojej rodziny są aniołami. Walczę z głupotą moich bliskich od początku podstawówki, czyli mogę swobodnie liczyć sobie pół wieku piekła i uciekania przed Renatą i Rafałem oraz ich gangiem „Aryjczyków” z mojej podstawówki.
W życiu nie byłam w żaden sposób związana z Rafałem. Jest jednym z imbecyli z dziecięcego gangu z mojej podstawówki, który mnie prześladował i po zaciągnięciu mnie to toalety symulował na mnie gwałt zbiorowy. Na całe szczęście mieli po około 8 – 10 lat, więc byli zbyt mali, żeby rzeczywiście mnie zgwałcić waginalne, ale jak najbardziej brali udział w gwałcie oralnym, który zorganizował ojciec Renaty, ksywa „Biskup”.
Takie wydarzenia budują odrazę seksualną na całe życie. Nigdy się z Rafałem się nie spotykałam, nigdy nie byliśmy nawet przyjaciółmi. Jest moim wrogiem, który uroił sobie wtedy, że jestem Żydówką, osobą niższą rasy, którą może wykorzystywać. Wymyślił sobie, że się ożeni dla mojego mieszkania, które potem odziedziczy. Teraz wzrosła stawka, bo może nawet liczyć na rentę po zmarły małżonku. Ale obejdzie się smakiem. Moim jedynym dziedzicem jest mój siostrzeniec i został przeze mnie ostrzeżony przez tymi ludźmi oraz ich ewentualnymi próbami dochodzenia prawa do dziedziczenia. Tak wielu osobom wmówił, że byliśmy razem, że teoretycznie jest możliwe, że Sąd Aministracyjny przyjąłby ich zeznania (plus zeznania innych osób, które im uwierzyły) i zasądziłby im jakaś część mojego majątku. Protestuję przeciwko temu publicznie, to są dla mnie obce osoby i nie odpowiadam za zły osąd mojej matki czy innych osób z mojej rodziny.
Niestety schizofrenik gnany swoimi urojeniami i chęcią wzbogacenia się, odstawia po kolei szopki wyganiając swoją ofiarę z różnych środowisk. Pierwsze miejsce, z którego mnie wygoniono to był klub pływacki. Próbowano mnie zniszczyć na tyle, żeby zmusić mnie do rzucenia liceum. Zniszczono mnie w czasie studiów i wywołano amnezję, przez którą nie obroniłam pracy magisterskiej z psychologii. O mało, co nie rzuciłam Anglistyki, co powinnam była zrobić, żeby ratować swoje życie. Żałuję, że nie wzięłam wtedy kota i nie uciekłam w jednej koszuli. Niestety skończyło się amnezją i nie udało mi się zwiać do rodziców Michała. Oprócz schizofreników zakatowała mie też moja rodzona matka, która szczerze, do samej śmierci wierzyła w prawdziwość ich urojeń oraz celowych kłamstw.
Wiem, że są osoby w mojej rodzinie, które chodzą nadal na pasku schizofreników. Mam dla nich złe wieści – nie dam się. Odzyskałam pamięć na tyle, że gówno możecie mi zrobić. Mój siostrzeniec jest w podobnej sytuacji, ale nie zamierza się ożenić z jedną z córek Renaty. Wie dobrze, co to za tępy lachociąg i że ta pannica jest bardzo dumna ze swojego „powodzenia”. I że jej matka nigdy niczego nie studiowała, bo wyleciała z liceum. No, tutaj wysiłki kleru, który postanowił mi udowodnić, że talent i inteligencja się nie liczą, bo tylko ktoś, kto słucha Kościoła może odnieść sukces, jakoś się nie powiodły. Chociaż przyznam, że to co zrobiłam w życiu w porównaniu z tym, co mogłam z łatwością osiągnąć, rzeczywiście świadczy o zaplanowanej przez Opus Dei mojej dużej porażce i nieszczęściu.
Niestety schizofrenicy atakują swoje ofiary we wszystkich środowiskach. Ja zostałam wygoniona z mojego ulubionego klubu sportowego i znowu się roztyłam. Uczęszczałam tam po tym, gdy mnie te schizofreniczne potwory wygoniły z fandomu i złamałam pióro. Przy czym jak się okazało, w fandomie nadal wszystko po staremu i w Warszawie wciąż rządzi mąż Renaty, „Aryjczyk” ze szkolnego gangu.
Obecnie ci schizofrenicy wygnali mnie z mojej rodziny. Mam podejrzenia, że moja siostra przejęła pałeczkę po mojej głupiej matce i ze swoją starszą córką dąży z całych sił do mojego małżeństwa z Rafałem. Chciałbym się bardzo mylić, ale ich zdrada doprowadziła mnie prawie do szaleństwa. Czekam, aż mnie zaatakują i znowu jawnie staną po stronie schizofreników, żeby rozpocząć sądowny proces zerwania więzi rodzinnych. Na razie nie rozmawiają o tym za mną, tylko – sądząc z dawnych przechwałek wariatów, którzy są pewni ich poparcia – ze schizofreniczną rodziną Rafała i imbecylami z Opus Dei. Wolałabym, żeby to były ich urojenia, ale wszystko wskazuje, że rzeczywiście – tak samo w moim dzieciństwie – dla kilku osób są jedynym wiarygodnym źródłem informacji o mnie. A ja mam odebrane prawo do decydowania o sobie. Ale na całe szczęście to nie Somalia i nikt nie jest niewolnikiem w państwie prawa.
Nadal mam duże problemy z pamięcią z powodu zaszczucia i składam sobie wszystko ze strzępków informacji, które do mnie wracają. Wolałabym, żeby moi bliscy byli po mojej stronie, ale niestety wszystko wskazuje, że rzeczywiście są idiotami, którzy nadal wierzą w szlachectwo Rafała i jego rodziny, oraz w to, że Rafał jest najlepszą partią na rynku matrymonialnym, i że cokolwiek kiedykolwiek nas łączyło. Rafał nie ma żadnych pieniędzy oprócz tych, które wyłudził od pewnego człowieka przekonanego, że rzeczywiście jesteśmy razem. Bardzo za to domagał się pieniędzy ode mnie, Gollum jeden.
Nic nas nie łączy oprócz faktu, że on jest prześladującym mnie schizofrenikiem, a ja czuję do niego wyłącznie odrazę. Gdyby było inaczej, już dawno dałby mnie radę poderwać. Z moimi koleżankami poszło mu łatwo.
Dla przypomnienia wrzucam poniżej zaświadczenie.
Jestem panną, więc nic nigdy nie stało na przeszkodzie, żeby Rafał, ułożył sobie życie z kimś innym, niech nie liczy osioł na jakiekolwiek odszkodowanie, zawsze mówiłam, że go nie chcę, a jeśli moja matka zmówiła się z gangiem schizofreników i stwierdziła, że będzie mną rozporządzać jak martwym przedmiotem, który nie ma prawa do własnego zdania, to naprawdę nie moja sprawa sprawa i nie zamierzam nic z tych jej ustaleń respektować, tak jak wcześniej powiedziałam, najwyżej będę zawsze sama i zawsze będę przeklinać jej głupotę, że tylko z powodu pomówień osób chorych psychicznie zniszczyła mi karierę sportową, życie osobiste i zawodowe – i to po kilka razy. Śmierć jej pamięci!!!
Moja schizofreniczna koleżanka z czasów podstawówki przedstawia się norweskim nazwiskiem Haraldson i opowiada, że jej rodzina przybyła z Norwegii. Zabawne są tutaj dwie rzeczy. Po pierwsze całkowicie serio potrafi powiedzieć, że Norwegia leży na południu Europy i jest tam ciepło.
Podejrzewam, że to wynik mojej dezinformacji sprzed lat, kiedy nie spodobało mi się, że tak mnie wypytuje o wszystko, co dotyczy mojego szlachectwa. Gdy dorosłam i zaczęłam studiować kryminologię, dowiedziałam się, że schizofrenik uczy się od ofiary swojej obsesji wszystkiego, co jest mu potrzebne, żeby ją udawać. Tak było wtedy z Renatą.
Drugą zabawną rzeczą jest, że Renata przedstawia się jako Haraldsson i twierdzi, że forma Haralsdottir jest niepoprawne, co jednoznacznie wskazuje, że jej rodzina nie mogła przybyć z Norwegii. Końcówka „son” oznacza mężczyznę, a „dottir” kobietę. To tak jakby jakaś Amerykanka upierała się, że jest Polką i nazywa się Kraszewski, a nie Kraszewska. Jest to coś, co pochodzi ze staro norweskiego i każdy wielbiciel sag zainteresowany epoką wikingów wie o co chodzi. Te formy nazwiska pozostały w użyciu na Islandii, bo ten kraj posługuje się bardziej językiem, który jest pewną lingwistyczną skamieliną.
Problem ze schizofrenią jest taki, że chory może prawie bezobjawowo funkcjonować, szczególnie jeśli ktoś nie zadaje niewygodnych pytań i uchodzić za zdrowego. Wystarczy jednak pojawienie się obiektu zawiści schizofrenika lub skuteczne udowadnianie choremu, że mówi nieprawdę, żeby jego urojenia wystrzeliły pod sufit, bo bez leków objawy nie miną. Widać to była lata temu na Warszawskich Targach Książki przy norweskim stoisku zorganizowanym przez Ambasadę Norwegii, która jak co roku obchodziła Święto Flagi. Natknęłam się tam też na mojego krewnego ze strony mamy mojego taty i razem obserwowaliśmy Renatę udającą kogoś, kto tam pełni oficjalne książęce funkcje. Zapytałam Ambasadora o nią, ale oczywiście nie była w żaden sposób związana z Ambasadą, czy poproszona o pomoc. Ambasador patrzył na Renatę, jak na idiotkę, a schizofreniczka przeżywała swój sen na jawie, udając norweską królową. Przedstawiłam się Ambasadorowi i powiedziałam, że moi przodkowie ze strony taty mieli norweskie korzenie i że dla niego było to bardzo ważne. Pośmieliśmy się chwilę z Renaty i tego, że uważa, że nazywa się Haraldsson (z domu, z tego co wiem, to ta schizofreniczka nazywa się Nowak) i poszłam dalej oglądać książki.
Zastanawiam się, jak Renata i jej enabler Nycz wytłumaczą, że jednak z domu jest Nowak, a nie Haraldsson. Ta, już widzę jak ten jej ojciec pedofil jest szlachcicem i to na dokładkę norweskim, a ona sama utalentowaną pływaczką, której niby miałam zniszczyć karierę. Jak do tej pory opowiadają o mnie tak głupie bajki, że już wszystkim znudziło się ich słuchać. Ciekawe czy wymyślą coś nowego i jeszcze bardziej zabawnego.
A jak na razie, nikt nie powinien tej schizofreniczce ufać i wierzyć, że przekazuje wiadomości od jakiś zakochanych w jej przyjaciółkach mężczyzn. Tylko największy jełop jest w stanie uwierzyć, że w czasie Internetu, natychmiastowych wiadomości – nie tylko tekstowych – FaceTime’a, emaila i innych tego typu udogodnień, jakiś człowiek potrzebuje pośrednictwa schizofreniczki, żeby się oświadczać jakiejś idiotce. Ciekawe jak ta schizofreniczka wyjaśni, że wspomniany facet nie wziął od niej numeru kobiety, w której podobno ma być po uszy zakochany? Oraz ciągnie tę szaradę przez dekady?
Zaręczam, że ani wcześniej Michał, ani później Adam, nie znali wspomnianej powyżej schizofreniczki, ani nie prosili jej o przekazywanie informacji o ich głębokich uczuciach do kogoś. Renata naprawdę nie jest przyjaciółką wszystkich ludzi na planecie. Jej słowa to urojenia i celowe zmyślenia, które rozpowszechnia, aby przeprowadzić swoje schizofreniczne intrygi. Gdy ona wysiada, bo jest za głupia i niewiarygodna, rusza do ataku jej enabler i zaciera ślady, lub mówi jej, co ma powiedzieć, żeby wybrnąć.
Z enayblerem Renaty też nie mam nic wspólnego, jestem ateistką od dziecka i proszę mnie odpowiednio traktować. Na blogu wisi gdzieś moja apostazja, nie ma powodu w nią wątpić.
Nie chce mi się nawet wymieniać wszystkich kłamstw Nycza oraz Renaty, ale jest ich całe morze. Z większości ich „rewelacji”, jakie rozprowadzili na mój temat, ludzie się po prostu śmieją.
Nycz i Renata to ludzie śmieszni i godni ubolewania. Ich fani również. Nie mówiąc o paniach, które uznały po wysłuchaniu ich bajd, że jestem niebezpieczna, i że one „się mnie boją”. Są tak samo śmieszne. Jedyne, co mogę komuś zrobić, to doprowadzić do czyjegoś słusznego skazania w sądzie. W odróżnieniu od Renaty i jej brata nie atakuję ludzi fizycznie, nie mam urojeń i nie kłamię.
A już pomysł, że jakieś beztalencie zostanie największą pisarką świata, bo, będąc dzieckiem, jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, „poznało Yennefer” (czyli schizofreniczkę, której prośbę zaczęło mnie zaszczuwać), jest tylko zabawną dziecięcą przechwałką. Ani Renata nie jest „Yennefer”, ani to dziecko nie ma tego czegoś, co sprawia, że chce się je czytać. Dziecko powinno się było pilnie uczyć, a nie brać udział w intrygach i zaszczuwaniu dorosłych.
Ta schizofreniczka z nikogo nie zrobi pisarza, niepotrzebnie przysięgaliście jej wierność jako „szlachetnie urodzeni rycerze”. Niepotrzebnie mnie rozjebaliście na jej polecenie w czasie, gdy byłam studentką. Na nic też wam przyszły kolejne późniejsze ataki na mnie w fandomie.
Macie się po prostu ode mnie odpierdolić.
Powiedziałam dokładnie to samo wcześniej już wiele razy, ale gang Renaty – jak przystało na osoby niezrównoważone i głupie – postanowił ponownie mnie zaszczuć, licząc na skutek śmiertelny, żeby postawić na swoim i ukryć prawdę. Ciekawe jak im się spodoba, co osiągnęli do tej pory? Bo ja zawsze dzięki moim prawdziwym przyjaciołom staję na nowo na nogi i mówię dokładnie to samo. Jedyna zmiana jest taka, że moi prześladowcy mają coraz gorszą sytuację prawną, bo syndrom sztokholmski połknął mi kolejne lata życia. I nigdy już nie urodzę dzieci, nawet jeśli wyjdę za mąż.
Prawda jest jedna i niezmienna. Syndrom sztokholmski, amnezja oraz fałszywe wspomnienia jej nie zmienią. Nie zaszczułam nikogo, nikogo nie zniszczyłam. To ja i moi przyjaciele byliśmy ofiarami Renaty oraz Nycza. Oni zostali zniszczeni za to, że mnie znali i zweryfikowali różne stwierdzenia Renaty oraz jej rodziny.
No więc, nie – nic, co mówi Renata nie jest prawdą. Andrzej się do niej nie przyznaje. Ja też nie chcę jej znać.
Anastazja Romanowa była jedną z córek ostatniego cara Rosji, która została zabita podczas Rewolucji Październikowej. Z początku nie znaleziono jej ciała wśród zwłok innych pomordowanych członków cesarskiej rodziny, co dało początek legendom według których przeżyła i gdzieś się schowała.
Nieodnalezienie jej ciała spowodowało wysyp słynnych oszustek (inaczej schizofreniczek), które podawały się za Anastazję. Oczywiście niewiele kryło się za tymi oszustwami potencjalnych pieniężnych łupów, bo Sowieci wszystko znacjonalizowali, ale zawsze mogły liczyć na zainteresowanie szlachty poza Rosją oraz inne gratyfikacje. Najsłynniejsza z nich Anna Anderson zrobiła wokół siebie bardzo dużo szumu i w końcu, gdy była już trochę starsza, poszczęściło jej się, bo wyszła za milionera.
Brak zwłok na miejscu masowego morderstwa z reguły może oznaczać dwie rzeczy. Albo porwanie kobiety w celu zawarcia małżeństwa, chociaż wtedy byłaby osobą wcześniej obserwowaną, co było niemożliwe w sytuacji mieszkającej w pałacu Anastazji i przypadkowych żołnierzy, którzy wpadli do prywatnych apartamentów rodziny cara i którzy nie mogli zaplanować porwania. Druga opcja jest jeszcze bardziej nieprzyjemna, bo oznacza całkowicie przypadkowe impulsowe porwanie w celu zgwałcenia ofiar. Żołdacy, szczególnie wariaci lub imbecyle, nie mieli w takiej sytuacji szacunku dla członków rodziny panującej. Piszę ofiar, bo brakowało też zwłok brata Anastazji.
Pytanie o przypuszczalne losy Anastazji było jednym z pytań zadanych mi podczas egzaminów z kryminologii. Odpowiedziałam tak, jak to opisałam powyżej, dodałam też, że prawdopodobnie sprawca spalił zwłoki, bo w warunkach wojennych mógł nie mieć czasu na zakopanie ich i że kiedyś może się dowiemy, że je znaleziono. Zwierzęta nie zjadają spalonych zwłok. Szczątki Anastazji i jej brata znaleziono w 2007 roku, były zwęglone, tak jak przewidziałam jako studentka. Rok później laboratorium potwierdziło wynikami DNA, że to rzeczywiście byli oni.
Jedną z cech nowomowy kościelnej (bo kler nie używa standardowej polszczyzny) jest fakt, że gdy ja mówię, że jestem ofiarą Renaty, to ja mam na myśli, że zostałam przez nią pokrzywdzona, a Nycz chyba myśli, że ona miała prawo złożyć mnie w ofierze Bogu i że mam zgodnie z jej wolą iść pracować do Kościoła.
No więc nie, skurwielu, naucz się prawdziwego języka. W życiu nie dam się złożyć w ofierze. Chociaż muszę przyznać, że zbiry z Opus Dei faktycznie poświęciły duży praktycznie całe moje życie swojemu Bogowi, okradając mnie z niego i nakazując mi myśleć, że moje cierpienie (cierpienie kogoś wyjątkowo utalentowanego, który urodził się po to, żeby – oprócz odnoszenia sukcesów na wielu polach – wychowywać dzieci) jest czymś, co mam im ofiarować.
No więc, prześladujący mnie skurwiele się przeliczyli. Ta wasza niechętna ofiara, której cierpieniem się bawiliście i bawicie dalej, zamierza wam w sądzie skopać tyłki i zażądać takiego odszkodowania za swój niezasłużony ból i zaprogramowaną przez was porażkę życiową, że nigdy na świecie Kościół Rzymsko-Katolicki jeszcze tyle nie zapłacił. Kaplicę Sykstyńską będziecie musieli zastawić, a obiecuję wam, że zmuszę was do zapłacenia odpowiedniej ceny. Bo to wy tym wszystkim sterowaliście i wy okłamaliście osoby, które też są waszymi ofiarami, żeby wykonywały posłusznie wasze polecenia mające na celu dalsze niszczenie mi życia.
Niewygodną dla kleru prawdą jest, że Polska już od dawna nie jest katolicka – poniżej 30% obywateli Polski bierze udział w mszach, co jest podstawowym obowiązkiem katolika.
Zadziwia zatem upór kleru, że wszyscy Polacy są katolikami i że hierarchowie mają prawo wtrącać się do polityki i sterować ruchem kadrowym w prawicowych partiach, a także popierać jakiś kandydatów na takie wysokie urzędy jak urząd prezydenta RP, czy wręcz „zatwierdzać” kandydatów. Trzeba postawić tamę temu, że do władz wszędzie dostają się najmniej wykwalifikowani ludzie, byle tylko zagwarantowali jakiemuś biskupowi, że „będzie po bożemu” i że jego sekta będzie mogła dalej wpływać na kształt prawa.
Trzeba zacząć edukować siebie i ludzi w swoim otoczeniu. I trzeba to zacząć robić jak najszybciej. Lewica nie może przerżnąć także wyborów parlamentarnych.
Rodzice Renaty i Rafała nie byli ludźmi z półświatka. Byli leczącymi się schizofrenikami, którzy na swoje nieszczęście byli religijni, więc wiele o sobie opowiadali swojemu księdzu. Ten stosując oczywiście schemat postępowania zawodowych kościelnych katolików, którzy nie wierzą w choroby psychiczne, za to uważają, że mają prawo bawić się ludźmi i wchodzić w kompetencje lekarzy, zakazał im brania leków, za to kazał ufać Bogu. Stworzył te potwory, kierując się zabobonem, ale też zachwytem godnym religii szamańskich, że ma w swojej parafii osoby, które dzięki swoim wizjom są „bliżej Boga”.
Renata, gdy już porozmawiałam z nią spokojniej i przypomniałam, co pamiętam z podstawówki, powiedziała mi, że chce się leczyć, ale nie wie jak. Jej brat też będzie chciał się leczyć, ale trzeba ich wyrwać z otoczenia Nycza i szerzej kleru, którzy z powodu modelu biznesowego Kościoła i ogólnie rozumianego prestiżu, uwielbiają otaczać się „żywymi świętymi” – czyli ludźmi bardzo poważnie chorymi, których urojenia nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości.
Trzeba Renatę i Rafała wziąć za rękę, wsadzić do samochodu i zawieść do psychiatryka. Wbiłam im do głowy, że proces trwa szesnaście dni i że po tym czasie będą mogli zadecydować, co chcą zrobić. To że mówi, że już była w szpitalu, to nieprawda. Fantazjuje o tym, kierując się tym, co jej powiedziałam. Trzeba jej powtórzyć, że będzie mogła lekarzom mówić wszystko, co uważa, że „wie” o mnie, tylko że musi być tam conajmniej dwa tygodnie i wtedy powie lekarzom, co chce, żeby ze mną zrobili. Leki, które będą przez ten okres dostawać, zadziałają dopiero po dwóch tygodniach, więc trzeba ich jakoś podejść, żeby się zgodzili dobrowolnie poddać leczeniu.
Są osoby w fandomie, które mają lepszy kontakt z nimi ode mnie, bardzo proszę, żeby one się tym zajęły. Naprawdę nie jestem chorą psychicznie żoną Rafała, która musi do niego „wrócić”. Nie jestem też religijna. Rafał urobił także moją rodzinę (chociaż oni nie zorientowali się, że Rafałem kieruje psychoza i uważają za idealnego kandydata na mojego faceta, podczas gdy ja prędzej umrę, niż za niego wyjdę). Sama ledwo żyję, bo naprawdę postanowili mnie za niego wydać, zupełnie nie orientując się, kim jest naprawdę, kto za nim stoi, jak bardzo jest głupi i jak bardzo zostałam zniszczona i poraniona, gdy próbowano nagiąć rzeczywistość, żeby zgadzała się z życzenia Nycza i urojeniami Rafała.
Po wygranej Nawrockiego obudziłam się w świecie pozbawionym jakiejkolwiek nadziei. Już wcześniej wariatka Barbara nękała mnie, próbując mnie zmusić do dopasowania mnie do jej urojeń, wedle których chcę pracować z nią w PiSie czy też ministerstwie. Byłam zmuszona przez nią i przez Rektora do rozmów z pisowskimi oficjałami. Pogwałcono w ten sposób wszystkie moje prawa, robiąc przyjemność gangowi (a w zasadzie sekcie) schizofreników.
Pani Barbara jest osobą, która mi zniszczyła życie po wielokroć. Nie mam siły wyszczególniać jej poszczególnych dokonań tutaj, ale jest tak samo niebezpieczną wariatką jak rodzina Renaty czy Ryszard, który też ma urojenia, że mnie „ratuje” i że jest moim zastępczym ojcem.
Dla mnie zwycięstwo Nawrockiego oznacza, że czas porzucić nasz kraj i wybrać Francję na miejsce pobytu. Muszę spędzać chociaż część roku w krajach, gdzie rządzi rozum, a nie ciemnota. Tylko w Polsce prawa kobiet i inne postulaty lewicy nie trafiły do centrum. Jest to przerażająca sytuacja. Wszędzie indziej, nawet jeśli rządzi tam prawica, to nie ma demontażu zdobyczy cywilizacyjnych, takich jak prawo kobiet do decydowania o swoim ciele. Przypominam, do dwunastego tygodnia ciąży nie ma mowy o systemie nerwowym, jest to granica, do której aborcja powinna być prywatną sprawą każdej kobiety. Naprawdę fanatyczni zwolennicy zakazu przerywania ciąży powinni być zmuszeni, żeby na planszach wybrać ludzki pięciotygodniowy płód odrózniając go od końskiego, foczego, czy płodu słonia. Najczęściej kobieta w ciągu trzech tygodni się orientuje, że jest w ciąży i może usunąć ciążę farmaceutycznie.
Jako profiler znam kilka zasad, które mają zastosowanie w polityce. Pomińmy już fakt, że do polityki i ogólnie władzy garną się ludzi głupsi, chociaż ambitni. Ważniejsze jest to, że statystycznie przedstawiciele prawicy są o wiele głupsi od przedstawicieli lewicy. Prawacy to z reguły ludzie niewykształceni, albo tacy, którzy ten dyplom dostali z łaski. Czasem nawet są to ludzie, którym ktoś napisał taki doktorat, bo „im się należy” i nadal wystaje im wieś z butów.
Niestety prymitywny lud łapie się na takiego gościa, co to niby wykształciuch, ale mówi jak swój. Nie oszukujmy się, większość wyborców, to nie są ludzie wykształceni i fakt, że ktoś przemawia ich językiem i trafia do nich, jest zachęta do głosowania. Jedyna rada dla lewicy – musicie uprościć język. Ciężko pracujący ludzie to wymarzony adresat postulatów lewicowych, tylko trzeba znaleźć sposób, żeby zorientowali się, kto naprawdę będzie dbać o ich interesy. Zamiast tego mamy ponownie prezydenta, który w swojej kampanii posługiwał się hasłami wytrychami i jest populistą. Zbiera mi się na wymioty, gdy znowu politycy prawicy łaszą się do stadionowych kiboli, czyli przestępców, którzy powinni siedzieć w więzieniu. No, nie chce mi się wierzyć, ze polski elektorat rzeczywiście składa się z wielbicieli panów okładających się cegłówkami i umawiających się na ustawki. Brakuje kilku medialnych procesów takich prymitywów, ale przedstawionych tak, żeby lud zrozumiał.
Aż mam ochotę zostać dziennikarką śledczą, iść pracować do Policji, albo sprawdzić ile przedmiotów z politologii zrobiłam i zacząć doradzać lewicy. Najbardziej z tego chciałabym przestępców wsadzać do więzień, albo do psychiatryków, tylko że – jeśli chodzi o psychiatryki – prawo mi na to nie pozwala, bo jest dobrowolność leczenia. Z tym, że oczywiście ta dobrowolność nie ma znaczenia jeśli chodzi o mój przypadek, bo mnie PiS zaszczuł praktycznie na śmierć, próbując mnie zmusić, żebym zaczęła robić to, czego chce ode mnie wariatka.
Wszystkie osoby, które mnie znają wiedzą, jak bardzo sceptyczna jestem wobec katolicyzmu. Stoją za tym moje własne doświadczenia, ale też bzdury jakimi Kościół karmi wiernych, którzy bezrefleksyjnie to gówno ideologiczne łykają.
Zawodowi katolicy to zawodowi oszuści. Nie tylko mają jako organizacja religijna uprzywilejowaną pozycję w państwie i ciągną miliony z naszej wspólnej kasy, a katecheci – czyli ludzie skrajnie nieodpowiedzialni i głupi, którym nie powinno pozwalać na kontakty z młodzieżą – są utrzymywani przez budżet. Wszyscy płacimy za ogłupianie dzieci i młodzieży durną indoktrynacją. Jest to skandal, jeśli się sprawdzi, jakie treści są im przekazywane. Szkoła uczy tolerancji i pomaga nabywać społeczne kompetencje, to co robią katecheci to wychowywania tępych, zabobonnych knurów, którzy nigdy nie odnajdą się w współczesnym świecie. A jeśli katecheci napotykają w czasie lekcji jakiś problem, często nawet nieistotny, to kierując się własnym imbecylizmem, zaczynają dziecko zaszczuwać i terroryzować bez zastanowienia się, czy przypadkiem sami nie mają problemów z brakiem przygotowania pedagogicznego i psychologicznego. „Nauka” religii won ze szkół!
Dodajmy do tego przekonanie kościelnym idiotów, że stanowią najwyższą władzę, ważniejszą od państwowej (tutaj państwo w końcu powinno im pokazać, kto faktycznie zarządza Polską) i że muszą sprawę takiego dziecka lub studentki „zbadać” i prowadzić działania, jakie powinna prowadzić Policja i sądy. Samosądy i zaszczuwanie niewygodnych ludzi to codzienność Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Kampanie oszczerstw to też rzeczywistość dla wielu osób. Mordowanie ludzi (mam na myśli zaszczucie ze skutkiem śmiertelnym), którzy nie chcą z nimi współpracować lub potwierdzić słów kretynów schizofreników również.
Powtórzę, zawodowi katolicy to zawodowi oszuści sprawni w wyciąganiu kasy. Zastraszają ludzi, a robią to już od wczesnego dzieciństwa, wizjami piekła i wiecznych cierpień, jeśli wierni się nie podporządkują imbecylom i nie będą ich utrzymywać na wysokim poziomie. Pamiętam swoją katechezę – utrzymywanie tych oszustów było przedstawiane jako główny obowiązek katolika. Gdy tylko wywęszą, że ktoś jest albo szlachcicem, albo jest zamożniejszy niż przeciętna, zaczynają się zabiegi mające na celu oskubanie tej osoby z każdej złotówki.
Ja sama, chociaż mam puste konto, byłam terroryzowana, że mam oddać im oraz ich „świętej” (heheh) schizofreniczce Renacie każdą złotówkę. Przeszłam załamanie nerwowe z powodu ich drapieżnego domagania się ode mnie kasy i żądań, żebym poświęciła moje życie na służbę (czytaj – niewolniczą pracę) w Opus Dei. Znam mechanizmy psychiczne i metody terroru i zastraszania, jakimi z ludzi robi się niewolników, którzy potulnie potulnie robią to co chcą prześladowcy, bo zostali tak zniszczeni psychicznie i zastraszeni. Wszystkie te techniki zostały zastosowane w moim przypadku. Wiem, o czym mówię, gdy informuję o specjalnie indukowanych zaburzeniach lękowych, które miały za zadanie spowodować moje „nawrócenie” i lizanie dupy schizofrenicznemu rodzeństwu z mojej podstawówki.
Powiedzmy sobie szczerze, zawodowi katolicy nie mają żadnych pieniędzy, oprócz tych które nam ukradną lub wyłudzą. Gońcie precz te knury, które posługując się zastraszeniem sprzedają nam obietnicę, że nie będziemy cierpieć wiecznie w płomieniach piekielnych, jeśli im za to zapłacimy, wcześniej sztucznie wywoławszy w nas lęki przed nierealnym zagrożeniem. Co ja mogę powiedzieć na takie zabiegi? „Nie lękajcie się?” Powiem więcej, i uważam, że wszyscy powinni tak powiedzieć zawodowym katolikom – „Spierdalajcie, ale to już!”
Nie wiem, czy zauważyliście, ale w powyższym tekście wykpiłam, chociaż nie wprost, katolicki zwyczaj sprzedawania odpustów. Cały ten odłam chrześcijaństwa na tym bazuje. Zastraszają ludzi piekielnymi cierpieniami, aby za pieniądze, najlepiej duże pieniądze, uwalniać ich od tego sztucznie indukowanego lęku. Kontrolują też sferę seksualną, co też jest manipulacją i robieniem z ludzi niewolników, którzy muszą wypełnić jakieś skomplikowane warunki, żeby móc się kochać. Jedna podstawowych potrzeb ludzkich jest obwarowana zakazami i kler nawet próbuje ludziom narzucać w jakich pozycjach ludziom wolno współżyć. A przypomnijmy, są to ludzie, którzy dobrowolnie ograniczyli się przez ustawowy celibat, boją się tej sfery życia i mają wszystkie możliwe zaburzenia seksualne. Seks i bliskość to kolejna rzecz, którą handluje Kościół Rzymsko-Katolicki, a która do niego nie należy.
Przekonanie, że nie ludzie mają prawo mówić, kto będzie zbawiony i zakaz handlu odpustami to były niektóre z tez Lutra. Powiem, że moim zdaniem akurat te tezy wynikają z zastosowania zdrowego rozsądku i głębokiej wiary, której naprawdę nie widzę u znacznie głupszych przedstawicieli polskiego kleru. A przypominam, jestem ateistką wychowaną w kulturze katolickiej, nie przemawia przeze mnie żadna luterańska indoktrynacja z dzieciństwa.
Potomkowie Lutra w odróżnieniu od zawodowych katolików są zdrowi psychicznie. Luterańscy księża posiadają rodziny i nie uważają się za półbogów z powodu „wyświęcenia”. Luteranom wolno używać antykoncepcji, która podobnie jak wiele innych rzeczy, jest naprawdę prywatną sprawą wszystkich ludzi. Nie ma też spowiedzi usznej w tym odłamie chrześcijaństwa, więc wierni są dojrzalsi, bo nie nigdy nie mają furtki w rodzaju, że w razie czego jakiś ksiądz ich rozgrzeszy, traktując ich jak wieczne dzieci, za które się wiecznie podejmuje decyzje. Księża to tylko ludzie i nie powinni wchodzić w kwestie, które są w bożej jurysdykcji. Katolicyzm jest skazany na wypaczenia przez to, że księża manipulują ludźmi przez zastraszenie i wymuszanie takich decyzji (także politycznych), jakie jakiś klecha pochodzący z zabitej deskami wiochy uważa za odpowiednie. Może znają się na teologii, ale o życiu, nauce i świecie nadal niewiele wiedzą.
Jestem ateistką, więc pisząc o doktrynie katolickiej poruszam się wewnątrz tych wierzeń i oceniam ten system zgodnie z tym, co o nim wiadomo, uważając tę religię za jedną z wielu. Nie interesuje mnie poziom wyidealizowanych deklaracji, ale faktyczna praktyka. Studiowałam między innym psychologię religii i nie mam wątpliwości, że każda religia zaspokaja potrzeby, które sama u wiernych wywołuje z pomocą zastraszenia i terroru. Ale są systemy mniej lub bardziej przerażajace w swojej opresyjności. Fundamentalny katolicyzm (a podobno tylko taki jest prawdziwy) jest jednym z najgorszych systemów wierzeń, jakie można sobie wyobrazić. Jest tak kryminogenny, że skończyła mi się już dawno skala.
Nycz prosił mnie, żebym napisała szczerze o mojej religii, więc to robię. No cóż, jak widać na moim potwierdzeniu apostazji, można o mnie wszystko powiedzieć, ale nie to że jestem katoliczką.
Muszę przyznać jedno – młodość i większość wieku średniego mi umknęły na uciekaniu przed wariatami z Opus Dei, walką z syndromem sztokholmskim i amnezją oraz wmówionymi mi fałszywymi wspomnieniami (bo rozumiecie, urojenia wariata to „prawda” i koniecznie trzeba mi je „przypomnieć”) i już minął czas na różne sprawy. Są to lata, których mi ci skurwysyny nie oddadzą, są to dzieci które się nie urodziły, są to też teksty, które już nie powstaną. Ale wbrew temu, co chce imbecyl Ryszard, nie zamierzam się załamać i popełznąć do Kościoła jako pokutująca była „kurwa”. Nie przyznam też, że którekolwiek z urojeń Renaty czy Rafała to prawda. I nie interesuje mnie, kto ich dofinansowuje.(1) To sprawa tych ludzi. Napisałam poprzednie wpisy, walcząc z syndromem sztokholmskim i wmówionymi mi rzeczami. A było ich bardzo dużo. Więc nie wszystko musi być prawdą, mogło mi się coś omsknąć. Prawdą za to jest mój stan cywilny i to, że w życiu nie przyjaźniłam się ani z panią Barbarą, ani imbecylem Ryszardem czy moją dawną katechetką. Tak samo nic nigdy nie miałam wspólnego z nikim ze schizofrenicznej rodziny Rafała i Renaty, czy nimi samymi. Ale jeśli ktoś chce, żebym umieściła jakieś sprostowania i będą zasadne, bardzo chętnie to zrobię.
Zamierzam cieszyć się tym, co mi zostało z życia, naśladując w tym moją starszą o trzynaście lat siostrę. Czyli pozostanę aktywna i będę trenować każdego dnia. No cóż, młodość i uroda przeminęła, nienawiść do PiSu i Kościoła Rzymsko-Katolickiego za to tylko wzrosła.
Trzymajcie się tam! I na pohybel skurwysynom!!!
I obowiązkowe „dla przypomnienia”, bo w życiu nie byłam i nie jestem związana z Rafałem:
⛧⛧⛧
(1) Dowiedziałam się jakiś czas temu, że wersja schizofreniczki Renaty i jej wielbiciela Nycza jest taka, że pomysły literackie, które podsuwałam różnym ludziom, należą do niej i usłyszałam je od niej. Dużo to tłumaczy, szczególnie niechęć do mnie osoby, która jak myślałam, ma dług wdzięczności, ale muszę kategorycznie zaprzeczyć, żebym kiedykolwiek kogokolwiek okradła z pomysłów. Nie rozmawiałam z Renatą nigdy na temat pisania, to jest to tępa klempa ze schizofrenią i jak każdy nieleczący się schizofrenik ma naturę Golluma i przypisuje sobie rzeczy, których nigdy nie zrobiła. Bardzo chętnie poddam się obrazowaniu pracy mózgu, o ile Renata też będzie badana. Zobaczymy, kto jest schizofreniczka, która kłamie na temat autorstwa różnych utworów. Bardzo proszę, idźcie do sądu, udowadniać, że czarne jest białe, a białe jest czarne.