Edyta

O ile mi wiadomo, nie istnieje ktoś taki jak Edyta Nowak. Znaczy się, może gdzieś tam jest mnóstwo osób o tym imieniu, ale jeśli chodzi o mnie, to wbrew zapewnieniom schizofreników Nowaków nie nazywam się Edyta Nowak. Nowakówna, z którą chodziłam do podstawówki, tak mnie przedstawiła kilku osobom z warszawskiego fandomu. Zamiast tego wszystkim się przedstawia jako moja najlepsza przyjaciółka – oczywiście tym osobom, które mnie znają. Innym przedstawia się jako Małgorzata Wieczorek, ale oczywiście nie przedstawiła żadnych dokumentów na podparcie swoich żądań, żeby ją wielbić jako Yennefer. Powiedzmy sobie szczerze, Małgorzata Wieczorek nie jest niską schizofreniczną blondynką. Schizofreniczna blondynka, córka Ryszarda, w życiu nic nie napisała, ani nie opublikowała. Nie jest mną, czyli osobą znaną wielu ludziom z Internetu.

Schizofreniczka Renata ciągnie te swoje gierki od czasu mojej podstawówki i mam tego dosyć. Jej najlepszą przyjaciółką nie jestem ja, ale pewna pani, która wciąż czeka na Adama. Jest na tyle głupia, że dała sobie wmówić, że Adam ją kocha, tylko o tym nie wie. Ma facet podobno uświadomić sobie stan swoich uczuć, gdy przekona się, że ta pani wciąż na niego czeka. Krystyna, wciąż czekając na Adama, odrzuciła dwóch bardzo przystojnych i dzianych facetów. Moje źródła zapewniają mnie, że jeśli tak dalej będzie postępować, zostanie jej tylko sklepowe popychadło Roman, którego nikt nie chce z powodu jego schizofrenii i uporu, że jest moim urojonym mężem oraz ojcem urojonej „Michaliny”. Tak się składa, że Krystyna spełnia wszystkie wymagania Romana, a ja nie. Laska nie pisze fantasy i nie wątków satanistycznych w swoich tekstach.

Muszę się bronić przed pomówieniami i dlatego tak dokładnie o tym piszę. Nie jestem kurwą z marginesu, która działa w Opus Dei jak Nowakówna. Ale cóż schizofrenicy tak postępują – przypisują sobie wszystko, czego innym zazdroszczą, przypisując swoim ofiarom, własne cechy i działania, których wstydzą, z łatwością zaszczuwają ludzi z wynikiem śmiertelnym. Nowakówna nienawidzi mnie szczerze, ale nie zwróciłaby na mnie uwagi, gdyby nie zamówienie mojej katechetki, która też jest z Opus Dei. Jak najbardziej działo się wszystko za wiedzą ówczesnego biskupa, do którego podrałowała tamta zakonna ździra, o czym sama mnie poinformowała. A Nycz, jak mi sam powiedział dawno temu, przejął tę „sprawę” po dawnym biskupie. Uważał, że zaszczucie mnie lub wzruszenie do współpracy w Opus Dei będzie proste, ale jak widać bardzo się przeliczył. Ani nie będę pisać dla Kościoła, ani nie będę jego kolejną marionetką w PiSie. Nie pójdę też usiąść w żadnej komisji wyborczej, żeby „pomylić się” i przypisać kościelnemu kandydatowi więcej punktów, niż naprawdę dostał. Nowacy mnie zapewnili, że Opus Dei tak robi.

Jest mi bardzo przykro, że takie rzeczy się wydarzyły i wydarzają, ale jednocześnie jestem rozbawiona głupotą ludzi z Avangardy, którzy postanowili bronić Krystyny i Nowakówny do krwi ostatniej. No cóż, po ostatnim prezesie, który – jak się dowiedziałam – sam podał się do dymisji, nikt nie chciał podjąć się tej funkcji i sygnować działania Opus Dei. Ta organizacja odpowiada za zaszczuwania na konwentach pisarzy fantasy oraz metali. Takie mają cele, jeśli równie źli, jak Hello Kitty oraz Harry Potter. Ale jak widać mój wygrany tekst też był „obrazą Chrystusa” – chociaż było to science fiction, a ściślej mówiąc space opera, to Nycz oraz jego znajomy egzorcysta dopatrzyli się w nim elementów satanistycznych i zaczęli mnie z tego powodu prześladować.

Opus Dei upiera się, że dopóki nie „przyjmę Chrystusa” (co zdaje się ma oznaczać, że mam sypiać za pieniądze z wyznaczonymi mi przez Nowaków mężczyznami, albo iść do klasztoru i zastawić im moje mieszkanie i pieniądze, typowe schizofreniczne żądania), nie zrobię żadnej kariery ani niczego nie wydam. Okazało się to częściowo nieprawdą, bo nawet gdy nie mam wydawnictwa, udało mi się umieścić swoją powieść na rynku. Skończyłam też studia, co miało mi się udać. Prawdą za to okazało się, że nie założę rodziny i nie będę mieć dzieci, bo Opus Dei z całą brutalnością swoimi intrygami zaszczuwała i terroryzowała mnie oraz moich wybranków. No cóż, te niepowodzenia miłosne wcale mnie lepiej nie nastawiły do Kościoła oraz Opus Dei.

Zniszczono mi też dwa zespoły heavy metalowe, z którymi miałam występować i tworzyć.

Test na inteligencję

W podstawówce przyczepiła się do mnie schizofreniczna koleżanka Renata. Była zazdrosna w zasadzie o wszystko – o moje pochodzenie, talenty, angielski po szkole a także treningi pływackie. (Które zresztą wznowiłam potem na studiach. Wysiłki trenerów, żebym wróciła do sportu to też dłuższa historia.) Z całych sił ta Nowakówna starała się udowodnić, że jestem imbecylem, a ona córką Mariana Wieczorka. Zresztą podawanie się za mnie kontynuuje też na w czasie warszawskich konwentów – na wyjazdy jej najczęściej nie stać.

Okazała się na tyle wpływowa, że przez część fanów jestem rozpoznawana jako ktoś, kto ma schizofrenię, kto ma się nazywać z domu Nowak. Oszukuje też takie osoby jak Krystyna (która od tej schizofreniczki została różne skradzione konspekty). Krystyna i jej przyjaciółki pod wpływem tej Nowakówny zaszczuwała mnie na większości konwentów jako osobę, która nie jest mną, ale jak najbardziej jestem sobą, to ja publikowałam w Nowej Fantastyce i tak dalej. Za to Nowacy zakłócali mi wszystko, co się da, łącznie wdzieraniem się na treningi pływackie i darciem ryja na mnie, że mi nie wolno pływać.

Ale wróćmy do czasów podstawówki. Renata złapała skądś test na inteligencję i chciała, żebym jej wypełniła. Odmówiłam tej debilce pomocy. Okazało się, ze zaniosła wypełniony przez siebie test do psychologa, jako dowód, że powinnam iść do szkoły specjalnej bo jestem idiotką. No więc, niestety to Renata jest schizofreniczką i debilem, a nie ja. Sprawa skończyła się na Policji, gdzie zgodnie z radą profilera zrobiono mi wszystko konieczne testy. Policja ma moje testy na inteligencję, oraz wszystkie wypisy ocen, idiotki inspirowane przez Nowaków nie muszą ich oglądać. Mam zła wiadomość dla Nowaków – wszystko wskazuje na to, że jestem geniuszem. Mam na dowód dosyć bezpośredni, bo tylko geniusz może skończyć szkoły i uniwersytet, ciągnąć dwa kierunki, jednocześnie znosząc zaszczuwanie, tortury oraz gwałty.

Intrygi tej rodzinnej sekty Nowaków (nie żartuję z tą sektą – dla wielu osób z Kościoła Renata jest święta i to ona rządzi tą rodziną schizofreników i o wszystkim decyduje) doprowadziły też do tego, że miałam robione testy w liceum w gabinecie psychologa. Wiem, że wybitnie inteligentna i potrafię nauczyć się wszystkiego.

Przeżyłam kolejne fale zaszczuwania przez Kościół, schizofreników Nowaków oraz ich „enablerów” tylko dzięki Hydroksyzynie. To naprawdę niegroźny lek na uspokojenie, który można przepisywać także dzieciom. Naprawdę nie róbcie ze mnie groźnej psychotyczki i nie pozwalajcie Nowakom oraz chorym psychicznie księżom czy zakonnikom na kolejne akty terroru.

A Straż Akademicka na całe szczęście słucha się już Policji (a nie kogoś innego) i wyrzuca z budynków schizofreników oraz innych zjebów z Kościoła. Mam też obiecaną każdą pomoc. Nie będę zakonnicą i nie zostawię kościelnej kurewce Renatce całego mojego majątku, jak sobie wymarzyła już w dzieciństwie.

Niech spierdala na drzewo razem ze swoimi wielbicielami oraz fanami.

Zaszczucie przez schizofrenika

Jednym ze schematów znanym kryminologii, która zajmuje się również przestępstwami popełnianymi przez osoby chore psychicznie, jest zaszczucie ze skutkiem śmiertelnym, jakiego dopuszczają się schizofrenicy.

(Dodam też, że z reguły mordują członków swojej rodziny, którzy są zdrowi. Fandom przeżywał historię dziewczynki utopionej przez swoją matkę schizofreniczkę z rodziny Ryszarda. W tamtej sytuacji udało się ją uratować, przywrócić krążenie i odesłać do szpitala, ale pomimo walki o przejęcie nad nią kontroli przez ludzi, którzy chceli ją adoptować, wróciła do wariatki matki, która ją bardzo szybko po tym wypchnęła przez okno. To jest reguła wprost z podręczników kryminologii – zdrowi ludzie są albo bezpośrednio przez wariatów mordowani, albo zaszczuwani na śmierć. Dotyczy to też zdrowych psychicznie członków rodziny, szczególnie dzieci, których schizofreniczne matki nie rozumieją i bardzo często przeszkadza im, że chcą się bawić.)

Ten rodzaj chorych psychicznie moim zdaniem nie powinien mieć ochrony prawnej, jaką posiadają z powodu swojej niepoczytalności. Inne osoby chore psychicznie szkodzą przede wszystkim sobie i o wiele łatwiej rozpoznać w nich ludzi niewiarygodnych. Schizofrenik doskonale się maskuje i kieruje się obsesją, którą żywi na temat swoich ofiar. Dodatkowo ta obsesja mu nie mija i nęka swoją ofiarę urojeniami, które kolportuje we wszystkich miejscach, aż w końcu ją dopadnie i doprowadzi do jej samobójczej śmierci.

Schizofrenik uwodzi osoby z otoczenia ofiary i przedstawia się jako jej najlepszy przyjaciel lub przyjaciółka lub ukochany. Powiem to wprost żadna z Renat czy Rafał nigdy nie byli osobami bliżej mi znanymi, miałam wręcz problemy z przypomnieniem sobie, kim są i gdzie mogłam ich spotkać. Co zgadza się z teorią, bo spotkań z ludźmi chorymi bardzo często się nie pamięta – są tak traumatyzujące, że się je wypiera.

Schizofrenik potrafi nastawić przeciwko swojej ofierze cała środowiska, więc człowiek w ten sposób zaszczuwany przestaje zajmować się swoim hobby, ucieka od ludzi, którzy też zaczynają go prześladować, bo dali się wciągnąć schizofrenikowi w świat jego urojeń i uważają, że atakując ofiarę schizofrenika bronią niewinnych osób. Pozostaje takiej ofierze tylko praca, ale i tutaj dopada go schizofrenik, który nastawia przeciwko swojej ofierze jej znajomych oraz szefów. Z ich przyzwoleniem oraz pomocą zaczyna „leczyć” swoją ofiarę.

Niestety cierpiący na urojenia schizofrenik nie przyjmuje do wiadomości, że jego oskarżenia są produktem jego chorego mózgu, zamiast tego po konfrontacji postanawia śledzić swoją ofiarę i staje się jeszcze groźniejszy, bo zaprzeczenia wzmagają jego psychozę. Zdrowy psychicznie człowiek zaczyna wątpić w siebie i swoje zdrowe zmysły, gdy zaczyna mu się wmawiać nieprawdę, schizofrenik jeszcze mocnej, gdy mu się zaprzeczy, zbija się w ziemię i zaczyna cała kampanię oszczerstw, zastraszania oraz nękania.

Jeśli ofiara schizofrenika nie dostanie odpowiedniej pomocy i jest poddana „leczeniu”, traci pamięć, bo schizofrenik atakuje właśnie prawdziwe wspomnienia, które nazywa urojeniami. Na miejsce prawdy z kolei zmawiane są ofierze schizofrenika wszystkie jego urojenia i ofiara zaczyna cierpieć na syndrom sztokholmski, którego elementem są fałszywe wspomnienia.

Za pomocą syndromu sztokholmskiego można zabić. Ofiara schizofrenika zostaje zastraszona nie nie tylko przez schizofrenika i jego stałych „enablerów”, ale także przez swoje środowisko. Podporządkowuje się swojemu prześladowcy i posłusznie popełnia samobójstwo. Na całe szczęście jest sposób, żeby uniknąć zabicia się. w momencie, gdy zorientujemy się, z kim mamy do czynienia, należy terroryście przeszkadzać, znaleźć siłę, żeby do jego komend wrzucać własne interpretacje i dodawać klauzule – czyli na przykład na komendę, że ktoś ma się zabić, wrzucamy własny dodatek, na przykład – ale tylko wtedy, gdy na niebie jest niebieski księżyc. Trzeba znaleźć siłę, żeby dyskutować ze schizofrenikiem i mówić mu, że przecież nie chce zabić nikogo, bo wtedy byłby złym człowiekiem, gdyby kogoś zabił. Trzeba szybko myśleć i działać. Wyjaśniać wszystkim, co się dzieje i przede wszystkim alarmować Policję i domagać się, żeby zaczęli się tym zajmować biegli – przede wszystkim biegły kryminolog, który wie najwięcej na temat tego rodzaju przestępstw.

Ten schemat zaszczucia przez schizofrenika bezlitośnie wykorzystuje Kościół Rzymsko-Katolicki. Za poprawianie durnej katechetki sama zostałam prze te bydlęta skazana na śmierć. Usłyszałam, że groźbą, że zakonnica „powie o mnie świętym i że po tym, gdy oni z kimś porozmawiają, ta osoba się zabija”. Od tamtej chwili mam problemy z Nowakami, którzy nękają mnie w każdym środowisku, zaszczuli moich rodziców i mnie, dorwali się też do moich siostrzenic oraz siostrzeńca.

Brat schizofreniczki Barbary był groźnym gwałcicielem wykorzystywanym również przez Kościół. WIem o tym, bo katechetka z Opus Dei rownież zagroziła mi dyscyplinującym gwałtem, który jak najbardziej miał miejsce Wujek chorej psychicznie Renaty szczęśliwie już zdechł na serce, z tego co mi powiedziano. Nie zamierzam nosić po nim żałoby.

Najzdolniejsze dzieci są bardzo często zaszczuwane przez takie kościelne suki jak ta wredna czarownica, która uczyła mnie religii. Kolega mojego siostrzeńca nie miał tyle szczęścia, co ja i nie starał się, gdy był poddawany terrorowi, przeciwstawiać się i sabotować programowanie przez zjeba z Opus Dei. Miał każdą pomoc, tak psychiatry i psychologa, ale i tak wymknął się z domu i skoczył z dachu wysokiego budynku. Spadł na głowę, tak jak mu kazali.

Samobójcy-zamachowcy to dla kryminologa nie jest mit. Każdą osobę, można w tej sposób zniszczyć i sprawić, żeby się zabiła. Ja miała to szczęście, że już w dzieciństwie przeszłam przeszkolenie, jak się opierać takiemu terrorowi, ale i tak mam za sobą trzy próby by samobójcze – na całe szczęście wycofywałam się w ostatniej chwili.

Cierpię na zdiagnozowany syndrom sztokholmski, co oznacza, że chwilami jestem niepoczytalna. Czasem robię rzeczy narzucone mi przez Opus Dei i zdarzyło mi się opowiadać bzdury, które narzucili mi moi prześladowcy. Nie można złego słowa powiedzieć o moich rodzicach, siostrze, czy jej dzieciach. Nigdy nie potwierdzę, że cokolwiek zawdzięczam Nowakom. Ani jedno słów z tego, co mówi ta schizofreniczną rodzina nie jest prawdą. Kieruje nimi kler, zadając naprowadzające pytania. Zawsze w takich sytuacjach zakłada się, że to osoby zdrowe wykorzystuje chore, co potwierdziły moje rozmowy z Nyczem. nawet znając prawdę upiera się ciągnąć swoją grę. Nie był nigdy przyjacielem mojego taty. Nigdy nie był kimś, z kim przyjaźniła się moja mama. Nachodził ją, żeby ją terroryzować. Podobnie jak Ryszard. Obaj są powodem, dlaczego kupiłyśmy sobie dużego psa. Pies był duży, prowadzony jako obronny. Są osoby, które go widziały w czasie jednego z konwentów jako bardzo małego szczeniaka, ale potem urósł. Widziały do też moje koleżanki z pracy, bo kiedy nie miałam czasu, go wyprowadzić w środku dnia, dostałam pozwolenia zabrania go na dyżur. Był łagodny i słodki, o ile ktoś nie chciał mnie zaatakować i bardzo zadowolony, że mógł odwiedzić moje miejsce pracy. Wiele lat wcześniej obronił mnie przed wariatem, który chciał się wedrzeć do mojego mieszkania i który zapowiadał, że po zgwałceniu mnie i zabiciu, zamieszka u mnie. Bo tak, bo to mieszkanie powinno być jego. Zgłosiłam zajście Policji i cała sprawa została dokładnie wyjaśniona. Nikt mnie za to nie ukarał.

Czasem schizofrenik może sprawić, że rodzina ofiary staje po jego stronie, szczególnie jeśli chodzi o małżeństwo z kimś, kto przedstawia się jako bogacz i szlachcic, chociaż nim nie jest. To nie jest mój przypadek, tylko mojego taty, który z tego powodu prysnął z Francji.

Ratujcie się przed schizofrenikami oraz terrorystami z Kościoła. Nie dajcie się zastraszyć, pyskujcie do końca, modyfikujcie komendy prześladowców i szukajcie pomocy. Możecie nie mieć siły, ale wysyłajcie emaile, tłumaczące wszystkim jaka jest prawda. Policja pomaga w takiej sytuacji i dyscyplinuje równe osoby na przykład pracodawców, czy kolegów, którzy zaczynają wierzyć w urojenia schizofreników oraz celowe kłamstwa kleru.

Schizofrenik Ryszard, który postanowił spełnić pragnienia „obrażonej” przeze mnie katechetki, więc zniszczył mi życie, próbując zmusić mnie do pójścia do klasztoru, ma wiele ofiar na swoim sumieniu. Posługuje się między innymi ludźmi z pracy swoich ofiar i wybiera dokładnie osoby, które szczuje na obiekty swojej obsesji (oraz obsesji innych schizofreników). Te osoby, które pomagają mu w zaszczuwaniu ludzi, których nie lubi „obrażony”, stają się od razu też kozłami ofiarnymi, bo to oni łamią prawo pracy, terroryzując koleżankę lub kolegę tylko na podstawie przypadkowych osób spoza ich organizacji. Nie jest przypadkiem, że wśród ludzi, którymi się posłużył, byli metale, ktoś z tatuażami, rudzielec czy rozwódka.

Moja dawna katechetka jest osobą bardzo ciężko chorą na schizofrenię. Niestety od dziecka ma status kogoś „świętego” w kościele, bo „widzi anioły”. (Ja akurat w schizofrenikach widzę same diabły, ale to osobna sprawa.) W momencie, gdy się sprzeciwiłam jej naukom, które technicznie są herezją, ta osoba – przyzwyczajona do tego, że wszyscy się jej się podlizują i spełniają wszelkie zachcianki – przyczepiła się mnie i mojej rodziny. Zaczęła cierpieć na bardzo silne urojenia i zaczęła mnie przypisywać rzeczy, które zaczęła wygadywać o moich rodzicach. Wedle jej słów, moja matka i ja miałybyśmy się kurwić i być pozbawionymi edukacji tępakami. A mój tata miał być gangsterem. Nic z tego, co stanowi treść jej urojeń nigdy nie było prawdą. Nie zwracałam się do niej o pomoc. Nie mówiłam nic złego o moich rodzicach. Mam pecha, że ta schizofreniczka ma za sobą cały Kościół, Nycza (który dzięki jej wsparciu robi karierę – więc jeśli pojawi się na najbliższym konwencie w Łodzi to pewnie jako kardynał) oraz co najważniejsze cała pierdoloną rodzinę Ryszarda i Barbary. Ci schizofrenicy narobili sobie tyle wiecznie głodnych dzieci, że aż żal na tych żebraków patrzeć. Jedna z tej gromadki, mała blondynka, jak najbardziej schizofreniczka, podaje się za Yennefer, którą zna Andrzej. Jest to bzdura, tak samo jak bzdurą jest, że Yennefer, którą ma chronić cały fandom, to siostra Rafała. Niestety pętają się po konwentach schizofrenicy tabunami, szczególnie w Warszawie, i opowiadają o mnie i o Andrzeju bzdury. Takie same bzdury opowiadają o Adamie, Ani, czy Łukaszu. Całym swoim gangiem zaszczuli wiele osób i wpłynęli na opinię publiczną w fandomie, ograniczają się do Warszawy, bo nie stać ich na wyjazdy, żeby wziąć udział w konwentach w innych miastach. Bieda z nich jest straszna i cały czas próbują wyłudzić lub ukraść jakieś pieniądze.

Ochrona dla Yennefer, o którą prosił Andrzej, to – muszę to powiedzieć wprost – ochrona dla mnie, właśnie ze względu na moje problemy ze schizofrenikami, które ciągną się od dzieciństwa. Szkoda, że Nycz – który udaje fana fantastyki – postanowił zrobić przyjemność schizofrenikom i wybrał Kościół w tym sporze. To odnosi się także do Avangardy. Ludzie z fandomu muszą zdać sobie sprawę, że w Warszawie trwa proces niszczenia środowiska fanów fantastyki i metali właśnie przez tych schizofreników z Opus Dei, bez których nikt w Kościele podobno obecnie nie awansuje. Przesłuchajcie ich dobrze, to są ludzie, którzy bredzą o satanizmie w „Harrym Potterze” i zabraniają grać w Pokemony czy bawić się Hello Kitty. Oni nigdy nie powinni byli decydować, komu wolno brać udział w konwentach i kto może wygłaszać prelekcje. To oni są ludźmi, przed którymi powinniście chronić Yennefer, a nie pomagać im ją zaszczuć. Niestety schizofreniczki takie jak córka Ryszarda (mała blondynka) zawsze bedą podawać się za osoby, którym zazdroszczą, a przypisywać im cechy, których się wstydzą.

Powtórzę jeszcze raz – w Warszawie nie ma żadnych konwentów. I – chociaż mi to obiecywano – nie widzę, żeby cokolwiek w klubie się poprawiło. Znowu więc muszę ogłosić bojkot tego klubu i tym razem o tym nie zapomnę. Niech warszawski klub sobie wygrania z konwentu Nowaków, a nie Małgorzatę Wieczorek, córką Mariana i Heleny z domu Kurzępy. Nie nazywam się z domu Nowak, moje nazwisko Wieczorek jest moim nazwiskiem panieńskim, wypraszam sobie takie pomówienia!!!

Mam nadzieję, że ten blog pomoże także innych ofiarom zaszczucia przez Opus Dei i będą wiedziały, co robić i jak się bronić. Niestety psychoterapeuci i psychiatrzy bardzo często nie orientują się, że mają do czynienia z syndromem sztokholmskim, szczególnie jeśli prześladowca schizofrenik zaczyna pełnić funkcję głównego informatora lekarza (co akurat jest niezgodne z podręcznikiem diagnostyki, bo nie wolno słuchać nikogo poza pacjentem, ale cóż, wiele osób woli chodzić na skróty i przygarnąć łapóweczkę, szczególnie za jakieś niegodne z zasadami sztuki „konsultacje” poza gabinetem). Ale podejrzewam, że zaszczucie przez schizofreników jest największą przyczyną samobójstw, szczególnie wśród dzieci. to nie rodzice są winni w takich przypadkach.

A łapówka (tak jak i seks – a schizofrenik nawet nawiąże romans, jeśli chce kogoś urobić) zmienia chemię mózgu tak dokładnie, że ludzie przestają być wiarygodni, ponieważ patrzą na sprawy w zupełnie inny sposób, często przesuwa się ogląd sprawynawet o sto osiemdziesiąt stopni.

Dlatego z łapówkarstwem się walczy.

Bravera

Jak już większość moich czytelników wie, mam na karku nękających mnie od dzieciństwa fanatyków z Opus Dei, którzy rzucili się na mnie, żeby się na mnie zemścić na to, że ich znajoma i członkini tej sekty została pozbawiona możliwości nauczania religii. Celem tej sekty jest doprowadzenie do tego, żebym „przepraszała Chrystusa” pod knutem owej obrażonej zakonnicy w jej klasztorze.

E ramach doprowadzenia do tego zaczęto metodyczne niszczenie całej mojej rodziny pod dyktando „świętych” schizofreników. Osoby, które mają dla Opus Dei status „świętych” (co moim zdaniem jest herezją, jeśli się popatrzy na to, co jest oficjalnym nauczaniem Kościoła), orzekły, że moja mama jest kurwą, a tata gangsterem. Rozpoczęło się piekło ciągłych donosów i zaszczuwania. Ja też miałam być przestępczynią i zawodową prostytutką, której ta sekta cały czas rzucała i rzuca kłody pod nogi, żeby tylko uniemożliwić mi sukcesy w życiu, założenie rodziny i żeby wymusić na mnie wstąpienie do klasztoru. Odpowiadająca za to schizofreniczka – jak się dowiedziałam z różnych rozmów prywatnie nielegalna biologiczna córka Nycza, co nie przeszkadza mu z nią sypiać – ze wszystkich sił próbuje doprowadzić do takiego zakończenia mojej historii, bo cały czas ma nadzieję, że przejęcie wszystkiego, co posiadam. W jej rozumieniu oczywiste jest, że zostanie za swoją „opiekę” nagrodzona moim majątkiem i zacznę jej służyć. Oczywiście rozmawiałam ze schizofreniczką, więc tak naprawdę nie dam głowy sobie uciąć za to, że jest w rzeczywistości córką Nycza. Wiadomo tylko na pewno, że jest córką równie schizofrenicznej Barbary, która nigdyś się wdarła na przyjęcie zaręczynowe, które urządzili dla nas rodzicie Piotra. Obie się przechwalały również swoim stażem w burdelu.

Więc, nie. Wbrew temu, co wmawiał mi Nycz, próbując zagonić do klasztoru nie jestem kurwą. Miałam kogoś, z kim chciałam spędzić całe życie, jestem osobą, którą wiele osób uważa za najinteligentniejszą i najzdolniejszą, jakie kiedykolwiek spotkali, ale oczywiście nie przeszkadzało to Opus Dei zrobić ze mnie w oczach wielu osób kurwę, którą mogą pomiatać i zaszczuwać. Nie zarobią na mnie ani grosza. Jedyne, co ode mnie dostali, to obiad w taniej jadłodajni, gdy się zlitowałam nad żebrzącymi „dziećmi Nycza”.

W odróżnieniu od rodziny Barbary i Ryszarda nie jestem kimś z półświatka. Nie jestem kimś, kim można pomiatać. Nycz jest moim osobistym wrogiem, chociaż twierdził, że Andrzej prosił go o ochronę dla mnie. Ochrona Nycza, która polegała na niszczeniu pisarzy fantasy oraz muzyków heavy-metalowych, jest działaniem za które powinien znaleść się więzieniu. Od lat próbuje „leczyć” mnie pod dyktando schizofreników, pierze mi mózg i celowo doprowadza do syndromu sztokholmskiego, byle by tylko wyszło, że jego schizofreniczka jest bez skazy, a jej oskarżenia są prawdą. Andrzej powiedział Nyczowi, kim jestem, ale nie zastopowała to ataków. Nie dziwię się temu, bo robiąc z Renaty (tej małej blondynki) „świętą” może liczyć na awans, bo w jego Kościele awansuje się, jeśli się dowiedzie „łaski Boga”, która ujawnia się obecnością wśród znajomych biskupa jakiś „świętych”.

Przeszłam piekło z rąk tych ludzi. Nie są moimi przyjaciółmi. Nie jest dowodem na moje kurewstwo to, że kiedyś kupiłam sobie spray w rodzaju sprayu Bravera. Tak się składa, że środek pozwalający dłużej utrzymać erekcję jest czymś, czym nigdy by się nie posłużyła prostytutka, bo tym paniom zależy na skróceniu samego aktu, bo naprawdę brzydzą się swoich klientów, a także wolą obsłużyć ich szybciej i w większej liczbie. Tylko zakopanej kobiecie może zależeć na przedłużeniu stosunku.

Z tym, że jako baba podzielę się pewnym sekretem. Dziewczyny używają tego sprayu niezgodnie z przeznaczeniem jako środka, dzięki któremu, mogą nosić wysokie obcasy bez dyskomfortu, chociaż ja i bez niego potrafię wytrzymać na szpilach nawet cały dzień, jeśli mi na tym zależy.

To Nowacy i ich dzieci są kurwami, bo to charakterystyczne zajęcie nieleczących się schizofreników, którzy nie potrafią utrzymać pracy i utrzymują się z tego, co ukradną. A Nycz jest makiawelistycznych psychopatą, który dla awansu postanowił mnie zniszczyć.

Więc nie, nie będę „przepraszać Chrystusa”, służąc tym wariatom, którzy sobie wymyślili, że zrobią ze mnie swoją niewolnicę. Wręcz przeciwnie, będę bluźnić i robić te wszystkie rzeczy, które są podobno zabronione. W tym wrócę do sportu i metalu, chociażbym miała startować już tylko jako weteran po sześdziesiątce. Kupiłam sobie dietę pudełkową i to tylko kwestia czasu, aż znowu stanę na nogi jako sportowiec.

Psychopacie Nyczowi wiele razy moi przyjaciele tłumaczyli, kto jest kim, więc nie wierzcie mu, że „się pomylił” i że „będzie przepraszał”. Ani razu nikogo nie przeprosił. Nie przeprosił Ani. Łukasza też nie. Adama również nie przeprosił.

Avangarda od lat nie ma prezesa, za to rządzą konwentami ludzie związani z Opus Dei i od „świętych” schizofreników, którzy nic o mnie nie wiedzą, za to kierują się zawiścią, są czerpane informacje o mnie i o moich przyjaciołach.

Jeśli chodzi o mnie, to ja wysiadam z tej karuzeli. I powtarzam – w Warszawie nie ma żadnego klubu. Więc nie spodziewajcie się, że mnie znajdziecie w czasie jakiegokolwiek warszawskiego konwentu. I nie ma znaczenia, co Avangarda będzie robiła później. Ten wyrok nie zostanie nigdy cofnięty.

Praca według Opus Dei

Jak już wspomniałam, miałam tego pecha, że religii uczyła mnie wiedźma, która należała jednocześnie do Opus Dei. Nie wszyscy wiedzą, ale Opus Dei jest oficjalną przybudówką Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Według tego, co mi powiedziano, założona została przez człowieka, który jako pierwszy miał przy sobie „świętą”, która mu przewodziła i opowiadała wszystko, co „wie” o innych ludziach. Dla reszty świata takie panie, które twierdzą, że Bóg im objawia jakieś tajemnice innych ludzi, są schizofreniczkami, ale osoby z Opus Dei nie dają sobie tego wytłumaczyć w żaden sposób. Podejrzewam, że dzieje się tak, ponieważ sami są chorzy psychicznie – więc nie potrafią przyjąć do wiadomości istnienia chorób psychicznych. Niestety tacy ludzie wywarli wpływ na kształt współczesnego Kościoła. Nie żeby wcześniej nie był ostoją zabobonu i ignorancji – zawsze wokół organizacji religijnych kręci się wielu wariatów, oprócz ludzi głupich – a wariaci bardzo często wybierają taką karierę.

Moja dawna katechetka bredziła tak bardzo w czasie lekcji, że jej się musiałam jako dziecko lekarki i siostra studentki medycyny sprzeciwić. Wmawiała nam, że schizofrenicy – a z jej opisu wyraźnie było widać, że mówi o schizofrenikach – są święci i dostają przekazy od Boga i należy się nich słuchać. W rezultacie mojego sprzeciwu moja katechetka obraziła się tak bardzo, że zagroziła mi, że opowie o mnie swoich znajomym „świętym” i dowie się wtedy wszystkiego. Od tamtej pory i ja i moi bliscy jesteśmy prześladowani przez Opus Dei. „Święta” schizofreniczka zrobiła z mojej mamy, szanowanego lekarza, tanią kurwę, z mojego taty, policjanta, gangstera i pedofila. Co więcej bredziła wszem i wobec, że prosiłam ją o pomoc. Schizofreniczka wyznaczyła mi w ramach „pokuty za obrazę Chrystusa” popyt w klasztorze, bo uznała, że ma prawo domagać się, abym poszła do zakonu, a jej zostawiła wszystko, co posiada moja rodzina. Całkowicie przeoczyła fakt, że nie byłam jedyną dziedziczką moich rodziców, bo mam też siostrę, poza tym jestem jak najbardziej ateistką i zawsze byłam i będę kimś, kto jest tak bardzo zdolny i potrzebny innym ludziom, że nie ma sensu zamykać mnie za klasztorną bramą. Ale cóż, schizofrenicy, którzy się nie leczą, zawsze pragną się obłowić i zrobić sobie z innego człowieka niewolnika, więc jeśli im się na to pozwoli, to będą dążyć do tego z uporem osła.

Wbrew moim protestom Opus Dei nadal zajmuje się „opieką” nade mną oraz moją siostrzenicą, którą z uporem nazywa moją córką. Nycz takie działania określa jako „pracę”. A na czym praca według Opus Dei? Na tym, że po wylosowaniu osób, które podpadły w jakiś sposób klerowi, „obrażona” osoba biegnie so znanej sobie schizofreniczki aka „żywej świętej” i pyta, co jej Bóg „mówi” o tej podpadniętej osobie, która potem jest prześladowana przez Opus Dei aż do samobójczej śmierci, bo przecież nie może potwierdzić urojeń schizofrenika, a Opus Dei upiera się przy metodach „dochodzenia do prawdy”, które ich już dawno powinny zaprowadzić do więzienia. Nie będę opisywać szczegółowo mechanizmów zaszczucia, terroru oraz syndromu sztokholmskiego, ale Opus Dei uważa, że zaszlachtowanie psychicznie osoby, która zaczynać cierpieć na fałszywe wspomnienia, jest dowodem na prawdziwość słów ich „żywej świętej”. Dla zdrowych psychicznie ludzi jasne jest, że nic z tego, co mówią wariaci i ignoranci z Opus Dei, nie jest prawdą, ale takie osoby jak Nycz oraz wyznaczeni mi przez schizofreniczkę „nowi rodzice” upierają się, że znają „prawdę”. Ja i moi bliscy zostaliśmy zaszczuci w kilku środowiskach opowieściami, które schizofreniczka wzięła sobie z dupy. Dzięku przeczytaniu kilku odpowiednich podręczników jestem w stanie powiedzieć więcej trafnych rzeczy o schizofrenikach (aka „świętych”) niż oni o mnie. Dlatego dla wielu osób istnieję w dwóch osobach – raz ja jako ja, a drugi raz jako nieistniejąca Małgorzata z domu Nowak, która miałaby mieć nazwisko Wieczorek po jakimś nieistniejącym mężu. Podejrzewam, że to dlatego, że schizofreniczka z mojej podstawówki lubi się przedstawiać jako „Yennefer”, a jej brat ma urojenia, że jest moim mężem. Po wysłuchaniu różnych krążących po fandomie opowieści idiotom z Opus Dei zgodziło się, że to rodzeństwo schizofreników (które jest wielu osobom znane ze swojej schizofrenii i nikt się nimi nie przejmuje) powinno mieć na nazwisko Wieczorek, po tacie Marianie. Niestety zakochana w tym schizofreniku Krystyna od dziecka broni jego siostry jako „Yennefer”. Większość ludzi ryje z niej ze śmiechu i nie może się doczekać, kiedy w końcu Krystyna wyjdzie za tego schizofrenika. Naprawdę nie stoję na drodze ich „szczęściu”.(Obawiam się, że w końcu Krystyna zorientuje się za kogo wyszła, ale będzie już wtedy dla niej za późno, by cokolwiek naprawiła w swoim życiu, a ja będę się mogła się cieszyć jej prawdziwym nieszczęściem).

Inną bzdurną opowieścią wariatów z Opus Dei jest jakoby Krystyna była dawną miłością Adama, i że kocha ją od dziecka. Nie będę nawet tego komentować. Napiszę zamiast tego, że mam dosyć Opus Dei i Nycza, którzy wraz z Ryszardem i Barbarą zaszczuwają coraz to kolejne osoby w celu doprowadzenia świata do takiej samej formy jaką przyjmują ich urojenia. Zesrają się a nie udowodnią, że Adam kiedykolwiek był z Krystyną. Tak samo nie ma możliwości, żeby udowodnili, że mam jakieś dzieci, albo jakiegoś męża, o którym nie wiem. Upierają się, że będą sądownie szukać moich „dzieci”, bo „one muszą wiedzieć, że mają ojca”.

Jest to bardzo bolesne dla mnie, bo w pewnej chwili zaplanowałam z moim ukochanych wiele lat temu, że będziemy mieć szybko czwórkę dzieci. To że mnie i jego zakatowano psychicznie aż do wystąpienie problemów z pamięcią oraz syndromu sztokholmskiego, tylko dlatego, że nasz związek nie zgadzał się z urojeniem „świętej” wokół której skacze Opus Dei, jest takim skandalem, że mam nadzieję, że w końcu nastąpi jakieś narodowe powstanie. Nie tylko ja straciłam wszystko, co ważne w życiu, moi przyjaciele zostali zakatowani na śmierć, terrorem i zaszczuciem zostali zmuszeni do popełnienia samobójstwa. Ja mam za sobą próby samobójcze oraz zaszczucie przez wiele osób, które dały się podpuścić Opus Dei i uwierzyły w ich kłamstwa.

Prawie dziesięć zmarnowanych lat wychodziłam z ostatniego napadu na mnie tych wariatów, nie urodzę już żadnych dzieci i mam nerwy w strzępach. Niestety najzdolniejsze osoby zawsze podpadną jakiejś żmiji, która postanowi je przyciąć i zniszczyć, bo realizuje jakieś schizofreniczne plany wzbogacenia się. Nie możemy sobie pozwolić na marnowanie takiego materiału ludzkiego, tylko dlatego, że jakaś wariatka ma wokół siebie zabobonnych idiotów, zaprzeczających istnieniu chorób psychicznych.

Wystarczy już tych niepotrzebnych samobójstw i zmarnowanych talentów. Wszyscy musimy powiedzieć Kościołowi „kurwa, wystarczy już tego”!!! Zalecam apostazję, bo jest to jedyne, co może te tępe bydlęta powstrzymać, bo wtedy wedle swoich zasad powinni uznać, że rzeczywiście mieli do czynienia z osobą niewinną. (Przy okazji, podanie się za poganina – co dla mnie było łatwe, bo wpisałam się na listę osób wnioskujących o rejestrację pogańskiego kościoła – sprawia, że proboszczowi przechodzi chęć na mordercze dyskutowanie i próby zatrzymania człowieka w Kościele. Ta rada może się przydać, bo ile można z tymi z tymi małpami dyskutować o prawach człowieka i tym podobnych rzeczach, których nigdy nie zrozumieją.)

Noszę przy sobie zafoliowaną kopię potwierdzenia apostazji oraz zaświadczenie o stanie cywilnym. Mam nadzieję, że zapewni mi to bezpieczeństwo przy następnym ataku bredzących imbecyli. A historia uczy, że nieleczący się wariaci zawsze powracają. Mam nadzieję tylko, że moje koleżanki i koledzy będą już mądrzejsi niż poprzednim razem.

Profiler

Na jednej z pierwszych stron podręcznika profilera, z którego uczą się policjanci i studenci Wydziału Nauk Społecznych, pojawia się zasada, że profiler nie może przyjmować żadnych wyjaśnień, które by zakładały interwencję nadnaturalnych sił. Tak więc, powoływania się Opus Dei na to, że ich „święta” coś „ustaliła” można powitać wybuchem gromkiego śmiechu, bo ta święta” to po prostu schizofreniczka, zresztą rozpieszczona i utrzymywana przez tę sektę, która rozgłasza wszędzie swoje urojenia. Moja mama nie była prostytutką, a mój tata nie był gangsterem, byli uczciwymi ludźmi. Mam nadzieję, że to wystarczy za ilustrację, tak bardzo można nie ufać różnych kościelnym „źródłom”.

Nie wierzcie w nic, co mówi Nycz czy jemu podobni idioci z Kościoła. W ich wierze zakłada się, że każdy schizofrenik ma „przekazy od Boga”. Mam dosyc ich ignorancji i pomówień. Mam za to ogromną chęć odgrzebać ich wszystkie trupy z szaf i zemścić się za siebie, moją rodzinę i moich przyjaciół.

Nie dziwcie się też, że każda osoba, która choć trochę zajmowała się problemem schizofrenii czy studiowała kryminologię „obraża Chrystusa” – po prostu w rozważaniach na Biblią profiler czy kryminolog nie przyjmie nigdy, że Chrystus to „syn Boga” (co najwyżej może być synem schizofreniczki, które nie wie, skąd się dzieci biorą). Profiler szuka wyjaśnień racjonalnych. I tak jasne staje się, że bardziej logicznym jest wyjaśnienie, że Chrystus był schizofrenikiem, który stworzył wokół siebie sektę, której się udało przetrwać milenia. Schizofrenik bardzo często uważa się za bóstwo i próbuje zdobyć „dowody” na prawdziwość swoich cudów. Nic dziwnego więc, że syn stolarza bez trudu zbudował beczkę, z której w zależności od tego, jak przekręcimy kran, płynie albo woda, albo wino. Kryminolog lub profiler widząc „cud w Kanie” po prostu zamiast padać na kolana chce rozebrać tę beczkę, żeby zobaczyć, jak to zostało zrobione.

Bardzo proszę, nie nazywajcie mnie już nigdy jakąś „zakonnicą, która straciła pamięć” i której trzeba przypomnieć „kim jest”, bo nie ma to żadnego sensu, ponieważ opiera się to wyłącznie na urojeniach pewnej schizofreniczki, która ma wygodne życie jako kościelna tak zwana „święta” i która zaszczuwa coraz to nowe osoby swoimi urojeniami. Niestety jej sekta wydaje wyroki .śmierci na coraz to nowe osoby, które nie chcą potwierdzić jej „objawień”.

Mam nadzieję, że kończy się to tu i teraz.

I nie mam zamiaru – jak to Opus Dei i Nycz sformułowali – „wyjść za Chrystusa” – wręcz przeciwnie, zamierzam się bardzo dobrze bawić przez ten czas, jakimi jeszcze mi pozostał. Bindżowaie seriali jest o wiele fajniejsze niż zamknięcie się w klasztorze. Więc bardzo proszę, żeby kościelne zjeby się w końcu ode mnie i moich bliskich odpierdoliły. Won do Somalii, czy gdzie tam jeszcze takie akcje, jakie wykonali w fandomie, są akceptowalne.

Świętość według Opus Dei

Według tego, co mi powiedział pewien zjeb z Opus Dei (nie żebym chciała z nim rozmawiać, ale sam mi się narzucał), jego organizacja, założona w pierwszej połowie dwudziestego wieku, została powołana do istnienia przez człowieka, który miał przy sobie osobę „świętą” – czyli mówiąc w języku zrozumiałym przez resztę społeczeństwa schizofreniczkę.

Od tamtej pory dla ludzi z Opus dei największym szczęściem ma być „odkrycie” jakiejś kolejnej „świętej” – czyli schizofreniczki, która ma mieć przekazy „wprost od Boga”. Biegają do takich osób po instrukcje, gdy tylko pojawi się ktoś, kogo nie lubią. Taką „świętą” miała być moja dawna katechetka i to z jej „objawień” miały pochodzić „informacje” o tym, że mój ojciec – w rzeczywistości policjant – miał być pedofilem i gangsterem, przed którym trzeba było mnie „ratować”. Moja mama też była pomawiana przez tę zjebaną schizofreniczkę.

Nie dziwcie się zatem, że jestem wojującą ateistką, poganką oraz stoję na pozycji skrajnie antyklerykalnej. Obraża mnie, że takie osoby jak Nycz czy Barbara i Ryszard wycierają sobie mną i moją rodziną pyski. Mam nadzieję, że w końcu zostaną nauczeni, czym jest porządek i prawda.

Studiowałam różne rzeczy, wszystko co mnie tylko zainteresowało i jestem przerażona, że Opus Dei jest totalnym regresem, jeśli chodzi o rozwój religii. Z reguły przyjmuje się, że szamanizm – czyli czczenie schizofreników, którzy mają mieć niby bezpośredni kontakt z bóstwami, jest niższą formą religii. Zadziwiające jest, że w katolicyzmie szamanizm został reaktywowany w ramach Opus dei, które z całych sił próbuje z jednej strony stworzyć swoich posłusznych niewolników za pomocą syndromu ssztokholskiego, a z drugiej wrzucić na ołtarze zdemoralizowanych schizofreników, którzy zamiast przewodzić różnym społecznościom, powinni być – dla ich własnego dobra – zmuszeni do leczenia.

Nie jestem katoliczką. Nie uważam się za chrześcijankę, chociaż dla różnych denominacji chrześcijańskich sam fakt, że zostałam w dzieciństwie ochrzczona stanowi przeszkodę, żebym na przykład wzięło ślub jako ateistka. Wkrzua mnie to i stanowi dowód na pogwałcenia moich praw obywatelskich. Nie miałam wpływu na to, że mnie w dzieciństwie ochrzczono. Nie jest chrześcijanką i nie chcę, żeby mnie tak traktowano. O lat nie ubieram choinki. Nie przestrzegam żadnych chrześcijańskich zwyczajów. Nie wiem, dlaczego – jeśli bym chciała wyjść za chrześcijanina – nie mogę tego zrobić jako ateistka. A według tego, co usłyszałam, sam fakt, że mnie ochrzczono w dzieciństwie sprawia, że zawsze będę przez każdy kościół traktowana jako ktoś, kto jest chrześcijaninem, a nie ateistką. I nic nie mogę zrobić, bo mają mnie za swoją własność, więc uważają, że mogą sięgać do każdych metod „dyscyplinowania” mnie wraz z praniem mózgu i celowym wywoływanie syndromu sztokholmskiego.

Bardzo proszę, nie chrzcijcie swoich dzieci, bo jest to przekleństwo, którego nie można zmyć. Każda osoba może się ochrzcić pózniej w życiu, jeśli będzie chciała, ale samego chrztu nie można już wymazać. Nie róbcie tego swoim dzieciom, które pózniej mogą usłyszeć od jakiegoś zjeba z Opus Dei, że muszą pogodzić się z tym, że Opus Dei zaszczuwa ich aż do śmierci, tylko dlatego że sekciarze chcą dopasować rzeczywistość do urojeń swojej „świętej” schizofreniczki.

Sama usłyszałam wyrok śmierci za to, że nie chcę potwierdzić słów „świętej”. Osobę, u której wywołano syndrom sztokholmski, łatwo zmusić do samobójstwa. Na całe szczęście dostałam pomoc najlepszych biegłych sądowych, bo miałam wiedzę, na temat tego, co ze mną ta sekta próbuje zrobić. Moi przyjaciele nie mieli tyle szczęścia.

I będzie się ro zawsze działo, bo zawsze znajdzie się jakiś biskup, który chce awansować, więc musi mieć w swoim otoczeniu jakiś „świętych”, który są dowodem na to, że ma „łaskę Boga”.

A przynamniej tak słyszałam.

Qui pro quo

W cała historię zaszczucia mnie i moich przyjaciół wpisali się dobrowolnie lub niechętnie ludzie o takich samych imionach czy nazwiskach. I tak mamy trzech Ryszardów Nowaków – jeden z Gdańska, ale też z Opus Dei (temu przeszkadza heavy metal i traktowanie ogniem rekwizytów scenicznych), drugi z Warszawy (ten jest znajomym babska, które przez jakiś czas uczyło mnie religii i mści się za to, że jego znajoma straciła możliwość nauczania dzieci), trzeci to osoba z Krakowa, która znalazła się tu niechcący, tylko dlatego że był to jedyny Ryszard N., o jakim słyszał pewien polityk, którego w tę sprawę wciągnął Nycz. (Nawiasem mówiąc, wciągnął też innych polityków, bo chciał komuś „podarować” karierę polityczną i to koniecznie w PiSie, ale o tym na razie cicho sza.)

Nie wiem, jak ma imię żona (i czy w ogóle ma żonę) Ryszarda z Gdańska. Za to dwaj inni Ryszardowie jak najbardziej są żonaci i żeby było zabawniej ich żony mają na imię Barbara. Warszawska Barbara jest jak jej mąż znajomą mojej dawnej niewydarzonej katechetki i mści się za nieszczęścia swojej znajomej. Krakowska Barbara znalazła się w tej całej sytuacji całkowicie przypadkiem, bo podobnie jak jej męża, wciągnął ją w tę aferę pewien polityk, który uznał, że powinien ją ze mną skonfrontować.

Warszawska Barbara jest schizofreniczką i w swojej psychozie udawała, że jest krakowską Barbarą – szykowała się nawet do objęcia stanowiska ministry edukacji (co miała robić ze mną jako swoją zastępczynią, czyli miałabym pewnie za nią pracować, ale na cale szczęście były to tylko jej urojenia) i dawała mi „rady”, jak mam uczyć. Zniszczyła mnie psychicznie jako nauczycielkę i zabiła ostatnią radość z pracy w tym zawodzie.

W całej tej historii pojawiły się też dwie Renaty (korekta – jedna Renata, druga jej kuzynka ma jakoś inaczej na imię, ale nie wiem, jak się nazywa). Jedna to moja dawna koleżanka ze szkoły, schizofreniczka, walnięta równo tak samo jak jej brat. Prosiła, żeby zaznaczyć, że jej ojciec nie był pedofilskim gwałcicielem – ta rola przypadła jakiemuś wariatowi z Opus Dei, którego na scenę przywołała moja dawna katechetka w ramach zemsty za wywalenie z pracy i który dla odmiany miał urojenia, że „jest pedagog”. (korekta numer dwa – jak najbardziej jej właśnie ojciec był tą osobą, która przyjmowała zlecenia gwałtu na niegrzecznych dzieciach od chorych psychicznie katechetek). Druga Renata to córka warszawskich wariatów, którzy sprawili, że zamieram z przerażenia, gdy tylko gdzieś słyszę nazwisko Nowak.

Jak już gdzieś napisałam, kryminologia zajmuje się również przestępstwami popełnianymi przez osoby chore psychiczne i tak się składa, że kryminolog wie więcej o tym, co potrafi innym ludziom zrobić nie leczący się schizofrenik, niż psychiatra. Prześladowanie mnie i mojej rodziny przez moją dawną katechetkę oraz Nowaków sprawiło, że udałam się do Instytutu Kryminologii porozmawiać z kryminologiem o tym, co ci ludzie wyrabiają i co mogę w tej sytuacji zrobić. Dodatkowo miałam tradycje rodzinne, bo mój tata przez jakiś czas – dopóki go nie zaszczuł kler i nie zdecydował się na lżejszą pracę – był policjantem (zawsze podkreślał, że jest równica pomiędzy policją a milicją, on służył w policji, nawet jeśli nazywała się Milicja Obywatelska). Skończyła się ta rozmowa z kryminologiem i profilerem w jednym prośbą o zapisanie się na zajęcia.

A z jakiego powodu zaszczuł mojego tatę i resztę rodziny kler wraz ze swoimi „świętymi” (aka wariatami)? A za to, że moja chora psychicznie katechetka straciła po naszej skardze możliwość pracy jako nauczycielka religii. Biskup cofnął jej „misję”. Jak odpowiedziała ta zakonnica? Taką furią i obrazą, że zdecydowała się razem ze swoimi znajomymi schizofrenikami prześladować mnie do końca życia. Mój ojciec nie był pedofilem, był cudownym człowiekiem. Podobnie ani ja, ani żadna inna osoba z mojej rodziny nie zajmowała prostytucją. Wszystkie te oskarżenia pochodzą z urojeń mojej dawnej wściekłej żmijowatej katechetki, która uznała zasadne pozbawienie jej nauczycielskiej funkcji za „obrazę Chrystusa”, co wymagało zdaniem Kościoła wszczęcia ze mną i moimi bliskimi wojny. Również mój tata nie był Żydem, był katolikiem jak reszta rodziny, więc nie mogło być żadnego „nawrócenia” z „religii żydowskiej” (aka „protestantyzmu”).

Nycz nie powinien sobie roić, że którykolwiek z jego wariatów to rzeczywiście jakiś „święty”, któremu Bóg ujawnia „prawdę o ludziach”, której nie wolno nawet próbować weryfikować, bo to jakaś kolejna „obraza Boga”.

Moja dawna katechetka oraz Nowacy moją wobec mnie swoje schizofreniczne plany. Mam odpokutować „obrażenie Chrystusa” (znaczy się sprzeciwienie się katechetce i poprawienie jej błędnych sformułowań), zostać mniszką, koniecznie w tym samym zakonie, co moja dawna katechetka, żeby mogła mnie kontrolować i terroryzować. Nie dziwi więc nikogo z mojego otoczenia, że od dziecka jestem ateistką oraz nienawidzę Kościoła Rzymsko-Katolickiego, co oczywiście doprowadza do furii świrów z Opus Dei, którzy upierają się doprowadzić do końca swój chory plan zemsty, który zakłada zrobienie ze mnie zakonnicy. Owszem, jestem stara i gruba, brzydka i samotna. Nie mam również dzieci, bo Opus Dei postanowiło kontrolować moje życie i sabotować wszystkie moje plany i szanse na interesujące zajęcia czy związki. Ale cokolwiek się dzieje i działo ze mną, w życiu nie zostanę mniszką i nie nazwę Nowaków moimi „wybawicielami”. Są to schizofrenicy, którzy zniszczyli mi życie i zaszczuli moich rodziców. Mam dla nich tylko pogardę i niechęć. Te sam uczucia żywię wobec ich enablerów oraz Kościoła.

W życiu nikt z tego grona nie dostanie ode mnie ani złotówki, chociaż wymyślili sobie, że zmuszą mnie do pójścia do zakonu i zostawię im cały mój majątek.

W ramach tego planu zemsty za „obrazę Chrystusa” zaczęli nękać mnie już w podstawówce. Wypytywali o mnie wszystkie dzieci, które tylko nie uciekały na ich widok. Zdrowe psychicznie dzieci były przerażone opowieściami Barbary i Ryszarda, ostrzegały mnie nawet przed nimi. Ale oboje chodzili tak długi po szkole, aż natrafili na schizofreniczne dzieci czyli Renatę oraz Rafała. Gdyby nie Nowacy nigdy by się mną nie interesowali, bo byli z zupełnie innego rocznika, nawet nie z sąsiedniej klasy. Nigdy nic o mnie nie wiedzieli. Za to – jak to schizofrenicy – zaczęli mieć również własne urojenia na mój temat, gdy tylko pobudzono ich wyobraźnię. I w taki sposób obie grupy schizofreników zaczęły się wzajemnie nakręcać. Wtedy Renata i Rafał nabrali przekonania, że rozmawiali z moimi „rodzicami”, a Barbara i Ryszard postanowili się już zawsze się mną „opiekować” i przedstawili się jako moi „nowi rodzice” i nakazali mi słuchać się już tylko ich i grzecznie iść na „służbę” do Opus Dei.

Nie chcę już opisywać, co dalej mi robiły te dwie grupy wariatów. Wróćmy do czasów moich studiów. Byłam wtedy nękana na potęgę, bo Opus Dei zdecydowało, że nie mam prawa do wykształcenia i że w ogóle nie jestem studentką. Kłamali wszędzie o mnie i o moich ocenach, a także o moich możliwościach intelektualnych. Uniemożliwiali mi wejście na wykłady. Podobnie jak w mojej pracy byłam poddawana terrorowi oraz praniu mózgu. Niestety schizofrenicy atakują prawdziwe wspomnienia swoich ofiar, które w wyniku stresu i traumy zaczynają mieć problemy z pamięcią. W zamian wywołują fałszywe wspomnienia, bo wmawiają swoje urojenia, „lecząc” swoją ofiarę, która różnych rzeczy „nie pamięta” – a że z reguły się nie pamięta poprzednich ataków wariatów, to łatwo wmówić ofierze, że potrzebuje ich „pomocy”. W końcu, jeśli się ich nie zatrzyma i mają swobodny dostęp do swojej ofiary, która przecież nie zmieni pracy czy uczelni z dnia na dzień, wywołują syndrom sztokholmski, z którego wychodzi się latami, ale popełnia samobójstwo, jeśli do tego chce doprowadzić schizofrenik.

Schizofrenicy z Opus Dei wciągnęli w sprawę Nycza, który pojawił się na mojej uczelni na początku moich studiów i powołując się na „mojego ojca”, który mu powiedział, że nie jestem studentką tylko kurwą, zarządał, żebym pozwoliła na to, że będzie moim alfonsem. Problem w tym, że mój tata został przez Nowaków zaszczuty i nie żyje od roku 1985, więc nie mógł być żadnym źródłem informacji o mnie. Nie chciałby również mnie sprzedawać, wręcz przeciwnie to Ryszard i Nycz chcieli w ten sposób zarabiać. w drodze łaski godzili się, że wyjdę za mąż, ale to oni wyznaczą mi męża i będą kontrolować moje życie. Nie poddałam się szantażowi, ani nie dałam się zmusić do prostytucji. Niestety schizofrenicy bardzo często zajmują się prostytucją, wymuszeniami, oszustwami oraz kradzieżami. Jeśli się da, będą z tego żyli, a nie zajmowali się uczciwą pracą na etacie. Większość przestępstw popełniają osoby chore psychicznie, które się nie leczą. Z cała pewnością groźby Ryszarda były jak najbardziej prawdziwe.

Podkreślę jeszcze raz – Barbara i Ryszard nie są ani moimi rodzicami (adopcyjnymi lub nie), nie są też moimi rodzicami chrzestnymi. Nic o mnie nie wiedzą – mają tylko urojenia mojej dawnej katechetki, swoje własne urojenia oraz urojenia dwójki dzieci z mojej podstawówki. Niestety wleźli za mną do fandomu, żeby dalej mnie kontrolować. Pojawiali się też w każdej instytucji, gdzie pracowałam. Ich dążeniem jest zniszczenie mi wszystkiego – uważają, że jeśli nie będę mogła zarabiać (bo zniszczą mnie swoimi opowieściami) i wykorzystają naiwnych, żeby mnie zaszczuli, to zgodzę się pójść do klasztoru, a im zostawię cały swój majątek. Oczywiście, że nigdy się tego nie doczekają.

Zaszczucie przez schizofrenika jest częstsze niż ludzie myślą. Mój tata uciekał z Francji przed schizofreniczką i jej gangiem, ja niezależnie od niego trafiłam na „swoich” schizofreników. Dzieci mojej siostry to trzecie pokolenie w naszej rodzinie, które cierpi z powodu napadów schizofreników, wystąpił jeden wariat niezwiązany z Opus Dei czy Kościołem. Kolega mojego siostrzeńca został również zaszczuty (w jego przypadku z wynikiem śmiertelnym) przez „obrażoną” katechetkę. Ja moim siostrzenicom oraz siostrzeńcowi nakazałam nieodzywanie się w ogóle w czasie lekcji religii bez względu na to, jaką bzdurę słyszą z ust katechety. Niestety katecheci zawsze się mszczą. Znam dwie inne osoby, które zostały niezależnie ode mnie zaszczute przez „obrażony” kler.

Nie jest to specyfika katolicka. Mój znajomy Norweg ma na karku od dzieciństwa schizofrenika pastora, który go potraktował podobnie jak mnie potraktowało Opus Dei. Jego żona też miała problemy ze schizofrenikiem, w jej przypadku wariat doprowadził do tego, że musiała uciekać z swojego zawodu i pracuje na fermie drobiu, chociaż nienawidzi tej pracy. Jedna z ich córek przeżyła podobne zaszczucie jak mój tata i ja – czyli zaczęła być zmuszana do poślubienia schizofrenika, którego nie cierpiała, a który zaczął przedstawiać się jako jej mąż i bogacz. Na całe szczęście potrafię diagnozować takie sytuacje i okazało się, że facet nic o niej nie wie i jest imbecylem.

Wszystko, co opisuję, to typowe schematy postępowania schizofreników. To są rzeczy, które wydarzają się codziennie wszędzie. Naprawdę wierzcie zaszczuwanej ofierze, że powinniście się odpierdolić i zacząć weryfikować wszystko, chociaż schizofrenik sabotuje próby weryfikacji. Nie stawajcie po stronie schizofrenika czy jego enablerów, bo może się to skończyć taże dla was więzieniem. Was nie chroni status osób chorych psychicznie, których nie obejmują pozwy karne.

Chociaż i tak klika osób pragnie wytoczyć różnym imbecylom pozwy cywilne, bo mają już tego wszystkiego dosyć. Według moich źródeł każdy ma szansę stać się ofiarą osoby chorej psychicznie przynajmniej raz w życiu, lub tylko się z nią zetknąć. Takie są statystyki. Z tym, że to nie ja jestem tą chorą psychicznie osobą w waszym przypadku.

PS: Przy okazji – bardzo dużo piszę wariatach, ale z tego co usłyszałam, schemat zaszczuwania osób, które pyskują katechecie, jest typowym zagraniem Kościoła, który walczy o władzę. Bardzo pasuje to do mojej wiedzy na temat metod, jakimi posługują się sekty. Nie tylko w środku każdej sekty znajduje się się gury schizofrenik (aka „żywy święty” w przypadku Opus Dei), który sektą steruje, ale też każda osoba, która chce opuścić sektę jest zaszczuwana, z reguły z wynikiem śmiertelnym, bo z sekty nie wolno odejść. Bardzo jest przykre, że Kościół Rzymsko Katolicki postanowił na rozwój w takiej formie, którą można określić jako federacja sekt, bo Opus Dei nie jest jest jedyną formacją w tym Kościele, która posiada zupełnie inne zasady niż te, które zostały ujęta w Katechizmie Kościoła Rzymsko-Katolickiego, czy też w kanonach. Każda grupa która działa według osobnych zasad nieujętych w przepisach legalnej czy wręcz jawnej, zarejestrowanej organizacji religijnej, jest dla kryminologa sektą. Pasuje też do tego przejmowanie majątków swoich członków, nawet tych niechętnych, bo to też charakterystyka niebezpiecznych sekt. Zawsze uważałam, że trzeba zdelegalizować, jeśli nie cały Kościół, to przynajmniej Opus Dei, bo jest to organizacja przestępcza.

Syn Nycza, czyli znowu dowożę plotki

Podobno biologiczny syn Nycza jest kimś ważnym w Avangardzie. Tłumaczy to, dlaczego Opus Dei „opiekuje się” tym klubem i może w nim robić wszystko. Jest to chyba jedyny klub miłośników fantastyki na świecie, który ma takie powiązania z Opus Dei. Co więcej, według tego, co usłyszałam, syn Nycza bardzo jest dumny ze swojego rodzica i nie ukrywa swojego pochodzenia, chociaż nie nosi nazwiska ojca. Chociaż pewnie nie przed wszystkimi się odkrywa ze swoim słynnym ojcem.

Facet jest tak aktywny w zaszczuwaniu mnie, że aż zrobił mi wjazd do pracy i zaszczuł w każdy możliwy sposób, uruchamiając też swoje kontakty w klubie i poza klubem. Swoje „wiadomości” o mnie i o moich znajomych czerpie albo od schizofreniczki Renaty, albo od schizofreniczki Barbary. Nic z tego, co o mnie mówi, nie jest prawdą.

Jego obecność w klubie tłumaczy pewne, wydawałoby się, niewytłumaczalne zjawiska.Bo nie tylko ja padłam ofiarą zaszczucia przez gang schizofreników w czasie konwentu Avangardy, moi znajomi pisarze, czy też producentka programów telewizyjnych też byli zaatakowani i odnieśli rany psychiczne z powodu terroru, jaki w czasie konwentów stosują schizofrenicy oraz Opus Dei. Sama byłam przez wariatów i kilku członków klubu wygoniona z pewnego konwentu w latach zerowych. Jak widać, nic się od tamtego czasu nie zmieniło, poza tym, że schizofrenicy i członkowie klubu zrobili mi wjazd do pracy, bo kogoś rozdrażnił fakt, że wygrałam konkurs Genius Creations. Czyli mogę bezpiecznie stwierdzić, że sprawa narasta od dawna i nikt się nie przejmuje prześladowaniem pisarek – jedna z moich przyjaciółek też była zaszczuta i egzorcyzmowana między innymi za niechęć do potwierdzenia słów jakiejś „świętej” – aka schizofreniczki. Mój znajomy pisarz, bardzo ceniony w głównym nurcie, też padł ofiarą zaszczucia i pomówień, tak samo jak Adam. Oczywiście tłem tego zaszczucia i wygonienia z warszawskiego konwentu była ich znajomość z Andrzejem i zaprzeczanie wariatom.

Nie dziwcie się więc, że ludzie omijają wielkim łukiem konwenty Avangardy. Ja już dawno stwierdziłam, że dla mnie rolę konwentu stolicznego przejął konwent w Łodzi. Warszawa nie ma klubu miłośników fantastyki. Awangarda nie jest moim klubem, ten klub nie istnieje. Nawet jeżeli odpowiedni ludzie nas przeproszą, to zawsze w pięknej stolicy dla wielu osób nie będzie żadnego klubu. Taki jest wyrok.

Już w latach zerowych były liczne skargi na zachowanie klubu oraz schizofreników z Opus Dei, którzy robią, co chcą, bo klub te wszystkie incydenty wszystkie postanowił zignorować. Rozumiem oczywiście, że wariaci oraz Opus Dei selekcjonują sobie ofiary według tego, co jakiemuś schizofrenikowi uroi się w głowie, i że nie każdy pada ofiarą zaszczucia, ale nawet jeśli dotyczy to tylko kilku czy kilkunastu osób, to problem z Avangardą istnieje i trzeba zacząć o tym mówić.

Świętość

Jak już wspominałam wcześniej, ambitny biskup do awansu na kardynała potrzebuje jakiegoś „świętego” w swoim otoczeniu, który jest wyznacznikiem tego, że został „wybrany” przez Boga i może iść wyżej w hierarchii Kościelnej. Oczywistym jest, że z reguły rolę „świętego” pełni jakiś schizofrenik. Renata czy jej ojciec, oboje schizofrenicy, zostali na tyle skompromitowani, że Nycz nie może ich wykorzystać w tej roli. Uparł się, że ze mnie zrobi sobie swoją „świętą” i że tak będzie mnie opisywać w kontaktach z innymi przedstawicielami kleru. Wypraszam sobie takie akcje, już dawno złożyłam apostazję właśnie po to, aby mnie tak nie wykorzystywać. Moje „przepowiednie wypadków” są oparte na wiedzy, a nie „przekazach od Boga”. Ale stąd też wziął się upór w prześladowaniu mnie i niszczeniu moich związków z mężczyznami, którzy zostali przez fanatyków i terrorystów z Opus Dei uznani za „nieodpowiednich”.

Opus Dei już w czasie mojego dzieciństwa uparło się, że mnie „nawróci”. Mam tego pecha, że podpadłam katechetce, która na pomoc wezwała swoich znajomych, czyli Ryszarda i Barbarę, którzy potem przedstawili się w mojej podstawówce jako moi „nowi rodzice”. Od tego momentu Opus Dei stara się wpłynąć na mnie i torpeduje wszystkie moje próby ułożenia sobie życia tak jak ja chcę? A dlaczego? Dlatego że pierdolnięta zakonnica oraz Ryszard i Barbara ślubowali, że oddadzą mnie na służbę Kościołowi i wybrali za mnie takie życie. Cyklicznie, gdy tylko chcę wrócić do sportu, lub gdy zaczynam się z kimś spotykać, napadają na mnie, terroryzują, dokonują prób „nawrócenia mnie” oraz zaszczuwają swoimi kłamstwami, które rozgłaszają wszem i wobec. Wielokrotnie traciłam mężczyzn, którzy byli przez nich okłamywani. Jednym z ich wyczynów jest próba wycięcia mi nie tylko macicy (która nie była zrakowaciała, ale po protu miała wiele mięśniaków), ale też jajników. Pojawili się w moim szpitalu i próbowali wpłynąć na zakres operacji. Na całe szczęście nie dałam się wykastrować, tylko zrobiłam odpowiednią awanturę i uratowałam jajniki.

Nie dziwcie się więc ich kłamstwom na mój temat oraz ich próbom łączenia mnie na siłę ze schizofrenikiem Rafałem – uważają, że mam w życiu cierpieć i być z kimś, kogo nienawidzę, bo wtedy ucieknę od niego do Kościoła. Tutaj dochodzi kolejny aspekt tej sprawy i powód dlaczego Nycz i jego znajomi tak bardzo nalegają na moje „nawrócenie”.

Od pozycji kardynała trzeba dużo pisać, a większość ludzi Kościoła to debile, którzy nie potrafią sklecić poprawnie tekstu dłuższego niż akapit. DżejPiTu miał swoją babę, która za niego pisała, Nycz już od dawna, tak samo jak jego poprzednik, szuka kogoś, kto by mu pisał jakieś kościelne teksty. Ma ten problem, że nikt nie chce pisać podobnego ścieku i bzdur jak pisała Połtawska (bo według pogłosek to ona w rzeczywistości była autorką tekstów DżejPiTu). Człowiek wykształcony nie potrafi z przekonaniem pisać podobnego bełkotu, szczególnie jeśli jest ateistą i antyklerykałem, więc powtarzam odmowę za każdym razem. Nycz dobrze wie, że notatki oraz rękopisy, które mi ukradła Renata w czasie moich studiów, należą do mnie. Przejrzał je i już wtedy zarządał, żebym pisała dla Kościoła, bo chwalił moje lekkie pióro.

Tłumaczy to dlaczego brutalnie napadał na mnie po każdej publikacji opowiadania, które było w swojej wymowie antykościelne. Również w tekście, który wygrał konkurs Genius Creations dopatrzył się jakiś elementów satanistycznych oraz demonów czy duchów. Jest to bardzo zabawne, bo tekst jest science fiction i traktuje o hipotetycznym kontakcie z obcą cywilizacją oraz o zaawansowanych SI.

Bez względu na to, jak bardzo mnie ten palant i jego egzorcysta zniszczą, nie podejmę się roli, jaką mi wyznaczył kler, całkowicie łamiąc moja prawa człowieka. Nie jestem marionetką biskupa, z którą wolno mu robić, co chce. Zniszczył mi moje życie osobiste, przez niego nie zostałam żoną i matką. Zniszczył mi moje życie zawodowe, wykonuję pracę, które coraz bardziej nie cierpię, bo zdaję sobie jakie inne oferty pracy straciłam przez zaszczucie, amnezję oraz syndrom sztokholmski. Zniszczył mi też sportową. Za każdym razem, gdy już stawałam na nogi (a ratował mnie klub i trenerzy) i zmniejszałam wagę, żeby wrócić do treningów, byłam atakowana, poddawana praniu mózgu, bo moje zajęcia inne niż kariera kościelna nie podobały się terrorystom z Opus Dei. Bo „inną karierę mi wyznaczyli, bo ty masz iść do Kościoła, a nie włóczyć się po świecie, bo jesteś kurwa, jeśli chcesz być kimś”.

Przykre, że zostały do tego wciągnięte i przyłączyły się do zaszczucia mnie przez Opus Dei moje koleżanki, niszcząc mi życie. Mam nadzieję, że rzeczywiście się już nigdy do mnie nie odezwą.

Renata nigdy nikomu nie pomogła, nie jest psychoterapeutką, tylko schizofreniczną sklepową i znaną w fandomie puszczalską. W czasie studiów ratował mnie po zaszczuciu przez Opus Dei Inferno, jego znajomy psychoterapeuta oraz trener.

Przed Renatą trzeba ostrzegać, bo metody jej „psychoterapii” popychają ludzi do samobójstwa, tak samo jak działania Opus Dei, które pragnie zaszczuć z wynikiem śmiertelnym wszystkich, których nie udaje im się „nawrócić:. A ja naprawdę nie mogę potwierdzić słów fanatyków, którzy słuchają swoich „świętych”, przekazujących im podobno „wolę Boga”.

Renata nie umie pływać i równie mało wie o psychoterapii. Ratowałam ludzi przez nią rozharatanych i psychicznie zniszczonych. W czasie jednego z konwentów ratowałam również osoby, które próbowała „uczyć pływać” przez zmuszanie ich do oddychania wodą, bo to jej podpowiadała jej psychoza. Własne dziecko trzymała przemocą w zanurzeniu, bo „wiedziała”, że to najlepsza metoda uczenia. Są z nią i jej bratem problemy od zawsze.

Proszę ich nigdy nie pytać o mnie czy innych ludzi, bo zawsze twierdzą, że wszystkich znają i zawsze produkują całe mrożę bzdur i schizofrenicznych pomówień, którymi można sobie tyłek podetrzeć, a nie się nimi kierować w życiu.