Wspomniałam już kiedyś, że w czasie studiów na własną rękę szukałam w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego podręczników akademickich, które by mi pomogły nauczyć się o ludzkiej psychice tyle, aby w przyszłości tworzyć wiarygodne postaci oraz fabuły. Dzięki podpowiedzi kogoś z kolejki do okienka wypożyczeń trafiłam do działu z kryminologią i posługując się katalogiem rzeczowym wykształciłam się na profilera-amatora z dodatkową umiejętnością przewidywania wypadków i katastrof. Wyciągnęłam też kilka podręczników z MBA, jakby mi przyszło kiedyś założyć własne wydawnictwo. Uważam, że te lektury mi nie zaszkodziły. Mam podstawy do stwierdzeń na temat psychologii i zamierzam z nich zawsze korzystać. Szczególnie, żeby odbrązowić Kościół.
Są dwie reguły psychologiczne, które są ważne, gdy się mówi o Kościele. Jedna głosi, że im ktoś jest głupszy, tym bardziej jest religijny. Niestety dla fanatyków z Opus Dei inteligencja służy między innymi do podważania zastanych reguł postępowania. Imbecyle dla odmiany nigdy nie kwestionują twierdzeń, które poznali wcześniej. Więc jeśli ktoś ich nauczył w dzieciństwie, że każdy ksiądz jest święty i zawsze ma rację, nigdy nie zmienią zdania, za to zadziobią i zabiją każdą osobę, która będzie podważać ten przesąd. Podobnie normalizują sobie pedofilię, szczególnie jeśli pedofilem jest ksiądz, zabiją dziecko zanim mu pomogą – żeby było zabawniej w moim przypadku idioci z Opus Dei sobie uroili, że sprawą która mnie odrzuca od Kościoła jest pedofilskie zachowanie jakiegoś księdza. Nie muszę paść przestępstwa, żeby je potępiać. Druga psychologiczna zasada, na którą chcę się powołać, głosi, że im bardziej ktoś jest głupi, tym bardziej skłonny jest popełnić przestępstwo. Świat przestępczy składa się z idiotów, inteligentni ludzie nie popełniają przestępstw. Nie tylko dlatego, że są w stanie ogarnąć intelektualnie kodeks karny i mają świadomość, czego im nie wolno robić, ale dlatego, że mają sprawniejsze mózgi i nie sprawia im problemu zapanowanie nad emocjami, czy zdystansowanie się do własnych słabości. Nie mówiąc o tym, że mają lepsze możliwości zarobkowe niż debile, pracujemy krócej, zarabiamy więcej. Człowiek krańcowo głupi nie będzie potrafił, nawet nie będzie chciał, zapanować nad swoimi popędami, czy chęcią zniszczenia kogoś, wobec którego czuje się gorszy, lub wobec kogoś, kto dokonuje innych wyborów życiowych. Głupi ludzie zawsze uważają, że inni ludzie muszą lubić i robić, to co oni.
Obie te reguły przecinają się w Kościele – mamy w nim ludzi nisko inteligentnych, co wiąże się z wyborem kariery kościelnej lub przykościelnej, którzy jednocześnie są predysponowani do popełniania przestępstw. Oczywiście nie każdy człowiek niskointeligentny będzie przestępcą – będą nimi osoby, które były zdemoralizowane i nauczone, że wszystko im wolno. Niestety moje życie dostarczyło mi dowodów, że im bardziej w las, czyli Kościół, tym więcej demoralizacji. Wiele razy słyszałam o ludzi, którzy chceli mnie koniecznie „nawracać” („bo inaczej to się kurwisz”), że jeśli będę „chodzić do kościoła’, to będę mogła robić, co chcę. Albo że ktoś, kto ewidentnie powinien wylądować w poprawczaku jest dobry „bo chodzi do kościoła”. No więc nie, to nie jest tak, że kłanianie się księdzu daje immunitet i można robić, co się chce. Mam nadzieję wam to udowodnić.
Nie poszłabym na religię, gdyby nie uwaga mojej siostry, że powinnam poznać polską kulturę. Był to błąd, wolałabym nie poznawać kościelnej kultury. Mój pradziadek obracał się wśród szlachty, ludzi wykształconych i inteligentnych, ja trafiłam przez lekcje religii w towarzystwo ludzi tak głupich, że nadal nie mogę uwierzyć, że można być tak głupim. Moja cecha charakteru, która się tak spodobała pradziadkowi, czyli brak lęku i bezpośredniość, spowodowała że zainteresowała się mną pewna zakonnica i zaczęła ze strzępków poprzekręcanych informacji o mnie tworzyć sobie jakiś zupełnie nieprawdziwy obraz mnie i mojej rodziny.
Spróbuję odtworzyć z pamięci przebieg wypadków i jej chore przekonania o tym, kim jestem, kim są moi bliscy i co powinnam zrobić ze swoim życiem. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś na blogu umieścić nagrania rozmów telefonicznych z kościelnymi imbecylami (a im ktoś głupszy to to ma większą szansę na zostanie kanonizowanym). Będzie z czego się śmiać.
Trafiłam na katechezę do salki przy kaplicy zakonu na Racławickiej. Reszta mojej klasy chodziła do salki przy kościele na Puławskiej. Podejrzewam, że ksiądz był jednak trochę inteligentniejszy i że mieli łatwiej, mnie trafiła się zakonnica idiotka. Sprzeciwiłam się jej nauce o nieistnieniu chorób psychicznych. Autorytarnie twierdziła, że głosy w głowie to są albo opętanie, albo pochodzą od Boga i że należy ich słuchać. Wkurwiła mnie opowieścią o Abrahamie i Izaaku. Nie mogłam się zgodzić z opisem, wedle którego mamy naśladować Abrahama w ślepym posłuszeństwie i próbie mordowania kogoś z bliskich, bo głos w głowie tego od nas zażądał. Ona uważała tę opowieść za podstawę tego, jak powinien zachowywać się katolik. Krok po kroku dochodziłam do wniosku, że „religia miłości i dobra” jest religią szaleńców i osób zdemoralizowanych. Zakonnica za to w przedziwny sposób doszła do wniosku, że ma szansę zostać świętą, dzięki „nawróceniu luteranki” (że jak? pradziadek przeszedł na katolicyzm i nieszczególnie dobrze wspominał swojego ojca i dziadka, obu luteran). W przedziwny sposób w jej głowie moja mama została prostytutką, a ja sama byłam zagrożona prostytucją. Noooo, kurwa, to że ktoś pracuje na SORze nie znaczy, że się kurwi. Dla inteligentnych inaczej – SOR to Szpitalny Oddział Ratunkowy, a lekarze pracują w szpitalu także w nocy. Złośliwa uwaga, że ktoś głupi z samego faktu, że ktoś pracuje w nocy, bez reszty informacji, wyciągnie wniosek, że osoba pracuje w burdelu, nie jest potwierdzeniem, że mam mamę prostytutkę.
Jak rozumiem, zakonnica-katechetka znała Ryszarda Nowaka z Opus Dei i się jego radziła. Doszli do wniosku, że muszą mnie „ratować” – co oznacza, że prześladują mnie do tej pory i „diagnozują” – tak jak diagnozować potrafią tylko imbecyle. Czyli nie tylko miałam być wyjątkowo głupia, ale także musiałam odpokutować „kurwienie się” – bo zakonnica miała przeczucie „że skończę w burdelu”. Podobno dlatego, że chudłam i miałam się kurwić z głodu. A w rzeczywistości chudłam, bo trenowałam i musiałam mieć niższą wagę, żeby szybciej pływać. Chcę odszkodowania za całe moje zniszczone przez kler życie. W porównaniu z koleżankami z religii nigdy nic u nas nie brakowało, francuska część rodziny też pomagała, jeśli trzeba było. Oni na podstawie uwagi o zagranicznej części rodziny uroili sobie, że to międzynarodowa mafia chyba.
Zakonnica wymyśliła sobie, że zmusi mnie do pójścia do zakonu (nie wiem, za co miałabym tam iść), i że jej i Ryszardowi oddam majątek, po tym, jak już go odziedziczę z wdzięczności za „ratunek”. Nie mam siły opisywać dalszych etapów tej afery, ale ciągnie się już blisko pół wieku. Debile z Kościoła rozpuścili mnie takie plotki, że omal się nie zabiłam. Oskarżyli mojego narzeczonego i przyjaciół o największe zdrodnie. „Wyznaczyli” mi przyszłego „męża” – takiego samego imbecyla jak oni.
Mam dosyć. Są tak skuteczni, że wleźli za mną w każde środowisko i zepsuli mi wszystko wszędzie. Na pewno nie wpuszczę tej durne zakonnicy do mojego mieszkania, żeby mi robiła wizję lokalną, czy na pewno się nie „kurwię” (a zgłaszała taką chęć).
To jest jakaś pierdolona no-go zone w katolickim wydaniu. Nikt z policji nie chciał nigdy zainteresować się sprawą tego prześladowania i nękania. Katoliccy debile zrobili mi kilka razy pranie mózgu przekonani, że moje opowieści o rodzinie są urojeniami i w ten sposób „leczą mnie ze schizofrenii”, bo oni oczywiście wiedzą lepiej, kto jest kim. Ryszard uważa, że ma taki „charyzmat”, że leczy. No wiec nie, zbrodniarzu, nie leczysz, nie „wyzwalasz” z heavy metalu. Trauma i utrata pamięci ze stresu to nie „leczenie”, chyba że w katolickim sensie tego słowa, czyli śmierć i zniszczenie. Wszyscy jesteście przestępcami, nawet jeśli uważacie w swojej głupocie, że nie.
Żaden katolik nigdy nie przestąpi progu mojego domu.
Podobno zakonnicy w moim dzieciństwie wystarczył fakt, że chudłam, żeby uroić sobie, że to z braku jedzenia i że następnym krokiem będzie prostytuowanie się za kromkę chleba. No więc nie, nigdy nic takiego nie mówiłam. Zrzuciłam wagę i wystarczyło, żeby zaczęła sobie snuć jakieś złośliwe historie na temat mojej rodziny. Zrzuciłam wagę, bo trener kazał. Jadłam gotowane mięso i warzywa. Rosłam. Byłam zdrowa. Z mniejszą wagą mogłam szybciej pływać. Nie wiem, jak trzeba być głupim, żeby uznać, że się wie lepiej. Nie wiem, jak trzeba być głupim, żeby uznać, że mój tata, który miał czterdzieści cztery lata, kiedy się urodziłam, to mój dziadek (a „tata nie żyje”). Te kłamstwa na mój temat muszą w końcu się skończyć. Mam dosyć wysłuchiwania, że skoro nie chcę iść do zakonu, to Rafał… Nie, kurwa, za wysokie progi, skurwielu. Podobnie było z Iwoną Klicką I Krzysiem Rudzkim. Macie przestać narcystycznie roić sobie, że możecie dysponować ludźmi inteligentniejszymi od siebie i ich „nawracać” czy mówić im, z kim mają zawrzeć związek małżeński.
Chcecie samego zła. Macie się odpierdolić. Może bym uwierzyła w „pomyłkę”, ale sfałszowaliście testament Krzysia. Jesteście przestępcami. Nie może być tak, że przyznajecie się do „pomyłki” – ale oczekujecie, że będziemy się „przyjaźnić”, co oznacza dalsze wpierdalanie się moje życie i próbę ciągnięcia pieniędzy.
Fuck the hell off!!!