Amoroso

Używam powyższego tytułu ironicznie, bo nękający mnie imbecyl z przerostem ambicji nie jest ani kochający, ani czuły. A skąd się wziął? Niestety z Kościoła Rzymsko-Katolickiego, który tuli do piersi takich debili, którzy sami do niczego nigdy nie próbowali dojść, za to koncentrują się na niszczeniu innych ludzi. Cała jego rodzina jest mu podobna, imbecyle nauczeni kłamać i oszukiwać, dzięki czemu są wysłuchiwani przez ludzi, którzy przed nimi powinni uciekać. Zawodowi oszuści, a najlepszym przykładem tego oszustwa jest, że tytułowy Amoroso, który tak łatwo i lekkomyślnie posługuje się nazwiskiem W-S jest zwykłym Nowakiem i nie mieszka jak rozpowiadała jego kuzynka w wieży Złota 44.

Oczywiście ta piekielna rodzina Nowaków z ojcem alfonsem na czele nie jest w żaden sposób spokrewniona z Barbarą Nowak z Krakowa, chociaż na nią też się lubią powoływać. (Spełniam prośbę o zaznaczenie tego faktu. Mogę nie lubić jej frakcji politycznej, ale nauczyciele trzymają sztamę. Koleżanka z uczelni nas skontaktowała i po mocno burzliwej rozmowie udało się ustalić, że nie ma nic wspólnego z imbecylami z Warszawy i Gdańska, nie jest imbecylem, chociaż może być niedoinformowana, za to całkiem lubi rock i niektóre metalowe kawałki.) Ryszard, o którym piszę, nie jest jej mężem (to przypadkowa zbieżność imion). Ryszard Pogromca Metalu i Rocka jest spokrewniony z imbecylami z Warszawy (sam tak powiedział), a nie z ludźmi z Krakowa i pochodzi z Gdańska. Tamtejsze środowisko fanów heavy metalu zna go i jego klikę od dziesięcioleci. Możliwe, że będzie już nawet pół wieku odkąd zaczął zakłócać koncerty, bo już jego rodzice przyprowadzali go przed sale koncertowe (wdzierali się też do środka) i uczyli psuć fanom metalu zabawę jakimś „nawracaniem” – ale on sam w latach osiemdziesiątych przestał bywać osobiście w okolicy koncertów, bo dostał łupnia od policji za pobicie, gdy złożyłam skargę na niego, ale o tym za chwile. Jakoś go to nic nie nauczyło, bo nadal próbował mnie „nawracać” przez całe dekady i zapowiedział zamiar zmuszenia mnie do cofnięcia apostazji – a zostałam ochrzczona bez zgody ojca).

A jak się to dla mnie zaczęło? Od kretynki, z którą chodziłam do jednej podstawówki. To niska blondynka. Nigdy nie była moją przyjaciółka, chociaż podawała się za taką i pewnie nadal podaje. Znałam ją tylko z widzenia. Napadła mnie ze swoją kuzynką (to ta dla odmiany wysoka blondynka) i wypytała mnie o stan posiadania moich rodziców. Kiedy się dowiedziały, że mieszkanie nie jest komunalne, tylko wykupione, wymyśliły, że wydadzą mnie za swojego kuzyna. I że będę tę całą bandę utrzymywać. Oczywiście wszystko w ramach ekspiacji za to, że nie chodzę do kościoła, bo one są święte z Opus Dei (chociaż jako dzieci lizały kutasy księży za pieniądze) i mam im służyć. Ich rodzice wypytali moją matkę o wszystko, co nas dotyczy i poznawszy historię mojego norweskiego pradziadka (o którym bliżej za chwilę), uznali że cała rodzina jest chora psychicznie. Naprawdę, imbecyle z Opus Dei bez żadnych szkół nie powinni udawać psychoterapeutów i się puszyć. Rodzice i te głupie dzieci zadecydowali, że „muszę im służyć, bo ja głupia jestem”, a mówimy o pizdach które trafiły do szkoły specjalnej i wymyśliły sobie, ja „tylko umiem się uczyć”, ale jestem głupia, bo zmyślam i mam się ich słuchać. Rozpoczął się bullying i zaszczuwanie. A Ryszard podając się za „psychoterapeutę” okłamał moich rodziców i zrobił mi pranie mózgu, wmawiając że wszystko co wiem o historii mojej rodziny to nasze urojenia. Zniszczył mi pamięć o przodkach. W latach dziewięćdziesiątych zniszczył mnie ponownie, blokując mi karierę wokalistki heavy-metalowej. Naprawdę ze stresu, zaszczucia traci się pamięć. Wszystkie napady na mnie tych idiotek i ich rodziców zwalał na jakiegoś mitycznego „metala”. Sprawił, że moje życie stało się piekłem, teraz jemu i im trzeba odpłacić. Cała ta głupia rodzina ze stwierdzoną niepełnosprawnością umysłową uznała, że będą moimi cerberami i tropią mnie przez całe życie. Już w podstawówce te idiotki uznały, że będą mną zarządzać i mam się ich słuchać. Typowe myślenie imbecyli – z jednej strony byłam dla nich zbyt głupia, żeby sama o sobie decydować, z drugiej na tyle inteligentna, żeby skończyć studia i mieć dobrze płatną płacę (chociaż nie tyle dobrze płatną, na ile mogłam liczyć, nie mogłam się podjąć tej lepszej pracy, bo straciłam pamięć po zaszczuciu, praniu mózgu i gwałcie). Nie ma przed przed przestępcami udającymi wariatów ucieczki, policjanci rozkładają ręce, bo zgodnie z polskim prawem, osoba chora psychicznie nie popełnia przestępstwa i nie ma przepisów, które by pozwalały chronić ofiary prześladowania. Ofiarom się nie wierzy, chociaż to podręcznikowe oszustwa i zastraszenie. Kryminolog powinien taką sprawę badać, a nie psychiatra, nie ma do tego narzędzi – jego metody pracy opierają się na założeniu, że ludzie mówią prawdę. Powinny być wykorzystywane metody obiektywne jak tomograf czy PET scan i obrazowanie pracy mózgu, dzięki którym wyraźnie widać, czy ktoś jest psychopatą, czy też rzeczywiście ma urojenia, jak udaje. Nic się nie robi w kierunku obiektywizacji badań psychiatrycznych w naszym kraju. Przestępca radoście swoim ofiarom przedstawianym wszędzie jako chore psychicznie oświadcza, że nic ofiara nie da rady zrobić, bo „psychiatrzy z nimi współpracują i robią to co karzemy”. Jasne, skoro mamy przedpotopowe sposoby diagnostyki i nikt nie weryfikuje, czy przestępcy to rzeczywiście „rodzina” ofiar oszustwa i zaszczucia. Za to można karać nierozważnych idiotów i idiotki, które bezrefleksyjnie dają się nakręcić „wariatom” i za nich dobijają ofiary „maniaków religijnych”.

Udawanie wariatów to jest ich ucieczka przed odpowiedzialnością karną i zamazanie sprawy. Naprawdę chodzi o przejęcie majątku i zaszczucie ofiary. Mój przyjaciel przez to przechodził – myślał, że nękają go telefonicznie maniacy religijny (problem w tym, że gdy się zgłasza nękanie przez wariata Policja nic nie robi, a te zbiry to wykorzystują). Ja sama zaczęłam być nękana i obrzucana przezwiskami przez telefon, więc zlikwidowałam linię stacjonarną, tym bardziej że więcej kosztowała od komórki. Mój przyjaciel, o którym piszę, Krzysztof Rudzki, z cała pewnością nie dał się „nawrócić”, ani z wdzięczności nie zostawił majątku swoim oprawcom, jak twierdzili przed sądem, dziedzicząc majątek. Ja sama jestem obiektem ataku tych ludzi, na szczęście przeczytałam dostatecznie dużo na temat psychologii terroru i działalności przestępczych sekt, żeby się bronić skutecznie. Nie dostaną ani złotówki ode mnie. Historia Krzysztofa przypomina bardzo historię mojego przodka z Norwegii i to, co mnie spotyka. Mój pradziadek został pozbawiony swojego majątku przez przestępczego klechę (chociaż on chyba nie dla siebie sfałszował testament tylko dla szajki przestępczej). Na całe szczęście mojego pradziadka nie pozbawiono tytułu, chyba tak samo jak polscy prymitywi, norwescy kłamcy i zbrodniarze myśleli, że przynależy do sfery finansowej i ziemi. Nie opiekowali się prapradziadkiem, nikt ich nie widział, byli przeganiani z dworu. Powtórzę, historia identyczna jak u Rudzkiego. Mój przodek jeszcze usłyszał, że został wydziedziczony, ponieważ jest nieślubnym dzieckiem i nie jest synem swojego ojca. Większej bzdury nikt nie słyszał. Rodzice mojego pradziadka kochali się nad życie i świata za sobą nie widzieli. Do tego, jeśli byłby wydziedziczony przez ojca, to przede wszystkim jarl pozbawiłby go tytułu, bo byłby w stanie poprawnie sporządzić testament. A dla szlachcica honor i gwarantujący go tytuł są ważniejsze od majątku. Sąd wtedy popełnił przęstepstwo sądowe, wierząc kłamcom i nie zapewniając poprawnego przebiegu procesu. Nic nie było weryfikowane. Argument o nieślubnym dziecku łatwo obalić, ponieważ wystarczy z całym szacunkiem dokonać ekshumacji i pobrać DNA z kości jarla (tu DNA najwolniej się rozpada) oraz od żyjących krewnych. (W skarbcu Klubu jest też fiolka z krwią prapradziadka, bo jego synowi pozwolono zrobić relikwię.) Do tego śmierć (oficjalnie z powodu epidemii, która chyba cudownie się ograniczyła do domostwa jarla) zdaniem mojego pradziadka była podejrzana. Ośmiolatek z całą pewnością nie mógł spowodować śmierci całej swojej rodziny, wedle opowieści rodzinnych wszyscy zostali otruci, tylko on nie jadł, bo śmierdziało mu gównem. Ja sama przeżyłam w dzieciństwie zatrucie e-coli, tylko w moim przypadku zapach był zamaskowany perfumami i czekoladki tylko „dziwnie” pachniały. Mówienie o tej niesprawiedliwości jest moim zadaniem jako jarla i szkoda, że nie mogłam zająć się tym wcześniej. Nie mówiąc o wznowieniu batalii sądowej (współczesne metody pracy kryminalistycznej na to zezwalają, chodzi o badanie DNA).

Mam na karku dokładnie taki sam gang jak mój pradziadek. Zajmują się dokładnie tym samym, „pracują” tymi samymi metodami. Też byłam otruta, ale współcześnie miałam antybiotyki. (A i tak po tym zatruciu miałam całkiem dobre miejsce w zawodach łyżwiarskich, chociaż miałam ambicje na więcej.) Mam już dosyć pomagających im debili i własnej rodziny, która nie wykonuje moich poleceń, za to wierzy przestępcom. Gang innym niż moja rodzina mówi, że są moją rodziną; nam, że reprezentuje W-S, jeszcze innym diabli wiedzą co. Niestety przestępców uwiarygodnił chory umysłowo ksiądz. Byłam już przepraszana, ale za mało. Wiedziałam, że to dęta afera typu „Naszyjnik Królowej”, ale mój ojciec był pewien, że szalony, głupi i zdemoralizowany ksiądz (fajnie jest jak młodociane prostytutki robią loda, nie? same mi opowiadały, że dawał im dużo kasy za to) mówi prawdę i że są szlachtą z nim spokrewnioną. Przypomnijcie sobie tę aferę. Tak głośno protestowałam, że zaczęli ukrywać się przede mną i nie mam możliwości zweryfikowania, co mówią moim bliskim, czy komukolwiek innym. Macie przestać z nimi rozmawiać. Ryszard to psychopata i specjalnie zrobił próżnię dookoła mnie. Zdemoralizował księdza, normalizując mu pedofilię. Ksiądz wie, że musze go dobrze opisać. Znał mnie jako dziecko jarla, bo bywał u mnie w domu, a jednak radośnie przyłączył się do zaszczuwania mnie przez te zdemoralizowane kurewki. Zniszczył rodzinę, ręcząc za Ryszarda, specjalistę od prania mózgu, który (razem ze swoim gangiem) miał zupełnie inne cele niż ja czy moja rodzina. Złego słowa o Michale, koledze z lodowiska nie powiedziałam. Ksiądz nie powinien brać na serio słów swoich kurewek, które już od dzieciństwa były szkolone na zawodowe oszustki. Chcę wiedzieć, ile w końcu wyszarpały kasy z nas wszystkich. Trzeba było weryfikować, czy rzeczywiście ja i moja mama dostajemy jakąś kasę. Bo ciągnęły ze wszystkich.

Chcę, jak w dzieciństwie wrócić do Norwegii (dla kogoś takiego jak ja to jest zawsze powrót). Trzeba odebrać Harkonnenom to, co do nich nie należy. Nie chcę oglądać nikogo z polskiej szlachty, chyba że chcą mi pomóc w walce z Harkonnenami (muszę zaznaczyć, że chory umysłowo ksiądz chyba ma u Harkonnenów jakąś fuchę, tylko nie wiem, kogo z Diuny można uznać za jego odpowiednik?). Winię za demoralizację księdza to, że jest księdzem.

Już w dzieciństwie wiedziałam, znając historię Rodu, że wyznaczanie KSIĘDZA na kogoś, kto ma się nami opiekować, gdyby coś się tacie stało, to dowód, że ludzie są debilami i że zwiastuje to problemy. Jestem święcie przekonana, że nigdy nie chciał uczciwie wypełniać swojej roli opiekuna, tylko niszczyć mi życie, próbując ze mnie zrobić kogoś, kto zaprzeczy ideom mojego pradziadka i wmawiając mi nieprawdę na temat moich przodków i tego co mam robić w życiu. mam Mac-pracę w porównaniu z tym co mogłam robić, bo tak zdecydował ten skurwiel. Jestem sama, bo tak zdecydował ten skurwiel. Nie mam osiągnięć sportowych, bo tak zdecydował ten skurwiel. Kłamie na mój temat, bo nie chcę zaprzeczyć temu, co mój ojciec był cudnym człowiekiem. Chce z mojego Rodu w oczach wszystkich zrobić przestępców i degeneratów.

Będę pluć i growlować na widok każdego księdza-debila, bo chory psychicznie ksiądz zrobił mi całkowicie nielegalnie pranie mózgu już w dzieciństwie, napadł mój dom i na mnie razem z Ryszardem. O mało co jego „opieki” nie przypłaciłam życiem! Jest oszustem tak jak wszyscy inni z Opus Dei i Kościoła. Śmierć na księdza!!! (Nie będę rzucać klątwy na jego ród, bo już i tak dosyć nieszczęść na nich spadło.) Mam zamiar nienawidzieć chrześcijaństwa do śmierci i zrobić wszystko, żeby upadł Kościół. Bo stanowi gniazdo zepsucia, wspólpracujące z gnidami z Opus Dei, które kłamią, kradną majątki i zaszczuwają ludzi. Dzieje się to w każdym wieku, wszędzie. Wiem z podręczników psychologicznych, ze „na księdza” idą najgłupsi, co nie radzą sobie z nauką, ale moja matka myślała, że może mu ufać, a nie że postanowi zniszczyć mnie i cała moją rodzinę. „Bo nie chodzę do Kościoła”. Nigdy nic złego nie mówiłam o Michale, nie wiem dlaczego punktem honoru Ryszarda i księdza było nie dopuścić mie z nim do zawodów? Nikt księdzu nie uwierzy nigdy. Bycie częścią Kościoła w moich oczach odbiera honor. Nie mogę zrozumieć, jak na przykład dwoje ateistów może chcieć brać ślub kościelny i wpychać siebie i dzieci w objęcia tak zbrodniczej organizacji piorącej umysły?

Żaden zbrodniczy ksiądz nie powinien zastraszać i zaszczuwać nikogo za ateizm do momentu, kiedy przerażona ofiara robi przelew na Kościół, bo ma stany lękowe i jest to jedyny sposób na obniżenie napięcia lękowego i nacisku psychicznego! Oczywiście skurwielu, że potem jak już odrobinę się lepiej poczułam, poszłam złożyć apostazję. Ślubuję opowiadać o was prawdę wszędzie i zawsze!!!

Miałam chrzest, komunię – od szlacheckiego dziecka nikt nigdy nie wymagał więcej. Czy naprawdę musiałeś skurwielu w sutannie upierać się, że zrobisz ze mnie zakonnicę? Bo co? Bo mój tata był ateistą? Spierdalaj do Watykanu, w życiu nie chcę ciebie oglądać, tępa swołocz, a nie szlachcic!!! I teraz będziesz się upierać, że Ryszard obiecał, że praniu mózgu będę szczęśliwa? Nikt nigdy nie jest. Kup sobie lub wypożycz z biblioteki naukowej coś na temat psychologii terroru czy historii sekt. Przeczytałam te pozycje, wiem co mi robisz i zrobiłeś skurwielu. Masz zginąć, nikt nie może z tobą rozmawiać. Idź do tego monastyru, o której mówiłeś, że ze wstydu pójdziesz. Za bardzo kochasz wystawny styl życia i swoje kurewki, ze mnie takiej nie zrobisz. Nie uwierzę nigdy że mnie nie poznałeś. Nie uwierzę też nigdy, że nie wiedziałeś co robisz.

Dobrze skurwielu wiedziałeś, co robisz. Po prostu nie uwierzyłeś w moje szlachectwo. A sam sfałszowałeś testament poświadczając sfałszowany podpis. Znałam twoją ofiarę, był prześladowany, nigdy by im nie zostawił majątku. To samo spotkało mojego przodka, po jego śmierci, okazało się, że w sądzie pojawił się testament, którego nie powinno być – wydziedziczający mojego pradziadka. Ewidentnie sfałszowany, nie ujmujący szlachectwa – oszust pewnie nawet nie wiedział o nim. Mój pradziadek stracił wszystko oprócz szlachectwa gdy miał osiem lat. Oszust wyrzucił mojego pradziadka z dworu na mróz, próbował z niego zrobić parobka (tak jak ty skurwielu próbowałeś zrobić ze mnie swoją kurwę, dusząc mnie i wpychając do ust swojego penisa, krzycząc na mnie, że mam sobie przypomnieć, że jestem kurwą). Jesteś warchoł. W innym miejscy tego tekstu piszę, jak pradziadek trafił do Polski. Był zastraszony po tym, co przeżył, nie wiedział dokładniej, jak wyglądają sprawy spadkowe, jakie nazwisko może przyjąć (a jakieś musiał, książęta nie mieli nazwisk, poza tym bez dokumentów trafił do Polski), więc przyjął nazwisko żony. Był zagubiony, nie wiedział co robić, po zastraszeniu i praniu mózgu. Jego dobroczyńca, hrabia, sprawdził wszystko sądownie. Wszystko się zgadza, był jarlem, nikt mu tytułu nie odebrał. Był tak sterroryzowany, że bał się zmienić nazwisko na swoje (tzn. używając tytułu jałowego jako nazwiska). Nigdy we Francji nikt nie robił problemu pradziadkowi i dziadkowi. Tylko Polska jest piekłem. Nigdy więcej kontaktów z polskimi warchołami, które postanowiły rządzić polskim fantomem. Może sobie Krystyna zabrać to gówniane królestwo i cieszyć się towarzystwem kurewek z mojej podstawówki, udających norweskie szlachcianki. Gratuluję ignorancji i przekonania, że nie musicie/nie możecie prosić kogoś z Sądu Szlacheckiego o informacje, co jest prawdą. Nie boli też prośba o audiencję u księcia. Postanowiliście nie prosić o informacje, więc umywam ręce. Warchoł pozostanie zawsze warchołem. Może dlatego moja siostra nie przedstawiała swoich córek nigdzie. W sumie jej się nie dziwię. Moja siostra się podobno dobrze bawiła w towarzystwie, ale jak księżę odwrócił wzrok przestało być fajnie. Specjalnie skłóciliście moją rodzinę z rodziną Michała już latach siedemdziesiątych. W życiu nikomu z polskiej szlachty nie zaufam. Więc spierdalajcie na drzewo. Będę się musiała przeprowadzić do Francji. Tym bardziej, że nie ma sensu dla was pisać. Ignorancja polskiej szlachty jest przerażająca. Zupełnie nie wiem, jak polskie warchoły mogą ignorować fakt, że ktoś od nich mądrzejszy wiele razy sprawdził jak wyglądają sprawy prawne i spadkowe, za to radośnie słuchają imbecyli i kurewek. Tak samo był traktowany mój pradziadek w po przybyciu do Polski, aż w końcu warchoł i ksiądz, którzy go zgwałcili i prześladowali, trafili do więzienia. Nic innego nie wchodzi w grę też w mojej sprawie. Macie iść do więzienia i ma być głośna afera w mediach. Nie zgodzę się na robienie sobie żartów z norweskiego tytułu i bezprawne obdarowywanie nim znanych mi kurewek, żeby się mogły wywyższać, a mnie obrzucać obelgami. Ignorowaliście prośby o to, aby mnie chronić, bo jesteście debilami, którym sprawia przyjemność mordowanie ludzi na prośbę kurewek (no niestety pobudzenie ośrodka przyjemności w mózgu powoduje zanim obiektywizmu, nie tylko seks tak działa, łapówki też zaburzają osąd). Ten blog to jest dopiero początek mojej zemsty na was. Studiowałam psychologię na własną rękę, ale jestem anglistką. Nieprawda, że jestem psychologiem. Niepotrzebnie wasz osioł wmawiał mi, że rzuciłam anglistykę dla psychologii. Wypożyczanie książek z BUW nigdy nie było trudne, ani nie bolało, nawet w czasie papierowych katalogów, które można przeglądać bez nadzoru wykładowcy, kurde. Nie jestem takim tępakiem, żeby nie mieć czasu na inne lektury, niż te potrzebne na studiach. Nie porównujcie mnie ze sobą, polscy idioci. Ja nie wiem, jak trzeba być głupim, żeby dać się wyrzucić ze studiów! No chyba, że z powodu głupoty trzeba ryć cały dzień, aby się utrzymać. Nikt z mojej rodziny nigdy tak nie miał.

Jesteś krańcowo zdemoralizowany – jako dziecko słyszałam od ciebie o czarnych mszach organizowanych przez księży. Mam na półce książkę, gdzie jest o czarnej mszy zorganizowanej przez księży w Paryżu, chyba jedyny autentyczny zapis potwierdzony przez paryską policję przesłuchującą występnych księży. Jesteś tak samo zdemoralizowany i tak samo proponowałeś mi rolę swojej metresy piszącej za ciebie pisma żebyś mógł zostać papierzem, jak mówiłeś. Mam pewność, że mnie zniszczyłeś z zemsty za to, że odmówiłam. Nie wierzę, że jakiekolwiek ideały Kościoła (w moich oczach Kościół nie ma ideałów) mają dla ciebie znaczenie. Nie masz ideałów, tylko chciałeś zrobić przyjemność swoim kurewkom z mojej podstawówki i dlatego nie zweryfikowałeś ich kłamliwych opowiesci u Michała lub jego ojca tylko zacząłeś swój pogrom mojego życia oraz kolejne kampanie kłamstw. Wiem, że myślałeś że już nie żyję, że mnie zniszczyłeś na tyle, że nic sobie nie przypomnę, ale nie skurwielu. Nie mam się jeszcze dobrze, ale w końcu zwyciężę, a ty zdechniesz! I nie udawaj jakoś straszliwie zasmuconego, boli cię tylko to, że się wydało. I że jednak żyję.

Nie uwierzę nigdy, że powodem twoich działań jest tylko głupota. Głupi ludzie nie są tak autorytarni, tylko próbują zrozumieć, co się im mówi. Myślę, że jednak nienawiść do mojego ojca i chęć zniszczenia Rodu. Chętnie opublikuję twoje wyjaśnienia, ale wątpię, czy dasz radę cokolwiek wyjaśnić. Uwierzyłeś Ryszardowi nie-szlachcicowi bo Kościół dla ciebie znaczy więcej niż szlachectwo i pod jego dyktando zacząłeś niszczyć szlachtę. Moje życie i mojej mamy było pasmem cierpienia, co nie powinno nigdy mieć miejsca. Nie dasz rady się wytłumaczyć, ale wyzywam, spróbuj!!!

Ci przestępcy są demonstracyjnie tylko zdewociali i idealnie racjonalizują sobie co robią, a panie prostytutki naprawdę z powodu swojego zawodu wpadają w dewocję, aby kompensować sobie swój zawód (wiedza z książek psychologicznych). Rodzice ich tak uczą. Wiedzą, że jak będą chodzić do kościoła, to wszyscy będą wierzyli, że są „dobrzy” i mówią „prawda”. Z książek wiem, że problem z mafią mają tylko kraje katolickie, taka ciekawa korelacja. Dlaczego u nas nigdy nikt nie musiał walczyć z mafią? Oficjalnie wszyscy – jeśli w ogóle – mówią tylko o gangach?

„Moi” przestępcy uchodzą za niegroźnych wariatów, jeśli chcą. Tylko ich ofiary słyszą coś innego i wiedzą, że nie są bogobojni, za to wykorzystują religię, aby kogoś zastraszyć i wywołać kryzys psychiczny. Grasują głównie wśród szlachty. Wbrew ogólnemu sądowi tacy „wariaci” (w rzeczywistości przestępcy) nie są turbo uczciwi i bogobojni, to oni uważają się za bogów i pragną z innych zrobić swoich niewolników, kierując się swoim własnym widzimisię, grożąc piekłem i potępieniem i bardziej przypominają w tym egipskich faraonów, żądających oddawania im czci godnej bogów. Takie żądania były wypowiadane wobec mnie, ateistki, właśnie dlatego, że jestem ateistką i mój pradziadek pochodził z Norwegii. To są klimaty dokładnie takie same, jak w czasie konkwisty, podpalania stosów, czy krucjat, bo podobnie krwiożercze charaktery były nie tylko produktem swojej epoki, ale efektem choroby, którą psychopatią. To są bardzo niebezpieczni ludzie, przekonani że mogą kraść (wtedy „Bóg im daje”, kłamać, doprowadzić prześladowaniem do załamania psychicznego i samobójstwa („wtedy to ty się zabijasz, nie ja ciebie, więc to twoje wina, więc się zabij i zdechnij”). Tak wyglądają rozmowy z udawaną maniaczką religijną z mojej podstawówki, od samego początku życzącej mi śmierci, nie za ateizm, przynajmniej nie tylko, ale za to, jak powiedziała, że jestem taka zdolna i ładna. Dodatkowo tępe bydle od tamtej chwili przedstawia się przed niezorientowanymi ludźmi jako moja ofiara i oczekuje, że wszyscy zmanipulowani będą mnie zaszczuwać i niszczyć, żeby to „niewiniątko” ratować. Ludzie są tak naiwni, że z reguły się tak dzieje i zaatakować potrafią też najbliżsi (co samo w sobie wystarczy, żeby kogoś wyprawić na tamten świat, tak boli taki brak lojalności, wolę już nie mieć rodziny, niż znosić ludzi, którzy mnie traktują z rozbawieniem, bo uwierzyli w kłamstwa, urojenia wariatów i dali się porwać ich intrygom, jak to mówią „good riddance”). Policja w takich sytuacjach nie może rozkładać bezradnie rąk, twierdząc że nic nie da się zrobić. Powinna być możliwość osłonięcia ofiary takich oszczerstw i wyjaśnienia sytuacji. Zaszczuta ofiara bullyingu nie ma siły przekonywać narcystycznych idiotek, że nie jest wielbłądem – ja w wielu przypadkach nie miałam już na nic siły.

Moja własna matka uważała, że najlepszy źródłem informacji o tym, co się dzieje w szkole, była matka mojej prześladowczyni (o której jej własna córka mówiła, że jest prostytutką) i ta skontaktowała ją z Ryszardem (errata: moja matka, aż tak głupia nie była – próbowała, tak naprawdę on się przykleił do mojej dewocyjnej babci, a narzucił go jej jakiś klecha, chyba przed nim ta cała banda udawała szlachtę). Ani razu mnie nie zapytała, jaka jest moja wersja wydarzeń (ale może nie musiała). Na całe szczęście szkoła stanęła na wysokości zadania i imbecylka została usunięta do szkoły specjalnej. Gdy pozbyłam się Ryszarda (a raczej moja mama umarła i tylko mi się wydawało, że zniknął) do konkretniejszej akcji wkroczył Rafał i on dalej zajmował się praniem mózgu (uczył go Ryszard, jak się sam pochwalił, tych technik) oraz destabilizacją mojego życia w celu wzbogacenia się. Ich żądania są jednoznaczne – albo się zabiję (i wtedy startują do sądu ze sfałszowanym testamentem, tak jak sfałszowany został testament prapradziadka), albo mam wyjść za kogoś, kto mnie zakatuje i odziedziczy mieszkanie, albo mam się „nawrócić” iść do klasztoru („bo tylko wtedy przeżyjesz”) i też oddać mieszkanie. Niedoczekanie wasze znam na tyle zasady komunikacji społecznej, że wiem, że takich oszustów się dekonspiruje przed wszystkimi publicznie w mediach i tylko wtedy można przeżyć. Nie mam w tej chwili dostępu do telewizji (ale poczekamy, zobaczymy), na razie wystarczy mój blog, dotrze do wszystkich, do których powinien dotrzeć.

Już w podstawówce na scenę wkroczył Rafał (kuzyn tych idiotek, który jak one potem trafił do szkoły specjalnej dla takich imbecyli, co się niczego nie mogli nauczyć), bo pindy uznały że mnie zmuszą do małżeństwa z nim i utrzymywania całej rodziny razem z pociotkami. Próbowały wmówić, że ich ojciec stracił pracę przez mnie i że winni jesteśmy odszkodowanie. Kłamstwo. Nie wiem, jak to się stało, że moja matka była na tyle naiwna, żeby to towarzystwo uważać za szczere i osoby, z którymi mogła się przyjaźnić. Nie wiem czym ją zniszczyli i jak zmanipulowali, ale skończyło się to tak, że utrzymywałam to towarzystwo od końca studiów, bo matka szczodrą ręką dawała kasę, którą oddawałam do wspólnego budżetu.

Wiem, że ta banda oszustów posługuje się technikami określanymi jako pranie mózgu – czyli naprzemienne zastraszanie i traumatyzowanie przemieszane ze szlochami o pomoc i kasę, nie tylko moja mama została w ten sposób zrobiona, inna księżna, babka mojego kolegi z lodowiska, też dawała pieniądze tym przestępcom; inna ich metoda to wmawianie nieprawdy i to w każdym szczególe – czyli na przykład, gdy mówię, że dobrze mi w ciemnych włosach, to byłam zastraszana i zmuszana do zmienienia koloru na jasny, wmawiano mi że tylko w tym kolorze osiągnę szczęście. Wedle słów Ryszarda Nowaka są to metody stosowane przez Kościół i nauczył się ich od księdza. Wierzę szczerze, że faktycznie takimi metodami prania mózgu posługuje się nie tylko sekta Opus Dei, ale też cały Kościół i stąd wynika moja fatwa – żaden Norweg nie może wziąć ślubu kościelnego i narazić się na kontakty z zawodowymi oszustami i stać się obiektem ataku. Nic przed takimi atakami nie chroni, tylko publiczny ateizm. W czasie studiów, zamiast uczyć się do kolokwiów i egzaminów na Anglistyce, siedziałam nad tomami podręczników do psychologii wypożyczonych z BUW i zgłębiałam temat sekt, technik prania mózgu, siania terroru oraz wywierania wpływu społecznego, w tym komunikacji, nie mówiąc o kryminologii. Gdy już miałam wszystko, wiedziałam wszystko o tych bandytach z gangu związanym z Kościołem, walczących o władzę nad każdym Rodem, zaatakowali mnie ponownie, żebym nie wróciła do sportu, bo celem sekciarzy jest całkowite zniszczenie mi życia, wykończenie biologiczne i uniemożliwienie mi urodzenia dzieci. Po części mszczą się za pradziadka, który zbrodniczego polskiego księdza i warchoła wsadził do więzienia. Mój Ród to Atrydzi, ludzie, którzy pozbawili mojego pradziadka majątku to Harkonnenowie (od odróżnieniu od Harkonenów nie szlachta). Moje doświadczenie jest takie, że każdy zły człowiek, każdy Harkonnen, szczodrą ręką dostaje pomoc od każdego księdza – bez względu jak odłam chrześcijaństwa reprezentuje. Moja fatwa jest taka sama jak pradziadka – żaden Norweg nie może brać ślubu w kościele.

Dużo wcześniej mojemu ojcu się chyba wydawało, że pozbył się Ryszarda, ale kurewki z mojej podstawówki zaczęły udawać szlachcianki i ręczyć za niego. Na całe szczęście ich rodzice (tacy sami oszuści) nie żyją, ale łatwowierność mojego ojca i matki zniszczyła mi życie. To są Nowakowie. To paradoks, że osoby z półświatka traktowane są z zaufaniem i honorem, a ja skazywana przez durną pizdę niegodną szlachectwa na ostracyzm. Coś nie jest tak z naszym światem. trzymajcie te swoje kurewki razem z chorym umysłowo księdzem, który za nie ręczył. W życiu mnie nie zobaczycie.

Kurewki i zawodowe oszustki ciągnęły kasę ze mnie ostro, bo oddawałam kasę matce. Rozumiem, że udawały Norweżki i tylko dlatego udawało im się ciągnąć kasę. Za biedna byłam, żeby zajmować się taką dobroczynnością. Gdy się zbuntowałam, przestałam oddawać pieniądze do wspólnej kasy i zrobiłam podział rachunków (ja żarcie dla nas i telefon – internet na linii telefonicznej nie był tani), w ciągu kilku miesięcy odłożyłam na nowy komputer i bilet lotniczy do przyjaciółki w Kanadzie, więc to nie były małe pieniądze, a nie tylko z nas ci przestępcy i psychopaci ciągnęli bezczelnie kasę, kłamiąc jak najęci. Podawali się fałszywie za zbiedniałą szlachtę, ale ja nie kojarzyłam kim są. Jak już powiedziałam, miałam za mało pieniędzy, żeby bawić się taką dobroczynność, nawet jako księżna. Moja matka powinna odesłać ich do kogoś innego, może kogoś, kto by ich zweryfikował. Moja matka oddawała im różne moje rzeczy (nie miała prawa – zgodnie z protokołem, nikt nie może nic mojego nosić, muszę wyrzucać do kosza). Ktoś się wdarł też do mojego mieszkania i ukradł moje ubrania, okłamując moją matkę, że kazałam zabrać. Zgłosiłam na Policję zuchwałą kradzież. Moja matka powinna mnie była odciążyć w chwili, gdy przeprowadzano na mnie tak zuchwałe ataki psychologiczne, mam do niej żal. Jak miałam problemy z pamięcią. Moja matka powinna była kogoś zapytać, poprosić o pomoc, niestety przestępcy zadbali o to, aby zginął cały notes z telefonami. Mogła wtedy łapać też kontakt gdzie indziej. Znała adres księcia. Nie dawałam sobie rady ze wszystkim. Ci przestępcy mieli za sobą durni ze szlachty, która nie raczyła niczego weryfikować. Ksiądz łgał i okłamywał moją matkę. Innych też okłamywał. Wynikło też pewne nieporozumienie, ktoś nas zawiódł.

Powtórzę – ci ludzie to żadna rodzina, żadna szlachta. Oszuści. Zastanawiam się, skąd ich chory umysłowo ksiądz wziął pewność, że to ludzie godni zaufania. Przyszli jak podejrzewam znikąd. Ksiądz poświadczył sfałszowany testament mojego przyjaciela, nie potwierdzając u niby autora woli, czy rzeczywiście on to napisał. Coś musi się zmienić – w tak poważnych sprawach nie wolno w ten sposób postępować. Nawet siostrze bym czegoś w taki sposób nie poświadczyła, nie robi się czegoś takiego bez obecności osoby, która jest autorem pisma. Szczególnie, że nie był na łożu śmierci (to wtedy się wzywa prawnika do łoża). Brakuje u nas elementarnej edukacji prawniczej. Krzysztof został potem zaszczuty i się powiesił. Był ateistycznym gejem, w życiu by nie prosił o poświadczenie u księdza. O ile wiem, nie nawidził go bardzo. Nie mniej ode mnie. Co to za zwyczaje, że potwierdza się coś za plecami autora? Podpis łatwo podrobić. Żaden prawnik tak by nie postąpił. Sąd nigdy nie powinien przyjmować testamentu poświadczonego przez kogoś, kto nie jest prawnikiem. Żaden ksiądz nie wie, jak się obchodzić z takimi pismami. Zawsze prawnik chce, żeby przy nim podpisać i to jest standard. Za to ksiądz radośnie bawił się w zaszczuwanie po kolei różnych osób pod dyktando kurewek z mojej podstawówki. Żadna szlachta z nich. Czy mój sfałszowany testament też już poświadczył ten debil? Taką demoralizację usprawiedliwi tylko choroba psychiczna. Bawić się z kurewkami? Dobrze się czuć w tym towarzystwie? Rozumiem, można (znaczy się nie można, ale są różni ludzie) je bzyknąć (i to miało miejsce), ale robić z nich królowe Norwegii? (Pizdy zaczęły robić ze mnie chorą psychicznie, żeby usprawiedliwić się, dlaczego nie wystąpiły do sądu. Więc nie, pizdy, nie boję się, wyzywam was. Idźcie do Sądu Szlacheckiego, udowodnijcie, że nie jestem szlachta! Może wtedy różne durne pały zaczną coś weryfikować.)

Wychowywano mnie na szlachciankę, ale kontestuję fakt, że kobiety są wychowywane na tępe klacze rozpłodowe, oduczone myśleć. Ogólnie jestem rozczarowana postępowaniem szlachty w Polsce. Jestem Norwegiem. Standardy mam wyższe. Wszystkimi jestem rozczarowana. Szczególnie facetami, którzy niby mieli się nami opiekować po śmierci ojca. Zamiast nich wszędzie się pętał Ryszard. Jakie kłamstwa opowiedział mojej matce, z kim miał być łącznikiem? To jest krewny kurewek z mojej podstawówki, nie mój.

Bić wszystkich wrogów metalu!!! (O koncercie Megadeth piszę gdzie indziej.)

Ja nie kłamię, to ta piekielna rodzina, w chwili zagrożenia udająca maniaków religijnych i niegroźnych wariatów, jest rodziną zawodowych oszustów i kłamców, którzy uznali, że skoro mają jakąś własną urojoną „diagnozę”, to mogą mnie źle traktować i wszystkiemu zaprzeczać. Wykończyli swoimi debilnymi intrygami wszystkich w mojej rodzinie. Powtarzam, nie są moimi krewnymi i nie będę się im opłacać.

Rafał, inaczej mówiąc, zakłamany Amoroso, z którym nigdy nic mnie nie łączy, uparcie kłamie na mój temat i dewastuje mi życie podając się mojego „męża” oraz niszczy psychicznie ludzi, których zawsze uważałam za prawdziwych przyjaciół. (Kurwa, nie istnieje taka ilość prania mózgu, zastraszania, szczucia ludzi na mnie, czy syndromu sztokholmskiego, żebym go zaakceptowała.) Koleżanki-imbecylki z podstawówki (o których już wspomniałam) były dumne ze swojej roli dziecięcych kurewek obrabiających księżom penisy za pieniądze i chciały mnie na to namówić („bo one będą mogły wtedy dobrze zarabiać”). Nie wiem, ile w tym prawdy, bo ta banda podobno cnotliwych katolików jest zakłamana jak najgorsze szczury z dna piekieł, za to wiem, że uznały, że nadaję się na kogoś, dzięki komu ich krewny może zostać świętym – czyli schizofreniczkę, którą będzie można namówić łatwo do poświadczania różnych nieistniejących „cudów” Ryszarda. Trudno zresztą się połapać w ich debilnych intrygach, bo ich zdaniem człowiek, gdy mu się wmówi chorobę psychiczną powinien strzelić się w japę i wykrzyknąć – jestem chory psychicznie, więc zaakceptuję, że te imbecyle będą mi mówić, co mam robić i się nawrócę, bo to co ona mówi to prawda! Za takie coś czeka was proces za obrazę uczuć rodzimowierczych! Panie bardzo się na tym przejadą, bo w swojej głupocie najczystszą prawdę podają jako moje urojenia, więc do zarzutów dochodzi jeszcze pomówienie.

A prawda jest taka, że mój pradziadek był Norwegiem, którego cała rodzina wymarła na tyfus i który potem błąkał się po Europie, szukając pomocy. Dokładniej, po wygonieniu z własnego dworu na mróz przez księdza który sfałszował testament. Nikt wcześniej tego typa nie widział, po śmierci rodziny zjawił się w sądzie i nakłamał, a sędzia uwierzył kłamcy, chociaż służba ani nikt inny wcześniej księdza nie widział, a stary jarl był ateistą. Nikt nie znał ludzi, którzy za księdza ręczyli. (Identyczny przypadek jak w historii mojego przyjaciela Krzysztofa Rudzkiego, z którego zrobiono psychicznie chorego, zaszczuto na śmierć i przejęto jego majątek. Też w sądzie pojawiło się wiele osób, których nikt wcześniej nie widział, a sam Krzyś był nękany przez religijną szajkę.) Ksiądz psychopata nie wiedział o tytule jarla i nie umieścił go w testamencie, tyle dowiedział się później dobroczyńca mojego pradziadka hrabia, gdy weryfikował sprawy w sądzie. Fałszywy spadkobierca jego ojca-jarla, ksiądz luterański, wygnał pradziadka na mróz i poszczuł psami. Pradziadek błąkał się, aż trafił na dworzec kolejowy. Nie wiedział, co zrobić, było bardzo zimno więc żeby nie zamarznąć zakopał się w węglu. Zmęczony zasnął i przegapił wyruszenie pociągu. Obudził się w Niemczech, gdzie nikt go nie rozumiał. Szczególnie że wyglądał źle. Postanowił wrócić, więc wsiadł do jak mu się wydawało pociągu, który jechał w drugą stronę. Wylądował w Polsce. Tutaj go wygoniono z pociągu, okradziono, pobito i kazano iść precz drogą. Nikt się dzieckiem nie zaopiekował. Trafił na wieś, gdzie był torturowany. Mam wrażenie, że polska życzliwość nie wzrosła od tamtej pory. Zanim ktoś mi zaprzeczy, że nie sposób z Norwegii dojechać pociągiem, to przypomnę, że już w XIX wieku istniał transport kombinowany – czyli wciąganie wagonów na platformy ciągnięte przez konie.

W Polsce spotkał się z samym złem, pomimo to uważał się zawsze za szczęściarza. Skandal, że nikt mu nie pomógł, odganiano od domostw. Żywił się tym, co znalazł, a niewiele było do jedzenia, same korzonki i się pochorował. Bał się w końcu podchodzić do domów, pomiatali nim tym razem katolicy, rzucali kamieniami, prawie umarł z głodu, w końcu uratował go Wieczorek – poganin – nakarmił. Poprosił sąsiada o pomoc, który był zbiedniałym szlachcicem, bo ubranie dziecka wyglądało na drogie i myślał, że szlachcic pomoże komuś ze swojej sfery. Sąsiad ubranie z pradziadka zdarł i zaczął się z niego nabijać, bo nic z jego mowy nie rozumiał i o mało co dziecka nie zakatował, bo uznał go za chorego psychicznie – ot klasyczny polski warchoł, myślący że jak czegoś nie rozumie, to jest w prawie niszczyć, zaszczuć i zabić, jak pewna Krystyna. Kazał mu się czołgać i prosić o chleb. Warchoł był potem czarnym charakterem opowieści pradziadka. Wieczorek przyszedł zobaczyć, jak chłopak się czuje, bo bliscy powiedzieli mu, że szlachcic zły człowiek i widząc stan chłopca, strzelił szlachcica w mordę (potem miał za to proces, który Wieczorek wygrał, polski warchoł od stuleci jest taki sam i jest też czarnym charakterem mojej opowieści), odebrał ubranie (warchoł próbował wmówić potem sądowi, że chłopak mu ukradł jego własne ubranie) i odprowadził do dworu hrabiego, mając nadzieję, że z moim pradziadkiem się dogada. Hrabia trochę zrozumiał słowa chłopca, (norweski można określić jako zniemczony staroangielski, chociaż to tylko przybliżenie(1)) ale nie wiedział, jaki to jest język. Francuski był ich wspólnym językiem. Wcześniejszy warchoł nie znał żadnego obcego języka, nawet nie próbował się porozumieć. Hrabia zaczął mojego pradziadka uczyć polskiego, jak już trochę nauczył, posłał do szkoły. Potem sprawdził wszystko w Ambasadzie Norwegii, długo to trwało, ale dostał potwierdzenie, chłopak faktycznie nikogo nie miał z bliskich, wszyscy zmarli, tytuł szlachecki też się zgadzał, więc został we dworze u hrabiego-ateisty. Wcześniej wszyscy inni nim pogardzali jako chorym psychicznie, tylko poganin Wieczorek zorientował się, że jego mowa to nie oznaka szaleństwa tylko obcy język. (Widzę paralele z moim własnym życiem i prześladującymi mnie od dzieciństwa imbecylami z sekty Opus Dei – zakatowali mnie ci „dobrzy” katolicy, a moje problemy z pamięcią po zaszczuciu i praniu mózgu podają jako dowód na moją chorobę psychiczną. (O pewnej durnej Krystynie, która bezprawnie udaje sąd szlachecki i bez weryfikacji czegokolwiek wydaje wyroki ostracyzmu, nie będę więcej pisać, myślę że to wystarczy.)

Hrabia zaopiekował się pradziadkiem, uczył go polskiego, a potem – jak już wspomniałam – wysłał do szkoły. Mój pradziadek został ekonomem (dla młodszych czytelników mojego bloga, ekonom to zarządca majątku). Jak mój pradziadek mówił, gościnność dobrego władcy (i takim ma pozostać w pamięci ludzi) wynikała z humanitaryzmu i ateizmu – a nie chrześcijaństwa, chrześcijanie pradziadka odganiali od domostw i prawie zagłodzili na śmierć, pomogli – jak już wspomniałam – poganie, wyznający zasady, które nakazywały nakarmić i otoczyć opieką kogoś w potrzebie. Tylko poganin zorientował się, że norweski dzieciak nie był chory psychicznie, a jego „bełkot” to mowa. Warchoł myślał, że jak nie może się poskarżyć po polsku, to może bezkarnie go zakatować, ot jak moi prześladowcy, którzy sądzili, że jeśli tracę ze stresu pamięć, to mogą mnie zaszczuć bezkarnie na śmierć – a do nich się przyłączyła Krystyna. (Moje doświadczenia życiowe potwierdzają, że każdy chrześcijanin to warchoł, dewiant i degenerat, tata też był takiego zdania.) Mój pradziadek ożenił się z córką Wieczorka i przyjął jego nazwisko, bo był dobrym człowiekiem i wtedy sam książę jeszcze nie wiedział, czy mu wolno użyć jako nazwiska tytułu książęcego. Myślał, że ma prawny zakaz, bo przepadło razem z majątkiem, ale wiemy od dawna, że nie przepadło. Król po zapoznaniu się ze sprawą w sądzie norweskim odpowiedział pradziadkowi, że jest szlachcicem i jarlem, ale na odzyskanie majątku nie może liczyć. Nigdy nie uznam tej decyzji za zgodną z prawem. Nie może być tak, że majątek przepada z powodu sfałszowanego testamentu i kłamstw księżych prostytutek. Tym bardziej, że wiem, że jest to stała praktyka bezczelnych klechów i przestępców związanych z oboma Kościołami. Przekleństwo na każdy Kościół chrześcijański!!!

Prawda jest taka, że w XIX wieku książęta nie mieli nazwisk, a coś musiał wpisać do dokumentów państwowych. Nawet teraz szlachcianka znana po mężu jako księżna Walii, oficjalnie jest inną księżną, w dokumentach ma jako wpisane nazwisko Cambridge, a jej mąż Windsor, chociaż większość ludzi go zna jako księcia Walii. Tytuł szlachecki jest oddzielony od nazwiska. Przyjęcie polskiego nazwiska nic mojemu przodkowi nie pomogło, raczej zaszkodziło, jego prześladowca polski ksiądz i warchoł nadal go ścigali.

Nielegalny posiadacz majątku jarla przyjechał do Polski i i próbował go zabić, zrobił mu też pranie mózgu, taki psychopata, że trzeba dalej jest ściana, zresztą do kościelnych zawodów, tak samo jak nauczycielskich, garną się psychopaci, kochający władzę nad ludzkimi losami, również nękający pradziadka warchoł się uspokoił, gdy pradziadek przyjął polskie nazwisko, norweskie tego zagończyka drażniło aż do wybuchu, a był niebezpieczny), a z całego norweskiego dziedzictwa został mu tylko tytuł, który ja dziedziczę, bo zgodnie z wolą pradziadka, jarlem może był tylko ateista i poganin. Moja starsza siostra chwilami zapomina, co to znaczy, że jest Norweżką, bo wychowała ją dewocyjna-katolicka babcię (i jak powiedział mój ojciec ją zniszczyła), chociaż dwójka jej dzieci (najstarsze jej dziecko zamierzam ignorować) zidentyfikowała się przede mną jako Norwedzy i jeśli trzeba przychodzą do mnie jako swojego jarla po radę i pomoc. Jeśli moja siostra myśli, że zgodzę się na katolicki ślub któregoś z jej dzieci to się myli, tata dostał pozwolenie od pradziadka, bo bardzo się zakochał w dziewczynie z katolickiej rodziny i nie mogli inaczej razem zamieszkać, ale współcześnie nikt z młodszych Norwegów nie ma takich komplikacji. Owszem, pradziadek zaznaczył, że uważa za Norwega tylko osoby, które go poznały, bo chciał żeby ta narodowość coś znaczyła, ale uważam, że mogę pozwolić młodszym osobom w Rodzinie przyjąć też tę narodowość, o ile będą się zachowywali zgodnie z tradycją Rodu i wolą przodków. Jego wolą też było, że mamy wrócić do Norwegii, ale wystarczy odwiedzić. Ja jeszcze tego nie zrobiłam i zazdroszczę każdemu, kto ma okazję odwiedzić ten szczęśliwy kraj, gdzie ateistów jest prawie sto procent ludności. Zadecydowały o tym takie historie jak mojego pradziadka. W Polsce też się takie rzeczy dzieją i mam nadzieję obudzić ten kraj. Dzieci się już wypisują grupowo z religii. Naprawdę żaden skurwiel nie powinien zaczynać wojen z polską szlachtą i ze mną. (A może nawet przede wszystkim ze mną, bo wiem, co się dzieje. Zastraszali mnie, mówiąc prawdę o swoich intencjach i jak bardzo są psychopatyczni i zdegenerowani.)

Pradziadek miał rację chcąc mojego tatę hajtać z francuską arystokratką, stwierdzając, że moja matka w końcu przez swój katolicyzm zniszczy ewentualne dzieci (to było jeszcze przed urodzeniem mojej siostry, gdy rodzice byli studentami, odpowiedzią mojej matki (nagle przestała umieć liczyć) była natychmiastowa ciąża. Moja matka nie potrafiła trzymać plepsu na dystans i pozwalała, żeby nią manipulowały osoby całkowicie nieodpowiednie, jakie zawsze będą niszczyć szlacheckie rodziny. Zawsze będę postępować w tej sprawie zgodnie z wolą pradziadka i nie ma możliwości katolickiego ślubu w Rodzie. Kieruję się jego doświadczeniami i mądrością, potwierdzonymi przez moje przeżycia. Mój ojciec uważał, że polscy szlachcice to warchoły, i chlew, więc nimi pogardzał. Nie mógł więc nikogo z nich prosić o opiekę nade mną, poza ojcem mojego kolegi z sekcji sportowej. Przed i po jego śmierci moja matka podejmowała różne decyzje wbrew jego woli. Żałował, że się z nią ożenił. Zgodnie z przepowiednią pradziadka zniszczyła swoje dzieci, dawny jarl był wybitnie inteligentny.

Kontynuuję tradycje mojego prapradziadka Wieczorka i nie kłaniam się księżom. Jego wiara – którą przyjął też mój pradziadek – nakazała mu ugościć zabłąkanego wędrowca, bo pod taką postacią wędrował po świecie bóg Perun, więc uratował pradziadka i przyjął go od swój dach, zanim zaprowadził do hrabiego. Był mądry. W norweskiej rzeczywistości podobnie do ludzkich domostw zagląda Thor. Tylko ateiści i poganie mają nakaz pomagania innym, katolicy nie muszą, sama tka usłyszałam na religii – tego nie ma w dekalogu, a i tak dekalog ignorują, szczególnie jeśli chcą kogoś „nawracać”, żeby „Polska była katolicka” – a tak naprawdę chcą przejąć majątek – lub „dla dobra Kościoła” – czytaj: żeby nie poszli do pierdla. Zgodnie z poleceniem pradziadka pierwszego spotkanego Norwega powitałam słowami „Welcome, fellow Odin worshipper” (na co usłyszałam, że jest ateistą – co nie dziwi, bo współczesna Norwegia jest w ponad dziewięćdziesięciu procentach ateistyczna, mały procent deklaruje się jako wyznawcy jakiejkolwiek religii, ja dzięki pogaństwu, jestem w tym niewielkim procencie religijnym – dzięki czemu zgodnie z intencją pradziadka dowiedziałam się, czy nowo poznanemu człowiekowi można ufać). Mitologia skandynawska to moje wierzenia. Poganie są politeistyczni i przyjmują do panteonu też innych bogów, wychwalam więc też Swarożyca, dzięki któremu wszystko rośnie, bo to bóstwo solarne – i należę do polskiego kościoła pogańskiego (legalnie zarejestrowanej organizacji religijnej, zdychajcie chrześcijanie, jeśli to wątpicie). Wszyscy mężczyźni w mojej rodzinie identyfikowali się jako poganie. W mój poganizm nie można wątpić, ani przypisywać mi jakiś kościelnych konotacji, czy biegania po radę lub pomoc do księdza. Każda osoba, która tak robi, będzie przeze mnie pozwana o obrazę moich uczuć religijnych. Macie jeszcze czas mnie przeprosić.

Spotkałam też wiejskich pogan jako dziecko w czasie wakacji i zabrali mnie w południe, żeby złożyć dary dla Polnych Panien – tak je nazywano – mężczyznom wstęp na pole był wtedy zabroniony. (A dary były po to, aby zajebały księdza, który przychodził krzywdzić małego chłopca, chociaż pewnie bardziej pomogła policja, po moim wykonanym chyłkiem telefonie. Nie wiem więcej, bo byłam tam tylko krótko gościom i nie był to Nieskurzów, tej wioski już nie ma, bez hrabiego chłopi przenieśli się gdzieś indziej.) Pogańskie obyczaje są żywe w Polsce praktycznie wszędzie i nie mówię tylko o przejętych obrzędach (no halo, choinka i barwione jaja naprawdę nie mają nic wspólnego z katolicyzmem), czy dawnych miejscach kultu bezczeszczonych kościołami (na zasadzie przychodził się tu modlić wcześniej, będzie przychodził i teraz), chodzi nawet o takie drobiazgi, jak siadanie gdy się po coś wróciło do domu, sól rzucaną za ramię, wróżenie, wszelkie mniej lub bardziej magiczne obyczaje.

Chrześcijanie pradziadka torturowali, kazali mu się czołgać i prosić o kawałek chleba, Wieczorek ponownie ocalił mojego pradziadka (wcześniej znalazł go umierającego z głodu i wyczerpana na drodze), a zdemoralizowany ksiądz został wygnany przez hrabiego. Wieś rozkwitła po pozbyciu się klechy i jego rodziny, wszyscy żyli w zgodzie. Mam nadzieję, że w innych miejscach też tak będzie, bo sama mam podobne doświadczenia w naszym kraju, ściśniętym i niszczonym tak samo jak ja przez psychopatyczny, pedofilski, krańcowo zdemoralizowany kler spod znaku Opus Dei. W moim przypadku wymyślono sobie torpedowanie każdej mojej ścieżki kariery (z nauczycielską jakoś jeszcze się nie udało, ale było o włos i o mało nie poszłam w ślady dwójki moich przyjaciół-samobójców, na których też maniakalno religijny katolicki ksiądz wydał wyrok śmierci, bo znali mnie i wiedzieli, kim jestem, a nie jestem nikim z jego opowieści, sam zapowiedział, że ich zabije jeśli mu nie ulegnę i nie zacznę spełniać jego żądań „nawrócenia się i pójścia do klasztoru” – jak sobie wymyślił, jak jeszcze byłam dobrze zapowiadającym się sportowcem w młodzikach). Miałam jak mój przodek czołgać się i błagać o pieniądze, kawałek chleba oraz o możliwość lizania księżego fiuta (bo tak pogankę nawracał). Miałam iść do klasztoru lub się zabić. Gdy powiedziałam, że chcę wyjść za mąż i że klasztor odpada, postanowił zmusić mnie do przyjęcia kogoś, kto mnie nienawidzi i jest imbecylem. Ksiądz wie, że tego nie zrobię, że prędzej się zabiję, ale to jak najbardziej zgadza się z jego zamiarami. Kler to mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet i robią wszystko, żebyśmy cierpiały. Niszczą psychikę, torturują wmawiając nieprawdę i zaszczuwają razem ze swoimi ulubionymi terrorystami, których szczodrze za to wynagradzają. Tacy ludzie na pierwszą moją prośbę powinni być usuwani z każdej uczelni. Jeśli prosi się psychiatrę to po to, aby tych maniaków religijnych i imbecyli diagnozowała, a nie pomagała im kogoś zaszczuć. Sama ledwo coś takiego przeżyłam, dwoje moich przyjaciół zostało pozbawieni życia przez tę szajkę i niestety udział w tym mieli psychiatrzy. Oboje byli zdrowi oczywiście, a to że ateiści nie powinno być powodem, żeby ksiądz się mścił taki sposób, robiąc z nich wariatów i ludzi groźnych dla innych, pozbawiając pracy i niszcząc psychikę – zaszczuci ludzie ulegają presji psychicznej i się zabijają, jeżeli tego chce oprawca, rzecz wiadoma temu potwornemu księdzu.

Z mojego punktu widzenia tacy ludzie są szaleni, ale w chwili gdy motywem są pieniądze lub nienawiść do kogoś o innej narodowości, to załamują się szlacheckie metody diagnostyczne. Ja byłam uczona szczerości i honorowego zachowania, ani krętactwa i kłamstw od dziecka. Księża są tak samo uczeni kłamania, szczucia i niszczenia ludzi. Nie uwierzę, że ksiądz-szlachcic nadal ma zdolność honorową, oduczył go tego jako mentor z Kościoła, przedstawiający pranie mózgu jako „techniki psychoterapeutyczne”.

Nie diagnozuje się też imbecyli – są zbyt durni, żebyśmy się posługiwali naszymi kryteriami, są zbyt głupi i dlatego ich rozumowanie na nas robi wrażenie pozbawionego sensu, szczególnie jeśli chcą uchodzić za maniaków religijnych, żeby uniknąć wyroku. Specjalnie bredzą, żeby wyjść na wariatów, bo wiedzą że w naszej rzeczywistości gwarantuje im bezkarność. Dlatego zanim Prokurator wyrzuci jakąś sprawę za okno, powinien nakazać jak najbardziej obiektywne badania obrazowe funkcji mózgu, żeby stwierdzić z kim ma do czynienia. Za wiele widziałam pomyłek psychiatrycznych, zdrowych ludzi zaszczuwanych jako wariatów aż do popełnienia samobójstwa i z drugiej strony psychopatów chodzących na wolności i kpiących sobie ze wszystkiego. Rozmawiałam z Ryszardem i Rafałem, z całą pewnością są psychopatami. Dalej już jest ściana. Znaczy się, Ryszard jest demonstracyjnie religijny, ale widzę to jako religijność związaną z głupotą (przyczyna psychologiczna), innym kręgiem kulturowym i dobrze ulokowanym własnym interesem niż chorobą psychiczną, która by zwalniała z odpowiedzialności karnej. Rafał uważa, że nie musi demonstrować religijności, że nie musi ubiegać się o bezkarność związaną z uznaniem za chorego psychicznie. Ciekawe, czy zacznie bredzić coś o Bogu, gdy zacznie mu się palić koło tyłka. Stawiam, że tak.

Według reguł, które znam z książek, psychiatra nie może diagnozować pod dyktando osób z poza rodziny, z rodziny też nie bardzo, ze względu na błędy poznawcze, a już na pewno nie pod dyktando przestępców i Opus Dei, a to miało miejsce w kilku przypadkach, tylko dlatego że jakiś psychopata zaczyna kogoś „leczyć” bo chce albo się obronić przed wyśmianiem albo coś komuś udowodnić (ja miałam się ukorzyć), albo przemocą związać z kimś, z kim ktoś nie chce być (doliczyłam się trzech takich przypadków, może nawet czterech – wszystko ta sama sitwa z Opus Dei).

Jeśli kiedyś powstanie komisja sejmowa, o której marzę, badająca niemrawość, bezradność oraz tumiwisizm Policji, która błagana wielokroć o pomoc, przez blisko pięćdziesiąt lat pozwala tej szajce imbecyli działać bez przeszkód, to bardzo proszę pochylić się też nad standardami psychiatrii i tego czy rzeczywiście należy diagnozować prześladowanych i ledwo żywych ludzi na podstawie zmyśleń imbecyli, maniaków religijnych i ludzi z półświatka. Bo wiecie, ci moi prześladujący mnie od dziecka wariaci zrobili mnie ten sam numer jaki zrobili Krzysiowi i Iwonie, których zaszczuli – czyli przeleźli z urobionym psychiatrą i zaczęli mnie oskarżać o chorobę psychiczną i że ich zaszczuwam. Ta, jasne, mój ateizm i pogaństwo ich zaszczuły. Ledwo przeżyłam te akcje. Więc wszystkie paniusie od „rozumiem ich potrzebę religii” mogą spierdalać na drzewo. Powinnyście zrozumieć, że Kościół Rzymsko-Katolicki wariatami i wykorzystującymi ich przestępcami stoi, bez nich ten model biznesowy się zawali i żeby utrzymać status quo będą ich szczuć na niewinnych ludzi, szczególnie tych zdolniejszych, ambitniejszych, lub tych którzy tylko podpadli jakiemuś imbecylowi i wprowadzać coraz bardziej pojebane przepisy oraz umieszczać swoich posłusznych idiotów i maniaków religijnych na coraz wyższych stanowiskach. Polska upada przez obowiązujące przepisy, wedle których wariat ma wszystkie prawa, a ofiara prześladowana przez sektę wariatów nic nie może zrobić. Policja nas nie chroni, wszystko kończy się w momencie, kiedy prokurator stwierdzi, że ma do czynienia z wariatem. Prokuratura nie zajmuje się wariatami, a jak widać na moim przykładzie i moich przyjaciół, psychiatria najwyraźniej też nie. Błagam, wprowadźcie jeden dodatkowy przepis – niech Prokuratura po stwierdzeniu poważnej krzywdy wyrządzonej przez wariata, lub symulanta (pisze krzywdy, bo według prawa osoba chora nie popełnia przestępstwa, a „moi” wariaci doskonale zdają sobie sprawę z obowiązujących przepisów) przekazuje sprawę sądowi i niech sąd zarządzi obserwację psychiatryczną i ewentualne leczenie. Dużo by to dało, bo ofiary często ze stresu doznają amnezji, nie mogą walczyć, za to wariaci kwitną. Rodziny wariatów, nawet jeśli chcą pomóc (a tylko ktoś z rodziny może takiego wariata ubezwłasnowolnić), rozbijają się o to, że ofiary albo zostały zaszczute do popełnienia samobójstwa, albo są w tak złej formie, że nie mogą zeznawać. Po raz kolejny prywatnym kanałami dostałam informację, że nic się nie da zrobić, bo przepisy. Jestem w rozsypce. Niestety oprócz taty w rodzinie były same osoby spod znaku życia w pokoju z wariatami, bo „rozumiemy ich potrzebę wiary” (chyba po praniu mózgu zapomnieli o przesłaniu Rodu) – no ja nie rozumiem, bo to nie wiara tylko mania, a wy dajecie się szczuć na mnie i na ludzi, których cenię. Mam was dość. To co spotkało pradziadka, to nie był dziwny przypadek, który się we współczesnych czasach nie powtórzy – obrywam między innymi za bycie Norwegiem (piszę zgodnie z wolą ojca w rodzaju męskim, oddając uzus norweski) – maniacy religijni i imbecyle, próbujący z innych ludzi zrobić swoich niewolników, aż do ich zabicia i przejęcia majątku, są wszędzie i zawsze, bo to powtarzalna choroba psychiczna. Mamy takie przepisy, że przejmują władzę nad nami wszystkimi, a wy im jeszcze pomagacie.

Jedna z moich przyjaciółek dostała od znanego w fandomie księdza łapówkę – na całe szczęście za moją radą zaniosła pieniądze na policje, bo za pieniędzmi poszły żądania pomocy w niszczeniu mnie. Trochę się zdziwił, bo pomimo skończenia KUL ta pani jest uczciwą osobą i odmówiła, korygując jego kłamstwa. Jak zawsze w takich przypadkach, ten ksiądz wycofał się i udał, że pomylił osoby i niechcący rzucił oszczerstwa nie na tę Małgorzatę, o którą mu chodziło. Terefere, wcale nie pomylił, a moja przyjaciółka sama zaczęła być obiektem oszczerstw i ataków, chociaż nie wiem, czy łączy te sprawy. Moim zdaniem powinna, bo podpadła mocno nie przyłączając się do zaszczucia mnie i informując Policję.(2)

Zaznałam złego traktowania, jak mój przodek i tak samo jak on nie znoszę w swoim otoczeniu żadnego chrześcijanina. Szczególnie katolik nie może się wypowiadać na temat mojego prywatnego życia, bo robi to tylko po to, aby kogoś okłamać. Mój pradziadek też stał się obiektem intryg, kłamstw, zaszczucia i prania mózgu. Kler zgodnie z tym, co mi powiedział ksiądz z Opus Dei, uczy się technik psychicznego niszczenia ludzi na specjalnych kursach, według niego techniki prania mózgu i wmawiania ludziom fikcyjnych wydarzeń przedstawiane są wybrańcom w Watykanie.

Już to napisałam, ale powtórzę jeszcze raz – przypisywano pradziadkowi najgorsze czyny, aż dobry hrabia wygnał złego, zdemoralizowanego klechę i we wsi oraz dworze zapanował spokój i dobrobyt. Sam klecha kradł. Jak widać nic się nie zmieniło od tamtych czasów i „na księdza” idą najgłupsi i najbardziej sadystyczni dewianci, którym wystarczy, że ktoś jest Norwegiem, żeby na nim wyładowywać swoje kompleksy. Doszłam do wniosku, że to nie mój kraj i trzeba się z nim rozstać w wieku, kiedy podobno już się nie przesadza drzew. Ale na całe szczęście tata wychował mnie na obywatelkę świata i odebrałam w zapyziałej Polsce kosmopolityczne wychowanie, bo cała moja rodzina zawsze hrabiego-ateistę brała sobie za wzór.

Pod rządami hrabiego majątek i wieś rozkwitała, pomagał chłopom i kierował się nie tylko sercem, ale także pogłębiał wiedzę o rolnictwie i doradzał. Po pierwszej wojnie światowej i śmierci owego dobrego władcy (który wraz z rodziną został zamordowany przez maruderów po zakończeniu działań wojennych, oczywiście że przez Polaków-katolików) i upadku gospodarstwa w Nieskurzowie cała rodzina dziadka i pradziadka przeniosła się do Francji (krewni hrabiego pomogli). Z pradziadkiem jeszcze rozmawiałam przez telefon, a moja o wiele starsza siostra go wcześniej odwiedziła, bo był jej ciekawy. Z tego, co kojarzę opowieści taty, to pradziadek chyba jej nie polubił, bo została urobiona przez dewocyjną babcię-idiotkę (chociaż piękną) ze strony mamy i nie potrafiła się zachować. Nadal nie potrafi.

Po wojnie tylko tata odwiedził Polskę i tu został, bo się zakochał i ożenił. Moim zdaniem źle trafił, ożenił się z katolicką, głupią Polską Pyzą, dziadek też był takiego zdania i pradziadek się z nim zgodził. Uważali, że z powodu jej katolickiego wychowania skrzywdzi swoje dziecko, bo posłucha się kleru, były takie przypadki na wsi, dziadek i pradziadek pamiętali gwałty. Mieli rację, co do jej tępoty, bo chociaż oficjalnie była ateistką, to odruchy szacunku i bezmyślnego posłuszeństwa jej zostały. Nie rozmawiam z klerem, nie rozmawiam z jawnymi katolikami. Moja rodzina chciała chciała rozwieść mojego ojca przed narodzeniem mojej siostry i namówić do powrotu do dawnej sympatii – sam potem mój ojciec mówił, że powinien był się pradziadka posłuchać, mama była głupia i słuchała się ludzi, którzy absolutnie nie powinni być dla niej punktem odniesienia. Skrzywdziła mnie tak, jak nikt inny na świecie, chodząc na pasku durnego księdza z affluenzą (2). Mam potrójne obywatelstwo (tata po moich narodzinach pobiegł do obu ambasad z moim aktem urodzenia, żeby poinformować o urodzeniu nowego obywatela danego państwa), chociaż tylko jeden paszport trzymam w domu (mogłabym trzy), jeszcze nie skorzystałam z tego, ale wystarczy mi świadomość, że mam gdzie pryskać z tego gównianego kraju (nie mówiąc ochronie międzynarodowej), a ludziom którzy temu zaprzeczają mówię „Tu er hunden”! 🙂 Przypominam, ludzie, szczególnie dzieci po wieloletnim pobycie w jakimś kraju (w przypadku taty chodzi o Francję) są naturalizowane (czyli nadaje im się obywatelstwo), a w Europie w przeciwieństwie do Stanów obowiązuje prawo krwi – jeśli ma się przodków, którzy mają obce obywatelstwo (w moim przypadku Francja i Norwegia), dziedziczy się również te obywatelstwa. Nie ma chyba nic prostszego do zrozumienia, a jednak nadęte Pyzy temu zaprzeczają.

Przy okazji, moją karierę sportową w młodzikach dziwki kościelne też podawały jako przykład na chorobę psychiczną i twierdziły, że nigdy nie miała miejsca, no co ja poradzę – nigdy nie byłam tak tępa i leniwa jak wy, pizdy, więc zamknijcie zawistne mordy. Nigdy was nie polubię, ani nie będę wspierać, wiedząc co mnie w życiu ominęło i nie mówię tylko o medalach. Nie dziękuję wam za pobicie i pęknięte żebra, nie dziękuję za stek bzdur, które o mnie opowiadacie i zaszczucie. To nie jest tak, że znacie jakąś „prawdziwą łyżwiarkę i pływaczkę”, to nie jest tak, ze znacie jakąś „prawdziwą Małgorzatę Wieczorek, pisarkę” która się z wami przyjaźni. Wiem, że łotr w sutannie, mój oralny gwałciciel, mszcząc się za to, że nie mógł mnie jak was posuwać, tak wami steruje i sam rozpowiada, ale dość tych kłamstw. Nie jestem impostorem. To wy jesteście kurewkami, a wasz ojciec był alfosem, podsuwającym was wszystkim chętnym.

To moje koleżanki ze podstawówki zorganizowały pobicie mnie i jako dziewięciolatka nie mogłam trenować z powodu pękniętych żeber przez dłuższy czas, ale i tak zajęłam piąte miejsce na zawodach w młodzikach, to były zawody ogólnopolskie. Podobnie, gdy trenowałam później łyżwiarstwo figurowe ich kurwia matka zostawiła dla mnie prezent, zatrute e-coli czekoladki. Długo chorowałam, ale wygrzebałam się na zawody i zdobyłam siódme miejsce. Też zawody krajowe. Zdychajcie kłamczynie i zawodowe oszustki! Pamiętam treningi, pamiętam więcej niż myślicie. Pamiętam też kościelnego/związanego z Kościołem psychopatę, którzy przepowiedział mi, że bez przyjęcia jego Boga nie będę mogła trenować, ani być kimś. Wcześniej mi zapowiedział, ze mam się zabić i dać mu już przejąć majątek rodziców, bo i tak doprowadzi do tego, że się zabiję i nie będę mieć dzieci. Jak na razie idzie mu zgodnie z planem. Psychopata Ryszard za tym stoi.

Jak powiedziałam wcześniej, nic mnie z Rafałem nigdy nie łączyło, dużo za to miałam wspólnego (chociaż miałam dopiero dziewięć lat) z moim kolegą z klubu sportowego. Wydawało mi się wtedy, że mam przed sobą całe szczęśliwe, dobrze zaplanowane życie i nic złego nie może mnie spotkać. Niestety kłamstwa tej złodziejskiej, zakłamanej rodziny, intrygi oraz pranie mózgu i zastraszanie doprowadziły do tego, że zabroniono mi się z Michałem kontaktować. Imbecylki z mojej podstawówki nigdy nie były moimi przyjaciółkami, za to podawały się za takie i rozpowszechniały i rozpowszechniają kłamstwa. Nie wiem, jakie kłamstwa wymyślono na temat Michała i jego rodziny, ale z powodu tych kłamstw moja rodzina stała się cerberem niszczącym mi życie i sabotującym wszelkie moje poczynania. Z jakiś powodów uwierzyli, że powinnam związać się z Nowakiem, który jest debilem, wierzącym, że okłamując wszystkich na temat naszej zażyłości i odganiając ode mnie inne osoby, przyprze mnie do muru i zmusi do małżeństwa, lub pójścia do klasztoru i oddania mu mojego mieszkania. Co więcej bardzo chce być jarlem, ale to nie jest tytuł przechodni, za to Michał sam jest księciem i to was wkurza. Bardzo chcecie mojego „nawrócenia”,, które ma być „cudem” dzięki któremu Ryszard zostanie „świętym”, ale to nie może mieć miejsca, bo nie złamię decyzji pradziadka. Ryszard, ksiądz i ich bliscy napadali na mnie podstawówce, w średniej szkole i uniwersytecie oraz pracy (brat księdza jest zdrowy psychicznie, ale nie orientował się, że rozmawia się z przekupionymi przez jego brata szujami). Kurwa, Polska jest pełna jakiś głupich lasek, które wbrew moim zapewnienieniom, że ja lepiej wiem, kim są ci ludzie, postanawiają zawsze „pomóc prawdziwej miłości”, albo mnie „leczyć” i przyłączają się do zaszczuwania mnie, słuchając tej sekty. Wyjmijcie łby z dupy, moje panie, jest motywowany debil, który ambicjonalnie postanowił wziąć mnie na przeczekanie albo mnie zabić. Nigdy nie był żadnym moim czymkolwiek, to łgarstwa zawodowych oszustów, kłamców i tak dalej. Zastrasza podając się za gangstera i wmawiając mi gwałty (co ma być „perswazją” – ja nazywam to celową destabilizacją psychiki). Uważa że go usprawiedliwia, że wierząc, że mnie zgwałcił, będę zmuszona za niego wyjść, a on będzie mną pomiatał i żył na mój koszt. Oh, well! Łatwo to uznać za chorobę psychiczną, ale i on i te panie z mojej podstawówki działają według zasad swojego środowiska, nawet jeśli nie rozumiemy sensu ich działań, to uważają, że rzucenie mnie na kolana (tak samo jak oszukanie mojej matki) sprawi, że będą “kimś”. „Bo ja księcia niszczę.”

Ale wróćmy do przeszłości. Miałam wtedy osiemnaście lat i Michał, kolega z lodowiska (to ten dobry jakby co, blondyn) zjawił się moim liceum, próbując namówić mnie to powrotu do sportu. Wystarczyło, że wspomniałam o tym matce (a także, że z innym kolegą wybieram się na koncert Megadeth), żeby moja matka dostała szału i zadzwoniła do gdańskiego Nowaka, który zjawił się przed Stodołą, robiąc mi awanturę, że idę na koncert. Wkurwiona zaczęłam opowiadać wszystkim fanom, co mnie spotkało i skończyło się to tak, że z Pawłem Darskim wdałam się w dysputę, kogo Ryszard bardziej prześladuje. Bracia Darscy twierdzili, że ich, bo przyjechał za nimi z Wybrzeża. Ja jednak nadal uważam, że jednak ja i moi przyjaciele zebraliśmy największe ciosy od tego psychola i sekciarza.

Przed samym koncertem Megadeth Ryszard uderzył mnie pięścią w twarz, gdy się okazało, że nie zrezygnuję z wejścia do Stodoły. Dostałam furii i poskarżyłam się też Dave’owi, ściągając go ze sceny jeszcze w czasie próby, żeby z nim porozmawiać o tym, jak niebezpieczny maniak religijny i świr zakłóca takie święto fanom i cały zespół interweniował na policji w tej sprawie. Rozmawiałam też z szefem tego klubu muzycznego. Mam po tacie temperament wikinga, dużo trzeba żeby mnie zdenerwować, ale jak już się uda, to zawsze robię ostre afery, kiedy mnie się atakuje bezpodstawnie, więc świry z Opus Dei źle wybrały sobie cel. Będę się dalej mścić, obiecuję wam to i zawsze będę gryźć.(4) Za to moja głupia matka broniła Ryszarda na policji (nie wiem, jak dała sobie wmówić, że to prawdziwy psychoterapeuta) i tak jak on została uznana oficjalnie za wariatkę i maniaczkę religijną. Chociaż moim zdaniem to był ogromny błąd, bo była tylko idiotką po praniu mózgu i potrzebna jej była pomoc psychoterapeuty, i nie należało zostawiać tej sprawy swojemu losowi. Nie wiem, co ta sekta jej wmówiła i za jakie sznureczki pociągnęła, bo do kościoła nie chodziła i wydawało się, że była ateistką. Chociaż z drugiej strony może się maskowała i po cichu tuliła do piersi swoją manię religijną wraz z narcyzmem, bo łasiła się do tych debilnych ludzi w sposób straszliwy. Wpasowała się w tę rodzinę imbecyli i psychopatów idealnie, wychwalając ich monstrualnie. Zawsze będę mówić dobrze o tacie, o niej jak najgorzej. Pradziadek miał o niej sto procent racji. Miał odpowiednie doświadczenie życiowe. Po jej śmierci musiałam pójść do kostnicy, żeby upewnić się, że suka nie żyje i nic mi nie zagraża już z jej strony. Wiem, że najprawdopodobniej jej działania wynikały z niewiedzy i tego, że cała rodzina była atakowana i poddana praniu mózgu przez imbecyli z Opus Dei (którzy zupełnie nią mając do tego kwalifikacji, rozpoznawali „schizofrenię” – bo w głowie im się nie mieści, że ktoś zdrowy może być ateistą i poganinem), ale – kurwa – Policja powinna była działać, a psychiatra nie przyłączać do zaszczucia. Niestety katolicy są bezbronni w chwili, kiedy przychodzi do nich ksiądz i odruchowo kładą „ruki pa szwam” i wyłączają myślenie. Polska będzie ateistyczna (a przynajmniej jej świeckie instytucje), albo nie będzie jej wcale.

Niestety jak się przekonałam, nagradzani pieniężnie Nowakowie nie zbastowali, wspomagani przez „pogrobowców mamusi”, którzy robili co mogli, żeby wykonać jej chore instrukcje i w efekcie zniszczyli mi wszystko, co było do zniszczenia. Problemem był zawsze ksiądz i wściekły, niepotrafiący odpuścić kler, a nie ona. Wszystko pod dyktando księdza-terrorysty, który stwierdził, że jeśli nie chodzę na religię (a religia była wyjątkowo durnie prowadzona) i nie chcę „przyjąć Chrystusa” (cokolwiek by to znaczyło, w praktyce chyba chodziło o ssanie jego penisa), to nie będę mistrzynią sportową i że zrobi ze mnie kurwę, i że będę czołgać się i prosić o pieniądze i kawałek chleba. Tak wygląda miłość bliźniego w wykonaniu polskiego kleru. Każde pojawienie się tego księdza oraz aktualne kłamstwa proszę meldować policji. Trzeba było mojej matce za życia przedstawić formalne zarzuty za to, jak mnie traktowała, tylko wtedy dałoby się ją ogarnąć i roplątać sieć kłamstw Opus Dei. Zabrakło taty, który ją wcześniej ratował. Zastanawia mnie milczenie Policji wielokrotnie alarmowanej przeze mnie w ciągu mojego życia. Czyżby w Polsce rządził kler i kato-szariat, zakładający istnienie stref no-go? Czy moje życie musi być kontrolowane przez Opus Dei i walniętego księdza, który za moimi plecami urabia wszystkich tak, że ledwo mogę złapać oddech?

Dwoje moich przyjaciół by żyło, gdyby nie wredota mojej matki, która uznała, że jest jakaś prawda w kłamstwach świrów z Opus Dei – i uwierzyła, że Ryszard jest wykwalifikowanym psychoterapeutą i że skoro mi „pomógł” (nic dalszego od prawdy), to im też może pomóc. Nikt, absolutnie nikt nie rozumie, jak mogła być tak głupia. W latach dziewięćdziesiątych dwójka moich przyjaciół została zaszczuta, pozbawiona pracy, celowo wmówiono im chorobę psychiczną i nakłoniono do popełnienia samobójstwa, odbierając nadzieję – ludźmi w traumie łatwo sterować. Tak ich „leczył” „psychoterapeuta” Ryszard (a jego gang zarządał na sali sądowej dziedzictwa po ofiarach, o to chodziło w tej całej „opiece”). Wiem, co mówię, bo też tak byłam traktowana i sama o mało się nie zabiłam (tak samo jak Michał – przeżył dzięki przypadkowemu spotkaniu i wyjaśnieniu, co się dzieje). Tak wyglądała ta „pomoc” Ryszarda i jego “nawracanie”. Ryszard to imbecyl, pawian i zawodowy oszust (oczywiście zdaniem lekarzy to osoba chora a zachowanie wynika z manii religijnej, ale czy kiedykolwiek orzekacie demoralizację? Psycholog może to ocenić inaczej.), który w życiu nie powinien być zostawiany z dzieckiem sam na sam, ani móc rozmawiać z kimkolwiek. Sam jest niebezpieczny i używa bardzo niebezpiecznych dla psychiki metod zastraszania. Potrafi rzucić się do gardła i dusić (tak „wydusza szatana”). Gdy mam możliwość, kłócę się, o to czy jest wariatem, czy imbecylem i czy został tak ukształtowany przez swoją marginalną kościelną kulturę. Jeśli to zachowania wyuczone i nagradzane przez jego „Kościół”, a on sam jest tylko głupi, to da się go zamknąć w końcu w więzieniu.

Miałam w życiu kilka chwil, kiedy mogłam wyjść z traumy, poukładać sobie wspomnienia w głowie i odzyskać szczęście w życiu. Niestety pizdy z mojej podstawówki postanowiły inaczej i wiele razy znosiłam ich ponowne ataki na moje zdrowie psychiczne. Mam tylko nadzieję, że ludzie przestaną im w końcu pomagać. A jednej z moich żyjących krewnych życzę, żeby zrezygnowała z marzeń o zostaniu psychoterapeutką – tak bardzo dała ciała przy tej sprawie. Jesteś tak samo durna jak moja matka.

Norweskimi cnotami są skromność, umiejętność dostosowywania się, niewynoszenie się ponad innymi. Dotyczy to też szlachty, która się nie obnosi, a najwyżej kultywuje swoje tradycje w swoim gronie i zapewniam, polscy szlachcice wiedzą kim jestem, bo potrafią to zweryfikować w odpowiednim związku (jest tam też prośba, żeby mi pomagać, bo straciłam pamięć). Szlachcice nie plotkują o innych szlachcicach, bo nie mają obowiązku zaspokajać waszej ciekawości, więc zostawili sobie tę informację. Polscy szlachcice nigdy się nie zgodzili z decyzją sejmu z okresu dwudziestolecia międzywojennego, która znosiła tytuły szlacheckie i uważają ją za bezprawną. Szlachectwo gwarantuje pewien model wychowania, w którym najważniejszą wartością jest honor i jest się swoim własnym strażnikiem, pilnującym odpowiedniego zachowania. Chodzenie na koncerty heavy-metalowe jest odpowiednim zachowaniem. (Michał poprosił mnie, żebym to zaznaczyła, bo sam jest metalem, polskim księciem i nieochrzczonym ateistą.) Chłopkom i chłopom, których spotkałam na swojej drodze, a którzy bardzo się zaangażowali w niszczenie mnie, mówię „dere er hunter”. Pradziadek po tym, jak go potraktowano w Norwegii i Polsce, bardzo się bał i przybrał po ślubie nazwisko żony, Wieczorek, żeby go traktowano jak swojego i żeby się ukryć. Bardzo norweskie zachowanie, nakazujące dostosować się do otoczenia. Popełnił błąd, ale dzięki niemu przeżył, tak uważał, bo polski warchoł i ksiądz go tropił. Błąd od dziecka zamierzam naprawić i zmienić nazwisko na norweskie, tak jak powinno być, bo linia do mnie i mojej siostry była wyłącznie męska. Problem jest taki, że nie pamiętam, jak brzmiało prawdziwe nazwisko pradziadka. Ale dowiecie się, jak już je zmienię. Mam stu procentową pewność, że chory psychicznie ksiądz i tępa Krystyna się odczepią, bo dopiero wtedy będą wiedzieli, kim jestem. Może w końcu nawet trafią do psychiatryka, gdzie ich miejsce i w końcu zapanuje zgoda w fandomie i w Rodzie.

Mój pradziadek uważał się za szczęściarza pomimo swoich ciężkich przeżyć, sprzyjało mi szczęście, bo trzymał się z dala od tępych chrześcijan („tępy chrześcijanin” to pleonazm, bo z podręczników psychologicznych, które czytałam we własnym zakresie, wiem że ludzie religijni są głupsi, to obiektywne badania, nie bijcie). Za moje nieszczęścia odpowiadają też tępe katolickie pyzy, ratują mnie za to poganie i ateiści. Odwrotnie od mojego przodka uważam, że nie ma osoby bardziej ode mnie pechowej – pewnie dlatego, że pradziadek ożenił się z poganką, a mój ojciec z chrześcijanką kłaniającą się w pas wariatom i próbującą mnie razem z nimi zniszczyć i ulepić kogoś, kim nie jestem. Nieprawdą jest, że „to nie ma już znaczenia” – chodzi o decyzję pradziadka, że jarlem może być tylko poganin, a jarl decyduje, kto jest jego następcą – to jest ważniejsze niż kiedykolwiek. Poganie nadal istnieją, a chorzy umysłowo maniacy religijni są tak samo nieuczciwi i wredni jak w przeszłości, nie mówiąc o elemencie przestępczym, który się tutaj też zaplątał. Decyzji nie zmienię. Ślub kościelny przyniósł tej rodzinie już dostatecznego pecha (odmowa zgody na ślub katolicki jest zgodna z wolą mojego ojca i jego warunki są wyszczególnione w testamencie, który zna Sąd Szlachecki, a prawda o różnych wydarzeniach jest znana Policji), nie chce kolejnego pokolenia cierpiącego jak ja, bo kościelni wariaci uznają, że mają prawo się wtrącać. A nasz Ród będzie zawsze na ich celowniku ze względu na pradziadka i co przeżył. Chcą ukryć prawdę o roli Kościoła w jego poniżeniu. Na całe szczęście poznałam już w dzieciństwie ateistów wysokiego rodu szlacheckiego (sami przeszli piekło, po którym odmawiają kontaktów z klerem i nikt z tej rodziny nie zgodzi się na ślub kościelny), szczęśliwie to nie reguła, że polski szlachcic to katolik. Ludzie powinni przestać tak myśleć.

I bez względu na to co mówią chorzy umysłowo ksiądz i Ryszard, Rafał Magazynier nie jest szlachcicem, to nierób. Ta, jasne „szlachta nie pracuje” – wiem że jest odwrotnie, to bardzo zapracowani ludzie.

W latach dziewięćdziesiątych, prosiłam moją siostrę o pomoc w sprawie zaszczuwanie mnie przez kler i grupę przestępczą. Dostała ode mnie telefon do brata umysłowo chorego księdza, który kieruje się nienawiścią do mnie ponieważ jestem jarlem, ateistką i poganką (zgodnie z wolą nestorów Rodu). Miała się z nim skontaktować i przekonać, żeby zaczął leczyć swojego chorego brata, bo mnie niszczy razem ze swoimi kurewkami od lat siedemdziesiątych, to jest ten chory ksiądz z Kurii, który chce zniszczyć każdego Norwega. Podobno został okłamany wcześniej co do mojego szlachectwa. Ale do niego nie zadzwoniła. Miała doprowadzić do wyjaśnienia kłamstw na mój temat, a nie zakładać ręce i czekać, aż mnie kurwy wykończą, pozwalając, żeby ciągnęły kasę z mojego domu. Możliwe że jest tylko głupia, ale postąpiła niezgodnie z wolą ojca. Myślę, że matka jej zabroniła cokolwiek robić, ale powinna pamiętać o prośbach ojca. Matka była nielegalną regentką, kłamała przed Sądem. Brat chorego księdza mnie przeprosił (przyjęłam te przeprosiny), tłumaczył się, że nie wiedział jak bardzo nie można wierzyć komuś, kto jest chory na nienawiść i robi wszystko, żeby sprawić swoim kurewkom przyjemność, i że nie wiedział że Ryszard jest wariatem specjalistą od prania mózgu i że sam Ryszard jest psychopatą. Kurwy mają iść do więzienia, a nie udawać moje najlepsze przyjaciółki z podstawówki. Kto wierzy kurwom, sam jest sobie winien – i nie trzeba do tego podręcznika „Psychologia prostytucji”, ani innych pozycji z kryminologii, żeby to zrozumieć. Wszystkie prostytutki są zawodowymi oszustkami, gdzie jest prostytucja, tam są też jeszcze groźniejsi od nich przestępcy.

Moja siostra i siostrzenica są w niełasce i proszę informacje o mnie czerpać z tego bloga. Pamiętam, że latach siedemdziesiątych błagałam mojego ojca, żebyśmy zostawili te tępe katolicki Pyzy (czyli moją matkę i siostrę) i w dwójkę wrócili do Norwegii. To nie dlatego, że mnie Michał prześladował, jak chcieli wariaci z Opus Dei. Tylko dlatego, że moja matka poddawała mnie praniu mózgu, bo moja wersja nie zgadzała się z wersją złośliwych wariatów i kurewek z mojej podstawówki. Niestety księżę kurewki nadal uchodzą za jakieś wyrocznie w moich sprawach. A weźcie je sobie i zostańcie w fandomie, w życiu już nie chce was oglądać. Niestety atak serca zabrał mojego tatę przedwcześnie. Moja głupia matka, która podobno była lekarzem, nie zorientowała się, że ma zawał i dostał pomoc lekarską spóźnioną o prawie dobę. Sama zadzwoniłam po pogotowie. W lekarskim domu przy neurologu i studentce medycyny (errata, wtedy już siostra była lekarzem) to był skandal. Niestety był to tylko (albo aż) debilizm, bo moja siostra sama z zatorowością płucną i wypisanym skierowaniem odkładała pójście do szpitala, aż musiałam zadzwonić po jej byłego męża, żeby idiotkę opierdolił i wysłał tam, gdzie powinna się znaleźć. Chociaż biorąc pod uwagę, że jej furia i złe traktowanie mnie i ojca może wynikać z pozbawienia jej tytułu. Decyzja była słuszna. Moja siostra nie szanuje niczego, co było ważne dla pradziadka i mojego ojca. Nie ma w tej rodzinie miejsca na podlizywanie się katolikom na podejście typu „pokorne ciele dwie matki ssie” – nie można mieć miłości jarla podlizując się katolikom i klechom. O dziedziczeniu decyduje miłość, a wolą mojego ojca było, żeby Jarkowski tytuł wygasł ze mną, jeśli nie będę miała dzieci. Mój siostrzeniec czy ktokolwiek inny nie może odziedziczyć tytułu, zapomniałam o tym. Tak więc wszelkie sabotowanie moich związków przez moją matkę czy moją siostrę, które najwyraźniej nie pogodziły się z wolą ojca, nie miało sensu. Tak samo, nikt kto nie rozmawiał z pradziadkiem, nie może być Norwegiem. Możecie zanieść swoje akty urodzenia do Ambasady Francji, ale nie Norwegii. Nie macie już nic wspólnego z dziadkiem czy jego dziedzictwem. Szczególnie jeśli nie jesteście poganami. Tata mnie wychował na pogankę, na kogoś, kto myśli samodzielnie, więc nawet przelotne kontakty z klerem mnie nie zepsuły, od dziecka – a byłam zmuszona przez matką i siostrę – nie przyjęłam komunii, również nie przyjęłam komunii w Kościele Luterańskim (co było ważnym warunkiem dla pradziadka). Moje kontakty z pastorem Pilchem ograniczyły się do wyrobienia sobie zdania o tym kościele i skończyły się, gdy zarządał kasy za przejście do Kościoła Luterańskiego. Jestem odbiciem pradziadka we wszystkim, co mnie spotyka. Jestem poganką, tak jak oświadczyłam pradziadkowi. Mój poganizm był warunkiem dziedziczenia tytułu, inaczej już wtedy wygasiłby tytuł i mój tata byłby ostatnim jarlem.

Moja matka i siostra stanęły na głowie, robiąc wszystko, żebym nie miała dzieci i żeby mnie zaszczuć na śmierć. Moja siostra nie jest godna nazywać się norweską szlachcianką, moja siostrzenica nią nie jest, bo tak postanowił pradziadek, bo nie jest Norwegiem. Więc mogą sobie darować intrygi i podkopywanie mojej pozycji. Jest ostatnia szansa dla mnie żeby, ułożyć sobie jakoś życie i się rozmnożyć – myślę o matce zastępczej, można to zrobić do sześćdziesiątki w Niemczech (a planuję żyć do setki). Moje dziecko może być jarlem, nikt inny. To jest wola starego jarla. Jeśli ktoś znowu będzie mnie niszczył, wyląduje w więzieniu bez względu na szlachectwo. Jest zwyczaj, że rozwiązujemy spory we własnym gronie, bez angażowania władz, ale wystarczy już tego poczucia bezkarności.

Moja siostra ma prawa wypowiadać się na temat mojego zdrowia, ani ona, ani moja siostrzenica. Nikt nie powinien przekładać słów nowo poznanego idioty ponad słowa jarla. Powiedziałam, że wiem, co to za ludzie i że wiem, że idiota kłamie. Jak jeszcze któraś z tych narcystycznych idiotek postanowi uznać, że wiedzą lepiej ode mnie jak wyglądają moje sprawy, to na zawsze wygnam je z Rodu. Nie wolno wam zaprzeczam moim słowom i uważać, że jakiś obcy parobek ma prawo decydować z kim się spotykam i kto ma prawo ze mną rozmawiać. Kilka razy w życiu przeszłam piekło prania mózgu z waszej winy i prędzej was wsadzę do więzienia (niezgodnie z zasadami naszej sfery, ale chyba wam się należy, bo zachowujecie się jak toksyczny plebs bez odrobiny szacunku). Macie się wyleczyć z przekonania, że przygodnie poznani idioci, którzy zebrali jakieś informacje o mnie, mówią wam prawdę – prędzej z was kpią i okłamują, żeby zrobić sobie przyjemność i zaszczuć kogoś lepszego od siebie. Macie się wyleczyć z takiej naiwności! Wasz narcyzm kilka razy już prawie mnie zabił, bo uwierzyłyście przygodnie poznanym ludziom, odrzucając jakiekolwiek informacje ode mnie. Macie przestać mnie lekceważyć!

Napiszę wyraźnie, te dziwki z mojej podstawówki nie są moją rodziną. Cała rodzina od strony babki z Polski wymarła (mam tylko wujka, który jest lekarzem i na pewno się nie odzywał w tej sprawie nigdzie). NIe ma ich, nie wyobrażajcie sobie, że chorzy ludzie mogą wam coś o mnie opowiedzieć. Tak samo nie spodziewajcie się prawdy od złośliwych kurew, które postanowiły zaszczuć koleżankę już w szkole podstawowej, bo ich rodzicom wydawało się, że opowieści o przodku Norwegu i francuskich krewnych są dowodem, że cała rodzina jest chora psychicznie, i że jesteśmy łatwym celem. Przy psychopatii i narcyzmie mojej matki i siostry tak było. A durnej Krystynie gratuluję zniszczenia sobie i mnie życia.

Moja mama formalnie była szlachcianką po swoim ojcu. Niestety ożenił się z wiejską babą przeniesioną do miasta (errata: wiejska baba była przepiękną szlachcianką, niestety ze schłopiałego rodu i niewyedukowana – i w sumie z całego szlachectwa miała tylko krańcową dumę i uczciwość) i ona miała zbyt duży wpływ na jej wychowanie, dla mnie jej dewocyjność była nie do przełknięcia, sam dziadek zresztą siedział zbyt dużo czasu w obozie jenieckim, żeby ją wychować w kluczowym momencie jej dorastania od dziewiątego roku życia, aż do powrotu z oflagu. Dziadek spędził dzieciństwo w sierocińcu na terenie obecnej Serbii, pewnie dlatego ożenił się tak nisko. Pozwoliła plebsowi wleźć sobie na głowę. I to tak dewocyjnemu, jak Ryszard, który postanowił mnie wychować praniem mózgu, żebym pasowała do jego wizji kogoś, kogo w końcu ukarał za „brak religii” oraz kosmo polityczność. Boli mnie tylko że tak wiele osób ze szlachty zaczęło mu pomagać, a nie przed nim ratować. Próbował brutalnym – pomińmy szczegóły – praniem mózgu mnie ze zrobić kogoś, kto nie jest „Norwegiem” i zmusić do wyjścia za Rafała Magazyniera, kłamiąc na mój temat wszystkim i wszędzie. Moim bliskim może kiedyś wybaczę, ale klerowi nigdy i wszystkie norweskie przekleństwa lecą na łeb każdej osoby, która chce się wyłamać. To jest moja oficjalne fatwa na Kościół. Po praniu mózgu i zaszczuciu straciłam kolejne lata na rozplątywaniu wszystkich sznurków, odrzucania kłamstw tej szajki – zgodnie z podręcznikami psychologii cierpienia takiej osoby jak ja nie da się opisać, więc ja też nie będę próbować. Ryszard zaszczuł mojego ojca na śmierć, sam tak mi powiedział. Z takimi ludźmi nie należy rozmawiać, grozi to poważnym uszczerbkiem na zdrowiu psychicznym i fizycznym. Nie powinno się go polecać, niech polecający sami się u niego „leczą”. Sama pewnie zeszłabym na serce, gdyby nie to że mam serce wytrenowane od dzieciństwa i jestem o wiele młodsza.

Moja matka obraziła się na swoją matkę w czasie moich studiów, nie było już potem śladu Ryszarda. Niestety dewocyjna babcia przywlekła jakieś ploty z kościoła – imbecyle z mojej podstawówki oraz ich rodzice obrali sobie tę naiwną kobietę na cel, skontaktowali dzięki Opus Dei (jej ksiądz chyba należał) i wmówili, że są ze mną jakieś problemy. To babcia przywlekła do naszego domu Ryszarda Nowaka i przedstawiła jako cudownego „psychoterapeutę”. Po czymś takich, zniszczeniu całej mojej rodziny, Opus Dei i Kościół to moi osobiści wrogowie, tak samo jak pradziadka, który miał takie same negatywne doświadczenia.

Szlachta z wyższych rodów nigdy nie była dewocyjnie katolicka, tak samo nie był katolikiem dziadek ze strony mamy, mówił że jest poganinem (i to jeszcze jak byłam dzieckiem), a babcia była hamowana, to była jej prywatna sprawa. Więc było z nią ok, do czasu zaatakowania jej przez szajkę imbecyli próbujących wydać kogoś ze swoich za „bogacza” – ktoś posiadający mieszkanie na własność to bogacz, który miałby utrzymywać całą tę rodzinę nierobów i prostytutek po szkołach specjalnych, bawiących się w w parafrazę historii godnej powieści „Tom Ripley„. Z tą różnica, że tej małej blondynce z mojej podstawówki nigdy nie udało się ze mną zaprzyjaźnić. Ale lubi się podawać za mnie, tak samo jak jej kuzynka. Ksiądz jej za to płaci, wedle jej własnych słów.

Piszę o mojej matce czasem w dużym gniewie, ale faktem jest, że jej narcyzm spowodował, że mnie nie słuchała, za to słuchała ludzi z nizin społecznych i grupy przestępczej, ufała swojej matce (a nie powinna, bo to była głupia dewotka, której chyba zależało na moim „nawróceniu się” i edukacji religijnej, bo chciała mieć kogoś takiego jak A.) i nie potrafiła weryfikować informacji, za to dawała sobą kierować. I wtedy obrywa się jej za głupotę, a po prostu była idiotką. Stanowcze nie dla mieszanych małżeństw ateisty/ateistki i dewotki/dewota. Każda akcja, gdy dwoje ateistów jest zmuszanych do ślubu kościelnego budzi mój sprzeciw, bo może się okazać, że gdzieś jest jakaś „babcia z Opus Dei” i jakiś Ryszard zacznie kampanię oszczerstw i prania mózgu. Ludzie po czymś takim tracą życie, psychoterapeutów jest mało, a psychiatrzy nie dadzą sobie rady z pacjentami po praniu mózgu. Mało kto jest przygotowany do tego, że pomóc rodzinie przekonanej, że ma do czynienia z sektą, której wszyscy członkowie łżą w celu wzbogacenia się. Ludzie nie wiedzą, że w takich przypadkach potrzebny jest deprogramming, czy przypominanie ofierze, co jest prawdą i kim ona naprawdę jest. Za to oszuści z sekty pod pozorem pomagania swojej ofierze (bo podają się za jej najlepszych przyjaciół) niszczą ją zastraszając, wmawiając nieprawdę, podając się za innych ludzi i zastraszając. Przeczytałam o tym w podręczniku psychologii i opowiedziałam matce i chyba zaczęła wychodzić z tej zależności od Ryszarda. Działy się z nią straszne rzeczy, walka jaką toczy ktoś po praniu mózgu, walcząc z brutalnymi sugestiami i cierpienie jest straszne. Myślałam, że jej się chyba udało wyjść z tego (a przynajmniej wygoniłam Ryszarda), za to wpadła w uzależnienie psychiczne od oszustek z mojej podstawówki, bo płaciła im pieniądze – zastraszały mnie również, naprzemiennie grożąc mi, terroryzując i skomląc jak są biedne (klasyczne techniki z podręcznika). Ja dopiero teraz odzyskuję pamięć, bo od dziecka jestem przez nich atakowana i podejrzewam, że moim bliskim wmówiono, że nie należy mi nic mówić (pewnie dlatego, żebym się nie wyzwoliła spod ich wpływu). Można w ten sposób zmusić człowieka do samobójstwa, tak zabijają się (są zabijani) terroryści z Al Kaidy (są po praniu mózgu), w ten sposób zginęło dwoje z moich przyjaciół. Wedle tego co mi powiedział Ryszard, żeby mnie zastraszyć. Piszę to, żeby ta szajka wiedziała, że nie ma czego u mnie szukać i żeby ostrzec innych.

Moja matka dokonała puczu całkowicie nielegalnie, przedstawiając się jako regentka, zasłaniając się tym, że straciłam pamięć. Zamiast tego, powinna wezwać psychoterapeutę, utrata pamięci wynikła ze stresu i wmawiania mi nieprawdy. Moja siostra skopiowała jej zachowanie. Moja matka do tej amnezji doprowadziła, słuchając plepsu z grupy przestępczej pomieszanej z sektą Opus Dei. Atak na mnie i mojego ojca przebiegał podobnie jak atak na mojego siostrzeńca – powołując się na niewiadomo jakie przyjaźnie z ważnymi dla nas osobami, zaczęto wmawiać rodzicom chorobę psychiczną dziecka, aby przedstawić im jakiegoś najznakomitszego „psychoterapeutę” – a w rzeczywistości przebiegłego oszusta, u którego psychopatia miesza się z dewocją – uchroniłam mojego siostrzeńca przed najgorszym, wyganiając całe towarzystwo, ale moja despotyczna matka doprowadziła do takiej traumy, ze potem każdy duży stres powodował problemy z pamięcią. Moja matka nie powinna podejmować różnych decyzji bez konsultacji z ojcem mojego kolegi z lodowiska, ignorowała polecenia ojca. Wiem, że moja siostrzenica kontestuje moją władzę na tej podstawie. Rozmawiałam o tych z kilkoma osobami i decyzja jest taka, że nikt nigdy nie będzie jej pomagał finansowo. Będzie musiała pracować, żeby się utrzymać. Być zmuszonym do pracy problemami finansowymi to dla takich sfer hańba, ludzie tego pokroju pracują wypełniając swoją pasję. Moja siostrzenica jest naznaczona tatuażami w widocznych miejscach i dla tych osób to oznaka przynależności do subkultury więziennej, tylko artystom wybacza się takie odstępstwa od dobrego obyczaju i nikt kto ma tatuaże nie organizuje przyjęć, gdzie trzeba się ubrać zgodnie z protokołem, bo jest spoza towarzystwa. Mój znajomy metal-szlachcic w odpowiednim momencie usunął tatuaże. Moja siostrzenica przesrała sobie tutaj tak, że bardziej nie można. I nic, co powiem, nie zmieni tej decyzji, tak usłyszałam, nie po tym, jak mnie brutalnie zaatakowała powtarzając kłamstwa osób, które same o sobie mówią „gang mokotowski”. Jest na nią wyrok, nie na mnie. Zresztą jak widzicie, odzyskałam pamięć – i jakby co, po mojej śmierci tytuł dziedziczy mój siostrzeniec, a nie głupi wytatuowany narcyz. To jest już oficjalna decyzja znana wszystkim. Piszę o nielegalnym puczu, bo tak zachowanie mojej siostry i matki odbiera obecnie szlachta. Wcześniej też tak było odbierane. Wiem, że wynikło to wszystko z narcyzmu i tępoty, ale szlachcice pewnych zachowań nigdy nie wybaczają. Będziecie się tłumaczyć przed sądem. Piszę to wszystko, żebyście zaczęły od razu przepraszać i zasłaniać głupotą. Zastanówcie się, czy wam też specjaliści od niszczenia psychiki z Opus Dei nie zrobili prania mózgu. Moja siostrzenica nigdy nie zostanie zaakceptowana przez szlachtę, a szlachta decyduje i nie chodzi tylko o tatuaże, a także obciąża moją siostrzenicę jej przeszłość i związki. Niech się stuknie w łeb i wraca do szeregu. Uratował mnie Michał (sami wiecie kim jest, a jak ktoś nie wie, to się nie liczy w szlacheckim świecie), ponieważ napisałam email do sekretariatu Torwaru z prośbą o pomoc, opisując, że mi się między innymi wmawia, że nigdy nie byłam łyżwiarką, a startowałam w młodzikach) i jego psychoterapeuta. Wmawianie nieprawdy – nawet tego, że mam inny wzrost niż mam – to typowe zagranie, jedna z technik pranie mózgu i doprowadzenie do kryzysu psychicznego. Księża tak robią – jeśli mają okazję – aby odebrać możliwość poprawnego działania, kierowania się własną wolą i zmusić wiernych do pozostania w Kościele, i dawania na tacę.

Nie podważa się mojej władzy bezkarnie, żyjemy respektując tradycje szlacheckie. A tradycją tego Rodu jest, że nie kłaniamy się księżom. Mój pradziadek przeżył piekło z powodu zachłanności psychopatycznego księdza luterańskiego, w Polsce zgwałcił go, gdy był ośmiolatkiem, warchoł razem z księdzem katolickim. (Te opowieści mojej siostry nie ruszały, tylko wzruszała ramionami, nadal ma zmniejszoną empatię.) Uratowali go ateiści i poganie. Tradycja jest taka, że jarl i wszyscy mężczyźni są poganami, a ojciec jako ostatni z rodziny dostał zgodę na ślub katolicki. Przyniosło to ogromne nieszczęście na całą rodzinę. Gdyby moja matka nie była Polską Katolicką Pyzą, cały Ród opływałby już w dostatek i nikt nie miałby żadnych zmartwień. Jesteśmy mniejszością norweską i musimy się odpowiednio zachowywać, nawet jeśli nie mówimy już po norwesku, taka była wola mojego ojca. Więc zero kontaktów z klerem. Moja siostra nie ma prawa ani podstaw przeprowadzać kolejnego puczu, żeby swojej głupiej starszej córce dać tytuł norweski (a tak to odbiera szlachta). Ja wiem, jaka była wola ojca (tylko moje dzieci mogą dziedziczyć, przypomniano mi o tym, po otwarciu testamentu ojca, więc zwalniam mojego siostrzeńca, jesteś tylko polskim szlachcicem) – wola matki Polskiej Pyzy (nigdy nie przyjęła norweskiego obywatelstwa, miała zakaz pradziadka, bardzo ostro podchodził do spraw dziedziczenia kultury i narodowości), więc nigdy się nie liczyła. Dla mojej siostry bycie Norwegiem (tak dziadek mówił, bez feminatywów ze względu na tytuł) nic nie znaczy, skoro tak źle wychowała swoją starszą córkę (chociaż ta zaniedbała obowiązek różne rzeczy u niej weryfikować, skoro tak jej poleciłam ze względu na amnezję). Robi zawsze wszystko, żeby się podlizać Polakom i wtopić w polskość. Ja nie. Chcecie ślubu kościelnego, wynocha z Rodu Norweskiego.

Muszę to wszystko opisywać, ponieważ jest to jedyny sposób, aby wydostać się z sieci kłamstw psychopatów, idiotów i warchołów. To co robię jest zgodne z regułami komunikacji w public relations i dziennikarstwie. W innym przypadku wolałabym pozostawić wszystko prywatnym kanałom komunikacji. No i chyba udało mi się udowodnić, że potrafię pisać i że jestem tą osobą z Usenetu – a miałam być według pewnej osoby imbecylem, co zdania nie potrafi sklecić i nic nigdy nie opublikował. Zaobserwowałam zaskoczenie mojej starszej siostrzenicy, że to co napisałam, nawet ją pochłonęło tak, że nie potrafiła się oderwać. Było to obraźliwe stwierdzenie i wiem, skąd się wzięło – z chlewu, w którym od dzieciństwa lubi się nurzać, wszystkie jej towarzyskie wybory przypominają wybory Rhetta Butlera i tak samo jak jego nie warto jej nigdzie przyjmować.

Jakby co działa też mój adres wzornia @ gmail.com – sprawdźcie jak nie wierzycie – który posłużył do założenia konta do grup dyskusyjnych, więc wszyscy kłamcy i psychopaci mogą spierdalać na drzewo, nie ważne, jak bardzo wydaje im się, że stoją wysoko na drabinie społecznej.

Co do mojej siostrzenicy – nie wiem skąd pogłoski o hrabiostwie twojego męża. Nigdy nie dostałam informacji, jaki to tytuł, czy polski, wietnamski, czy francuski (Wietnam był pod kolonią Francji.) Moje źródła powątpiewają, że ten tytuł to prawda. Podejrzewam, że zostałam okłamana, żebym się zgodziła. Wyraziłam zgodę zadowolona, że w tej sytuacji w ogóle wychodzisz za mąż. Masz sprawdzić te przechwałki osobiście i ewentualnie, jak powiedziałam ci wcześniej, nadać swojemu mężowi i dzieciom swoje nazwisko. Nie jesteś obecnie szlachtą. A twój mąż nie ma prawa mnie pouczać o protokole, jako Norweg (tak mój tata kazał mi o sobie mówić) i jarl mam prawo nosić spodnie, bo wypełniam męską funkcję, jestem jarl. A mój ojciec nigdy nie kłamał na temat swojego pochodzenia. Noszę spodnie, bo mogę. Księżnej czy księcia się nie poucza w szczegółach protokołu. Pytam innych książąt, jeśli chcę coś wiedzieć o protokole. Żaden parweniusz nie będzie moim mężem, na próżno mi go wpychasz, wykorzystując amnezję wynikłą z ogromnego stresu, ponieważ ten gang atakuje mnie od mojego dzieciństwa. Mój ojciec był czterdziesty w kolejce do norweskiego tronu i miał obowiązek przeprosić Króla Haralda, ponieważ zapomniał o poprosić o formalną zgodę. Dostał zgodę później. Jako krewna obecnie panującego Króla Haralda też mam ten obowiązek, ponieważ jestem oficjalnie poniżej setki, jak się dowiedziałam. Nie wiem, dokładnie jak blisko tronu, bo takich rzeczy się osoba dowiaduje w czasie audiencji. Ale teoretycznie muszę się liczyć z tym, że w sytuacji jakiegoś zamachu czy wielokrotnego morderstwa będę zmuszona przenieść się do Norwegii i uczyć języka w przyśpieszonym tempie. Jeszcze raz, ty i twój mąż jesteście nikim. Miałaś obowiązek rozmawiać i o swoim małżeństwie i o swoich podejrzeniach, co do szlachectwa dziadka rozmawiać ze szlachtą (swoimi rodzicami, powiedzieliby ci, jaka jest prawda), a nie z parweniuszami. Powinnaś była rozmawiać ze swoją matką o mnie, a nie puszczać haniebne plotki. Twojej matce dużo by dało, gdyby się dowiedziała o mojej amnezji. Żle zostałaś wychowana. Przez twoją głupotę zostałam zaszczuta przez rozzuchwalony plebs i źle poinformowaną szlachtę (w tym osoby, które mnie znały w dzieciństwie). Twój mąż nagadał głupot. Masz mi się w życiu nie pokazywać.

Jeśli ktoś chce dokładniejszych informacji, można się ze mną skontaktować pod adresem mello @ krwawasotnia.pl (Ksywkę Melo nadał mi kolega z lodowiska z dzieciństwa (odpowiedni ludzie wiedzą kim jest) i prosił, żebym używała. Nie chce mi się w tej chwili konfigurować nowego konta z adresem melo@ – założyłam sobie wcześniej email z mello i na razie wystarczy.)

Już w dzieciństwie zdecydowałam, że mój norweski tytuł będzie moim prawdziwym nazwiskiem, że je zmienię po objęciu tronu jarla. Warto wrócić do tego pomysłu. Chyba że specjaliści od protokołu zasugerują mi coś innego.

(1) Język angielski jest językiem germańskim (Anglowie i Saksoni, którzy najechali wyspę i wyparli Rzymian, byli plemionami germańskimi), chociaż ludzie znający też francuski mogą mylnie opisywać go jako język romański, co dla anglisty jest strasznie zabawne. Mówiąc dokładniej, angielski jest językiem pidżinowym, czyli powstałym ze zlepienia dwóch lub więcej języków. Dla angielskiego pierwszym takim językiem, który się dolepił, był język osadników norweskich (a jak to się stało, że tam się osiedlili można zobaczyć w serialu Wikingowie), dzięki czemu uprościła się gramatyka (np. nie ma fleksji). Druga taka fala to byli Normanowie (czyli sfrancuziali wikingowie z Normandii, też jak najbardziej osadnictwo norweskie, o udziale Norwegów przy powstawaniu Rusi nie będę już pisać, bo to nas nie interesuje, ale też odsyłam do tego serialu – jak na kraj leżący na zadupiu Europy wikingowie byli bardzo ekspansywni, może dlatego że prócz ropy na Morzy Północnym, której wtedy nie można było wydobywać, nic tam nie było). Władca Normandii, Wilhelm, pomińmy już jak to dokładnie się stało, wystąpił z pretensjami do angielskiego tronu i go zdobył po bitwie pod Hastings w 1066. (Zaznaczmy, że od roku 1066 ten ląd już nie był podbijany militarnie i Anglicy są z tego dumni. A najazdów tych było trochę, po kolei Piktowie, Celtowie, Rzymianie – Londyn został przez nich założony – potem Anglowie i Saksoni, na końcu Wilhelmem Zdobywca.) Język francuski zalał wtedy wyspy brytyjskie i stał się językiem szlachty, mieszając się z ludowym angielskim. Stąd tak dużo słów francuskich w angielskim.  

(2) Moim zdaniem definicja w Wikipedii jest mylna, nie obejmuje znaczenia używanego przez większość dziennikarzy. Nie chodzi o jakaś depresję związana z nadmierną konsumpcją. Określenie spotkałam jako krytykę poczucia bezkarności u bogaczy i braku odpowiedzialności oraz przekonanie, że można kogoś zgwałcić i zaszczuć bez żadnych konsekwencji – zawsze wszak będzie można kogoś przekupić lub nasłać na swoją ofiarę okłamanego prawnika – sama byłam tak zastraszona w czasie studiów.

(3) Wiem o dwóch moich przyjaciółkach, które nie przyjęły łapówki, lub ją zwróciły. Jeśli jest ktoś jeszcze, bardzo proszę o poinformowanie o tym Policji. Wprawdzie nie da się wariata wsadzić za dawanie łapówek (bo jest wariatem), ale przyjmowanie łapówek, tak samo jak ich dawanie jest przestępstwem, więc lepiej się oczyścić i poinformować o takiej odmowie władze. Niech wiedzą, co się dzieje i że akurat wy jesteście czyści. Przyjęcie łapówki zaburza osąd – kasa, szczególnie duża, tak pobudza ośrodek nagrody, że traci się obiektywizm. Łapówkarz zawsze przegrywa i nie jest wiarygodny. A ksiądz żyje za pieniądze swojego bogatego, ale zdrowego psychicznie brata i sypie kasą dookoła szczodrze. Jest tak odklejony od rzeczywistości, że te kilkanaście-dwadzieścia lat temu uważał 8 tysięcy, które dostaje za grzanie stołka w Kurii za niewarte wspomnienia grosze i że ja pewnie zarabiam więcej. Nie, nauczyciele nie zarabiają więcej. A jeżeli chodzi o majątek pradziadka, to przepadł z powodu pewnego luterańskiego księdza, który wykorzystując epidemię tyfusu i chorobę prapradziadka namówił umierającego człowieka, żeby zostawił mu swój majątek za obietnicę opieki nad dzieckiem. Po samej śmierci prapradziadka, dziecko zostało wygnane na mróz i poszczute psami, bo teraz wszystko należało już do księdza i mógł sobie iść. Kłamał, że jarl go wydziedziczył. Miał być bękartem. Oczywiście, że nie był, ale obecnie sprawę załatwia badanie DNA i sprawa jest prosta (zresztą nie trzeba, bo żaden sąd czy ktoś inny w nie wątpi w pochodzenie pradziadka). Oczywiście w testamencie nie było nic o tym, żeby mój przodek był nieślubny. Nikt z rodziny nie przeżył, nie ostał się też dalszy krewny. Nie było chętnych do pomocy. Sprawę w norweskim sądzie prowadzoną przez hrabiego z Nieskurzowa przerwała pierwsza wojna światowa i wymordowanie całej rodziny hrabiego oraz spalenie dworu. Mam takiego samego pecha jak mój przodek, ale sprawy spadkowe można jeszcze ruszyć, a przynajmniej zrobić odpowiednią aferę w mediach, spełniając wolę pradziadka. Nie mam innych pieniędzy niż to, co zarobię własną pracą, więc wariaci z mojej podstawówki mogą przestać sobie roić o jakiś antykach w moim mieszkaniu czy skarbach w ścianach. I nie muszę chcieć rozmawiać z każdą pindą pojedynczo, ekscytującą się plotami chorego umysłowo księdza. Sprawy mojego rodu nie powinny was obchodzić.

(4) Jeżeli ksiądz z affluenzą (który mógłby być pierwowzorem lub kopią tytułowej postaci z gotyckiej powieści grozy „Mnich” – ja tu jestem Antonią, nie Matildą, bo to raczej moje koleżanki z podstawówki ją reprezentują) sobie myśli, że może mnie dusić, wpychać mi penisa do ust, a potem zaszczuwać jako prostytutkę, to się myli. Ojciec pizdy z mojej podstawówki nie jest i nie był moim alfonsem i nie można było mnie u niego kupić, ani nikt nie powinien wierzyć, że „trzeba mi przypomnieć, że jesteś prostytutką, a nie będziesz udawać studentki”. Jeszcze mu dałeś mu za to kasę!!! Zdychaj, żłobie, wychowany przez prymitywną, wiejską „bonę”, która przekazała ci swój brak jakichkolwiek wartości!!! Zostałeś wtedy słusznie podrapany po ryju!!! Sam chodzisz z zawodowymi prostytutkami z mojej podstawówki, obie po szkole specjalnej, poprawczaku, które obsypujesz kasą, dzięki czemu nie muszą mieć innych klientów (ich słowa nie moje, radośnie mnie zaszczuwały przez telefon, bo tak koniecznie chciałeś nas „godzić” i zmusić mnie do przeprosin). Nikt z mojej rodziny tak się nie zhańbił, jak ty!! Zdechnij, albo się sam zabij, już i tak brałeś udział w zaszczuciu dwójki moich przyjaciół!!! Rafał jest im podobny, palancie!!! Nigdy nie byliśmy razem, nie bawiliśmy się razem w dzieciństwie, chuju!!! Masz przestać opowiadać o mnie kłamstwa!!! Nie będę utrzymywać tego zbira, wannabe alfonsa, który najwyraźniej pracował w Biedronce tylko dla utrzymania pozorów. Zniszczyłeś mi życie i czas poświęcony na składanie psychiki w jedną całość po twojej „pomocy”! Zdychaj i idź do piekła jak najszybciej!!!

Mam nadzieję, że jak najszybciej upadnie Kościół Rzymsko-Katolicki, który hoduje takich durniów i pustaków jak ty!!! Mam nadzieję tylko, że nie uciekniesz za granicę, bo masz na to kasę, tylko będzie można ciebie zamknąć w więzieniu w publicznym procesie! Pal diabli odszkodowanie, jak nie będziesz się pchał ze swoimi brudnymi łapskami w moje życie, to się odkuję całkiem łatwo dzięki moim prawdziwym przyjaciołom!!!

RÓŻNYM OSOBOM OBIECAŁAM PUBLICZNY WSTYD I ZAWSZE BĘDĘ PRAĆ WASZE, NIE MOJE, BRUDY PUBLICZNIE, NIE SPODZIEWAJCIE SIĘ, ŻE MOŻECIE MI ODBIERAĆ ŻYCIE BEZKARNIE!!!

„Anglistka”

Co słychać? A słychać tyle, że muszę napisać część drugą wynurzeń na temat „moich” wariatów, zanim znowu dopadną mnie konsekwencje ich chorych matactw i intryg. Co zawsze się dzieje, kiedy zaczynam się lepiej czuć psychicznie i fizycznie.

Jak już wcześniej wspomniałam, uczęszczałam do podstawówki z maniaczkami religijnymi, ale ich rodzice nie byli lepsi. I on i ona byli równie szajbnięci, wymyślając na temat mój oraz moich rodziców całe morze bzdur i oszczerstw. Rodzice wariatek ogłosili się nawet moimi „duchowymi rodzicami” i zaczęli „nawracać” razem z guru ich sekty. Brał w tym udział równie pierdolnięty krewny tych dziewczyn, który rozpowiadał jakieś swoje erotyczne urojenia na mój temat – a miałam wtedy około ośmiu, dziewięciu lat. Przy okazji – mam nadzieję, że go wywalono już z tej Biedronki, bo zgłosiłam dawno temu jego szefowi nękanie mnie jako klientki (łaził za mną po całym sklepie i zastraszał). Jakiś czas temu groził mi też, że rozpowie wszystkim w sklepie wszystko co o mnie „wie”, jeśli się odważę przyjść w szortach po zakupy (jak rozumiem, miało to świadczyć o moim zepsuciu i „byciu kurwą”). Ogarnęłam się psychicznie i nosiłam w lipcu i sierpniu krótkie spodnie, i jakoś go od początku wakacji nie widuję. Więc chyba zgodnie z moimi przewidywaniami wyleciał z pracy. Ciekawe, czy jego sekta znajdzie temu magazynierowi jakąś lepszą pracę, LOL. A najzabawniejsze jest to, że wariatki przedstawiały świra jako ważnego biznesmena mieszkającego przy Złotej 44.

Mniej zabawne jest to, że obie te tępe pindy z podstawówki nękały mnie od początku studiów, a wtedy nie rozpoznałam ich jako świrniętych koleżanek, które trafiły do szkoły specjalnej, więc nie mogły studiować. Same mi przypomniały, że tylko tam przychodziły i udawały studentki. Niektórzy nadal biorą je za moje dobre koleżanki ze studiów. Niestety istnieje w Polsce pewna bolesna dla ofiar wariatów dziura prawna – psychiatrzy wywalczyli zapis prawny, który mniej więcej brzmi, że nie popełnia przestępstwa, ktoś, kto jest chory psychicznie, jednocześnie jest całkowita dobrowolność leczenia, więc „moi” wariaci cali radośni robią sobie, co chcą, bo mają świadomość bezkarności. Prokuratura co najwyżej prosi biegłego o opinię, dowiaduje się, że wariaci, więc kręci głową i ukręca sprawie łeb. Nie ma możliwości skierowania tego do sądu, ponieważ może nadać bieg prawny tylko członek rodziny, który chce kogoś ubezwłasnowolnić, a tu – jak na to nie patrzeć – cała rodzina jest totalnie loco i nic się nie da zrobić. Wszyscy chronieni prawnie wariaci. Moim zdaniem zbyt łatwo biegli psychiatrzy (jeśli to rzeczywiście oni) decydują, że prokuratura powinna ukręcić łeb sprawie, bo sprawcą jest chory psychicznie. Wiele z tych akcji da się wytłumaczyć odmienną, marginalną kulturą oraz imbecylizmem godnym „mamy Madzi„, która po zamordowaniu córki radośnie korzystała ze swoich pięciu minut sławy, pozując dla brukowców w bikini na koniu. Ja swoje prześladowczynie uważam za przebiegłe chociaż wyjątkowo głupie. Brak w nich choroby psychicznej za to jest sporo powiązanej z imbecylizmem psychopatii i działanie według nakazów dziwacznej kultury kościelnej. Plus typowe dla prostytucji zmiany w psychice. Wedle tego co mi mówiły, od dziecka się specjalizowały w robieniu laski księdzu za pieniądze.

Wariatka

Anegdota z serii „moje spotkania z wariatami”.

Mam pecha do wariatów – od maniaczek religijnych, z którymi chodziłam do tej samej podstawówki, do samozwańczego „świętego”, który w sekcie Opus Dei uchodzi za osobę, która „uzdrawia” z ateizmu i heavy metalu. Mnie też tak wyzwalał. Niestety moja matka była idiotką i w życiu do niej nie trafiało, jak bardzo niebezpieczni potrafią być maniacy religijni i nie należy ich słuchać, tylko „rozumiała ich potrzebę wiary” – co skutkowało tym, że bez jakichkolwiek oporów łykała wszystkie bzdury, które jej ta banda podsuwała i uważała Ryszarda za autentycznego „psychoterapeutę” (oczywiście zanim nie zmieniła zdania). Ta, jasne, ta jego psychoterapia polega na praniu mózgu i zastraszaniu. Wyleczona miałam się „nawrócić”, oskarżyć Darskiego – a wcześniej innych nielubianych przez Ryszarda mężczyzn – o gwałt, iść do klasztoru, a samemu „świętemu” zostawić cały swój majątek (albo za mąż, ale to ja miałam tego wybranego przez sektę magazyniera z pobliskiej Biedronki utrzymywać i spełniać jego wszystkie polecenia, bo inaczej „idziesz do piekła”.) Ewentualnie mogę iść do psychiatryka, bo mój brak wiary to według niego choroba psychiczna, a on przejmie nade mną całkowitą kontrolę… „bo ja muszę ciebie ratować przed piekłem, bo ty kurwa jesteś”. Kurna, może sobie jednak daruj to nawracanie?

Ale dzisiaj nie o tym chciałam napisać, tylko o pewnym wydarzeniu z Gdańska.
Chodzę sobie po zabytkowej części miasta, zabijając czas przed kolejnym dniem konferencji anglistycznej, gdy jakaś baba łapie mnie za rękę, krzycząc na mnie „idź ze mną, bo to bardzo zły człowiek” i wciąga mnie do kościoła. Od dzieciństwa nie byłam w kościele, więc rozejrzałam się dookoła, skoro już się znalazłam w takim miejscu, ale nie zobaczyłam nic wartego dłuższego pobytu w miejscu innej wiary. Już wcześniej jako poganka odmówiłam uczestnictwa w ślubie kościelnym przyjaciółki, więc oburzyło mnie podobne zmuszanie do wejścia do kościoła. Na całe szczęście wariatka porzuciła myśl o kontrolowaniu mnie, a może zdeprymowało ją, że się nie przeżegnałam, ani nie chciałam klęknąć i się z nią modlić. Udało mi się wyjść z kościoła bez jakiejś awantury. Bardzo byłam ciekawa, kto jest tym bardzo złym człowiekiem, na którego widok religijni ludzie szukają azylu w środku kościoła. Na całe szczęście jeszcze stał przed budynkiem – sam Adam Darski, a obok niego Inferno. Szczęśliwe spotkanie!
Śmiejąc się z całej sytuacji, zaczęłam strzepywać wyimaginowany popiół z moich przypalonych pogańskich skrzydeł i poszłam sobie na konferencję. Później z tym samą grupą ludzi minęłam się w Romie, ale to jeszcze inna historia. 😉

𖤐 𖤐 𖤐

Coś się kończy…

Często przychodzi ten trudny moment, kiedy trzeba się przyznać do porażki. Rozmiar mojej porażki widać na zrzutach ekranu – jak widać zarobiłam grosze, chociaż wcześniej zainwestowałam tysiące. Podeszłam do sprawy solidnie – kiedy nie chciały mnie wydawnictwa, postanowiłam wydać sama. Z jakim efektem, sami widzicie.


Postanowiłam napisać tę powieść z powodu nalegań pewnego człowieka, ale projekt okazał się byś katastrofą, jak i ta znajomość. Gość miał w pewnym momencie katastrofalny wpływ na moje życie, bez niego nie popełniłabym różnych błędów już w latach dziewięćdziesiątych. A i później wtrącał się nieproszony w różne sprawy z gracją słonia.
Straciłam na ten projekt literacki całe lata, zamiast zajmować się innymi rzeczami – przede wszystkim czymś, co było moją olbrzymią pasją już w dzieciństwie (nie będę pisać dokładniej, bo nie chcę zapeszyć).


Bardzo przepraszam osoby, które liczyły na kontynuację, ale z przyczyn osobistych nie dam rady tego napisać.
Bardzo również proszę wszystkich o nieskładanie kondolencji czy też wyrazów współczucia z powodu zdechnięcia kariery literackiej. Przede wszystkim nigdy nie powinnam w ten sposób marnować czasu, którego już nikt mi nie zwróci.

Blog będzie istniał dalej, ale pewnie wpisy będą pojawiać się rzadziej i skoncentruję się na tematyce bieżącej.

High heels

Nadszedł czas na trochę mniej poważny, a trochę bardziej prokulturowy wpis. Niektórzy z moich drogich czytelników pewnie pamiętają serial „Sex and the City”. Nie do końca poważny traktował o uczuciowych perypetiach Carrie Brawdshaw, felietonistki pewnej nowojorskiej gazety. Opisywała uczucia i seksualne perypetie – jakbyśmy to niedawno nazwali – hipsterów z Manhattanu (nie wiem, czy nadal pewną grupę społeczną określa się hipsterami, więc dokładny opis demograficzny zostawmy na boku i tak podobne opisy są umowne). Pomińmy także dokładny opis kim byli szkalowani przez nią przyjaciele, ważniejsze było z kim się spotykała. A wielką miłością Carrie był Mr. Big, businessman, z którym łączyła ją relacja bardzo skomplikowana. Schodzili się i rozchodzili, żeby na końcu serialu zejść się na dobre (przepraszam za spojler). Niewiele już pamiętam z samego serialu, oprócz tego że Mr. Big obiecywał Carrie „walk-through closet” (lub coś w tym rodzaju), czyli garderobę, przez którą można było przejść, bo z obu stron miała drzwi.

Pozostawmy jednak detale architektoniczne na boku, ważniejsze teraz są sprawy modowe. Słabością Carrie były buty, szczególnie te od Manolo i na wysokich obcasach. Wychowałam się w domu pełnych szpilek, które nosiła moja mama, chociaż w niczym nie przypominały dwunastocentymetrowych „sztyletów”, jakie można znaleźć w Zarze. Nie przeszkadzało mi to jednak w niczym i jako mała dziewczynka uwielbiałam buszować w szafie i przymierzać te buty, z których nieodmiennie spadałam i cudem nie skręcałam sobie kostki. Była to zabroniona przyjemność i byłam za to karcona. Takie rzeczy wynosi się z domu, więc pomimo tego, że na codzień noszę się na sportowo, nie potrafię przejść obojętnie obok pięknej pary szpilek. Są po prastu magiczne, chociaż zupełnie niepraktyczne. Są lepsze buty do chodzenia. Powiedzmy sobie szczerze, że szpilki są butami, które wymagają poruszania się taksówkami. Na dłuższe trasy pieszo się nie nadają. Za to emanują czymś nieziemskim. Stworzyłam sobie własną teorię na ich temat. Nie wiem, czy słyszeliście o chińskim zwyczaju krępowania stóp? Sama nazwa wydaje się dosyć niewinna, ale kryje się za nim barbarzyński proceder łamania palców i podwijania ich pod stopę, aby nadać stopie kształt trójkąta o dosyć krótkiej podstawie. Wszystko w celu zwiększenia erotycznego powabu młodej damy. Jest to podobny kształt, w jaki wygina się stopa zachodniej fashionistki w butach na niebotycznie wysokich obcasach. Krótka stopa, wysokie podbicie, problemy z chodzeniem na dłuższe odległości, wszystko się zgadza. Zachodnie modnisie dostają jednak coś więcej od mody – te dodatkowe centymetry wzrostu, dzięki którym mogą patrzeć z góry na dużą część populacji.

Tak więc, sorry-not sorry, witajcie kolejne buty w mojej kolekcji. (Chociaż balerinki tez lubię.)

I znów o aborcji

A w Sejmie i telewizji ponownie awantura o aborcje. Ludzi z mojej klasy to nie rusza – potrafią zadbać o odpowiednią antykoncepcję, albo potrafią opłacić odpowiednią klinikę w jednym z bardziej przyjaznych kobietom ościennych państw. Albo tak im się tylko wydaje, czy też w ogóle o tym nie myślą i witają niepożądaną ciążę jako przypadłość, z którą trzeba się pogodzić. Obserwuję dyskusje nad aborcją od początku lat dziewięćdziesiątych i mam wrażenie, że dyskutanci mają w głowie coś, co nazywa się w językoznawstwie wyidealizowanych modelem kognitywnym. Myślą z reguły o szczeniakach, którym przydarzyła się wpadka i reakcja pewnie jest taka – no cóż, młodzi, zakochani, ale to ślub się przyśpieszy i chłop wydorośleje, weźmie się do roboty. No cóż, w przypadku, o jakim ja słyszałam, ojcem został początkujący pisarz, który zapłodnił po pijaku równie pijaną fankę. A przynajmniej taki chyba był przebieg wydarzeń. Nie wiem, po co zostałam poinformowana o tej ciąży (mam swoje podejrzenia, że to trochę tak było na złość, że widzisz, jakie mam branie, ale mniejsza o to). Nie powstała z tego żadna rodzina, był ślub, o ile mi wiadomo, po jakimś czasie się rozstali. Zresztą pewnie lepiej, po co poczętemu pośpiesznie dziecku dwoje niedojrzałych, nieszczęśliwych, nienawidzących się rodziców, którzy każdy dzień kończą karczemną awanturą. Ale i tak pewnie zniszczyło obojgu rodzicom różne plany osobiste i zawodowe. Naprawdę należy dzieciom tłumaczyć obsługę prezerwatywy i dlaczego należy ją mieć przy sobie, jeśli się idzie razem pić.

Przeciwnicy aborcji na żądanie krzyczą w takiej sytuacji „ale przynajmniej nie zabili”. Większej manipulacji w tej dyskusji nie słyszałam. Dorównuje jej tylko „medycyna udowodniła, że człowiek zaczyna się od zapłodnienia”. Gówno prawda. Zaśniad groniasty też się zaczyna od zapłodnienia, to żadne kryterium. Moim kryterium jest działający układ nerwowy. Pojawia się od około dwunastego tygodnia życia. Jestem ateistką w kwestiach medycznych (a nie poganką czy satanistką), ale lubię patrzeć na różne kwestie od przeciwnej strony. Popatrzmy się więc na pisma z historii Kościoło. Kodeks Gracjana z XII wieku penalizował aborcję jak zabójstwo, jeśli dokonano jej, kiedy płód był już ukształtowany, zaś św. Augustyn nauczał, że płód dostawał duszę, czyli „uczłowieczał się” w czterdziestym dniu ciąży w przypadku chłopców, a w osiemdziesiątym w przypadku dziewczynek. To osiemdziesiąt dni to całkiem blisko moich dwunastu tygodni, zresztą nawet czterdzieści wystarczy w przypadku nowoczesnych testów i szybkiej farmakologicznej aborcji (w cywilizowanym świecie nie wykonuje się praktycznie krwawych „skrobanek”, możecie je sobie jako straszak wetknąć tam, gdzie słońce nie dochodzi.) Aborcja nie zabija, gdy nie ma układu nerwowego (chociaż pewnie nieucy gardłujący za pełnym zakazem aborcji pewnie nawet nie zdają sobie sprawy z jego znaczenia). Poza tym jakoś Kościołowi nic nie przeszkadza i pomimo zakazu zabijania z dekalogu błogosławią żołnierzy idących na front. Wolno też zabić w samoobronie. Tak więc ten argument też wsadźcie sobie w dupę.

Przejdźmy jednak do bardzie drastycznych przykładów niż niespodziewana (chyba wiedzą, skąd się dzieci biorą?) ciąża u wielkomiejskich hipsterów. Mniejsza o to, kto mi to powiedział (jakby co powołam się na tajemnicę dziennikarską, blog to też prasa), ale historia wydarzyła się w jednej z podwarszawskich wsi w bardzo religijnej rodzinie bardzo prostych ludzi, dla których słowo księdza dobrodzieja jest prawem. I tenże ksiądz dobrodziej pochodził z podobnego chowu, co moja katechetka z dzieciństwa. Był przekonany, że z dzieckiem to nie grzech (pewnie dlatego, że ciąży nie ma, ale ja w dzieciństwie słyszałam też inne racjonalizacje, np. że dzieci są czyste). No i gwałcił ksiądz to dziecko od jakiegoś czasu, przygotowywał ją tak do zakonu i spotykał się pod pretekstem rozmawiania o jej powołaniu. Rodzina dziewczynki miała z tym problem tylko taki, że dziecko niegrzeczne, bo nie chce z księdzem rozmawiać. Wtrącili się w to wielkomiejscy hipsterzy (chociaż inni niż wspomniani powyżej) i dziewczynce wykonano po kryjomu test ciążowy. Wyszedł pozytywnie ku przerażeniu wszystkich, bo dziecko nigdy wcześniej nie miesiączkowało. Ot, wstrzelił się ksiądz w jakieś pierwsze jajeczkowanie w okresie pokwitania. Zdąża się. Szczęśliwie wystarczyła jedna nielegalna tabletka (dzięki jednej z proludzkich fundacji) i uratowano dziewczynce życie. Aborcja farmakologiczna ratuje życie, a nie zabija.

Odpierdolcie się od dzieci i kobiet, to nie wy ponosicie koszta ciąży i porodu. Wiele chorób zaostrza się w ciąży lub pojawia się z powodu ciąży. Połóg też jest niebezpieczny. Obraźliwe jest, że mężczyżni, którzy nigdy by nie zostali zmuszeni do walk na froncie, mają najwięcej do powiedzenia w sprawie życia kobiet. Dane na temat liczby kobiet konający w połogu lub w ciąży w Polsce są przerażające, gdy weźmie się pod uwagę, że pod topór rządzących poszły programy „rodzić po ludzku”. Ginekologia nie jest – wbrew poglądom ignorantów, szczególnie kościelnych – „łatwą” specjalizacją. Ciąża nie jest stanem „naturalnym” ani „błogosławionym” (dla gatunku ludzkiego z naszą ewolucją i olbrzymimi głowami noworodków nie ma w tym już dawno nic „naturalnego”, a „błogosławienie” jest terminem kościelnym, nie naukowym). Kobiety wcale nie rodzą „same”. Nie są przedmiotami, które są łatwo zastępowalne, a tak są traktowane przez beton kościelny. Więc bardzo grzecznie proszę naszych katoli w sutannach – przestańcie pchać najwierniejsze lub najgłupsze dzieci na studia medyczne i potem na ginekologię, żeby zapewniły, że na tym odcinku dzieje się „po bożemu”. I dlaczego kobiety na oddziałach ginekologicznych muszą znosić namolność księży? Musicie pilnować naszych <piiiiiiii>? Czy też zaspokajacie swoją potrzebę podglądactwa? Zdążało mi się bywać w szpitalach, na innych oddziałach, również przed operacją, i jakoś księży nie interesowało, jak ktoś się czuje i czy potrzebuje pocieszenia…

O Ella One napiszę może kiedy indziej. Ale też ratuje życie.

Izaak

Jednym z powodów dlaczego nie jestem chrześcijanką jest Biblia i katolicy. Z wykształcenia jestem historykiem literatury i nie potrafię podchodzić do Biblii inaczej niż do innych tesktów literackich, odmawiam więc traktowania jej na kolanach i zawieszania na kołku wszystkich narzędzi badawczych. Miałam z tego powodu scysje z katechetką z dzieciństwa, miałam na karku koleżankę ze studiów, która próbowała mnie „leczyć” i naprawiać pod dyktando szalonego księdza. Co gorsza, w odróżnieniu od luteran katolicy są zniechęcani do samodzielnego czytania Biblii (a widziałam jak robił to pastor Pilch) za to obowiązuje ich wykładnia świrniętej katechetki czy księdza łamiącego wszystkie kanony (czyli przepisy) Kościoła Rzymsko-Katolickiego. W każdym razie takie wyniosłam wnioski z kontaktów z podobno wybitnymi przedstawicielami Kościoła.

Biblia jest tekstem literackim, napisanym przez ludzi. Chrześcijan obowiązuje wykładnia wedle której napisana została w sposób natchniony i przedstawia objawienia, w które nie wolno wątpić. I jest to moment, w którym rozjeżdżamy się w przeciwne strony. Zakładając nawet, że nastąpił jakiś „przekaz z góry,” nie jestem w stanie uwierzyć, że ułomne ludzkie mózgi i umysły byłyby w stanie przelać na papier owe objawienia w sposób bezbłędny, bez zniekształceń wprowadzonych przez kulturę sprzed ponad dwóch tysięcy lat. Dla przypomnienia – były to czasy, kiedy dominującym modelem życia było pasterstwo, kobiety były traktowane jak inwentarz, a bełkot osób chorych psychicznie był traktowany z szacunkiem, na jaki nigdy nie zasługiwał. Do Biblii więc trafiły opowieści snute przez dosyć prymitywne plemiona. Piszę to z całą świadomością, że w naszym niedoskonałym kraju za podobne wypowiedzi można zostać skazanym za obrazę uczuć religijnych, sięgnę tutaj po przykład Doroty Rabczewskiej. Uważam, że Dorota nigdy nie powinna dać się zastraszyć, tylko prosić o konsultację biblisty. Dla naukowca oczywistym jest, że nie wolno dławić wolności dysputy naukowej, literaturoznawczej lub kulturoznawczej.

Jedną z ważnych postaci w Biblii (i nie tylko w Biblii, jest podporą trzech wielkich religii) jest Abraham. Dla przypomnienia – jest to ten człowiek, który usłyszał w głowie głos Boga, nakazujący mu złożyć w ofierze swojego pierworodnego syna Izaaka na górze Moria. Wyobraźmy sobie to dziecko i jego przerażenie, gdy jest ciągnięte na rzeź, która ma nastąpić po długiej i męczącej wędrówce. Na całe szczęście Abraham „słyszy” inne instrukcje i egzekucja zostaje odwołana. Powtórzę, historia traumy Izaaka, niemal zamordowanego przez – jak sądzę na podstawie tekstu – chorego psychicznie ojca, stanowi podwaliny trzech religii, chrześcijaństwa, islamu i judaizmu. Tkwi w tym olbrzymi paradoks. Legiony teologów i filozofów rozkładają na czynniki pierwsze relację Abrahama i Boga. Opiewają poddanie się owej „woli Boga” i prześlizgują się bez słowa nad postacią Boga żądającego bezmyślnego posłuszeństwa i krwawej ofiary. Z drugiej strony klasyczną krytyką europejskich pogan i argumentem za potrzebą kulturowego ich podbicia jest rzekomy pogański zwyczaj składania ofiar z ludzi. Chciałabym zobaczyć jakiś materialny dowód na te twierdzenia. Na razie są to same pomówienia, za to chrześcijańskie płonące stosy są historycznym faktem. Przypomnę, kobiety i mężczyźni płonęli na stosach z powodu pomówień o czary w liczbie haniebnej. Palono również naukowców i wolnomyślicieli. Dlaczego? Podejrzewam, że czyjeś tak cenne również dzisiaj uczucia religijne były tak silnie urażone, że wymagały całopalnej ofiary z ludzi dla przebłagania złego Bóstwa – a raczej zaspokojenia chęci zemsty i nakarmienia pychy oskarżycieli.

Rett Butler

Jedną z trochę już zapomnianych powieści jest „Przeminęło z wiatrem”. Niegdyś otoczona takim kultem, że castingiem do roli głównej bohaterki fascynowały się wszystkie amerykańskie media, obecnie razi współczesnego odbiorcę z powodu rasizmu i wybielania niewolnictwa i jest łabędzią pieśnią dawnego Południa USA. Dawniej dwory właścicieli plantacji otaczał mit romantyzmu, obecnie organizowanie ślubów w podobnych miejscach uchodzi za coś nagannego z powodu wspierania niewolnictwa. Ale zawsze można znaleść coś ciekawego nawet w takiej ramotce. Dla jednych będzie to obraz upadającego świata dużych posiadłości ziemskich i walka ich właścicieli o przetrwanie po Wojnie Secesyjnej, dla innych romans, ja czasem myślę o tym tekście od strony psychologii postaci.

Dzisiaj zajmę się Rettem Butlerem, czyli pierwowzorem wszystkich męskich postaci z romansideł, w których bohater musi koniecznie być skurwielem o złotym sercu (co do tego złotego serca Retta mam pewne wątpliwości, sądzę że szczodre gesty były na pokaz), gościem którego otaczają wszystkie możliwe „czerwone flagi”, ale bohaterka wie, że potrafi go zmienić. Na plus należy policzyć Scarlett O’Harze, że dzięki swojej inteligencji nie ma złudzeń co do Retta. Dzieje się tak pewnie dlatego że kocha Ashleya, więc nie daje się tak łatwo owinąć dookoła palca.

Powiedzmy sobie szczerze, Rett Butler nie ma prawidłowej osobowości. Co o nim wiemy? Pochodzi z dobrego domu, ale wyparła się go jego własna rodzina. Bezpośrednim powodem była niefortunna wieczorna wyprawa z młodą panną powozem. Powrót był bardzo spóźniony, a panna skompromitowana. Scarlett słysząc plotkę o tym, pyta, czy dziewczyna urodziła dziecko. Szczęśliwie nie, ale Rett się pojedynkował z jej bratem. Na swoją obronę Rett twierdzi później, że nie zamierzał się żenić z głupią gęsią tylko z powodu wypadku na drodze. Nie jestem fanką tego wyjaśnienia. Z powodu samej wycieczki powozem nikt by się nie pojedynkował, tym bardziej że Rett znał konwenanse swojego środowiska i najwyraźniej celowo postanowił je złamać. Podejrzewam, że mógł w grę wchodzić gwałt. Bez względu, co się tam wydarzyło, powrót do świata wyższych sfer jest dla Retta Butlera długi i szacunek społeczny odzyskuje dopiero po małżeństwie ze Scarlett i spłodzeniu córki. Co się stało, że podobno bardzo inteligentny młody człowiek wypada ze swojego środowiska, a własna rodzina zamyka przed nim drzwi? Powinien przecież umieć przewidzieć konsekwencje swoich działań i brylować w swoim środowisku. Niektórzy widzą w nim zbuntowanego liberała, który słusznie nie przestrzega skostniałych norm swojego świata, ale nie mogę się z tym zgodzić. Nie zależałoby mu tak na odzyskaniu pozycji, gdyby był postacią wyprzedzającą swoje czasy, jest za to przestępcą i manipulantem. To Scarlett jest buntowniczką, której się wiele wybacza, bo jest uczciwa i odpowiedzialna, chociaż w świat wojenny wchodzi jako żywiołowa nastolatka, której w głowie tylko bale i niewinne romanse.

Rett Butler gwałci także Scarlett, dzieje się to przy końcu opowieści i jest to dobrze przedstawione w książce, zapomnijcie o filmie, ponieważ zniekształca relacje pomiędzy bohaterami i jego scenariusz został stworzony w duchu kultury gwałtu. Rett gwałci żonę w ramach zemsty za poniżenie, ponieważ pomimo lat wygodnego dla Scarlett małżeństwa nadal kocha Ashleya, który za chwilę może stać się wdowcem. Każdy gwałt niszczy psychikę, szczególnie jeśli następuje po latach podstępnego oplątywania i przebywania z gwałcicielem cały czas, gdy nie można od niego uciec. Na tym polega syndrom sztokholmski, pojawia się podporządkowanie i ofiara zaczyna postępować i czuć, to co chce napastnik, nawet jeżeli to nie jest zgodne z jej prawdziwymi przekonaniami i uczuciami. W efekcie Scarlett stwierdza, że Ashley jest już blady i nieinteresujący, chociaż obiektywnie nadal stanowi ideał mężczyzny.

Rett jest tak odmienny od swojego środowiska, że jego psychika stanowi zagadkę. Musiał go wychować ktoś inny niż rodzice. Bogacze z wyższych sfer mają piastunki, ale i mniej zamożni ludzie zatrudniają nianie. Bardzo ważne są pierwsze lata życia dziecka, wtedy właśnie wpajane są dziecku wszystkie nieuświadomione przekonania na całe życie i można w sposób niezauważalny zaprogramować dziecko na pewne reakcje. Można wyobrazić sobie, że piastunka pochodząca z półświatka wpaja dziecku przekonanie, że rodzice są chorzy psychicznie, nie należy się ich słuchać, i że gdy ktoś mówi, że trzeba rodzica leczyć, to się trzeba zaangażować i pomagać, niszcząc własną rodzinę i dokonując destabilizacji psychiki (lekceważąc fakt, że nie istnieją takie metody terapeutyczne jak te, którymi posługują się przestępcy). I trzeba robić tak, jak się chce, bo się wie najlepiej. Mam wrażenie, że pamiętam podobnie niebezpieczną opiekunkę z własnego dzieciństwa, babcia miała jakieś lewe przyjaciółki, za to bardzo zachwalane przez księdza, był to jeden z powodów, dlaczego mój ojciec wziął urlop tacierzyński. Na całe szczęście miał już prawo do emerytury resortowej i mógł zawiesić pracę.) Na trop dalszej demoralizacji i ataku świata przestępczego na rodzinę może nas naprowadzić pewien zwyczaj Retta oprócz gwałtów – korzysta z usług prostytutek i twierdzi że są uczciwsze niż panie z dobrych rodzin. Nie jest to norma teraz, nie była to norma społeczna w XIX wieku w wyższych sferach Charlestonu, gdzie młodzi ludzie pobierali się wcześnie i wierzono w romantyczne uczucia po grobową deskę. Sam nie znalazł swojej pierwszej prostytutki, to ona musiała znaleść swoją ofiarę i uwieść go, najprawdopodobniej na polecenie alfonsa, gdy był jeszcze dzieckiem, w momencie kiedy nie zdawał sobie z tego, że w pada ofiarą gwałtu i nie mógł też poradzić sobie z przedstawianą mu normalizacją płatnego seksu i seksualnej przemocy. Jakby nie było, nie bronił się przed demoralizacją i został wychowany przez kogoś innego niż jego właśni rodzice. Nie myślicie chyba, że chłopiec z porządnego domu sam uczy się przemycania kontrabandy i lekceważenia potrzeb innych ludzi? Stał się w efekcie nieszczęśliwym, zgryźliwym oraz cynicznym psychopatą i mordercą. Chociaż – o ironio – cały czas stara się wrócić do swojej sfery, czyli rodziny, którą niszczył.

Ale oczywiście dla psychiatry Rett też wariat, co mogło wynikać z tego, że piastunka usypiała berbecia alkoholem i zatrucie uszkodziło mu mózg. A ja chyba za dużo rozmawiałam z psychoterapeutą w dzieciństwie.

Chińska wiza

Bardziej szczegółowy komentarz poniżej.

Mam nadzieję, że zdjęcia mojej wizy i jej przedłużenia (na których widać, kiedy wjechałam do Chin) rozwieją do końca fandomowe plotki o tym, że kłamię na temat swojego wyjazdu do Chin, bo widać dokładnie, kiedy byłam lub nie byłam w Polsce w 2002. Oczywiście przedłużyłam w Chinach, bo ambasada w Polsce nie wydawała wizy, o jaką polecono mi wystąpić, na dłuższy okres. Tak więc, ten tego, zdychajcie, kłamcy…. 🙂

Chińska ambasada zastosowała amerykański system zapisu daty na pierwszej wizie – 13 to dzień miesiąca, rok 2002. Cancel został wbity przy wystawieniu wizy przedłużającej pobyt. Przedłużenie zostało wydane w Chinach, jest wizą na zero wjazdów oczywiście i miesiąc jest określony angielskim skrótowcem.

I już jako wisienka na torcie – pieczątki z datą wjazdu i wyjazdu:

(Zapis daty też amerykański, oczywista oczywistość, że nie istnieje miesiąc oznaczany jako 28.)

Ks. Pilch

Mniejsza już o to, w jakich okolicznościach poznałam pastora Pilcha, który później zginął w katastrofie Tupolewa, grunt, że odbyłam wiele interesujących rozmów z tym luterańskim duchownym (oraz byłam światkiem, jak ludzie Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego bywają atakowani przez różnych wariatów).

Interesowałam się religioznawstwem (i ogólnie kulturoznawstwem) już jako dziecko. W tamtych czasach główny dyskurs w studiach humanistycznych zakładał pewien zbyt optymistyczny model, według którego rozwój społeczeństw postępuje ku jasnej przyszłości i oświeceniu, od form prymitywnych do skomplikowanych, odrzucających zabobony i przesądy. Religioznawstwo omawiało szamanizm jako wczesną formę religii, potem miał następować okres religii politeistycznych, które zostały zastąpione przez religie monoteistyczne, które z kolei już miały nie zawierać w sobie żadnych elementów szamanistycznych. Pozostaje mi tylko ubolewać nas naiwnością badaczy lub raczej autorów książek publicystycznych, z którymi się zapoznałam jako dziecko!

Zacznijmy od tego, czym jest szamanizm. Występuje wszędzie na świecie, od lodów Syberii, poprzez azjatyckie stepy, aż po prerie równin amerykańskich, nie mówiąc o interiorze afrykańskim. Zakłada, że pewne jednostki, najczęściej całe rodziny pełnią rolę szamanów czyli kapłanów, twierdzących że są w kontakcie z duchami, które zsyłają im wizje ważne dla danych społeczności. Współczesny człowiek wychowany w naszej kulturze bez wahania nazwie kogoś takiego albo oszustem, albo wariatem. Ja nazywam schizofrenikiem. Szamanizm to jest religia wzniesiona na braku edukacji psychiatrycznej, zabobonie i niemożliwości ocenienia, czy żądania wariatów mają jakikolwiek sens. Szamani znani są z terroryzowania swoich współplemieńców, prania umysłów, przeklinania nieposłusznych. Więc jeśli szaman chce, żeby zapłonęły stosy, stosy płoną i duchy dostają swoje całopalne ofiary, skazane na śmierć, żeby przebłagać złe mzimu.

Następnym etapem w rozwoju społeczeństwa miał być politeizm. Kasta kapłańska się rozrosła, więc pewnie stąd pomysł, że nastąpił jakiś postęp. Ale czy rzeczywiście zerwano z szamanizmem? Ależ skąd! Instytucja wieszczek świątynnych temu przeczy. Nadal mamy grupę osób przeżywających swoje objawienia, które mówią innym „jak mają żyć.” Nie lepiej bywa w religiach monoteistycznych – weźmy na przykład katolicyzm. Co chwila napotykamy się na jakąś świętą, twierdzącą, że ma kontakt z bóstwem i próbującą zastraszyć społeczeństwo swoimi wizjami zagłady, jeśli ludzie nie będą wypełniać jej żądań. Jest to wygodny sposób na życie, o wiele atrakcyjniejszy niż bycie pogardzanym świrem.

Stąd też wynika moja ostrożna sympatia do luteran. Pozbyli się kultu świętych, więc nikt, tylko dlatego, że ma urojenia, nie może zastraszać współwyznawców. Nie dissują nauki, więc każda taka chora psychiatrycznie osoba jest odsyłana do odpowiedniego specjalisty. Luterańscy duchowni są ordynowani, a nie wyświęcani, za czym idzie, że nie mają szczególnie uprzywilejowanej pozycji w świecie luterańskim, a ich autorytet opiera się na autentycznej wiedzy, a nie zabobonie – „bo ksiądz się obrazi, potępi i nie da rozgrzeszenia.” Właśnie, rozgrzeszenie – luteranie nie mają spowiedzi usznej, więc żaden lubieżny ksiądz nie prowadzi spowiedzi dzieci czy dorosłych, zaspokajając swoją chorą ciekawość. Luteranie spowiadają się Bogu i tylko w swoich sumieniach przeprowadzają swój rachunek tego, jak dobrymi lub złymi ludźmi się okazali. Są w mojej opinii dojrzalsi od katolików.

Przy całej mojej sympatii dla poznanych luteran, nie jestem luteranką, chociaż można nazwać mnie anty-papistką 😉 Jestem Rodzimowierczynią, co oznacza, że lata temu świadomie wpisałam się na listę osób wnioskujących o rejestrację jednego z polskich kościołów pogańskich. Jest to nie w smak kilku osobom prześladującym mnie od dzieciństwa, ale taka jest prawda o mnie – wierzę we Wszechświat, który nas stworzył, i który dał nam mózgi, dzięki którym stworzyliśmy naukę, nasze narzędzie do poznawania naszego Stwórcy.

Przyjaźnię się z każdym rozumnym człowiekiem, szczególnie prześladowanym przez schizofrenika, więc żal mi ogromnie, że ksiądz Adam Pilch zginął w katastrofie pod Smoleńskiem. Jest mi również przykro, że ta katastrofa była – i pewnie jeszcze jest – rozgrywana politycznie i że tyle pieniędzy poszło już w błoto w ramach zapłaty dla ludzi, którzy w życiu nic nie mieli wspólnego z badaniem jakichkolwiek katastrof lotniczych.