Archiwum miesiąca: maj 2024

Barbara

Chodziłam do podstawówki z dziewczynami-schizofreniczkami, Anną i Dorotą, z których jedna po ojcu odziedziczyła imbecylizm (chociaż pewnie była trochę od niego inteligentniejsza), a druga po matce oprócz schizofrenii inteligencję i chęć nauki, nie mogła się jednak uczyć, bo kler postanowił inaczej. Ojciec-imbecyl, jak i inni z gangu utrzymywanego przez biskupa, był okłamywany i utrzymywany w przekonaniu, że wykonując wolę hierarchy, dosłuży się „Nieba” i że nie popełnia żadnego przestępstwa, o ile jest posłuszny. Ożenił się tylko dlatego, że „ksiądz dał mu żonę” – czyli wskazał schizofreniczkę, którą ojciec dziewczyn uwięził i gwałcił, aż zaszła w ciążę. Zabrał jej wcześniej leki i wmówił, że wypełnia wolę Boga (a schizofrenik jest bezbronny wobec takich manipulacji). Pod wpływem biskupa zabił póżniej swoją żonę, gdy po wizycie u lekarza, próbowała odzyskać chociaż kawałek swojego życia (a miała zostać projektantką ubrań) i ustawić siebie wraz z dziećmi na lekach. Jest to typowy sposób, w jaki Kościół traktuje ludzi z brakami poznawczymi i chorobami psychicznymi. Zabrania przyjmowania leków i korzystania z pomocy psychoterapeuty i tworzy sobie posłusznych imbecyli. Przy schizofrenii jest kwestią czasu, by mózg zamienił się w gąbkę, to choroba degeneratywna i nie wiem, dlaczego takich osób nie mogą leczyć neurolodzy… Inni imbecyle szczuci przez biskupa, próbowali się w podobny sposób „ożenić”. Jeden z nich prześladuje mnie do tej pory, chociaż biskup-psychopata już szczęśliwie siedzi w więzieniu i nigdy nie wyjdzie. „Mój” imbecyl znalazł sobie możnych protektorów, którzy nie znając sytuacji i odmawiając przyjęcia do wiadomości prawdy, pomagają mu w nękaniu mnie.

Największym moim przekleństwem, chyba nawet większym niż sam gang imbecyli z okolicy, była niejaka Barbara. Łączy w sobie głupotę, fanatyczny katolicyzm i brak samokrytycyzmu. Nigdy nie była przyjaciółką mojej mamy, czy też kogokolwiek innego, chociaż potrafi się za kogoś takiego podawać. Poznałam ją – jakby to powiedzieć na ulicy. Szłam do domu ze szkoły – był to początek pierwszego mojego roku podstawówki – i minęłam na ulicy Wiktorskiej w Warszawie księdza. Prawdę mówiąc, nawet go nie zauważyłam, zresztą dlaczego miałabym się przejmować obcym mi mężczyzną? Więc minęłam go bez słowa. Wywołało to furię Barbary, która stwierdziła, że nie ukłonienie się katolickiemu księdzu świadczy o moim zdeprawowaniu. Pech chciał, że tą samą ulicą przechodził ów ojciec Anny i Doroty ze swoimi podopiecznymi. Mój ojciec szedł kilka kroków dalej, ale Barbara nie raczyła go zauważyć. Uroiła sobie, że jestem siostrą obu schizofreniczek, że zostałam adoptowana itd. Kierowana nienawiścią do ateistów wymyśliła na miejscu praktycznie całą fikcyjną biografię mojej rodziny, twierdząc, że nas zna. Moja rodzina miała składać się z byłej prostytutki i ojca pedofila. Ja miałam być dziecięcą prostytutką. Bzdura, bzdura, bzdura. Nie jestem w stanie zliczyć jej wszystkich kłamstw i oszustw, które puściła w obieg, kierując się manią religijną. Posługiwała się Anną i Dorotą, żeby mnie gnębić. Cytując Barbarę, mówiącą o mnie – „ona nie może być szczęśliwa, bo jest ateistką. Niech się nawróci, to jej wszystko dam.” Tak jakby wszystko, czego w życiu pragnęłam było jej i mogła mi dać. Oczywiście samo „nawrócenie” nie wystarczyłoby – wymagała ode mnie kłamania, żebym potwierdziła wszystkie jej urojenia, aby ona i Ryszard wyszli na niewiniątka. Prawda nie obchodziła jej nigdy.

Nie zliczę już ile razy tłumaczyłam tej oślicy, że j a i moi rodzice byliśmy całkowicie uczciwi i otwarci, i że nie powinna kierować się uprzedzeniami. Niestety katolicy są uczeni, że jeśli kogoś – szczególnie „upadłego” – „nawrócą” to mają zagwarantowane miejsce w niebie. Tak samo zachęca się ich do uwodzenia i „poślubiania” (w sensie mnie lub bardziej duchowym – raczej mniej, skoro w grę wchodzą gwałty) niewiernych. Padłam tego ofiarą. Barbara i Ryszard prześladują mnie do tej pory opowiadając bzdury i kłamiąc w żywe oczy, rozbijając moje związki oraz rozpuszczając nieprawdziwe plotki o mnie w moich miejscach pracy, a także zniechęcając do mnie wszystkich zainteresowanych ludzi. Barbara zmusiła mnie do rezygnacji z łyżew swoimi intrygami i kłamstwami, oraz praniem mózgu (posługuje się psychomanipulacją bardzo sprawnie). Muszę się przed nimi jakoś bronić. Mam nadzieję, chociaż przez jakiś czas cieszyć się życiem bez zagrożenia, jakie oni stanowią. Biskup siedzi w więzieniu, inni się leczą. Pozostali imbecyle (a bez szkoły i prostego zawodu za miskę strawy i obietnicę „Nieba” powiedzą i zrobią wszystko) i fanatyczni katolicy niszczą poza mną również wszystkich wokół mnie. Kierują ludźmi tak, że wychodzą w moich oczach na psychopatów. Więc jeśli macie o nich jakieś informacje, bardzo proszę przekażcie policji. Numer telefonu zidentyfikuje ich dokładnie, bo noszą dosyć pospolite nazwisko – Barbara ma nazwisko po mężu, Ryszard jest jego krewnym. (Podobno, zmieniają podawane są różne wersje – także taka, że to przypadkowa zbieżność, że jej mąż i prześladujący mnie imbecyl tak samo się nazywają. Przy okazji – Ryszard potrafi przedstawiać się jako Andrzej.)

To jest święta wojna, którą toczę o możliwość bycia sobą, o nie wyznawanie znienawidzonej religii, której produktem są Barbara i Ryszard. Nigdy nie chciałam losu podobnego do losu mamy moich koleżanek ze szkoły. Jak do tej pory udało mi się tego uniknąć, ale miałam wszelkie możliwe uzdolnienia i możliwości, aby żyć pełnią życia, a nie tylko wegetować. Jeśli tylko możecie, pomóżcie i przesyłajcie informacje o ich działaniach policji. Muszą w końcu iść siedzieć. Nie widzę innej możliwości, żeby się od nich uwolnić. Potrafią swoje ofiary zaszczuć, aż do mniej lub bardziej udanej próby samobójczej. Mają na swoim żołdzie imbecyli, którymi opiekuje się Kościół (czyli, jak rozumiem, między innymi Barbara), a ci są w stanie posunąć się do wszystkiego bez najmniejszej moralnej refleksji.