Kiedy byłam dzieckiem, moja matka rozpoczęła romans z Ryszardem. Pamiętam, że próbowała sondować mnie i przygotowywać do rozwodu, ale ja kategorycznie odmówiłam pójścia z nią w jej nowy świat.
Straciła całkowicie obiektywizm i uważała schizofrenika Ryszarda i jego równie schizofreniczne córki za niebiańskie stworzenia, które nigdy nie kłamią i których informacje nie powinny być weryfikowane. Nie przyjmowała do wiadomości, że żadna z nich nigdy nie była moją przyjaciółką, za to łgały z cała świadomością, żeby wprowadzić swój „projekt” zmuszenia mnie do związku, którego nie chciałam, zaszczucia mnie, zniszczenia mi wszystkiego, dzięki czemu byłam wyjątkowa, i odziedziczenia po mojej matce mojego mieszkania.
Moja matka nigdy – nawet, gdy pokazywałam jej fragmenty z podręcznika Psychologia w kryminologii (chyba tak nazywał się ten podręcznik) – nie dawała sobie wytłumaczyć, że jest uzależniona psychicznie od osoby chorej psychicznie. Za to informacje z różnych podręczników, którymi się dzieliłam z ludźmi, żeby oprzytomnieli, posłużyły, żeby zaszczuć mnie i moich przyjaciół. Schizofrenik zawsze oskarża innych o to, co sam robi. Ja się trzymam od nich z daleka i nie chcę o nich mówić. Zostałam zniszczona przez moją rodzinę w dzieciństwie, a potem jeszcze kilka razy i już mi wystarczy.
Moja matka była dla mnie tyranem, który stosował chwilami przemoc fizyczną, żeby zmusić mnie do posłuszeństwa. Możliwe, że gdyby nie zauroczenie tymi schizofrenikami, to w życiu by te jej cechy nie wyszły na jaw. Była chora psychicznie z powodu tej miłości. Od dzieciństwa działała według idee fix, którą przejęła od schizofreniczki, miała związać się z Rafałem, wszystkie moje związki i co robiłam było niszczone, jeśli nie zgadzało się z tym planem.
Absolutnie nie zgadzam się, żeby za mnie decydowano, co mam robić w życiu i z kim się wiązać. Możecie mnie zaszczuć na śmierć, a i tak nie zrealizujecie chorego „projektu” schizofreniczki, która uważa, że „wie”, kto z kim powinien być. A jak ktoś się nie zgadza z jej wizją i nie chce się podporządkować, to jest chory psychicznie. Wyznaczała tak partnerów też moim przyjaciołom.
Mam dosyć. Będę robić, tylko to, co ja sama uważam za słuszne. Jeżeli kiedykolwiek uważałam prawo pozwalające wariata wsadzić do więzienia i tam go leczyć za słuszne, to tylko dlatego, że mam już dosyć świrów z Opus Dei, którzy przyssali się do mojej rodziny. Nie mam zamiaru urzeczywistniać „projektu” Anny, która nigdy nie była moją przyjaciółką. Mam zamiar ich wszystkich wsadzić do psychiatryka. Ale nie mogę, bo prawo nie pozwala mi złożyć wniosku do sądu opiekuńczego, ponieważ – uwaga – oni wszyscy są dla mnie obcymi osobami. Za to wariatom, którzy kłamią i mają za sobą całkiem „duże ryby”, jak się okazuje, wszystko wolno, nawet z naruszeniem całego prawa medycznego. Żałuję, że kiedykolwiek poznałam Piotra. Możliwe, że gdybym go nie znała, udałoby się wszystko inne w moim życiu.