Anna, córka R.

Polska ma felerne prawo pozwalające schizofrenikom działać bez przeszkód. Opracowania amerykańskie (polecam pozycje anglojęzyczne z BUW) wymieniają wszystkie typowe zachowania osób chorych psychicznie w tym, jakie typy przestępstw zwykle popełniają.

Schizofrenik jest przekonany, że ma kontakt z Bogiem i że czyni to go kimś nieomylnym i na wpół boskim. Stąd też różni schizofrenicy zabiegają o to, aby Kościół Rzymsko-Katolicki uznał ich za świętych. I tak Ryszard opowiada o swoich licznych „uleczeniach”, które oczywiście są jego urojeniem.

Do tego gangu schizofreników należy również biskup. Z powodu mojego trafnego przewidzenia czyjeś śmierci w wypadku, uznał mnie za kogoś takiego jak oni, czyli kogoś, kto ma „kontakt z Bogiem”. Nie mam „kontaktu z Bogiem,” jestem tylko całkiem dobrym profilerem-amatorem. Przeczytałam dosyć podręczników psychologicznych na ten temat, aby wytypować, kto może zginąć w wypadku. Nie mówiąc o tym, że siedziałam z tym człowiekiem w samochodzie i wiem, jak szybko i niebezpiecznie prowadził. Nie ma tu znaczenia, czy chodzi o łódź motorową, czy o samochód.

Innym typowym zachowaniem schizofreników jest przedstawianie zdrowych ludzi jako chorych psychicznie, ponieważ nie chcą potwierdzać ich urojeń. Spotkało to mnie i kilka osób, które znam. Problem jest również taki, że zdrowe osoby atakowane przez schizofreników rozsypują się psychicznie tak bardzo, że rzeczywiście przyznają się do problemów z psychiką i można im nawet wmówić, że są poważnie chore, nawet na schizofrenię. Ale na całe szczęście są sposoby diagnozowania, dzięki którym można rozpoznać, czy ktoś jest sterroryzowany i straumatyzowany, czy cierpi na schizofrenię. Jednym z ważnych kryteriów jest dziedziczność, schizofrenię się dziedziczy. Moi oboje rodzice byli zdrowi. Jedyne, co mogę zarzucić komuś, to skrajny narcyzm zahaczający o psychopatię, na co cierpiała moja matka. Narcyz nigdy nic nie weryfikuje, nie wątpi w swoje kompetencje, a informacje przyjmuje bezkrytycznie, wystarczy że kogoś polubi i nie ma znaczenia wtedy, że źródłem tych pseudo-informacji są ludzie psychicznie chorzy.

Dla odmiany schizofrenicy uwielbiają dopadać ludzi cierpiących na schizofrenię i ich „wyzwalać”. Drażni ich, jeśli schizofrenik się leczy, bo ich zdaniem stracił w ten sposób „kontakt z Bogiem” i trzeba go zmusić do zaprzestania brania leków. Spotkało to mojego byłego, który został przekonany przez Annę, córkę Ryszarda, że jest ona lekarzem. (Przypominam, ani Ryszard, ani jego córki nie są moją rodziną, chociaż lubią się tak przedstawiać, muszę ostrzegać przed tymi schizofrenikami). Anna nie jest lekarzem, chociaż przypadkiem ma na imię tak samo, jak moja rodzona siostra, która jest lekarzem, chociaż nie psychiatrą.

Anna podsunęła Christianowi placebo. Trzymała go na nim dwa tygodnie. Na całe szczęście dla niego chciała, żebym z nim porozmawiała. Pewnie, abym potwierdziła urojenia jej rodziny, bo miałam jemu powiedzieć, kogo kocham. Oczywiście, że nie mogłam potwierdzić, że kocham kogoś, kto jest znienawidzonym przeze mnie schizofrenikiem, czyli Rafała.

Poznałam Christiana na tyle dobrze w latach dziewięćdziesiątych, żeby zauważyć, że dzieje się z nim coś niedobrego. Udało mi się namówić go, aby zaczął znowu brać leki. Na całe szczęście jeszcze pozostał na tyle racjonalny, że się udało go uratować. Najprawdopodobniej zabiłby swoją żonę, a potem siebie w wiezieniu. A trafiłby do więzienia, bo inne kraje się nie patyczkują ze schizofrenikami jak Polska. Polskie prawodawstwo ich rozpieszcza i pozwala na bezkarne mordowanie ludzi.

Christian odziedziczył schizofrenię po swojej matce, która ukryła swoją chorobę przed jego ojcem w nadziei że dziecko nie odziedziczy tego felernego genu i że nigdy się nie dowie. Zachorowała zaraz po urodzeniu syna. Skończyło się leczeniem, rozwodem (mąż przestał ją kochać, gdy o mało nie zabiła dziecka, złapał ją w ostatniej chwili) i przenosinami do Stanów, których Christian nie cierpi, bo źle mu się kojarzą.

Mama Christiana padła ofiarą świra, który przekonał ją, że jest znakomitym lekarzem i przestała brać leki. Zaczęła mieć mordercze myśli, ale oszust przekonywał ją, że wszystko jest w porządku i że to minie, co więcej powinna tylko słuchać tego, co dzieje się jej w głowie. Ześlizgnęła się tak głęboko w psychozę, że znienawidziła Christiana i próbowała go zabić. Christian został uratowany przez sąsiada, który wszedł do domu i wezwał karetkę. Lekarze go uratowali, chociaż prawie już był martwy. W czasie wspólnej psychoterapii Christian dokładnie dowiedział się, co się działo z jego mamą. Podjął wtedy decyzję, że jeśli zachoruje, nigdy nie będzie miał dzieci, żeby wygasić felerną linię genetyczną i nigdy nie zaatakuje kogoś, kogo kocha.

Podobną historię ma za sobą moja przyjaciółka schizofreniczka – w jej przypadku jej własny ojciec próbował zabić jej mamę i ganiał po mieszkaniu z siekierą. Ludzie o takich doświadczeniach jak Christian i ona dają się z łatwością namówić na leczenie. To są lekkie przypadki schizofrenii. Niestety w przypadku „moich” schizofreników jest zupełnie inaczej, są tak bardzo chorzy, że dalej już jest tylko ściana i jest to zdanie biegłego sądowego. Nie chcą się leczyć, ponieważ działają w ramach Kościoła i wszyscy uważają się za świętych. Wspierają się, ponieważ wszyscy są schizofrenikami. W sytuacji, kiedy do rodziny schizofreników dołącza ktoś zdrowy – zawiera małżeństwo ze schizofrenikiem lub rodzi się dziecko bez schizofrenii, taka osoba jest zabijana. Jedna z córek Ryszarda powiedziała mi, że wyrzuciła przez okno swoją zdrową siostrę, bo było w tej rodzinie troje dzieci. Groziła, że mnie to też spotka.

Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Christian jest rozżalony, że pomimo tego, co mu zrobiła Anna, podając się za moją siostrę lekarza, nie można jej wsadzić do więzienia i unieszkodliwić. Niestety, sytuacja prawna jest taka, że schizofrenik jest w Polsce świętą krową. W momencie, gdy biegły sądowy rozpozna u sprawcy przestępstwa chorobę psychiczną, Prokuratura traci zainteresowanie, ponieważ sprawca jest niepoczytalny. A ludzi chorych w Polsce nie wsadza się do więzień. Za to znam przypadek, gdy ci sami schizofrenicy wsadzili do więzienia człowieka zdrowego za zbrodnię, której nie popełnił. Jedyne, co mogę zrobić, to edukować swoje środowisko.

Więc to robię.

Ryszard, Anna czy Dorota, nie mówiąc o Rafale, nie są osobami, które kiedykolwiek powiedziały słowo prawdy o mnie. Moja matka też nigdy nie była wiarygodna. Nigdy nie przerwałam studiów, nigdy nie byłam barmanką, nigdy nie musiałam studiów wznawiać. Tak samo jak nigdy nie studiowałam psychologii w sposób formalny, na drugim kierunku studiów. Mam wyciąg ocen z czasów studiów i nie mam w nich żadnych luk. W każdym semestrze mam zaliczenia.

Próbowałam rozmawiać z moją matką za jej życia wiele razy na temat wiarygodności ludzi, którzy jej opowiadają kłamstwa o mnie, ale jak grochem o ścianę. Nie przyjmowała do wiadomości, że jest pod wpływem osób chorych psychicznie. Sama była chora. Oprócz jej własnych przesądów, które też niszczyły mi życie, skompletowała sobie zestaw urojeń od mojego prześladowcy. I wierzyła tylko jemu i jego krewnym, także schizofrenikom i schizofreniczkom. Mam nadzieję, że inne osoby w przeciwieństwie do niej w końcu wyzdrowieją i przestaną powtarzać bzdury o mnie, Rafale czy urojonych plagiatach.

Nigdy też nie byłam religijna, nigdy nie chciałam wstąpić do zakonu, nigdy nie przerwałam studiów, żeby zostać postulantką. Nie dam zrobić z Ryszarda czy mnie „świętych”, tylko dlatego, że chory psychicznie biskup potrzebuje wypromować świętego, aby udało mu się dostać awans w jego organizacji, czyli wymarzony kapelusz kardynalski, aby później móc zostać papieżem. W Sztokholmie już jestem luteranką. Noszę pentagram, aby ci chorzy ludzie trzymali się ode mnie na dystans. Jak na razie działa. W latach dziewięćdziesiątych zdjęłam go z szyi, bo poprosił mnie o to luteranin, który myślał, że może zostanie moim mężem. Ale gdy mi się oświadczył, dowiedział się, że byłam już zakochana w Christianie. Obecnie kocham kogoś innego, Christian mi złamał serce, gdy uwierzył schizofrenikowi, że jestem jego „żoną”. Piotr też się ze mną w taki sposób pożegnał. Znienawidziłam go za to i stwierdziłam, że to ja go rzucam. Od tamtej pory kilka osób pewnie myśli, że rzuciłam Piotra dla Rafała. Prawda jest taka, że szybko straciłam głowę dla Christiana, to jego stratę oraz zaszczucie przez schizofrenika Rafała przypłaciłam próbą samobójczą.

Owi schizofrenicy fałszywie podawali się za moich przyjaciół czy bliskich, którzy koniecznie musieli mnie „leczyć” i próbować wciągnąć mnie w swoje urojenia, pod pretekstem „przypominania mi”, co się stało kiedyś i kim niby jestem. W efekcie zrobili mi pranie mózgu. Za to nie dziękuję zamieszanym w to osobom. Jedyne, co mogę powiedzieć jest „dra till helvete” – akurat tę norweską frazę opanowałam do perfekcji.

Schizofrenicy odpowiadają za kilkakrotne zaszczucie mnie, aż do wystąpienia amnezji, gwałty oraz wywołanie.u mnie fałszywych wspomnień, w tym zawierających gwałty, które nie miały miejsca. Wiem, bo zawsze starałam się donosić Policji, co się stało i dostałam weryfikację, ile gwałtów zgłosiłam. Oczywiście schizofrenicy wszystko, co robią, zwalają na innych, szczególnie na moich przyjaciół metali.

Policja i moi prawdziwi przyjaciele stawiali mnie na nogi. Wszyscy chcą, żebym zeznawała. Z reguły osoby, które działają pod wpływem urojeń schizofreników są traktowane łagodniej, ale w moim przypadku Prokuratura zamierza kilka osób potraktować ze szczególną „troską”, ponieważ są rzeczy, których nie może wybaczyć. Nie przy takim uporze, złośliwości i braku poszanowania dla moich praw czy prawdy, a że są to ludzie zdrowi, więc nie ma nad nimi parasola ochronnego. Zostały już złożone zeznania obiektywnych obserwatorów wydarzeń, w czasie których mnie zaszczuwano i wiadomo, kto jest ofiarą, a kto groźnim schizofrenikiem.

Czara się przelała. Schizofrenicy też będą traktowani już bez sentymentów.

Dodaj komentarz