„Bo Bóg wszystko może…”

Zmarnowałam sporo czasu na próbie przekonania Ryszarda, że jest chory psychicznie. Zgodnie z regułami sztuki robi się to delikatnie, wskazując na nieprawidłowości w jego rozumowaniu, problemy z ciągiem przyczynowo-skutkowym lub gdzie jego wersja rozjeżdża się z rzeczywistością i pozwala samemu pacjentowi dojść do wniosku, że jest chory.

Robiłam to ze znajomym lekarzem z fandomu i facet stracił cierpliwość. Zaczął mówić temu idiocie wprost, że jest chory psychicznie. Ryszard poszedł w zaparte, że jest moim wujkiem, bo tak, bo wie. Renata skonfrontowana z naszą wersją, zaczęła mówić, że jeśli jest prawdą, co mówimy, to musi zobaczyć moją apostazję i dokument Misi, żeby uwierzyć, że nie nazywa się Michalina. Obiecywała, że zabije wtedy Ryszarda, bo on ją utwierdzał we wszystkich jej urojeniach. Zamierzam wszystko pokazać przed moją prelekcją – wszak dobra sztuka prezentowania zakłada, że najpierw prelegent przedstawia siebie i tłumaczy, dlaczego jest się odpowiednią osobą, żeby mówić o danym temacie.

Rozmowa z Ryszardem za to wyglądała zupełnie inaczej. Zgodził się ze mną, że do momentu kiedy skończyłam dziewięć lat życia i moja katechetka mu o mnie nie powiedziała, zupełnie nic o mnie nie wiedział, ani nie myślał. Skonfrontowałam go z jego twierdzeniem, że trzymał mnie do chrztu w Gdańsku. Sądziłam, że wyciągnie właściwe wnioski i zrozumie, że to urojenie, ale zamiast tego zaczął bełkotać, że Bóg mu to odsłonił. I że Bóg wszystko może. Czyli jak rozumiem zmienić rzeczywistość i przeszłość. I jak stwierdziła jego żona – ja mam się dostosować, bo jest moim chrzestnym i nie obchodzi jej, co jest w dokumentach. No z takim brakiem logiki nie będę dyskutować.

No cóż, państwo z Gdańska to jednak do więzienia w takiej sytuacji, a nie do wariatkowa, bo nie ma szans na ich współpracę, a Prokurator – z tego co wiem – już się wkurwił liczbą ludzi, których zaszczuli i ofiarami śmiertelnymi wywołanego przez nich syndromu sztokholmskiego.

Ładni mi healerzy. Jak zwykle w Kościele Rzymsko-Katolickim wszystko jest na opak, wariaci są nazywani świętymi, a mordercy są określani jako uzdrowiciele. A ludzie, którzy powinni być najmniej godni szacunku czy zaufania są ukochanym źródłem fejków i „diagnoz” pisowsko-katolickich lekarzy.