Przez chwilę oprócz Anglistyki studiowałam Psychologię, ale i tam znaleźli mnie prześladujący mnie wariaci. Nikt z Wydziału Psychologii nie potrafił mi odpowiedzieć na pytanie, o co chodzi tym idiotom i co mam robić. W odpowiedzi na moje pytania usłyszałam, że poruszanymi przeze mnie kwestiami zajmuje się Instytut Kryminologii UW, technicznie inny wydział niż Psychologia, bo Nauki Społeczne, chociaż dla mnie w dużej części nadal to była psychologia społeczna, tylko w bardziej praktycznym i sensowniejszym ujęciu.
Zmieniłam wydział, czyli w sumie otarłam się o trzy wydziały UW. Jestem magistrem wypuszczonym w świat przez Instytut Anglistyki, chociaż moi znajomi śmieją się, że moja utajona osobowość, to ktoś w rodzaju Dextera – z tym, że oczywiście nie jestem seryjnym zabójcą. Jest to o tyle prawdziwe, że rzeczywiście miałam też przedmiot o postępowaniu na miejscu popełnienia przestępstwa i widziałam te czerwone sznureczki, które często widać w tym serialu i wiem, po co je się rozwiesza. Nawet mogłam wejść do laboratorium i strzelić młotkiem w wypełnioną farbą sztuczną czaszkę, żeby zobaczyć rozprysk. Chociaż na tym się skończyło, to był to tylko podstawowy kurs, mieliśmy tylko zobaczyć, jak to się robi. Mam też świadomość, że wiele się obecnie zmieniło w sposobie prowadzenia postępowania z powodu rozwoju techniki – ale tym się zajmują ludzie od techniki, a nie profilerzy.
Nie pamiętam, jakie dokładnie przedmioty miałam na jakim wydziale, ale najbardziej przydają mi się wiadomości na temat metod, jakimi działają sekty oraz o mechanizmach kontroli ich członków wraz ze wszystkimi informacjami o tym, co terror robi z człowiekiem. Zupełnie zaskakujące dla mnie jest, jak czasem mało psychoterapeuci wiedzą o sprawach dla mnie oczywistych i jak często popełniają podstawowe błędy w diagnostyce. Tak, profiler też zajmuje się typowymi błędami medycznymi oraz nadużyciami, jakie popełniają psychiatrzy czy psychoterapeuci. Przerażona jestem też tym, jak lekarze czy psycholodzy mało wiedzą o typowych schematach postępowania schizofreników oraz typowych przestępstwach przez nich popełnianych.
Moi schizofrenicy nie znaleźli mnie w Instytucie Kryminologii i do tej pory opowiadają, że mnie wyrzucili z Psychologii. Udało mi się przed nimi skutecznie uciec. Bardzo żałuję, że nie rzuciłam Anglistyki i nie skoncentrowałam się na Instytucie Kryminologii, ale uważałam, że ludzie nie mogą być aż tak szaleni i nieodpowiedzialni, żeby mnie zniszczyć tak, jak zniszczył mnie ojciec pani Szkwał oraz wariaci, którzy nim sterowali. Miałam prawo studiować spokojnie, a nie być niszczona przez sektę skupioną wokół Renaty oraz Rafała.
Ci wszyscy ludzie zniszczyli mi życie i za nic im nie dziękuję.
Ale wróćmy do terroryzmu. Wariaci i sekty też posługują się terrorem, który jest jedną z form agresji. Wykorzystywanie agresji do osiągnięcia swoich celów jest niezgodne z zasadami społecznymi, chociaż wolno na agresję odpowiedzieć agresją. Terror przyjmuje także formę głośnego zakrzykiwania i stanowczego nakazywania zrobienia czegoś. To też jest bardzo niebezpieczne, szczególnie jeśli jest połączone z gwałtami, lub grożeniem gwałtami, opisami gwałtów, przemocą fizyczną oraz grożeniem śmiercią. Zaznaczę, że grożenie śmiercią jest już granicą, której nigdy nikomu nie wolno przestąpić. Gdy coś takiego się zdarzy, terroryści są traktowani bardzo poważnie przez Policję jako prawdziwe zagrożenie. Od takiego grożenia do wykonywania egzekucji jest już niedaleko, bo terroryści czują potrzebę udowodnienia, że pogróżki nie są puste.
Człowiekowi poddanemu terrorowi psuje się mózg, traci możliwości obrony przed napastnikiem i naciskiem psychicznym, więc zaczyna wykonywać jego polecania, czasem nawet machinalnie bez udziału świadomości. Człowiek tak zaprogramowany może rozwinąć nadmierną prędkość i zderzyć się z drzewem, nie do końca zdając sobie sprawę, co robi. Może także uwierzyć swojemu oprawcy i uznać, że rzeczywiście samobójstwo jest rozwiązaniem jego wszystkich problemów, jedyną drogą ucieczki przed napastnikiem i losem, jaki zgotował. Naprawdę w ten sposób można doprowadzić kogoś nie tylko do szaleństwa, ale też do samobójstwa. W ciągu takiego procesu można też z każdego zrobić zamachowca-samobójcę, którym kieruje syndrom sztokholmski. Wystarczy być bezwzględnym, wyrachowanym, pozbawionym empatii i przygotować sobie schemat kłamstw, w które ofiara ma uwierzyć.
Walczę o wolność od tej pierdolonej sekty od dzieciństwa. Uratowało mnie studiowanie Kryminologii i mój kolega z wykładów. Nie dziękuję nikomu z Avangardy.
Z lekkim terrorem możemy się spotkać na codzień. Gdy po raz pierwszy kupowałam soczewki kontaktowe, sterroryzowała mnie okulistka i zmusiła do założenia i zdjęcia soczewki prawą ręką. Pierwsze założenie soczewek i ich zdjęcie musi być przy lekarzu, bo w ten sposób uczą. W domu nie potrafiłam już zdjąć soczewki sama. Niemal się rozpłakałam. W końcu wpadłam na pomysł, żeby posłużyć się lewą ręką. I jeśli mam soczewki, to zdejmuję je lewą ręką, chociaż na codzień posługuję się prawą do wszystkich czynności, bo do tego mnie zmuszono w dzieciństwie. Jakoś sobie radzę i nikt nie podejrzewa nawet, że jestem tak naprawdę leworęczna. Chociaż niczego nie napiszę lewą ręką, bo ćwiczyłam tylko prawą.
Terrorystami mogą być też rodzice. Rodzice też mogą wywołać syndrom sztokholmski. Ja na całe szczęście miałam rodziców, którzy nie byli terrorystami, za to są nimi moi samozwańczy „obrońcy” i „nowi rodzice” z Opus Dei. Niestety w dużej części ta sekta składa się z wariatów i tyłka kilka osób można postawić przed sądem. Zabawne jest, że trzeba ich ostrożnie przesłuchiwać, bo w ich szeregach wypada mówić, że ma się „wizje” albo przesłania „od Boga”, więc mogą być niepoprawnie sklasyfikowani jako chorzy psychicznie, chociaż są tylko zdemoralizowani i głupi.
Opus Dei jest wyliczana w podręcznikach kryminologii jako jedna z niebezpiecznych sekt. I trzeba na nich uważać. Poranili i zniszczyli wiele osób. Są ludzie z fandomu, którzy też mają swoje opowieści oraz opowieści swoich rodziców, co im ci wariaci, którzy uważają się za „świętych” zrobili. Posłuchajcie ich czasem, jeśli macie chwilę.