Nocne cuda nad urną

Wspomniałam o tym w jednych z poprzednich wpisów, ale powtórzę, żeby to wszyscy zauważyli. Mam podejrzenia, czy nasze wybory, szczególnie ostatnie, ale nie tylko, zostały przeprowadzone w odpowiedni sposób. Zadziwia mnie z jaką konsekwencją spotykamy się z nocnymi cudami nad urną i pomimo exit polli, które wskazują wygraną niekościelnego kandydata czy partii, w końcu po nocnym liczeniu, okazuje się, że finalny wynik jest zupełnie inny i wygrywa jak zwykle Kościół.

Jedna z przyczyn zafałszowujących exit poll to wstyd człowieka, który wziął udział w badaniu, do przyznania się, że głosował na tego konkretnego kandydata. Może to być związane z presją otoczenia, które głosuje inaczej, ale też może działać pod wpływem sugestii Kościoła i nie chce się przyznać, że dał się zastraszyć Kościołowi i że głosuje na kogoś, kogo też uważa za gorszego kandydata, bo boi się piekła, albo braku rozgrzeszenia. A spotkałam się też z taką presją ze strony Kościoła i to jako ateistka.

Oprócz tego jest pewnie cała masa innych możliwych scenariuszy.

Może być też tak, że za mało jest przedstawicieli lewicy w komisjach zliczający głosy. Nie mówię o celowych fałszerstwach, chociaż i to jest możliwe, bo spotkałam się z postawą „nieważna prawda, ważne żebyśmy zwyciężyli” po stronie prawicy, gdy dotyczyło to mojego życia, szczególnie prywatnego. Mam na myśli zasadę, że zgodnie z typowym profilem lewica jest inteligentniejsza od prawicy, więc podejrzewam też, że lepiej liczy.

Potrzebujemy więcej przedstawicieli lewicy w komisjach liczących głosy. Afery dookoła obecnych wyborów wskazują, że rzeczywiście wystąpiły problemy ze zliczaniem głosów, a wszystkich komisji nie sprawdzono, chociaż pewnie powinno się wszystko zliczyć od początku. Może przyda się też nadzór nad wyborami przez jakieś ciała międzynarodowe?

Bo wygląda na to, że sami sobie nie poradzimy, prawica ma zdecydowanie dyskalkulię.

Dodaj komentarz