Piotr zginął w wypadku i nie przewidywał swojej śmierci. Nie był też rozwodnikiem, nie popełnił samobójstwa, nie zdradził ze mną żony. Faktem jest, że można kogoś zaszczuciem i terrorem zmusić do samobójstwa, szczególnie jeśli zniszczy mu się całe życie, ale to bardziej mój przypadek niż Piotra. Mam za sobą dwie próby samobójcze, liczę też świadome wejście pod tramwaj, któremu w ostatniej chwili uciekłam, odskakując w tył. Poczułam jak mi się otarł o rękaw. Tutaj to była wina Opus Dei i ich „egzorcyzmu”.
A dlaczego zostałam egzorcyzmowana? Bo nie chciałam potwierdzić słów schizofrenicznej rodziny, która mnie nęka od dzieciństwa. Oraz odmówiłam wyjść za kogoś, za kogo według sekty Opus Dei powinnam wyjść za mąż.
Nycz ambitnie prał mi mózg, żeby osiągnąć cele sekty, sięgając po rady Renaty, złośliwej schizofreniczki, która lubi się podawać za profesor psychologii. Jedyne, co ona posiada to nie dyplom, ale notatki z kryminologii, które mi ukradła w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. To nie są notatki tylko z psychologii, tylko także z kryminologii i o metodach, jakimi posługują się sekty i terroryści (wszystko bardzo nielegalne) oraz wpływie tych metod na ludzi. Jedną z rzeczy, która jest tam dokładnie opisana jest syndrom sztokholmski. Cała sekta za Renatą uznała wywoływanie syndromu sztokholmskiego za działanie „psychoterapeutyczne”, więc Nycz uważając, że jako ksiądz zna się na wszystkim, zaczął terrorem i przemocą układać mi życie i życie psychicznie zgodnie z wolą schizofreników, czyli Renaty i Rafała.
Jednym z moich narzeczonych był Adam i on jedyny pozostał nieżonaty. Zabroniłam Piotrowi się rozwodzić, za to chciałam odnowić związek z Adamem. Spotkało się to z brutalnym sprzeciwem pilnującej mnie sekty, chociaż nie powinni się tym zajmować, ani zbierać o mnie plotek.
Nycz wraz ze swoją sektą prał mi mózg, próbując „przypomnieć mi” Rafała. Używam nawiasu, bo wszystkie jego „wspomnienia” jakiś wspólnych przeżyć są wzięte wprost z jego urojeń. Ani on, czy jego siostra, czy moje koleżanki z Instytutu Anglistyki nigdy nie byliśmy zaprzyjaźnieni. Ich opowieści o mnie to albo urojenia schizofreników albo ich własne fantazje.