Wszystkie wpisy, których autorem jest Gosia

Opus Dei

Miałam przykrość chodzić na religię prowadzoną przez typową przedstawicielkę Opus Dei. Profil psychologiczny tej baby przedstawiłam w tym wpisie. Jest – jeśli ktoś nie zauważył – totalnie loco, tak samo jak grupka jej wyznawców, składająca się z imbecyli oraz innych schizofreników. Uważa, że musi ręcznie sterować moim życiem. A ludzie nie doceniają ogromu zniszczeń, do jakich doprowadziła. Wiarę jej chorym urojeniom dali nawet moi najbliżsi, zapominając, że ktoś z habicie nie mógł nigdy być moim powiernikiem. Nie wiem, czy ludzie, którzy tak mnie nie znali i nie poparli w starciu z babiszonem, mogę nazywać rodziną.

Babsko śledziło mnie na Uniwersytecie, przyszło za mną z ulicy i zbierało informacje wśród studentów. Była przerażona, że studiuję, bo nie pasowało jej to do obrazu kogoś kto ma wyjść za Rafała-imbecyla bez matury (bo sobie tak ten zdemoralizowany kutas zamarzył). Jeden z moich prawdziwych narzeczonych doprowadził ją do furii, bo miał tatuaż (i to wystarczyło, żeby w oczach wszystkich zrobić z niego gwałciciela), drugi miał być moim „norweskim krewnym”, a antyczna suknia należąca do jego rodziny, którą widziałam na zdjęciu, miała być moją suknią na ślub z Rafałem. (Nic bardziej mylnego, ślub miał oczywiście być mój i Norwega.) Bo wiecie – schizofreniczna pizda ma od pierwszej chwili naszego poznania intensywne urojenia i albo chce mnie wysłać do zakonu, szczególnie swojego klasztoru, gdzie mogłaby mnie dalej torturować, albo zmusić do ślubu z kimś, kogo od zawsze nie cierpię i uważam za prostaka. Anna jest taka sama, zainteresowana tylko tym, żeby mnie kontrolować i zniszczyć. Szkoda, że nikt mnie nie słucha w prawie tych pań od samego początku mojej szkoły podstawowej, tylko słyszę, że „rozumieją ich potrzebę wiary” lub, że „trzeba żyć w zgodzie ze wszystkimi”. Są ludzie, z którymi nie można żyć w zgodzie, bo nie można pozwolić złośliwemu schizofrenikowi, który z racji choroby zachowuje się jak prześladowca-psychopata z piekła rodem, niszczyć ludzi, których się podobno kocha. Wszyscy je ratowali, nawet moi najbliżsi, za to obie schizofreniczki robiły mi wszędzie tyły, opowiadając o mnie najgorsze rzeczy i kłamiąc na temat mojego życia osobistego. Jeśli rozmawiałam gdzieś publicznie z Rafałem lub jego przyjaciółkami, to tylko dlatego że go nie pamiętałam.

Teraz opowiem, czym dla mnie okazała się organizacja tej szalonej i zakłamanej zakonnicy. Wedle tego, co mi powiedziała, zajmują się re-chrystianizacją. I uważają się za współczesną wersję Świętej Inkwizycji, ponieważ sam Kościół stał się za miękki. Chcą mówić ludziom, jak mają żyć i pilnować, żeby wszystko było „po bożemu”. W moim rozumieniu, a także w doświadczeniu, jest to sekta zajmująca się terrorem i zaszczuwająca wszystkie osoby nie pasujące do prymitywnego obrazu Polaka-katolika.

Miałam szczęście urodzić się w inteligenckiej rodzinie o kosmopolitycznych korzeniach. Mam potrójne obywatelstwo i pomimo stwierdzeń różnych prymitywów z Opus Dei nie oznacza to, że mam „potrójną osobowość” i że trzeba mnie z tego „leczyć”. Wręcz przeciwnie, jestem z tego bardzo zadowolona, mam też tę świadomość, że jeśli Polskę wywalą z Unii, mogę prysnąć do Francji, a w przypadku globalnego ocieplenia odnajdę się w którymś z państw skandynawskich.

Byłabym szczęśliwa, gdybym nie poszła na religię, bo nie poznałabym nikogo z Opus Dei i polskiego, zdemoralizowanego plebsu, z którym nie chcę mieć być kojarzona.

Moja katechetka zareagowała agresją na moje pochodzenie, tak samo jak na informację, że pływam i jeżdzę na łyżwach, a inne dzieci pod wpływem jej urojeń przyswoiły sobie, że jestem chora psychicznie. Nie wiem, dlaczego uznała, że ma prawo mnie diagnozować, nigdy nie weryfikowała nic z moimi rodzicami, więc myślę, że raczej kierowała się nienawiścią na tle narodowościowym i społecznym. Jej źródłem informacji o mnie był chory psychicznie dzieciak, Rafał. Przyczepił się do mnie wtedy ze swoim gangiem i zaczął zaszczuwać w szkole. Całe to grono idiotów uznało, że skoro jestem „chora psychicznie”, to mogą mnie traktować jak swoją własność, pomiatać mną i mnie „leczyć”. Jego ojciec wezwał na pomoc Ryszarda, zawodowego oszusta, któremu wydaje się, że jest takim „chrześcijańskim terapeutą, cudotwórcą” (oczywiście to tępe bydle bez szkół, jak większość fanatycznych katolików). Oczywiście, specjaliści od „leczenia” z Opus Dei to specjaliści od prania mózgu i zaszczuwania. Więc wcale mi się pod ich wpływem nie poprawiło, tylko pogorszyło. Jedno co się zmieniło, to to że straciłam pamięć i przestałam jeździć na łyżwach.

Muszę parę słów napisać o tym, jak wygląda typowa „psychoterapia” w wydaniu Opus Dei. Ofiara jest zastraszana, a przypadku jeśli uważa dalej, że ma prawo sama o sobie stanowić, wzywany jest specjalista od wywoływania traumy, czyli fizycznego ataku lub seksualnego. Sama zakonnica straszyła mnie wcześniej karnym gwałtem, po którym miałam się „nawrócić”. Ofiara takiego procederu staje się na tyle krucha, że łatwiej wyprać jej mózg, zastraszyć i doprowadzić do stanu, którym już nic nie rozumie (bo nie wie, dlaczego podlega tak podłym atakom), za to oprawca zaczyna jej mówić, co ma myśleć i robić.

Mam pecha mieć na karku psychopatycznego i chorego wielbiciela z Opus Dei, czyli Rafała. Jego otoczenie zamiast wyjaśnić mu już w dzieciństwie, że powinien o mnie zapomnieć, bo za wysokie progi, zaczęło go wspierać i uczyć przemocowości. Jego ojciec wezwał na pomoc specjalistę – jak to sam mi powiedział – „od niechętnych narzeczonych”. Czy kogoś, kto zastrasza mnie od dzieciństwa i intryguje razem z psychopatą Rafałem i jego przyjaciółkami z podstawówki. Żadna z tych pizdek nigdy nie była moją przyjaciółką, nie mają prawa o mnie nic mówić. Łżą jak porąbane. Uważają, że jestem głupsza od nich, że tylko „znam angielski”, więc mam się ich słuchać. Są całkowicie nie zainteresowane moim zdaniem na temat związku z Rafałem. Sam specjalista od prania mózgu wyraził się wprost, że moje zdanie się nie liczy, bo ważne jest, czego chce mężczyzna. Byłam nawet pouczana, że mam zagryźć zęby i potulnie znosić gwałt, czyli „obowiązki małżeńskie”, bo „boli tylko chwilę”. Byłam zastraszana, że zrobią ze mnie wszędzie osobę chorą psychicznie, że zrobią tak, że nikt mnie nie zechce. Wiele razy byłam tak zaszczuta, że tyłam i gang (czy też sekta) Rafała była szczęśliwa, że na tyle straciłam atrakcyjności i sprawności, że nie mogłam wrócić do sportu lub znaleźć kogoś, kto mnie zechce.

Zła wiadomość, dewianci, nawet jeśli nikt mnie już nie zechce, to i tak wolę życie w pojedynkę i cieszenie się swoim własnym towarzystwem. Rafał jest obrzydliwym damskim bokserem, jest kimś tak prymitywnym, że w życiu nigdy z nim nie będę nawet rozmawiać.

Na użytek otoczenia ta szajka stworzyła jakąś fikcję, wedle której Rafał od dzieciństwa jest moją prawdziwą miłością, tylko trzeba mi to „uświadomić” (czyli przeprać mi mózg i zastraszyć, ale akurat te szczegóły są ukrywane). Niestety wygląda na to, że moja durna rodzina kupiła tę wersję rzeczywistości i oczekiwali, że „odzyskam pamięć” i nagle rozlegną się dzwony kościelne i będę im dziękować za ratunek przed mitycznym złym „metalem”, i wszyscy będą szczęśliwi, gdy wyjdę za Rafałka.

Byłam dwa razy zaręczona w latach dziewięćdziesiątych, za każdym razem był to muzyk heavy metalowy. Nigdy nie zaręczyłam się z Rafałem. Niestety moja własna matka pod wpływem seksty Opus Dei (jak najbardziej uznanej części Kościoła, nie miejcie złudzeń do tej organizacji), chociaż sama była ateistką, uznała, że musi mnie ratować dla Rafała i uwierzyła w jakiś urojony gwałt, jaki miał popełnić muzyk metalowy. Nie zdawała sobie sprawy, że jest to fiksum dyrdum tej zakłamanej sekty i nie należy tego traktować tego poważnie. W swojej naiwności współpracowała z oszustem podającym się za „psychoterapeutę”. Po śmierci mamy musiałam zejść do kostnicy, żeby się upewnić, że cholera nie żyje. Niestety pozostawiła po sobie „pogrobowców”, również stojących na straży mojej cnoty i uniemożliwiających mi ułożenie sobie życia, tak jak chcę i próbujących mnie „godzić” z moim prześladowcą, wierząc, że jego opowieści są prawdziwe. Są pod wpływem idiotów z mojej podstawówki, którzy go wielbią i są takimi samymi wariata jak on. Nadal jestem zadziwiona faktem, jak bardzo można zniszczyć człowieka i jak bardzo w takiej sytuacji człowiek nie potrafi zdobyć się, żeby wieść życie takie, jakie sam sobie wybiera.

Psychopatyczny/chory psychicznie wielbiciel(1) zyskujący przychylność rodziny, to jeden z najgorszych scenariuszy z podręcznika psychoterapeuty. Ofiara nie może się łatwo wyzwolić, najczęściej kończy się to jej samobójstwem, a psychopata zwala winę na kogoś innego. Jedynym wyjściem jest odsunąć się od rodziny, która mu sprzyja i walczyć o odzyskanie własnej tożsamości i równowagi psychicznej.

A moja tożsamość jest taka, że w życiu nie byłam na żadnej randce z kimś, kto nie był metalem, szczególnie metalem o blond włosach i jasnych oczach. Nie spotykam się z kimś, kto jest fanatycznym katolikiem i nigdy nie będę się spotykać. Mam zamiar nigdy nie przyjaźnić się z kimś, jeśli mi nie pokaże apostazji.

Moi prześladowcy ukrywają swój fanatyzm, jeśli wiedzą, że rozmawiają z ateistami, którzy są na tyle naiwni że wierzą w ich „tolerancję” i posrywanie dobrem.. Kłamią, manipulują i celowo niszczą ludzi, żeby ich sobie podporządkować. Są skrajnie niebezpieczni. Moja dawna katechetka postanowiła mnie „wychować”, „nawrócić” i sterować moim życiem. Nadal nie zmieniła zdania. I uważa, że jeśli zacznę robić, co ona chce pod wpływem syndromu sztokholmskiego, to wszystkie jej złe uczynki – kłamstwa, oszustwa itp. – będą przez Boga wybaczone i nie pójdzie do piekła.

Do syndromu sztokholmskiego nie trzeba uwięzienia – wystarczy, że ofiara znajdzie się innej pułapce.

Bardzo nie dziękuję moim bliskim, że postanowili w pewnym momencie uwierzyć obcym, a nie własnemu dziecku. Zniszczyliście mi życie, nie tylko mnie zresztą. Nie naprawicie już nic. Możecie tylko złożyć tym razem prawdziwe zeznania i odwołać swoje kłamstwa.

Mam tytuł szlachecki po ojcu, bo taka była jego wola, był ateistą jak ja, a moja siostra się nie interesowała Norwegią. Nie obnoszę się z tym, na co dzień nie ma znaczenia, mój ojciec też się nie obnosił, chociaż upomniał, że w pewnym praktycznie nierealnym przypadku mogę być wezwana do kraju przodków, ale dynastia króla Haralda oraz jego bliżsi krewni mają się świetnie, więc mogę o tym nie pamiętać. Mój pradziadek zmienił nazwisko na nazwisko polskiej żony, bo go o to poprosiła, tak jak jego przodek podobnie zmienił nazwisko i przestał się nazywać Lodbrok (w jego przypadku taki był warunek rodziny żony i po nim jestem w prostej linii potomkinią Ragnara i Bjorna). Wolą mojego pradziadka było, żeby książęcy tytuł wygasł, jeśli nie wyjdę za Skandynawa. Nie jest związany z nazwiskiem. Pradziadek nie wierzył, żeby ktoś kto go nigdy nie poznał i nie wyznawał norweskich wartości, mógł kiedykolwiek odpowiednio przedłużyć dynastię. A przypomnę, wartościami mojego pradziadka oraz Królestwa Norwegii były i są wolność, szacunek do ludzi, nauka i tolerancja. Jestem ateistką i poganką, o czym mój pradziadek wiedział i aprobował. Nigdy żaden psychol z Opus Dei nie wzbudził mojego zainteresowania i nie był moim przyjacielem czy przyjaciółką.

Helvete! Dra til helvete!

⛧⛧⛧

(1) Dla inteligentnych inaczej – psychopatyczny i chory psychicznie wielbiciel to Rafał. Próbowałam to wytłumaczyć mojej matce znad akademickich podręczników psychologicznych z BUW, ale za każdym razem okazywało się, że grochem o ścianę, bo postanawiała mnie bronić przed życiem i szczęściem pod dyktando chorych psychicznie bydląt z Opus Dei, wierząc że dobrze radzą. Miałam piątą kolumnę w domu, podkopującą moje związki i inne relacje. Lepiej mi bez was, palanci, zjebaliście mi wszystko, idąc jej tropem.

Sklepowe

Mała schizofreniczka z mojej podstawówki ze swoją najlepszą przyjaciółką pracowały kiedyś w Zarze na Placu Unii. Różnym osobom wyda się to szokiem, że nie są anglistkami, jak opowiadają niektórym, ale naprawdę nie są moimi koleżankami z roku, przychodziły tylko na UW mnie nękać. Zabawne jest, że komuś innemu przedstawiły się jako wybitne znawczynie ludzkiej natury i wybitne psychoterapeutki. Pewna naiwna studentka psychologii społecznej nawet pobierała u schizofreniczki nauki na temat „psychologii klinicznej”. Nie wiem, jak trzeba być durnym, studiując psychologię, żeby nie zorientować się, że się ma do czynienia ze schizofreniczką i kimś niewykształconym. Ręce mi już dawno opadły. Innym ludziom znającym sprawę także.

Ale wróćmy do pań sklepowych. Podobnie jak magazynier z Biedronki na mój widok zaczęły robić afery, że przyszła znana im złodziejka. Dostałam furii i po powrocie do domu zrobiłam zrzuty ekranu moich wszystkich zakupów z internetowej Zary na dowód, że nie musze kraść i jestem stalą klientką, i wysłałam na adres email ze skargą na obsługę tego sklepu. Zaproponowałam, żeby im się przyjrzano i zweryfikowano, czy przypadkiem one same nie kradną i zwalają na uczciwe zakupoholiczki. Z tego, co się dowiedziałam, panie straciły tę pracę, jak rozumiem, ich marzeń. Ale cóż, nie powinny kraść. Ani kłamać.

Obie są skrajnie nieuczciwe i żeby było zabawniej ta wysoka, prawdopobnie tylko głupia, nie zdaje sobie sprawy, że jest regularnie robiona w balona przez schizofreniczkę, która zwala wszystkie niepowodzenia sercowe „przyjaciółki” na moje niecne poczynania. Nie znam bliżej żadnej z nich. Nie życzę sobie, żeby kiedykolwiek robiły ponownie jakieś burdy u mnie w pracy. I stanowczo nie mam wpływu na ich życie, ani żadnej z nich nic złego nie zrobiłam. Utrata pracy to konsekwencja ich głupoty oraz upodobania do kłamstw. Znam swoje prawa jako konsument, potrafię się obronić i zawsze będę się bronić.

I oczywiście nie potwierdzę nigdy żadnego z urojeń tych pań. Nikt z mojego domu nie zajmował się prostytucją, czy był w jakikolwiek sposób nieuczciwy. Chociaż owszem, uczą kłamać każdą idiotkę, która wpadnie im w ręce. Namawiają do niszczenia każdej osoby, której nie lubią. Nazywają to „psychoterapią”. Powtórzmy, tą „psychoterapią” ma być zaszczuwanie niewinnych ofiar i rozmyślne wprowadzanie w stan szoku. Znam metody pracy psychoterapeuty, nic z tego, co robią, nawet nie zbliżyło się do czegokolwiek, co przypomina terapię. Ale obie się tym świetnie bawią.

I tej Zary na Placu Unii już nie ma. Nie dziwię się, że nie przetrwała przy takim podejściu do klientek.

Wariatka

Dostałam przeprosiny od człowieka, który jest (a może już był, bo istnieje coś takiego jak zerwanie więzi rodzinnych) ojcem wariatki, z którą chodziłam do jednej grupy z religii. Ożenił się z wariatką – to po niej córka odziedziczyła fatalne geny – i bardzo chciał, żeby jego córeczka miała w końcu jakiś przyjaciół – był to powód dlaczego posadził ją na ławce ze mną i moją koleżanką z klasy, i zrobił nam zdjęcie. Niestety jego córka okazała się chyba jeszcze bardziej chora niż jego żona i wybrała mnie na cel swojej schizofrenicznej obsesji. Znalazła sobie w Kościele podobnych jej wariatów lub ludzi tylko krańcowo głupich czy naiwnych i zniszczyła mi życie tak, że mogę zbierać szczątki. Za różne swoje akcje została wyrzucona z mojej podstawówki, ale o mnie nie zapomniała.

Zaprzyjaźniła się z kimś z mojej rodziny, z osobą z którą jeździłam na konwenty i wciągnęła ją w swoje intrygi. Tępe dziecko postanowiło być mądrzejsze od dorosłych i zaczęło wydawać sądy pod wpływem tej wariatki bez odpowiedniego zweryfikowania jej słów, a także co osoby, które pamiętają czasy mojego dzieciństwa, wiedzą o tej mojej podobno „najlepszej przyjaciółce z podstawówki”. Umywam ręce, jeśli o mnie chodzi, nie chcę się z tą osobą już zupełnie kontaktować. Pod wpływem jej opowieści wariaci zostali uznani za osoby w pełni wiarygodne i mogli w pewnym momencie zrobić mi ponownie pranie mózgu i sterroryzować bez przeszkód.

W efekcie straciłam tak dużo z życia, że już mi tego nic nie wynagrodzi. Także w tej sytuacji mogę tylko zatańczyć Bye bye dance i pójść w swoją stronę. I nie obchodzi mnie, jakie kto konsekwencje wyciągnie wobec tej małej idiotki. A są ludzie na nią poważnie wściekli i mają podstawy, żeby ją pozywać. Urabiałam sobie ręce, wyciągając ją z różnych historii, w które wsadziła ją jej własna głupota, dzięki czemu tak zwanie wyszła na ludzi, ale teraz mam już dosyć. Nie spodziewałam się, że tak mi odpłaci.

Ludzie tak szkodliwi są odcinani. Chcę jeszcze spróbować być szczęśliwa, zrobię wszystko, żeby zmaksymalizować szanse na sukces. Idiotka może mi tylko przeszkodzić. Już mi zaszkodziła, ale jeszcze parę lat życia mi zostało i chcę ten czas przeżyć, tak jak ja chcę, a nie wariaci, prześladujący mnie od podstawówki. A durna pizdeczka, która już tylko formalnie jest ze mną spokrewniona, niech zacznie lepiej przepraszać wszystkich ludzi, których okłamała i obraziła. Szczególnie moich skandynawskich przyjaciół. Ciekawe, czy potrafi choć w części naprawić to, co zniszczyła. Szczerze wątpię, bo jej akcje były zbyt głośne i zbyt szeroko komentowane w pewnym momencie, a do niektórych ludzi nie da rady dotrzeć.

Wariat

Nie wszystko na tym blogu jest stuprocentową prawdą – wpisy powstawały w ramach odreagowania traumy i często zawierają elementy z opowieści prześladujących mnie wariatów.

Niestety prawdą jest, że chodziłam do podstawówki z chłopcem równie chorym psychicznie jak cała jego rodzina. Wymyślił sobie, że się ze mną ożeni i prześladuje mnie swoimi urojeniami na ten temat do tej pory. Są osoby, które nie zdają sobie sprawy, że opowiada o mnie rzeczy całkowicie nieprawdziwe.

Kościół Katolicki kocha wariatów. Sama się spotkałam z tłumaczeniem, że nie ma chorób psychicznych, tylko ktoś ma „bogate życie duchowe” i że czyjeś urojenia to „objawienia”. Osoby z takimi „objawieniami” są w cenie, nawet niektóre z nich zostają świętymi. Osoba chora psychicznie uczyła mnie religii, chore dzieci też na te lekcje uczęszczały. Do tej pory dochodzą do mnie plotki, że powiedziałam wtedy na temat mojej rodziny rzeczy, których nigdy nie mówiłam.

Wariaci w pewnym momencie uznali, że muszą się mną „opiekować”, więc przyłazili do mnie do podstawówki, średniej szkoły, na uniwersytet, a nawet zawitali do pracy. Koniecznie chcieli mnie „leczyć” – czyli zmusić do przyznania, że czyjeś urojenia na mój temat są prawdą. Koniecznie też chcieli, żebym sobie „przypomniała” jakieś urojone wydarzenia. Wszędzie podawali się za moich najlepszych przyjaciół. Swoimi plotkami, intrygami i kłamstwami – a również przez zastraszanie mnie – ingerowali w to z kim się spotykam i jakie mam plany zawodowe. Rozwalili mi głowę w ten sposób do końca. Wariatka „chroniła” mnie przed miłością i postanowiła zniszczyć moją sympatię tylko dlatego, że miał tatuaż. Z jej powodu przeżyłam taką traumę, że mam problemy z pamięcią i pogarsza mi się od każdego wstrząsu.

Nie wiem, jak trzeba być głupim, żeby wierzyć tym wariatom. W każdym razie ja się z tego cyrku wypisuję. Wykończyli nie tylko mnie. Z własnej chęci nie zbliżę się do miejsc, gdzie bywają i ludzi, w towarzystwie których się obracają. Za dużo mnie kosztuje konfrontacja z nimi.

Zakonna

Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego armia księży czatuje na oddziałach ginekologicznych, a nie ma ich w innych miejscach w szpitalu? Odpowiedź jest prosta – dbają o powołania zakonne i tak naprawdę czekają na pojawienie się w ich pobliżu pacjentki po brutalnym gwałcie. Jest to zachowanie opisywane w podręcznikach dla psychoterapeutów, a produktem formowania na zakonnicę jest z reguły psychopatyczny potwór, jedna z najgroźniejszych dla psychiki osób. Zamiast przepracować swój ból w ramach psychoterapii, wykorzystuje go, żeby topić „nieczystości” i chronić dziewczyny przed seksem, uważając, że tylko prostytutki to lubią. Trafiłam na taką pizdę na lekcji religii w pierwszej klasie podstawówki.

Trafiła do szpitala jako ofiara gwałtu i wziął ją w obroty lokalny ksiądz. Sami księża nie radzą sobie z własną seksualnością, więc nie powinni brać się za „psychoterapię” ofiar przestępstw seksualnych. Mają maniery młota pneumatycznego i z podobną finezją traktują ludzką psychikę. Wmawiają swojej ofierze, że będzie „czysta” – o ile nigdy nie będzie próbowała mieć żadnego życia. Najlepiej żeby poszła do zakonu i wiedziała, że seks boli, i że nie ma czego szukać w świecie. I że tak właśnie chce „Bóg” – czytaj zaburzony seksualnie ksiądz z ginekologii. Przy okazji, mój bóg, Odyn wcale tak nie chce, ale ja jestem wulgarną poganką, przeszłam na norweski poganizm po spotkaniu tej zakonnicy, która koniecznie chce przekazywać swoją traumę dalej i mnie między innymi wybrała na swoją ofiarę. Jedna z moich koleżanek uciekła przed nią do Amsterdamu.

Ofiary gwałtu, które przeszły kościelne pranie mózgu, są potworami. Mój potwór wyselekcjonował mnie do swojej grupy, jeszcze zanim się odezwałam i jak napisałam gdzie indziej, trafiłam do salki przyklasztornej, a nie z resztą klasy do głównego kościoła. Zaznaczmy, że ludzka seksualność jest bardzo mocną siłą – jest czymś pozytywnym i nie wolno się jej wyrzekać. Zakochany człowiek nie jest zdolny do uprawiania miłości z kimś innym niż ukochany lub ukochana, ale to jest zupełnie inny przypadek niż zniszczona psychicznie ofiara gwałtu, której odmawia się nawet prawa do masturbacji. Tłumienie seksualności i ograniczanie, w czym prym wiedzie Kościół katolicki, zawsze kończy się nieprawidłowym rozwojem psychiki. Szczególnie jeśli zgwałcona została i trafiła w szpony księdza szesnastoletnia dziewczyna, jak ta zakonnica. Jest za młoda, żeby się obronić, ale na tyle dorosła, żeby rodzice nie mogli jej uratować przed księdzem. Ksiądz ją uzależnił od siebie i zastraszył tak, że sama do niego biegała, oszukiwał ją obietnicą „świętości” i tego, że dzięki jego naukom przestanie cierpieć. Bzdura, wepchnęła tylko to cierpienie w głąb siebie i nauczyła się nienawidzieć. Niechęć do swojego ciała przeniosła na inne kobiety i dzieci. Jej „przewodnik duchowy” uważa to za ideał kobiecości, ja jednak widzę w tym analogię do tego, jak zdeformowana jest psychika prostytutki. Nienawiść do innych, szczęśliwszych kobiet jest tak charakterystyczna także dla prostytucji, nie tylko dla tej zakonnicy, że bije po oczach, tak samo jak wysługiwanie się mężczyznom, którzy uważają się za władców i posiadaczy kobiet. Nikt z kleru nie będzie mną rządził, ani mi mówił, co mam robić z moim życiem, ani z kim się spotykać. Nie jestem ich własnością, nie jestem ich kurwą. Niech sobie rządzą zakonnicami i je robią w konia. Moja katechetka przejęła od swojego duchowego oprawcy jego wizję kobiecości – w której mieści się obrzydliwy schemat kurwa/święta i postanowiła zostać świętą, jednocześnie wszystkie cieszące się życiem kobiety, uznając za ladacznice i je szczerze darząc biologiczną wręcz nienawiścią.

Osoby jak ta zakonnica dostają furii, gdy ktoś zgłasza odmienne zdanie i prześladują swoje ofiary przez całe życie. Sama tego doświadczyłam. W przeciwieństwie do niej moja mama była zdrową psychicznie kobietą i byłam uczona, że seks jest czymś dobrym, chociaż dla dorosłych. Zakonnica za to zaczęłam indoktrynować grupę wmawiając, że „czyste” kobiety powinny dać się poniżyć i uprawiać seks tylko dla posiadania dzieci, a najwyższą formą kobiety jest nieposiadająca dzieci zakonnica.

Sprzeciwiłam się temu i od tego momentu zaczęła się moja gehenna. W oczach zaburzonej zakonnicy stałam się osobą w której „rozpoznała zagrożenie prostytucją” i postanowiła mnie koniecznie uformować na zakonnicę. Z ulgą podjęłam długie treningi po południu i zrezygnowałam z religii. Zauważyła moją nieobecność na religii i dostała furii, bo „tobie nie wolno nie chodzić na religię, bo ciebie wyznaczyłam do zakonu”.

Jakby tego było mało do wrzasków doszły czyny. Poszczuła na mnie dzieci z religii, wraz z ich rodzicami. Jeden z ojców postanowił jej wrzaski wziąć na poważnie i przyjął na siebie trud zgwałcenia dziewięcioletniego dziecka. Złapał mnie na ulicy, gdy wracałam od koleżanki i zaniósł do męskiej toalety w budynku liceum Reytana, gdzie przystąpił do czynu. Nie mogłam mu się wyrwać, ale gdy zaczął zdejmować mi spodnie uznałam, że sprawa jest tak poważna, że mam prawo bronić się każdym sposobem i udało mi się wsadzić mu palce w oczy. Wyrwałam się i uciekłam do domu. Był to ojciec Rafała, który – ponieważ cały czas twierdziłam, że chcę w przyszłości wyjść za mąż, a nie iść do klasztoru (w którym by mnie ta pizda zakonna zabiła, bo to stały schemat, w takich sprawach) – postanowił, że wyjdę za jego syna. Nie dziwię się, w porównaniu z nimi moja rodzina to bogacze, sami byli zawsze ludźmi z marginesu społecznego, którzy oprócz braku ogłady, zawsze mieli też brak majątku oraz brak wykształcenia.

Ojciec Rafała próbował też zgwałcić moją mamę, ale na całe szczęście udało jej się uratować takim samym sposobem jak mnie. Kościelne potwory mają zawsze ten sam sposób postępowania – osłabić psychikę za pomocą traumy, a potem przystąpić do prania mózgu i wywoływania poczucia winy. Za nic nie odpowiadam, nikogo nie skrzywdziłam. Skrzywdzono mnie i mojego narzeczonego z lat dziewięćdziesiątych. Ja walczę na blogu, mam nadzieję, że już wkrótce, spotkacie się z nim i moim przyjaciółmi w sądzie. Nie myślcie, że macie jakiś immunitet, tylko dlatego, że jesteście ofiarami prania mózgu – prawda jest taka, że macie obowiązek walczyć, z tym co włożono wam do głowy i nie wolno wam nikogo krzywdzić. Patty Hearst pomimo zaawansowanego syndromu sztokholmskiego i prania mózgu została skazana na bardzo długi pobyt w więzieniu, pójdziecie w jej ślady.

Moja mama była zaszczuwana w naszym domu przez przychodzących i nękających ją kościelnych idiotów, też przeszła pranie mózgu. Kupiłyśmy psa obronnego i na całe szczęście niespodziewane wizyty się skończyły, bo pies nas obronił parę razy. Nie wiem, dlaczego Policja nie pomaga w takich sytuacjach? Od razu jakiś psychiatra broni takich zbirów jako chorych psychicznie. Sami też wiedzą, jak symulować choroby psychiczne tak, żeby zyskać immunitet i móc mordować ludzi pomówieniami i wyrzuceniem z pracy. Jak już gdzieś pisałam, ofiara przemocy seksualnej i psychicznej w końcu zawsze podporządkuje się swojemu oprawcy i robi to, co ten chce. dotyczy to tak samo niechcianej rozmowy z księdzem, jak i samobójstwa. Można kogoś w taki sposób zabić. Dla mnie nie byłoby to łatwe czy wykonalne, ale ci ludzie robią to z zachwytem i sadyzmem. Mam dosyć już słuchania o kolejnych samobójstwach po „rozmowie z księdzem”.

Ciekawe, że mając bardzo zdolne i utalentowane dzieci wypadamy na tle innych krajów tragicznie jeśli chodzi o współczynnik inteligencji. Według danych, które mi wpadły w ręce Polska jest na 38 miejscu na 40 badanych krajów z IQ około 98, podczas gdy znajdująca się na pierwszym miejscu Japonia szczyci się ilorazem około 108. Na czele listy znajdują się kraje, w których ceni się nauczycieli, a nie katolicki kler. Będziemy jeszcze głupsi, jeśli będziemy dalej pozwalać, żeby psychopatyczny kler mordował mściwie dzieci, które poddają w wątpliwość informacje podawane przez niedouczonych katechetów. Najinteligentniejsze dzieci zawsze będą tak robić i zawsze nauczyciel będzie musiał sobie radzić z dociekliwymi uczniami. Czasem wytykają nam błędy i oczekują merytorycznej dyskusji, a nie prania mózgu, nasyłania gwałcicieli i pomówień. Wszystko to spotkało mnie i kilkoro innych osób. Doliczyłam się w sumie trojga osób z otoczenia mnie i mojej rodziny, które zostały zakatowane przez psychopatyczne bojówki z Opus Dei. Sama uczę, ale nie wyobrażam sobie, żeby można było potraktować dziecko lub młodego dorosłego inaczej niż z szacunkiem. Nie możemy sobie pozwolić na takie niszczenie naszej puli genetycznej oraz na zastraszanie i uniemożliwianie swobodnego rozwoju ludziom tylko dlatego, że jakaś zakonnica zamiast pójść na psychoterapię przeszła pranie mózgu i zwróciła całą swoją nienawiść w stronę ładnych i inteligentnych dziewczynek lub inteligentnych i ładnych chłopców.

Schemat według, którego działają kościelne potwory jest prosty – jeśli ofiara nie zgadza się dobrowolnie na sesje z piorącym mózg księdzem (który się jej domaga, bo „rozpoznaje powołanie”), wołają specjalistów od grubszej roboty, czyli tę część Opus Dei, która uważa się za „prawdziwy i wewnętrzny” Kościół. Są specjalistami od zaszczuwania ofiar odmawiających współpracy na śmierć. Wolą, żeby ktoś się zabił, a nie odszedł od Kościoła, szczególnie, gdy jakiś potwór w habicie kogoś sobie upatrzył i uważa, że ma prawo ręcznie sterować całym życiem tej osoby, programując ją na nieszczęsny żywot. A wszystko zgodnie z angielskim powiedzeniem „misery loves company”, co znaczy coś więcej niż tylko „nieszczęścia chodzą parami”.

Mój potwór, czyli ta zakonnica, ma wielu pomagierów. Oprócz Ryszarda, jego żony i córki, pomagają mu pożyteczni katoliccy głupcy, których sobie urabiali latami. Zostałam opluta przez znanego w fandomie księdza (który wraz z biskupem szczodrze zawsze rozdawał łapówki i szczuł na mnie fanów), trafił mnie prosto w oko. Zostałam też spoliczkowana przez jego brata. Cały gang skupiony wokół Rafała zaszczuł mnie na forum fandomu i wygonił z sali. Podobnie zostałam potraktowana na gali nagród Zajdla. Przy okazji, wedle tego, co mi powiedziano, zakonnica kazała wyrzucić moją nominację do tej nagrody.

Przez te traumatyczne wydarzenia tracę pamięć łatwo, szczególnie gdy jestem tak brutalnie atakowana. Po raz kolejny wychodzę z amnezji i składam psychikę w jedną całość. Dla mnie to środowisko jest już cieniem tego, czym mogło się stać. Nigdy moja noga tu nie stanie. Obiecywano mi przeprosiny, ale się nie doczekałam.

Moja przyjaciółka, Iwona Klicka, która sama została zgwałcona jako nastolatka, chciała porozmawiać z zakonnicą i jej pomóc zrozumieć cała sytuację. Rozmawiała wcześniej z moją mamą i wiedziała, że wcale nie zaszczułam żadnej norweskiej księżnej, ani nikomu ni zrobiłam krzywdy. Niestety nie posłuchała moich ostrzeżeń i machina kościelnej nienawiści ruszyła w jej stronę, próbując je coś wytłumaczyć. Nie tylko została ponownie zgwałcona i zastraszona. Zaczęły się wędrówki do jej pracy i na uczelnię. Opowiadano o niej kłamstwa. Podobnie jak w moim przypadku osoby zupełnie niespokrewnione i obce podawały się za kogoś z rodziny i przekupiwszy psychiatrów próbowały ją przemocą zamknąć w psychiatryku. Po kolejne próbie im się udało. Po pobycie w psychiatryku Iwona popełniła samobójstwo. Tak wygląda miłość bliźniego w wykonaniu kleru.

Żyję tylko dzięki temu, że umiem pisać email i alarmowałam kogo się dało. Prokurator bez zajrzenia do bazy danych kupił baśń o tym, że kogoś mogę zabić i że Ryszard Nowak jest moim wujkiem, a Rafał mężem. Pomimo moich protestów, że to obce osoby, nikt nie raczył zajrzeć do licznych skarg moich rodziny na tych ludzi. Krótkie przejrzenie akt sprawiłoby, że szybko odpowiednie osoby przejrzałyby na oczy. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak można być kimś z Prokuratury i niczego nie weryfikować. To jest system mafijny państwa – gdzie urzędy nie wykonują swoich obowiązków, za to liczy się, kto kogo zna. Nikt nic nie weryfikuje, a psychiatrzy diagnozują wedle zaleceń tego, kto płaci, łamiąc wszystkie diagnostyczne reguły. Wiem, jak wygląda prawidłowa diagnostyka, bo przeczytałam odpowiedni podręcznik w dzieciństwie, żeby komuś w czymś pomóc – od tego momentu rodzina wiedziała, że jestem geniuszem. Wkurza to randomowy kler i robią wszystko, żeby mnie przyciąć. Więc owszem, z powodu stresu kompetencje i IQ spadają, ale nie na tyle, żebym przestała się cenić i wyszła za Rafała, lub nagle zgłupiła i zaczęła śpiewać w jednym chórze z kościelnymi imbecylami. (Michała też nie chcę.)

Najbardziej mi pomógł mój narzeczony z lat dziewięćdziesiątych, który powiedział, że znowu będzie czekać. Ambasada pomogła mu znaleźć odpowiedniego dla mnie psychoterapeutę, niszcząc plany psychopatycznego kleru, który sądzi, że „jestem przeznaczona dla Kościoła”. Brakowało im waginalnego gwałtu, żeby mną odpowiednio wstrząsnąć i wmówić, że nie chcę seksu, bo boli, więc wmówili mi liczne gwałty, również zbiorowy. I prali mózg, wmawiając nieprawdę w taki sposób, że możliwe, że zrobiliby ze mnie katolicki odpowiednik Patty Hearst, gdybym nie otrzymała pomocy. Chociaż bardziej prawdopodobne, że tym razem już bym się skutecznie zabiła. W każdym biskup-psychopata, który mnie również nęka od lat i chyba tym wszystkim steruje, był pewny zwycięstwa w stu procentach.

Co zabawne dopiero interwencja Ambasady Norwegii sprawiła, że polska Prokuratura zaczęła zaglądać do licznych dokumentów z dawnych czasów i odkryła zadziwiona, kim jestem. A mogli tak od razu, zamiast na klęczkach pytać kleru, co jeszcze dla nich mogą zrobić i jak nie zaszczuć.

Po moich doświadczeniach powiem jedno – nie chrzcijcie dzieci i wypisujcie je z religii, bo za chwilę może być za późno i któreś z nich stracicie. Skoczy z dachu i jeszcze sami będziecie oskarżani, że to przez was. Jeśli o mnie chodzi, to kler nie wejdzie do mojego mieszkania nigdy.

Hańba Polski jest ewidentna. I należy polską dziwkę lać po pysku, a nie mnie.

Kurwa

Mój największy pech polegał na tym, że chodziłam do podstawówki z małoletnią kurewką, której ojcem był autentyczny gangster-alfons. Była na tej lekcji religii, podczas której broniłam seksu jako pozytywnego aspektu ludzkiego życia. Oczywiście przekazała plotę o mnie swojemu ojcu i razem uradzili, że jestem narybkiem, nadającym się do wciągnięcia do prostytucji – że „mam talent”. Nie nazwałabym światopoglądu przekazanego mi przez Rodziców, w którym mieścił się seks małżeński uprawiany nie tylko dla spłodzenia potomka, za „talent”. Talent do kurewstwa raczej okazała ta zakonnica-katechetka. Nauczała nas, że seks można tylko raz, dwa razy do zapłodnienia, a po urodzenia dziecka nic, a nic. Inaczej się jest kurwą. A jak facet chce więcej, to ma korzystać z usług prostytutek, bo „czysta” kobieta ma odpokutować fakt, że współżyła z mężem. No halo, nie wiem, jak można obojętnie przejść wobec kogoś z Kościoła, kto aktywnie tworzy popyt na usługi pań sprzedających swe wdzięki? Lub raczej popyt na usługi, które sprzedaje alfons, bo kobieta jest milczącym towarem, który nie ma nic do powiedzenia w tej branży. (Dla dociekliwych – wiem, bo przeczytałam kilka pozycji z kryminologii w czasie studiów, oferta BUW była interesująca.)

Ojciec tej pannicy zaczął mnie „wychowywać” i opowiadać, czego mam się nauczyć, żeby przetrwać w jego świecie. Miałam mu się podporządkować i okradać rodziców. Powiedział mi wprost, że zniszczy mi życie, że nigdy nie będę mieć nikogo – dokładnie właśnie dlatego, że odmówiłam zostania dziecięcą prostytutką. Jak do tej pory doskonale i skutecznie udaje mu się odgonić ode mnie wszystkich moich narzeczonych, opowiadając o mnie kłamstwa. Jego i jej intrygi sięgają szczytów władzy w kilku środowiskach. Jest to zastanawiające, ponieważ tak samo córka, jak i ojciec są tak prymitywni, jak najgorsi łachmnyci z samego dna społeczeństwa. Kurewka pozwala sobie przedstawiać się jako moja „siostra”, a alfons śmie opowiadać, że jest moim ojcem. Są zawodowymi oszustami i jak widać na zdjęciach, które umieściłam w jednym z poprzednich wpisów, w żaden sposób nie przypominają mojego ojca lub mojej siostry. Oczywiste jest, że nie potrzebuję ich „pomocy”. Zaszczuli na śmierć dwoje z moich przyjaciół, tylko dlatego że mnie znali i próbowali wytłumaczyć w fandomie, kto jest kimś. Ojciec tej kurewki przedstawił sfałszowany testament Krzysia. Są skrajnie niebezpieczni, obrotni i bezczelni. Kurewka już jako dziecko była zawodową oszustką i okazywała z tego powodu wielką dumę. Zaszczuła mnie ze swoimi wspólnikami wszędzie.

Mam nadzieję się w końcu od niej i jej ojca – alfonsa i pedofila – uwolnić. Piszę to, żeby mieć pewność, że dotrze do jak największej ilości osób, że nigdy nie miałam, ani nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Zamierzam też omijać miejsca, w których ta szajka grasuje. Wiem, że ciągnie kasę z kilku bogatych osób w fandomie. Ale sami są winni, nie będę ich ratować, próbowałam już w latach dziewięćdziesiątych wytłumaczyć kto jest kim Niestety zakute katolickie łby wolały słuchać zawodowej prostytutki i jej przyjaciół z półświatka a nie mnie. Zaznaczę tylko, że ani złotówka z tego, co ta szajka nakradła, posługując się fałszywymi zapewnieniami, że to dla mojej mamy lub na moją „psychoterapię” nie trafiła do mnie lub do mojej mamy. Warto przypomnieć jedną z najsłynniejszych intryg tego typu, a dotyczącego naszyjnika królowej – kliknijcie tutaj.

Nie mam z nimi nic wspólnego. W życiu mnie nie zobaczycie na żadnym konwencie. Nie bywam tam, gdzie są przestępcy. A Straż Akademicka zapewni mi bezpieczeństwo w pracy, więc się was nie boję.

W życiu nie spotkałam tak durnych, zdemoralizowanych ludzi jak w Kościele lub w fandomie. Zmówiliście się z kurwą, to sobie ją tulcie do piersi i się z nią miziajcie. Mnie nie zobaczycie.

A jeśli nie wiecie, o co chodzi, to znaczy że siedzieliście pod kamieniem przez ostatnie – lekko licząc – pół wieku.

Zemsta jest słodka.

Pech

W przeciwieństwie do pradziadka mam wyjątkowego pecha w życiu. Jeden z moich pechów nazywa się Ryszard i pochodzi z Gdańska. Nie wiem za dobrze w jaki sposób znalazł się na ulicy przed moją podstawówką w latach siedemdziesiątych, ale mam podejrzenia, że do Warszawy ściągnęła go moja katechetka, z którą się pokłóciłam o choroby psychiczne. Sama prezentowałam światopogląd naukowy, więc szukałam racjonalnych wytłumaczeń różnych faktów opisanych w Biblii, ona dla odmiany, jak to chrześcijanie, twierdziła, że chorób psychicznych nie ma, za to są duchy i opętanie, i to od nich pochodzą głosy w głowie. I że nie należy chodzić do lekarza, tylko wołać egzorcystę. No ewentualnie głosy mogą pochodzić od Boga jak w historii Izaaka, który o mało co nie został zamordowany przez swojego ojca po zawleczeniu na szczyt góry. Postępowanie Abrahama miało symbolizować posłuszeństwo wobec Boga i być przykładem dla wszystkich katolików. Wypisałam się z takiej religii od razu i zostałam norweską poganką, co spotkało się z przychylnością i zrozumieniem mężczyzn w mojej rodzinie, przez baby za to zostałam zmuszona do uczestnictwa w smutnym dla mnie obrządku zwanym Pierwszą Komunią (tfuu).

Pamiętam, że od tej katechetki po raz pierwszy o Ryszardzie, który miał być materiałem na świętego, z powodu swoich „objawień”. Co gorsza babsko, które prowadziło lekcje religii, „rozpoznało” u mnie „opętanie” – z powodu moich poglądów – i postanowiło wezwać na pomoc Ryszarda, który w kręgach kościelnych podobno uchodzi za specjalistę, który „leczy” ludzi z buntu wobec katechetów i niezgody na zabobon, który niczym ciężki bucior jest stawiany na karku samodzielnie myślących dzieci z lekarskich rodzin z wyższych sfer (wyższych sfer przez urodzenie, nie majątek osobisty). Ryszard jest specjalistą od zaszczuwania, kłamania i prania mózgu. I nie jest moim krewnym, ale doskonale wie, komu może sprzedać to kłamstwo. Podobnie jego zgraja pomocników dobrze wie, co komu może powiedzieć – nie startują z ewidentnymi kłamstwami wobec ludzie, którzy mnie znają. Dlatego nie wierzę w ich chorobę psychiczną – to terroryści. A Rafał sobie wymyślił, że dzięki mnie się wzbogaci.

Pizda-katechetka zniszczyła mi życie, bo od tamtej pory domaga się, żebym albo poszła do klasztoru, albo wyszła za Rafała, który jest moim kolejnym poważnym pechem. Ta trójka ściga mnie całe moje życie opowiadając o mnie kłamstwa – i jedyne co mogę zrobić to kłócić się z profilerem policyjnym o to, czy są wariatami, czy tylko imbecylami, którzy wytworzyli sobie na mój temat jakieś fałszywe teorie na podstawie swoich uprzedzeń i strzępków informacji. Jeśli to tylko imbecyle, można ich postawić przed sądem, wariatów niestety nikt nie rusza. Niestety w tej sprawie przeważyło zdanie psychiatry i debile są chronieni jako chorzy psychicznie.

Uważam, że Ryszard (jak i inne osoby z Kościoła) jest tylko imbecylem – dla ludzi, którzy nie wiedzą, mózg imbecyla jest prawie tak głupi jak mózg kury, która raz uwarunkowana nie może przełamać warunkowania i stale dziobie w tę samą kartę w nadziei, że dostanie ziarno, chociaż badacz próbuje jej pokazać, że ziarno dostanie za dziobanie innej karty – co oznacza w przypadku imbecyli-ludzi, że nigdy nie zmieniają zdania i jak raz coś sobie wbiją w głowę, to nie da im się nic wytłumaczyć.

Moi rodzice chcieli mi przekazać pozytywny obraz seksu jako czegoś dobrego, bez niepotrzebnych katolickich zahamowań i wywoływania nerwic seksualnych czy awersji. Oczywiście nie kryli przede mną do czego prowadzi przedwczesna inicjacja seksualna i wychowywali na romantyczkę, która jak chce ideał katolickiej kultury ma jednego męża, chociaż absolutnie nie oczekiwali, że w przypadku pomyłki zostanę przy jakimś złamasie, tylko sobie od razu pójdę. Nie wiem, dlaczego moje zadanie o seksie sprawiło, że zakonnica prowadząca religię „rozpoznała prostytucję”, a moja mama, neurolog miałaby być prostytutką. Argument, że utrata wagi związana z treningami miałaby świadczyć o niewydolności mojego domu też był witany wybuchami śmiechu.

Mam swoją teorię na temat tego, co Ryszard i ta zakonnica-katechetka próbują zrobić od tamtego czasu. Podejrzewam, że idioci w swoich ciasnych umysłach uznali, że muszą mnie zniszczyć psychicznie i przyciąć na tyle, żebym przestała kochać moich kosmopolitycznych rodziców, za to przyjęła za przewodników Ryszarda i jego żonę. Zastraszają mnie i piorą mi umysł regularnie od tamtego czasu, opowiadając o mnie same kłamstwa. Prawdziwa idiokracja. Obawiam się, że jest tak w całej Polsce. rządzą nami debile, a nimi jeszcze bardziej zabobonny kler.

Kłamstwa opowiadane o mnie spowodowały rozpad mojego narzeczeństwa w latach dziewięćdziesiątych i moją pierwszą próbę samobójczą. Na całe szczęście opanowałam emocje i udało mi się zwymiotować morderczą dawkę leków alkoholu i leków przeciwlękowych. Byłam w rozsypce, ale nie po urojonym gwałcie, który mi wmawiała siostra Rafała. Żaden metal mnie nie zgwałcił, ani nie pobił na koncercie. Jest to ulubiony motyw tych kłamców. Wykończyli mnie ci sami ludzie, co w latach siedemdziesiątych – czyli Ryszard, zakonnica, rodzina Rafała oraz nowi usłużni głupcy, czyli znany w fandomie ksiądz i jego brat.

Wszyscy owi zmówili się, żeby mnie przemocą rozłączyć z narzeczonym za to wydać wbrew moich chęciom za Rafała. Byłam terroryzowana, bita i duszona. Na koniec Rafał wsadził mi penisa w usta. Oczywiście, że go ugryzłam. Tak wygląda „miłość” tego podobno modelowego katolika-terrorysty. Gwałt, tak samo jak próba samobójcza czy wypadek komunikacyjny, wywołuje problemy z pamięcią. Dotyczy nie tylko pamięci autobiograficznej, ale też następują zaniki pamięci dotyczące osób i wydarzeń, które mogą się wiązać się traumą, a miały miejsce już później. Wykorzystują to terroryści i specjaliści od prania mózgu, wmawiając nieprawdę i niszcząc ludzkie życie. Na całe szczęście dzięki deprogrammingowi i zapewnieniu spokoju można z tego wyjść, ale trwa to długo – taka trauma wiąże się ze zmianami w mózgu, które muszą się zagoić – i już zawsze lepiej unikać miejsc i osób odpowiadających za traumę. Oczywiście, wsadzenie przestępców do więzienia najlepiej poprawia dobrostan ofiary takiego prześladowania. Bardzo proszę wszystkie osoby, które mogą pomóc o kontakt z Policją.

Moja mama przez sterydy wziewne straciła wzrok. Jest to częste powikłanie. Steryd przenika z nosa w okolicę soczewki, która się zniekształca i pokrywa zaćmą. Mama miała raz wczepione soczewki, niestety się schyliła i się zwinęły. Niestety nasze Państwo nie przewiduje w takiej sytuacji powtórnego zabiegu. Pomoc zaoferował randomowy bogacz, niestety uwierzył moim prześladowcom, że jestem chora psychicznie i że moja mama nie potrzebuje pomocy. Podejrzewam, że skurwieli-terrorystów bardzo bawiło pozbawienie mojej mamy wzroku, i że mogą się zemścić w ten sposób na kimś, kogo zakonnica znienawidziła i uznała za „prostytutkę”. Mama była praktycznie ślepa do końca życia.

Nie dziwię się w sumie mojej siostrze, że chowa się i gasi światło, gdy ksiądz chodzi po kolędzie. Możliwe, że jej taktyka unikania konfrontacji jest bezpieczniejsza. Moje życie dowodzi, że gdy raz się podpadło jakiejś zakonnicy, która ambicjonalnie chce postawić na swoim i „nawrócić” znienawidzone, pyskate dziecko, to ma się zniszczone całe życie, bo terroryści nie ustępują. Trzeba uciec z tego kraju, bo nie można być tu sobą i wprost mówić o swoich przekonaniach i wierze.

Nie jestem „żoną” Rafała. Wszystko co mnie on i jego siostra opowiadają, to kłamstwa. Nie mam innej możliwości się ratować, jak publicznie o tym mówić. Zbyt byli aktywni przez te wszystkie lata i chyba dotarli do wszystkich ludzi z mojego otoczenia.

Z powodu ich kłamstw rozstałam rozłączona z przyjaciółmi i straciłam pamięć. Próba samobójcza czy gwałt, szczególnie z zaszczuciem, wystarczą, żeby wywołać problemy z pamięcią. Mój narzeczony został namówiony przez rodzinę do ułożenia sobie życia z kimś innym. Rozwiódł się, bo go to unieszczęśliwiło. Ale sam fakt, że się ożenił wystarczył, żeby Rafał rozpowszechnił bolesne dla mnie kłamstwa, że byłam już czyjąś żoną i że moja siostrzenica jest moją córką, Michaliną (no więc, nie, idioci, tak się składa, że używane w rodzinie zdrobnienie nie zostało utworzone od imienia Michalina, więc się odpierdolcie. Nie ma mowy, żebyś, skurwielu, „adoptował” kogoś, kto nie jest moim dzieckiem (tym bardziej, że już od dawna jest pełnoletnia).

Podręcznikowo po takiej traumie człowiek składa się do kupy około dziesięć lat. Nie mam już czasu, żeby przeżywać to ponownie, więc trzymam się z dala miejsc, gdzie pojawiają się ci debile. Ludzie, których chcę oglądać, zapraszam do pracy, można mnie łapać na przerwach, lub mejlowo. Zapraszam tylko metali, katolicy będą od razu przekazani ochronie do wydalenia z budynku.

Jestem wrogiem chrześcijaństwa z wielu powodów, przede wszystkim dlatego, że jest wrogie nauce. Przypomnijmy – Ewa i Adam zostali potępienie za ściągnięcie z drzewa owocu dającego Wiedzę. Katecheci pochwalają tępotę i brak auto-refleksji, nie mówiąc o braku wiedzy. Ulubieńcami są zawsze imbecyle. Jeden z pierwszych mitów tej religii tłumaczy przemoc wobec kobiet i ich złe traktowanie – „bo kobiety muszą cierpieć za Ewę” – jest czymś, co odrzuca mnie jako kobietę. W życiu nie cofnę apostazji, skurwiele, w życiu nie przestanę być norweską poganką. Jest to zgodne z konstytucją. Jest to zgodne z prawem. Odpierdolcie się ode mnie.

Ach i jeszcze jedno – jeśli piekielne rodzeństwo (czyli Rafał i jego siostra) gdzieś wystartują z moimi nagimi zdjęciami, to proszę przyjąć do wiadomości, że nie jest to dowód na jakąś moją zażyłość z kimkolwiek. Zrobiono mi zdjęcia pod publicznym prysznicem w fitness clubie Warszawianka. Zgłosiłam ten fakt naruszenia mojej prywatności Policji, więc się imbecyle tym tak nie jarajcie. Nie dam się tym szantażować. Macie te pliki zdjęć zniszczyć. Jesteście tak głupi, że sami nie wiecie, kiedy popełniacie przestępstwa. Wszystko co opisałam, to historia terroru za to, że nie jestem katoliczką. Idziecie, kurwy, siedzieć. Zabawne przy tym jest, że siostra Rafała sama mi się przechwalała w latach dziewięćdziesiątych, że jest najlepszą call-girl w Warszawie i próbowała mnie namówić na prostytucję, przekonana, że już mnie z powodu jej intryg wyrzucono mnie ze studiów. Nigdy nie uwierzę, że kłamała, namówiona przez Ryszarda, który uważał, że ludzie uwierzą, że jest to jedna z jego technik „terapeutycznych”. To czysty terror, który ciągnie się całe moje życie i ma przyzwolenie różnych ważnych osób z Kościoła, włącznie z lokalnym hierarchą.

Powiadam jeszcze raz, tak samo jak zawsze – nie macie, kurwy, prawa. Jestem poganką, bo tak zadecydowałam w dzieciństwie i nie zmusicie mnie do lizania kutasa katolickiego terrorysty. Spierdalajcie.

Przestępczość zorganizowana

Wspomniałam już kiedyś, że w czasie studiów na własną rękę szukałam w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego podręczników akademickich, które by mi pomogły nauczyć się o ludzkiej psychice tyle, aby w przyszłości tworzyć wiarygodne postaci oraz fabuły. Dzięki podpowiedzi kogoś z kolejki do okienka wypożyczeń trafiłam do działu z kryminologią i posługując się katalogiem rzeczowym wykształciłam się na profilera-amatora z dodatkową umiejętnością przewidywania wypadków i katastrof. Wyciągnęłam też kilka podręczników z MBA, jakby mi przyszło kiedyś założyć własne wydawnictwo. Uważam, że te lektury mi nie zaszkodziły. Mam podstawy do stwierdzeń na temat psychologii i zamierzam z nich zawsze korzystać. Szczególnie, żeby odbrązowić Kościół.

Są dwie reguły psychologiczne, które są ważne, gdy się mówi o Kościele. Jedna głosi, że im ktoś jest głupszy, tym bardziej jest religijny. Niestety dla fanatyków z Opus Dei inteligencja służy między innymi do podważania zastanych reguł postępowania. Imbecyle dla odmiany nigdy nie kwestionują twierdzeń, które poznali wcześniej. Więc jeśli ktoś ich nauczył w dzieciństwie, że każdy ksiądz jest święty i zawsze ma rację, nigdy nie zmienią zdania, za to zadziobią i zabiją każdą osobę, która będzie podważać ten przesąd. Podobnie normalizują sobie pedofilię, szczególnie jeśli pedofilem jest ksiądz, zabiją dziecko zanim mu pomogą – żeby było zabawniej w moim przypadku idioci z Opus Dei sobie uroili, że sprawą która mnie odrzuca od Kościoła jest pedofilskie zachowanie jakiegoś księdza. Nie muszę paść przestępstwa, żeby je potępiać. Druga psychologiczna zasada, na którą chcę się powołać, głosi, że im bardziej ktoś jest głupi, tym bardziej skłonny jest popełnić przestępstwo. Świat przestępczy składa się z idiotów, inteligentni ludzie nie popełniają przestępstw. Nie tylko dlatego, że są w stanie ogarnąć intelektualnie kodeks karny i mają świadomość, czego im nie wolno robić, ale dlatego, że mają sprawniejsze mózgi i nie sprawia im problemu zapanowanie nad emocjami, czy zdystansowanie się do własnych słabości. Nie mówiąc o tym, że mają lepsze możliwości zarobkowe niż debile, pracujemy krócej, zarabiamy więcej. Człowiek krańcowo głupi nie będzie potrafił, nawet nie będzie chciał, zapanować nad swoimi popędami, czy chęcią zniszczenia kogoś, wobec którego czuje się gorszy, lub wobec kogoś, kto dokonuje innych wyborów życiowych. Głupi ludzie zawsze uważają, że inni ludzie muszą lubić i robić, to co oni.

Obie te reguły przecinają się w Kościele – mamy w nim ludzi nisko inteligentnych, co wiąże się z wyborem kariery kościelnej lub przykościelnej, którzy jednocześnie są predysponowani do popełniania przestępstw. Oczywiście nie każdy człowiek niskointeligentny będzie przestępcą – będą nimi osoby, które były zdemoralizowane i nauczone, że wszystko im wolno. Niestety moje życie dostarczyło mi dowodów, że im bardziej w las, czyli Kościół, tym więcej demoralizacji. Wiele razy słyszałam o ludzi, którzy chceli mnie koniecznie „nawracać” („bo inaczej to się kurwisz”), że jeśli będę „chodzić do kościoła’, to będę mogła robić, co chcę. Albo że ktoś, kto ewidentnie powinien wylądować w poprawczaku jest dobry „bo chodzi do kościoła”. No więc nie, to nie jest tak, że kłanianie się księdzu daje immunitet i można robić, co się chce. Mam nadzieję wam to udowodnić.

Nie poszłabym na religię, gdyby nie uwaga mojej siostry, że powinnam poznać polską kulturę. Był to błąd, wolałabym nie poznawać kościelnej kultury. Mój pradziadek obracał się wśród szlachty, ludzi wykształconych i inteligentnych, ja trafiłam przez lekcje religii w towarzystwo ludzi tak głupich, że nadal nie mogę uwierzyć, że można być tak głupim. Moja cecha charakteru, która się tak spodobała pradziadkowi, czyli brak lęku i bezpośredniość, spowodowała że zainteresowała się mną pewna zakonnica i zaczęła ze strzępków poprzekręcanych informacji o mnie tworzyć sobie jakiś zupełnie nieprawdziwy obraz mnie i mojej rodziny.

Spróbuję odtworzyć z pamięci przebieg wypadków i jej chore przekonania o tym, kim jestem, kim są moi bliscy i co powinnam zrobić ze swoim życiem. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś na blogu umieścić nagrania rozmów telefonicznych z kościelnymi imbecylami (a im ktoś głupszy to to ma większą szansę na zostanie kanonizowanym). Będzie z czego się śmiać.

Trafiłam na katechezę do salki przy kaplicy zakonu na Racławickiej. Reszta mojej klasy chodziła do salki przy kościele na Puławskiej. Podejrzewam, że ksiądz był jednak trochę inteligentniejszy i że mieli łatwiej, mnie trafiła się zakonnica idiotka. Sprzeciwiłam się jej nauce o nieistnieniu chorób psychicznych. Autorytarnie twierdziła, że głosy w głowie to są albo opętanie, albo pochodzą od Boga i że należy ich słuchać. Wkurwiła mnie opowieścią o Abrahamie i Izaaku. Nie mogłam się zgodzić z opisem, wedle którego mamy naśladować Abrahama w ślepym posłuszeństwie i próbie mordowania kogoś z bliskich, bo głos w głowie tego od nas zażądał. Ona uważała tę opowieść za podstawę tego, jak powinien zachowywać się katolik. Krok po kroku dochodziłam do wniosku, że „religia miłości i dobra” jest religią szaleńców i osób zdemoralizowanych. Zakonnica za to w przedziwny sposób doszła do wniosku, że ma szansę zostać świętą, dzięki „nawróceniu luteranki” (że jak? pradziadek przeszedł na katolicyzm i nieszczególnie dobrze wspominał swojego ojca i dziadka, obu luteran). W przedziwny sposób w jej głowie moja mama została prostytutką, a ja sama byłam zagrożona prostytucją. Noooo, kurwa, to że ktoś pracuje na SORze nie znaczy, że się kurwi. Dla inteligentnych inaczej – SOR to Szpitalny Oddział Ratunkowy, a lekarze pracują w szpitalu także w nocy. Złośliwa uwaga, że ktoś głupi z samego faktu, że ktoś pracuje w nocy, bez reszty informacji, wyciągnie wniosek, że osoba pracuje w burdelu, nie jest potwierdzeniem, że mam mamę prostytutkę.

Jak rozumiem, zakonnica-katechetka znała Ryszarda Nowaka z Opus Dei i się jego radziła. Doszli do wniosku, że muszą mnie „ratować” – co oznacza, że prześladują mnie do tej pory i „diagnozują” – tak jak diagnozować potrafią tylko imbecyle. Czyli nie tylko miałam być wyjątkowo głupia, ale także musiałam odpokutować „kurwienie się” – bo zakonnica miała przeczucie „że skończę w burdelu”. Podobno dlatego, że chudłam i miałam się kurwić z głodu. A w rzeczywistości chudłam, bo trenowałam i musiałam mieć niższą wagę, żeby szybciej pływać. Chcę odszkodowania za całe moje zniszczone przez kler życie. W porównaniu z koleżankami z religii nigdy nic u nas nie brakowało, francuska część rodziny też pomagała, jeśli trzeba było. Oni na podstawie uwagi o zagranicznej części rodziny uroili sobie, że to międzynarodowa mafia chyba.

Zakonnica wymyśliła sobie, że zmusi mnie do pójścia do zakonu (nie wiem, za co miałabym tam iść), i że jej i Ryszardowi oddam majątek, po tym, jak już go odziedziczę z wdzięczności za „ratunek”. Nie mam siły opisywać dalszych etapów tej afery, ale ciągnie się już blisko pół wieku. Debile z Kościoła rozpuścili mnie takie plotki, że omal się nie zabiłam. Oskarżyli mojego narzeczonego i przyjaciół o największe zdrodnie. „Wyznaczyli” mi przyszłego „męża” – takiego samego imbecyla jak oni.

Mam dosyć. Są tak skuteczni, że wleźli za mną w każde środowisko i zepsuli mi wszystko wszędzie. Na pewno nie wpuszczę tej durne zakonnicy do mojego mieszkania, żeby mi robiła wizję lokalną, czy na pewno się nie „kurwię” (a zgłaszała taką chęć).

To jest jakaś pierdolona no-go zone w katolickim wydaniu. Nikt z policji nie chciał nigdy zainteresować się sprawą tego prześladowania i nękania. Katoliccy debile zrobili mi kilka razy pranie mózgu przekonani, że moje opowieści o rodzinie są urojeniami i w ten sposób „leczą mnie ze schizofrenii”, bo oni oczywiście wiedzą lepiej, kto jest kim. Ryszard uważa, że ma taki „charyzmat”, że leczy. No wiec nie, zbrodniarzu, nie leczysz, nie „wyzwalasz” z heavy metalu. Trauma i utrata pamięci ze stresu to nie „leczenie”, chyba że w katolickim sensie tego słowa, czyli śmierć i zniszczenie. Wszyscy jesteście przestępcami, nawet jeśli uważacie w swojej głupocie, że nie.

Żaden katolik nigdy nie przestąpi progu mojego domu.

Podobno zakonnicy w moim dzieciństwie wystarczył fakt, że chudłam, żeby uroić sobie, że to z braku jedzenia i że następnym krokiem będzie prostytuowanie się za kromkę chleba. No więc nie, nigdy nic takiego nie mówiłam. Zrzuciłam wagę i wystarczyło, żeby zaczęła sobie snuć jakieś złośliwe historie na temat mojej rodziny. Zrzuciłam wagę, bo trener kazał. Jadłam gotowane mięso i warzywa. Rosłam. Byłam zdrowa. Z mniejszą wagą mogłam szybciej pływać. Nie wiem, jak trzeba być głupim, żeby uznać, że się wie lepiej. Nie wiem, jak trzeba być głupim, żeby uznać, że mój tata, który miał czterdzieści cztery lata, kiedy się urodziłam, to mój dziadek (a „tata nie żyje”). Te kłamstwa na mój temat muszą w końcu się skończyć. Mam dosyć wysłuchiwania, że skoro nie chcę iść do zakonu, to Rafał… Nie, kurwa, za wysokie progi, skurwielu. Podobnie było z Iwoną Klicką I Krzysiem Rudzkim. Macie przestać narcystycznie roić sobie, że możecie dysponować ludźmi inteligentniejszymi od siebie i ich „nawracać” czy mówić im, z kim mają zawrzeć związek małżeński.

Chcecie samego zła. Macie się odpierdolić. Może bym uwierzyła w „pomyłkę”, ale sfałszowaliście testament Krzysia. Jesteście przestępcami. Nie może być tak, że przyznajecie się do „pomyłki” – ale oczekujecie, że będziemy się „przyjaźnić”, co oznacza dalsze wpierdalanie się moje życie i próbę ciągnięcia pieniędzy.

Fuck the hell off!!!

Profiler

Od dzieciństwa mam na karku prześladowców – maniaków religijnych oraz niebezpieczniejszego od nich schizofrenika. Jest to jeden z powodów, dlaczego powstał ten blog, muszę o tym mówić publicznie, żeby się ratować. Jestem w szoku, że tak wiele osób nadal uważa, że ci wariaci są dobrym źródłem informacji o mnie. Najważniejszym momentem dla mnie, kiedy mi zniszczono wszystko, był początek studiów. Poznałam brytyjskiego basistę i norweskiego gitarzystę w Warszawie i zostałam zaproszona na koncert. Miałam propozycję zostania wokalistką heavymetalową. Dla kogoś wychowanego na muzyce i metalu była to gwiazdka z nieba. Zaczęłam biegać i zmieniłam dietę, dzięki temu miałam też szansę wrócić do łyżwiarstwa (już jako solistka, nie byłam w stanie się dogadać z moim partnerem z pary sportowej z dzieciństwa). Zaręczyłam się też z muzykiem heavy metalowym (z Michałem tylko przez pewien czas się spotykałam). Oprócz tego ryłam też podręczniki z psychologii, żeby kiedyś zostać pisarką i konstruować wiarygodne fabuły i postaci. Zdaniem znajomego biznesmena jestem profilerem, chociaż nie mam formalnego wykształcenia. Wszystko miało znowu być od tego momentu już zawsze dobrze.

Niestety nie zgadzało się to z planami sekty, która jak zawsze chodziła moimi śladami. Mściwa zakonnica mogła mi wybaczyć, że jako dziecko sprzeciwiłam się jej „naukom”, że „uczciwe” kobiety seks powinien boleć, bo przyjemność z seksu mają tylko kurwy. Do tej pory z tego powodu opowiada o mnie razem ze swoją sektą same kłamstwa, zaszczuwając jako byłą prostytutkę i osobę chorą psychicznie. Wezwała na pomoc „specjalistę od trudnych dzieci”, czyli kogoś, kto potrafi je zaszczycić psychicznie praniem mózgu i intrygami aż do samobójstwa. Straciłam przez nich wszystko, co można stracić w życiu. Jak staną przed sądem, to dopiero wtedy zdziwią się, że „tak nie wolno” i powiedzą, „że nie wiedzieli”, i ze „trzeba im wytłumaczyć”. Nie są aż tak ograniczeni, żeby nie wiedzieli, co robią. Błędem było, że wszyscy brali ich za chorych umysłowo. Z zaszczuwania mnie zrobili sobie zawód i dobrze żyją, ciągnąc kasę od ludzi, którzy chcieli mi pomóc. Zakonnica dorobiła mi jakiś pobyt w szpitalu psychiatrycznym (wymiennie opowiadając o postulacie w zakonie w czasie studiów). Napadła na mnie ze swoją sektą na Anglistyce. Rafał, jego koledzy oraz równie psychopatyczna siostra Rafała uniemożliwiali mi wejście na wykłady z pedagogiki, wyzywając mnie od kurew i odmawiając prawa do nauki. Wykładowczyni wymagała obecności na wykładach, ale zostałam fizycznie zastraszona. Niestety w Polsce wariaci to święte krowy (a za wariatów ci terroryści byli brani przez Policję) i nikt mi nigdy nie pomógł. Dopiero gdy uznali, że mnie już wyrzucono ze studiów, bo nie próbowałam wejść na wykład, mogłam wrócić do uczestnictwa w wykładach. Ważne było dla wariatów też to, że straciłam pamięć, a muzyk okłamany przez sektę został zmuszony do zapomnienia o mnie. Ryłam pedagogikę, przeczytałam wszystko z dodatkowych list. Chodziłam też na dyżury wykładowczyni, żeby odrobić nieobecności. Nie wzięła pod uwagę tych okoliczności i obniżyłam mi ocenę na 3. Dobrze, że dostałam zaliczenie egzaminu, widać pomimo okoliczności uznała, że opuściłam zbyt wiele z wykładów. [Uwaga errata, przypomniałam sobie ze szczegółami, jak to było naprawdę.(1)] Z innej strony katoliccy terroryści i zawodowi oszuści (naciągnęli wiele osób na kasę) w jednym biegali wszędzie i oskarżali mnie o ściąganie, nieuctwo oraz imbecylizm. Obniżano mi oceny nie tylko w czasie studiów.

Podobnie było potem w mojej pracy – nikt nigdy mi nie pomógł, moje prośby o ratunek były ignorowane, a terroryści-przyjaciele psychopatycznej zakonnicy odeszli dopiero, gdy się upewnili, że znowu z powodu traumy straciłam pamięć i udało im się wmówić mi niektóre z ich urojeń. Znowu straciłam wszystko. Piszę ten blog po to, aby ludzie inteligentni mogli mnie i siebie ratować przed pomówieniami wariatów oraz kleru zachwyconego „objawieniami” maniaka religijnego i zawodowego terrorysty. Nie ma czegoś takiego jak „chora psychicznie żona Rafała”, którą się jego sekta zgromadzona wokół Ryszarda Nowaka „opiekuje”. Jestem niewinną ofiarą prześladowań, którą zadręczyliście razem z tymi imbecylami. Nie wyobrażam sobie, jak trzeba być głupim, żeby wierzyć w ich opowieści. Nikt mnie nie ubezwłasnowolnił, nie macie prawa odmawiać mi możliwości decydowania o mim życiu. To że nie kojarzę tych oszustów i z powodu traumy mam problemy z pamięcią nie znaczy, że możecie słuchać tego człowieka (jeżeli w ogóle jest człowiekiem) i niszczyć mi życie. Zasada jest taka przy takich problemach z pamięcią – wiedza pozostaje, nawet nie uświadomiona, i człowiek ma prawo decydować z kim chce rozmawiać, trenować, czy żyć. Bo naprawdę dobrze wie, kto skrzywdził. I ucieka przed prześladowcą i gwałcicielem, tak jak ja zawsze uciekałam przed Rafałem i jego sektą. Nie łamie się bezkarnie konstytucyjnych praw człowieka, idioci. Ryszard obiecał, że jak nazwę się Lodbrok (przy okazji – opowiada kłamstwa, że to francuskie nazwisko, więc nie, chodzi o Ragnara Lodbrocka, jego z moich przodków – moi francuscy krewni nazywają się Wieczorek, a mój tata miał tylko jedną siostrę, wyszła za Francuza, a mama z domu nazywała się Kurzępa), to ucieknie i da mi spokój. Mam nadzieję, że tym razem nie kłamał i zrobi to, co obiecał. Nie mam schizofrenii, za to to Ryszard jest idiotą-specjalistą sekty od prania mózgu dzieciom i prześladowania ich całe życie, bo powiedziały coś, co nie spodobało się jakiejś zakonnicy. Jest krańcowo niebezpieczny i przebiegły. Pomagają mu idioci z mojej podstawówki. Nikt z nich nigdy się nie przyjaźnił że mną i nie powinni podawać się za moją rodzinę.

Wiem o dziecku z podwarszawskiej miejscowości, które również zostało znienawidzone przez swoją katechetkę w habicie, i do którego ta zołza wezwała specjalistę od prania mózgu i zastraszania, czyli Ryszarda. Chłopak popełnił samobójstwo skacząc z dachu bydynku. Psychopata zarabia na mordowaniu ludzi. Dwoje moich przyjaciół zostało tez w ten sam sposób potraktowani przez tę sektą. Oboje popełnili samobójstwo.

Ludzie nie mogą im pomagać, musi się to zmienić. Ta szajka podająca się za Opus Dei (i wierzę, że nimi są, chronieni są przez hierarchów, szczęśliwych, że ateiści i poganie są zastraszani i niszczeni na biologicznym poziomie) okradła też mojego narzeczonego, wyciągając kasę, której oczywiście nie zobaczyłam, bo są dla mnie obcy i nigdy nie chcieli tej kasy przekazać. Nie dawajcie już im żadnej kasy. Nie wierzcie, że mają za mną kontakt. Poczytajcie sobie o aferze naszyjnikowej z Francji.

⛧⛧⛧

(1) Muszę poprawić wspomnienie o wykładach z pedagogiki. Mój pradziadek lingwista uważał, że uczą ludzie inteligentni, ja o przedstawicielach zawodu, który mi daje utrzymanie, mam jak najgorsze zdanie. Wolałaby już iść do szkoły wojskowej, bo kobiety nie biorą udziału w bezpośrednich walkach, więc nikt by mojego batalionu nie wybił. Uważam nauczycieli za debili, szczególnie panią, która prowadziła wykłady z pedagogiki. Informacja o tym, że obecność na wykładach obowiązkowa pochodziła od terrorystki z sekty zgromadzonej przy Ryszardzie i zakonnicy, tak naprawdę pani pedagog robiła wszystko, żeby usunąć mnie z Uczelni. Nasłuchała się bzdur Ryszarda Nowaka i przeświadczona, że jest moim krewnym, powiedziała mi wprost, że się nie nadaję na studia, bo mam zespół sawanta. Czyli jestem głupia (co najwyżej 70 IQ), ale mam rewelacyjną pamięć. Dlatego obniżyła mi ocenę z 5 na 3 – bo miałam nic nie rozumieć, tylko pisać pamięci. Napisałam w sprawie tego zaszczucia list dla Policji, zaniosłam go również szefowej Instytutu Anglistyki, tłumacząc sprawę i prosząc o pomoc. Moja mama rozmawiała w tej sprawie z Rektorem. Nie miało to znaczenia, zostałam zaszczuta również przez wykładowczynię Anglistyki jako chora psychicznie i zmuszona do przyznania się do nieistniejącej choroby psychicznej, bo „inaczej nie będę mogła studiować”. Psychopatyczny maniak religijny Nowak rozkwitł, a moje wszystkie plany życiowe runęły w gruzy, rozpadłam się psychicznie i straciłam pamięć. Było to po mojej próbie samobójczej, gdy zostałam zaszczuta, a o gwałt, który popełnił Rafał zaczął być oskarżany mój prawdziwy narzeczony. To nie są osoby chore psychicznie, gdyby byli chorzy opowiadaliby te same urojenia wszystkim po równo. Zamiast tego bardzo dokładnie kontrolują przepływ informacji. Na przykład pewna niska blondynka w zależności od tego z kim rozmawia podaje się albo za moją „siostrę Annę”, albo moją najlepszą przyjaciółkę ze szkoły. Zaręczam, że nie chodziła ze mną do liceum, bo była na to za głupia. Według tego, co wiem, trafiła do szkoły specjalnej, po wyczynie, jakim było zakradzenie się za mną na lekcję pływania i sikanie do basenu. Nadal jest z tego dumna. W innym miejscu mieściłam zdjęcia mojej rodziny, jak i zdjęcie klasowe z początku podstawówki. Ani nie jest kimś z mojej klasy, ani nie ma nic wspólnego z rodziną.

Oskarżanie mnie o sawantyzm jest zabawne, bo pamięć u mnie szwankuje, szczególnie autobiograficzna, co jest związane z zaszczuciem w dzieciństwie, w liceum, a potem na Anglistyce. I bardzo mi przykro, że moja inna Uczelnia, gdzie obecnie pracuję, postanowiła pójść tą samą drogę co UW i wcześniej podstawówka z liceum – czyli olać totalnie moje prośby o pomoc i usuwanie wariatów z miejsca pracy, za to zaczęłam być sekowana też przez osoby zdrowe, które się radośnie zainspirowały bełkotem wariatów. Nie mam zespołu sawanta, byłam testowana w dzieciństwie parę razy. Jestem wybitnie inteligentna. Znam angielski, bo się go nauczyłam, a nie dlatego, że spędziłam lata w anglojęzycznym kraju. Jeśli mam ładny akcent to dlatego, że w podstawówce miałam dodatkowy kurs z Angielką. Łatwo się uczę, co chyba widać było w pracy przy wdrożeniu Moodle.

Mój pradziadek był przeszczęśliwy wykonując zawód lingwisty. Ja uważam ten zawód za piekło i śmiertelną pułapkę, pełną głupich i narcystycznych nauczycieli. Przyjmę każdą pracę związaną ze sceną metalową, ponieważ tylko metale są na tyle inteligentni, że nie nabiorą się na bełkot Ryszarda i zdemoralizowanych knurów oraz knurzyc z jego sekty. Znają ich aż za dobrze i sekta się ich boi. Całe moje życie jest dowodem na to, że nauczyciele, szczególnie pedagodzy są debilami i chcę się w końcu wyrwać na wolność (chociaż muszę przyznać, że na razie da wytrzymać, tylko muszę nosić gaz pieprzowy na Ryszarda i jego sektę, bo pewnie się znowu pojawią, wracają jak kometa; szczęśliwie widuję tylko studentów w tym semestrze, a koleżanek zakochanych w Kościele i jego szaleńcach nie muszę oglądać).

Hrabia

Jak już wspomniałam wcześniej, Hrabia był uratował mojego pradziadka i został jego adopcyjnym ojcem. Dokładniej mówiąc, pradziadek miał dwóch ojców, ponieważ hrabia żył ze swoim ukochanym, również bogatym szlachcicem, ale Francuzem. Pradziadek po ucieczce z domu(1) i pomylonych pociągach znalazł się w Polsce. Nie wiedział zupełnie, gdzie jest. Zobaczył w oddali duży dom wyglądający na szlachecki i gdy pociąg zajechał na stację, wysiadł i poszedł w stronę dworu Hrabiego. Nigdy nie był nieszczęśliwy, nigdy nie był głodny. Ożenił się z piękną chłopką, ale prababcia zdobyła edukację i zerwała relacje ze swoją rodziną. Pradziadek nie ożeniłby się z nią, gdyby nie była inteligentna. Nigdy nie żałował niczego.

Z bólem odzyskuję wspomnienia z dzieciństwa zniekształcone przez pranie mózgu zaserwowane mi przez Opus Dei – niestety Ryszard dopadał mnie w podstawówce na przerwach i wyciągnął ze mnie cała historię rodziny. Wmówił mi zupełnie inną wersję, bo nie podobało mu się, że moja rodzina miała takie dobre pochodzenie.

Ryszarda szczególnie wkurwiła osoba Hrabiego, który był gejem i mieszkał ze swoim ukochanym, francuskim szlachcicem. Usynowił mojego pradziadka, który zawsze powtarzał, że Hrabia był dla niego lepszy niż własny ojciec. Pradziadek odziedziczył po Hrabim majątek, potem sprzedał go i cała rodzina wyjechała do Francji na zaproszenie partnera Hrabiego. Pradziadek mi powiedział, że moja rodzina to biedacy w porównaniu z francuską częścią rodziny. Taki był wybór ojca, który też się zakochał w Polce i mieszkał w PRL. Niestety nie mam kontaktu z rodziną z Francji, moja mama wyrzuciła wszystkie norweskie pamiątki i notatki po śmierci taty. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego co zrobiła, ale myślę, że był to efekt terroru i zastraszenia przez Opus Dei. Wiem, że Michał ma odpowiednie namiary, bo poprosiłam pradziadka, gdy byłam mała, żeby na adres jego rodziny wysłać różne informacje jako zabezpieczenie, jakby coś się stało, ale z Michałem też nie mam kontaktu.

Pradziadek był szczęściarzem, bo trafił na Hrabiego – ja niestety mam na karku świrów z Opus Dei, którym wszyscy upierają się pomagać wbrew moim protestom i zapewnieniom, że to obce osoby i wariaci. Taki idiotym i przeświadczenie, że najbardziej zainteresowane osoby nie mają nic do powiedzenia, za to powinno się kierować własnym gustem, gwałcąc czyjeś wolności, to największa polska wada narodowa, która zniszczyła mi życie. Wariaci są jak grad wielkości kaczych jaj, po prostu się zdarzają, ale naprawdę nie musieliście mnie wypychać z bezpiecznego miejsca i zmuszać, żeby wszystkie gradziny rozbijały mi się o głowę. Mam nadzieję, że ta metafora jest zrozumiała?

Proszę, żeby nikt więcej w nic nie wierzył tym gadom.

⛧⛧⛧

(1) Przypomnę – mój prapradziadek chciał swojego syna „wychować” na prawdziwego mężczyznę, więc gdy się dowiedział, że syn chce być lingwistą, a nie wojskowym, wpadł w szał, zlał go straszliwie i powiedział, że natychmiast zostanie oddany do wojskowej szkoły z internatem. Nie był to pierwszy taki wyczyn prapradziadka, więc jego syn postanowił się ratować, był przekonany, że kariera militarna oznacza, że zginie. Chciał stanąć przed Królem i prosić o ratunek. Wsiadł nie do tego pociągu i trafił do Polski. Już w tamtych czasach był transport kombinowany (czyli wagony pociągu trafiły na prom). Spał całą drogę. Nie wiedział zupełnie, gdzie jest, zorientował się tylko, że na pewno nie w Norwegii. Bardzo mu się spodobał kraj. Wysiadł na stacji i zaczął szukać jakiegoś lokalnego szlachcica i tak trafił do domu hrabiego-geja. Znał francuski i niemiecki, jakoś się dogadał z kimś ze stacji (już wtedy na stacjach kolejowych pracowali z reguły ludzie znający języki obce, ludzie podróżują od zawsze). Hrabia oczywiście znał francuski, był to zawsze język szlachty – nie mówiąc o tym, że dzielił życie z Francuzem, jak już wspomniałam. Pradziadek trafił tak świetnie, że stwierdził, że nie wraca, bo ci ludzie byli tak różni od jego ojca. Uratował rzeczywiście w ten sposób życie, bo jego rocznik został wybity potem w jakiejś biwie ze Szwedami (chyba – przypominam sobie dopiero wydarzenia z pierwszych lat podstawówki, dlatego zmieniam wersje, muszę odrzucać wszystko, co mi wmawiał Ryszard Nowak, piorąc mózg i wmawiając, że mnie zna i że jest moim krewnym, ale o nim i jego sekcie muszę napisać osobno, zesrał się, bo się okazało, że prawda się nie zgadza z tym, co o mnie opowiada i jest obrazoburcza, bo założycielami, że tak powiem, mojego Rodu była dwójka gejów, co jest obrazą dla tych wszystkich durnych katolików).

Pradziadek kochał Polskę, został polonistą. Hrabia był stary i schorowany, gdy zmarł pradziadek odziedziczył jego majątek. Mąż hrabiego wyjechał do Francji. Gdy i on się zestarzał, napisał do mojego pradziadka, że jest potrzebny we Francji. Cała rodzina pradziadka wyjechała do Francji, mój ojciec miał wtedy rok (czyli to powinien być rok 1923). Pradziadek opiekował się swoim drugim adopcyjnym ojcem do jego śmierci i również po nim odziedziczył. Mój tata wrócił do Polski, tutaj się zakochał i został, bo moja mama źle by się czuła we Francji i nie potrafiłaby tam być lekarzem, nie wierzyła, że zdoła się nauczyć francuskiego na tyle, by czegoś nie przeoczyć z rzeczy, które mówią pacjenci. Za bardzo się bała, moim zdaniem irracjonalnie. Paradoksalnie mój tata odziedziczył tytuł jarla (czyli księcia), ale byliśmy PRL-owskimi biedakami przy reszcie Rodziny. Dziedziczę tytuł po tacie, ponieważ jestem podobna do pradziadka, i odróżnieniu od starszej siostry się nie boję, potrafię nawrzucać biskupowi, jeśli trzeba. Pradziadkowi bardzo nie podobało się zalęknienie mojej mamy i siostry. Miał prawo wyznaczyć kogo chciał na dziedziczkę tytułu i to zrobił.

Moja mama była szlachcianką, wszyscy w rodzinie szlachcice, jedynym wyjątkiem była prababcia, ale się kształciła, uczyła się języków razem z pradziadkiem, była piękna i inteligentna, i na jego prośbę zerwała ze swoją rodziną. (Jedyna możliwość, żeby ktoś z gminu wszedł do takiej rodziny, to jej lub jego ciężka praca i udowodnienie, co się sobą reprezentuje.) Nie ma możliwości, żebym miała w Polsce rodzinę, o której nie wiem. I napewno nie jest to Ryszard Nowak. Jest to taka sama bzdura, jak to że Rafał jest moim mężem. Bełkot imbecyli.