Wszystkie wpisy, których autorem jest Gosia

Narcystyczny rodzic

Do pewnego stopnia jest bardzo przyjemne mieć narcystycznego rodzica. Tutaj zaznaczę, że nikt z moich autentycznych nie był narcyzem. Narcyzem był ojciec Michała. Jego osobowość okazała się być bardzo przypadana w momencie, kiedy schizofrenik Ryszard zaczął swoje intrygi na Wydziale Psychologii.

Ten schizofreniczny zjeb rozpoczął swoją zwykłą kampanię kłamstw na mój temat i zaszczuwania z użyciem nauczycieli. Znalazł chętnego słuchacza w wykładowcy od behawioryzmu zwierząt. Mam świetny kontakt ze zwierzętami od dziecka, kocham je i doskonale rozumiem. Schizofrenik wmówił mojemu wykładowcy, że mam same dwóje i że nie nadają się na psychologa i studentkę. Do tego miałam podobno zabić kota.

Wkurwiony wykładowca postawił mi z egzaminu dwóję. Nie jestem narcyzem, więc uznałam, że moja propozycja, żeby sprawdzić, czy oswajanie zdziczałych kotów bez klatki nie ma więcej sensu, wywołała jego furię i że powinnam się pogodzić z dwóją. Mój nieformalny wierzący w mój geniusz teść dostał jeszcze większej furii – tak wielkiej, że zorganizował spotkanie mojego wykładowcy, dziekana oraz mnie – sam oczywiście także był obecny na tym spotkaniu, żeby wszystkiego dopilnować. Uczył mnie wtedy asertywności. Był całkowicie przekonany, że absolutnie nie zasługuję na dwóję.

Po gorącej dyskusji ocenę mi zmieniono na cztery, chociaż szczerze mówiąc zasługiwałam na piątkę. Ten sam wykładowca napadł na mnie wiele lat później w mojej pracy i bełkotał te same bzdury, jakie mu wsadził do głowy Ryszard. Zapomniał już, jak wyglądało nasze spotkanie w czasie studiów. Moja historia z tym wykładowcą jest przykładem na to, jak nieobiektywnie mogą być sprawdzane wszystkie testy i egzaminy, które nie są przygotowane jako zamknięte testy wyboru z konkretnymi odpowiedziami. Są ludzie, którzy w takim systemie ciągną całe życie na dobrej opinii. Ja całe życie z powodu pomówień schizofreników ciągnę na złej. Ale mam to w dupie.

Naprawdę nie zabiłam żadnego kota, ani nie wyrzucili mnie ze studiów. I o ile mi wiadomo, mam absolutorium z psychologii – czyli wszystkie przedmioty bez seminariów.

Split personality disorder to takie cholerstwo, że już lepiej mieć syndrom sztokholmski. Dalej jest już tylko ściana, jeżeli chodzi o zaburzenia psychologiczne. Wychodzi się z tego z bólem. Scalanie osobowości polega na bolesnym odzyskiwaniu wspomnień i wątpieniem we własne zdrowe zmysły.

Tak się skończyła „opieka” nade mną, jaką roztoczyli pierdoleni schizofrenicy z rodziny Ryszarda.

A ostrzegałam przed nimi.

Nie dziękuję ludziom zamieszanym w to wszystko po stronie tej schizofrenicznej rodziny.

Split personality disorder

Sama w pewnym momencie zdiagnozowałam u siebie osobowość wieloraką. Rozmawiałam wtedy ze znajomą gwiazdą metalu i nagle odkryłam, że mam poważne braki w pamięci. Nie pamiętałam kim jestem z zawodu, pamiętałam za to czas, kiedy byłam z Michałem, oraz różne spotkania z muzykami w czasie koncertów czy w innych sytuacjach.

Pamiętałam również, że oprócz Anglistyki studiowałam także Psychologię.

Z analizy wszystkiego, co wiedziałam i co mi powiedziano, wynikało, że rozmowę prowadziła moje prawdziwa osobowość, która zatrzymała się około roku 1991. Był to moment, kiedy bardzo energicznie i brutalnie napadł na mnie gang schizofreników, którym przewodziły moje schizofreniczne, znienawidzone przeze mnie koleżanki z podstawówki oraz ich krewny i ojciec, chory psychicznie Ryszard. Po praniu móżgu i aktach terroru, jakie na mnie przeprowadzono, powstała moja nieprawdziwa osobowość, która przejęła nade mną kontrolę. Całe życie, jakie od tamtej pory prowadziłam, było nieprawdziwym życiem, a ja nie miałam jak się obronić przed tymi wariatami i kolejnymi akcjami niszczenia mnie oraz życia, jakie powinnam była mieć.

Bardzo nie dziękuję ludziom, którzy ten gang zawsze tulili do piersi, zamiast mi zaoferować jakąkolwiek pomoc i wsparcie. Ostrzegałam kim oni są wielokrotnie.

Żyję jakimś cudem, chociaż schizofreniczki bardzo chciały doprowadzić do mojego samobójstwa. Zabiły już wiele osób w podobny sposób.

Gwałt

Pewnie nie wiecie, ale schizofrenicy – szczególnie Ryszard Nowak – posługują się językiem w bardzo specyficzny sposób. Orgazm w ich oraz Kościoła dialekcie to gwałt. Tak więc jeśli jakiś facet jest pomówiony o gwałt to oznacza, że przypisuje mu się udane współżycie z kobietą.

Ich ideą fix jest rozdzielanie kochających się par i łączenie kobiet i mężczyzn z ludźmi, którzy im się nie podobają lub budzą obrzydzenie. Deklarują wtedy – „bo nie będzie gwałtu”. Jest to mało zabawne, bo połączenie jakiegoś schizofrenika z niechętną ofiarą właśnie skończyłoby się właśnie tym, co reszta świata określa jako brutalny gwałt z pobiciem, po którym następuje samobójstwo zaszczutej kobiety. Schizofrenicy lubią takie akcje, bo po nich dziedziczą upatrzone dobra.

Nie wierzcie Nyczowi, że w udany sposób połączył wiele par w fandomie. Każda osoba, która miała z nim problemy, wie, że jest całkowicie odwrotnie. Niszczy ludzi i zaszczuwa razem z tą schizofreniczną rodziną Nowaków.

Ci schizofrenicy prześladują mnie od dzieciństwa. Naprawdę już mam ich dosyć. Mam dosyć zaszczuwania mnie, wmawiania mi nieprawdy, traktowania tych świrów jako „psychoterapeutów”. Zniszczyli mi wszystko, co się tylko dało. Ale zostało mi jeszcze trochę życia i zamierzam się dobrze bawić.

Znam psychologię i psychiatrię na tyle, że wiem, że tego gangu schizofreników ani się nie uda zamknąć w więzieniu, ani nie uda nakłonić do leczenia, bo z reguły starych schizofreników nie udaje się namówić. Poza tym zbyt dużo osób Kościoła radośnie podtrzymuje ich urojenia, żeby młodsi chcieli się leczyć i za dużo pieniędzy udaje im się od ludzi wyłudzić. Na sto procent czeka mnie ucieczka do Stanów, tak jak mój tata uciekł z Francji.

Powinnam była w 2000 roku przyjąć oświadczyny Amerykanina, zostać w Kanadzie, nigdy nie próbować robić kariery pisarskiej, a potem przenieść się do Stanów. Tylko wtedy miałabym jakieś życie i rodzinę. Niestety wybrałam źle – wróciłam do faceta, z którym – jak się okazało później – nie miałam szansy nic zbudować i z powodu którego zmasakrował mnie psychicznie gang schizofreników w takim stopniu, że do tej pory nie jestem w stanie stanąć o własnych siłach.

Mam nadzieję, że tym razem będę wiedziała, kiedy uciec. Schizofrenicy nie wyleczą się z obsesji. Jedyne, co może zrobić ofiara, to uciec w takie miejsce, że jej nie znajdą, bo schizofrenikom nigdy się nie nudzi i nigdy sami nie zrezygnują z nękania kogoś, kto budzi ich agresję, jest obiektem ich obsesji oraz urojeń. Schizofrenicy postępują całkowicie niezgodnie z oczekiwaniami zdrowych ludzi. Tylko zdrowym ludziom się nudzi i wypala się ich złość.

Takie sprawy zawsze kończą się albo mniej lub bardziej samobójczą śmiercią ofiary, albo jej ucieczką.

Można jeszcze próbować informować i edukować otoczenie, ale kurwa nie wtedy, gdy narcyzi puszczają wszystko koło uszu. Wiem, bo próbowałam informować i edukować na początku lat dziewięćdziesiątych, ale za dużo było przy mnie durni i narcyzów, żeby mi pomogli. Tylko zniszczyli mnie wtedy.

Według jednego z podręczników śmierć ofiary jest nieunikniona, gdy ofiara zaczyna cierpieć z powodu amnezji, jak ja. Bo nie jest w stanie się bronić.

To więc, jedyne, co mogę powiedzieć – fuck off!

Złośliwość

Pewna Krystyna ma urojenia, że się ze mną przyjaźni. W rzeczywistości przyjaźni się nie ze mną, ale ze schizofreniczką Renatą z mojej podstawówki, która z lubością podaje się za mnie. W ich wersji jednak to ja mam być chorą psychicznie osobą, która sama nie wie, kim jest.

Żeby było zabawniej, to ta Krystyna jest śmiertelnie zakochana w schizofreniku Romanie, którego uważa za norweskiego księcia i bardzo bogatego człowieka. Oczywiście, że nic z tego nie jest prawdą. Można by było to porostu pominąć milczeniem, bo nie należy się za bardzo zastanawiać nad urojeniami innych ludzi, gdyby nie fakt, że śmiertelnie zakochana Krystyna uważa, że zniszczyłam jej życie i się na mnie mści.

No więc nie, sama sobie zniszczyła życie, nie przyjmując do wiadomości, że łajdaczy się ze schizofrenikiem, który nie jest moim mężem. Naprawdę nie musiałam i nie muszę dawać jemu rozwodu. Do tego jeszcze Krystyna odrzuciła miłość polskiego autentycznego księcia, co już w ogóle jest śmieszne. Właśnie stąd bierze się nienawiść tej Krystyny do mnie. Absolutnie nie jest moją przyjaciółką. Przyjaźni się za to z Renatą.

Są w fandomie dwie Krystyny z różnymi urojeniami, bo jest jeszcze druga. Obie mnie nienawidzą. Ta kolejna uważa, że jest prawdziwą żoną Adama, czyli stanowi analog Romana, są zresztą oboje spokrewnieni. I tak przy okazji – ta pani nie nazywa się Poniatowska i nie jest z tym rodem spokrewniona. Jej urojenia związane z Adamem i zawiść to powód nienawiści, jaką żywi do mnie ta schizofreniczka. Inna Krystyna, przypomnę, nienawidzi mnie z powodu urojeń swojej przyjaciółki Renaty, całego klanu Nowaków oraz Romana, którego uważa za mojego męża, bo tak jej ten schizofrenik wmówił, a bardzo by niego chciała poślubić, bo uważa go za multimilionera i arystokratę (LOL!!!). Niestety wszystkie jego pieniądze są ukradzione i wyłudzone, bo podaje się za kogoś, kim nie jest.

Niestety tej drugiej Krystynie nic nie poradzę. Chciała się tarzać w pościeli z wariatem to ma. Naprawdę jest – jeśli o mnie chodzi, bo może z kimś innym się hajtnął – stanu wolnego. Na dowód mam zaświadczenie o stanie cywilnym, które można znaleść na blogu. Z cała pewnością ta Krystyna jest jedną z wielu bab, które ten schizofrenik obraca, bo jak reszta nieleczących się, a jurnych, schizofreników stworzył sobie harem bab przekonanych, że osoba z chorych obsesji ich wybranka stoi na drodze do ich osobistego szczęścia. Nie, nigdy nie stałam na drodze do szczęścia tej pani. Jedyne co może teraz zrobić to – gdy już ma moje zaświadczenie o stanie cywilnym, bo jest na blogu – to zacząć leczyć swojego „księcia” i się hajtać. Tak jak jej zawsze powtarzałam.

Mówiłam wszystkim od zawsze, o co chodzi i żeby nie wykorzystywać ukradzionych przez schizofreników konspektów. I nie obchodzi mnie, co się z fandomem czy różnymi Krystynami stanie. Żadna z nich nigdy nie była moją przyjaciółką. Za to wiem, że czas spuścić ze smyczy prawnicze psy wojny.

I na jakieś rozpaczliwe szlochy i płacze, odpowiem jak Rhett Butler – Frankly my dear, I do not give a damn.

And just – could you please fuck off?

Przekręt

Podręczniki psychiatrii dokładnie opisują schizofreniczne intrygi oraz oszustwa, jakie popełniają tacy chorzy psychicznie. Są tak łasi na pieniądze, że zaczynają cierpieć na urojenia, że te pieniądze im się należą. Okłamią wszystkich bardzo skutecznie, żeby tylko nachapać się i udawać kogoś, kim nie są. Kasa potrzebna im jest, żeby stworzyć sobie dowód, że są osobami, na których punkcie mają obsesję. Czyli na przykład, że to one są przyjaciółkami kilku Amerykanów lub znajomymi różnych pisarzach.

Oczywiste jest, że nikt z moich znajomych nie przelałby pieniędzy wiedząc, że trafiają na konta schizofreniczek. Zawsze potrzeby był jakiś wybieg. I tak na przykład kilka osób wierzyło, że schizofrenicy podali im mój numer konta. A inni schizofrenicy opływali w dostatki, bo podawali swoje numery konta jako należące do moich nie istniejących, urojonych przez Romana „dzieci”.

O ile się orientuję, przeprowadzone śledztwo zablokowało schizofrenikom wszystkie przelewy pochodzące z zagranicy. Pozostał tylko pewien polski imbecyl, przekonany, że mi „pomaga”. Więc, nie, nie pomaga, za to zaszkodził mi tak jak nikt inny, także pomagając schizofrenikom zaszczuć na śmierć moich przyjaciół – których bardzo chciałam ratować. Kolportował i uwiarygadniał wszędzie ich kłamstwa.

Jest to człowiek, którego nie chcę oglądać. Niech im dalej daje kasę, gówno mnie to obchodzi. Po to studiowałam, żeby móc się sama utrzymać i nie wyciągać do nikogo ręki. Był ostrzegany przed tymi schizofrenikami. Stał się pod ich wpływem złośliwym bydlęciem, pozbawionym uczuć wyższych lub umiejętności kognicyjnych. Żyję tylko dzięki temu, że jeden z zaatakowanych przez tych schizofreników Amerykanów okazał się na tyle bystry, że postanowił przeprowadzić śledztwo i zweryfikować stwierdzenia schizofreników. Dodawał mi siły i otuchy przeprowadzając przez wszystko, co mi ci schizofrenicy robili. Schizofrenik Roman nie wiedział, przystawiając mi telefon do ucha, że dostaję wsparcie i jestem zachęcana do walki. I że wcale ten Amerykanin Romana i jego twierdzeń nie popiera. Bardzo inteligentnie lawirował pomiędzy schizofrenikami w taki sposób, że się nie zorientowali, co się dzieje i mnie dodatkowo nie zaatakowali. Nie dał się zaszczuć z wynikiem śmiertelnym jak jego kolega. Była to wtedy jedyna osoba, która mi pomagała. Udało mi się z nim porozumieć, pomimo tego, że został podobnie jak inni zmanipulowany i już chodził na smyczy wariatów, robiąc im przelewy. To że potrafił spojrzeć z boku na to, co się działo, świadczy o wysokiej inteligencji, a przede wszystkim o tym, że nie jest narcyzem.

Schizofrenicy bardzo skutecznie skłócają swoje ofiary z ludźmi z ich otoczenia i przechwytują w ten sposób kontakty. Ja obraziłam się na wiele osób z powodu ich współpracy ze schizofrenikami już na początku lat dziewięćdziesiątych i przestałam z nimi rozmawiać. Zostałam też tak zaszlachtowana psychicznie, że zaczęłam mieć problemy z pamięcią.Znalazłam się w takiej sytuacji, w jaki nikt nie powinien się znaleść. Nikt nigdy nic nie weryfikował urojeń wariatów pomimo ostrzeżeń mojego ojca oraz moich. Nikt oprócz wspomnianego Amerykanina nie chciał sprawdzić, co ja mam do powiedzenia i zweryfikować, co jest prawdą. Dotarł do wszystkich ludzi, do których powinien był dotrzeć i mnie uratował.

Hojne przelewy, jakie dostają schizofrenicy, pozwalają im udawać ludzi z wyższych sfer, a także dawać szczodre łapówki, które są wykorzystywane, aby mnie dalej zaszczuwać. Schizofrenicy dzięki przyjaźni z ludźmi ewidentnie chorymi (bo dali się wciągnąć w urojenia wariatów) zniszczyli mi całe życie. Udało mi się przeżyć, dzięki otrzymanemu wsparciu, ale wiem, ile straciłam.

A pan Andrzej był już na początku lat dziewięćdziesiątych ostrzegany, że powinien się leczyć. Może się ode mnie odpierdolić, bo ja się do niego nie chcę przyznawać. Szkoda, że nie skorzystał z mojej dobrej rady i nie poszedł do psychiatry, kiedy był na to czas.

Zaświadczenie i sumienie

Od dzieciństwa jestem prześladowana nie tylko przez cały gang schizofreników (moje źródła twierdzą, że biegli sądowi doliczyli się w tym przypadku około pięćdziesięciu współpracujących wariatów, to rekord wielkości), ale też ich pomagierów oraz przez panie, które zawsze są bardzo chętne uwolnić mnie od kolejnych narzeczonych czy sympatii i się za nich korzystnie wydać.

Problemy ze schizofrenikiem, który twierdzi, że jest moim mężem oraz, że mam jakieś dzieci, przerabiałam już w roku 1990, jeśli nie wcześniej. Ratowałam wtedy mój związek z Michałem i wyciągnęłam zaświadczenie o stanie cywilnym. Zrobiłam kopie i kazałam niektórym ze zjebów pokwitować na drugiej kopii, że dostali ksero mojego zaświadczenia, gdzie wyraźnie widniało jako stan cywilny „panna”. Nic się nie zmieniło w kwestii mojego stanu cywilnego do tej pory i mam identyczny stan cywilny na zaświadczeniu z obecnego roku, które znajduje się na blogu. Nie będę umieszczać kolejny raz, jeśli ktoś tego jeszcze nie widział, proszę się cofnąć i poszukać we wcześniejszych wpisach.

Problem w tym, że schizofrenicy, których się zmusza do weryfikacji czegoś i podsuwa dowody, błyskawicznie wypierają to, co widzą, i zaczynają przeżywać swoje urojenia jeszcze intensywniej. Wiem, że bredzą, że „widzieli” to zaświadczenie i widniał tam zupełnie inny stan cywilny. Niektórzy z nich nawet twierdzą, że byli na „ślubie” czy „weselu”, które urządził mój „mąż” dla mnie.

Konfrontowanie się ze schizofrenikami nie ma zatem sensu. Jedyne, co miało sens w tej sytuacji, to zdobycie tego podpisu, świadczącego, że Nycz widział zaświadczenie, dla sądu cywilnego i sądzić się o duże odszkodowanie za te pomówienia i intrygi. Te osoby są mi winne bardzo duże odszkodowanie. Nie tylko zniszczyły mojej życie, ale zniszczyły też życie Adama oraz Breta. Kilka innych osób nie straciłoby życia i nie przechodziło piekła, gdyby tylko pan Andrzej raczył przyjąć do wiadomości, że ma do czynienia z niebezpiecznymi schizofrenikami, a nie z moimi przyjaciółmi. Nowacy byli powodem, dlaczego mój tata chętnie by opuścił Polskę ze mną, tak jak wcześniej uciekł z Francji przed innym schizofreniczny gangiem. Ale skończyły nam się kraje, do których można było uciec, bo chociaż po pradziadku jestem Norweżką, to nikt nie mówił po norwesku w rodzinie (oczywiście oprócz dalekich kuzynów Norwegów, z którymi nie mam kontaktu).

Ja w pewnym momencie chętnie bym uciekła do Stanów, albo do Szwecji. Nadal mogę to zrobić, szczególnie jeśli chodzi o Stany. Amerykański fandom, z tego co słyszałam, jest mi życzliwszy. Mam oko do lokacji, mam wyobraźnię filmową, całkiem ładnie też wychodzę na filmach. Wiele osób mieszkającym po drugiej stronie Wielkiej Kałuży od dawna namawia na karierę aktorską lub modeling – są też aktorki czy modelki, które pracują nawet po osiemdziesiątce. Pisać też mogę po angielsku.

I całkowicie nie dziękuję za rozpuszczanie wszem i wobec kłamliwych plotek jakobym była ciężko chorą osobą, która nie pamięta, że ma „męża”. Nie mam męża, nie mam dzieci z powodu takich zagrań. Ale nawet jakbym była mężatką, to ludzie, którzy chcieli mieć ze mną romanse, powinni mieć szansę przekonać się na własnej skórze, czy rzeczywiście jestem taka bardzo chora. Nawet jeśli bym miała jakiegoś „męża”, miałabym prawo od niego odejść i układać sobie życie, jak chcę. A osoby z amnezją nie bywają nigdy ubezwłasnowolnione i nie wolno im tego robić. Nie wolno praniem mózgu, czy syndromem sztokholmskim, zmuszać do zrobienia tego, co ktoś chce, żeby zrobiły. Nie ma tłumaczenia, że robi się to „dla ich dobra” – to zawsze jest gwałt. Kierują ludźmi z amnezją emocje, które się zgadzają z tym, kto naprawdę jest im bliski, rozpoznają również ludzi, którzy ich skrzywdzili i ich unikają. Wiedzą to psychoterapeuci, więc są świadomi, że nie wolno robić czegokolwiek wbrew woli pacjenta, bo ten najczęściej nadal najlepiej wie – chociaż nie na świadomym poziomie – kto go skrzywdził i od kogo powinien uciekać. Niestety osoba, która wywołała traumę (z powodu której wystąpiła amnezja) z reguły nadal chce kontrolować życie swojej ofiary. I wcale nie jest dla tej ofiary kimś bliskim.

Szkoda, że schizofreniczka Dorota uznała, że mnie prawo mnie niszczyć swoimi kłamstwa na mój temat. Nikt nie powinien powtarzać jej urojeń jako faktów. Nigdy się nie przyjaźniłyśmy. Za to pomogła schizofrenicznemu gangowi zaszczuć wielu z moich przyjaciół. Najczęściej z wynikiem śmiertelnym. Jedyne, co mogę zrobić, to ostrzegać przed nią i ludźmi, którzy chorzy psychicznie ze względu na kontakt z nią.

Ci enablerzy bardzo dużo mają „na sumieniu.”

Znaczy się, są też ludzie tacy jak ja, którzy nie mają sumienia, bo to koncept katolicki. Ja mam zamiast tego zinternalizowane zasady moralne i etycznie, bo nie identyfikuję się jako chrześcijanka – potwierdzenie apostazji też na blogu. Łamanie zinternalizowanych zasad wywołuje dyskomfort psychiczny czasem większy niż jakieś „nieczyste sumienie” u katolika, które jest – jakby to powiedzieć – bardzo giętkie, bo katolik cyklicznie je czyści w czasie spowiedzi i dostaje nową carte blanche, żeby dalej mógł „grzeszyć”. Przy czym pojęcie „grzechu” nijak się nie ma do pojęcia „przestępstwa” czy „krzywdy”, to zupełnie coś innego, coś co nie podstaw prawnych i nie opiera się na żadnych zasadach społecznych – orgazm na pewno nie powinien być definiowany jako coś nagannego i „grzesznego”. Nauka nie stwierdziła istnienia czegoś takiego jak „sumienie” czy „grzech”. Jest to całkowicie potoczne określenie. To co napisałam zgadza się z tym, co sądzą psycholodzy na temat istnienia lub nieistnienia sumienia.

I żadna ze schizofrenicznych kurew schizofrenika Nycza, żadna Anna czy Renata, nawet przez chwilę nie studiowała niczego, Ryszard też nie. To bardzo niebezpieczni schizofrenicy bez matury. Z tym, że ich działania są możliwe tylko dlatego, że ludzie są głupi, narcystyczni oraz decydują się nie przestrzegać żadnych zasad społecznych. Wśród zasad społecznych jest też nakaz weryfikowania różnych oskarżeń na prośbę osoby zaszczuwanej, a nie nabijanie się z niej. Oczywiście, jeśli jest to możliwe, a było możliwe cały czas.

Zaginiony pentagram

Dawno temu, kiedy jeszcze byłam studentką, nosiłam na szyi pentagram. Został mi zerwany z szyi przez schizofreniczkę Annę. Był to jeden z przedmiotów, które mi ukradła. Oprócz pentagramu ściągnęła mi z palca pierścionek, który dostałam od pewnego producenta.

Oba te przedmioty służą jej w fandomie do nieudolnego udawania mnie. Lansuje się przed metalami, udając Haraldsdottir, straszliwie się przy tym szarogęsząc i pusząc. No ale cóż, bez względu na to, co zrobi nie będzie mną. Haraldsdottir nie jest wysoką schizofreniczką o jasnych włosach, która sypia z Nyczem i jest z Opus Dei.

Schizofreniczka Anna jest totalną wariatką, tak samo jak jej krewna, równie chora psychicznie Renata. Ta dla odmiany bardzo często używa mojego prawdziwego nazwiska, a także przedstawia się jako Yennefer.

Obie schizofreniczki często szczują na mnie fanów, oskarżając mnie o wyrządzenie im jakiś urojonych krzywd. Są tak samo niebezpieczne jak Ryszard Nowak. Wszystko, co te panie robią, to klasyczne akcje schizofreników. Ci nie tylko często przedstawiają się fałszywie jako członkowie rodzin, czy psychoterapeuci, ale także podszywają się pod inne osoby, przedstawiając się nieprawdziwymi nazwiskami, które zostały skradzione ich ofiarom. To wszystko sprawia, że osoby, które stały się źródłem obsesji schizofreników, nie są w stanie poradzić sobie z konsekwencjami kłamstw tych wariatów.

A ja nauczyłam się nosić – tak jak mnie ostrzegano – pentagram na rzemyku zamiast srebrnego łańcuszka. Nie powinien już mi nikt go zerwać z szyi.

Tylko pierścienia, który dostałam od księcia, szkoda. Porwał go zawistny Gollum i raczej już go nie odzyskam.

Kolejne ciekawe plotki

W czasie śledztwa, jakie przeprowadził mój znajomy psycholog, wyszło na jaw, że wiele osób z fandomu sypiało ze schizofreniczną zawodową prostytutką (trudno nazwać to inaczej, skoro kurwieniem się i oszustwami zarabia na życie) z prześladującego mnie schizofrenicznego gangu. W tym gronie też jest jeden z moich dawnych „narzeczonych”.

Oczywiście, że ten, hmm, jego związek ze schizofreniczką zaważył na tym, co te osoby robiły i dlaczego niszczyły moje życie różnymi niesprawdzonymi kłamstwami. Zakochać się w prostytutce ze schizofrenią to coś, co nie mieści mi się w głowie. Większość nieleczących się schizofreniczek trudni się prostytucją, bo nie są w stanie utrzymać pracy. A także uważają się za zbyt dobre, żeby pracować, wolą kraść i wyłudzać pieniądze. Do tego uwielbiają wykorzystywać seks, żeby urabiać różnych mężczyzn i nastawiać ich przeciwko osobom, które chcą zniszczyć.

Żadna ze schizofrenicznych prostytutek z fandomu się ze mną nie przyjaźniła. A przede wszystkim, ja z nimi się nigdy nie przyjaźniłam. Ale ich obecność i seksualna dostępność tłumaczy zaburzenia seksualne u jednego z moich byłych i dlaczego nie był w stanie zbudować ze mną prawidłowej relacji. Niech sobie dalej do niej biega i się dalej dobrze bawi. Słyszałam, że tak robi i się nie oszczędza. Na myśl o nim, jako kimś kto dyma takie schizofreniczne kurwiszcze, a potem chce ze mną budować rodzinę, czuję takie obrzydzenie, że chce mi się wymiotować. Nawet jakby się wykąpał w perhydrolu, to nie smarze tej skazy charakteru, ani zapachu kurwy. Zniszczył mi, kutas, wszystko w moim życiu, działając zgodnie z jej zaleceniami.

Przykro, że ojciec mojego dawnego „narzeczonego” nie był w stanie utrzymać swojego penisa w majtkach i po seksie ze schizofreniczką postanowił mnie wszędzie zniszczyć, bo ta z zachwytem postanowiła go nakarmić wszystkimi swoimi urojeniami i celowymi kłamstwami. Tak samo, jak jego synalek. Bardzo żałuję, że także jeden z ich znajomych również postanowił się z nią wytarzać w pościeli.

Wykonując polecenia schizofrenicznej kurwy, zniszczyli mi życie. Mam nadzieję ich w życiu nie oglądać. I nie chcę ani grosza od nich, wystarczy że dawali kurwom, które były zadowolone, jak mnie okradają. Nic od nich nie chcę. Ja potrafię zarobić na swoje utrzymanie. Nie latam prywatnym samolotem, ale żyję uczciwie i nikogo nie krzywdzę. I mam nadzieję, że pozbieram się na tyle szybko, że już nie odrzucę żadnych intratnych propozycji pracy, tylko dlatego, że przeżywam załamanie nerwowe.

Dlatego bardzo proszę się ode mnie odpierdolić.

Powinnam była przyjąć faceta, który mi się oświadczył na lotnisku w Toronto, a nie naiwnie wierzyć w uczucie tej męskiej szmaty, która w tym casie dymała schizofreniczki. Kurwa, już wolałabym wytłumaczenie, że jest gejem (mogłabym się wtedy przyjaźnić), a nie męską kurwą, która się zaręcza z kobietami, a potem nawet bez rzucania, biegnie do kurwy ze schizofrenią, od której jest uzależniony psychicznie i którą podobno dyma od dziecka – tak samo jak inne kobiety – bez jakiejkolwiek miłości. Takich facetów się nie akceptuje. Ale tego, co już się stało, nic nie zmieni. Mogę za to nie wpadać w te same koleiny, co zawsze i pokazać chujowi drzwi, zamiast znowu dać mu się uwodzić i potem niszczyć. Zamierzam już na dobre zerwać z tym schematem.

Cieszę się, że już uświadomiłam sobie, co jest nie tak z tym facetem i skąd wynikają jego problemy psychiczne. Jeśli przyjęłam przed laty jego oświadczyny, to dlatego że straciłam pamięć i zapomniałam, jak mnie wcześniej wielokrotnie skrzywdził.

Pokazałam drzwi kutasowi z bardzo dużą satysfakcją w pewnym momencie.

Nie zamierzam już kiedykolwiek otwierać tych drzwi.

Świat jest pełen bardziej interesujących facetów i nie bez powodu wiele osób w fandomie metalowym mówi o mnie Scarlett. Nie mam problemu z brakiem wielbicieli. Ten samolot z Toronto nie był wyjątkiem.

Za to tej męskiej szmaty nikt już nie zechce, o ile ma dobrze poukładane w głowie.

Ale niszczenie mnie za mój norweski zespół, to już przesada. Nigdy tam nie był szefem. Nie ma tam miejsca dla niego. No chyba, że ze mnie Norwedzy zrezygnują.

Ale jeżeli Norwedzy chcą nas oboje, to ten projekt nie ruszy nigdy. A ja za to będę się cieszyć życiem. Nie muszę jeździć po świecie w heavy metalowym cyrku. Zawsze wolałam mieć swoje wydawnictwo, jeśli już mam coś robić innego niż uczenie angielskiego.

Narcyzi

Nikt nie potrafi człowieka zniszczyć bardziej niż narcyzi, którym się pomogło. Z samej swojej natury narcyz jest głupszy, niż myśli i absolutnie nie chce przyjąć do wiadomości, że może się mylić.

Za to z radością i zachwytem tuli do piersi wszystkie ploty lub bełkoty schizofreników, które mogą źle świadczyć o osobie, która właśnie komuś pomogła lub okazała grzeczność. Bo lubi się w takiej sytuacji poczuć lepszy. To narcyz myśli, że ktoś z klasy rządzącej ma prawo lub nawet powinien krzykiem okazywać wyższość i zmuszać do uległości. Ale psycholog lub ktoś pochodzący z wyższych sfer jest przyzwyczajony, że prośby są wypełniane nawet wtedy, gdy są wypowiadane spokojnym tonem.

Narcyz niczego nie weryfikuje, za to energicznie działa przepełniony przekonaniem, że wie lepiej, nawet jeśli nic nie wie. Mam na karku kilku narcyzów, którzy zniszczyli mi życie. Niestety uwielbiają dowiadywać się nieprawdziwych rzeczy, a potem wpierdalać się, zupełnie nic nie wiedząc, w moje prywatne życie, zapominając, że to ja tutaj jestem autorytetem w tym czego chcę i kim, czy czym, są dla mnie różni ludzie. Tylko narcyz może się okazać aż takim chamem, żeby uważać, że może za mnie decydować z kim mam być, lub nie być. I tylko narcyz radośnie powtarza niesprawdzone plotki bez najmniejszej weryfikacji w sytuacji, gdy wie, że w jakimś środowisku znajdują się schizofrenicy. A kilka osób (w tym wspomniani narcyzi) z fandomu było dokładnie o tym ostrzeżone.

Narcyzi to drugi powód, dlaczego psychoterapeuci mają pełne ręce roboty. Współdziałają też idealnie ze schizofrenikami i się uzupełniają z nimi. I nawet w sytuacji, kiedy mój tata i ja wielokrotnie ostrzegaliśmy przed tym gangiem schizofreników, większość narcyzów w fandomie za nimi popłynęła.

Mam prawo żyć jak chcę. Zniszczono mi młodość, zniszczono mi – w większości – wiek średni. WIele rzeczy w mim życiu zostało zahibernowane. Zahamowano mój rozwój. Pod względem psychologii naprawdę mam podobny wiek, co moje siostrzenice. Wcale nie jestem – po tym, co mnie spotkało – tak dojrzała jak ludzie myślą. Niestety tak się dzieje przy powtarzających się atakach schizofreników i syndromie sztokholmskim, który kradł mi za każdym razem wiele lat. A można z tego syndromu wychodzić nawet kilkanaście lat po każdym ataku. Ktoś kto przeżył takie traumy jak ja, wcale nie chce mieć dzieci. Wystarczy mi już ludzi, których chroniłam przed tym schizofrenicznym gangiem. Wolę nie martwić się o własne dzieci, w sytuacji, gdy ten gang chorych psychicznie osób był w stanie mnie wytropić wszędzie. Nie chcę, żeby kolejne pokolenie przechodziło przez to, co przechodził mój tata i ja. W Polsce nie warto mieć dzieci. Chciałam wyjechać z Polski, żeby mieć dzieci. Też się nie udało.

Wcale mi nie śpieszno do małżeństwa z kimkolwiek. Najchętniej umówiłabym się z jakimś modelem na randkę do Paryża i się wygłupiała na ulicy.

No coż, jeśli miałabym mieć dzieci, to urodziłabym je, gdy miałam macicę. Prosiłam o dzieci pewnego idiotę, gdy byłam zaraz po trzydziestce. Teraz zamierzam się już tylko bawić. I z takimi ludźmi, jakich sama sobie wybiorę. I wcale nie marzę już o dzieciach. Myślałam o tym wcześniej, ale mi to różnymi (schizofrenicznymi i nie tylko) intrygami uniemożliwiono. Ale nie zamierzam też się zabijać z powodu nieposiadania dzieci.

Mam prawo do zabawy po tym, co mnie spotkało.

Z tym, że fandom – szczególnie warszawski – nie gwarantuje mi dobrej zabawy. Dobra zabawa jest zawsze za granicą. Polska jest dla mnie przeklęta.

Nie jestem narcyzem, jestem ładnie poskładana psychologicznie. Przeszłam własną psychoterapię jeszcze w czasie studiów. Mam też wykształcenie, dzięki któremu wiem, na czym polega psychoterapia.

Tak więc, schizofrenicy nie powinni przy mnie udawać psychoterapeutów, podobnie powinno było zamknąć ryje kilku innych narcystycznych imbecyli.

Naprawdę nie znacie się na niczym.

Terror

Terror to nie jest dobry pomysł, aby kogoś zmusić do miłości, czy namówić do nawiązania znajomości. Niestety ojciec pewnego gościa wymyślił sobie, że momencie gdy już ostatecznie stwierdziłam, że nie chcę widzieć jego synalka i się z nim pożegnałam, wezwie gang schizofreników, żeby mnie w ramach „terapii” zmusili do seksu i nawiązania z jego synem.

No coż, gang schizofreników jako swoją główną dyrektywę przyjął schizofreniczną potrzebę zmuszenia mnie do tego, abym przyznała, że mam męża, który nazywa się Roman. Co oczywiście jest nieprawdą, moje zaświadczenie o stanie cywilnym jest na blogu. Wymyślili sobie, że jestem w facecie wspomnianym w poprzednim akapicie zakochana, więc w ramach „terapii” zaczęli Romana nazywać zupełnie innym imieniem. Liczyli na to, że się pomylę i jakoś tak przyznam, że kocham Romana. No bo oczywiście, że nadal uważają, że Roman jest moim „mężem” – niestety schizofrenik nie zmienia zdania, od tego są leki, schizofrenik któremu się udowadnia, że ma urojenia, wybucha jeszcze większą psychozą i zaczynają się różne psychozy.

Ale oczywiście nadmiernie ambitny tatulek synalka, o którym wspomniałam, uznał, że wie lepiej od wykształconych psychologów, psychoterapeutów czy podręczników psychiatrii, które przestudiowałam i stwierdził, że będzie robił, jak chce. W efekcie zniszczył mi życie już do reszty. Bo oczywiście poprosił schizofreników o pomoc i terrorem próbował mnie zmusić do wyjścia za jego syna.

A jego synalka nie trawię.

Niestety odniosłam zbyt dużą stratę. Popełnił samobójstwo, ktoś kogo pokochałam i próbowałam ratować. Kilka lat później zginął w wypadku ktoś też mi bliski.

Za dużo strat, za dużo bólu. Zbyt duże ego faceta, który wymyślił sobie, że zamiast mnie będzie leaderem pewnego zespołu. Zbyt dużo ten człowiek mi zabrał z życia, żebym chciała się z nim spotykać.

Zmuszanie mnie terrorem do małżeństwa z kimś, kogo już nie potrafię kochać i wywoływanie syndromu sztokholmskiego u kogoś takiego jak ja, kto jest tak kruchy jak ja, to coś z czym nie jestem w stanie poradzić. Niestety pamięć o tym, co mi zrobiono zmieniła moje uczucia o sto osiemdziesiąt stopni. I tego się nie da odwrócić.

I proszę mnie nie terroryzować samobójstwem, tylko sobie iść do szpitala psychiatrycznego, tam są ludzie którzy pomogą. Mam dosyć histerii tego narcyza.