Jak już wspomniałam wcześniej, Hrabia był uratował mojego pradziadka i został jego adopcyjnym ojcem. Dokładniej mówiąc, pradziadek miał dwóch ojców, ponieważ hrabia żył ze swoim ukochanym, również bogatym szlachcicem, ale Francuzem. Pradziadek po ucieczce z domu(1) i pomylonych pociągach znalazł się w Polsce. Nie wiedział zupełnie, gdzie jest. Zobaczył w oddali duży dom wyglądający na szlachecki i gdy pociąg zajechał na stację, wysiadł i poszedł w stronę dworu Hrabiego. Nigdy nie był nieszczęśliwy, nigdy nie był głodny. Ożenił się z piękną chłopką, ale prababcia zdobyła edukację i zerwała relacje ze swoją rodziną. Pradziadek nie ożeniłby się z nią, gdyby nie była inteligentna. Nigdy nie żałował niczego.
Z bólem odzyskuję wspomnienia z dzieciństwa zniekształcone przez pranie mózgu zaserwowane mi przez Opus Dei – niestety Ryszard dopadał mnie w podstawówce na przerwach i wyciągnął ze mnie cała historię rodziny. Wmówił mi zupełnie inną wersję, bo nie podobało mu się, że moja rodzina miała takie dobre pochodzenie.
Ryszarda szczególnie wkurwiła osoba Hrabiego, który był gejem i mieszkał ze swoim ukochanym, francuskim szlachcicem. Usynowił mojego pradziadka, który zawsze powtarzał, że Hrabia był dla niego lepszy niż własny ojciec. Pradziadek odziedziczył po Hrabim majątek, potem sprzedał go i cała rodzina wyjechała do Francji na zaproszenie partnera Hrabiego. Pradziadek mi powiedział, że moja rodzina to biedacy w porównaniu z francuską częścią rodziny. Taki był wybór ojca, który też się zakochał w Polce i mieszkał w PRL. Niestety nie mam kontaktu z rodziną z Francji, moja mama wyrzuciła wszystkie norweskie pamiątki i notatki po śmierci taty. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego co zrobiła, ale myślę, że był to efekt terroru i zastraszenia przez Opus Dei. Wiem, że Michał ma odpowiednie namiary, bo poprosiłam pradziadka, gdy byłam mała, żeby na adres jego rodziny wysłać różne informacje jako zabezpieczenie, jakby coś się stało, ale z Michałem też nie mam kontaktu.
Pradziadek był szczęściarzem, bo trafił na Hrabiego – ja niestety mam na karku świrów z Opus Dei, którym wszyscy upierają się pomagać wbrew moim protestom i zapewnieniom, że to obce osoby i wariaci. Taki idiotym i przeświadczenie, że najbardziej zainteresowane osoby nie mają nic do powiedzenia, za to powinno się kierować własnym gustem, gwałcąc czyjeś wolności, to największa polska wada narodowa, która zniszczyła mi życie. Wariaci są jak grad wielkości kaczych jaj, po prostu się zdarzają, ale naprawdę nie musieliście mnie wypychać z bezpiecznego miejsca i zmuszać, żeby wszystkie gradziny rozbijały mi się o głowę. Mam nadzieję, że ta metafora jest zrozumiała?
Proszę, żeby nikt więcej w nic nie wierzył tym gadom.
⛧⛧⛧
(1) Przypomnę – mój prapradziadek chciał swojego syna „wychować” na prawdziwego mężczyznę, więc gdy się dowiedział, że syn chce być lingwistą, a nie wojskowym, wpadł w szał, zlał go straszliwie i powiedział, że natychmiast zostanie oddany do wojskowej szkoły z internatem. Nie był to pierwszy taki wyczyn prapradziadka, więc jego syn postanowił się ratować, był przekonany, że kariera militarna oznacza, że zginie. Chciał stanąć przed Królem i prosić o ratunek. Wsiadł nie do tego pociągu i trafił do Polski. Już w tamtych czasach był transport kombinowany (czyli wagony pociągu trafiły na prom). Spał całą drogę. Nie wiedział zupełnie, gdzie jest, zorientował się tylko, że na pewno nie w Norwegii. Bardzo mu się spodobał kraj. Wysiadł na stacji i zaczął szukać jakiegoś lokalnego szlachcica i tak trafił do domu hrabiego-geja. Znał francuski i niemiecki, jakoś się dogadał z kimś ze stacji (już wtedy na stacjach kolejowych pracowali z reguły ludzie znający języki obce, ludzie podróżują od zawsze). Hrabia oczywiście znał francuski, był to zawsze język szlachty – nie mówiąc o tym, że dzielił życie z Francuzem, jak już wspomniałam. Pradziadek trafił tak świetnie, że stwierdził, że nie wraca, bo ci ludzie byli tak różni od jego ojca. Uratował rzeczywiście w ten sposób życie, bo jego rocznik został wybity potem w jakiejś biwie ze Szwedami (chyba – przypominam sobie dopiero wydarzenia z pierwszych lat podstawówki, dlatego zmieniam wersje, muszę odrzucać wszystko, co mi wmawiał Ryszard Nowak, piorąc mózg i wmawiając, że mnie zna i że jest moim krewnym, ale o nim i jego sekcie muszę napisać osobno, zesrał się, bo się okazało, że prawda się nie zgadza z tym, co o mnie opowiada i jest obrazoburcza, bo założycielami, że tak powiem, mojego Rodu była dwójka gejów, co jest obrazą dla tych wszystkich durnych katolików).
Pradziadek kochał Polskę, został polonistą. Hrabia był stary i schorowany, gdy zmarł pradziadek odziedziczył jego majątek. Mąż hrabiego wyjechał do Francji. Gdy i on się zestarzał, napisał do mojego pradziadka, że jest potrzebny we Francji. Cała rodzina pradziadka wyjechała do Francji, mój ojciec miał wtedy rok (czyli to powinien być rok 1923). Pradziadek opiekował się swoim drugim adopcyjnym ojcem do jego śmierci i również po nim odziedziczył. Mój tata wrócił do Polski, tutaj się zakochał i został, bo moja mama źle by się czuła we Francji i nie potrafiłaby tam być lekarzem, nie wierzyła, że zdoła się nauczyć francuskiego na tyle, by czegoś nie przeoczyć z rzeczy, które mówią pacjenci. Za bardzo się bała, moim zdaniem irracjonalnie. Paradoksalnie mój tata odziedziczył tytuł jarla (czyli księcia), ale byliśmy PRL-owskimi biedakami przy reszcie Rodziny. Dziedziczę tytuł po tacie, ponieważ jestem podobna do pradziadka, i odróżnieniu od starszej siostry się nie boję, potrafię nawrzucać biskupowi, jeśli trzeba. Pradziadkowi bardzo nie podobało się zalęknienie mojej mamy i siostry. Miał prawo wyznaczyć kogo chciał na dziedziczkę tytułu i to zrobił.
Moja mama była szlachcianką, wszyscy w rodzinie szlachcice, jedynym wyjątkiem była prababcia, ale się kształciła, uczyła się języków razem z pradziadkiem, była piękna i inteligentna, i na jego prośbę zerwała ze swoją rodziną. (Jedyna możliwość, żeby ktoś z gminu wszedł do takiej rodziny, to jej lub jego ciężka praca i udowodnienie, co się sobą reprezentuje.) Nie ma możliwości, żebym miała w Polsce rodzinę, o której nie wiem. I napewno nie jest to Ryszard Nowak. Jest to taka sama bzdura, jak to że Rafał jest moim mężem. Bełkot imbecyli.
Mój pradziadek był najszczęśliwszym z ludzi. Dzięki swojej ucieczce z domu, pomylonym pociągom i wyskoczeniu z wagonu w okolicy dworu hrabiego w Polsce uciekł przed wojskową szkołą z internatem i przed szybką śmiercią, gdy jego rocznik został wybity w czasie bitwy. Był lingwistą i nigdy nie żałował niczego w życiu. Pochował żonę, żył ponad setkę i był nestorem licznej rodziny. Mam wiele z jego osobowości i talentów, ale nic z jego szczęścia.
Z powodu maniaka religijnego zabrano mi wszystko w celu uszczęśliwienia mnie na siłę. Nie liczyło się, co mówię, nie liczyła się prawda. Jedyne co ludzie mieli w głowie to kłamstwa maniaka religijnego (poprawka – według schizofrenika, to schizofrenik ma „kontakt z Bogiem” lub chwilami uważa się za Boga, maniak religijny jest z reguły wyznawcą schizofrenika-szamana), który postanowił układać mi życie według swojego widzimisię. Powtórzę jeszcze raz – to nie jest mój krewny, to nie jest żaden psychoterapeuta. Nie było żadnego ślubowania czy przysięgania przed biskupem, że wyjdę za Rafała. Kochałam rodziców Michała za to, że nie został ochrzczony. Wbito mi nóż w serce, gdy się okazało, że ojciec Michała uwierzył w kłamstwa tych świrów (i oportunistów) i aby „mnie ratować” i stał się jedną z nieprzytomnych, niezorientowanych osób, które zniszczyły mnie i mojego partnera z lodowiska. Nie wiem, dlaczego moje słowa mniej znaczą niż słowa wariata? Raz po raz dowiaduję się, że po wyjaśnieniu, że nie mam krewnych w Polsce o nazwisku Nowak, pojawiają się tabuny zdrajców, którzy podekscytowani, że „biskup im powiedział”, lub że „przed biskupem” postanawiają mnie zaszczuć, żeby wariat był zachwycony i mógł sobie powtarzać, że „Chrystus zwyciężył”. Kurwa, nie byłam nigdy ubezwłasnowolniona i reguła w psychologii jest taka, że nawet jeśli ktoś ma problemy z pamięcią autobiograficzną, to wydarzenia i wiedza nie zniknęła z mózgu, więc dobrze wie, kogo nie cierpi, a kogo kocha. Nie mieliście prawa pozwalać na pranie mózgu i gwałt na mojej psychice. Każdy taki atak tej sekty na mnie kończy się problemami z pamięcią, coraz trudniej mi się po takim urazie psychicznym pozbierać. Rafał też jest chory – w moim miejscu miejscu pracy zostałam przez niego zgwałcona. Nie waginalne, ale też to był gwałt. Zostałam zmuszona przez jego gang do wysłuchiwania, jak wali sobie konia. Nie chciałam tego, nie wiem na co liczył. W życiu taki akt nie nastroi nikogo do zakochania się w takiej osobie. Podejrzewam, że był to kolejny akt zemsty Rafała.
Zniszczyliście mi wszystko, co dało się zniszczyć, koleżanki i koledzy. Mam nadzieję, że sami zobaczycie, co się dzieje z człowiekiem prześladowanym przed gang chorych psychicznie ludzi. Życzę wam tego szczerze. Bo mówiłam, że nie jestem kimś, kto chodził przysięgać przed biskupem, prawda? Że nie jestem zainteresowana Rafałem? Że wiem, że to moi prześladowcy z podstawówki? Ze są chorzy psychicznie? Ze trzeba mnie przed nimi ratować, a nie zmuszać do rozmowy z nimi i kłamać na mój temat? Że tylko ukradnie mi to kolejne lata życia wypełnione cierpieniem, kiedy będę składać się po kolejnej traumie? Że chcę z Michałem rozmawiać, a nie z tym idiotą Rafałem? Mam prawdo do prywatności, nie mieliście prawa wpierdalać się moje życie i robić wszystko wbrew moim życzeniom.
O ile mi wiadomo, oprócz potomków mojej siostry oraz wujka nie mam krewnych w Polsce. Nikt z tych ludzi nigdy nie mieszkał, czy był związany z Gdańskiem i nikt nigdy nie nazywał się Nowak. Wiem, że mam krewnych w Norwegii (chociaż pradziadek był na nich obrażony), mam we Francji, gdzie pradziadek z rodziną wyemigrował, gdy mój tata miał rok. Z dalszej rodziny prababci nikt nie przeżył, zostali zabici, gdy bandyci napadli na dwór hrabiego i wieś. Szczęśliwie pradziadek i jego bliscy byli wtedy w mieście.
Powtarzam jeszcze raz – nie mam oprócz mojego wujka i siostry wraz z ich rodzinami nikogo, kto by był moim krewnym w Polsce. Nikt z ludzi spokrewnionych ze mną nie nazywa się Nowak. Ja sama też nie nazywam się i nigdy nie nazywałam się Nowak (już prędzej Lodbrok). I chociaż Ryszard Nowak przedstawia się jako mój krewny, nie należy mu wierzyć. Jest maniakiem religijnym i robi to, aby zaszczuć swoje ofiary i zmusić je do takich działań, jakie mu się podobają. Rodzinom swoich ofiar za to przedstawia się jako psychoterapeuta i zadręcza swoje ofiary „lecząc je” (na przykład z „kurestwa” – czyli zwykłego szczęśliwego życia) lub „wyzwalając” (z heavy metalu). Oczywiście rodzice ofiar są urabiani i przekonywani o potrzebie psychoterapii w oszukańczy sposób, nie wspomina, że jego głównym kryterium „diagnozy” jest, czy ktoś „chodzi do kościoła”. Oczywiście pobiera niemałe sumy za swoją „pomoc psychoterapeutyczną”. Ma przy sobie zawsze grono swoich fanów, którzy mu pomagają w intrygach i zaszczuwaniu ofiar. Oprócz moich przyjaciół z Warszawy, niszczył też moich przyjaciół z Gdańska. Podejrzewam, że działa na terenie całego kraju polecany przez ludzi Kościoła (zresztą pewnie najczęściej ściągany jest na ich prośbę, a ludzie są wręcz zmuszani do skorzystania z jego „usług”). Osoby, które miały nieszczęście być obiektem jego obsesji, wiedzą, że jest chory, kontakt z nim jest bardzo ciężkim przeżyciem, problemem są ludzie w niego zapatrzeni (bo „nowy święty”) – robią wszystko, żeby mu pomóc, zapominając o podstawowej przyzwoitości i nie zastanawiając się, czy nie krzywdzą drugiej osoby, ślepo wypełniając jego prośby.
O ile mi wiadomo, Ryszard nadal działa, ponieważ został zakwalifikowany jako chory umysłowo. Bardzo proszę, aby nikt nie brał jego słów poważnie. Proszę go wyśmiewać, gdy tylko zacznie coś mówić o mnie lub innym metalu. Kontakt z nim jest bardzo niebezpieczny dla psychiki. Potrafi sobie zaskarbić też przyjaźń osób, które nabierają się, że przemoc fizyczna czy gwałt są niezbędne dla „psychoterapii”. W życiu nikomu nie pomógł. Dwoje moich przyjaciół, którymi się zainteresował, było przez niego traktowane podobnie jak ja i już nie żyją, popełnili samobójstwo w latach dziewięćdziesiątych. Nie życzę sobie, żeby zakłamane żmije mnie przypisywały zaszczucie moich przyjaciół. Wiem, że potraficie sięgnąć po każde kłamstwo, żeby zarobić na srebrniki Ryszarda czy księdza, ale już wystarczy tych kłamstw.
Obiecał, że nigdy nie przestanie mnie ścigać, a ponieważ zaczęłam wychodzić z dołka, to boję się, że spełni swoje groźby i gdzieś się znowu pojawi ze swoimi kłamstwami. Piszę to, aby nikt mu już nigdy nie uwierzył.
Przypomniałam sobie o co pokłócił się mój pradziadek ze swoim ojcem. Prapradziadek postanowił swojego ośmioletniego syna wysłać do szkoły wojskowej z internatem. Sam został tak potraktowany i uważał to za odpowiedni system wychowania. Mój pradziadek uciekł z domu przed wojskiem i zawsze uważał, że dzięki temu uratował życie, bo zginąłby młodo na wojnie, (cały batalion norweski został w pewnej chwili wybity i był pewien, że byłby jedną z ofiar, bo byli to ludzie z jego rocznika), nie poznałby prababci i byłby całe swoje krótkie życie nieszczęśliwy, bo zawsze chciał być lingwistą, a nie wojskowym. Ukrywał się do pełnoletności, a gdy dorósł w Ambasadzie Norwegii zrzekł się majątku, ale nie tytułu jarla – dla kogoś, kto pochodził w prostej linii od Ragnara Lodbroka i jego syna Bjorna ten tytuł był cenniejszy od złota. (Dla mnie też tak jest – widzimisię pradziadka i dziadka o tym zadecydowało, moja siostra ich zdaniem była zbyt strachliwa, czy coś w tym stylu, mnie polubili i wyznaczyli na następczynię jarlowego tronu – chociaż to tytuł bez realnego księstwa czy majątku.) Pradziadek przyjął polskie nazwisko, aby się ukryć, bo bał się, że zostanie odnaleziony przez ojca, zabrany do Norwegii, rozłączony z miłością swojego życia i zmuszony do służby wojskowej. Do chwili ujawnienia się w Ambasadzie Norwegii był zaginionym dziedzicem. Kochał Polskę, był tu szczęśliwy, ja tego kraju nienawidzę szczerze. Rozłączono mnie z kimś, kto był mi przeznaczony, zabrano karierę sportową i wszystko, co tylko mogłam osiągnąć. Nie mam dzieci przez głupotę moich rodziców, ojca Michała, którzy postanowił uwierzyć kłamstwom biskupa i zdemoralizowanego rodzeństwa imbecyli z mojej podstawówki i potem przekonał moich rodziców (a w każdym razie tak mi wyszło z rozmowy z ojcem Michała przed jego śmiercią).
Zamierzałam w dzieciństwie zmienić nazwisko i wybrałam miano bohatera sag, z którego pradziadek był tak dumny, obiecałam to pradziadkowi. Nie chciał, żebym przyjęła jego prawdziwe norweskie nazwisko, ponieważ znienawidził swojego ojca za to, jak był traktowany. Rozmawiałam o tym, ponieważ ja sama też w pewnym momencie znienawidziłam moich rodziców, ponieważ uwierzyli zakłamanemu Rafałowi, że się zaręczyliśmy jako dzieci. Też miałam wtedy osiem lat. Rafał łże jak psychopatyczny pies, którym jest. Został zdemoralizowany przez kościelne wychowanie – imbecyle, którzy go wychowywali, nie powinni nigdy zbliżać się do dzieci. Głównym jego idolem został Ryszard Nowak (który nie jest, powtarzam, nie jest moim krewnym, więc nie należy go słuchać). Ryszard jest imbecylem z manią religijną schizofrenikiem z charyzmą – jest to osoba tak chora, że brak mi słów. Udaje psychoterapeutę, ale jego interwencje niosą więcej szkody niż pożytku. Ma idee fix – „katolik musi zwyciężyć” – w sytuacji, kiedy nie było żadnej możliwości, żeby tępak, dziecko ulicy bez jakichkolwiek ambicji (czyli Rafał, sorry-not-sorry tak się zachowuje), mogło mnie sobą zainteresować, kiedy już w swojej głowie układałam przyszłe życie z polskim szlachcicem i byłam pewna, że uda nam się wiele osiągnąć na Olimpiadzie Zimowej.
Podejrzewam, że moi rodzice nie wiedzieli, jak funkcjonują zjeby z Kościoła i jak są zakłamane. Będę już zawsze mścić się na klerze i hierarchach, jak już napisałam, taką karierę wybierają z reguły osoby głupie, nie radzące sobie z nauką, za to narcystyczne (lub maniacy religijni i schizofrenicy). Tak samo został przez nich wychowany Rafał – w przekonaniu, że to jego „chodzenie do kościoła” przebija wszystkie zalety każdego ateisty i niweluje liczne wady Rafała, damskiego boksera. Dla mnie składa się z samych wad – przede wszystkim z poganki chce zrobić kogoś, kto będzie się przed nim płaszczył ponieważ jest katolikiem. Niedoczekanie!!!
Skurwiel nie miał prawa składać żadnych przysiąg przed biskupem w moim imieniu, bo nigdy nie byliśmy dziecięcą parą zakochanych. Ale oczywiście skurwiel w sutannie te przysięgi od niego przyjął i nakłamał wszystkich w tym moim rodzicom, że „się zaręczyłam z Rafałem” (pomińmy fakt, że zaręczanie dzieci, szczególnie przy proteście jednej ze stron to poważne przestępstwo, zmuszanie terrorem do przyjęcia Rafała zresztą też, od samego początku podstawówki oceniam kler i Kościół negatywnie). No więc kurwa nie, nigdy z Rafałem nie byliśmy parą, a Michał nigdy nie zrobił mi nic złego. Zabranianie mi jeżdżenia na łyżwach, bo „mam powiedzieć co się stało” (no kurwa, nic się nie stało, Rafał i jego siostra łżą jak psy, siostra Rafała to zakłamana suka i nigdy nie była moją przyjaciółką, łże, łże, łże, niech zdechnie po stokroć, zdemoralizowane przez kler rodzeństwo bardzo szybko wypadło z grona moich znajomych), było taką chujozą, że powinnam była uciec z domu jak pradziadek.
Jedno mogę powiedzieć – możecie zabić wszystkich moich fajnych wielbicieli oraz osoby które są w moim typie, a i tak nie przyjmę Rafała. Wiem, że jestem już stara, ale wolę być samotna niż z katolikiem psychopatycznym imbecylem pozbawionym empatii i wyższych uczuć. Im szybciej traficie razem z nim do więzienia tym lepiej. Obiecałam wam prawdę na blogu, to ją macie, hieny kościelne.
Polski kler zamieszany w tę sprawę ma główną ideę fix – Michał nie został nigdy ochrzczony, więc od lat siedemdziesiątych tak mnie „ratują” przed związkiem z antychrystem, łżąc i piorąc mi mózg, zastraszając. Już mi zapowiedzieli, że nie przyjmą do wiadomości mojej „apostazji” i że mam ją cofnąć. Jestem poganką i nie dam się niewolić waszym zabobonom. Tata mnie wspierał, również w pogaństwie, rozmawiając ze mną o norweskich bogach. Niestety fanatycy katoliccy odpowiedzieli morzem oszczerstw na jego temat, pomawiając również o pedofilię. Z mojej mamy i mnie samej zrobili prostytutki. Nie ma bardziej zakłamanego środowiska niż Kościół. Te prymitywne bestie uważają, że mogą w takiej chwili („zagrożenia pogaństwem” – które było naturalną reakcją na kurewskie zagrania katolików) sięgać do kłamstw oraz szczucia durnych dzieci na mnie i na moją rodzinę. Najdurniejszy z nich Rafał – reaguje nadal jak infantylne dziecko, które uważa, że może mnie zniszczyć jak zabawkę, której nikt inny nie może mieć, skoro on nie ma. Zdechnij w końcu skurwielu! Sam mi też życzyłeś śmierci, nienawidzę ciebie szczerze! Nigdy nie uwierzę w twoją miłość. W podstawówce postawiłam sprawę jasno – możesz liczyć tylko na kolegowanie się, byłam już zajęta. Żałuję, że w ogóle z tobą rozmawiałam. Mój tata myślał, że jesteś kimś normalnym, komu można zaproponować przyjaźń w sytuacji, kiedy jest się z kimś innym. Ale nie – wyszedł z ciebie psychopata i psychol, który dostał furii, że nie dostanie zabawki, której sobie zażyczył. Mam już dosyć twoich kłamstw. Zdechnij! Tak samo zakłamana jest twoja siostra, godny siebie psychopatyczny duet z piekła rodem.
A innym osobom mam jedno do powiedzenia – jeśli mnie lubicie i rzeczywiście „chcecie pomóc”, to odnajdźcie Michała i go przeproście. Bo do tej pory tylko szkodziliście. Sami wiecie, co zrobiliście. I drobna rada na koniec – wycofajcie swoje kłamstwa z pewnych urzędów, bo też pójdziecie siedzieć.
Mam pecha do psychopatycznego wielbiciela z mojej podstawówki. Jest to imbecyl wbity w pychę przez Kościół i niestety pozbawiony odpowiedniej psychoterapii w kluczowej chwili, więc wyrósł na pozbawionego empatii knura i maniaka religijnego. Pomogli mu w tym bliscy oraz ludzie Kościoła, wmawiający, że tępy katolik jest obiektem marzeń każdej laski, która będzie wdzięczna za „nawrócenie” i pokocha debila, który ją zniszczył i rozłączył z nieochrzczonym lekarzem-sportowcem. Z zemsty za to, że go nie chcę, psychopatyczne bydle zepsuło mi wszystko, co tylko dało się zniszczyć w czyimś życiu.
Do tej pory go nie kojarzyłam, ale przypomniałam go sobie z naszego pokazu sportowego. W młodzikach Michał i ja jeździliśmy osobno jako soliści, ale poznaliśmy się wiele wcześniej, gdy byłam z wizytą u jego ojca, polskiego księcia i namówiłam chłopca na łyżwy. A nie ma bardziej norweskiego sportu (pradziadek też jeździł na łyżwach), więc Michał był bardzo chętny, bo po pradziadku po stronie mamy też jest Norwegiem.
Spotkaliśmy się ponownie na Torwarze i wkrótce zaczęliśmy się przygotowywać do zawodów jako para sportowa. Przyszedł czas pokazów i oprócz koleżanek z podstawówki przylazł na Torwar chłopiec, którego znałam z podstawówki. Rozmawiałam z nim wcześniej i na jego stwierdzenie, że się ze mną ożeni, oświadczyłam mu zgodnie z radą mojego ojca, że musi mu wystarczyć przyjaźń. Chłopiec dostał furii, widząc, że tańczę z Michałem. Wiem teraz, że był to Rafał Magazynier. Nie pamiętam, czy to wtedy próbował zgwałcić mnie w szkolonym kiblu, czy trochę później – myślę, że po tym pokazie – ale widocznie uznał mnie za swoją własność i od tamtego czasu traktuje mnie jak szmatę. Mszcząc się za to, że nigdy go nie zechcę, opowiada rzeczy, które mają świadczyć o tym, że do siebie „pasujemy”, blokując kłamstwami wszystkie osoby dla mnie odpowiedniejsze. Ale to teraz my będziemy się na nim mścić. Przez „my” rozumiem Michała, siebie, moich przyjaciół oraz moją rodzinę oraz rodzinę Michała.
Rafał zemścił się na mnie okrutnie za to, że go nie zauważam. Rozłączył mnie intrygami oraz kłamstwami mnie z moim sportowym partnerem w chwili, kiedy mieliśmy już opracowany medalowy program, którego nigdy nie dano nam zaprezentować na zawodach. On i jego rodzina to psychopatyczni, niemoralni kłamcy, którzy nigdy nie byli moimi znajomymi za to zrobili z mojego kolegi z lodowiska, syna księcia, przestępcę podającego się za kogoś, kim nie jest. Nie wiem, co im się nie podobało – czy to że ma długie włosy i jest. nie ochrzczony? Dla mnie to same zalety. Byłam zaręczeni na studiach z Michałem i za to Rafał wraz ze swoją bandą zakatował mnie psychicznie, wmawiać wszystkim kłamstwa na temat Michała. To kościelny protektor Rafała mnie wtedy zgwałcił i zaszczuł. Sam Rafał mnie pobił kilka razy. Z traumy i stresu po raz kolejny straciłam pamięć, byłam w matni, nie dawałam rady wytłumaczyć różnym idiotom, że to wszystko to stek bzdur i urojenia idioty. Próbowałam wtedy popełnić samobójstwo. Mogę stracić pamięć po praniu mózgu i zastraszeniu, ale nie zaakceptuję tego psychopaty, Rafała. Kłamie złośliwie jak z nut całkowicie bez zastanowienia. Moim zdaniem to psychopata w postaci czystej, tak samo jak cała jego rodzina. Nie pojadę na żaden konwent już nigdy. Nie w sytuacji, gdy to bydle pozostaje bezkarne, jest wysłuchiwane i zaszczuwa kolejnych moich przyjaciół. Obwołał się królem fandomu ze swoim przyjacielem. Zostawiam wam to królestwo, nic to po mnie.
Żeby było ciekawiej Rafał, który jest nikim, śmieciem, podaje się za krewnego Woźniaka-Staraka, co jest totalną bzdurą, Woźniak się go wyparł. Rafał zrobił z mojego ojca pedofila, a z matki prostytutkę, rozpowiadając o mnie wszędzie kłamstwa. Mści się w ten sposób opowiadając bzdury, ponieważ nie panuje nad swoją furią z powodu odrzucenia. Jego rodzice wynajęli „psychoterapeutę” – psychopatę-oszusta, który posługując się samymi nielegalnymi metodami jak pranie mózgu, próbował mi wmówić, że urojenia debila Rafała na mój temat były prawdą. Przeszłam piekło, ponieważ moi rodzice również mu uwierzyli i zwrócili się przeciwko mnie, myśląc że tyle zaangażowanych osób nie może się mylić. Niestety, Kościół jest pełen psychopatycznych idiotów, którzy łżą z łatwością. Zgodnie z podręcznikami psychologii głęboko religijni ludzie zawsze są nisko-inteligentni i niestety nie należy im wierzyć. Dowodem na to, że moja matka jest prostytutką miał był fakt, że pracowała w nocy – no cóż tak się składa, że SORu, czyli Szpitalnego Oddziału Ratunkowego nie zamyka się w nocy, żeby lekarze mogli się wyspać. Są odpowiedzialne zawody, w których pracuje się na zmiany cała dobę. A jeśli ja mówię, że się nie wyspałam, to dlatego że z powodu zaszczucia, traumy i stanów lękowych mam problemy ze snem, więc skurwielu ze mnie też nie rób prostytutki i wariatki. W odróżnieniu od przeciętnego imbecyla mam na tyle skomplikowaną psychikę, że cierpię. Ty jeszcze nie wiesz, co to jest cierpienie. Możemy ci pokazać.
Rafał psychopata był ministrantem i razem z rodzicami przekonał grupę ludzi Kościoła, żeby mnie nękali i zmuszali do zaakceptowania Rafała. Mam na karku idiotę hierarchę – pedofila i seksoholika, który ponawiał próby namówienia mnie na seks i jak się dowiedziałam jakiś czas temu, zgwałcił moją koleżankę z podstawówki, która u niego sprzątała, wredne bydle, które nie powinno wyjść z więzienia. Mam również na karku idiotkę zakonnicę, przekonaną, że muszę iść do klasztoru, żeby przebłagać pana buczka, za sam-nie-wiem-za-co. Ona sama u mnie również „rozpoznała protytutcję”. Zapytajcie to bydle na jakiej podstawie. (Przypominam, że smartfony mają możliwość nagrywania rozmowy – jest to bardzo przydatne, ponieważ w starciu z psychopatą nie można inaczej wygrać, niż dostarczając Prokuraturze konkretne dowody – jest to wiedza z podręcznika profilera oraz zalecenia Policji w tej sprawie. W oczach prawa rozmowa telefoniczna jest korespondencją, więc mamy prawo ją zapisywać, przechowywać oraz udostępniać innym. Nie jest to podsłuch, jeśli nagrywa adresat wiadomości, czyli osoba, która rozmawia. Mamy sporo dowodów na kilka osób, ale pani zakonnica nam umyka, będę wdzięczna za uzupełnienie.)
Ów Rafał Magazynier, o nie znanym mi nazwisku, zepsuł mi markę osobistą, złośliwie podając się, za mojego byłego męża, który chce „odzyskać” swoją „chorą psychicznie żonę”. Nie wiem jakie powody wskazuje jako przyczyny, że go nie pamiętam, wolę chyba nie wiedzieć. Muszę za to podkreślić z cała stanowczością, moja siostrzenica Misia nie jest córką moją i Rafała i nie nazywa się Michalina. Uczyłam ją pływać na basenie w czasie Nordconu, nigdy nie przypuszczałam, że te urojenia mogą być wzięte przez kogokolwiek za prawdę.
Rafał przechwala się, że ze swoim gangiem „trzyma nagrodę Zajdla”. Podobno razem z siostrą usunął moje opowiadanie z listy nominacji, ponieważ „autorka nazywa się tak jak ty, ale to nie ty”. Nie wiem, o co chodzi, ale pilnujcie, kto się tym zajmuje w Fandomie, bo równie bezczelnie twierdził, że na liście nominacji ulokował powieść, na którą nie było ani jednego głosu, bo „lubi autorkę” – no nie dziwię się, skoro się przejęła kłamstwami Rafała i zaczęła mnie nękać.
Powtarzam – nie zaszczułam żadnej pisarki, ani łyżwiarki, za to ja zostałam zaszczuta i zgwałcona. Zniszczono mi życie. W życiu nie zaakceptuję Rafała, ani się nie „nawrócę”, ani nie pójdę do klasztoru. Złożono mi za to pewną, korupcyjną propozycję – Rafał ze swoją siostrą „zrobią ze mnie pisarkę” i „dadzą mi Zajdla”, jeśli za Rafała wyjdę. Żeby było jeszcze zabawniej, padły też prpozycje, że mam za niego pisać, bo „on chce być pisarzem”. Jebnijcie się w łeb. Walczę z tym ograniczonym umysłowo psychopatą od dzieciństwa i się nie poddam. Jedyne, co osiągnął, to moje problemy z pamięcią, PTSD oraz stany lękowe. Ciekawa jestem, jakie kłamstwa Rafała i Ryszarda sprawiły, że stałam się niedrukowalna? Odczułam to, ale postanowiłam walczyć w taki sposób, że wygrałam konkurs literacki. Faktycznie potrafię pisać i nieuprzedzone jury ocenia mnie obiektywnie. Całe życie miałam wszędzie zaniżane oceny z powodu szczucia ludzi na mnie. Już się przyzwyczaiłam i tylko kalibruję sobie pogardę dla ludzkości.
Sama wydałam sobie demo mojej powieści i miałam wcześniejszą obietnicę pewnego fandomowego Dobrodzieja, że w tej sytuacji wejdzie finansowo w moje wydwnictwo. W czasie Warszawskich Targów Fantastyki sprzedałam ponad dwadzieścia egzemplarzy, co uważam za dobry wskaźnik zainteresowania. Na początku studiów oprócz podręczników psychologicznych wypożyczałam podręczniki do MBA – bo już wtedy planowałam założyć wydawnictwo – i chwilami wiem, o czym mówię. Zobaczymy, czy Dobrodziej się odezwie.
Nie jestem świętą Kościoła Rzymsko-Katolickiego, przestańcie mnie tak obrażać. Jestem poganką, a wszelkie moje „przepowiednie”, to efekt wiedzy i przestudiowanego podręcznika na temat przewidywania katastrof. Wydaje się wam to czarną magią, ale tylko dlatego, że jesteście durnowaci i dzieli was ode mnie cały wszechświat. Jestem człowiekiem, a wy jesteście wróblami, tylko zapomnieliście, gdzie wasze miejsce.
Nie potrzebuję Fandomu, żeby być szczęśliwa. Biznesowo obecność na tak wąskich imprezach nie ma sensu, a towarzysko jest tam ostatnio kiepsko. Nie spotkałam nikogo z moich przyjaciół. Ania i Lukasz zostali przez was zaszczuci również. To ostateczny upadek ruchu fanowskiego. Można się rozejść.
Nie dziękuję różnym fanom fantastyki, czy osobom, z którymi pracuję, za ich debilizm i to, że zostałam wydana na pastwę wariatom tylko dlatego, że twierdzili, że są moją rodziną. Ryszard Nowak nie jest moją rodziną, wbrew temu co uroiła sobie pewna Krystyna i rozniosła po fandomie, jednocześnie twierdząc, że „nie jestem nią” – czyli osobą publikującą w Nowej Fantastyce i autorką Przepowiedni z Feniksa. Nie życzę sobie, żeby Krystyna lub ktokolwiek inny rozpowiadał, że jestem kuzynką Ryszarda Nowaka. Podobnej bzdury nigdy nie słyszałam. Jest to wariat, tak samo jak Rafał. Rafał nie jest moim mężem, nie jest czymkolwiek dla mnie – z tego co wiem, jest imbecylem, który mnie nęka od dzieciństwa i uważa, że jak mnie przeczeka, to w końcu zgodzę się za niego wyjść „bo ksiądz mu mnie dał” i nie chodzi tu o jakąkolwiek ceremonię, tylko o to, że jakiś debil, który niestety wciąż jest na wolności, bo państwo polskie chroni wariatów, szczególnie kościelnych, ubzdurał sobie coś na mój temat i stwierdził, że trzeba mnie „nawrócić”, a Rafał bardzo chce mnie „nawrócić”, więc do siebie pasujemy.
Naprawdę nie dziękuję debilom, którzy uwierzyli chorym ludziom z rodziny wariata Rafała, że muszą mnie ratować i „przypomnieć mi siebie” – zniszczyliście mi życie, autentycznie znowu kilka dekad mojego życia upłynęło mi na Mac-pracy (w porównaniu do tego, co mogłabym robić) oraz radzeniu sobie z efektami prania mózgu, jaki mi ci wariaci zaserwowali z waszą pomocą. To że polscy psychiatrzy są skrajnie niekompetentni to jeszcze inna sprawa – biorą zlecania od wariatów i zarąbują na śmierć osoby, które stanowią obiekt obsesji maniaków religijnych.
Nikt mi z was nie pomógł, za to musicie wiedzieć, że mi zaszkodziliście jak nikt inny. Rafał to zło. Ryszard to zło. Blond pizdy z rodziny czy sekty Rafała nigdy nie były moimi przyjaciółkami. Wcześniejsze moje wpisy stanowią mieszankę prawdy i tego, co mi wariaci starali się wmówić. O ile mi wiadomo Rafał i jego rodzina to nie są Cyganie, za to szalony ksiądz z mojego dzieciństwa chyba do tej pory uważa mnie za Cygankę i chce nawracać. Wciągnął w to księdza Staraka. Na początku szkoły podstawowej zaczął mi wmawiać, że mój rudawy, dosyć jasny brąz jest kolorem farbowanym, mój ojciec jest żydem, a matka blondynką. Jak widać na zdjęciach umieszczonych na blogu, jest zupełnie inaczej. Swoimi intrygami i kłamstwami zablokował mie karierę sportową i każdą inną. Pranie mózgu jest czymś okropnym, nie należy pozwalać, żeby ktokolwiek w tej sposób się bawił. Od stresu i traumy traci się pamięć. Krystynie szczególnie nie dziękuję.
Maniacy religijni są świadomi tego, że kłamią. Wymyślają sobie fałszywe tożsamości – Rafał podawał się za Darskiego, a ktoś inny za mojego wujka. Rozmyślnie niszczą ludziom życie i zaszczuwają na śmierć, fałszując potem testamenty („bo przecież się nawrócił”). Są skrajnie niebezpieczni i nieprzewidywalni. Są terrorystami i powinni być traktowani z podobną surowością jak terroryści z Al Kaidy. Ksiądz mnie znienawidził, bo nie chodziłam do kościoła i to wystarczyło, żeby szczuł na mnie mniej lub bardziej zdrowych psychicznie ludzi. Najbardziej boli zdrada najbliższych, nie powinni wierzyć w jego kłamstwa. No więc durnie, nie nawróciłam się i się nie nawrócę. Za to mam papier z potwierdzeniem apostazji. Oprawiłam sobie i postawiłam na stoliczku, żeby czerpać z niego otuchę, że udało mi się pomimo prania mózgu i zastraszania. Nie cofnę apostazji i nie wrócę do pisania. Przepraszam tych, co czekają na drugą część mojej sagi. Nie wyobrażam sobie działania w środowisku, w którym szaleją terroryści z Opus Dei i moje zapewnienia, że są to obcy ludzie, były nie tylko puszczane koło uszu, ale terroryści dostali nieobrażalnie dużą pomoc od użytecznych idiotów.
Ciekawe co jeszcze o mnie Rafał i jego sekta nakłamali, może ktoś z kolei mnie zacznie na nich donosić?
Jak już pewnie wielu z moich czytelników wie, chodziłam do podstawówki z dziećmi gangstera z pochodzenia Roma (czyli Cygan) znaczy się maniaka religijnego, który pod wpływem schizofrenika opowiadał mi bzdury, które miały mnie zastraszyć, albo przekonać, że zna moją rodzinę. Jakby nie było, rozmawianie z nim to stracony czas, dodatkowo dla kogoś zaszczutego jak ja kontakt z takimi ludźmi grozi poważnymi problemami z psychiką, która pod wpływem takich ludzi zaczyna przetwarzać wymyślone przez schizofrenika historie. Nie jest to tak zabawne, jak mogłoby się wydawać, traci się dużo czasu i energii na wyzwolenie spod takiego wpływu. A taki schizofrenik i maniacy potrafią oszukiwać – chociaż nie powinno im się udać – psychiatrów czy psychologów (a sposobach diagnostyki czy poziomie etyki psychiatrów porozmawiamy kiedy indziej).
Zostawię poniższy akapit, tak jak go wcześniej napisałam, proszę tylko zamiast Cygana podstawić sobie katolika – podobnie nie szanują kobiet, a swoje poglądy wywodzą z kultury sprzed ponad 2000 lat. Niektórzy nadal twierdzą, że Biblię należy traktować dosłownie.
Pochodzenie etniczne nie byłoby ważne – wszak jesteśmy cywilizowanymi ludźmi i nie kierujemy się uprzedzeniami rasowymi – gdyby nie fakt, że są kręgi kulturowe lepsze i gorsze. Sama jestem wyborczynią lewicy, ale niestety w tym przypadku zawsze będę powtarzać, że kultury, w których kobiety nie mają żadnych praw, są kulturami przestępczymi i będę je zawsze oceniać jako gorsze. Zgodzą się, to z informacją z podręcznika profilera-kryminologa (jedna z pozycji, które przeczytałam jako studentka, korzystając z bogatej oferty Biblioteki UW) – z tego środowiska wywodzą się najgroźniejsi przestępcy zmuszający kobiety do prostytucji. Nie jest to dziwne, skoro dla Cyganów kobieta ma tyle praw, co krzesło, czyli jeśli Cygan się chce żenić, to po prostu sobie babę bierze. Oczywiście może być tak, że boi się ojca dziewczyny innego Cygana, ale w przypadku osób spoza ich kultury nie występują takie ograniczenia. Po prostu się z nami nie liczą.(1)
⛧⛧⛧
Gangster Maniak religijny posiadający dzieci w mojej podstawówce złożył mi propozycję nie do odrzucenia – będę mogła przeżyć, jeśli nauczę się żyć w świecie przestępczym i zaakceptuję ich zwyczaje. Znaczy się, maniak religijny kłamał, że jest przestępcą, bo w jakiś dziwaczny sposób miało to mnie zachęcić do wyznawania Chrystusa i okradania mich rodziców. Oczywiście, że odmówiłam. Dla mnie różnica pomiędzy gangsterem a maniakiem religijnym jest kosmetyczna, skoro padłam ofiarą prześladowania jako dziecka, a maniak, żeby mnie „nawrócić” porwał mnie i próbował zgwałcić w łazience pobliskiego liceum. Na szczęście, udało mi się uciec, gdy wsadziłam mu palce w oko, przełamując opór przed skrzywdzeniem kogoś. Od tego momentu zaczęło się dla mnie piekło pomówień i prześladowań. Robiono ze mnie wariatkę i szczuto na mnie różne osoby. Moje inne koleżanki z mojej podstawówki, dowiedziały się, że niby jestem prostytutką, a ojciec Rafała, czyli gangster maniak religijny mnie ratuje. Miałam podobno już samo zgłosić się do burdelu i mnie z niego wyciągnął. Podobne bzdury opowiedziano chyba wszystkim. Rafał czyli syn tego gangstera maniaka religijnego wraz ze swoimi kolegami próbował mnie zgwałcić w szkolnej ubikacji, zostałam przez jego gang (sami o sobie mówią, że są w mokotowskim gangu, takim „katolickim”) wiele razy również pobita. Miałam być szmatą, która zniszczyła samą siebie – z powodu pomówień gangstera, Rafała i jego siostry zabroniono mi jeździć na łyżwach, ale to mnie zarzuca się zaszczucie łyżwiarki z naszej szkoły (czyli niby zaszczułam sama siebie). W życiu nie miałam być żoną Rafała, w życiu nie byliśmy słodką parą zakochanych dzieci. Był już wtedy po ojcu młodocianym gangsterem maniakiem religijnym i miał jego obskurne przemocowe maniery. Przemocą próbował mnie zmusić do małżeństwa, twierdząc że jeśli nie zaakceptuję go od razu to sprawi, że wszyscy i tak będą uważali, że jestem jego żoną. Kłamał, twierdząc, że mieszkamy razem i że mnie zna. Stworzył wokół mnie pustkę, zaszczuł i okłamał na mój temat i temat mojego stanu cywilnego wszystkie osoby, z którymi chciałam się spotykać. Zamknęłam się w sobie i stałam się z jego powodów odludkiem. Ale myli się, jeśli uważa, że zmusi mnie w tej sposób do tego, abym w końcu go zaakceptowała. Zniszczenie mi życia było karą za brak podporządkowania się i odmowy okradania najbliższych i pomocy w przekrętach (co miało oznaczać „nawrócenie” – fascynujące jest, że głównym zajęciem chorych psychicznie ludzi jest pozyskiwanie funduszy w niekoniecznie legalny sposób – nie zamieram ulec, tylko diabła w końcu wsadzić do więzienia psychiatryka (jego ojciec mam nadzieję już siedzi, niestety, jeszcze nie siedzi, bo wariat, chociaż wskazałam go Policji Straży Akademickiej, gdy przyszedł mnie zaszczuwać w pracy i poprosiłam, żeby poinformowali Rektora i Policję, że mnie śledzi).
To samo spotyka mojego siostrzeńca, a w każdym razie tak mi powiedzieli maniacy religijni, podobno w analogiczny sposób traktuje go siostrzenica Rafała, która bardzo chce wyjść za mąż za kogoś, kto jej nigdy nie zechce i który nigdy się z nią nie spotykał. Podobno Ryszard, jak to ma w zwyczaju, wyznaczył mojego siostrzeńca na męża tej żmiji z kolejnego pokolenia wariatów. Więc także mój siostrzeniec ma na karku niszczącą jego życie psychopatkę idiotkę maniaczkę religijną uważającą Ryszarda za świętego, kogoś z rodziny, która koniecznie postanowiła wedrzeć się do wyższych sfer i się wzbogacić. Herbowe szlachectwo to coś, co nieczęsto się spotyka w świecie pochodzących z Romów kurewek głupich maniaczek religijnych, prawda? Jestem pewna, że dzięki kłamstwom tej chamicy otoczenie mojego siostrzeńca też uważa, że jest „zajęty”. Podejrzewam, że jego sympatia z lat dziecięcych została okłamana na temat tego, z kim jest związany i dlatego zakochała się, i wyszła za mąż za kogoś innego.
Rozmawiałam z Rafałem między innymi o tym, po co mu to małżeństwo i jak je sobie wyobraża – to mentalny alfons i przestępca (uważa, że ma prawo mnie sprzedać do burdelu, jeśli nie będę po ślubie wykonywać jego żądań), mający nadzieję, że uda mu się tym razem okradać ludzi z wyższej klasy niż plebs, którym się otacza. Jego siostra nie jest inna. Oboje stoją za zaszczuciem moich przyjaciół Iwony Klickiej i Krzysztofa Rudzkiego. Jego ojciec Ryszard sfałszował testament Krzysia i podsunął durnemu księdzu-pedofilowi biskupowi do poświadczenia. Żaden z nich nie jest aniołem, nikomu nie można wierzyć na słowo.
Zostałam przez nich zaszczuta do momentu, w którym w którym w rozpaczy zaczęłam wysyłać mejle wszędzie, gdzie się dało – do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, do pewnego biura poselskiego, do Prokuratora i w końcu do Ambasady prosząc o ochronę międzynarodową na podstawie prawa międzynarodowego (co było podobno strzałem w dziesiątkę, ponieważ maniacy religijni urobili również Prokuratora oraz biegłego policyjnego psychiatrę i o mało nie zostałam przez nich zakatowana). W końcu dostałam jakąś pomoc i policyjny profiler zaczął wyprowadzać mnie na prostą, zaręczając, że mój kolega z podstawówki wraz ze swoją siostrą i jej dziećmi pójdą do więzienia, dołączając do reszty rodziny. to wariaci i że nie ma się czym przejmować. Nie ma się czym przejmować? Trzeci raz, kurwa, rozstałam zaszczuta do granic wytrzymałości i o mało nie popełniłam samobójstwa, bo ktoś nie chciał uwierzyć, że lepiej wiem, co to za ludzie. Zostałam zaszczuta przez imbecyli i wariatów, którzy w Kościele mają praktycznie status żywych świętych i imbecyle maniacy religijni wierzą, że każde ich złośliwe kłamstwo to prawda – bo oprócz rzeczy, które wynikają z urojeń świadomie łżą, gdy tylko im to pasuje. Wariaci do psychiatryka, imbecyle do więzienia maniacy religijni również do wariatkowa. Tyle razy im tłumaczono, jaka jest prawda, że nikt już nie będzie się kłopotał tłumaczeniem po raz kolejny.
Chociaż z innej strony, czy to rzeczywiście imbecyle, czy imbecylizm to tylko przykrywka? Może jest inaczej i to świat przestępczy wykorzystuje kościelnych wariatów, szczując ich na swoje ofiary i używając ich słów jako alibi? Łatwo też wariatowi coś zasugerować i indukować odpowiednie wizje, które można wykorzystać do niszczenia swoich ofiar. To wydaje się bardziej prawdopodobne, niż to że Rafał czy ksiądz „się po prostu pomylił i to nie chodziło o ciebie”. Nie bydlaku, jest jedna Małgorzata Wieczorek i prędzej to twój stary to gangster i ty sam jesteś synem alfonsa, niż przyjmę takie fałszywe przeprosiny.
Prawda jest taka, że schizofrenikom kościelnym (czyli Ryszardowi i zakonnicy) nie mieści się w głowie, że ktoś kto nie chodzi do kościoła i był w dzieciństwie sportowcem może mieć w mózgu więcej niż tylko dwie komórki nerwowe. Ateizm czy poganizm nie oznacza też kurwienia się (Odyn, bóg mądrości mi tego zabrania). Niestety popełniają popularny błąd poznawczy i osądzają ludzi po sobie, więc nie potrafią zrozumieć kogoś, kto jest wysoko inteligentny.
Moim różnym koleżankom zachwyconym Rafałem i wierzącym w jego kłamstwa, powiem jedno – odpierdolcie się ode mnie. To co mi robi ten psychopata, schizofrenik, to klasyk z podręcznika profilera, czyli zbój wariat przedstawiający się koleżankom swojej ofiary jako jedyny sprawiedliwy i zaszczuwający ofiarę do końca z ich pomocą. Macie go zajebać. W ten sam sposób zabił moją przyjaciółkę, bo mu próbowała coś wytłumaczyć w czasie konwentu science-fiction i fantasy. Krzysztof zginął tylko dla kasy. Moi przyjaciele Iwona i Krzysztof podpadli sekcie nie tylko tym, że mnie znali i protestowali przeciwko kłamstwom o mnie i Rafale, byli – w oczach Ryszarda – nie związani z nikim i uważał ich za na tyle wyuzdanych, że postanowił ich „naprawić” wyznaczając im z kim mają zawrzeć związek małżeński. Bo Ryszard „najlepiej wie, kto z kim ma być, on musi wam to mówić, a wy macie się starać słuchać”. Nie ma prawa narzucać nam swojej cygańskiej sekciarskiej „kultury”, a która jest kulturą świata przestępczego. kościelnego. Najwidoczniej w tej „kulturze” można kogoś zaszczuć na śmierć, bo chce się tę osobę „naprawić” i zmusić do małżeństwa, potem sfałszować testament i nadal ma się uprzywilejowaną pozycję przyszłego „świętego” – bo oficjalnie w świecie katolicyzmu choroby psychiczne nie istnieją, jest tylko działanie duchów, opętania i owieczki powinny słuchać osoby z „charyzmatem uleczania” (czytaj schizofrenika, który uważa, że „wyzwala z heavy metalu”, a zaszczute na śmierć osoby „nawracają się” i ma prawo napisać za nie testament i odbić podpis przez kalkę). Swoich podobno nie okradają ale każdy nie-Rom nie-maniak religijny to łoś do udoju lub okradzenia. Nauczył moje koleżanki z podstawówki takich zagrań. Okradły moją mamę (która trzymała naszą wspólną kasę w naszym domostwie), szlochając jaką biedę klepią. Zostałam okradziona – bezczelnie weszli do mieszkania i okłamali moją mamę, że powiedziałam, że mają zabrać pudła z moimi ubraniami. Prawda była taka, że niestety informacje o uzupełnianiu szafy w czasie wyprzedaży rozeszły się po Wydziale i Ryszard powiedział swoim ulubionym maniakom, zaszczuwający mnie w czasie studiów, że mają te ubrania zabrać, bo „idę do klasztoru”. Szuja siostra Rafała nadal nosi te ukradzione ubrania. Przyssali się do mojej mamy, która oddawała im moje ubrania, gdy chudłam lub tyłam. Zawsze kupowałam dużo ubrań. Maniaczka religijna nie dostała ode mnie tych ubrań, które nosi podobno do chwili obecnej – zostało albo ukradzione lub wyszlochane u mojej mamy, która dawała je biednym. Sama byłam obiektem, na którym maniacy próbowali wymusić dobroczynność – była to technika terroru, czyli naprzemienne zastraszanie i grożenie, co mi zrobią oraz szlochanie, jacy są biedni. Spierdalajcie. Nie dostaniecie ode mnie nawet złotówki, mam dwie pełne szafy i nic nie dostaniecie, będę najwyżej zmniejszać ubrania u krawcowej.
I gratuluję różnym dorosłym z lat siedemdziesiątych debilizmu i uznania, że ten bullying, któremu podlegałam, to jakieś niewinne końskie zaloty i że nie trzeba ostrzej interweniować. I że cokolwiek w ich kłamstwach może być prawdą, podczas gdy schizofrenik próbuje nagiąć rzeczywistość, aby pasowała do jego urojeń.
Policyjny profiler jest pewny, że po tym wpisie Rafał ostatecznie się ode mnie odpierdoli. Mam nadzieję, że oberwie tak, że już nigdzie łba nie wystawi.
Jak już wiele osób wie, od dziecka mieszkam w nieciekawej okolicy, w pobliżu dwóch klasztorów, męskiego i kobiecego i pech chciał, że jedna z chorych psychicznie zakonnic z owego klasztoru nadzorowała katechizację małych dzieci. Jeszcze inny pech chciał, że moja starsza o trzynaście lat siostra spędziła pierwsze jedenaście lat u dziadków, trochę dlatego że było jej tam dobrze, a trochę dlatego że rodzice się jeszcze dorabiali na własne mieszkanie. Więc chociaż obojgu rodzicom religia była bardzo obojętna (w przynajmniej rozumieli, że ktoś może mieć powody, żeby nie chcieć mieć coś wspólnego z Kościołem), to moja siostra uważała, że fajne są religijne obrządki i że fajnie jest w czymś takim uczestniczyć, jak sam tata powiedział, została zniszczona przez dewocyjną babcię, mnie na całe szczęście wychowywał tata i myślałam samodzielnie. Może i dzieci mojej siostry miały frajdę idąc do religii, ja zostałam zaszczuta i dzień pierwszej komunii był czymś, co zniszczył mi życie do końca, ponieważ pewne świry z Kościoła przekonały się, że włożyły stopę w drzwi mojej rodziny i nie dały się już wyrzucić za drzwi nigdy więcej opowiadając wszędzie kłamstwa o mnie i moich rodzicach.
Jak już wspomniałam, wiele do powiedzenia w mojej parafii miała chora psychicznie zakonnica i chory psychicznie ksiądz-pedofil. Jak wszyscy w Kościele mieli fiśtum-dyrdum na temat tak zwanej „czystości”, jednocześnie pochwalając pedofilię, prostytucję dziecięcą oraz zaszczuwanie tak zwanych „niewiernych”, szczególnie gejów i muzyków. Moje koleżanki z podstawówki o stwierdzonej niskiej inteligencji dorabiały u księdza regularnie obciągając mu penisa. Same mi też to proponowały i były bardzo oburzone, że uważam to za coś złego. Moja siostra je ratowała i pośrednio tego księdza (który potem mnie zgwałcił oralnie w czasie studiów, bo chciał, żebym mu była posłuszna – zresztą cała ta banda nękała mnie i powiadała o mnie kłamstwa na UW w latach dziewięćdziesiątych), diagnozując jako chore psychicznie i twierdząc, że nic nie trzeba z nimi robić. Nauczyły się wtedy bezkarności i że osoby chore psychicznie mają immunitet i wpadają w dziurę w przepisach, bo prokuratura się nimi nie zajmie, bo są chore, psychiatra się nie zajmie, bo jest dobrowolność leczenia. Jest jeszcze gorzej, ponieważ imbecyle i osoby chore chętnie pomawiają o chorobę osoby zdrowe i podają się za członków rodziny, więc psychiatrzy chętnie biorą od nich kasę, zaszczuwając ludzi zdrowych, ale na przykład ateistów. Moja siostra ma tyle za uszami, że będzie musiała w końcu wyjaśnić swój udział w tym wszystkim Policji, taka mała podpowiedź, Sis.
Ale wróćmy do głównego tematu. Zakonnica miała pewnego pierdolca, jak już wspomniałam. Przejawiał się on tym, że selekcjonowała ładne dziewczynki i zaczynała się nimi „opiekować”, przekonana, że katolicki Bóg szczególnie cieszy się z ładnych zakonnic, zupełnie nie interesując się osobistymi planami tych dzieci. Spotkało to też mnie i po tym, jak stanowczo odmówiłam zgody na kratę zakonną, usłyszałam, że ksiądz wybrał mi męża. I w ten sposób pojawił się na mojej orbicie Rafał Magazynier, który po próbie gwałtu na mnie został wydalony z mojej podstawówki. Nie wierzcie w jakieś bujdy, że byliśmy słodką parą zakochanych w sobie dzieci, ja swoją sympatię spotkałam w czasie wizyty u pewnego znajomego rodziców, jeszcze przed pójściem do szkoły. Zaglądał przez okno z ogrodu i poprosiłam, żeby został mi przedstawiony. Potem odnowiliśmy znajomość na lodowisku Torwaru. Blondyn. I don’t dig brunets.
Zostałam zakatowana przez kler za to, że nie chciałam poddać się woli chorej psychicznie zakonnicy, która wedle jej słów widziała, że skończę w burdelu, jeśli nie będę jej słuchać. Co jest zabawne, burdel prowadził lubiony przez nią parafianin, ojciec mojej koleżanki z podstawówki, który udając przyjaźń przed moimi rodzicami, próbował wychować mnie na kogoś, kto przyjmie jego styl życia i zostanie prostytutką. On i cała jego rodzina to zawodowi oszuści, wytrenowani w kłamaniu i szczuciu różnych głupów na osoby, które nie chcą przyjąć ich „propozycji nie do odrzucenia”, ni mówiąc o robieniu ze swoich ofiar osób chorych psychicznie. Nie zgodziłam się na wybór pomiędzy burdelem a klasztorem i jedyne, co mogłam wtedy zrobić to uciec przed nimi w ateizm i odmówić podejścia do pierwszej komunii, bo nie życzyłam sobie być zmuszana do pójścia za kratę zakonną – nie z moim kosmopolitycznym wychowaniem i naciskiem na słuchanie rozumu i nauki. Więc wolałam uciąć wszelką możliwość kontaktu ze mną tym zakłamanym żmijom. Co chyba nikogo nie powinno dziwić. Niestety moja durna siostra i babcia dały się ogłupić jakimś intrygom i nie potrafiły zrozumieć, że mój sprzeciw ma racjonalne podstawy, więc po praniu mózgu musiałam przejść przez tę gehennę, jaką był powrót na religię. Najgorszy dzień życia. Trzeba było urwać kontakt z Kościołem już wtedy, miałabym szczęśliwe życie. Będę walczyć o ateistyczną Polskę do ostatniego dnia mojego życia. Nie będą debile rządzić zdrowymi, inteligentnymi ludźmi. Nie zgodzę się na świat, w którym chorzy umysłowo przedstawiciele Kościoła, bezkarni z powodu choroby, wymyślają sobie, że będą kogoś nękać do końca życia, bo kobiety nie mogą mieć szczęścia w małżeństwie czy w seksie „ponieważ muszą odpokutować grzech Ewy” i dlatego mają potulnie znosić terror i bycie posłuszną niewolnicą jakiegoś magazyniera z Biedronki.
Nie wiem, dlaczego moja rodzina uznała, że może wierzyć świrom religijnym (pod określeniem świry rozumiem też medycznych imbecyli, których jak najbardziej da się wsadzić do więzienia) i uważali ich za bardziej wiarygodnych ode mnie. Kurwa, to ja wiem lepiej, kto jest moim przyjacielem, a kto złamanym chujem, który już dawno powinien być w więzieniu.
Na zdjęciu Mikołaj Wieczorek, mój dziadek. Wygląda tak jak powinien wyglądać norweski jarl i nadal stanowi dla mnie ideał męskiej urody. Ale niestety nie żyje i nie mogę umawiać się z własnym dziadkiem.
Pierwsza klasa. Blondynka po prawej to Ewa z mojej klasy, ja jestem po lewej. W środku, cholera wie, kto zostałyśmy usadowione z obcą laską i zrobiono nam zdjęcie. Podobno to zdjęcie było wykorzystywane, żeby udowodnić, że jesteśmy jakoś bardzo zaprzyjaźnione, niż jest naprawdę, stary numer oszustów. Ewę znam, pizdy środku nie, wypieram się znajomości. Chociaż mam pewne graniczące z pewnością, podejrzenia, kto to jest. Na pewno nikt z mojej klasy, można porównać zdjęcia. Jest to zawistny mały padalec, córunia gangstera, o którym już pisałam. Po Dniu Dziecka ukradła mi moją skakankę, która miała w rączkach grzechotki i gdy chciałam jej odebrać, to z całej siły walnęła mnie drzwiami obrotowymi prosto w twarz. To wtedy złamałam jedynkę i musiałam mieć ją sztukowaną. Materiał z czasem ściemniał i chodziłam z połową czarnego zęba. Oczywiście moi rodzice ulitowali się nad ulicznicą i nie wyciągnęli, ku mojemu przerażeniu, żadnych konsekwencji. A to była autentyczna osoba z rodziny ze świata przestępczego.
Żeby były jeszcze zabawniej owa ulicznica opowiedziała księdzu i zakonnicy, że jestem na zdjęciu tą blondynką z prawej i że farbuję włosy. Radośnie poszczuła na mnie wariatów, którzy do tej pory twierdzą, że powinnam przestać farbować włosy i wrócić do „naturalnego” koloru. No więc nie zamierzam, jeśli bywałam blondynką to tylko przez chwilę i dla własnej przyjemności, a nie dlatego, że „Rafał woli blondynki”. Zastanawiam się też, czy ci wariaci rzeczywiście uważają, że nie poznam siebie na jakimś zdjęciu?
Wychowywana byłam po norwesku, to znaczy w przekonaniu, że dzieci nie mają płci i nie należy ich niszczyć przesadnym zakrywaniem cech płciowych, które u dzieci praktycznie nie istnieją. Biegałam więc golutka po plaży, czując się swobodnie we własnym ciele, bez uczenia się bezsensownego wstydu. Nie dla mnie były staniki zakładane dwuletnim dzieciom.
W morzu też się świetnie czułam goła i wesoła.
Skoro już wyciągnęłam stare zdjęcia, to czas na trochę sentymentalnych wspominek. Tym bardziej, że w ten sposób mogę zniszczyć zawodowym oszustom z okolic mojej podstawówki (nie mówiąc Ryszardzie imbecylu-z-Gdańska-który-udaje-psychoterapeutę-i-przesladuje-metali) kilka kłamstw opowiedzianych o mnie.
Ślubne zdjęcie moich rodziców. Jak widać mój ojciec nie jest semickim brunetem, a mama nie jest blondynką, bo i takie kłamstwa słyszałam o swojej rodzinie.
Przy okazji – po mojej ewentualnej śmierci debil Ryszard, Rafał, czy ktoś z rodziny kurewki-z-mojej-podstawówki może próbować pojawić się w sądzie ze sfałszowanym testamentem. Zrobił tak po samobójczej śmierci mojego przyjaciela geja, mam nadzieję, że moi bliscy dadzą radę tym oszustom i że nie uwierzą, że apostatka „nawróciła się” i z wdzięczności zostawia swoje mieszkanie tym oszustom. Chory psychicznie ksiądz podpisuje im wszystko w ciemno, uwierzytelniając podpis bez wiedzy osoby, która podobno spisała testament. W przypadku mojego przyjaciela oszuści nie wiedzieli o ziemi nad morzem i o innym mieszkaniu, więc partner mojego przyjaciela odziedziczył te nieruchomości na podstawie prawdziwego testamentu. Dzwoniłam na policję, ale to nic nie dało, przegrałam w latach dziewięćdziesiątych z cała szajką oszustów i zostałam zaszczuta na Anglistyce. Ludzi pewnie myli to, że w tym gangu działają ludzie oficjalnie dewocyjni, ale zracjonalizowali sobie swoją przestępczość idealnie – czyli że jak ktoś nie jest nasz, to wolno oszukiwać, zaszczuwać i kłamać. A „nasz” to osoba z gangu mokotowskiego (bo ci katolicy utworzyli taki swój gang idiotów i wariatów).
Najbardziej zakłamane zdjęcie świata (chociaż bardzo je lubię, bo jest z czasów moich treningów pływackich w młodzikach i widać, że dobrze mi robiły na sylwetkę i wszystko, jest duża różnica w porównaniu ze zdjęciem z pierwszej klasy):
Jak już powiedziałam, nie chciałam podchodzić do pierwszej komunii. Wszystkie moje zdjęcia z tego dnia nie nadawały się do niczego, byłam na nich nieszczęśliwa i przegrana. Szczególnie, jak gdzieś był ten ksiądz-pedofil (który jakoś tak wciąż chciał, żebym się z nim umówiła na plebanii – spadaj pedofilu) lub „moja” zakonnica (który chyba do tej pory myśli, że powinnam iść do zakonu i jej zostawić moje mieszkanie). Moja matka jednak, jak sama powiedziała, chciała, żebym miała jakieś ładne zdjęcia z Pierwszej Komunii. Wcześniej chyba na mnie obrażona, zaczęłam mnie rozbawiać i opowiadać żarty i kiedy chwilowo poprawił mi się humor, wpiła mnie w sukienkę i zawlokła na sesję do pobliskiego fotografa. Ładne zdjęcia i tyle. Jeżeli odbyło się to pod wpływem rady Ryszarda (który zdaje się, udając psychoterapeutę długie lata ciągnął z niej kasę, a jak już zaczęłam pracować na studiach, to i ze mnie, chociaż bez mojej wiedzy i bez mojej zgody), to nie przyniosło spodziewanego skutku. Nadal olewałam wszelkie zabiegi, które miały mnie zmusić do bierzmowania i wyrosłam na szczerego wroga Kościoła. Współczuję uczciwym księżom, którzy reprezentują tę organizację, bo musieli się tam znaleźć przypadkiem, wcale tam nie pasują i muszą świecić na ten motłoch oczami. Przy okazji – badania psychologiczne wykazują, że ludzie religijni są mniej inteligentni od ateistów. Więc próby przekonania mnie, że ludzie religijni znają jakąś prawdę i muszę się ich słuchać, wywołują u mnie spazmy śmiechu. Ludzie religijni są też bardziej łatwowierni i wyćwiczeni w wierzeniu baśniowe historie i pozbawieni możliwości krytycznego podejścia. Tym bardziej to prawda w mojej sprawie. W żadnym innym środowisku ksiądz-pedofil i równie świrnięta zakonnica nie mieliby takiego poklasku i tylu chętnych anty-naukowych wyznawców. Moja rodzina popełniła ten błąd poznawczy, który polega na tym, że innych ludzi uważa się za podobnych sobie i że można im ufać. Nic bardziej mylnego, do Opus Dei można podchodzić tylko z miotaczem ognia i jest to jedyne racjonalne podejście. Burn it before it lays eggs!
Jestem szczęśliwa, że jestem sama, a nie wpadłam w piekło małżeństwa z imbecylem Rafałem (co i tak zawsze było niemożliwe, wybrałabym śmierć, jak moi przyjaciele również „leczeni” przez Ryszarda) po piekle prania mózgu, które miało mi uprzytomnić, „że go kocham” i że mam sobie „przypomnieć, co mi zrobił ateista”. No więc nic mi nie zrobił w przeciwieństwie do was! Tylko dlatego, że jakiś padalec z ilorazem inteligencji kilka razy niższym od mojego zgłasza chęć ożenku, nie macie prawda mnie zaszczuwać i niszczyć mi kariery sportowej swoimi kłamstwami i zaszczuwać Michała!
Tak wyglądałam zapasiona na koniec podstawówki, na szczęście całkowicie nie w typie Rafała, bo woli chude blondynki. Mam skłonności do tycia po mamie i tylko sport i zdrowa dieta może mnie utrzymać w ryzach. W drugiej klasie podstawówki pływałam w młodzikach i widać to na zdjęciu z komunii, bo jestem tam zdrowa. Na koniec podstawówki byłam już całkowicie zaszczuta i nieszczęśliwa.
A poniżej widać, jak służy mi metal. Jest to zdjęcie z indeksu i legitymacji studenckiej, więc jak widać nie jestem i nie byłam blondynką (chociaż moje naturalne włosy miały kolor gdzieś na poziomie 5 – na zdjęciu jest farba poziom 1, czyli ciemniejszej nie zrobili – z tego co pamiętam, teraz to, co nie jest siwe, jest na poziomie 4, czyli brąz – moje włosy ciemniały od dzieciństwa, pradziadkowi obiecałam, że będę ruda, jeśli mi ściemnieją do końca, rudy to dobry kolor dla Norweżki).
Tak już wyglądałam jako zbuntowana metalówa, która oświadczyła wariatom, że nie chce wychodzić za mąż, ale niestety nie odpuścili (tylko rzucili się urabiać wszystkich ludzi za moimi plecami, nadal tak robią). Mam na szyi pentagram, który mi imbecylki z kościelnego gangu zerwały na studiach z szyi. Ukradły mi też srebrny pierścień z pentagramem, który zamówiłam specjalnie u rzemieślnika na Starym Mieście, ponieważ mam uczulenie na domieszkę niklu, który był wtedy wszędzie spotykany. Gang Rafała ściągnął mi, przy którejś okazji, ciężkie kolczyki, rozrywając mi płatki uszu do krwi. Oczywiście zgłosiłam wszystkie kradzieże i napady Policji. Ale jak widać, za mało, żeby jakiś śledczy ruszył wtedy tropem tych przestępców. Za to dowiedziałam się, że Rafał trzyma wszystkie ukradzione fanty, jako „dowód małżeństwa”. Macie wszystko oddać złodzieje, pierścień z pentagramem jest dla Michała.
Oprócz wzbogacenia się, chcą też udowodnić, że ta „moja” zakonnica jest święta i że wszelkie jej urojenia na mój temat to prawda, więc wmawiają mi nieprawdę, gdy tylko mnie zobaczą. Tak samo Ryszard chce udowodnić swój dobry wpływa na mnie – więc nie pętaku, nigdy nie zostaniesz świętym, a moje życie ma cokolwiek dobrego w sobie wbrew twoim zabiegom. Sam chciałeś, żebym się stoczyła i nie skończyła żadnych szkół, żebym pasowała do Rafała. „Bo Ryszard zabronił studiów.” Twoje znajome zaszczuwały mnie przed wykładami i egzaminami. Na całe szczęście udało mi się je przekonać, że wywalono mnie ze studiów. Chociaż wtedy próbowały mnie zmusić do prostytucji. Rafał miał być moim alfonsem i miałam zadzwonić pod dany mi numer, bo seks z księdzem miał mnie „uleczyć” i niby „potrzebowałam pieniędzy”. Miałam lepsze propozycje zarobkowe, ciekawsze i moralnie nienaganne. Przy okazji w sądzie dowiecie się, na ile moi znajomi oceniają stracone przeze mnie zarobki. Bo w tej sposób wyliczymy odszkodowanie.
Bardzo lubię to zdjęcie mojej mamy:
Jedyna możliwość, żeby miała na sobie taki mundur, to Studium Wojskowe. Studenci medycyny do czasów zmian ustrojowych mieli obowiązek odbyć przeszkolenie wojskowe. Rozumiem, że wtedy szybciej można byłoby ich wcielić do szpitala wojskowego. Wszyscy medycy kończyli z studia ze stopniem wojskowym oficerskim.
A to ja z mamą lalką, która moja siostra przywiozła sobie z Paryża, gdy odwiedziła naszą rodzinę we Francji (lalka wygląda jak Scarlett O’Hara):
Jak widać kolejny raz, moja mama nie była blondynką. Opowieści o moim życiu, które są rozpowszechniane o mnie przez moich nieprzyjaciół z okolicy Kościoła, są wzięte podobno z „objawień” tej świrniętej zakonnicy, która opowiadała swoje urojenia na mój temat dzieciom i dorosłym w „mojej” parafii. Koleżanki z klasy też przez to przeszły, ale rodzice postawili im się skuteczniej i nie zaplątali się w sieć kłamstw tej sitwy, jak moi bliscy. Moja koleżanka Ola z klasy też ledwo przeżyła zainteresowanie Opus Dei.
A poniżej moi rodzice już w średnim wieku, na wycieczce w górach.
Zeskanowałam więcej zdjęć i też je wrzucę. Szczególnie zdjęcia domowych zwierzaków, których według urojeń kleru i gangusów, nigdy nie miałam.
Poniżej Tata i mój piesek Lutek. I podwójnie naświetlone przeze mnie zdjęcie.
Siostra Ania i jej ukochana kicia:
Na zdjęciu powyżej moja siostra ze swoją kotką, która miała na imię Kotica. Kotica mnie nie lubiła, lubiła tak naprawdę chyba tylko swoją pańcię, która ją znalazła i uratowała. Bardzo chciałam, żeby mnie lubiła, ale nie dawała się dotknąć. Pradziadek i dziadek pocieszali mnie przez telefon, że będę miała własne koty, które mnie będą kochać. I tak jest z wyjątkiem Falki. Było jej nie torturować pastą odrobaczającą, z traumy bycia karmioną jej gorzką trucizną nie wygrzebała się do tej pory.
Na dole Melissa, pierwszy z moich kotów. Dostałam ją, oddał ją człowiek, któremu za głośno mruczała w nocy i nie mógł spać. Dziwne. W każdym razie kot był od poety, a imię nadał znajomy metal z czasów liceum. Jak najbardziej ta Melissa. Kotka bardzo lubiła kolegę metala (blondyn ale nie Michał) i dała mu się zdjąć z regału, przyjmując z wdzięcznością głaski, a był to kot, który mało kogo lubił. Podejrzewałam, że po kryjomu ją przekupił smaczkami, ale chyba rzeczywiście kotki lubią facetów, a kocurki baby. Od kolegów metali pożyczałam kasety i uzupełniałam swoją edukację muzyczną.
Melissa przybyła do mnie, gdy byłam w średniej szkole. W czasie studiów adoptowałam Grendela, mieszańca owczarka belgijskiego i niemieckiego. Dzięki niemu mogłam się poczuć bezpieczniej. Miałyśmy z mamą przypadek, gdy żul wdarł się do mieszkania i ukradł mi ubrania. Był to ojciec żulicy z mojej podstawówki, która przedstawiała się jako moja przyjaciółka. Rozpowiadała, że oddałam ubrania, bo idę do zakonu. Bzdura. Wymyśliła sobie, że wszystkie opowieści o mnie i o mojej nietypowej rodzinie z potrójnym obywatelstwem wynikają z choroby psychicznej i że będę łatwym łupem. Mam nadzieję, że żulica w końcu pójdzie do więzienia, a nie będzie się szczycić tym, jak bezkarnie mnie okradła. Jest to ktoś taki, kto na basenie (a przyszła za mną na lekcje pływania) wchodzi do wody tylko po to, żeby tam naszczać i potem całe życie chwalić się tym, że ludzie pływali w jej szczynach.
Poniżej Grendel i jeden z psów mojej siostry. Zdjęcie z lat dziewięćdziesiątych. Oba psy ratowały naszą rodzinę. Z moich kotów oprócz Melissy znały go jeszcze Mysza i Mruuwek.
Po śmierci Melissy, na koci tron wstąpiła Mysza. Ostatni kot, którego sama sobie ściągnęłam na głowę, biorąc z ogłoszenia. Potem dwa trafiły się ze Światowej Dystrybucji Kotów, lub raczej od Frei rozdającej koty (jak mówią norwescy kociarze i tak mówił pradziadek o sytuacji, kiedy los podsuwa zagubionego kota lub kociaka do uratowania; przy okazji – polscy kociarze i psiarze mówią o Tęczowym Moście za który trafiają zwierzęta po śmierci, tak mówił też pradziadek i dla nas to zawsze Bifrost – przy okazji: nie wiem, dlaczego w Wikipedii napisano o Ragnaroku, jakby się już odbył, słońce świeci na niebie, więc Ragnaroku jeszcze nie było; dodam, że też zamierzam się udać po śmierci za Tęczowy Most, prosto do Valhalli).
Dwa koty dostałam od pani Joanny, osiedlowej karmicielki zdziczałych kotów. Starałam się nigdy nie mieć więcej niż trzy na raz, pradziadek mnie tak nauczył.
Mysza miała być też kotem jedynakiem, ale przed klatką schodową, gdy wyprowadzałam psa, zaczepił mnie kociak, którego nazwałam Mruwek (imię pochodzi od Mruuu!). Wspiął się na mnie i musiałam go zabrać do domu. Mysza była od niego gdzieś około trzy miesiące starsza. Jak widać wystarczyłoby poczekać, a kto sam by się zgłosił.
Mruuwek był ślicznym i bardzo odważnym kotem o umaszczeniu vana.
W momencie, kiedy myślałam, że dwa koty to już dużo, musiałam ratować Błędka. Odprowadziłam siostrzenicę na przystanek i wracałam do domu, kiedy jakiś facet poinformował mnie, że pod samochodem siedzi kociak. Kotek? – powtórzyłam i na dźwięk mojego głosu spod samochodu wybiegł wspomniany kotek, podszedł do mnie i wdrapał się do ubraniu na ręce. Mały skunks nie chciał rozmawiać z facetem, wolał babkę. Przestraszona wizją trzeciego kota, wróciłam z nim na górę. Długo myślałam, że go oddam, ale gdy już się znalazł chętny, to nie dałam rady go oddać, więc zostałam z trzema kotami.(1)
A oto Błędek, który wielbił Mruuwka do śmierci starszego kocura z powodu komplikacji przy kardiopatii przerostowej.
Po śmierci Myszy z powodu raka, do obu kocich facetów doszła Ciri. Biedne stworzenie z IBD, ale udało się ją wyciągnąć odpowiednią dietą. Dzikus, którego oswoiłam.
Po śmierci Mruuwka, do kocińca dołączyła Falka, dzikuska, którą jako chorą odłowiła pani Joanna. Nie ratowała wszystkich kotów, tylko te które jej się spodobały i były łatwiejsze do złapania.
Jak widać wbrew opowieściom żulicy z mojej podstawówki, która naprawdę zrobiła sobie zdjęcie z osobami, które jej nie znały, miałam i mam mnóstwo zwierząt. To zawodowa oszustka ciągnąca kasę od ludzi Kościoła oraz wszystkich innych naiwnych ludzi. Wybiera sobie ludzi i ich zadręcza oraz zaszczuwa. Jeśli myśli, że Ryszard „da” jej moje mieszkanie, to się myli, jego obietnice są niemożliwe do wypełnienia, bo nigdy poganka i apostatka nie pójdzie do zakonu, więc jego obietnice są niemożliwe do spełnienia. Nie skłamię tak, żeby wyszło, że schizofreniczna zakonnica czy Ryszard dokonali jakiś cudów. Nie będą uznani za świętych, co jest ambicją ich samych oraz ich środowiska. To tępe zwierzęta. Mój pies miał więcej empatii i inteligencji emocjonalnej.
Wiem, że trudno objąć umysłem głupotę i intrygi imbecyli związanych z Kościołem, ale ich mózgi właśnie tak działają, jak opisuję. I mam tylko nadzieję, że różne durne pindy przestaną uważać tę idiotkę i złodziejkę za jakieś wartościowe żródło informacji, ani to moja rodzina, ani przyjaciółka.
Poniżej Tata.
A na koniec Falka i Błędek, wielka miłość. Dla Falki rzucił Ciri.
Z mamą, babcią, siostrą i jej dziećmi. Jak widać nikogo innego na rodzinnym zdjęciu z lat dziewięćdziesiątych nie ma. Żaden Rafał nigdy ze mną nie mieszkał.
Błędek już chory:
Ja z wujostwem (żaden, powtarzam, żaden Ryszard N. nigdy nie był moim wujkiem, mam jednego wujka, halo! wydawało mi się, że wystarczy raz powiedzieć):
I na koniec jeszcze raz rodzice:
⛧⛧⛧
(1) Podobna historia przytrafiła się znajomemu metalowi, spotkałam go w Elwecie, gdy przyszłam ze śmiertelnie już chorym Mruuwkiem (który w gabinecie przy początku eutanazji dostał zawału serca i wetka przyśpieszyła procedurę usypiania w szpitalu). Adam przyszedł z biało-czarnym kociakiem, podobnym do Błędka. Kociak został uratowany z paszczy psa, który już go miał rozszarpać. Golden brata zaatakował psiego napastnika i zmusił go do wypuszczenia z pyska kota. Po czym Golden kazał kociaka ratować, więc wyciągnęli go spod samochodu i zabrali do weterynarza. Był poraniony. Kociak w Elwecie na dźwięk mojego głosu zrobił to samo, co Błędek – chciał zmienić opiekuna – i zaczął iść do mnie, ale zabroniłam mu, bo po długiej chorobie Mruuwka nie miałam sił obarczać się kolejnym kotem. Grzecznie wrócił na kolana Adama. Powiedziałam Adamowi, że wezmę kociaka, jeśli mu się nie spodoba bycie kocim tatą. Dostał dokładne instrukcje ode mnie, co potrzebuje, żeby mu się dobrze mieszkało z kotem. Nie zajrzał do mnie do pracy, więc uważam, że kotek zgodnie mieszka z dwoma psami nadal i jest szczęśliwy. Zgodnie z tym, co powiedział mi pradziadek, Freya rozdaje koty – inni kociarze nazywają to Systemem Dystrybucji Kotów, ale to norweska bogini miłości zsyła koty ludziom.
W jednym z poprzednich wpisów opisałam koncert Megadeth, podczas którego pobił mnie terrorysta z Opus Dei za bycie fanką metalu i za to, że nie chciałam się posłuchać i poszłam na koncert. Pobicie było zgłoszone Policji przeze mnie i wiele innych osób. Między innymi Dave’a. Muszę zaznaczyć, że pomimo twierdzeń terrorysty Nowaka moja osobista mama nie odpowiadała za ściągnięcie Nowaka do Warszawy, zrobiła to – jak podejrzewam – moja dawna katechetka (a raczej nadzorująca jej pracę zakonnica), która od mojego dzieciństwa prześladuje mnie razem ze swoimi głupimi wychowankami (są serio głupie, same się chwalą, że na dolnej granicy normy IQ, ale jeszcze nie do szkoły specjalnej – czyli IQ około 75, co w tym gronie uchodzi za dużo – zaznaczmy, że jest to wersja oficjalna ich współczynnika inteligencki, o wersji prawdziwej piszę trochę dalej w tym wpisie). Wszystkie te idiotki zbierają o mnie różne plotki, lub mnie osobiście ciągną przy jakiś okazjach za język, aby na ich podstawie knuć jakieś kolejne swoje intrygi. Próbowały mi wmówić, że tępą zakonnicę powinnam nazywać prawdziwą moją matką. I stąd wynikają różne przekłamania. Bardzo proszę, żeby ludzie używali słów w ich prawdziwych znaczeniach – moja mama Helena była damą. Żadna katechetka, której już od dziecka nie chcę znać, jej nie zastąpi, ani nie będzie dla mnie autorytetem. Chociaż nadal nie rozumiem jednej z jej decyzji, ale to osobna sprawa, nie na ten wpis.
Jest to na tyle ważna i skomplikowana historia, że muszę opisać to dokładniej, skoro już się trochę uspokoiłam i myślę już bardziej rzeczowo.
Jak pewnie już niektórzy wiedzą, zostałam ochrzczona tylko dlatego, że moja dewocyjna polska babcia się tym zajęła (ale już naprawiłam ten błąd i jestem apostatką), a na religię poszłam tylko dlatego, że moja siostra (którą wychowywała przez pewien czas nasza babcia) namówiła mnie na to, żebym „poznała kulturę kraju, w którym mieszkam”. No co ja mogę powiedzieć – poznałam i dzięki temu doceniam coraz bardziej bycie norweską mniejszością w Polsce. Jak wiadomo, Norwegia jest krajem, w którym ponad dziewięćdziesiąt procent ludności to ateiści i nawet jeśli nie mówię po norwesku, to rozmawiałam z pradziadkiem-Norwegiem przez telefon na tyle często, jak byłam mała, że jak najbardziej się przyznaję do tego dziedzictwa.
Nie wiem dokładnie, jak to się stało – mam wrażenie, że selekcja odbywała się na podstawie urody – ja i jedna z moich koleżanek z klasy trafiłyśmy do salki katechetycznej przy klasztorze, podczas gdy cała moja klasa uczęszczała na religię w do głównego kościoła przy ulicy Puławskiej w Warszawie. Wkrótce się okazało, że reguły panujące w tym miejscy były takie – ładne dziewczynki albo były psychicznie niszczone i namawiane na pójście do zakonu, bo są za ładne i dlatego występne (co się okazało projekcją napalonego pedofila-proboszcza), albo godziły się obciągać chuja owemu proboszczowi. Moja koleżanka z klasy spierdzieliła z tej religii (a później zadbała o to, żeby zajść w ciążę w wieku piętnastu lat, co uwolniło ją od piekielnych terrorystów z Kościoła, co w sumie nie było takim złym rozwiązaniem, chociaż i tak terroryści z Opus Dei mało co jej za to nie zaszczuli, szczęśliwie mieszka zagranicą), a ja zajęłam się sportem, nie miałam czasu, zarobiona byłam, treningi w młodzikach też ciągną się godzinami, więc też można powiedzieć, że również spierdzieliłam z tej religii z dużą ulgą. Chociaż zakonnica pizda-z-Opus-Dei oraz „proboszcz” (lub „ksiądz”) pedofil-z-Opus-Dei (czyli Ryszard) nie chcieli przyjąć tego ze zrozumieniem. No cóż uważają pewnie do tej pory, że to przeze mnie ten pedofil poszedł do więzienia. No więc, nie. Nie ja zeznawałam, kogoś innego zgwałcił.(1) Też nie moją koleżankę z klasy.
Zakonnica upierała się, że musi zrobić ze wszystkich ładnych dziewczynek zakonnice, bo wtedy będzie się Bóg cieszył, „bo należą do Boga”. No bardzo wątpię, że to Bóg miałby się cieszyć z młodziutkich a ładnych zakonnic. Ja za to bardzo głośno protestowałam przeciwko zaproszeniom do „księdza” i wypowiadałam się całkiem swobodnie na temat debilizmu niektórych elementów katolickiej doktryny (szczególnie w wersji kabotyńskiej).
Niespełna ośmioletnie dzieci były w czasie katechezy indoktrynowane za pomocą „Lolity” Nabokova. Bohaterka tej powieści była przedstawiona jako kurewka i używana jako argument, co potrafi zrobić występne dziecko oferujące swoje wdzięki niewinnemu pedofilowi. Mój ojciec się wkurwił, zakapował pedofila. Moja koleżanka, jak najbardziej zgwałcona oralnie, wsadziła chuja do więzienia. A ja dostałam od rodziców do przeczytania „Lolitę” – co uważam za bardzo dobrą decyzję, bo skoro zostałam wystawiona na pedofilską indoktrynację, to mam prawo przekonać się o czym jest ta powieść i wejść za jej pomocą w umysł pedofila. Dla tych co nie wiedzą – Lolita jest obiektem zalotów perfidnego drania, który ją z premedytacją gwałci, wcześniej żeniąc się z jej matką. Pedofil, który został jej ojczymem, jest prawdziwym potworem, nazywającym gwałt miłością. Ciekawie w tej sytuacji wygląda fakt, że moja dawna katechetka i „ksiądz”-pedofil mianowali się moimi zastępczymi rodzicami i mnie tak „duchowo” (i chyba nie tylko duchowo, bo jak najbardziej realnie wpierdalają mi się w życie, chociaż najczęściej za plecami) adoptowali, mszcząc się na mnie i nękając chyba we wszystkich możliwych środowiskach. Zakłócili moją prelekcję na temat „Lolity” oraz „Labiryntu”, twierdząc, że lepiej od historyka literatury wiedzą o czym jest ta powieść. Stek kłamstw, które o mnie opowiadają jest tak niewiarygodny, że do tej pory nie mogę wyjść ze zdziwienia, że wydawałoby się inteligentni ludzie im uwierzyli i dołączyli się zaszczuwania mnie. Wystarczy już, że debile terroryści z Opus Dei uważają się za predystynowanych do obrony każdego księdza-pedofila i działają na terenie całego kraju, szczodrze sypiąc groszem i przekupując ludzi, którzy mogą im pomóc w ich działaniach.
Chodziłam do podstawówki z fanami owego „księdza” i owej zakonnicy. Dzieci i rodzice z mojego punktu widzenia to ludzie ulicy z półświatka. Zostali poszczuci na mnie idealnie. Głupie dzieci same się prostytuowały, szczęśliwe bo ksiądz im dawał za to pieniądze. Jak same te dziewczynki mówiły, „do ust nie szkodzi” i „dzieciom nie szkodzi”, tak ich wychował ten ksiądz i zakonnica z Opus Dei (przy okazji – Opus Dei to jest legalna sekta, kierująca się osobnymi zasadami, zupełnie innymi od ogólnie uznawanego Katechizmu Kościoła Katolickiego.) Przeczytałam w latach dziewięćdziesiątych dostatecznie dużo pozycji z psychologii, ciesząc się, że dzięku Bibliotece UW mam dostęp do całej potrzebnej mi wiedzy, żeby móc u tych pań (a wtedy dzieci) wszelkie możliwe odchyły od normy psychicznej związane z prostytucją (są maniaczkami religijnymi, ale jak najbardziej przyznają się do prostytuowania się w dzieciństwie, bo „dzieciom nie szkodzi”).(1) Bronią swoich oprawców i gwałcicieli (bo według ich słów nie tylko tego jednego „proboszcza” obsługiwały). Zinternalizowały sobie cały jego brak norm społecznych i moralnych. Nadal wykonują jego polecenia. A te są proste – albo mnie zaszczuć na śmierć, albo upodlić na tyle, żebym się zgodziła wyjść za tępego magazyniera i być jego niewolnicą (wedle słów tych kościelnych prostytutek mam męża wskazanego przez 'księdza’, a dokładniej: „masz za niego wyjść, bo tak chce 'ksiądz’, a ty jesteś kurwa i musisz się słuchać, bo ja chodzę do kościoła i nieważne, że mnie 'ksiądz’ dyma, bo dzięki temu jestem święta”). Oczywiście, że nie wyjdę za Rafała, szkoda tylko że tak wiele osób uwierzyło tym intrygantom, niszcząc osoby, z którymi chętniej bym się związała i sprawiając, że rzeczywiście świat uwierzył, że te pizdy i ten chuj „coś o mnie wiedzą” i „że nie jestem wolna”. Jestem wolna tak bardzo, jak tylko można być wolnym.
Oczywiście opisałam w powyższym akapicie – i w innych miejscach – bełkot osób chorych, a dokładniej maniaczek religijnych, posługując się ograniczoną wiedzą psychologiczną, jaką posiadam. Duża część tego, co piszę, to zdrowe odreagowanie tego, co mnie spotkało. Maniaczki szczerze mi powiedziały, że dla „księdza” (czyli Ryszarda) by się prostytuowały (prostytucja, by zdobyć pieniądze dla przywódcy sekty, to częsty motyw przy opisie sekt), ale nie muszą, bo on dostaje pieniądze. Padły za to żądania, abym prostytuowała się dla Rafała. Pamiętam, że Iwona Klicka też była podobnie traktowana. Wyobrażam sobie, że ci sekciarze swobodnie weszliby w rolę alfonsów, gdyby trafili na osobę chorą psychicznie, o słabszej konstrukcji lub głupszą.
Niestety moi bliscy nie byli świadomi, że do gangu nieletnich prostytuujących się idiotów z mojej podstawówki (same mówiły o sobie, że specjalizują się w klechach) należą też rodzice – tak samo głupi i tak samo związani z Opus Dei i gotowi bronić pedofila do krwi ostatniej. Ponieważ tępa zakonnica nie mogła się pogodzić z tym, że nie chodzę na religię (bo wymyśliła sobie, że mnie wyprowadzi „na zakonnicę” i jeszcze oddam jej cały mój majątek), namówiła katolickich debili do interwencji. Nakłamali tak dokładnie na temat mojego kolegi z Torwaru i mojego partnera, z którym zaczęłam treningi w parze sportowej, że dostałam zakaz treningów. Co gorsza zaczął mnie prześladować idiota Ryszard Nowak (z Gdańska) ze swoją żoną Barbarą (też z Gdańska) i córką Beatą (też z Gdańska). Ryszard do tej pory udaje jakiegoś psychoterapeutę, chociaż nie ma nawet matury. Jak już wspomniałam we wcześniejszym wpisie specjalizuje się w prześladowaniu metali oraz jest całkiem wykwalifikowanym specjalistą od prania mózgu i zastraszania. Dzięki lekturom z BUW-u zidentyfikowałam kilka elementów obecnych w praniu mózgu i technik, którymi się posługuje.
Techniki terroru obejmują wmawianie rzeczy przeciwnych do prawdziwych i to robią moje nieprzyjaciółki z podstawówki (zresztą wywalone na zbity pysk ze szkoły za to prześladowanie mnie i kłamanie na mój temat, szkoda tylko że kilka idiotek z innych środowisk chyba do tej pory uważa je za wyrocznię, jeżeli chodzi o moje sprawy i wierzy szczerze im i Rafałowi). Przez jeden semestr trenowałam pływanie, ale katolicki gang Opus Dei mnie tak pobił, że na długie miesiące musiałam zrezygnować z treningów. Robiłam, co mogłam w domu, żeby trzymać startową wagę i ćwiczyć ramiona. Wbrew zaszczuwającym mnie kościelnym kurewkom z mojej podstawówki miałam całkiem dobry start w mistrzostwach dzieci, ulokowałam się w pierwszej dziesiątce. Musiałam za to wysłuchiwać ich wrzasków za mną „że znają prawdziwą pływaczkę i ty nią nie jesteś, kurwo”. Analogiczne wrzaski te zdemoralizowane pizdy ze swoimi przydupasami wznosiły za mną w fandomie, tylko tym razem miałam nie być „tą prawdziwą pisarką” – chociaż jakiś czas później ta sama suka dręczyła mnie opowiadając, że wyrzucała w czasie plebiscytu fanów głosy oddane na moją „Przepowiednię”. Mam szczerą nadzieję, że nigdy nie wzięła udziału w żadnym liczeniu głosów i że tylko skłamała na ten temat. Wie dokładnie kim jestem, ale tak samo jak pedofila i tę zakonnicę wkurwia ją, że jestem kimś więcej niż tylko sklepową, i że osiągnęłam coś bez Kościoła. A próbowały ze mnie zrobić prostytutkę, przekonane, że uda im się mnie na tyle zniszczyć psychicznie, że wylecę ze studiów i będę żebrać o kawałek chleba. No cóż, nie wyleciałam ze studiów, ale tak jak mi ten pedofil obiecał nie jestem już łyżwiarką. (Dla wyjaśnienia, po semestrze treningów pływackich, zgodnie ze wcześniejszym zamiarem – do sekcji pływackiej namówiła mnie nauczycielka pływania – trafiłam na Torwar i zaczęłam bardzo szybko nadrabiać zaległości – byłam tak dobra, że w mistrzostwach młodzików zajęłam jeszcze lepsze miejsce niż w pływaniu, chociaż sporo zabrakło do medalu).
Opus Dei to bardzo niebezpieczna sekta. Zajmują się terrorem obyczajowym i religijnym. Zaszczuli na śmierć dwoje moich przyjaciół. Bardzo zdolną studentkę polonistyki za to, że „nie była dziewicą” i miała romanse (czyli za bycie zdrową szczęśliwą dziewczyną) oraz geja (za bycie szczęśliwym gejem). Iwonie oberwało się też za to, że mnie zna i zaczęła zaprzeczać opowieściom rozpowszechnianym w fandomie, Krzysztofowi chyba za to, że był kim był. Za każdym razem schemat był podobny – gwałt i rozpowszechniane kłamstwa na temat ich zdrowia psychicznego, udawanie kogoś z rodziny i okłamywanie psychiatrów. Niestety psychiatrzy nie są najlepszymi z lekarzy(2) i Opus Dei ich wykorzystuje bardzo chętnie do zaszczuwania „niewiernych” i „ratowania ich przed piekłem” – bo rozumiecie muszą, bo jak się pogoni księdza-pedofila to oczywiście według ich teologii idzie się do piekła i trzeba dać się zagonić do klasztoru, żeby tam mogli człowieka dalej torturować. Do tej pory nie wiem, jak psychiatra może przyjąć kasę od obcego człowieka – w ramach jakiejś „prywatnej wizyty” – i wziąć udział w zaszczuciu niewinnej osoby i wmawianiu choroby psychicznej u ofiary zaszczucia i perfidnego niszczenia przez terrorystów religijnych. Moi przyjaciele popełnili samobójstwo w efekcie takich intryg i muszę o tym opowiadać, aby nikogo więcej nie potraktowano tak jak ich czy mnie.
W latach dziewięćdziesiątych zostałam okradziona. Nie wiem, co kościelne kurewki z Opus Dei mi przypisywały, ale jako studentka zarabiałam prywatnymi lekcjami angielskiego. Zbierałam kasę z korków przez cały semestr, żeby w czasie wyprzedaży uzupełnić szafę, co było mi bardzo potrzebne. Moja mama jeszcze mi pomogła finansowo i zgromadziłam ładną kolekcję ubrań. Niestety w tym samym czasie pizdy z mojej podstawówki nękały mnie na Uniwersytecie. Przychodziły udawać studentki i robić burdy w nadziei, że zmuszę mnie do wyjścia za Rafała. Udało im się tylko – lub aż – zniszczyć mi powrót do sportu i możliwość sprawdzenia się jako wokalistka heavymetalowa. Zaszczuwana, atakowania fizycznie i seksualnie nie miałam już – jak to mówią – łyżek, żeby zajmować się czymś innym niż ratowaniem własnego zdrowia psychicznego (między innymi dzięki lekturom na temat psychologii) oraz studiowaniem. Opus Dei nie wystarczyły ataki na Uczelni. W pewnym momencie, gdy moja mama była sama w mieszkaniu, obwieś z Opus Dei, ojciec jednej z kurewek z mojej podstawówki, wtargnął do naszego mieszkania i wyniósł pudła z moimi ubraniami (czekały na zorganizowanie większej szafy). Obie idiotki nadal noszą moje ubrania i rozpowiadają, że je rozdałam, bo poszłam do klasztoru. Ryszard Nowak też tak opowiada. Więc niedrodzy debile z Opus Dei, w każdej chwili mogę pokazać swój indeks lub wyciąg ocen i udowodnić, że nie miałam żadnej przerwy w studiach, więc zamknijcie ryje, złodziejki i pedofile. W żadnym klasztorze nie byłam. Zerwanie mi z szyi pentagramu nie zrobiło ze mnie zakonnicy! Macie mi pizdy oddać wszystkie ukradzione mi elementy biżuterii. Ukradzionych znoszonych ubrań nie chcę.
Gratuluję warszawskiej Policji debilizmu, potykania się o własne nogi oraz tego, że zlewa ciepłym parabolicznym katolicki terroryzm i pomimo zgłoszeń nie zainteresowała się nim na tyle, żeby te zdziry chociaż przesłuchać. A sprawa ciągnie się od lat siedemdziesiątych, kurwa.
Muszę jeszcze coś dodać – imbecyle z mojej podstawówki zostały w podstawówce, a nie poszły do szkoły specjalnej, tylko dlatego, że „ksiądz” zdobył testy psychologiczne i niczym prawdziwy lifter z Limes inferior przygotował ich do testu. Inaczej poszliby do szkól specjalnych. Nie robi to z nich uczonych, ale chwalą się, że mają wykształcenie podstawowe, chociaż pewnie im brakuje do dolnej granicy normy (czyli o ile dobrze pamiętam chodzi o IQ75). Zrobiono im krzywdę nie reedukując, bo wyrośli na psychopatyczną zgraję debili, którzy bez odpowiedniego nadzoru pedagogicznego i pomocy psychologa znającego się na pracy ze zdemoralizowanymi imbecylami zrobili rzeczy, za które pójdą do więzienia, jeśli w badaniach wyjdzie, że są tylko niskointeligentni i zdemoralizowani przez sektę. Sam Ryszard opowiada totalne bzdury, w które nie wiem, czy można wierzyć. Podobno w młodości wywalono go z jednego seminarium, gdy po gwałcie na dziecku (on powiedział, że na „kobiecie” – zapytany dokładniej uściślił, że „kobieta” miała trzynaście lat) poszedł do więzienia. Miał potem znaleźć sobie inne seminarium, ale też nie skończył. Ma znormalizowaną pedofilię i gwałty w takim stopniu, że budzi to przerażenie, szczególnie gdy się weźmie pod uwagę, ilu ma wyznawców.
(1) Cała ta historia jest wzięta, jak podejrzewam, z urojeń Ryszarda. Byłam tak długo torturowana przez tego schizofrenika i jego sektę, że nie mam do końca pewności, czy opowiadał mi o realnych wydarzeniach.
(2) Moja mama była neurologiem i pracowała w Szpitalu Wolskim. Niestety wykończył ją psychicznie psychiatra, który zabił pacjentkę, upierając się, że widoczne objawy, to psychoza i że nie zgadza się na dalszą diagnostykę kardiologiczną. Był to przypadek jak z serialu Doktor House – kiedy problemy z sercem objawiają się zachowaniami psychotycznymi. Zabrał ją z SOR i zabronił dalej diagnozować w kierunku problemów z sercem – moja mama chciała ją wysłać na kardiologię – dopiero po śmierci pacjentki przyznał się do błędu. Mama wiedziała, że ją zabije, ale nie mogła nic zrobić. Bardzo młoda kobieta zmarła, bo debil wolał diagnozować sam i nie pozwolił na to, żeby wykluczyć najpierw problemy somatyczne. Zresztą serial Doktor House zawiera mnóstwo przykładów, kiedy problemy somatyczne, neurologiczne, internistyczne lub kardiologiczne dają obraz taki, że psychiatra zabiłby im pacjenta. Psychiatrzy nigdy nie są proszeni o konsultacje, przedstawieni w serialu genialni diagnostycy uważają psychiatrów za „nieprawdziwych lekarzy”, a psychiatrię za szarlatanerię. Ja i moi przyjaciele mieliśmy pecha do debili psychiatrów – opłacanych przez wariata (całkowicie obca nam osoba) – którzy święcie przekonani, że wariaci mówią prawdę zaszczuwali nas w różnych miejscach, namawiając na położenie się w psychiatryku. Za mną pewna psychiatra – razem z Ryszardem Nowakiem – łaziła a czasie jednego z Polconów w Warszawie. Powtórzę dokładniej: Ryszard Nowak nie jest moim krewnym, jego rewelacje pochodzą albo z jego własnej schizofrenii, albo urojeń nieznanej mi bliżej zakonnicy. Co zabawne, zarówno zakonnica jak i Ryszard mają w Kościele status „żywych świętych”, ponieważ imbecyle bez odrobiny wiedzy medycznej nie potrafią zrozumieć, co to choroba psychiczna i uważają, że owe wizje pochodzą od Boga. Owa pierdolnięta zakonnica „widziała” mnie w burdelu i „stąd wie”, co ja robię i kim jestem. Reszta jej znajomych idiotów razem z Ryszardem postanowili wyjść z siebie, żeby mnie zmusić do potwierdzenia, że zakonnica mówi prawdę, stąd pranie mózgu, które już w dzieciństwie mi zaserwowano. Niestety Policja olewa ciepłym strumieniem zgłoszenia o takich prześladowaniach, ponieważ nas system prawny chroni wariatów i zdejmuje z nich odpowiedzialność. Zapomina się o ofiarach prześladowań i nie udziela im się nawet odrobiny pomocy i wsparcia. Te procedury są do zmiany, tak żeby wariaci nie rządzili psychiatrami i różnymi instytucjami, żeby psychiatrzy chociaż trochę wiedzy psychoterapeutycznej wtłoczonej do głów w czasie studiów – nie mówiąc o neurologii, w ogóle uważam psychiatrię za zbędną specjalizację, więcej o pracy mózgu wiedzą neurolodzy, a już jest skandalem jest to, że psychiatria a nie neurologia zajmuje się taką degeneratywną chorobą mózgu, jaką jest schizofrenia, w efekcie żaden psychiatra nie diagnozuje na podstawie obrazowania mózgu, co jest skandalem. Psychiatrzy na razie przypominają durni z młotkiem, którzy wszędzie widzą gwoździe, a diagnozują na podstawie urojeń kościelnych wariatów. Policja, która ma w swoim motcie „służyć i chronić” nie robi nic, żeby wyjaśnić takiemu durnemu psychiatrze, że bierze łapówkę od znanego policji wariata. No bo policja nie zajmuje się wariatami, a przecież psychiatra powinien sam się zorientować, kto jest wariatem. No, więc nie, tak samo jak moja matka i dr House uważam psychiatrów za debili. Latami są urabiani przez schizofrenika i towarzyszących mu maniaków religijnych, ale nie raczą zainteresować się, czy przypadkiem nie jest to jeden z typowych kejsów, kiedy to wariat oskarża zdrową osobę o chorobę psychiczną. Psychiatra ze Szpitala Wolskiego, który zabił pacjentkę, poprawnie zdiagnozowaną na SORze, w końcu się przyznał do błędu, ale moja mama już nie chciała tam pracować, bo wiedziała, ile innych podobnych przypadków może napotkać na SORze. Wykończył ją ten psychiatra. Życzę szczerze jego koleżance, żeby też w końcu przyznała się do błędu. Chciałabym, żeby w końcu psychiatrzy przestali udawać lekarzy i zaczęli nimi być naprawdę. Branie łapówek od wariata i „diagnozowanie” na podstawie jego bełkotu, nie jest sposobem na karierę w świecie medycznym. Moi przyjaciele przypłacili życiem podobne zaniedbania psychiatrów, u mnie się skończyło poważnym rozstrojem nerwowym. Wiem, że psychiatria i ginekologia uchodzą za najłatwiejsze specjalizacje i łapią się za nią debile. Jedni uważają, że „kobiety same rodzą”, inni, że przecież wystarczy, że „ludzie powiedzą, co komu jest”. A najlepiej jak tymi mówiącymi są terroryści z Opus Dei, prawda?
Nie zapominajmy, komu zrobiono największą krzywdę – mam na myśli wszystkie ofiary sekty Ryszarda, które zaszczuli na śmierć, opowiadając wszędzie kłamstwa, wyrzucając z pracy i wmawiając chorobę psychiczną – w pokrętnej logice imbecyli ktoś tak potraktowany, nie ma innego wyjścia jak się „nawrócić”. Nie tępaki, ofiary terroru nie „nawracają się”, popełniając samobójstwo, zamiast tego ulegają prymitywnemu terrorowi i w chwili załamania nerwowego podporządkowują się prześladowcom i targają się na swoje życie, zgodnie z tym, co im się wykrzykiwało prosto w twarz, niszcząc życiowe plany. Mam za sobą próbę samobójczą z czasów studiów, więc wiem, o czym mówię, wszystko przebiegło zgodnie z opisami z podręczników akademickich. A całość na zamówienie schizofrenicznego „księdza” (tak go nazywają jego wyznawcy, on sam uważa, że jest równie ważny jak ksiądz dla wszystkich wiernych) i jego prymitywnej zakonnej pomocnicy, którzy za to imbecyli nagradzają, wbijając w narcyzm, chwaląc za „obronę Kościoła” (ciekawe swoją drogą, jakie przestępstwa na swoim koncie mają niesławni „wojownicy Maryi„, istnienie takich bojówek mnie przeraża). Kolejne typowe zagrania z podręcznika o terrorze.
Używam powyższego tytułu ironicznie, bo nękający mnie imbecyl z przerostem ambicji nie jest ani kochający, ani czuły. A skąd się wziął? Niestety z Kościoła Rzymsko-Katolickiego, który tuli do piersi takich debili, którzy sami do niczego nigdy nie próbowali dojść, za to koncentrują się na niszczeniu innych ludzi. Cała jego rodzina jest mu podobna, imbecyle nauczeni kłamać i oszukiwać. Zawodowi oszuści, a najlepszym przykładem tego oszustwa jest, że tytułowy Amoroso, który tak łatwo i lekkomyślnie posługuje się nazwiskiem W-S, a jest zwykłym Nowakiem (?) i nie mieszka jak rozpowiadała jego kuzynka siostra w wieży Złota 44.
Oczywiście ta piekielna rodzina Nowaków nie jest w żaden sposób spokrewniona z Barbarą Nowak z Krakowa, chociaż na nią też się lubią powoływać. (Spełniam prośbę o zaznaczenie tego faktu.) Ryszard, o którym piszę, nie jest jej mężem (to przypadkowa zbieżność imion). Ryszard Pogromca Metalu nie jest spokrewniony z ludźmi z Krakowa i pochodzi z Gdańska.
A jak się to dla mnie zaczęło? Od kretynki, z którą chodziłam do jednej podstawówki. To niska blondynka. Nigdy nie była moją przyjaciółka, chociaż podawała się za taką i pewnie nadal podaje. Znałam ją tylko z widzenia. Napadła mnie ze swoją kuzynką, a przynajmniej tak o niej mówiła (to ta dla odmiany wysoka blondynka) i wypytała mnie o stan posiadania moich rodziców. Kiedy się dowiedziały, że mieszkanie nie jest komunalne, tylko wykupione, wymyśliły, że je im oddam. „Za opiekę.” Szybko się okazało, że to jakieś wariatki, ale nikt nie przypuszczał, jak bardzo jest niebezpieczna sekta, do której należą.
Był to początek mojej znajomości z sektą Ryszarda i początek prania mózgu. Nikt mi nie pomógł się przed nimi obronić, zaszczuli mnie i moją mamę. Obrazą jest, że dwie osoby z tej sekty poważnie są uważane za kandydatów na świętych Kościoła Rzymsko-Katolickiego. W efekcie ich działań będę pluć i growlować na widok każdego księdza, bo chory psychicznie „ksiądz” czyli Ryszard zrobił mi całkowicie nielegalne pranie mózgu kilka razy wciągając w to prawdziwych księży oraz nawet psychiatrę. Napadł moją rodzinę. Nie bez powodu potem kupiłam z mamą psa obronnego. Mam zamiar nienawidzieć chrześcijaństwa do śmierci i zrobić wszystko, żeby upadł Kościół. Bo stanowi źródło zła, wspólpracując z gnidami z Opus Dei.
Największym grzechem Kościoła jest, że nie uznaje chorób psychicznych za choroby psychiczne. Schizofrenik, niebezpieczny przywódca sekty, to święty, mający dla ludzi Kościoła autentyczny kontakt z Bogiem, a maniacy religijni, to idealni, modelowi katolicy.
Żaden zbrodniczy 'ksiądz’ czy popierający go rzeczywisty ksiądz nie powinien zastraszać i zaszczuwać nikogo za ateizm czy wyznawanie innej religii do momentu, kiedy przerażona ofiara robi przelew na Kościół, bo ma stany lękowe i jest to jedyny sposób na obniżenie napięcia lękowego i nacisku psychicznego! A to mnie spotkało. To oczywiste, skurwielu, że zaraz potem, gdy już odrobinę się lepiej poczułam, poszłam złożyć formalną apostazję. Ślubuję opowiadać o was prawdę wszędzie i zawsze!!!
Rafał, inaczej mówiąc, zakłamany Amoroso, z którym nigdy nic mnie nie łączyło, uparcie kłamie na mój temat i dewastuje mi życie podając się mojego „męża” oraz niszczy psychicznie ludzi, których zawsze uważałam za prawdziwych przyjaciół. (Nie istnieje taka ilość prania mózgu, zastraszania, szczucia ludzi na mnie, czy syndromu sztokholmskiego, żebym go zaakceptowała.) On sam i jego banda podobno cnotliwych katolików, w rzeczywistości członków sekty, jest zakłamana jak najgorsze szczury z dna piekieł. Uznali, że będzie można namówić mnie do poświadczenia różnych nieistniejących „cudów” Ryszarda. Trudno połapać się w ich intrygach, bo ich zdaniem człowiek, gdy mu się wmawia chorobę psychiczną, powinien strzelić się w japę i wykrzyknąć – jestem chory psychicznie, więc zaakceptuję, że te imbecyle będą mi mówić, co mam robić i się nawrócę, bo to co ona mówi to prawda! Za takie coś czeka was proces za obrazę uczuć religijnych pogańskich! Tylko z pozoru działanie sekty jest debilne, przywódca sekty stosuje szantaż – albo ktoś się przyłączy, albo zostanie zaszczuty, jako osoba chora psychicznie, pozbawiona pracy i zmuszona do samobójstwa. Terror może doprowadzić kogoś do samobójstwa. Szczególnie, gdy zniszczy się ofierze całe życie. Mam za sobą próbę samobójczą, ma całe szczęście zmusiłam się do wymiotów i uratowałam, bo miałam za sobą lekturę podręcznika o terrorze i zorientowałam się, co się ze mną dzieje.
Po kontakcie z sektą Ryszarda ratuje mnie, że nie jestem katoliczką, tylko poganką. I fanką metalu. Nie byłam indoktrynowana religijnie w dzieciństwie przez rodzinę, więc nie robi na mnie większego wrażenia wydzierani się na mnie, że ksiądz mi nie da rozgrzeszenia lub, że idę do piekła. A w każdym razie potrafiłam się z indukowanego stanu lękowego otrząsnąć.
Nie kłaniam się księżom. Pogańska wiara wszędzie nakazywała ugościć wędrowca, bo można było odtrącić boga – w Norwegi do ludzkich domostw zaglądał Odyn I Thor, w Polsce Perun. Tylko ateiści i poganie mają nakaz pomagania innym, katolicy nie muszą, sama tak usłyszałam w dzieciństwie od przywódcy sekty, Ryszarda – pomagania nie ma w dekalogu, a i tak dekalog ignorują, szczególnie jeśli chcą kogoś „nawracać”, żeby „Polska była katolicka” – a tak naprawdę chcą przejąć majątek -„dla dobra Kościoła”. Jestem przekonana, że nie tylko testament Krzysztofa sfałszowano. Mnie też tym grożono i wiem, że siostra Rafała podebrała moją próbkę podpisu. Na wszelki wypadek – nic nikomu z tej sekty nie zostawiam.
Zgodnie z poleceniem pradziadka – który też popierał mój poganizm – pierwszego poznanego Norwega pozdrowiłam słowami „Welcome, fellow Odin worshipper” (na co usłyszałam, że jest ateistą – co nie dziwi, bo współczesna Norwegia jest w ponad dziewięćdziesięciu procentach ateistyczna, mały procent deklaruje się jako wyznawcy jakiejkolwiek religii, ja dzięki pogaństwu, jestem w tym niewielkim procencie religijnym – dzięki jego odpowiedzi dowiedziałam się, że można temu człowiekowi zaufać, a przynajmniej ja mogłam zaufać, jest dla mnie bardziej godny zaufania niż chrześcijanie). Mitologia skandynawska to moje wierzenia. Poganie są politeistyczni i przyjmują do panteonu też innych bogów, wychwalam więc też Swarożyca, dzięki któremu wszystko rośnie, bo to bóstwo solarne – i należę do polskiego kościoła pogańskiego (legalnie zarejestrowanej organizacji religijnej, zdychajcie chrześcijanie, jeśli to wątpicie). W mój poganizm nie można wątpić, ani przypisywać mi jakiś kościelnych konotacji, czy biegania po radę lub pomoc do księdza. Każda osoba, która tak robi, będzie przeze mnie pozwana o obrazę moich uczuć religijnych.
Spotkałam też wiejskich pogan jako dziecko w czasie wakacji i zabrali mnie w południe, żeby złożyć dary dla Polnych Panien – tak je nazywano – mężczyznom wstęp na pole był wtedy zabroniony. (A dary były po to pewnie, aby zabrały księdza, który przychodził krzywdzić małego chłopca – chociaż pewnie bardziej pomogła policja po moim wykonanym chyłkiem telefonie z informacją, że podejrzewam, że coś złego się dzieje.)
Jak powiedziałam wcześniej, nic mnie z Rafałem nigdy nie łączyło, dużo za to miałam wspólnego (chociaż miałam dopiero dziewięć lat) z moim kolegą z klubu sportowego. Wydawało mi się wtedy, że mam przed sobą całe szczęśliwe, dobrze zaplanowane życie i nic złego nie może mnie spotkać. Niestety kłamstwa tej zakłamanej rodziny Ryszarda, intrygi oraz pranie mózgu i zastraszanie doprowadziły do tego, że zabroniono mi się z Michałem kontaktować. Bardzo chcecie mojego „nawrócenia”, które ma być „cudem” dzięki któremu Ryszard zostanie „świętym”, ale to nigdy nie nastąpi. Nigdy nie zgodzę się zaakceptować Rafała, którego mi przywódca tej sekty „wyznaczył”. Nie jestem członkinią jego sekty i nigdy nie będę.
Ale wróćmy do przeszłości. Miałam wtedy osiemnaście lat i Michał, kolega z lodowiska (to ten dobry jakby co, blondyn) zjawił się moim liceum, próbując namówić mnie to powrotu do sportu. Chciał mnie też zaprosić na koncert Megadeth, ale ubiegł go inny mój kolega. Jednocześnie śledziła mnie siostra Rafała, która wyciągnęła ode mnie informację, że idę na koncert metalowego zespołu. Jak rozumiem, Rafał się wkurwił (nie może pogodzić się z odrzuceniem, bo przywódca sekty „mnie mu wyznaczył na żonę”) i ściągnął do Warszawy Ryszarda. Zostałam pobita przed koncertem za bycie metalem. Wkurwiona zaczęłam opowiadać wszystkim fanom metalu, ochronie, muzykom, Policji, co mnie spotkało i skończyło się to tak, że z Pawłem Darskim wdałam się w dysputę, kogo Ryszard bardziej prześladuje. Bracia Darscy twierdzili, że ich, bo przyjechał za nimi z Wybrzeża. Jak widać, mylili się co do powodu jego wycieczki do Warszawy. Moi przyjaciele i ja zebraliśmy większe ciosy od tego psychola i sekciarza, niż Gdańszczanie.
Przed samym koncertem Megadeth Ryszard Rafał uderzył mnie pięścią w twarz, gdy się okazało, że nie zrezygnuję z wejścia do Stodoły. Dostałam furii i poskarżyłam się też Dave’owi, ściągając go ze sceny jeszcze w czasie próby, żeby z nim porozmawiać o tym, jak niebezpieczny maniak religijny i świr zakłóca takie święto fanom i cały zespół również interweniował na posterunku w tej sprawie (w latach dziewięćdziesiątych też). Rozmawiałam też z szefem klubu muzycznego. Mam po tacie temperament wikinga, dużo trzeba żeby mnie zdenerwować, ale jak już się uda, to zawsze robię ostre afery, kiedy mnie się atakuje, więc świry z Opus Dei źle wybrały sobie cel. Będę się dalej mścić, obiecuję wam to i zawsze będę gryźć.
Świry z Opus Dei będą płacić nam odszkodowanie, również za żądanie ode mnie i od mojej matki okupu za zostawienie nas w spokoju. Przypominam, to moim przodkiem był Ragnar Lodbrok i to nam teraz zapłaci się okup (czyli odszkodowanie), tak jak Paryż grzecznie zapłacił w 845 roku.