Wszystkie wpisy, których autorem jest Gosia

Afery miłosne

Schizofrenicy z mojej podstawówki (wiecie to rodzeństwo, które jest chronione przez Opus Dei i promowane na świętych oraz mąż Renaty, chociaż on technicznie jest tylko zdemoralizowany) działają na dwóch scenach. Jedna scena to fandom, gdzie byłam przedstawiana jako chora psychicznie żona Rafała, która mu nie chce dać rozwodu, dzięki czemu rwał panny i namawiał do tego, żeby mu robiły loda, jednocześnie nie musząc się z nimi wiązać. Podobno facetowi to wystarczy, jest zaspokojony, żal mi tylko tych pań, bo się nie odwdzięczał, z tego co udało mi się z niego wydobyć, gdy już byłam zmuszona z nim rozmawiać. (Nie łudźcie się, Nycz doskonale wie o wszystkich jego „używkach” i wcale mu liczba bab Rafała nie przeszkadza, bo uważa, że słusznie mu „służą”.) Jednocześnie sekciarze z Opus Dei cały czas próbowali mnie zmusić, żebym za niego wyszła, bo kierowali się jego urojeniami, związanymi z seksem jaki podobno mieliśmy kiedyś razem uprawiać. Mieliśmy też spłodzić jakieś potomstwo i mieć potajemny ślub cywilny. Oczywista bzdura, mam na blogu zaświadczenia o stanie cywilnym, jestem panną i wypieram się jakiejkolwiek bliższej znajomości z Rafałem.

Jedną z pań poderwanych przez Rafała na to, że ma być obłędnie bogatym norweskim księciem jest moja koleżanka pani P. Oszalała na jego punkcie i postanowiła go zdobyć na zawsze. Zaczęłam być atakowana przez nią i przez siostrę Rafała. Zakochana idiotka weszła wszystkimi kopytami w tę opowieść, że jestem chora psychicznie i zaczęła Renacie pomagać. Zostałam zaszczuta w miejscu pracy, bo koniecznie chciała mnie zmusić do leczenia się pod dyktando schizofreników.

W ogóle nie byłam w stanie zrozumieć o co pani P. chodzi. Jestem kimś, kto ma w głowie cała masę wiadomości z czasów studiów w Instytucie Kryminologii UW. Między innymi typowe wypadki i ich przyczyny, więc gdy studenci pokazali mi nowy model Boeinga Max i zobaczyłam doczepione o wiele cięższe silniki do starego modelu zapaliły mi się lampki ostrzegawcze i uznałam, że panie, to runie. No i się niestety nie myliłam. Chyba to pani P. uznała za dowód mojej choroby psychicznej i na mnie bardzo brutalnie napadła. Jednocześnie starała się być „dyskretna”, więc mordowała mnie po kryjomu. Możliwe też, że odwoływała się do jakiś urojeń Renaty, które uznała za, odtworzone przez Renatę, moje własne urojenia. Nie kontaktuję się z Renatą, jej opowieści o tym, co robię i co jej niby mówię, to jej własna czysta produkcja na mój temat. Odmawiam komentarza.

Nie dziwcie się, że obraziłam się na panią P. już do końca i przestałam się z nią komunikować. Byłam tak wściekła, że kazałam jej rozmawiać ze mną już tylko na tematy zawodowe. Jednocześnie waliła we mnie urojeniami Rafała, wedle których miałam być nie tylko chora psychicznie, ale też mężatką i nie chciałam biednemu Rafałowi dać rozwodu. Wszystkie macki mi opadły w tym momencie. Miałam zamiar tej kreaturze przynieść zaświadczenie o moim statusie cywilnym, ale nie zdążyłam, bo zostałam napadnięta ponownie przez wariatów. Niestety tak duży duży stres napadnięcie przez chorego psychicznie ojca Rafała (czyli mojego gwałciciela z dzieciństwa) wywołuje problemy z pamięcią i absolutną amnezję. Zostałam załatwiona tak też na studiach, więc była to powtórka z rozrywki. Reszta niestety była już efektem tumiwisizmu kilku osób oraz kłamstw pani P.

Pani P. postanowiła mnie dalej „leczyć”, bo tak bardzo jej się spieszyło wyjść za jej „norweskiego księcia” i cieszyć się jego bogactwem. Stała się osobą, która holowała za sobą Nycza oraz cały gang Renaty i Rafała u mnie w pracy. Zostałam zakatowana przez nich jak nigdy wcześniej. Wolałabym, żeby to nigdy się nie wydarzyło, ale przynajmniej zdobyłam mnóstwo informacji na temat chroniącej Renatę i Rafała sekty oraz ich planów. Sekta uruchomiła chyba wszystkich, których mogła uruchomić – czyli ojca pani P., panią Szkwał z – nie mylicie – jej ojcem-psychiatrą idiotą, kilku psychologów i jeszcze innego psychiatrę. Taki atak powoduje taką traumę, że nie można działać, więc dopiero niedawno wyciągnęłam to pierdolone zaświadczenie o moim stanie cywilnym.

Pani P. zaświadczyła ludziom decyzyjnym, że ci wariaci to moja rodzina i że mi pomagają, co sprawiło, że Straż Akademicka zawaliła swoją robotę. Ja w tym czasie walczyłam o życie, bo byłam poddawana terrorowi oraz praniu mózgu. Wiem z podręczników, że to może nawet skończyć się samobójstwem. Schizofrenik doprowadza do śmierci psychiki swojej ofiary, najpierw wmawiając jej, że prawdziwe wspomnienia to urojenia (wtedy występuje amnezja), by potem wmawiać jej, że jego urojenia to prawda. Jeśli ofiara nie dostaje profesjonalnej pomocy, z reguły się zabija. Tak kończy się zaszczucie przez schizofrenika, który nie chce się leczyć i dostaje od wszystkich pomoc. Dosłownie wracam zza grobu i trzeba mnie traktować delikatnie po tym, co przeżyłam.

Pani P. zaś cały czas wszystko robiła i robi „dyskretnie”, żeby mi nie „zaszkodzić” i żeby nikt się nie dowiedział, jak bardzo jestem „chora psychicznie”. Ale mam nadzieję, że już dotarło do niej, jak bardzo się myliła i jak bardzo nie stałam jej na drodze do szczęścia z Rafałem. Naprawdę jestem panną i nigdy nie potrzebował rozwodu. I nie powinno jej obchodzić, co na mój temat mówią schizofrenicy.

Skoro już musiałam rozmawiać z Nyczem, bo zostałam do tego zmuszona, a on uważa mnie – błędnie – za członka tej sekty, zapytałam go, co się stanie, gdy ogłoszę wszędzie, że jestem panną i upadnie jego mit o tym, że złośliwie nie daję Rafałem rozwodu. Doszedł do wniosku, że każe Rafałowi w końcu się ożenić. Próbował mnie zmusić, żebym go przyjęła nawet jeśli go nie chcę, ale postanowiłam walczyć. W zemście i próbie postawienia na swoim doprowadził do syndromu sztokholmskiego, bo koniecznie chciał mnie zatrzymać na Politechnice. Przez to nie byłam w stanie przyjąć ofert pracy, które wtedy dostałam. Dopiero teraz zaczęłam z tego wychodzić i wróciłam do punktu wyjścia, tylko zabrało mi to kilkanaście lat życia, całkowicie zmarnowanych.

Rafał w pewnym momencie zaczął się odgrażać, że wprowadzi panią P. do fandomu i że się z nią ożeni. Bardzo go proszę, niech tak zrobi. Wiem, co spotyka osoby zdrowe w związku z nieleczącym się schizofrenikiem i wbrew mojej woli poznałam możliwości Rafała oraz jego poglądy na kobiety. Czasem najlepszą zemstą jest pozwolić komuś spełnić jego marzenia. Nic mi nie sprawi większej radości niż obserwowanie, jak pani P. leci w dół i trafia do piekła. I nie potrafi zrozumieć, co w ogóle się dzieje.

A wymówką Rafała, dlaczego mam w papierach „panna” ma być, że „nie wiedział, że ślub był nieważny”. Kurwa mać, nigdy z nim nie byłam, nie było nic, nawet „nieważnego ślubu”. Mam nadzieję, ze dureń w końcu zdechnie i przestanie bredzić.

Imbecyl

Nie wiem, czy już o tym gdzieś wcześniej nie pisałam, ale najwyżej napiszę jeszcze raz. Warszawskie konwenty są kontrolowane przez sektę Opus Dei i oni trzęsą tymi imprezami. A z kolei Opus Dei (razem z „Biszkoptem”, który też należy do tej sekty) rządzi schizofrenia mojej koleżanki z podstawówki (która absolutnie nie jest moją „najlepszą przyjaciółką”).

Serio, przypomniałam sobie sobie rozmowę z Nyczem, w czasie której zapierał się, że nie zmienia zdania i nadal Renatę uważa za wyrocznię, której „Bóg mówi o rzeczach, o których inaczej nie mogłaby wiedzieć”. Litości, od dzieciństwa mam na karku debili z Opus Dei. „Biszkopt” przejął to schizofreniczne rodzeństwo po swoim poprzedniku i nadal się upiera, że musi Renatę promować i że jest ona „święta”.

Znacie moje zdanie na temat schizofrenicznych bliźniaków i męża Renaty? Jeśli nie to przypomnę – nie są moimi przyjaciółmi i nigdy nie byli. Zakatowali mnie w podstawówce aż do próby samobójczej. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. I oczywistym jest, że nie mam z Renatą kontaktu, a wszystkie jej „informacje” o mnie są czystym zmyśleniem, albo pochodzą od ludzi, którzy jej coś donieśli.

Warszawskie konwenty nie są bezpieczne dla osób, którymi zainteresowała się Renata i jej schizofrenia. To, że mnie tępi to oczywiste. Ale tak samo potraktowała moje przyjaciółki. I nie miejcie wątpliwości – wściekły, mały brunecik, już chyba trochę łysawy, czyli Ryszard, absolutnie nie jest nikim związanym ze mną, czy moją rodziną. To wyznawca kultu świętej Renaty (tak samo jak Barbara i pewien ginekolog) i jest związany z Nyczem, który zachwyca się jego skutecznością. A faktycznie rewelacyjnie wychodzi mu terroryzowanie ludzie i doprowadzanie ich do załamania nerwowego. Powtórzę, nie miejcie wątpliwości, jest człowiekiem Nycza.

Tak więc pewna moja przyjaciółka, jak podejrzewam tylko z głupoty, przyjaźni się z „Biszkoptem”, chociaż ten jak najbardziej należy do sekty wyznawców „świętej Renaty” i popiera ludzi, którzy w czasie konwentu brutalnie atakują i terroryzują ludzi wskazanych przez Renatę. Ta moja przyjaciółka też tak została potraktowana. Pewnie dlatego, że dobrze wie, że Renata jest nikim. Ale cóż, tak mają katolicy, że dają się swobodnie dymać hierarchom i nawet nie protestują. A w każdym razie tak rozumiem te wydarzenia.

A jaki z tego wniosek? Nadal nie należy bywać na warszawskich imprezach. Wcześniejsze interwencje nic nie naprawiły w tym klubie. Nic pomogły rozmowy Krzysztofa z klubem. Konwenty Avangardy dla mnie nie istnieją.

Prywatne sprawy

W miejscu, w którym pracuję, byłam regularnie atakowana przez ludzi chorych psychicznie oraz ich kościelnych protektorów. Samo to nie byłoby groźne, gdyby nie okazało się, że te ataki są „moją prywatną sprawą” i nikt z moich kolegów czy koleżanek nie chciał mi pomóc. Nawet, gdy zostałam przez kilku przyjaciół Rafała złapana i uruchomiona w taki sposób, że nie mogłam sięgnąć po telefon, okazało się, że przechodzące koleżanki nie mają zamiaru mi pomóc. Odmówiły wezwania Straży Akademickiej, czy zawiadomienia Policji. Oczywiście Policja niewiele mogła mi w tej sytuacji pomóc, ale teren każdej uczelni to nadal kawałek naszego Państwa, chociaż stanowi miejsce eksterytorialne i oczami Policji jest Straż, która z Policją współpracuje. I wykonuje w podobnej sytuacji polecenia Prokuratora, nie Rektora. Z tym, że przejście takiej ścieżki i uzyskanie pomocy od Prokuratora zabiera za dużo czasu, a i tak możliwości działania są nadal utrudnione.

Ale żadna uczelnia jest oddzielnym księstwem, a z przywilejem eksterytorialności związane są obowiązki, między innymi zapewnienia bezpieczeństwa na swoim terenie.

Jest to skandal. Napadnięto na mnie w trakcie mojej pracy, kiedy jako nauczyciel mam taką samą ochronę jak urzędnik państwowy. Ale nikogo z mojej pracy to nie obchodziło. Wręcz przeciwnie, Straż Akademicka dostała kategoryczny zakaz wyprowadzania wariatów z mojego miejsca pracy (bo to by „źle wyglądało”). Jest to po prostu hilaeryczne. Moje zapewnienia, że w takim razie odchodzę z pracy, spotkały się z kolejnymi atakami wariatów z Opus Dei, którzy od mojego dzieciństwa próbują zrobić ze mnie swoją służkę i uważają, że jestem ich niewolnicą.

Ja nie dostałam pomocy, za to wariaci z Opus Dei dostali każdą pomoc. Więc przystąpili do mordowania mojej psychiki, wywołując traumę i syndrom sztokholmski.(1) W czym też swój udział miały osoby zatrudnione w mojej uczelni. Zostałam tak zastraszona, że bałam się nawet pomyśleć o zmianie pracy, chociaż w mojej sytuacji nawet praca w liceum jest czymś, co mnie by uratowało. Miejsce, w którym odniosło się takie obrażenia, że wystąpił syndrom sztokholmski, jest miejscem z którego trzeba uciec. Ten syndrom bardzo często występuje w miejscu pracy i warto ewakuować się ze złej pracy nawet na rok przed emeryturą.

W efekcie syndromu sztokholmskiego, problemów z pamięcią i stanów lękowych nie przyjęłam pomocy od moich przyjaciół i nie zmieniłam pracy, a schizofrenik Rafał przed niektórymi ludźmi nadal udaje mojego ukochanego, a schizofreniczka Renata moją najlepszą przyjaciółkę.

Mam dosyć, ci wariaci z Opus Dei zniszczyli mi całe życie, bo ciągnie się to od początku podstawówki. Wiem, że Prokurator się szykuje na tę szajkę. Przytrzymali mnie przy życiu biegli sądowi, psychiatra i psycholog, i tylko od nich dostałam pomoc w ramach interwencji psychoterapeutycznej.

Trochę zabawne jest, że niektóre osoby z pracy także mój blog uważają za moje całkowicie prywatne sprawy, tak mi powiedziano, więc mogę sobie tutaj pisać, co chcę. Zresztą już oni wiedzą, co o tym uważam, ale sądzą, że „nic mi nie jest”. A zatem piszę całą prawdę o tym, co się wydarzyło. I tylko prawdę. A prawda jest taka, że na pewno Nycz i Opus Dei mnie przed niczym nie obronili. Jak zwykle zniszczyli mi wszystko, co tylko mogli zniszczyć.

Tylko ten blog mi pozostał jako sposób komunikacji z niektórymi przyjaciółmi. Schizofrenicy, jak zwykle robią tacy wariaci, bardzo sprawnie przechwycili moje kontakty i odcięli mnie od wielu osób, a z innymi skłócili.

No cóż, w najgorszym wypadku pójdę do liceum. Chociaż wolałabym nie, bo to nudne.

⛧⛧⛧

(1) Dla niewtajemniczonych – syndrom sztokholmski to jedna z najgroźniejszych spraw w psychoterapii. Składa się na niego wredna triada – problemy z pamięcią, fałszywe wspomnienia oraz stany lękowe. Z tego wszystkiego najczęściej widać tylko stany lękowe, bo innych rzeczy człowiek nie jest świadomy. Osoba cierpiąca na syndrom sztokholmski żyje w lęku, a to nie jest prawdziwe życie. Walka z syndromem sztokholmskim to jest walka z oprawcą we własnej głowie, z osobą, która człowieka zniszczyła psychicznie i sobie podporządkowała. W zaawansowanej formie człowiek momentami praktycznie traci zmysły z przerażenia, bo musi pokonać blokadę stworzoną przez lęk przed oprawcą. Dlatego, żeby wygrać z prześladowcą trzeba robić rzeczy, których się ofiara boi, bo zostały zakazane przez oprawcę, a także starać się realizować swoje własne cele, a nie prześladowcy, który tworzy sobie niewolnika. Trzeba sobie przypomnieć traumatyczne wydarzenia, a także dotrzeć do prawdy. Zawsze warto zwyciężyć i żyć pełnią życia, a nie w lęku realizować rzeczy, których się nigdy nie chciało robić. Syndrom sztokholmski jest też częsty w sektach, tak samo jak zaszczucie ze skutkiem śmiertelnym jako kara za samą myśl o opuszczeniu sekty. I jest o wiele częstszy, niż ludzie myślą.

Telefon

Od wielu lat nie mam domowego telefonu i posługuję się tylko komórką. Zlikwidowałam naziemną linię nie dlatego, że chciałam uciec narzeczonemu, który według Opus Dei miał być moim gwałcicielem, a nie narzeczonym, co jest jawnym pomówieniem i bzdurą. Telefon został wyłączony już na zawsze, bo wariaci z sekty Renaty zaczęli mnie nękać nie tylko na konwentach, ale też przez telefon.

Wariaci dzwonili do mnie uparcie obrzucając wyzwiskami i przekleństwami. Musiałam znosić bełkot wariata, czyli Rafała. Zawiadomiłam też o tym nękaniu Policję. W końcu zaczęłam się bać, że powtarzające się na mnie napady przez telefon doprowadzą dodatkowo do mojego rozstroju nerwowego. W końcu nie należy się bać rozmów telefonicznych. Numer już od dziesięcioleci jest nieaktywny. I nie przewiduję, że można go odzyskać.

Zabawne jest, że dla wariatów brak linii naziemnej oznacza, że nikt nie mieszka w moim mieszkaniu. Bardzo cieszę z tego, że kościelne świry nie wiedzą, gdzie mieszkam i sądzą, że mieszkanie jest puste. Jakby co, nie informujcie ich o tym, że jest inaczej, nigdy.

Część ludzi nie zorientowała się, kto rzeczywiście w fandomie jest kościelnym świrem. Składa się na to kilka czynników. Schizofrenia Barbary, która opowiada o mnie rzeczy, które są jej pobożnym (omen nomen) życzeniem, a nie prawdą. Podobnie działają schizofrenicy z mojej podstawówki. Jak to schizofrenicy przypisują osobie, którą prześladują swoje, cechy, a cechy ofiary próbują przejąć, strojąc się w nieswoje piórka.

Schizofrenicy, którzy się nie leczą, są bardzo przebiegli i trzeba wiedzieć, jak ich podejść, żeby odsłonili się ze swoją psychozą. Psychiatra powinien to wiedzieć, a nie przyłączać się do zaszczuwania, sądząc, że zmusi mnie do „rozwodu”, albo zaszczuje mnie na śmierć, żeby córunia miała wolną drogę do łoża „księcia” (oczywiście po kościelnym ślubie) i jego „majątku”, który oczywiście jest żaden. Schizofrenicy uwielbiają żyć z oszustw i jeśli się da, nie pracują, więc jeśli ten znany w fandomie „norweski książę” daje jakieś pieniądze naiwnym ludziom, to znaczy, że po skoku dzieli się łupem, żeby kupić lojalność.

Powtarzam jeszcze raz, żaden to książę, żaden to Norweg. Raczej oszust matrymonialny, bo jednocześnie jego sekta cały czas nalega na mnie, żebym za niego wyszła, a zakusy na mnie w tym względzie trwają od podstawówki. Nienawidzę gnoja tak samo jak wtedy i nigdy za niego nie wyjdę, chociaż jest to ambicja również jego siostry oraz Nycza.

Schizofrenicy – jacy jak Rafał i jego siostra – zrobią wszystko, żeby uniemożliwić weryfikacje ich stwierdzeń. Nie łudźcie się więc, że dostaniecie od nich jakikolwiek dokument. Mam na blogu moje zaświadczenie o stanie cywilnym, gdzie wyraźnie napisano „panna”. Przedstawianie mnie jako „żonę” Rafała służyło dwóm celom – mógł łatwiej wyciągać kasę (już ja wiem, od których osób), a jednocześnie szczuć na mnie swoje podrywki, który wykorzystywał, bo nigdy nie miał zamiaru się z nimi żenić. Nie mówiąc o tym, że ten „potajemny ślub” (tak tajny, że nikt o nim nie wie, nawet ja) jest jego hodowanym od lat urojeniem. U schizofreników to zawsze idzie dwutorowo – urojenia zawsze w jakiś sposób pomagają im w popełnianiu oszustw, bo charakter w takiej chorobie ludzie mają niczym Gollum.

Dodatkowo Nycz, który widział moje zaświadczenie o stanie cywilnym w Prokuraturze, jest tak zabobonnym draniem, że uważa, że takie urojenia (wraz z urojeniam Barbary, że była na czym ślubie) nawet jeśli nie przedstawiają prawdy, są „znakiem od Boga”, jego „wolą” przekazaną idiotce Barbarze, że trzeba do takiego ślubu doprowadzić. Uważa też, że terrorem i zastraszeniem w końcu doprowadzi do tego, że syndrom sztokholmski weźmie górę i zrobi ze mną co będzie chciał. Po moim trupie!!!

Powtórzę, schizofrenicy zrobili wszystko, żebym nie mogła wyciągnąć tego dokumentu z moim stanem cywilnym wcześniej. Schizofrenik zawsze stanie na głowie, żeby uniemożliwić weryfikację jego stwierdzeń. Zostałam zaatakowana tak brutalnie, że znowu wystąpiły zaburzenia pamięci związane ze stresem i traumą. Unika się miejsc, gdzie zostało się zaatakowanym. Oraz osób, które skrzywdziły.

Więc nie dziwcie się, że nie ma mnie na żadnym warszawskim konwencie. To nie na moje zdrowie. Wyrzuciłam fandom z mojego życia, tak samo jak naziemny telefon. I wolę nie pisać w ogóle, niż pisać i pracować na schizofreników, żeby mogli udawać, że to ich teksty. Bo też i takie żądania zaczęli mi stawiać – ja mam pisać, a oni publikować jako swoje.

Zemsta imbecyli

Cała akcja z czasów mojej podstawówki to zemsta imbecyli, czyli klasyczne nękanie, zaszczucie z nadzieję na zaszczucie ze skutkiem śmiertelnym, bo głupy nie były w stanie się pogodzić z tym, że to ja byłam utalentowaną małą pływaczką, szlachcianką, osobą i kilku obywatelstwach.

Jedyne, co wydaje się być odrobinę mniej typowe, to uparte zaangażowanie kleru w całą sprawę zaszczucia mnie, ale też daje się wytłumaczyć ich głupotą, butą i chęcią postawienia na swoim. Bo motywuje ich chęć nagrodzenia dzieci, które grzecznie ich obsługiwały seksualnie. Ciągnie się to już prawie pięćdziesiąt lat i wygląda na to, że nie ma końca, bo cały czas ktoś chce mi udowodnić, że „nieważne są talenty, ważne jest tylko, kto komu daje dupy”.

Kler tak samo chyba uważa. To tak jakbyście się zastanawiali, dlaczego warszawskie konwenty są niemodne.

Palma jej odbiła

Od dziecka uciekam przed wariatami oraz imbecylami związanymi z Kościołem Katolickim. Pod wpływem mojej schizofrenicznej koleżanki z podstawówki „rozpoznali” u mnie chorobę psychiczną, która objawiała się głównie tym, że nie potwierdziłam ani słowa z urojeń Renaty czy Rafała na mój temat.

Nic się nie zgadzało z jej urojeniami, więc każde słowo prawdy było wzięte za dowód „choroby”, więc imbecyle bez żadnego przygotowania medycznego czy psychologicznego zaczęli mnie leczyć. I zaleczyliby mnie tak na śmierć (mam za sobą trzy próby samobójcze, w dzieciństwie mnie odratowano, dwa razy sama się cofnęłam), gdyby nie ludzie, którzy naprawdę mnie znają, także moje przygotowanie kryminologiczne mi nie zaszkodziło. Zaszczucie przez schizofrenika zawsze kończy się śmiercią ofiary, ja ratuję się ledwo-ledwo, i tylko dlatego, że mam wiedzę i istnieją media społecznościowe, więc mogłam szybko alarmować ludzi i informować, co się dzieje. Zna mnie też sporo osób, które wiedzą, jak bzdurny bełkot wydali z siebie kościelno-fandomowi schizofrenicy.

Przy okazji – nic nie chcę od fandomu, przekonanie ludzi z otoczenia Renaty, że uniemożliwienie mi zrobienia „kariery” pisarskiej sprawi, że mnie złamią i zacznę za nich pisać, żeby mogli chodzić w chwale, jest całkowicie fałszywe. Już dawno odeszłam z fandomu, napisałam konkursowy, wygrany tekst na prośbę Piotra i tylko dla niego to napisałam. Bardzo chciał, żebym nie rzucała pisania. Żadna schizofreniczka nie miała nic wspólnego z żadnym z moich tekstów, to nie ja jestem plagiatorką. Imbecyle kierują się przekonaniem, że pisarze są jak krowy na hormonach, że teksty muszą płynąć jak mleko i że ja muszę pisać. WIęc się złamię i będę im dostarczać teksty. Jest to przekonanie całkowicie fałszywe, pisanie jest na ostatnim miejscu moich priorytetów. Więc tępe schizofreniczne pizdy nie będą udawać pisarek i autorek moich pomysłów. Ich wielbicielki też mogą się odpierdolić. Bardzo proszę, jaki tekst czy samodzielny pomysł kiedykolwiek miała Renata?

Mój ojciec miał swoje powody, żeby wyjechać z Francji. Wcale mu się nie dziwię. Przewiduję, że wariaci z Opus Dei nie będą się leczyć, więc też będę dużo czasu spędzać za granicą. Nękali mnie i nadal nękają idioci, którzy nie byli w stanie sobie wyobrazić, że mój norweski przodek ożenił się z Polką i tu osiadł, co wcale nie jest dziwne dla norweskiej arystokracji. Ludzie naprawdę mają prawo mieszkać, gdzie chcą. Do kompletu mój tata był naturalizowanym Francuzem, więc to też zostało uznane za dowód mojej „choroby”, bo przecież ma polskie nazwisko.

Cała ta sekta skupiona wokół „świętej” Renety (uznali, że bo „wie rzeczy, których nie może wiedzieć”, ergo w ich przekonaniu wizje jej zsyła Bóg – nie dziwcie się, to prymitywy i ludzie chorzy psychicznie) tropi wszelkie świadectwa tego, że jestem chora psychicznie, a Renata wszystko wie i nigdy się nie myli. Oczywiście, że się myli, jej urojenia już nawet nie są zabawne, tak bardzo są za to typowe.

Oczywiście miało być moim urojeniem ciągnięcie psychologii jako drugiego kierunku. Ba! W pewnym momencie zadręczano mnie wmawiając, że mojego pierwszego kierunku anglistyki też nie studiuję. Miałam też nie mieć matury i być w ukryciu mężatką. Za to miałam podobno być sprzedawczynią. Za to Renata, sklepowa bez matury, z chorym uporem podawała się za studentkę obu moich wydziałów. W czym oczywiście nadal wspiera ją sekta, z uporem pielęgnując jej wszystkie urojenia.

Na początku lat dziewięćdziesiątych mój facet zabierał mnie często na działkę rodziców. Mój ówczesny nieformalny teść, nieżyjący już Profesor Psychiatra, kochał rośliny i za duże pieniądze kupił egzemplarze, które nie są typowe dla naszego klimatu. Czyli między innymi mrozoodporną palmę (są podgatunki, które wytrzymują do -20, a przynajmniej tak zapewnia sprzedawca z Allegro) czy opuncję. Oprócz typowo ogrodowej juki karolińskiej (naprawdę popularnej w polskich ogrodach i działkowicze uważają ją za coś oczywistego) była też juka wyglądająca bardziej egzotycznie. (Ameryka Południowa to nie tylko subtropikalne rejony, wystarczy spojrzeć na mapę i widać, jak w bardzo odmiennych strefach klimatycznych tamtejsza roślinność daje sobie radę.) Opowiedziałam o tym ogrodzie mojej koleżance pani Szkwał, więc oczywiście opis tych mrozoodpornych roślin też stał się „dowodem” na mojej szaleństwo. Ciekawe jak bardzo ludzie, którzy nic nie wiedzą o świecie, upierają się udowodnić swoją głupotę. Fakt, że niektóre panie czy panowie o czymś nie słyszeli, nie znaczy, że tego nie ma. Świadczy to tylko o tym, że mają bardzo ograniczoną wiedzę.

Od dwóch lat trzymam na balkonie mini sadzonkę jednego z mrozoodpornych gatunków opuncji i jakoś przeżyła, chociaż był to bardzo niewielki egzemplarz. Wystarczy opuncję zasuszyć, oraz w ogrodzie na czas zimy i jesiennych słot zakryć folią – mnie wystarczył daszek balkonu powyżej. Idealna roślina na balkon.

Przypomniawszy sobie o tym konkretnym incydencie, w czasie którego próbowano mi wmówić chorobę psychiczną, ponieważ wiem więcej o roślinach niż schizofreniczka z mojej podstawówki, postanowiłam uzupełnić kolekcję egzotycznych roślin, które można hodować w naszym klimacie, chociaż z naszym klimatem się nie kojarzą.

Na Allegro można znaleźć bardzo dobre oferty i rośliny są solidnie pakowane. Wysadzę je w pewnym ogródku (już ja wiem, gdzie), albo będę trzymać na balkonie i cieszyć się nimi latami. Nawet małe egzemplarze świetnie sobie dadzą radę w zimę, szczególnie, jeśli je postawię przy drzwiach balkonowych, ani nie będzie na nie padać, ani nie będzie za zimno. Kupiłam sobie mrozoodporną palmę oraz inny gatunek opuncji. Czekam teraz na rechot imbecyli, którzy mi będą wmawiać, że takie rośliny nie istnieją.

A oto moje mrozoodporne opuncje oraz mrozoodporna palma (która wcale mi nie odbiła):

Palma (która mi nie odbiła i wcale źle jej nie będzie w donicy na balkonie):

Ja w życiu nie słyszałem, żeby ktoś osiągnął sukces i nie był w Kościele…

Powyższa kwestia to coś, co usłyszałam w dzieciństwie. Byłam znienawidzona przez Kościół już jako dziewięcioletnia dziewczynka. Pewnie dlatego, że pyskowałam i śmiałam być dobra w pływaniu. No i oczywiście byłam zdolna też w innych przedmiotach. Później też słyszałam te słowa często.

Całe moje życie upływa mi na znoszeniu ataków imbecyli oraz wariatów, którzy udowadniają mi, że jeśli jest ateistką, to nie mam prawa do szczęścia osobistego, czy odnoszeniu sukcesów na różnych polach. Nie będę już wchodzić w szczegóły, co mi dokładnie kościelne hordy zniszczyły z zemsty za to, że nie chcę potwierdzać słów „świętej”, opowiedziałam to w innych wpisach. Znaczące jest za to, że powyższe słowa słyszałam od wielu osób związanych z Kościołem.

Zastanówmy się nad nimi przez chwilę, bo nie oznaczają tylko zdziwienia tym, że ktoś utalentowany nie wierzy w Boga. Bo to nie chodzi o brak wiary w Boga, chodzi o przynależność do konkretnej organizacji, która działa jak mafia. Więc jeśli odmawiasz im współpracy, zostajesz zniszczony, zupełnie jakbyś miał do czynienia z prawdziwą mafią. Przy okazji – sekty też tak działają.

Mechanizmy takich zamkniętych organizacji zakładają, że rzeczywiście tylko swój odnosi sukces, więc ktoś zdolny, a kto na przykład nie chce należeć do kręgu pedofilskiego (jak ja w dzieciństwie) jest niszczony. Przypominam, moja koleżanka i kolega z podstawówki uważali za normalne, że zajmują się obsługiwaniem kościelnych penisów i że dostają za to pieniądze.

Słyszałam wtedy, że oni odniosą sukces, bo same zdolności nie wystarczą, trzeba być w Kościele. Oczywiście, same moje zdolności wystarczyłyby, ale żeby dowieść prawdziwości tych słów, zrobiono wszystko, żeby zniszczyć mnie psychicznie i doprowadzić do samobójstwa, wychowując mnie na zaciekłą przeciwniczkę religii katolickiej.

Moi znajomi z podstawówki zostali obstawieni korkami, żeby zdobywać same piąteczki (chociaż raczej tylko po to, aby udało im się ukończyć podstawówkę). Jakiś szlochem ojca oraz poparciem kleru zostali wepchnięci do liceum, ale zostali szybko wypierdoleni za brak postępów w nauce. Trafili do zawodówki handlowej.

Ja sama pomimo prześladowania przez kler i ich znajomych, którzy koniecznie chcieli mnie „wychować”, kierując się urojeniami schizofreników, skończyłam prestiżowe liceum i ciągnęłam dwa kierunki studiów. Pisałam opowiadania i wygrałam konkurs literacki. Tak naprawdę udało się tej kościelnej chujni z grzybnią zniszczyć mi tylko życie osobiste – czyli coś co ma każdy człowiek, nawet najgłupszy. Ale mnie tego odmówiono, bo uznana, że jestem przedmiotem, którym wariaci z Kościoła mogą dobrowolnie dysponować i niszczyć w celu zmuszenia do poślubienia schizofrenika Rafała. Za co będę się mścić. A mam odpowiednie przeszkolenie, żeby ścigać i tropić wszystkie zbrodnie Kościoła, wzorem amerykańskich profilerów. Tak tylko mówię.

A Renata jest nadal tylko tępą sklepową i to coraz głupszą, bo jej nieleczona schizofrenia niszczy coraz bardziej mózg. Więc może jednak ten status „nowej świętej” wcale tak bardzo nie pomógł w życiu?

Wracając do tytułu wpisu – ja dla odmiany nie słyszałam, żeby jakiś wielki artysta lub naukowiec był super religijny. Jest wręcz przeciwnie – z reguły wokół Kościoła gromadzą się ludzie tępi, głupi, niewyuczalni, którzy bardzo często są również wariatami. Jeżeli osiągają jakiś sukces, to całkowicie niezasłużenie i tylko dlatego, że Kościół uruchomił swoje moce PR i majstrował przy ich wizerunkach. Niszczenie zdolniejszych też, jak widać na moim przypadku, wcale nie przeszkadza w tym, żeby „odpowiedni” człowiek odniósł sukces.

W czasie katechezy jako dziecko wręcz słyszałam, że katolicy mają obowiązek pomagać tylko katolikom i mamy niszczyć wszystkich, nawet zdolniejszych, byle „nasz” odniósł sukces.

Bardzo się cieszę, że nie jestem już katoliczką.

Z annałów najgorszej rodziny świata

Doszło mojej uwadze jakiś czas temu, że moja matka wyprowadzała z naszego rodzinnego budżetu całkiem spore sumy pieniędzy. Z początku myślałam, że chodziło o pomaganie schizofrenikom, którzy pozowali na biednych, ale wyprowadzono mnie z błędu.

Okazało się, że moja naiwna matka zaufała zapewnieniom schizofreników, Nycza oraz schizofreniczki Barbary o szaleńczej miłoście mojej i schizofrenika Rafała. Jeszcze raz kurwa składam dementi. W życiu nic mnie z tym imbecylem i schizofrenikiem Rafałem nie łączyło. Za to ukradł mi bardzo dużo pieniędzy i zniszczył mi życie przedstawiając się wszędzie jako ktoś, kto ma prawo o mnie decydować i kto jest moim mężem. A całe grono zawodowych katolików mu w tym pomagało.

Pomińmy na razie fakt, że nie miał prawa decydować, nawet gdybym miała amnezję i byłby moim mężem, ale nie był moim nikim, nawet ani razu się z nim nie umówiłam. Wszelkie jego narzucone mi odwiedziny w domu, gdy byłam małą dziewczynką, przypłaciłam rozstrojem nerwowym i próbą samobójczą. O mało nie umarłam z powodu tępoty mojej matki, która uwierzyła, że był między nami jakiś seks. Nie rozumiem, jak mogła być taka głupia, żeby uwierzyć w to, że jako dziewięcioletnia dziewczynka miałam być tak ponad wiek rozwinięta, że odbyłam stosunek ze starszym o dwa lata kolegą. W życiu nic takiego się nie wydarzyło, to wszystko były jego urojenia i nic poza tym. Gdybym ja coś takie usłyszała, to wysłałabym takiego gnoja do psychiatryka, albo oskarżyła gnoja o gwałt, bo dziewięcioletnia dziewczynka na pewno sama w tym nie wzięłaby udziału. Reakcją mojej matki było wydać mnie za niego mąż. Na całe szczęście nigdy nie byłam własnością tej idiotki, ani nie było żadnego seksu, bo to wszystko były urojenia całego gangu schizofreników. Obrazą rozumu jest też zabobonne wiejskie przekonanie, że utrata dziewictwa jest tak ważną sprawą, że trzeba dziewczynkę zmusić do przyjęcia za męża imbecyla i schizofrenika w jednym. A także zniszczyć jej plany kariery sportowej.

Wypieram się ludzi, którzy byli tak głupi, że zamiast ratować mnie przed tym gangiem schizofreników, uparli się, że będą realizowali co do joty wszystkie ich chore pomysły, żeby zachować się zgodnie z jakimiś średniowiecznymi regułami tego, co należy robić i trząść się nad urojoną utratą dziewictwa. Zniszczyli mi życie, zniszczyli też innym osobom życie. Stan w jaki mnie wpędzili nazywa się zabiciem psychiki i jest karane jak zabicie człowieka.

Nie wiem, jak to jest możliwe, że nie dostałam odpowiedniej ochrony przed tym gangiem schizofreników. Nigdy nie byłam nawet dziewczyną Rafała, jego sympatią, nie byliśmy nawet na jednej randce. Nie było żadnego seksu, bo seksem nie nazwę gwałtu oralnego czy zmuszenia mnie do słuchania, jak wali sobie konia. Za to wszyscy bez wahania zawsze przelewali i dawali do łapy spore sumy pieniędzy, którymi dzielił się z możnym protektorem z Kościoła, który mu te wszystkie oszustwa umożliwił.

Pewien hierarcha bardzo dobrze zarobił na niszczeniu mi życia i okradaniu mnie z pieniędzy. Mam nadzieję, że w życiu już go nie zobaczę. Gówno mi zrobi po mojej apostazji. Tak samo gówno mi zrobi wariatka Barbara, która uparcie opowiada, że była na cywilnym ślubie, którego nie było, albo że niedawno rozmawiała z moją matką, która nie żyje od roku 2000.

Mam nadzieję, ze to zamyka ten rozdział mojego życia i już nikt mi nie będzie wmawiał, że powinnam z Rafałem być parą i że „kochamy się od dzieciństwa”. Nienawidzę skurwiela od dzieciństwa. Tak samo jak nienawidzę Kościoła, który utrzymuje go bez leków, bo uważa go wtedy za świętego i wykorzystuje do swoich guseł i awansów.

Więc cokolwiek hierarcha zrobi, żeby zarobić na kasę, którą dostał od schizofreników (bo to wykorzystywanie idzie w obie strony i Kościół spełnia ich fanaberie i utrzymuje w zadowoleniu, żeby się nie buntowali) i tak za Rafała nie wyjdę. A moja matka miała obowiązek ze mną wszytko weryfikować, a nie wierzyć, że „straciłam pamięć” i że ten kutas jest mi przeznaczony. Od zawsze mówiłam, że to urojenia wariata i że schizofrenicy zbijają się w grupy, bo świetnie się rozumieją. Zdrowy człowiek z nimi nie wytrzyma. Ale mnie Kościół za mówienie prawdy zabił, bo zabił mi psychikę.

Na całe szczęście przeleciałam im pod radarem, odzyskałam pamięć na tyle, że mogę znowu podjąć z nimi walkę i mam pod ręką zaświadczenia apostazji oraz stanu cywilnego. Więc powiem dumnie – nie jestem katoliczką i nie jestem „żoną” Rafała i nigdy nie będę. Szkoda tylko, że kurwy kościelne zniszczyły mi życie próbując udowodnić, że ich urojenia są prawdą, czy też dążąc do tego, aby w swoim tępym schizofrenicznym uporze je zrealizować.

Tak więc Nycz, Kościół, schizofreniczka Barbara i inni wariaci mogą się cmoknąć tam, gdzie słońce nie dochodzi i się ode mnie odpierdolić. A różnym tępym pipom zakochanym w Rafale mówię, gnój jest do wzięcia od zawsze, tylko ma schizofrenię.

Będę domagać się odszkodowania nie tylko od Kościoła, ale od też od Państwa Polskiego, bo brak odpowiednich przepisów, które zmusiłyby te osoby do leczenia, spowodowało złamanie moich praw człowieka i doprowadziło do sytuacji, kiedy Policja mogła tylko z przerażeniem patrzeć, jak jestem ponownie zakatowana na terenie kolejnej uczelni przez wariatów i ludzi znajdujących się pod ich wpływem, których technicznie też się uważa za chorych, bo tak się odkleili od rzeczywistości.

Nie chcę już kiedykolwiek pracować na terenie, który jest jednocześnie częścią Polski i jest eksterytorialny. I gdzie decyduje o moim życiu bełkot schizofreniczki Barbary czy jakiegoś hierarchy. Nigdy w życiu.

Kurwa, co za świat, żeby urojenia kolegi z podstawówki zniszczyły mi życie, bo cała masa kościelnych wariatów uparła się, że albo muszę za niego wyjść, albo iść do klasztoru lub – jeszcze lepiej – na służbę w Opus Dei.

Na całe szczęście straciłam dziewictwo z kimś innym (synem profesora psychiatry, który też jest lekarzem), ale tutaj durna moje rodzina (pewnie pod wpływem bełkotu schizofreników) zdecydowała, że mam z nim rozstać i być już zawsze nieszczęśliwa. Mam szansę być szczęśliwa (chociaż nie tak jakbym była, gdyby moja matka trafiła do psychiatryka, gdy byłam dzieckiem, bo na to zasługiwała), ale tylko dlatego, że bardzo dużo osób zaczęło mnie wspierać wbrew „woli mojej matki”, szanując moje zdanie.

Wszystkim ludziom, którzy mnie nie wspierają, mogę tylko pokazać palec i wysłać w drogę.

Chrzest

Napisałam jakiś czas temu o Chrystusie jako o schizofreniku i o tym, że w zasadzie wszystkie religie opierają się na zastraszeniu i handlem nieistniejącym towarem – zbawieniem lub uwolnieniem od cierpienia. Czas opisać chrzest, który jest bramą wjazdową do świata, w którym rządzą schizofrenicy oraz przestępcy w sutannach.

Żaden z księży nie może mieć pewności, że wie, co mówi i robi. Powiedzmy sobie szczerze, że nikt z krainy po śmierci nie powrócił i wszystko, co mamy to są legendy. Równie dobrze ktoś mógłby mi kazać okazywać szacunek postaci króla Kraka lub straszyć mnie tym, że po śmierci zje mnie smok krakowski.

W momencie kiedy przedstawiam religię chrześcijańską w taki sposób jak powyżej, widać, że coś jest nie tak z lękiem społeczeństw wobec kleru i wobec powiedzenia wprost, że się nie wierzy. Niestety zostaliśmy zniszczeni w dzieciństwie, mam na myśli osoby ochrzczone, które obowiązkowo uczestniczyły w tak zwanej katechezie. Nauka religii polega – powiedzmy to sobie szczerze – na celowym wywoływaniu stanów lękowych, nazywanych przez katechetów wpajaniem „bojaźni bożej”. Bo rozumiecie, katolik musi się bać. I musi wiedzieć, że tylko płacenie klerowi pieniędzy może ten lęk ukoić i przelewanie kasy na konto jakiegoś księdza jest podstawowym obowiązkiem katolika. Przypomnijmy, Kościół z polskiej kasy ciągnie nieprawdopodobnie duże sumy pieniędzy i cały czas domaga się więcej.

Chrzest jest pierwszym elementem, który służy do zastraszania. Przypomnę – mówi się ludziom, że każde dziecko rodzi się jakimś „grzechem pierworodnym” i że jeśli nie zostanie ochrzczone, to trafi do piekła. Zaznaczę, że moim zdaniem istnienie religii, która mówi, że niewinne dziecko jest złe, o ile jakiś szaman nie odprawi nad nim swoich czarów, jest czymś, co powinno wywołać bunt społeczny.

Po chrzcie w życiu dziecka następuje katecheza. Podejrzewam, że wiele osób wyprało traumę uczestniczenia w lekcjach religii, ale ja pamiętam. Nie tylko zastraszanie w celu zapewnienia Kościołowi stałego dochodu, ale wspomniane wywoływanie „bojaźni bożej” – czyli lęku przed klerem i sprzeciwieniu się księdzu. Jest to wywoływanie syndromu sztokholmskiego.

Podejrzewam zresztą, że księża też są w szponach syndromu sztokholmskiego i jest powód, dlaczego tak histerycznie reagują na ateizm. Reagują lękiem, który wywołuje ich agresywne zachowania, gdy ktoś nie postępuje zgodnie z wbitym w głowę skryptem, bo tracą grunt pod nogami.

Mam swoje negatywne doświadczenie z Kościołem Rzymsko-Katolickim. Byłam nawracana siłą i stosowano wobec mnie wszelkie niedozwolone metody terroru, żeby tylko udowodnić, że schizofrenicy z mojej podstawówki są „świętymi” i zmusić mnie do życia zgodnie z ich wolą. Wiem więc, do czego potrafią posunąć się egzorcyści i księża, gdy ludzie nie widzą, co się dzieje. Czasem postępują tak samo i stosują krańcowy terror, gdy ludzie widzą, bo księdzu w naszej kulturze wolno wszystko i nikt im w niczym nie przeszkadza. Zawsze spodziewają się bezkarności.

Muszę powiedzieć, że moje klienckie doświadczenie (trzeba im pokazać, że tak zwani wierni, to w rzeczywistości klienci i mogą zagłosować nogami) jeśli chodzi o Kościół Rzymsko-Katolicki jest tak okropne, że wszystkim odradzam. Za to nieżyjący pastor Pilch zrobił na mnie jak najlepsze wrażenie. No i doktryna luterańska nie opiera na zastraszeniu, a księża są inteligentniejsi i więcej się od nich wymaga. Wierni też współrządzą w Kościele Ewangelicko-Augsburskim i nie pozwolą, żeby ktoś po ludziach tak jeździł, jak to robią katoliccy księża.

Luteranie szanują naukę i nie wypowiadają się w kwestiach, o których nic nie wiedzą. Nie wchodzą w kompetencje lekarzy, Nie robią ze schizofreników świętych. Nie mają fobii związanych z seksem i antykoncepcją. Pozbyli się kultu matki boskiej wiecznej dziewicy, więc nie narzucają kobietom toksycznego dualizmu święta-albo-kurwa – inaczej mówiąc, nie tresują kobiet. Spowiadają się tylko Bogu i wszystko rozważają we własnych sumieniach.

Pieniądze

Wspominam właśnie pewną rozmowę z Nyczem, z której wynikało, że mam obowiązek być z Rafałem, bo moja mama podobno dostawała jakieś pieniądze od niego. Pomińmy już kwestię, że nie jestem kurwą, żeby mnie moja matka sprzedawała, bo też i moja matka kurwą nie była. Można dużo o niej powiedzieć, ale nie to.

Ale jak widać, trzeba to dobrze wyjaśnić. Moja perspektywa jest taka, że jako studentka dostałam od mojej matki pieniądze na zakupy ubraniowe, co nie powinno nikogo dziwić. Studenci nie utrzymują się sami, a moja matka pobierała na mnie rentę po ojcu, więc jak najbardziej mogłam się spodziewać, że część z tych pieniędzy powinna przeznaczać na inne moje potrzeby niż jedzenie. A nigdy nie miała na dentystę dla mnie, czy większą liczbę ubrań. Moja szafa zawsze była bardzo skromna.

Bardzo wcześnie zaczęłam zarabiać korkami i pracowałam też jako lektorka w ramach stażu nauczycielskiego. Stąd miałam pieniądze. Jeszcze studiując, zaczęłam pracować w szkole policealnej. Moja matka zabierała mi wtedy już wszystkie zarobione przeze mnie pieniądze, bo poddała mnie już dużo wcześniej terrorowi (o tym za chwilę) i się ich domagała. Zostawiałam sobie tylko kasę z korków.

Od Rafała nic w życiu nie dostałam. Chociaż moja matka była okłamywana, że jakieś pieniądze dostawałam i powinnam jej dać. Absolutnie nic takiego nie miało miejsca. Ale straciła panowanie nad sobą, bo uwierzyła wariatom, którzy jak zwykle – jak sądzę – przywłaszczali sobie pieniądze. Sądzę, że właśnie wtedy moja mama zdała sobie sprawę, że rodzina Rafała to oszuści i przestała już tak ochoczo się z nimi kontaktować. Zawiadomiłam o tej całej sprawie Policję.

Z pewnym starszym pisarzem za to miałam umowę, że za pomoc, wsparcie i za wkład w tresowanie jego wyobraźni zawsze mi pomoże. Nie dostałam nigdy od niego ani grosza, słyszałam za to, że ostro sypie kasą i nagradza ludzi, z którymi nie chcę mieć nic wspólnego. Jedyne, co nas łączy to fakt, że występuję w ich urojeniach. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego, ale jeśli ten pisarz rzeczywiście tak bardzo ceni ich towarzystwo, to kim ja jestem, żeby krytykować. Chociaż ja wiem, że część z tego gangu to schizofrenicy, a reszta to autentyczne gangusy z mojej podstawówki. Ja nie chcę się z nimi kontaktować. Ale jak ludzie wiedzą, chcącemu nie dzieje się krzywda, więc niech ten pisarz dalej się ludzi, że to jakiś mój szwagier, czy mąż z moją przyjaciółka. Skoro ich lubi, to mu nie zabronię.

Tylko, proszę, nie mieszajcie mnie nigdy więcej do tego. Mam dwie ręce, zarobię na swoje podstawowe potrzeby i zawsze mam szczęście trafić na uczciwego faceta, który nie czeka, aż mu ktoś da, tylko zawija rękawy i pracuje. No, ale z moim przygotowaniem profilera to ja lepiej wiem, z kim rozmawiam. Bo napewno nie wie tego jakieś tępe, donoszące na mnie swojej mamusi dziecko.

Tylko kurwa zostawcie mnie w spokoju.